sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 61

Wysiadłam z busa i podeszłam do chłopaków z walizkami.
-Spać mi się chce.- zajęczałam  z nie zadowolenia.
-Nie marudź tylko chodź.- odezwał się Zayn, który trzymał swoją walizkę, jak i moją.
Zastanawiał mnie fakt co tu robi Victoria?
Jednak wydawało mi, że była tu ze względu iż chce się pożegnać z Harrym.
Weszliśmy na ogromną hale, która była oświetlona milionami lamp. Mimo tak późnej godziny, ludzi było mnóstwo. Nagle obok nas pojawili się wysocy, umięśnieni mężczyźni. Z powodu wielkiego zmęczenia, nie umiałam racjonalnie myśleć w niektórych momentach.
Była to oczywiście ochrona. Wydawało mi się, że nie będzie to jednak konieczne o prawie 1.30 w nocy! Jednak myliłam się. Fani 1D czekali wiernie na chłopaków za co naprawdę podziwiam.
One Direction nie umiało odmówić, dlatego podeszli do nich, a mnie zostawili na tyłach. Usiadłam na jednym z krzeseł i czekałam cierpliwie, aż skończą robienie sobie zdjęć lub podpisywanie autografów. Oczy stawały się z każdą chwilą cięższe i co raz trudniej było mi je pozostawić otwarte.
Oczywiście... gdy na zegarze wybiła godzina 2.00 a nasz samolot właśnie w tym momencie odleciał, momentalnie stanęłam na równe nogi. Czy oni są naprawdę tak głupi by stracić rachubę czasu i spóźnić się na samolot?!
Podbiegłam do nich i zaczęłam szarpać za rękę Liama, który robił sobie zdjęcie z fanką.
-Ley nie teraz.- powiedział, nie patrząc na mnie.
-Ale Liam...
-Leayna, za chwilę.
-Ale zrozum, że nasz samolot odleciał!- warknęłam do niego ostro na ucho, by nie robić nawet tu na lotnisku afery.
Gdy to usłyszał, zaśmiał się.
-Oj młoda...
-Co?
-Daj mi chwilę...- podpisał jeszcze jedną kartkę i podszedł do mnie.
-Nikt się na nic nie spóźnił. My mamy prywatny samolot.- zaprowadził mnie do szyby i wskazał palcem po za nią.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
Ziewnęłam, zasłaniając buzię ręką. Chciało mi się spać. Mimo, że może marudzę, to taka była prawda.
Razem wróciliśmy do zamieszania, które jak by nie miało końca, a fanów przybywało.
Usiadłam zrezygnowana na stołku, ponieważ zostałam obudzona dosłownie godzinę temu i prawie godzinę temu, to wszystko się zaczęło!
Oparłam głowę  na ręce o oparcie siedzenia, po czym przymknęłam powieki.

Siedzę sama. Jestem w zamkniętym pokoju. Nie ma klamki w drzwiach, a mimo, że szyba w oknie jest rozbita, to jest ono zamknięte kratami.
Wstaję i zaczynam rozglądać się po pomieszczeniu za schowanym wyjściem.
Nagle akcja się zmienia i stoję na polanie w nocy gdzie towarzyszy  mi jedynie świecący księżyc.
Dookoła mnie las z którego wyczuwam niebezpieczeństwo i jak ktoś mnie obserwuje.
Boję się wykonać jakikolwiek ruch dlatego stoję i odwracam się wokół własnej osi.
-Leayna...Leayna...
Słyszę nawoływanie, ale nie mogę dokładnie zlokalizować skąd one dochodzi.
-Posłuchaj siebie... idź tam gdzie zaprowadzi Cię serce...
Nie wiedziałam co miało to znaczyć, ale postanowiłam iść przed siebie.
Już wchodziłam do lasu, a mnie ogarniał niepokój.
-Chodź... chodź....
Nie zatrzymywałam się ani na chwilę.
Po chwili znalazłam się w kręgu gdzie drzewa były w równym kole i nie zasłaniały mi widoku na rozgwieżdżone niebo.
-Jesteś w sercu samej siebie...
-Ale jak to w samej siebie?
-Popatrz jak tu pięknie, nie chciałabyś stracić tego co masz każdego dnia, najbliższych Ci osób prawda?
-No pewnie, że nie.- robiło się to co raz bardziej dziwniejsze, ponieważ rozmawiałam z...
No właśnie, z kim?
-Pamiętaj, że życie masz tylko jedno i jeśli nie będziesz walczyć to przegrasz walkę...
-Ale jaką walkę?!- krzyknęłam, mówił co raz bardziej tajemniczo co mnie doprowadzało do szału.
-Zobaczysz za niedługo ...

