niedziela, 28 grudnia 2014

Blog ZAWIESZONY

Witajcie Mordeczki :c.
Nie mam dla Was dobrych wieści.... sam tytuł tego posta mówi wszystko za siebie.
Nie wiem czy czytacie tego bloga czy nie...
Chodź wątpię w to, że codziennie przypadkowo ok. 15/20 osób pomyliło sobie bloga.
Tak. Tak. Zawieszam bloga. Nie wiem kiedy na nowo zacznę publikować rozdziały. Ale na pewno tydzień. Jeśli nadal nie zobaczę waszej aktywności, pewnie się to przedłuży.
Będę dalej pisała opowiadanie, ale wy nie będziecie tego widzieć. No chyba, że pojawią się komentarze.
Zrozumcie, mi nie chodzi o tą liczbę komentów. Mi chodzi o wasze opinie, o to jak kto uważa rozdział...czy ktoś to czyta itd.
Widzimy się do kiedyś tam... pa.

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Wesołych Świąt mordki.
Spełnienia marzeń, przede wszystkim tych najbardziej skrytych. Poznania chłopaków i bycia na ich koncercie. Dużo prezentów pod choinką :D ciepła rodzinnego. Dobrze spędzonego Sylwestra. Byście tak pobalowali jak nigdy i dobrze przywitali nowy rok 2015. Aby był dla Was szczęśliwy i naprawdę udanym rokiem, owocnym w same powodzenia ;D.

Na początku miał to być rozdział, ale się nie wyrobiłam z powodu przygotowywaniu potraw  i są życzenia. Widzimy się w weekend :D




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 56

Uśmiechnąłem się na jej widok.
-Chodź.-chwyciła mnie za rękę.- Jeszcze jest tak wcześnie.- mówiła zaspana.
-Idź, a ja za chwilę tam przyjdę.-powiedziałem od niechcenia.
-Nie. Idziesz ze mną.- była stanowcza. –Ley śpi, a więc ty też chodź.
Wziąłem ją na ręce i razem z nią, pomaszerowałem do mojej sypialni.
~~Kilkanaście godzin później- Victoria~~
Siedziałam sama w salonie, oglądając telewizor w którym nic wartego uwagi nie było.
Chłopaki jakieś dwie godziny temu wyszli z domu, teraz tylko czekam, kiedy obudzi się Leayna.
Nie miałam jeszcze okazji, aby ją poznać. Jak na razie, z tego co wywnioskowałam jej osobą wybuchową i lubiącą się rządzić.
Nie zauważyłam jak dotąd u niej żadnych pozytywnych cech charakteru.
Po kolejnych kilku minutach usłyszałam wiązankę przekleństw, a następnie na schodach pojawiła się brunetka.
Popatrzyła na mnie z pod byka i poszła do kuchni. Nie wiedziałam jak mam się zachować.
Poszłam jednak za nią.
-Hej. Jestem Victoria.- podałam jej rękę, gdy ona akurat nalewała sobie do szklanki wody.
Popatrzyła na moją rękę, a następnie na twarz. Była to dla mnie krępująca sytuacja.
Nie chętnie ścisnęła ją, jednak nic nie powiedziała.
Coś mi się wydaje, że nasze relacje nie będą tak ciekawe jak by się mogło wydawać.
~~Leayna~~
Nie wiem, co ta dziewczyna tu robi!
Jeszcze chce się ze mną zapoznać?! Jeszcze czego! Nigdy!
-Kim ty jesteś?- spytałam, patrząc na nią z pogardą.
-Eeem…- podrapała się po głowie i dodała – Jestem jak by Ci to powiedzieć, dobrą,  a wręcz bardzo dobrą przyjaciółką Harry’ego.- uśmiechnęła się speszona.
-Tsaa.- wyminęłam ją i poszłam do salonu obejrzeć coś w TV.
Oczywiście ta przybłęda szła za mną. Nie powiem, wkurzyło mnie to.
Nie znam jej, więc nie zamierzam się do niej odzywać, a jeśli to jakaś kolejna dziwka mojego brata, to będę chyba musiała porozmawiać z Harrym na ten temat.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka nie miła?- popatrzyłam w jej stronę.
Siedziała na drugim końcu sofy, czekając na jakąś odpowiedź z mojej strony.
-Po prostu Cię nie znam.-mruknęłam i odwróciłam głowę w stronę telewizora.
-No ale zawsze możemy się zapoznać, tak?- spytała chyba raczej siebie, niż mnie.
-A kto powiedział, że ja chcę.
Ta rozmowa raczej nie prowadziła do nikąd.
Jedną z niewielu „przyjaciółek” Hazzy, polubiłam Clare. Nie wiem sama dlaczego akurat ją. Nie wiem czy dalej utrzymują kontakty i nie mam pojęcia co tak naprawdę dalej się z nią dzieję.
Może wyjechała z Anglii? W końcu bądź co bądź, jest znaną modelką.
Odwróciłam głowę w stronę szklanych drzwi na taras. Nadal świeciło słońce, a przez otwarte drzwi do salonu napływało ciepłe powietrze, co oznaczało, że na polu jest ciepło.
Z kieszeni wyjęłam komórkę w sprawie sprawdzenia godziny. Wyświetlacz wskazywał   18, czyli dzień jeszcze może nie będzie zmarnowany.
Popatrzyłam na powiadomienia i ujrzałam kilka połączeń od Mike’a.
Wstałam i wyszłam na taras idąc w stronę leżaków nad basenem.
Usiadłam na jednym z nich i odzwoniłam do chłopaka.
(M-Mike;  L-Ley)
M-No hej mała, dzwoniłem.
L-Hej. Tak wiem, coś się stało?
M-Nie no co ty. Mam dziś mecz, może wpadniesz?
L-W sumie…. A o której ten mecz?
M- Noo tak za godzinę, czyli o 19.
L- Dobra, będę.
M- Okey, będę czekał na ciebie obok Big Bena.
L-Dobra, paa.
Rozłączyłam się i pobiegłam do swojego pokoju.
Miałam półgodziny na ogarnięcie się i 15 min, na dojście do zegara.
 Wzięłam szybki prysznic, po czym wysuszyłam włosy i związałam w byle jakiego koczka, a następnie się ubrałam.
Chwyciłam jeszcze do ręki  telefon, a torbę zostawiłam na łóżku, zbiegłam po schodach na dół.
Wbiegłam jeszcze do kuchni, zabierając z niej butelkę wody mineralnej.
-A ty gdzie się wybierasz?- obok mnie pojawiła  się znów dziewczyna.
-Nie twoja sprawa, co robię i z kim.- syknęłam w jej stronę i poszłam w stronę wyjścia.
Jednak drzwi otworzyły się, ale nie pod ciężarem mojej ręki. W framudze drzwi, stanął  Harry.
Po jego minie mogę wywnioskować, że był zdziwiony.
-Gdzie ty idziesz?- spytał, zagradzając mi przejście.
-Ciebie też miło widzieć.- powiedziałam sarkastycznie.
-Ley, to nie jest śmieszne, jeszcze rano czułaś się źle, a teraz wszystko okey?! Ty masz leżeć!-ryknął na cały dom.
-Nie będziesz mi rozkazywał co mam robić!
-Dopóki jesteś pod moją opieką, będę.- powiedział spokojniej.
-Harry, ja nie chce się z tobą kłócić. Zrozum, wakacje mi mijają, a ja nie chcę chociaż tej połowy w domu przesiedzieć.- zaczęłam wątpić na to, że Hazza się zgodzi abym gdzie kol wiek wyszła, bo faktycznie rano to była jakaś masakra i takie nagłe uzdrowienie?! Sama jestem w szoku.
-Ehh, no dobra. Trzymaj się.- przytulił mnie na odchodne. –Masz być najpóźniej o 21 w domu.
Szczęśliwa wyszłam na plac przed domem gdzie przy autach stali chłopaki i chyba wyciągali zakupy z bagażników.
-Impreza się szykuje?- zagadałam w ich stronę.
-No jak widać.- zaśmiał się Zayn.
-A ty przypadkiem nie chora?- zdziwił się Liam.
-Cudowne uzdrowienie.- zaśmiałam się i ruszyłam w wyznaczonym kierunku.
Do uszu włożyłam słuchawki i puściłam swoją ulubioną  playliste.
Nie wiem ile dokładnie minęło minut, ale po nie długim czasie znajdowałam się pod najbardziej rozpoznawalnym zegarem świata.
Stał tam już Mike. Gdy mnie zauważył, zaczął podchodzić w moją stronę.
-Hej mała.- przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.
-Hej duży.- zaśmiałam się.
-No to co, idziemy?- uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem.
-No pewnie, w końcu na nowo przeżyję to co uwielbiam.- rozmarzyłam się idąc w stronę hali.
-To dlaczego nie grasz?
-Grałam, ale teraz…. Jest to, jak by Ci to powiedzieć… za bardzo skomplikowane. Na pewno wrócę, ale jeszcze nie wiem kiedy.
-Było by fajnie. Mielibyśmy razem treningi.- zaśmiałam się na jego porównanie.
Po jakiś 10 min.  Iścia znaleźliśmy się pod wyznaczonym miejscem. Od razu porwali go chłopaki z drużyny, ciągnąc w stronę wejścia. Jeszcze na moment odwrócił się w moją stronę i zrobił przepraszający gest.
Ja jedynie uśmiechnęłam się i przytaknęłam na  ,,Spokojnie, nic  się nie stało”.
Sama poszłam w stronę wejścia, a następnie na trybuny.
Siedziało na nich już wielu ludzi i z trudnością znalazłam jakieś miejsce.
Nie minęło więcej  niż 10 minut, a na boisko wbiegły dwie drużyny.
Zawodnicy ustawili  się na swoich miejscach. Trener jeszcze zaczął coś do nich mówić. Natomiast Mike, na szybko popatrzył na mnie i uśmiechnął się, co ja również mu odwzajemniłam.
***
Mecz dobiegał końca. Po chwili po Sali rozniósł się dźwięk gwizdka, kończący dzisiejsze spotkanie.
Muszę przyznać, że brakowało mi tego. Uśmiech nie schodził mi cały czas z twarzy.
Nie wspomniałam jeszcze, że drużyna Mike wygrała, więc miałam dwa razy więcej powodów do szczęścia.
Poczekałam, aż wszyscy kibice opuszczą hallę, a potem sama podążyłam do wyjścia.
Minęło tak wiele czasu, kiedy w końcu znalazłam się na dworze, że wydaje mi się iż Mike powinien  już tam być.
Jednak myliłam się. Nie było go tam. Cała drużyna stała razem, więc postanowiłam podejść do nich.
-Hej.- powiedziałam niepewnie.
-O witaj mała.- powiedział jeden z brunetów.
-Mała, to może być twoja pała.- syknęłam – Mam pytanie, gdzie jest Mike?
-Widziałem go w szatni.- powiedział tym razem blondyn.
Nie ukrywam, Ci chłopacy z drużyny są całkiem ładni. Może kiedyś….
Nie! Co ja w ogóle  plotę…
-Dzięki.- powiedziałam na szybko i ruszyłam w stronę szatni.
Weszłam do korytarza, mijając wiele drzwi, aż natrafiłam na te odpowiednie.
Zapukałam i nie pewnie zaczęłam je otwierać.
Jednak to chyba było błędem.
-Oł, przepraszam….- powiedziałam ściszonym głosem i wycofałam się w stronę wyjścia.
Brunet oderwał się od blondyny i ściągnął ją ze swoich kolan.
-Ley, poczekaj! To nie tak, jak Ci się wydaje….- chwycił w prawą dłoń swoją torbę treningową i podbiegł do mnie. Szliśmy na równi. Nie odzywaliśmy się do siebie, aż do pewnego momentu…
Byliśmy prawie już przy parku, gdy ON chwycił mnie za rękę i szarpnął, odwracając do siebie.
-Posłuchaj…- złożył ręce jak do modlitwy, patrząc prosto w moje oczy.
Słońce, które już zachodziło, oddawało piękno jego tęczówek.

-Ale Mike…- zaczęłam, jednak nie dane było mi skończyć, ponieważ poczułam miękkie usta na swoich…
____________________________________________________________________________
Hej.
W końcu pojawił się ten rozdział :D. Myślałam, że już wszystko jest okey i bezproblemowo będę mogła pisać dalsze rozdziały...
Jednak jak sami zauważyliście nie pojawił się w wyznaczonym terminie :p, za co bardzo przepraszam.
Ja wiem, że przez to was tracę :c. Jednak kiedyś komentowaliście, mówiliście czy się WAM podoba, czy moze warto by coś dodać albo odjąć...
A teraz? Zero, nic.
Przecież widzę ile Was wchodzi. 
Naprawdę komentujcie, a i zanim zapomnę - wejdźcie 24 grudnia na ten blog, godzina 16.00 :)
Mam dla Was, małą niespodziankę , chodź może wielu tym nie zaskoczę,więc do zobaczenia....