~~Harry~~

Podpisywaliśmy kartki, koszulki wszystko na czym nas poproszono zostawialiśmy autografy.
Spodziewaliśmy się fanów jednak nie w takiej ilości i nadal czułem, że ich przybywa, ponieważ z 10 minut zrobiła się godzina.
Oczywiście uwielbiam moich fanów, jednak w tym momencie, z powodu zmęczenia, chciałem by już  sobie stąd poszli.
-Harry...- poczułem za sobą lekkie szarpnięcie.
Odwróciłem się spodziewając  kolejnych fanów, jednak nie był to nikt z nich tylko Liam.
-Coś się stało?- zmarszczyłem czoło, a on tylko wskazał na śpiącą Ley na pewnie, niewygodnym stołku.
Włosy opadały jej na twarz, a ręka co chwilę robiła lekkie, niedostrzegalne  ruchy.
-Dobra, pożegnajmy się z nimi i wylatujemy.
Reszta zgodziła się ze mną i już po chwili niosłem Leayne przez lotnisko.
Szybko przeszliśmy odprawę, a mnie zdziwił  fakt, że siostra nie obudziła się. Musiała być chyba mocno zmęczona.
Gdy znajdowaliśmy się już w swoim samolocie, położyłem delikatnie brunetkę na  siedzeniach, a sam zająłem miejsce obok ukochanej.
Cieszę się, że w końcu wszystko idzie tak jak miało być od początku.
Victoria popatrzyła na mnie po czym przytuliła się do mnie.
-Nad czym tak myślisz?- zapytałem.
-Jak będzie wyglądać dalej nasze życie. Cieszę się twoim szczęściem, wiesz? -Popatrzyła na mnie i pocałowała.

~~Leayna~~
Nic później już mi się nie śniło. Obudziłam się od razu po tych dziwnych słowach.
Rozejrzałam się gdzie jestem.
Leżałam na skórzanych fotelach samolotu, przykryta kocem.
Wszyscy spali, a za oknem nadal było ciemno. Zajrzałam na ekran telefonu, który wskazał mi godzinę 4.05 .
Niby spałam godzinę i nadal czuję zmęczenie to nie potrafię na nowo usnąć.
Usłyszałam śmiechy na przeciw siebie, więc usiadłam i dostrzegłam Louisa i Nialla jak rozmawiają na jakiś temat.
-Chłopaki, suszymy ząbki.- powiedziałam do nich, a oni momentalnie popatrzyli na mnie.
Załapali o co mi chodzi i tak oto po chwili na moim instagramie wylądowało zdjęcie z podpisem ,,To będą ciekawe wakacje :D".

-Czemu nie śpisz?- spytał blondasek.
-Bo wolę Was wkurzać.- uśmiechnęłam się do nich promiennie, a oni coś zaczęli mruczeć pod nosem.
-Co? Coś mówiliście?- popatrzyłam na nich, a oni coś fukneli do siebie po czym zaczęli mnie ignorować.
Chwyciłam do ręki książkę, która leżała w zasięgu mojej ręki i zaczęłam wyrywać małe kawałeczki stron, po czym gniotłam je w małe kuleczki i strzelałam w ich głowy.
Ich cierpliwość skończyła się po około 5 minutach.
Zdenerwowany Louis wstał ze swojego miejsca, podszedł do mnie i wyrwał mi książkę z dłoni, po czym zaczął mnie nią bić, a ja się śmiałam jak opętana.
Chwyciłam szybko za jedną ze stron książki, po czym nie chcący wyrwałam. Zwinęłam w kulkę i prosto w twarz uderzyłam Louisa.
-Ley, uspokój się.- warknął i znów usiadł gdzie wcześniej.
-Dobra..- powiedziałam zrezygnowana -Kiedy macie pierwszy koncert?
-Trasę zaczynamy od Berlina i jutro,ale zostajemy tam do końca tygodnia.- powiedział Niall.
-Yhym.-powiedziałam i odwróciłam wzrok w stronę okna.
Słońce powoli wychodziło i był to piękny widok , witać nowy dzień z góry.
-Chodź do nas, zagramy w grę.- odezwał się Horanek.
Potrząsnął pudełkiem z monopoly, a ja się uśmiechnęłam i wstałam z siedzenia.
Wszyscy razem usiedliśmy na kanapie obok stołu. Rozłożyliśmy grę i zaczęła się pierwsza kolejka.
Już po kilku rundach, obłowiłam się w pieniądze i zostałam milionerem.

~~Harry~~
Obudziłem się i usłyszałem śmiech Leayny.
Popatrzyłem za siebie, widząc, że gra razem z chłopakami. Za oknem było już jasno, a słońce oświetlało moją i Vic twarz, która dalej spała oparta o mój tors.
Teraz mam nadzieję, że wszystko wróci do normy
Usłyszeliśmy w głośnikach głos pilota, który informował nas, że za 10 min. wylądujemy w Berlinie.
Nie zbyt jestem zadowolony z tego, obawiam się, że znów go spotkam, że będę musiał popatrzyć mu w oczy i udać jak mało wyrządził nam krzywdy.
-Skarbie, pobudka.-wyszeptałem do ucha szatynki.
Chwilę pomarudziła, ale otworzyła oczy.
-Za chwilę lądujemy.- powiedziałem, a ona kiwnęła głową na znak, że rozumie.
Podniosła się na równe nogi  i pomaszerowała w stronę zebranego towarzystwa.
-Co wyście zrobili z moją książką?!- krzyknęła po chwili, a ja od razu zjawiłem się obok niej i popatrzyłem na jej dłonie w których trzymała poszarpaną książkę.
-Ona nie jest moją własnością, który to?- warknęła do chłopaków, a Ley od razu wstała z zamiarem pójścia do łazienki. Gdy przechodziła obok mnie, chwyciłem ją i odwróciłem w naszą stronę.
-Ley, czy maż z tym coś wspólnego?- zapytałem surowo, wskazując na zniszczony przedmiot.
-Ja? Nie, no co ty!- wiedziałem, że kłamie, ponieważ jej oczy goniły na różne strony, by tylko nie patrzyć na mnie.
-Nie kłam i mów prawdę.- syknąłem ostro, bo inaczej nigdy bym z niej tego nie wydusił.
-Taa...- spuściła głowę.
-Co taa?- warknąłem.
-No tak, to ja, ale...
-Nic już lepiej nie mów. Po co to zrobiłaś? Chciałaś się odegrać za to, że Victoria jest ze mną?
_________________________________________________________________________
Hej, hej, hej!
Kończę w połowie tej akcji :p jak myślicie co będzie dalej? :D kto zgadnie? :)
Dziękuję, za Wasze motywujące komentarze.
W tym rozdziale nie dzieje się tyle ile miało, ale postaram się w następnym :3
Do zobaczenia ziomeczki ;)

czwartek, 19 lutego 2015

Krótkie ogłoszenie ...


Jak widzicie rozdziału nie ma i nie będzie do soboty na pewno.
Chce go w końcu wstawić tutaj, ale uniemożliwia mi to CZAS.
Mam za dużo obowiązków związanych ze szkołą. Mam teraz mnóstwo sprawdzianów i naprawdę nie mam kiedy znaleźć czas przez tydzień :c
Nie chce teraz, żeby to wyglądało, że chce się jakoś tłumaczyć czy coś. 
Przepraszam Was i naprawdę kiedy piszecie komentarze, czasem  można się pośmiać :D
za to Was uwielbiam ;)
Do zobaczenia oby do sobotki ziomeczki :D