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 55

Obudziłam się, ale na polu nie świeciło słońce. Było ciemno.
Mimo, że dopiero co się przebudziłam, byłam zmęczona.
Chwyciłam za swoją komórkę obok łóżka i na początku jasność ekranu mnie poraziła, ale po chwili się przyzwyczaiłam.
Wyświetlacz wskazywał 4 nad ranem.
Odłożyłam na to samo miejsce telefon i przykryłam się kołdrą.
Nie umiałam jednak zasnąć. Ból był silniejszy niż wczorajszej nocy. Miałam na sobie wczorajsze ubrania, ale nie byłam w stanie iść się przebrać. Brakowało mi sił.
Zaczęłam przewracać się z boku na bok i tak minęła mi następna godzina.
-Dość tego.-wymamrotałam sama do siebie i wygramoliłam się z łóżka, które było takie cieplutkie.
Przeszłam kilka kroków w stronę drzwi, ale wtedy....
Ból przeszył cały brzuch, uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy. Upadłam na kolana, mocno trzymając się za niego.
Po jakimś czasie ból ustąpił i nie zwlekając poszłam do Harry'ego.
Nie pukałam, jak zwykle zresztą.


-Harr...- zaczęłam, ale nie skończyłam, ponieważ w łóżku nie leżał sam.
Śpiąc, przytulał jakąś brunetkę.
-Leay....-nie usłyszałam więcej bo zamknęłam drzwi i weszłam do łazienki.
Przeszukałam wszystkie możliwe półki i nigdzie nie mogłam znaleźć nic co zapobiegło by mojemu bólowi.
Bezsilna opadłam na zimne kafelki.
Oddychałam powoli, tak jak by miało mi to pomóc.
-Ley?- w łazience pojawił się Harry.
Nie odpowiadałam, tylko tępo patrzyłam w kafelki na podłodze.
On podszedł do mnie i usiadł po turecku na nich, wpatrując się we mnie.
-Czego chcesz?-byłam zła.
Sama tak do końca nie wiem na co. Na cały świat! To on nie pozwala mi się cieszyć życiem!
-Ej mała, spokojnie. Co się stało?
Położyłam głowę o zgięte kolana, mocno trzymając się za bolące miejsce.
-Ley?-nie przestawał dopytywać,  domagał się odpowiedzi  z mojej strony.
-Nic już. Idź sobie do niej.-schowałam głowę między kolanami, zamykając powieki.
-Coś Cię boli?
Jedynie pokiwałam głową na ''Tak''.
-Brzuch?- dalej dopytywał.
-Taaak.-powiedziałam przez zęby.
On więcej już nic nie mówił, tylko wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju, kładąc na łóżku.
-Zaraz wracam.

~~Harry~~
Wyszedłem z jej pokoju.
Nie zwlekałem i od razu zadzwoniłem do lekarza który miał prowadzić Ley do czasu, kiedy wszystko będzie OK.

(H-Harry  L-Lekarz)

L:Tak? Słucham?-odezwał się po drugiej stronie męski głos.
H: Dzień Dobry, z tej strony Harry Styles.
L: Harry, coś się stało?
H: Tak. Ley, zaczął boleć brzuch.
L: Zaraz tam będę. Podaj jej do tego czasu ciepłą herbatę z tymi lekami które jej przepisałem. Ale tylko dwie tabletki, nie więcej.
H :Dobrze. Do widzenia.
Rozłączyłem się i od razu skierowałem się z salonu do kuchni.
Zrobiłem tak jak mi kazano.
Gdy już miałem wychodzić z kuchni, właśnie w niej pojawili się chłopaki i Vic.
-Co ty odpierdzielasz?! Jest 6 nad ranem!- wydarł się zmęczony Zayn.
Bardzo możliwe, że przez przypadek ich obudziłem, ale teraz jest to nieważne.
-Nie mam czasu. Ley boli brzuch.-powiedziałem i z kubkiem gorącej cieczy skierowałem się do góry.
Brunetka leżała zwinięta w kłębek na łóżku.
Widać, że była zmęczona bardziej ode mnie i cierpiała.
Położyłem herbatę na jej szafeczce nocnej. Przykucnąłem przy niej.
Popatrzyłem na nią, a ona na mnie. Widać walczyła ze łzami. Jeśli ona miała płakać, to ból musiał być ogromny.
Pomogłem jej usiąść i podałem jej kubek, lekko przytulając do siebie.
-Wszystko będzie dobrze.- pogłaskałem ją po plecach w geście pokrzepiającym.

Z trudem wypiła wszystko, ale gdy to zrobiła, zadzwonił dzwonek do drzwi.
Pomogłem się jej położyć. Widać było w jej oczach ból.

Poszedłem na dół, gdzie właśnie Liam witał się z lekarzem. Ja zrobiłem to samo, a następnie zaprowadziłem starszego mężczyznę, do pokoju Leayny.
Odwróciła wzrok w naszą stronę.
-Witam. Jestem lekarzem.- przywitał się z nią, lecz ona nie odpowiedziała.
Była słaba.
Lekarz, kazał nam wyjść.
Usadowiłem się przy ścianie, na przeciwko drzwi.
Nie byłem długo sam, ponieważ po chwili dołączyli do mnie chłopaki.
Szczerze, nie wiem gdzie teraz była Victoria. Możliwe, że poszła dalej spać.

***
Minęło jakieś 20-30 minut. kiedy drzwi od pokoju Ley, otworzyły się a w nich ujrzeliśmy lekarza.
Od razu poderwałem się z miejsca.
-I co z nią?
-Harry przede wszystkim nie denerwujcie jej teraz i nie pozwalajcie żeby wychodziła z domu. Musi teraz dużo odpoczywać. Minął dopiero tydzień od jej operacji, nie zapominajcie o tym. Ona nie może jeszcze jeść jak kiedyś, mogło to się dla niej  skończyć gorzej. Miała wysoką gorączkę, którą zbiłem lekami, a powodem tego wszystkiego był nadmierny wysiłek i jedzenie którego przez miesiąc miała unikać. Podałem jej leki, będzie spać. Ale jeśli się obudzi, od razu podaj jej to- podał mi do ręki kilka pudełek z lekami i kartkę.- na tej kartce jest co masz jej podawać i kiedy. Gdyby coś was zaniepokoiło, to dzwońcie. A właśnie, zapomniał bym... Leayna została podpięta do kroplówki, za kilka godzin przyjdzie moja pielęgniarka i odłączy ją od tego, natomiast dziewczyna powinna obudzić się dopiero pod wieczór. Miłego dnia.- powiedział i wyszedł, zostawiając nas w natłoku myśli.
Od razu poszedłem do jej pokoju. Leżała na łóżku, a obok niej stała kroplówka. Oddychała powoli i spokojnie.
Nie takich wakacji dla niej chciałem. Mieliśmy pozwiedzać Paryż, Włochy...
Wyszedłem z pokoju i zdenerwowany poszedłem do kuchni. Chłopaki poszli chyba dalej spać, ponieważ próbę mamy dopiero na 15 popołudniu. Też byłem zmęczony, to fakt.
Odłożyłem leki obok zlewu, siadając przy stole. Oparłem łokcie o blat stołu i wypuściłem powietrze z płuc, przejeżdżając dłońmi po twarzy.
Poczułem czyjeś ręce na moich ramionach.
Odwróciłem się, była to Victoria...
______________________________________________________________________________
Hej mordeczki :D
Tak jak obiecałam, rozdział pojawia się w weekend.
Cieszę się, że blog znów wraca do funkcjonowania.
No  to chwila.... mam dla was ogłoszenia parafialne :D
1. Jeśli chcecie żebym informowała was o dodaniu postów na bloga, to po prawej stronie znajduje się ,,Formularz kontaktowy'', wystarczy go wypełnić, tak jak mówiłam w wcześniejszym rozdziale i tyle :D, będziecie zawsze na bieżąco.

2.Dziękuję, że są osoby, które czytają ten blog i go komentują. Jest to dla mnie coś, po prostu ŁAŁ. Fakt, nie ukrywam, że był to mój pierwszy blog od którego zaczęłam całą swoją przygodę z pisaniem.

3.Komentujcie dalej, bo jeśli liczba komentów będzie wzrastać, to rozdziały będą się pojawiać może i nawet 2 razy w tygodniu :)

4.Klikamy na dole bloga do obserwowanych tego bloga. :)

I nie wiem, czy przypadkiem o czymś nie zapomniałam, no ale dobra... to do następnego.
Liczę na was, że będzie więcej komentarzy =D

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 54

Jednak emocje które były nie do opanowania, nie pozwoliły mi na to bym mogła choć na chwilę odpocząć.
Prawda, która tak boli...
Mieszkam tu w Anglii już prawie dwa lata, a nadal nie wiem praktycznie nic na temat chłopaków, a w szczególności o moim bracie. Taka sytuacja nie powinna mieć w ogóle miejsca.
Jednak może powinnam go w tej sytuacji zrozumieć? Nie wiem i nikt mi w tym nie pomoże.
Z jednej strony cieszę się, że jestem razem z moją biologiczną rodziną... ale jednak nie.
Mama wyjechała...
Brat robi karierę muzyczną...

Na dodatek doskwiera mi złość w związku z brakiem nikotyny w moim organiźmie.
Aby choć trochę zakryć moje emocje, wyżywam  swoją złość i przelewam na inne osoby w moim otoczeniu.
Jedno pytanie nadal nie daje mi spokoju. Dlaczego?! Dlaczego Harry pytał się mnie o to, a potem  w szybki sposób zakończył rozmowę, doprowadzając do tego, że pokłóciliśmy się.
Przylatując tu, wymarzyłam sobie, że będę szczęśliwa i zacznę wszystko od nowa.
Jednak pomyliłam się. Moje życie jest jeszcze gorsze niż było w Polsce.
Męczy mnie fakt, że nikomu nie mogę tego powiedzieć, chodź chciałam bym wykrzyczeć to całemu światu.
Tak bardzo żałuję, że tu stoję i oddycham.
Nienawidzę chwil ,kiedy muszę zmierzyć się z własnymi myślami.

Chciałam się przejść po prawie ciemnym parku, jednak ból nie pozwolił mi na to dlatego dalej siedziałam.
Na pewno nie wrócę do domu. Nie chce tam być.
Wole kolejne godziny spędzić tutaj.

~~Harry~~
Trzasnęła za sobą drzwiami, a cisza która ogarnęła cały dom była nie do zniesienia w tej chwili.
Przetarłem rękami twarz i odwróciłem się w stronę siedzących.
Z uwagą przyglądali mi się.
Po krótkiej chwili, ciszę zagłuszył Louis.
-Co to miało być?!- skierował się do mnie z pretensjami.
-Nic.
-Harry nie z nami taka rozmowa. Spokojnie. Powiedz nam co tym razem?- widoczne było, że Liam jest tym wszystkim podirytowany.
Może faktycznie będzie lepiej jeśli wyleci do mamy...
-Spytałem się jej czy jest coś co lubi, a ona powiedziała, że kiedyś grała w siatkówkę i chce bym ją ponownie zapisał na treningi. Ja jednak się nie zgodziłem, ponieważ z jej stanem zdrowia to na razie nie jest wykonalne.
-Ale Harry, powiedziałeś jej to? Wytłumaczyłeś? Cokolwiek?-Eleanor uświadomiła mi, że ona powinna wiedzieć.
-Nie wiem dlaczego to przed nią ukrywam...- spuściłem głowę, siadając i głośno wzdychając.
-Przecież to nie jest nic, przez co umrze. Ale jeśli nie będzie się oszczędzać może być gorzej i tylko tyle. Przecież to jest pewien okres, potem ponownie będzie mogła szaleć.- Perry uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
Mieli rację. Nie mówiąc jej nic  na ten temat, tylko mogę jej zaszkodzić jeszcze bardziej.