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 60

-Mike..- zaczęłam.
-Leayna, chodź.- wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją chwyciłam.
Wstałam z zimnej ziemi i razem z nim szłam w stronę oświetlonej słońcem ulicy.
Nie zadawał mi pytań, co było mi na rękę. Szłam tam, gdzie on mnie prowadził. Nie muszę nawet wracać do domu, skoro i tak  będzie już jutro pusty.
Po około 10/15 minutach, znaleźliśmy się pod halą gdzie wczoraj  szatyn grał mecz.
-Czemu tu przyszliśmy?- zapytałam, patrząc na niego.
-Niespodzianka.- popatrzył w moje oczy i uśmiechnął się.
Weszliśmy przez masywne drzwi prosto na sale. Wziął mnie na trybuny, gdzie usiedliśmy na samej górze, ja oczywiście po turecku twarzami do siebie.
-Powiedz, co się stało?- odwrócił się w moją stronę.
-Pokłóciłam się z Harrym. Przynajmniej wiem, że to wszystko, to moja wina.- po policzku na samo wspomnienie spłynęła mi jedna łza, którą szybko on starł.
-Okłamywał mnie i gdyby nie gazety, nie wiem kiedy bym się dowiedziała. Nikt się nie interesuje tym co ze mną. Wszyscy mają to gdzieś. Myślałam, że rodzina interesuje się swoimi członkami, że są przy nas. Byłam w błędzie i to wielkim. Mój tata okazał się dupkiem, z mamą i siostrą nie utrzymuje dobrych kontaktów, a z bratem nie potrafię się dogadać.- spuściłam głowę.
On nic nie mówiąc, przytulił mnie do siebie.
Właśnie tego potrzebowałam.
-Przepraszam.- powiedziałam cicho.
Odsunęłam się i kontynuowałam dalej.
-To co napisali o nas, to nieprawda. Ja nie robię tego specjalnie, oni tyko chcą mnie zniszczyć. Jeśli spytasz dlaczego to odpowiem Ci, że nie wiem.
-Dobrze, wieże Ci.- zaśmiał się, chwycił mnie za rękę i szybko wstał, ciągnąc za sobą.
Na boisku było kilka piłek. Wziął jedną do ręki i kazał mi się ustawić na linii ataku. On zrobił to samo, tylko po drugiej stronie, Gwizdnął gwizdkiem, a na boisko zaczęła się zbierać gróbka chłopaków. Patrzyłam na to wszystko z szeroko otwartymi oczami.
Poustawiali się po obu stronach boiska.
-No Ley, mówiłaś , że umiesz grać.- zaśmiał się przyjacielsko Mike i zaczął mnie przedstawiać.
Wątpię, że zapamiętam tyle imion, ale miło pograć.
-Grajmy!- krzyknął inny i piła poszła w ruch.
Naprawdę zrobił mi tym wielką niespodziankę. Nie spodziewałam się tego.
Z rozmyśleń wyrwała mnie piłka, która leciała prosto na mnie.
Wystawiłam, chyba Alexowi z tego co pamiętam, a ten przebił ją z ogromną siłą na drugą stronę.
Niestety przeciwnicy nie dali rady odebrać jej i wylądowała na parkiecie, dając nam kolejny punkt.
-Moja!-krzyknęłam razem z Dracem na co od razu się wycofałam, on kopiując mój ruch i tak oto tym druga drużyna zyskała na punkcie. Popatrzyliśmy po sobie z brunetem i zaśmialiśmy się.
-Oby tak dalej.- zaśmiałam się do chłopaków.
Nasza gra nie miała końca, a humor naprawdę mi się poprawił. Nie potrafiłam się nie uśmiechać.
Kilka razy wylądowałam na brzuchu czy kolanach, ale właśnie to dawało mi satysfakcję.
-Serwowa!-krzyknął Olivier z stopnia sędziowskiego i wskazując na naszą drużynę.
Akurat kiedy możemy wygrać, ja muszę serwować!
-Dawaj Ley!- cała drużyna przybrała pozycje bojowe, a ja stanęłam za linią boiska i nagle piłka poszła w ruch, przechodząc na drugą stronę siatki.