***
Mimo zapewnień wszystkich zgromadzonych w tym domu, że lada chwila pojawi się Ley, ja jednak nie byłem co do tego przekonany.
Było ciemno, a wskazówki zegara wskazywały godzinę 11.00 w nocy.
Nie było jej już ponad 4 godziny, a było późno.
Po kolejnych 20 minutach, wzrok Liama i Zayna krążył po naszych twarzach.
Zaniepokoiłem się tym.
Lekko podniosłem ze swego torsu ciało Victorii i wstałem kierując się w stronę wyjścia.
-Co ty robisz?- gdy miałem już chwytać za klamkę frontowych drzwi, odezwał się głos za mną.
Był to Niall.
-Idę poszukać Leayny. Popatrz która jest już godzina. Ona powinna już być w domu.
-Zaczekaj, pójdę z tobą.- obok mnie stanęła Alexis.
-Jak by wróciła, to zadzwońcie od razu.- odezwałem się w stronę chłopaków zanim wyszedłem z domu.
Objąłem ramieniem Vic i poszliśmy szukać brunetki.
Chodziliśmy opustoszałymi uliczkami i ani śladu po dziewczynie.
-Dlaczego nie mówiłeś nic Leaynie o nas?- zapytała Victoria.
-Nie wiem. Nie było do tego okazji.
-Ale to dlaczego miałeś okazję powiedzieć wszystkim, nawet fanom, a własnej siostrze nie?- zapytała. Czy ona musiała mnie tak nękać?
-Dobra, Vic. Powiem jej.- zatrzymałem się wzdychając i patrząc prosto  w oczy szatynki, na co ona przytaknęła i się uśmiechnęła.
-Ej Harry?
-Hmm?
-Chodź na chwilę do parku.- pociągnęła mnie za rękę, za sobą.
- Po co?- popatrzyłem na nią pytająco.
Ona chce iść do parku, kiedy ja martwię się o swoją siostrę.
-Wiele razy mówiłeś, że Leayna wiele swojego czasu spędza tu z przyjaciółmi, a przynajmniej spędzała.- uśmiechnęła się. - nie zaszkodzi sprawdzić.
Ta dziewczyna po prostu tryskała szczęściem i  pozytywną energią.
Splotłem nasze dłonie razem, przyciągając ją bliżej siebie.
-Harry!-ktoś krzyknął, a my się odwróciliśmy w jego stronę. -Uśmiech.- był to jakiś fotoreporter.-Czy mógłbym zadać kilka pytań?
-Przepraszamy ale nie mamy czasu.- powiedziałem po czym pociągnąłem brunetkę w głąb parku.
Chodziliśmy tak, może z 10 minut, a ja już traciłem nadzieję.
-Ej patrz.- wskazała przed sobą, na jedną z ławek w oddali.
Powiodłem za jej wzrokiem. Na ławce siedziała Ley.
-Zaczekaj.- puściłem dłoń szatynki i po cichu, ale najszybciej jak mogłem podbiegłem do niej.
Jednak gdy usiadłem obok niej, zauważyłem, że spała.
Nie chciałem jej budzić, więc wziąłem ją na ręce wracając do Victorii.
***
Wróciliśmy do domu. Od razu po wejściu skierowałem się do pokoju młodej i położyłem ją na łóżku, a następnie po cichu zamykając drzwi.
Zszedłem do salonu, gdzie czekali na mnie chłopaki.
-Gdzie była?- zaczął Liam.
-W parku.
-Czy ona śpi?- zapytał Niall, zajadając się czipsami.
-Tak...- nie miałem już sił, na dalszą walkę z nią.
To staje się co raz bardziej trudne. Zaczynam się gubić we własnym życiu.
Owszem, szukałem Leayny. Obiecałem to sobie oraz mamie. Słowa dotrzymałem.
Początki też nie były łatwe ale teraz to co się dzieje nie potrafię pojąć.
Chciałem dziś wszystko naprawić, ale znów wyszło gorzej niż tego bym chciał.
Nie wiem co będzie dalej...
__________________________________________________________________________
Hej mordki.
Należy mi się wielki kopniak w dupę na opamiętanie.
Znów moja długa nieobecność sprawiła, że tracę czytelników.
Postanowiłam, że muszę wziąć się w garść i .... rozdziały będą dodawane w weekendy,a  jeśli nie zdążę,to awaryjnie w środy.
Rozdział który wam dziś daję do opinii, jak sami widzicie jest w piątek. A co za tym idzie, następny pojawi się za tydzień.
Przepraszam za błędy, postaram się je poprawić jak tylko znajdę czas :)
A teraz proszę was o jedno.
Chcę ile osób czyta tego bloga. Jeśli czytasz to dodaj komentarz.
Jest to dla mnie ważne. Chodź wam może się wydawać, że to bez sensu i po co tracić czas. Uwierzcie, to daje wielkiego kopniaka i wiele motywacji.
Jeśli wam się coś nie podoba, to piszczcie bo będę się starać to zmieniać :)
Do następnego.
A właśnie, zapomniałam bym... po prawej stronie znajduje się formularz kontaktowy.
Jeśli ktoś chciałby, abym informowała o dodawanych postach, to wystarczy go wypełnić :)
Np.
Nazwa: Krecik
E-mail: story.my01@gmail.com
Wiadomość: Ja ( lub możecie podać inną stronę, na której mam was informować,np. ask lub facebook)



środa, 5 listopada 2014

Rozdział 53


Odsunęłam się od bruneta.
Dziwne uczucie owładnęło mnie, widząc Josha i tą dziewczynę przytulających się do siebie.
Wystarczył miesiąc by przyjaciel, o którym myślałaś, że znasz dobrze, to tak naprawdę nie wiesz nic. Oddalasz się każdego dnia co raz dalej. Wiesz o nim co raz mnie i czujesz w swoim życiu pustkę.
Brak jednej osoby potrafi dać tyle smutku, którego tak bardzo chciałbyś nie znać.
Tyle razem spędzonych chwil, które każdego dnia powracają ze zdwojoną siłą.
Ten okropny fakt, gdy ktoś pyta czy wszystko OK? Nikt nie świadomy tego co naprawdę dzieje się w twojej głowie i musisz udawać, że wszystko jest w porządku.
Dlaczego ja nic nie wiem, że masz dziewczynę?! moja podświadomość krzyczała.

Na szczęście nie trwało to długo, ponieważ do pomieszczenia wróciła reszta.
Byli uśmiechnięci, aż do momentu...
Gdy tylko zobaczyli tulącą się, chyba parę, od razu z ich twarzy zszedł uśmiech.
Nie wiedziałam jak mam się zachować.
Wolnym krokiem wstałam z podłogi i usiadłam na sofie, udając, że nic się nie stało i nie obchodzi mnie to w jakikolwiek sposób.
Zawsze myślałam, że nigdy się nie zakocham w nikim, że nie będę jak te dziewczyny w filmach takimi idiotkami. A jednak!
-Heeej, Ley.- przed oczami ktoś pomachał mi ręką, na co się ocknęłam.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Wszyscy siedzieli i jedli pizze lub popijali cole. Jedynie ta pusta blondynka miała wyryty dziwny uśmieszek.
Owszem, chciałam zobaczyć się z moimi przyjaciółmi, ale w takiej sytuacji wolałam bym już słuchać chłopaków i ich planach co do trasy czy koncertów i fanów.
Chodź może co do ostatniego to jednak chyba podziękuję.
Momentalnie wstałam i szybko pożegnałam się,po czym wyszłam, biegnąc po schodach w dół.
Na ostatnich schodkach nie wytrzymałam i usiadłam na nich.
Łza za łzą leciała po moich polikach.
Moje życie jest bardzo skomplikowane, a ja jeszcze bardziej je komplikuje.
Czasem dziwię się dlaczego Harry i inni chcą bym powracała do ich życia. Przecież tyle razy dawałam im szansę na to by pozwolili mi odejść z tego świata. A oni? Walczyli o mnie.
Nie rozumiem ich, przecież ja tylko ranie wszystkich dookoła mnie.
-Leayna?- zachrypnięty głos doszedł mnie za moich pleców.
Odwróciłam się szybko, ale jak szybko to zrobiłam tak szybko uciekłam.
Nie chciałam by widział moją słabość.
Myślałam, że jestem wystarczająco daleko by mnie nie dogonił, jeśli chciał.
Jednak się myliłam, bo szybko ktoś mocno mnie złapał i odwrócił.
Nie miałam odwagi by na niego popatrzyć.
Jednak on chwycił mój podbródek i nie miałam innego wyboru, jak tylko popatrzyć na niego.
Nasze oczy się spotkały. Wydawało mi się, jak by cały świat zwolnił, a my byliśmy w centrum niego.
-Mike.- wyszeptałam i przytuliłam się do niego.
On objął mnie mocno, nie pozwalając by ktokolwiek mógł mnie skrzywdzić.
Czułam się bezpiecznie.
On jednak lekko mnie odsunął od siebie, jednak dalej obejmując i kciukami potarł moje mokre od łez poliki.
Nie dopytywał się dlaczego płaczę.
Za co byłam mu wdzięczna z całego mojego serca.
Po jakimś czasie chyba zauważył, że jestem zmęczona, bo odprowadził mnie be żadnych pytań do mojego domu.

Operację miałam tydzień temu i teraz powinnam leżeć i odpoczywać w łóżku, a ja chodzę po mieście. Więc nie dziwcie się, że jestem zmęczona.
Nie poszłam wgłąb domu, tylko od razu pokierowałam się do swego pokoju.
Chciałam się położyć i odpocząć, bo brzuch zaczął dawać o sobie znać przez bolesne bóle.
Gdy byłam już na górze i nikt mnie nie widział, chwyciłam się za bolące miejsce i otworzyłam drzwi.
Szybko się wyprostowałam widząc Harry'ego leżącego na moim łóżku.

~~Harry~~
Nie wiedziałem do końca, co powinienem dalej robić, by było lepiej w relacjach z Ley.
Nie wiem jak mam się zachowywać, by przypadkiem czegoś
źle nie powiedzieć, co mogło by wszystko zburzyć.
Potrzebowałem, by ktoś mi to wszystko wytłumaczył i pomógł w lepszym dogadywaniu się z moją siostrą.
Postanowiłem, że zajdę do tego psychologa, do którego miała iść Ley.
Tamten czas dla każdego był trudny. Nie chce nawet myśleć, jaki on musiał być dla Leayny.
Wszedłem do wielkiego pomieszczenia, gdzie zamiast ścian dookoła były szyby na widok na ulicę. Tylko dwie, długie ściany były z grubej cegły.
-Dzień Dobry.- odezwałem się do pani psycholog siedzącej w jednym z foteli.
Od razu wpadła mi w oko. Nie była to stara kobieta. Na oko w moim wieku. Ładna, chuda brunetka.

***
Siedziałem czekając na siostrę.
Długo nie przychodził.
Ale w końcu drzwi otworzyły się, a w nich zobaczyłem właśnie Ley.
-Co ty tu robisz?- widocznie była zdziwiona, że tu jestem.
-Siedzę.
Zirytowała się moją odpowiedzią.
-Usiądź, chciał bym z tobą chwilę porozmawiać.
-Emm okeeeey?- nie pewnie usiadła naprzeciwko mnie.
-Robiłaś kiedyś w Polsce coś co kochałaś? Nie wiem, może... jakieś treningi...
-Tak.- zniżyła głowę, przyglondajonc się swojej pościeli.
-Świetnie.- uśmiechnąłem się - A co to takiego było?
-Kiedyś trenowałam siatkówkę, a jeśli przy tych tematach, to może zapisał byś mnie na siatkówkę?- w jej oczach ukazał się promyczek nadziei.

~~Leayna~~

Od wielu miesięcy myślałam nad tym czy powiedzieć o tym Harry'emu, że chce trenować.
Ucieszyłam się gdy spytał się sam.
Jednak nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
-Nie, Ley.
-Ale... przecież.... dlaczego?!- wstałam na równe nogi.
-Ley, w tym stanie nie możesz, zrozum.
-Nie! Harry po co tu przyszedłeś?! Idź! Proszę...- mój głos robił się co raz niższy z każdym wypowiadanym kolejnym słowem.
Nic nie odpowiedział.
Tak po prostu wstał z mojego łóżka i poszedł w stronę drzwi.
Nie chciałam tak szybko zakończyć tego tematu.
Odwróciłam się i poszłam za nim.
-Harry! Dlaczego musisz być takim gównem?!
Momentalnie odwrócił się w moją stronę.
-Ty mały gnojku.- wysyczał w moją stronę.
-Zapisz mnie na tą siatkówkę!
-Nie!
-Dlaczego?! Sam zacząłeś temat i nie pozwolę Ci tak tego zakończyć!
-No ty wyobraź sobie, że właśnie to zakończyliśmy.- mruknął pod nosem i zbiegł do salonu,a ja za nim.
W tej chwili nie liczył się nawet ten głupi ból w okolicach brzucha.
-Zachowujesz się jak każda gwiazdka popu! Zaduchany w sobie dupek! Nie liczysz się ze zdaniem innych!- wrzeszczałam, nie zdziwię się, jeśli słyszeli mnie na drugim końcu ulicy.
-Myślisz, że jak znasz mnie dwa lata, to wiesz o mnie wszystko?!
-Zacznijmy od tego, że ja prawie nic o tobie nie wiem, tak jak ty o mnie!
-No właśnie! Więc nie zachowuj się jak bachor!
-Odezwał się ten niby ''dorosły''! Odpierdziel się ode mnie, jak masz zamiar udawać dobrego braciszka na pokaz.- pokazałam my środkowy palec i szybko wyszłam z salonu.
Naszej całej kłótni przyglądali się chłopaki i ich dziewczyny oraz jakaś brunetka.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi wychodząc z domu.
Nie chciałam przebywać wśród nich.
Dopiero teraz, gdy zeszło ze mnie to całe ciśnienie poczułam jak ból rozsadza mój brzuch.
Skierowałam się do parku gdzie pewnie nikogo już nie będzie ze względu na późną godzinę i ciemność dookoła.