Nie spodziewali się tego, więc wiadomo kolejny punkt dla nas!
Wygraliśmy, a chłopaki wzięli mnie na ręce podskakując ze mną. Śmiałam się z tego, równocześnie bojąc się o własne życie.
-Dobra, dobra chłopaki! Puście mi ją!- zaśmiał się w ich stronę Mike, a oni z niechęcią oddali mu mnie prosto na jego ręce, a on nie wypuścił mnie z objęć, tylko szedł w stronę wyjścia.
-Puść mnie wariacie!- zaśmiałam się, klepiąc go w klatkę piersiową.
Droczył się ze mną chwilę, ale uwolnił mnie z objęć, a ja pobiegłam do spoconych chłopaków siedzących na trybunach. Przytuliłam każdego na pożegnanie i wróciłam do Mike.
Dopiero teraz za uwarzyłam, słońce które już powoli zachodziło za widnokręgiem. Oświetlało jeszcze nasze twarze. Szatyn objął mnie lewym ramieniem, a ja przytuliłam się do niego.
-Dziękuję.- wyszeptałam w jego klatkę piersiową.
Popatrzyłam na niego,a on tylko się do mnie uśmiechnął.
Wyciągnęłam z kieszeni swoich spodni komórkę i popatrzyłam na ekran telefonu, który wskazał mi 20.20 .
Było by trzeba wracać do domu i tej szarej rzeczywistości, chodź tak naprawdę nie chce.
-Chodź.- pociągnął mnie za sobą, tym samym wyrywając mnie z myśli.
-No do domu.
-Wiesz co, przypomniałam sobie. Muszę coś jeszcze załatwić.-odsunęłam się od niego jakiś metr.
-No ale...- przerwał mu dzwonek telefonu, który informował o tym, że ktoś próbował się do niego dodzwonić.
On jednak odrzucił połączenie i schował komórkę z powrotem do kieszeni spodni.
Ta osoba jednak nie dawała za wygraną i kiedy Mike znów chciał odrzucić połączenie, powiedziałam, żeby odebrał.
-Tak, zaraz będę. -Tak ja Ciebie też pa.- powiedział i się rozłączył.
-Przepraszam Cię Ley, mam spotkanie.
-O dziewczyna.- zaśmiałam się.
-Tak. Pa.- pocałował mnie w policzek i odszedł zostawiając mnie sam na sam z tyloma myślami.
Powłóczyłam swoje nogi z niechęcią do domu.
Otworzyłam drzwi i leniwymi krokami, przekroczyłam prób domu.
Ściągnęłam buty i od razu udałam się do siebie, myśląc, że przynajmniej tam nie będzie nikogo.
Weszłam do swojego "bunkru" nie rozglądając się po pomieszczeniu. Podeszłam do biurka i usiadłam za nim.
-Leayna.- usłyszałam głos za sobą.
W kilka sekund byłam odwrócona przodem do niego.
Był to Harry, a mi naprawdę nie chciało się z nim rozmawiać.
-Chodź tu, musimy porozmawiać.
-Harry, ale ja nie chce.
-Czemu?
-Bo ZNÓW powiem coś, co pogrąży nasze kontakty w czarną dziurę.
-To co powiedziałem dziś rano... nie to miałem na myśli! Przepraszam, ale nie chcesz naprawić naszych relacji?
-No pewnie, że chciałam.
-Ale jak to chciałam?- popatrzył na mnie pytająco.
-To, że niepotrzebnie tu przyjeżdżałam, że Was poznawałam, chciałam tu zamieszkać, chciałam mieć normalną rodzinę.- spuściłam głowę.
Słyszałam jak wstaje z łóżka i się przemieszcza, podchodząc do mnie.
Przykucnął przy mnie i chwycił mój podbródek, zmuszając abym popatrzyła na niego.
-Dobrze zrobiłaś przyjeżdżając tu. To ja nie potrafię zrozumieć Ciebie, a raczej nie chce. Myślałem, że wystarczy jak przyjedziesz, a wszystkie inne problemy same się rozwiążą.Błagałem mamę, żebyś została w Londynie. Ona wiele razy chciała Cię zabrać ze sobą. Każdy z nas popełnia błędy, ale ja chyba robię ich znacznie więcej niż jest to dozwolone. Naprawdę przepraszam Cię.