Tak jak myślałam. Usiadłam na jednej z ławeczek.
Przede mną rozpościerał się na wpół ciemny park.
Zmęczenie ogarnęło całym moim ciałem.
Zimny wiatr wiał na moje odsłonięte ciało. Mimo, że mamy lato to dzisiejszy dzień na pewno tego nie okazywał.
Było zimno, a ja siedziałam w parku w szortach i T-shirt'cie.
Jednak zmęczenie było tak mocne, że zamknęłam oczy.
_____________________________________________________________________________
Hej.
Postanowiłam tak, że ze względu iż mam szkołę i mnóstwo treningów i tych różnych dupereli to nie mam czasu by pisać rozdziały. Więc nie bd dodawać co tydzień, tylko co 2 tyg.
Mam nadzieję, że nie obrazicie się na mnie ;)
W sumie i tak przez tą długą ostatnią długą przerwę, straciłam wielu czytelników :/
No dobra, jeśli przeczytałeś/aś ten rozdział to proszę skomentuj :)
Do następnego mysiory.
Ps. wybaczcie za błędy, ale jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły by je poprawić :/

środa, 22 października 2014

Rozdział 52

Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona.
-Sorry.- usłyszałam głos.
No tak...
Mądry Harry przywalił mną o futrynę drzwi.
Taaak.
Ale gdzie tam wcale nie bolało <wyczuwacie sarkazm?>.
-Głąbie!-wydarłam się na niego, przez co odechciało mi się spać i momentalnie wydostałam się z objęć lokowatego.
-Tylko nie głąbie!- udawał poważnego, lecz nie wyszło mu to i zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
-No ejjj!-wydął wargi, na co pokazałam mu język i poszłam do kuchni.
Chciałam zrobić sobie herbatę, no ale NA SPOKOJNIE.
Jednak przez pewną osobę, nie mogłam. A mniej więcej był to Harry, który szedł za mną krok w krok.
Było to wkurzające i ciągle nasuwa mi się pewne pytanie.
,,Co się mu stało, a raczej co brał?''
Nie powiem, wkurzało mnie to i to bardzo!
-Jesteś debilem.- wypowiedziałam, nie odwracając się.
-Ah tak?- popatrzył na mnie.
Nie zwlekając, wyminęłam go i uciekłam do ogrodu, a on za mną.
-Zostaw mnie!- krzyczałam.
Po kilku minutach gonitwy, zatrzymałam się przy basenie.
Rozejrzałam się dookoła ale nigdzie nie mogłam znaleźć Hazzy.
Już chciałam iść do dom, gdy poczułam, że zanurzam się pod wodą.
Byłam zdezorientowana ale szybko wypłynęłam na powierzchnię, gdy usłyszałam głos brata a raczej jego śmiech.
Byłam na niego wkurzona.
-No i z czego się śmiejesz?!- zaczęłam się po nim wydzierać, a on jeszcze głośniej zaczął się brechtać.
Nagle obok niego pojawiła się reszta zespołu i patrzyli na mnie jak na wariatkę.
-No co?!- dalej wrzeszczałam.
-Nic, nic.- powiedzieli równo, podnosząc dłonie w geście obronnym.
Wyszłam z basenu cała przemoczona.
Ciuchy się do mnie kleiły, a ja ta tego nienawidzę!

Kilka minut później byłam już przebrana.
Włosy zostawiłam rozpuszczone by wyschneły.
Była dopiero godzina 5 nad ranem, a chłopaki poszli spać.
Tylko ja jeszcze stałam na nogach w tym domu. Nawet kot poszedł spać.
  ***
Nie poszłam spać, tylko kiedy wybiła godzina 10, wyszłam z domu.
Chciałam w końcu porozmawiać i pośmiać się jak kiedyś.
W zadziwiająco szybkim tempie, pojawiłam się w parku.
Nie było jeszcze za wiele osób, dlatego usiadłam na jednej z ławek.
Czekałam pół godziny..... godzinę....
Nikt nie pojawił się obok mnie.
 Zadzwoniłam do Rosi, ale nie odbierała więc zadzwoniłam do Josha, który odebrał już po drugim sygnale.
-Hej...- zaczął.
-Gdzie wy jesteście?
-A co?
-No bo siedzę  parku....
-Poczekaj.- i rozłączył się.

~~Harry~~

-Przecież nic nie zrobisz Harry!- wrzeszczeli  ze mną chłopaki.
Jakieś 15 minut temu dostałem telefon z policji, że nadal nie znaleziono Max'a, że prawdopodobnie wyjechał do innego kraju.

Nie mogę pilnować na 24 h. Ley, a przecież nie mogę pozwolić na to by znów trafiła w jego ręce.
Nie wiem, naprawdę nie wiem co zrobić.
-Harry, uspokój się. Są wakacje,  Ley wróciła do domu i powinieneś się cieszyć z tego a nie upszykszać sobie życia.
Uśmiechnął się pokrzepiająco Liam.
Miał racje. To małe gówno nie może zepsuć mi reszty życia.

~~Leayna~~
Siedziałam na ławce w parku. Przyglądałam się jak dzieci radośnie biegają po trawie i grają w berka czy chowanego.
Uśmiech zagościł na mojej twarzy, bo one nie dostają dziennie kilku tyś. hejtów jak ja.
Oczywiście są miłe wiadomości, ale to NIC porównaniu z tyloma groźbami.
Jest mi po prostu smutno.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy. Wzdrygnęłam się.
Ale ten znajomy zapach perfum sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Od razu skoczyłam mu naszyje.
On odwzajemnił uścisk i nie miał zamiaru wypuścić.
-Hej mała.- uśmiechnął się, gdy się od niego odsunęłam jednak nadal trzymał swoje ręce obwinięte wokół mojej talli.
-Hej duży.- zaśmiałam się.
-Chodź.- powiedział, chwytając moją dłoń i ciągnąc delikatnie przed siebie.
Szliśmy krótki dystans, aż zaczął prowadzić mnie do jednego z budynków.
Pamiętam, że znajdują się tu ładne mieszkania i kiedyś przez kilka godzin dręczyłam pytaniami Harry'ego dlaczego tu nie mieszkamy.
Z tego co pamiętam, to wtedy się na mnie wkurzył na tyle że był cały czerwony.

Weszliśmy do środka. Josh wycykał jakiś kod i po chwili drzwi się otworzyły, a my poszliśmy schodami w górę.

***

Stanęłam z uśmiechem. Bo aktualnie znajdowaliśmy się na strychu na którym siedziała grupka przyjaciół.
Było tu pięknie.
Po spędzonych kilku godzinach na opowiadaniu o tym co będziemy robić przez wakacje, jakie mamy plany i to co już się wydarzyło, słońce zachodziło ku końcowi dnia.
Zostałam tylko ja i Josh, a reszta poszła po pizze itd.
Usiadłam obok okna i przyglądałam się zachodowi słońca.
Poczułam jak brunet siada obok mnie.
Siedzieliśmy tak jakiś czas, aż on zrobił ruch i objął mnie ramieniem.

-Witaj kochanie.- usłyszałam piskliwy głos.
Odwróciłam się i dostrzegłam blondynkę w wejściu.

_____________________________________________________________________
Hej.
Możecie mnie porządnie zjechać, bo rozdział by tak ho hooo dawno. :/
Niestety przez naukę nie mam czasu by wgl usiąść do laptopa i coś napisać, a tym bardziej, bo nie miałam dostępu do laptopa.
Nastęny rozdział pojawi się za dwa tygodnie w środę.
Mam nadzieję, że przez długą nieobecność nie straciłam wielu czytających.

Przepraszam za nudny rozdział ale dopiero od następnych rozdziałów akcja będzie się rozgrywać dość dramatycznie, a to tylko taki wstęp do tego.

środa, 24 września 2014

Chwila uwagi :)

No to tak. Dziś nie przychodzę do Was z nowym rozdziałem. Ale nie chce żeby było tu Cicho, do czasu aż dodam nexta. Więc krótkie info, że rozdział hymmm... pojawi się, naj później w następną środę.
Przepraszam Was, ale mam taki nawał nauki, do tego ze szkoły przychodzę po 17 +treningi lub zajęcia dodatkowe ;/ i brakuje mi czasu oraz energii by siąść do laptopa i zebrać siły do napisania czegokolwiek.
Dlatego, dziś nie zostawię Was bez niczego do czytania.
Mam dla Was krótką historię, którą kiedyś napisałam i nie wiem czy się Wam spodoba. No ale i pot tym postem myślę, że pojawią się komentarze.
 A więc.... miłego czytania ;)

włącz.... ;)

Dziewczyna bez najmniejszej nadziei, że zdoła odnaleźć w życiu swego księcia.
Chodzi bez celu po mieście.
Nie obchodzą ją ludzie dookoła.

Nagle z nienadzka potrąca ją samochód.

Stała na środku ruchliwej jezdni.
Ludzie dookoła krzyczeli. Ogólnie zrobił się wielki harmider.
Dziewczyna jedynie zdążyła zauważyć auto.
Następnie czując mocny, przeszywający ją ból.

***

Budzi się kilka dni później.
Znajduje się w szpitalu.
Jeden z pielęgniarzy często się jej przygląda.
Pewnego dnia, przy zmianie opatrunku na twarzy, szatynka prosi o lusterko.
Wszyscy mówili, że rana się zagoi, jednak ona nie wierzyła i musiała to sprawdzić.
Brunet podaje jej daną rzecz. Jednak gdy zauważył łzy na policzkach 19- latki, siada obok niej na łóżku.
-Ej, co jest?- uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
-Bo.. bo teraz nie mam nic.
Popatrzył na nią z zaciekawioną miną.
-Nie patrz na mnie!-wrzasnęła przez płacz i poderwała się na równe nogi, uciekając.
Wszystkie igły zostały wyrwane, powodując tym samy krwawienie.
Zdezorientowany chłopak, pobiegł za nią. W ostatniej chwili zauważył jak dziewczyna wbiega do łazienki.

Pobiegł do tamtego pomieszczenia.
Nie było jej, ale można było usłyszeć cichy płacz.
Otworzył jedne z drzwi kabiny i dostrzegł skuloną dziewczynę.
Ukucnął obok niej.
-Dlaczego? Dlaczego mam na Ciebie nie patrzeć?- spytał cicho, patrząc prosto w jej oczy.
-Bo jestem brzydka. Z tą blizną wyglądam źle....- opuściła głowę.
Jednak jego dłoń, podniosła jej głowę tak by patrzyła prosto na niego.
-Słuchaj, jesteś piękna.
-Pfff -zakpiła z niego.- Ciekawego dla kogo?
-Dla mnie.
Wziął jej małą rękę, w swoją dużą  dłoń i przycisnął swoje usta do jej.

***
Dziewczyna straciła dom, rodzinę i ścigali ją mordercy, którym była winna wielkie sumy pieniędzy.
Pewnego dnia kilka tajemnic, jak i jego tak samo jak i jej. Ujrzało światło dzienne wobec nich  samych.
 Jednak starali się doprowadzić historię, do szczęśliwego Happy Endu.
Jednak czy się im to udało?
Tego nie wie nikt....

środa, 17 września 2014

Rozdział 51

Chciałam bym, być nastolatką bez rozpoznawania na ulicy czy zobaczenia siebie w gazetach.
Na dodatek zmieszanych z błotem.
Czasem mam ochotę, powiedzieć jak i mamie tak i Hary'emu, że nie chce z nimi już mieszkać.
To robi się uciążliwe. Czasem boję wyjść na ulicę, a teraz?!
Poszłam tylko.....
Po co ja tak w ogóle poszłam? Nie pamiętam.

Nie chciałam nikogo zobaczyć. Nadal leżałam przykryta kołdrą, na szpitalnym łóżku.

~~Harry~~
Nie wiedziałem co się dzieje. Wyproszono nas z sali.
Wtedy maszyny zaczęły tak irytująco piszczeć  i wskazywać, że jej serce przestało bić.
Modliłem się, by tylko ona przeżyła.
Nie darował bym sobie, gdyby jej zabrakło. To była by moja wina. Ja pozwoliłem wrócić jej tu, na kilka dni.
Policja bez zeznań Ley, nie ma jak dojść do sedna śledztwa.
Mama była już kłębkiem nerwów.
Ja sam nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
Po kilku długich minutach ciszy, z sali wyszedł lekarz.
Podszedł do nas.
-Co z nią?
-Udało nam się ją uratować. Jednak jest mocno osłabiona. Proszę potem przyjść do mojego gabinetu, a teraz Leayna musi odpoczywać, więc proszę długo nie siedzieć.- oczywiście powiedział po angielsku.
Przytaknąłem.
Leayna za wiele przeszła. Co chwilę ląduje w szpitalach. To normalnie jak by miała życiowego pecha.
Razem z mamą weszliśmy do sali.
Nie leżała jak normalnie, na łóżku szpitalnym.
Była skulona i przykryta kołdrą. Tak jak by się kogoś bała.
Mama usiadła na krzesełku obok łóżka, a ja opierałem się rękoma o ramę łóżka na przeciw poduszki.
Sala była dwuosobowa, jednak drugie łóżku było puste.
Obok łóżka brunetki znajdowało się okno z widokiem na miasto.
Mama odkryła powoli  kołdrę.
Mała, spała. Podszedłem do  niej i poprawiłem ją na łóżku, a mama tym razem przykryła  kołdrą.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić w kieszeni .
Wyszedłem z sali i odebrałem.
Był to Liam.
-Gdzie wy wszyscy jesteście?- przetarłem ręką twarz.
-W Polsce.
-Emm, a dlaczego akurat tam?- zdziwił się, było można to usłyszeć w jego głosie.
-Ponieważ ktoś pobił Ley, ale nie przyjeżdżajcie. Zrobi się wtedy zamieszanie...