Ja nic nie mówiąc przytuliłam go do siebie.
-Ja też przepraszam, że byłam taka jaka byłam. Nie powinnam. Tylko proszę, nie okłamujmy już siebie.
-Tak, zgadzam się. Obiecuje.- wyciągnął najmniejszy palec u ręki, na co ja się zaśmiałam ale też zrobiłam to co on.
-Pojedziesz z nami jutro w trasę?- zapytał z iskierkami nadziei w jego oczach.
Kiwnęłam głową na ,,Tak".
-No to pakuj się i do spania bo o 00.00 pobudka.
-To ja wole w ogóle nie iść spać.- zaśmiałam się.
-Też tak robię, to przyjdź potem do salonu będziemy oglądać jakieś filmy.
Powiedział i zamknął za sobą drzwi wychodząc z pokoju. Zostałam sama, więc nie czekając ani chwili dłużej otworzyłam szafę i wyjęłam z niej jedną walizkę podróżną.
Wpakowałam do  niej kilka par dresów, podkoszulek, bluz itd.

~~Harry~~
Gdy Leayna wyszła z domu po tym jak jej to wszystko powiedziałem, od razu za nią pobiegłem mimo, że chłopaki wołali za mną, żebym został.
Jednak nie dogoniłem jej. Była dość szybka i przebiegła. Zgubiłem ją z pola widzenia, a wtedy już nie zdołałem jej odnaleźć. Zostało mi czekanie na nią.
Nie chciałem słuchać niczyich pocieszeń, bo wiedziałem, że popełniłem wielki błąd nic nie mówiąc Ley. Chciałem ponownie wszystko naprawić, ponieważ za kilkanaście godzin mieliśmy wylecieć na inny kontynent, a ja chciałem, żeby szatynka poleciała razem z nami.
Jednak z kilkoma następnymi godzinami, gdy nie wracała do domu, poczułem dziwne ściśnięcie w żołądku.
Była to obawa, że przed wylotem nie zdążę porozmawiać z Ley, a  w tym momencie było to najważniejsze.  Czekałem i czekałem, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się,a ja miałem nadzieję, że to moja młodsza siostra. Jakie było moje rozczarowanie gdy w framudze stanęła Vic.
-Kotku nie martw się, na pewno przyjdzie.- podeszła do mnie i przytuliła.
-Obyś miała rację.
-Chodź.- chwyciła mnie za rękę - Zrobiłam obiad.
-Nie, zjem potem. Chce z nią porozmawiać.
-Ale...
-Victoria, dość.- powiedziałem stanowczo, patrząc prosto w jej oczy.
-No dobra, będę czekać.- powiedziała zrezygnowana i wyszła.
Wiedziałem, że sprawiam jej tym ból. Chciałbym z nią pobyć tą chwilę, ale potrzebuję przemyśleć co powiem jak wejdzie, jak zacznę tą rozmowę, co będę mówił dalej.
Po może półtorej godzinie, drzwi ponownie się otworzyły i weszła. Była zmęczona i nie zwróciła uwagi, że tu jestem. Nie zauważyła mnie.
Czułem po tej  rozmowie, że jednak coś pominąłem, o czymś zapomniałem. Jednak nie mogłem sobie przypomnieć co to mogło być.
Czułem się w końcu szczęśliwy i wolny od tajemnic.
Myślę, że nasze relacje są już o wiele lepsze, jednak będziemy musieli więcej rozmawiać.


~~Leayna~~

Po jakiś 1,5 godzinie byłam spakowana.
Była równa 22.00, wstałam z podłogi i podążyłam do łazienki, gdzie przebrałam się i przemyłam twarz zimną wodą. Popatrzyłam w swoje odbicie. Trochę zmęczona , ale nic poza tym.
Powolnym krokiem zeszłam na dół, gdzie siedział Harry, Liam i Zayn.
Weszłam do kuchni i zabrałam do ręki nie otwartą  1l. butelkę  Pepsi, a do drugiej ręki 4 szklanki.
Wszystko położyłam na stole w salonie.
Chłopaki od razu chwycili się do picia, a ja usiadłam na sofie przy rogu obok Hazzy.
-Harry nalej mi też.- powiedziałam kiedy loczek nalewał sobie pepsi do szklanki.

Chwile potem podał mi gazowaną ciecz i oglądaliśmy jakiś film.
Nie znałam tytułu, ale był nudny.
Po jakiś 30 minutach moje powieki stały się ciężkie, wiec nie trzymałam ich dalej uniesionych. Przymknęłam je, opierając głowę, o ramię loczka.

Ciemny las. Hucząca sowa i szumiące liście na gałęziach, a w ich centrum JA. Rozglądam się nerwowo wokół siebie, ale nikogo nie dostrzegam.
Nagle usłyszałam płacz. Histeryczny płacz kobiety. Lecz nikogo nie było. Zaczęłam iść przed siebie. Jednak krajobraz się nie zmieniał. Nadal drzewa i towarzyszący mi blask księżyca, przedzierający się przez gałęzie. Nie zatrzymywałam się, ani nie patrzyłam za siebie. Za bardzo się bałam, że ktoś za mną stoi.
Owszem, przez cały czas czułam jakby ktoś mnie obserwował lecz za każdym razem nie było nikogo.
-Idź przed siebie....- usłyszałam szept.
Nie wiem skąd. Nie wiem kto, ale usłyszałam i posłuchałam go.
Przez chwilę nie słyszałam nic prócz ściółki leśnej trzeszczącej pod moim ciężarem i swojego przyśpieszonego oddechu. Wszelkie inne głosy ucichły, aż ja przystanęłam.
-Nieeee!- przerażający krzyk kobiety, rozniósł się po lesie.
Ruszyłam do biegu jak szalona. Przedzierałam się przez krzaki, nie patrząc gdzie tak naprawdę biegnę. Poczułam, że nie jestem sama i coś lub ktoś zaczął mnie gonić. Byłam przerażona!
Powoli traciłam siły, jednak nie zwalniałam.
Niestety zahaczyłam o jakiś korzeń wystający z ziemi i runęłam jak długa. Leżałam na jezdni.
Usłyszałam głośny ryk klaksonu samochodowego,  a gdy odwróciłam głowę w tym kierunku, oślepiło mnie światło lamp samochodowych....

-Ley,Ley... obudź się.- poczułam szturchanie i momentalnie popatrzyłam kto przerwał mi mój sen.
Była to Victoria. Rozejrzałam się gdzie jestem. Byłam w vanie chłopaków.
-Chodź, już jesteśmy.- uśmiechnęła się do mnie, a ja poszłam za nią.

________________________________________________________________________________
Hej :D
Dziękuję wam ;) tak, lubię oscypki ahaha :D
Kochani jesteście świetni :D mamy sobie kolejny rozdział :D liczę, że skomentujecie pozytywnie.
Jednak jeśli macie jakieś uwagi do mnie, do tego jak piszę lub do samego opowiadania, to też piszczcie ;)
Niestety u mnie  ferie powoli dobiegają końca :c ale mam nadzieję, że przynajmniej tu nic nie ulegnie zmianie na blogu i wy się nie skończycie :D dalej będę prowadzić bloga, a wy dalej będziecie komentować :D W rozdziale jest wieeele powtórzeń, jednak za bardzo jestem wyczerpana ciągłym jeżdżeniem  aby je poprawić, mam nadzieję, że one nie przeszkodziły wam w czytaniu ;)