~~Leayna~~
Obudziło mnie nieznośne pikanie. Walnęłam ręką w stolik z zamiarem wyciszenia budzika.
Jednak po któreś z kolei próbie, ktoś chwycił mnie za nadgarstek nie pozwalając na bicie się o drewnianą powłokę.
Zmarszczyłam czoło i wymamrotałam coś nie zrozumiale.
Powoli otworzyłam jedną powiekę, a druga nadal jeszcze spała.
Dostrzegłam przede mną Harry'ego.
Byłam trochę zdezorientowana.
Gdzie ja jestem?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dostrzegając, że jestem w szpitalu.
-Hej.-uśmiechnął się do mnie.
-Yhym.- postarałam się, na ile tylko się uśmiechnąć.
Jednak ból w podbrzuszu nie pozwalał mi na to.
Chwyciłam się za bolące miejsce i skuliłam.
-Ley, Ley? Wszystko dobrze?- słyszałam nie wyraźne zarysy słów brata.

***

Zachłysnęłam się powietrzem i od raz usiadłam na łóżku.
Poczułam ręka na swoim ramieniu.
-Ciii. Spokojnie.- powiedział Harry i przytulił mnie.
Odwzajemniłam uścisk.
-Kto Ci to zrobił?
-Ehh. Harry...-odsunął się ode mnie i z zaciekawieniem patrzył na mnie.
-To te twoje fanki! To już nie pierwszy raz, kiedy się to stało.
-Co?! Nie wieże Ci. Żadna z nich taka nie jest.
-Śmieszny jesteś.- zakpiłam z niego. -Ok, fakt. Nie wszystkie, bo są te normalne, które można nazwać fankami. Ale są i takie, które nie można tak nazwać.
-Ley, kłamiesz. Bronisz kogoś! Mów! No mów kto Ci to zrobił!
Wystraszyłam się go. Zrobił się taki wściekły w przeciągu kilku sekund.
-Harry, tylko, że ja mówię prawdę!- warknęłam.

-Co tu się dzieje?- naszą kłótnię przerwała  mama. -Harry, wyjdź.

Chłopak bez sprzeciwu, opuścił pomieszczenie.
Mama usiadła na krześle obok mojego łóżka.
Nic nie mówiła. Wpatrywała się we mnie. Nad czymś się zastanawiając.
-Wiesz co Ley... kiedy Cię straciłam. To te 10 lat, były najgorszymi w moim życiu. Jednak gdy Cię odzyskałam, to nie darowałam bym sobie, gdyby coś Ci się stało.
-Mamo... ja nie chce mieszkać z Harry'm.
-A to dlaczego?- była zdziwiona.
-Powiedziałam mu, że to te fanki, no ale on nie wieży.
-Spokojnie, skarbie. Daj mu chwilę na ochłonięcie.- uśmiechnęła się pokrzepiająco.

***
-Tak, to one.- stwierdziłam po rozpoznaniu.
-Ty dziwko! Fajnie się naciąga chłopaków na kasę?!- wyrywała się jedna z nich przez trzymającego ją policjanta.
Druga z nich, wykorzystała moment, że policjant próbował uspokoić wydzierającą się nastolatkę i podbiegła do mnie.
Zaczęła mnie szarpać, jednak Harry zareagował i odciągnął ją ode mnie.
Ja natomiast od razu schowałam się za nim, kurczowo trzymając jego skórzanej kurtki.
Odwrócił się do mnie i od razu przytulił.
-W końcu  wierzysz?- wyszeptałam.
-Tak.

~~Harry~~
Do Londynu wróciliśmy prywatnym samolotem.
Od samego początku lotu, było widać, że Ley była wykończona dzisiejszym dniem.
Podjechaliśmy na podjazd rodzinnego domu.
Mama zostaje tu, a my wracamy do domu.
Jeszcze na chwilę, brunetka przebudziła się i pożegnała się z mamą, po czym od razu rozłożyła się na tylnich siedzeniach mojego auta.
___________________________________________________________________________

Hej.
jedno wielkie PRZEPRASZAM.
Za to, że nie dodawałam żądnego nowego postu. Po prostu zero, ale mam mały zastój co do dalszej historii tego bloga ;/
wybaczcie.
Postaram się za tydzień dodać nowy rozdział, a jeśli nie , to będzie info. ;)
Wpisujcie się do formularza, kogo informować.
do następnego.


niedziela, 14 września 2014

Rocznica.

Dziś mija rok, od założenia bloga razem z moją przyjaciółką Olą.
Dziękuję, za każdy wasz komentarz,
za każde przeczytanie
przeznaczenie chwili na tym oto blogu ;)

Łączna liczba wyświetleń: 7 568
Odbiorcy:


Polska
263
Francja
46
Stany Zjednoczone
28
Niemcy
6
Kenia
6
Indonezja
1
Rosja
1
















































Opublikowanych komentarzy 159

Dziękuje, że jesteście ze mną, po mino, że opowiadanie się  kończy.



Ps.Rozdział pojawi się dopiero ok.3 października. Wybaczcie ;c.
 
 
 
 

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 50

Kolejny wyczerpujący dzień. Koncert, podpisywanie płyt itd. Ale pocieszam się tym, że zostały nam jeszcze dwa dni i wracamy do domu. Będziemy dzień później niż Ley. Razem z mamą będą mogły spokojnie porozmawiać o tym co w ostatnim miesiącu się wydarzyło.
Cieszy mnie fakt, iż ten dziwny zbieg okoliczności doprowadził mnie do mojej siostrzyczki.
Przecież nie zdołał bym jej w ogóle znaleźć. Ale na moje szczęście uwierzyła mi. Nie mam pojęcia z kąd takie coś mogło jej przyjść do głowy?
-Harry....Harry?- usłyszałem głos prowadzącego, który wybudził mnie z moich przemyśleń.
-Hym?- popatrzyłem na niego, z miną by powtórzył pytanie.
-Jak tam twoje życie miłosne?....

<wcielamy narratora :D>

Młoda Styles była operowana, a jej babcia odchodziła od zmysłów. Nie wiedziała kto jej to zrobił, jednak zdążyła zawiadomić policje. Przecież tym, jak ona to mówiła- wandalom - nie mogło to ujść na sucho. Musieli ponieść karę. Przecież przez nich, Leayna leży na stole operacyjnym.

~~Babcia Ley~~
Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Jego wyraz twarzy nie wykazywał nic.
Był, to siwawy mężczyzna. Dobrze po 50- siątce.
-Proszę Pana.- podeszłam szybko do niego.
-Leayna została zoperowana, jednak jest w ciężkim stanie. Krwotok został zatrzymany, na razie jest w śpiączce. Czy ma pani może kontakt do jej rodziców?
-Niestety nie, ale postaram się z nimi skontaktować.

Do  sali została przewieziona Ley.
Po kilku minutach, gdy już pielęgniarki wyszły z jej sali, weszłam ja.
Nie wierzyłam w to, że ktoś mógł aż tak skrzywdzić moją małą Ley.
Była poprzyczepiana do wielu maszyn/ kabelków.
Na twarzy miała wiele plastrów, zakrywających jej rany oraz w niektórych miejscach zawinięte bandażem ręce.
Obok niej było jedno wolne łóżko. Na prawo okno, przez które można było obserwować cale miasto.
Jej twarz była bez życia. Gdyby nie to, że widziałam bicie serca dziewczyny na monitorze, to uznałam bym, że nie żyje.

Nagle na szafce obok jej łóżka zabrzęczał telefon należący do brunetki.
Odebrałam.
-Ley? Dlaczego nie wyleciałaś do Londynu?- usłyszałam po drugiej stronie kobiecy głos.
-Dobry wieczór, z tej strony przyszywana babcia Ley.- odpowiedziałam także po angielsku.
Pochodzę z Anglii, jednak zamieszkałam w Polsce razem z mężem. Jednak gdy  on zmarł, postanowiłam tu zostać. Polska mi się spodobała.
-Dobry wieczór. Jestem mamą Ley. Dlaczego Ley nie wyleciała?
-Niestety mam dla pani złe wieści. Ley została pobita. Przez co dostała krwotoku wewnętrznego i była operowana.
-O Boże...- tylko tyle usłyszałam. -Co z nią teraz?
-Jest w nie najlepszym stanie.
-Przylece najbliższym samolotem.

***
Następnego dnia, rano faktycznie przyleciała mama Leayny.
Była to opanowana i dość miła kobieta. Można z nią było się spokojnie dogadać.
Po zostawieniu walizki u mnie w domu od razu pojechaliśmy do szpitala.
Postanowiłam zostawić je same.

~~Anne~~

Moja mała córeczka...
Kto mógł być, aż tak zły, by skrzywdzić moją Leayne.
W pierwszym momencie, gdy   zobaczyłam jej stan... nie wiedziałam co mam zrobić.
Nie powiedziałam nikomu o tym, że wylatuje czy, że Ley jest w szpitalu.
Harry wracał dopiero jutro, nie chciałam  go denerwować. Niech się cieszy, pomimo tego, że jest w pracy.
Robin razem z Gemmom pojechali pozałatwiać kilka spraw do Holmes Chapel.
Nie wiem co mam dalej robić, naprawdę nie wiem. Czy odnajdą te osoby, które doprowadziły do takiego stanu moją córcie?
Kiedy wyzdrowieje?
Co powiem rodzinie?
Tyle pytań, a na żądne nie znam odpowiedzi.
Czasem poprostu to wszystko mnie przerasta.
Gdy dowiedziałam się, że znaleziono Ley, byłam szczęśliwa. A nawet bardziej niż szczęśliwa, tego uczucia nie idzie opisać.
Jednak z czasem problemu z szatynką, stały się codziennością.
Nie chciałam znów jej zabierać z jej środowiska. Raz z to już zrobiłam, a teraz znów bym to zrobiła gdyby pojechała ze mną do Ameryki.
Jeszcze dowiedziałam się od chłopaków, że myślą, że ona pali i stała się na dodatek chamska dla jej otoczenia ogólnego.

~~Leyana~~

Obudziłam się.
Nie czułam bólu.
Otworzyłam powieki i nie zauważyłam nic, co mogłam by zlokalizować gdzie aktualnie się znajduje.
Przede mną była jedna biała plama. Nie wiedziałam gdzie mam iść.
Nagle zaczęło się coś dziać.
Biała plama zaczęła się jak chmury... przesuwać.
Aż w końcu się rozsuneła, a przede mną zawidniała polana.
Była wielka. Latały po niej motyle.
Było tak ładnie.
Tylko.. co ja tu robię?!
-Leayna...- nagle ktoś zaczął mnie wołać.
Był to dość przystojny chłopak. Ciemne włosy były rozczochrane. Jego niebieskie oczy były zmęczone. Ciało miał wysportowane, a ubrany był na biało.
-To ty mnie wołałeś?- podeszłam do niego.
Siedział na jednej z wielu skał.
-Tak.- poklepał miejsce obok siebie.
Usiadłam obok niego.
-Zapewne masz wiele pytań do mnie?- stwierdził, na co ja przytaknęłam.
-Jestem twoim Aniołem Stróżem.
-Ale.. skąd ty wiedziałeś?
-Wiem o tobie wszystko.
To było dziwne. Przecież nie codziennie spotykasz ludzi, którzy mówią Ci, że są twoim aniołem.
Miałam jeszcze tyle pytań, ale  jeśli zaczęłam bym je mu zadawać, to by uznał, że jestem nachalna.
-Wybacz, że spytam... Ale dlaczego masz aż tyle ran? Co Ci się stało?- jedno z pytań, które mnie nurtowało od samego początku.
-Popatrz...- wskazał na swoje ręce.- Popatrz... jaką krzywdę, tak naprawdę nie tylko sobie wyrządzasz...
-Ale... ale.. jak ty?- Nie umiałam skleić słów.
-Wszystko co sobie wyrządziłaś, zadałaś też mi.
-Ja... ja nie chciałam.
-Nie wiedziałaś. Gdy skręciłaś kostkę... nie było mnie przy tobie. Nie nadleciałem i nie zdążyłem pomóc. Ale byłem przez cały twój pobyt w szpitalu... Mnie też to bolało.

Popatrzyłam na niego. Jego ciało było zmasakrowane i zmęczone.
Bez żadnego słowa przytuliłam go. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Jedna łza spłynęła, ale szybko ją wytarłam by chłopak nie zauważył jej.
-Jak się nazywasz?
-Zack.
-A więc... Zack, co ja tu robię?
-Sciągnołem Cię tu, bo musimy poważnie porozmawiać.- przytaknęłam, na znak, że się zgadzam.
-Dlaczego to robisz?- wskazał na moje nadgarstki.
-Ja obie z tym nie radze. To jest taka odskocznia...
-Jesteś tu, ze pewnego dnia mogłabyś podciąć sobie żyły, a wtedy nie wrócisz do swoich znajomych...
-Ale...
-Leayno, słuchaj mnie uważnie. Teraz tam- wskazał na obraz w skale - starają się Ciebie przywrócić do żywych...

~~Harry~~
Wróciliśmy następnego dnia do Anglii.
Chciałem spędzić kilka następnych dni w gronie rodziny. Zanim mama będzie musiała zmuszona ponownie wyjechać.
Jednak po wejściu do domu, było cicho... za cicho.
Teraz, gdy Ley wróciła pewnie powinna siedzieć ze słuchawkami na uszach i słuchać muzyki  w salonie.
Jednak jej tam nie było. Nie było także mamy.
Przeszukałem cały dom. Byłem sam  w wielkim domu.
Chłopaki pojechali do swoich rodzin na wakacje.
To było dziwne, dlatego zadzwoniłem do mamy. Odebrała po dwóch sygnałach.
Jej głos był płaczliwy.
-Mamo? Gdzie ty jesteś? Co się stało?
-Harry? Słuchaj, ale nie denerwuj się... jestem w Polsce.
-Co?!
-Tak... Ley... ona jest w szpitalu.- zaczęła płakać.
Słyszałem to przez słuchawkę.
-Będę tam jak najszybciej.- bez pożegnania rozłączyłem się i wróciłem na lotnisko.

~~Leayna~~
-Ale... przecież ja żyję.- wskazałam na siebie.
On tylko opuścił głowę.
-O Boże.- zakryłam rękami usta.
-No właśnie... Słuchaj, to jest poważna decyzja i bez odwrotu. Czy ty chcesz zostać tu, czy jednak wolisz wrócić do rodziny?- chwycił mnie za rękę i poprowadził do następnej skały w której pokazany był Harry obejmujący moją mamę.
-Tam.-wskazałam palcem na ziemie.
-Tylko pamiętaj. Wszystko idzie rozwiązać po przez mówienie o swoich problemach. Nie możesz ich tłumić w sobie.
-Dobrze.

Zachłysnęłam się powietrzem i zgięłam się w pół, od razu siadając.
Popatrzyłam przed siebie, nie zauważając lekarzy. Jedynie Zack'a.
-Dlaczego ty tu jeszcze jesteś?
-Chciałaś raczej zapytać, dlaczego mnie widzisz?
Przytaknęłam
-Chce się upewnić, że podjęta przez Ciebie decyzja jest na pewno dobra
-Tak. Jestem świadoma podjętej decyzji. Nagle on zniknął i zastąpił go obraz lekarzy stojących obok mnie i próbujących nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt.
Popatrzyłam na nich przestraszona i nagle ukazały mi się osoby, przez które zostałam pobita.
Skuliłam się i zakryłam kołdrą.

_________________________________________________________________________
Hej.
No to mamy 1 września i kolejny rozdział. No i zaczynamy szkołę ;/ niestety. Do której teraz klasy idziecie?
Wybaczcie, jeśli wam się nie spodoba ten rozdział ;/ wszystkie błędy poprawię potem i dodam gify.










sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 49

Życie często daje w kość. Nie idzie tak, jak byśmy tego chcieli, ale idziemy dalej.
Ważne jest, by się nie poddać. Dostaliśmy szanse, by żyć. Bóg każdego z nas zesłał na tą Ziemię z misją.
By być podporą dla innej osoby, do końca naszych dni.
Chodź pod nogami walają się kłody, nie cofamy się. Stawiamy temu czoła. Tak samo jak wielu innym problemom.
Nic nie rozwiążemy krzykiem- rozmowa, to ona pomaga rozwiązać wszelkie spory w rodzinie. To ona pomaga pogodzić się dwóm kochających siebie osobom.To ona pomaga wielu tysiącom  osobą.
-Ale to nie tak...- przerwała mi babcia.
-Ty gówniaro! Zawsze byłam z Ciebie dumna! A ty co?!
-Ale...
-Żadne ale! Ty po prostu jesteś ćpunką!
-Nigdy!
-Dlaczego próbujesz mnie okłamać?!-wrzeszczała
Wtedy ... obudziłam się.
To wszystko, to jeden, głupi sen...
Na szczęście.
Gdyby wydarzyło się to na prawdę, musiałam bym wracać jeszcze dziś do Londynu, a tam czekała by na mnie rozwcieczona mama.
Hej. Masz czas? Rob x
Tak.  A co?
Chciał bym się spotkać.
Jasne, to o której?
Za 20 min. obok placu zabaw.

Szybko wstałam. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony. Promienie słońca poraziły moje oczy.
Dzień zapowiadał się naprawdę ciepły dzień. W końcu  mamy lato i trzeba korzystać z tych trzech dni w Polsce.
***
<zmiana-KLIK>
-Wychodzisz?- w progu wejścia do kuchni stała babcia.
-Tak.
-A z kim?- nigdy nie pytała z kim.
Nie obchodziło ją to. Czyżby coś zaczęła podejrzewać?
-Babciu...
-No pytam się z kim?
-Z kolegą.
Nie miałam czasu na dalsze przepytywanie. Po prostu  wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi.
Po jakiś 10 minutach, byłam na miejscu. Chłopak już na mnie czekał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Bałam się, co mi powie.
-Hej. Co się stało?
-Hej. Aż tak widać?- wątpił, że może jednak nie, że może to ukryje.
-Tak, a więc...?
-Ja dziś wyjeżdżam.
-Ale jak to, dziś? Gdzie?
-No jedziemy na zawody między krajowe. Do Francji.
-To świetnie! Tak długo o tym marzyliśmy! Ale.. dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
-Ley, to nie było takie łatwe. Nie wiedziałem jak mam Ci to powiedzieć. Lot mamy za trzy godziny.-podrapał się po głowie.
Świetnie! <wyczuwacie sarkazm c'nie? :D>.
-Taki przyjaciel?! A mówisz i to prawie, przed samym wyjazdem!
-Ley, to nie tak.
-Nie chce słuchać twoich tłumaczeń, po prostu pa i trzymam za Was kciuki. - odeszłam. Nie usłyszałam co mi odpowiedział.
Do oczu naleciały mi łzy. Zawsze myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, którzy sobie wszystko mówią. Ale jak się okazuje, najwidoczniej nie.
Że niby bał się mojej reakcji?!
Przechodziłam sobie obok jakiegoś kiosku i pewna gazeta rzuciła mi się w oczy.
Nagłówek: ,,Siostra Harry'ego Styles'a, nowa rozwydrzona gwiazdka?''
Były pokazane zdjęcia z lotniska, gdy mnie gonił, a potem kiedy z nim rozmawiałam, a na końcu jak mnie przytulił, a mój uśmiech wyglądał na zwycięski.
Nie miałam zamiaru nawet czytać tych wszystkich bzdur.
Ale nie to było najgorsze. Było jeszcze wiele innych gazet, jak np. ,,Czy młoda Styles, wybija się dzięki karierze brata?''
Patrzyłam na to z niedowierzaniem.
Jakieś nie całe dwa metry obok mnie, po mojej lewej stronie, stała grupka dziewczyn.
Szeptały coś między sobą, co jakiś czas pokazując na mnie.
Odwróciłam się w ich stronę. Gdy kolejny raz pokazały na mnie, nie wytrzymałam.
-Masz jakiś problem z tym palcem?- spytałam nie miło.
-Spie*dalaj suko.
-Przepraszam... że niby co powiedziałaś?- podeszłam do nich.
-A nie słyszałaś? Odpi*prz się od Harry'ego.
-No sorry, moja wina, że jest moim bratem?
-Wcale nie jesteś jego siostrą. Próbujesz tylko naciągnąć naszego Hazze na pieniądze.- odezwała się jakaś blondynka.
-Wiesz, miałam szacunek do fanek chłopaków, ale nie do takich jak wy.
-Odszczekaj to.- jedna z nich chwyciła mnie za bluzkę.
-Chyba śnisz.- splunęłam jej prosto na twarz.
Nie wytrzymała. Zaciągnęła mnie w jakąś ciemną i ślepą uliczkę.
Wyrwałam się jej. Były ode mnie wyższe. A jedna to wyglądała jak chłopak.
Przywaliła mi z pięści.
-Nigdy nie waż się mnie dotykać!-wysyczała.
Przyparła mnie do muru.
-Takiej suki? Przecież już wiele osób Cię dotykało.- zaśmiałam się. -W sumie, jak tak patrzeć, to wy wszystkie na takie wyglądacie.- zaśmiałam się, kpiąco.
Wtedy tego pożałowałam.
Babochłop zaczął mnie bić. Kilka razy przywaliła mi w brzuch, na co zgięłam się w pół. Po któreś już serii uderzeń, chciałam zasnąć. Nie czuć tego bólu. Leżałam na zimnej i mokrej ziemi.
Ten dzień miał być taki szczęśliwy, a okazał się prawie najgorszym.
Gdy traciłam świadomość, jedna z nich usiadła na mnie - Może teraz odechce Ci się nabierać na kase naszych idoli! A jak nie, to wiedz, że na całym świecie są fanki...- przywaliła mi w twarz, a ja odpłynęłam.

~~Bacia Ley~~
Poszłam na bazar, po świeże owoce i warzywa. Gdy przechodziłam obok jednego ze sklepików gdzie było pełno gazet, zauważyłam niewiarygodne bzdury jakie opisywano na temat mojej małej Ley.
Jak tak w ogóle można.Fakt, dziś zachowała się bardzo nie na miejscu, ale jest dla mnie jak wnuczka. To nie powód bym musiała ją skreślać.
Nie miałam zamiaru dalej tego czytać, przechodząc obok jedne ze ślepych uliczek pomiędzy kamienicami, zobaczyłam wybiegające z tam tond   dziewczyny. Popatrzyłam w głąb, zauważyłam jakieś leżące ciało.
Nie mogłam tej osoby tak zostawić, to nie w moim typie. Musiałam pomóc.
Nie wieże. To była moja, mała Ley! Szybko do niej pobiegłam, rzucając siatkami na ziemie.
Była cala zakrwawiona i nie przytomna.
Bez jakiegokolwiek zastanowienia wybrałam numer na pogotowie i zadzwoniłam.
Przybyli dość szybko i bez pytania zabrali dziewczynę do szpitala.


***
Gdy przyjechałam do szpitala, pielęgniarka pokierowała mnie gdzie aktualnie przebywa Leayna.
Jednak nie mogłam tam wchodzić.
Cierpliwie czekałam.
Dopiero późnym  popołudniem wszyscy lekarze wyszli z jej sali. Tak przez cały czas wchodziło i wychodziło po kilka lekarzy lub pielęgniarek i za każdym razem mówili że nie mają czasu.
Dopiero teraz udało mi się zatrzymać jednego z lekarzy. Jak się okazało jej lekarza prowadzącego.
-Proszę usiąść.- wskazał na krzesełka za mną.
Wykonałam proźbę, on zrobił to obok mnie.
-Niech mi pan cokolwiek powie. Co się dzieje z moją małą Ley?- byłam kłębkiem nerwów.
-Proszę pani, nie będę obijał w bawełnę.Stan Leayny, jest niezadowalający. Została pobita i to dość mocno. Ma wiele ran głębokich, które zeszyliśmy. Na dodatek ma wstrząs mózgu przez który jest w śpiączce.
Prosiłbym jeszcze o zgodę na operacje.
-Ale... ale jaką operację?- zdziwiłam się.
-Leayna została krwotoku wewnętrznego. Wcześniej wyniki nie pozwalały nam na wykonanie zabiegu, ale po opanowaniu wszystkiego, operacja jest  konieczna jak najszybciej.
-Dobrze.- podpisałam  kartkę, którą podsunął mi lekarz.

Bałam się o Ley. Nie miałam jakiegokolwiek kontaktu do jej mamy czy brata.
Już po kilku minutach dziewczyna została wywieziona na operacje.
Jej twarz była blada. Bez życia.
____________________________________________________________________________
Hej.
To znów ja z nieudanym rozdziałem.
Załamuje mnie fakt,że jest sporo wyświetleń około 60 a 0 komentarzy.
Naprawdę chciałam bym znać waszą opinie na temat tego jak piszę.
Może chcielibyście  coś zmienić lub dodać. Piszczcie. Jestem otwarta na wasze wszelakie pomysły.
Chciałam bym zaspokoić każdego gust ale bez waszych opinii czy pozytywnych czy też negatywnych nie uda mi się to. Więc czeka.
Next minimum 3 komentarze- środa
Next mniej niż 3 komentarze- 1 września



piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 48

    Wszyscy byli w szoku, że Leayna umie grać na tylu rzeczach.
Ja natomiast byłam z siebie dumna. Rzadko kiedy ktoś mi mówił, że jestem w czymś naprawdę dobra.  Nie rujnuje mi moich marzeń, tylko wspiera w tym co robię.
Siedzę sobie właśnie w hotelowym pokoju nadal w Berlinie.
Dziś chłopaki wyjeżdżają do Francji, a ja do Polski.
Na pewno zastanawiacie  się, czy chłopaki mnie puścili?
No jasne. Tym razem nie opuszczę nie wiadomo na jak długo mojej babci i Roberta.Niestety, będę tam tylko trzy dni, a potem wracam do Londynu.
-Dobra, spakowana?- obok mnie położył się Harry.
-Tak, chodź nie wiem dlaczego nie mogę zostać dłużej?
-Bo tak ustaliliśmy z mamą. Ona też się za tobą stęskniła.
-No dobra.
***
Dwie godziny później.
Siedzimy wszyscy na lotnisku czekając na swoje loty.
Nie ma to jak pomylić sobie godziny i jesteśmy o godzinę za szybko. Ale co się można dziwić, w końcu to Louis.
-Ley, idziesz ze mną?- zapytał Harry.
-Gdzie?
-Idę się przejść.
-Ok.-byłam pozytywnie nastawiona na cały świat.
Wyszliśmy na świeże powietrze. Usiadłam na murku,a on obok mnie.
Dokoła nas kilka przejeżdżających taksówek. Ludzi z walizkami i krajobraz oświetlonego Berlina.
-Dlaczego uciekłaś od problemów, a nie starałaś się je jakoś rozwiązać?
-Nie wiem. Ja już wiele razy musiałam radzić sobie sama, że tym razem nie zrobiło by to różnicy, a bałam się prawdy.- spuściłam głowę na chodnik. Nogi wisiały nad ziemią, a mojego brata spoczywały spokojnie na ziemi.
On nic nie powiedział, tylko przytulił.
Czułam się bezpieczna.
-Już nigdy tak nie rób. Pamiętaj, wszystkie problemy da się rozwiązać rozmową i ze wszystkich jest jakieś wyjście, a nie ucieczka.
-Wiem...
Zeskoczyłam z murku wpadając na kogoś.
-Przep...-już chciałam przerosić, gdy zobaczyłam kim ta osoba jest.
-Ley?-zdziwił się.
-Ty?!
-Dlaczego uciekłaś?-złapał moją rękę, ale ja ją szybko wyrwałam.
-Nie dotykaj mnie!
-Nie odzywaj się tak do swojego taty!-podniósł głos.
-Nigdy nim nie byłeś! A teraz wynoś się z naszego życia!-wtrącił się Harry.
-To ta młoda gówniara wtrąciła się w moje życie pierwsza.- powiedział z jadem w głosie.
Schowałam się za Harrym. Nie chciałam tego człowieka już nigdy widzieć na oczy.
Gdy był wściekły, przypominał mi pewnego Jacka.
Kiedyś mieszkałam z nim w jednym domu dziecka. Był ode mnie starszy i silniejszy o 4 lata. Z początku niewinny.Z latami dowiedziałam się na własnej skórze jaki  jest naprawdę.
Przeniósł się do starej szkoły jeszcze w Polsce. Wiedział, że rodzina do której trafiłam, nie jest biedna, dlatego zaczął mnie szantażować.
Wszystkie oszczędności, jak i sprzęty jak np. komórka- oddawałam mu.
A tłumaczyłam się tym, że zgubiłam. Były drogie i to bardzo, a rodzicom nie mieściło się to w głowie jak można być tak nie odpowiedzialnym.
Musiałam w wieku 13 lat, wszystko odpracować.
Nie uszło mi to sucho, a na dodatek, za każdy dzień spóźnień, rosły odsetki, a jeśli w ogóle nie przyniosłam to dostawałam od niego. Starałam się za wszelką cenę kryć siniaki czy blizny. 
Nikt o tym nie wiedział. Starałam się być silna, lecz jeśli widzę tak złych ludzi- po prostu, boję się ich.
-Ley.. Ley!- poczułam potrząsanie mną.
Rozejrzałam się przestraszona dokoła mnie. Nie było go.... był tylko Harry.
Osoba, na której mogę polegać.
Nigdy nie  chciałam mówić nikomu, nawet Rosi  o swoich problemach, przypuszczeniach czy wspomnieniach.
WSPOMNIENIA.... no właśnie. To nie jest nic miłego. Inni rówieśnicy, często chwalili lub poprostu mówili z uśmiechem na twarzy jak fajnie było podczas lat przedszkolnych. Jak rodzice brali do zoo czy zwyczajnie na lody.
Ja zawsze unikałam takich tematów.
Ale jeśli nie dom dziecka, to kto wie, czy teraz bym żyła.
Oczywiście nie było najlepiej, ale powinnam być im wdzięczna za pomoc jaką mi poświęcili.
Popatrzyłam na moje ręce... trzęsły mi się.
Nie jestem pewna, czy chce jechać do polski. Najchętniej położyłam bym się teraz  w  łóżku i przykryła kołdrą.
Możecie powiedzieć, że jestem ofiarą losu. Co  chwilę użalam się nad sobą, nie zważając na innych- może faktycznie macie racje.
Zwyczajny życiowy nieudacznik.

***
Po tym jak spotkaliśmy ojca, Harry cały czas aż do lotu był zamyślony. Nawet żegnając się ze mną, nie zważał na to co mówi. Był rozkojarzony.
Może i lepiej, bo nie zadawał pytań związanych z tym, że spotkałam naszego biologicznego ojca, którego nie pamiętałam.
Jestem w trakcie lotu do Polski. Babcia, nic nie wie. Tak jak napisałam na kartce, miałam być dopiero za trzy dni.
Z jednej strony żałuję, że podiełam tak pochopną decyzję, ale jeśli bym nie przyleciała do Niemiec, to nie wiem czy pogodziłam bym się z bratem.
-Szanowni państwo, za chwilę lądujemy. Prosimy o zapięcie pasów. Dziękuje.- z głośników wydobył się głos stiewardessy.
Zapięłam posłusznie pas, a już po chwili faktycznie lądowaliśmy.

Po odebraniu bagaży, razem z walizką poszłam pod dom starszej  kobiety.
Obawiałam się, że będzie spać. W końcu była 3 nad ranem.
Zdziwiło mnie jednak to, że dom bym w środku oświetlony,a drzwi otwarte.
Po cichu weszłam do budynku.
Nie uwierzycie jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam grono staruszek no i jakiś starszych panów w salonie babci, a ona sama śpiewała z jakąś inną babką KARAOKE?!
-Emm, babciu?- weszłam do pomieszczenia w którym przebywała i natychmiastowo wszystkie pary oczu zwrócone były na mnie.
-Ley, kochanie.- uradowała się starsza osoba.

***
Babcia zrobiła,a raczej odprawiała swoje urodziny. Oczywiście złożyłam jej życzenia i poszłam do pokoju na piętrze. Byłam zmęczona, dlatego szybko usnęłam.
Rano nie obudziły mnie promienie słoneczne, a jakiś hałas nade mną.
Szybko przetarłam oczy, dostrzegła dwa garnki i babcie.
Od razu wiedziałam, kto był sprawcą mojej pobudki.
Było po 12, więc poszłam na miasto, a bardziej to do opuszczonej kamienicy.
Idąc w górę, schodami... czułam się tam nie pewnie. Schody były brudne, kręte, drewniane i w wielu miejsca dziurawe. Z każdym stawianym krokiem, skrzypiały, a głos rozchodził się po całym budynku.
Było tam dość niebezpiecznie.
Z góry, często zwisała folia malarska, która była okurzona i tak samo jak schody brudna. Mijałam kolejne wejścia do poszczególnych pięter.
Wyglądało to tak jak w bloku, tylko o wiele bardziej zaniedbana klatka, a wejścia o wiele bardziej szersze i przyozdobione ładnymi futrynami, które niestety były dość zaniedbane.
Gdyby tak, miałam być tu całkiem sama ze świadomością, że nikogo prócz mnie tu nie ma...pewnie bym uciekła. .
Ten, niegdyś piękny budynek zamienił się w istną ruinę.
Jako mała dziewczynka chciałam mieszkać w tak dostojnym apartamencie. Jednak, z biegiem lat, moja duma do tego miasta,a raczej tej kamienicy zmieniła opinię.
Może kiedyś... ktoś, zainteresuje się tym. Z chęcią pomogłam bym, bo jednak to tu są też i moje wspomnienia.
-A kogo tu moje oczy widzą?- rozmyślenia przerwał mi kogoś głos.
Odwróciłam się w lewo i na tej starej kanapie dostrzegłam  ekipę siatkarską.
-Hej.- uśmiechnęłam się.
Robert wstał i przytulił mnie, a gdy ponownie usiadł, zauważyłam, że nie ma dla mnie miejsca.
Rob poklepał miejsce na swoich kolanach. Przystałam na jego propozycji.
-Co tu dziś robicie?- zapytałam ciekawa.
-Domyśl się.- Piotrek podsunął mi biały proszek.
-A ty co tu robisz?-zapytał.
-Pamiętacie tego Jacka?- kiwnęli głowami - Wczoraj widziałam swojego biologicznego ojca,a gdy się rozzłościł, przypominał mi właśnie jego i wszystkie złe wspomnienia związane z nim... wróciły.
Rob, przytulił mnie.
-W takim razie powinnaś się trochę rozluźnić.- powiedział Paweł, pokazując, a raczej podając małą torebeczkę z białą zawartością.
Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale wzięłam ją. Wysypałam na dębowy stolik koke i wszystko wciągnęłam.
Usłyszałam gwizdy i oklaski dla mnie. Zaśmiałam się.
Poczułam się wolna. Popatrzyłam na przyjaciela, który nie pochwalał tego co właśnie zrobiłam.
Zaczęło mi trochę odwalać, wszystko było za mgłą, a mowa była utrudniona- język mi się plątał... a potem nie pamiętam już nic....
***
Otworzyłam oczy, było ciemno. Nikłe światło świeciło się gdzieś w oddali.
Rozejrzałam się, orientując, że nadal jestem w opuszczonym budynku.
Leże na starej, zniszczonej kanapie.Głowę mam na kolanach Roberta, który mnie głaszcze.
-Co ja tu robię?Która godzina?- zapytałam z chrypką w głosie.
-Zapomniałaś? Ćpałaś i tak jakoś po któreś godzinie odwalania z innymi, zmęczyłaś się i usnęłaś,a inni poszli. Zostałem, nie chciałem Cię brać do twojej babci, bo zadawała by za wiele pytań i w końcu czegoś zaczęła by się domyślać.
Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem.
Pozbieraliśmy się z tam tond i chłopak odprowadził mnie pod dom babci.
Wydawało mi się, że chodzenie po opuszczonej kamienicy w dzień jest straszne, to jednak myliłam się, chodzenie nocą to już hardkor.

-Czy ty wiesz, która jest godzina?- zła starsza pani zaczęła mi wypominać wszystko.
Wiem, że się o mnie martwi, no ale bez przesady.
Nie poinformowałam o niczym Rosi, a teraz jest już późno.
Aktualnie u  nas w Polsce jest... 23 w nocy.
Wszystkie dzisiejsze rzeczy dałam do prania, umyłam się i unikając babki- poszłam spać.

-Ley!Wstawaj!-usłyszałam wrzeszczenie i lekkie szarpanie mną.
Automatycznie otworzyłam zaspane oczy. Ujrzałam 51-latke trzymającą w dłoni woreczek jeszcze trochę z białym proszkiem .
Nie dobrze, oj nie dobrze!
-Co to ma być?!.....
_______________________________________________________________________________
Hej, wybaczcie.
Rozdział w najmniejszym stopniu mi nie wyszedł. Po prostu od jakiegoś czasu nie mam weny do pisania tych rozdziałów, sami w sumie widzicie czytając....
Nie wiem co dalej. Chyba będę zmuszona zakończyć to opowiadanie, jeśli dalej czegoś nie wymyślę. Jeszcze jedną jednak opcją jest, współautorstwo. Będę pisać rozdziały, a jedna z wybranych i oczywiście chętnych osób będzie dodawała swoje pomysły, dopisywała zmieniała itp.
No ale to się okaże w najbliższym czasie. Przemyślę to i zobaczymy....


środa, 23 lipca 2014

Rozdział 47 cz.2

Łzy bezradności. Nie wiedziałam co mam zrobić. W tej sytuacji byłam bezsilna.
Nie jestem gotowa na poważną rozmowę z Harry'm.
-A kiedy będziesz?!- zawrzeszczała podświadomość.
Tak naprawdę to nigdy.
Harry nie odpuszczał, ale po co mu to? Jeśli udawał, mógł by dać już spokój. W końcu mnie zostawić i dać mi żyć jak NORMALNA nastolatka.
Oczywiście, wszystko co budowałam przez tak długi czas zostało przeze mnie zburzone. Przyjaźń, która przyszła sama nie wiem z kąt, teraz jest niczym. Stała się dla każdego niewidzialna.
W pośpiechu chwyciłam walizkę, szybko się rozglądając w którą stronę pobiec najlepiej.
Zobaczyłam na prawo, wielki tłum ludzi śpieszących się na wyloty.
Loczek nie poddał się. Ale na co mu ta gra?! Przecież i tak już wszystko wiem. To nie ma sensu!
Łzy lały się nadal. Nie miałam czasu by je zetrzeć. Pozwoliłam im płynąć  po polikach i wsiąkać w  białą bluzkę.
Na szczęście gdy się odwróciłam nie zobaczyła burzy loków, tylko same nieznajome mi twarze z poważnymi twarzami.
Szłam dalej, teraz już bardziej spokojnie. Poczułam ulgę,a za razem tęsknotę.
Za pozostawioną przyjaźnią.
Za wszystkim co stworzyłam w Londynie i właśnie tam zostało. Nie miałam ochoty na nic. Odechciało mi się żyć. Nie mam gdzie mieszkać. Mama mnie okłamywała w sprawie porwania. Czy nie mogła normalnie powiedzieć?! Tak trudno było?! Zostałam ze wszystkim sama!
Jedynie babcia, ale ona teraz nic mi nie pomoże. Jestem bez komórki w Berlinie. Nie znam zbytnio niemieckiego. Łzy na nowo cisnęły mi się do oczu z bezradności.
Chciałam zakopać się w ciepłym łóżku i już nigdy z tam tond nie wychodzić.

Poszłam ponownie spytać się o bilet, który teraz był dla mnie złotem.
Nie uwierzycie jak ogromne było moje szczęście, gdy okazało się, że znalazło się jedno wolne miejsce.
Cieszyłam się gorzej niż małe dziecko.

~~Harry~~
Zgubiłem ją! Tak po prostu!
Poczułem mocne uderzenie wyrzutów sumienia, że to moja wina za jej odejście. Miała dopiero 15 lat, a teraz co? Widzę ją na berlińskim lotnisku!
To moja wina. Nie spędzałem z nią wystarczająco dużo czasu. Może gdybym poświecił jej więcej uwagi, teraz leciała by ze mną na miesiąc w ''trasę''. Zwiedziła by trochę świata.  A tak nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieje i czy jest bezpieczna.
-Gdzie ona jest?- zapytał Louis stając na przeciw mnie.
-Nie wiem! Nie zdążyłem jej złapać!-powiedziałem nerwowy na siebie, a raczej zły.
-Spokojnie, potrzebuje czasu. Musi wszystko przemyśleć, na pewno  wróci.- może Lou i ma racje?
Poszedłem  jeszcze kilka metrów przed siebie i zobaczyłem JĄ. Stała ucieszona.
Szybko  podbiegłem do niej. Widząc mnie chciała uciec, ale w porę zareagowałem.
Chwyciłem ją za rękę, nie pozwalając jej na ucieczkę po raz drugi.
-Puść mnie!-wrzeszczała, zwracając tym nie małą uwagę.
-Spokojnie, musimy chyba porządnie porozmawiać.- powiedziałem na co ona popatrzyła na mnie ze załzawionymi oczami.
-Nie mamy o czym.-powiedziała oschle.
- A mi się wydaje, że jednak mamy o czym.-powiedziałem prowadząc ją w stronę krzeseł.
-Louis niech zostawią nam jeden samochód, a wy jedźcie.-powiedziałem, na co on kiwnął głową.
Od razu przeszedłem do sedna sprawy.
-Dlaczego wyjechałaś?
-Nie udawaj takiego braciszka.- syknęła - Wy tylko to robicie dla gazet.
-Ley, jak Ci to mogło przyjść do głowy. Nigdy, ale to nigdy bym tak nie postąpił.- powiedziałem i przytuliłem ją, lecz ona próbowała mnie odepchnąć o siebie.
Nie poddawałem się.W końcu dziewczyna odpuściła i sama objęła mnie swoimi drobnymi rękami.
Uśmiech zagościł na mojej twarzy.

~~Leayna~~
Mogłam wcale tu nie przyjeżdżać.
-Ale, ty kłamiesz.- odezwałam się w końcu.
-Ley, uwierz mi. Kocham Cię, moja siostrunio. Gdyby tak było nie zadałbym sobie tyle trudu.Jesteś częścią naszej  rodziny.- był wiarygodny. Uwierzyłam mu, bo na moje pytanie znów posmutniał.
Uśmiechnęłam się i na nowo go  przytuliłam.
-No to co? Chodź, jedziemy?- zadał pytanie, a ja kiwnęłam głową.

***
Siedziałam na łóżku zamyślona gdy Hazza przeglądał coś w laptopie
Pokój, był normalnie przepiękny. Wyglądał jak mieszkanie w bloku.

-Gdzie tak w ogóle przez ten czas byłaś?-przerwał w końcu tą ciszę.
-W Polsce.- powiedziałam patrząc na sufit.
-Sama?-zdziwił się.
-No tak, znaczy... nie, z babcią.
-Muszę ją kiedyś poznać.- uśmiechnął się, rozluźniając tym atmosferę.
-W to nie wątpię.- zaśmiałam się, siadając na łóżku.

Dobra, masz 10 minut na ogarnięcie się i wio na dół.
-Po co?- zdziwiłam się, a zarazem zakrywając się poduszką.
-Jedziemy na koncert.
-A nie mogę zostać tutej ?
-Nie dyskutuj ze mną. Zostało Ci 8 minut.
Szybko wstałam i zaczęłam przebierać w walizce. Znalazłam jakieś ubrania.

Pobiegłam do łazienki by się przebrać i już po chwili stałam w drzwiach.
W pokoju nie było loczka.
Więc wyszłam z pokoju, zamykając go. Skierowałam się do windy i już po chwili stała w wielkim holu. Usłyszałam krzyki i piski jakiś dziewczyn? Popatrzyłam w tamtym kierunku. Przed wejściem stał tłum nastolatek- fanek chłopaków.
 Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i niedaleko wejścia dostrzegłam wszystkich. Chłopaków, jak ich perkusiste i tak dalej- cały zespół w skrócie. Stylistkę i Paul'a.
-Ley!Chodź.-zawołał Harry.
-Hej.- przywitałam się z każdym przytulasem.
Było mi trochę źle z tym, że w ogóle pomyślałam, że zrobili to tylko dla kariery.
Ale teraz postaramy się rozpocząć wszystko od nowa. Zapomnimy o starych błędach, popełnionych przez naszą dwójkę.
***
Ochroniarze zabezpieczali całą ekipę przed fankami. Ja szłam na samym końcu, gdzie niestety nie było ochroniarza.
I właśnie wtedy jakaś fanka pociągła mnie za rozpuszczone włosy.
Następnie kilka z nich chwyciło mnie i  wciągnęło po za bramki,a następnie wypchały gdzieś z dala.
-Suka!-wrzasnęła jedna.
- Liczysz tylko, na kasę. Nic więcej!-wrzasnęła inna.
Zobaczyłam kontem oka, że chłopaki byli prawie przy wejściu. Nie odwracali się.
Wyrwałam się z ich ucisku i jak najszybciej pobiegłam do barierek.
Gdy chciałam przejść, jakiś ochroniarz odepchnął mnie z dala. Nie rozpoznał mnie!
-Wiesz kim ja jestem?!-zaczęłam się wydzierać na niego.
-Nikim dla mnie ważnym.
-Pożałujesz tego!!-wrzasnęłam w jego stronę,a te niby fanki znów mnie do tyłu chciały odepchnąć. Lecz ja zawzięcie trzymałam się barierek. Te nie przestawały i z całej siły ciągnęły mnie za włosy.
Zaczęłam wrzeszczeć, a z oczu polało się kilka łez. Ból był nie do opisania.
Chłopaki odwrócili się z zaciekawieniem i gdy zobaczyli ten widok, jako pierwszy zareagował Harry.
Podbiegł do ochroniarza,wrzeszcząc na niego, że nie zareagował, a następnie zaczął wrzeszczeć po tych psychicznych fankach, że jak tak mogą?
Chwycił mnie i wyciągnął z poza barierek. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, nawet nie dałam rady jej dotknąć. Otarłam łzy idąc do wejścia. Wszyscy byli już w środku. Gdy nas zobaczyli od razu podbiegli z pytaniem ,,co się stało?''.
Opowiedziałam całą sytuację po kolei. A potem przytulili mnie. Zaśmiałam się.
Gdy dali mi już spokój i plakietkę,  poszłam się przejść. Dotknęłam bolącego miejsca i aż syknęłam.
Jednak coś mnie nie zapokoiło. W tamtym miejscu nie czułam tyle włosów ile powinnam. Biegiem dotarłam do łazienki. Od razu podeszłam do lustra i to co zobaczyłam, po prostu załamało mnie. Jeden bok włosów, bym mocno poszarpany.
Opadłam na  zimne kafelki i przesiedziałam tam dość długą chwilę, aż usłyszałam jak śpiewają chłopaki.
Po następnych kilku minutach, postanowiłam w końcu wyjść.
Zauważyłam zadowoloną Lou z małą Lux, które patrzyły na koncert One Direction.
-Lou, musisz mi pomóc.- powiedziałam szeptem.
Popatrzyła na mnie, a ja wskazałam poszarpane włosy.
-No jasne, chodź.- uśmiechnęła się promiennie.

***
-Skończyłam. I jak?
Popatrzyłam w lustro i...
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła!
Moje włosy wyglądałam dosłownie tak.

Usiadłam po  turecku nie daleko wejścia. Natomiast Lou z Lux powróciły do wcześniejszej czynności.

Ja natomiast włożyłam słuchawki do uszu. Słyszałam co chciałam, a widziałam ... jak by co to nie przyznaję się do tej piątki łosi.
Uśmiechnęłam się, gdy Liam próbowałam coś zatańczyć, a po chwili leżał na scenie, przy okazji wpadając na Louisa i Zayna.
Śmiałam się do nieopamiętania.
Jednak nie daleko był Niall i usłyszał mnie. Po czym na jego twarzy ukazał się złowieszczy uśmieszek.
Przybiegł do mnie i podniósł, tak, że nie miałam ziemi pod nogami. Zaczęłam wrzeszczeć by mnie puścił, ale on nie odpuszczał i przemknął ze mną przez całą scenę.
Zwariował już!
Opuścił mnie, przez co wylądowałam na ziemi. Gdy się podniosłam wszyscy patrzyli na mnie. Zaczęli śpiewać BSE. Pobiegłam po gitarę i już po chwili grałam z Sandym i Danem.
Nikt nie wiedział o tym, że gram więc miny chłopaków bezcenne. Śmiałam się przy okazji śpiewając do mikrofonu. Cały koncert minął zabawnie. Po koncercie chłopaki poszli się przebrać, a cały sprzęt został na swoim miejscu. Scena była pusta. Podeszłam do perkusji i poczułam chęć zagrania na niej.
Usiadłam i zaczęłam uderzać rytm.














A następnie:
-No nieźle Ley. Czemu ja dowiaduje się o wszystkim dopiero teraz?- powiedział z uśmiechem na twarzy Harry.
Podszedł do mnie Josh.
-Na reście znalazłem  godną mnie osobę.
____________________________________________________________________________
Hej.
No to mamy nudny rozdział, nie zdziwię się jak pojawią się negatywne komentarze lub ich brak.
Ehhh, no to obiecałam i słowa dotrzymałam jest środa i jest rozdział.
Dziś data :23 lipca.
A więc... każda Directioner wie... dziś dla naszych chłopaków, a raczej już mężczyzn wielki dzień. To już 4 lata.
Oby takich rocznic było jak najwięcej, tego życzę naszej piątce.
No, a wam - byście słowo bycie Directioner będzie forever. A nie, a to już mi się znudzili.
Wierzcie mi- znam kilka takich dziewczyn ;/ niestety. Jeszcze potem się tym chwaliły, że nie są na fb -,-''. No nic.
Jeśli chcecie być informowani o owych rozdziałach, to w komentarzu pozostawcie do mnie tt, gg, ask lub fb.
Jeśli nie chcecie publicznie, to napiszcie mi na priv -tt , ask lub gg-45775732 . Ewentualnie fb.
Następny za ponad 2 tygodnie, bo jadę na kolonie.
Ps. Zmieniłam postać-Ley. Kilka osob mówiło, ze nie zbyt pasuje do tego opisywanego charakteru , więc kliknij na bohaterów :3
Jedzie ktoś może do Łeby lub ktoś tam mieszka? :3