3 komentarze = kolejny rozdział




poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 59

Był to nie kto inny, jak Mike.
Popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem i nawet nie pomógł mi wstać, tak po prostu  odwrócił się do mnie plecami, rozmawiając z jakąś dziewczyną.
Podniosłam się z chodnika i otrzepałam. Chciałam wszystko wyjaśnić ale nie chciałam też przeszkadzać mu w rozmowie.
Było mi przykro i to bardzo. Kto by tak się nie czuł?
Jednego dnia myślisz, że możesz wszystko. Jesteś szczęśliwa bo wiesz, że coś idzie po twojej myśli, jednak następuje taki dzień, kiedy wszystko się wali.
Powolnym krokiem przeszłam obok nich i czułam czyiś wzrok na sobie.
Jedna samotna łza spłynęła nie proszenie po moim rozgrzanym poliku.
Czasem mam wrażenie, jak by cały świat był przeciwko mnie.
Szybko starłam słoną łzę, tak by nikt nie mógł dostrzec mojej słabości.
Ludzie mówią, że człowiek silny psychicznie, potrafi znieść wszystkie przykrości, ale tak nie jest!
Człowiek tylko je tłumi w sobie, a pewnego dnia one wszystkie skumulują się w sobie i wybuchną narażając każdego do koła na ból i cierpienie.
Nie chce, by i przeze mnie  ludzie cierpieli.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer do Rosi.
Jako przyjaciółki nie okazujemy tego od jakiegoś czasu. Naprawdę, oddalamy się od siebie. Nawet nie wiem kiedy  rozmawiałyśmy na spokojnie. Ona ma chłopaka, a ja swoje problemy. Każda z nas się zmienia i co raz mniej potrzebujemy siebie.
Odebrała po kilku sygnałach.
(R-Rosi; L-Leayna)
R-No hej! Myślałam, że umarłaś!- usłyszałam głos szatynki.
L- No, hej, hej. Masz może czas?
R-Zależy kiedy.
L-Może tak, za 15 min. pod Monmouth?
R-No dobra, to do zobaczenia, pa.
Usłyszałam zakończenie rozmowy.
Wolnym krokiem szłam w stronę umówionego miejsca.
Nie śpieszyłam się zbytnio.
Gdy jednak dotarłam na miejsce, poczekałam kilka minut, aż ujrzałam Rosi.
Przywitałyśmy się i razem weszłyśmy do kawiarni.
Opowiedziałam jej wszystko to co przez ostatni okres czasu wydarzyło się u mnie. 
-No to naprawdę kiepsko, ale jak ktoś może wypisywać takie rzeczy?- oburzyła się Ros.
-Jednak znajdą się takie osoby, które za wszelką cenę będą chcieć mnie zniszczyć i dostaną za to jeszcze pieniądze.
-Brzmi normalnie jak jakieś zlecenie przez wroga.- zaśmiała się przyjaciółka.
-My tu o mnie, a  co u Ciebie?-podparłam ręce na stoliku.
-Razem z Nicholasem i moimi rodzicami, jedziemy do Polski za tydzień.
-No, a jak zareagowali rodzice na wieść, że ich mała córeczka już nie jest wcale taka mała?- zaśmiałam się, śmiesznie poruszając brwiami.
-Nie mieli innego wyboru jak to zaakceptować. Postawiłam ich przed faktem dokonanym.
-Ale tata nic nie mówił?- zdziwiłam się.
-Znaczy po marudził z początku, ale mama przekonała go i już następnego dnia tata i Nicholas oglądali razem mecz.- zaśmiała się.
Faktycznie, musiało to wyglądać śmiesznie.

                                                                    ***
Po tym, jak spotkałam się z brunetką, uznałam, że warto by było zadzwonić do Mike.
Przyłożyłam komórkę do ucha, ale po kilku sygnałach usłyszałam automatyczną sekretarkę.
Zrezygnowana doszłam do domu.
Otworzyłam drzwi, ściągnęłam buty i weszłam do salonu gdzie siedzieli wszyscy razem ze swoimi partnerami, jedynie Niall przytulający paczkę z chipsami.
-Hej.- powiedziałam na szybko, po czym zniknęłam za drzwiami kuchni.
Nalałam sobie soku jabłkowego do szklanki i razem z nim chciałam udać się do całego grona.
Jednak uniemożliwił mi to Harry.
-Możemy porozmawiać?- powiedział, jak nie on.
Jego głos był widocznie zmieszany i trochę poddenerwowany.
-No jasne.- usiadłam na przeciw niego przy stole.
-Ja... ja chciałem Ci to powiedzieć już dawno, ale ...
-Ale?- przerwałam mu.
-Ale ciągle zwlekałem z tym, aż to wszystko przybrało za szybki obrót. Dobra, tak. Jestem z Vic.
-Harry...- popatrzył na mnie. -Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
-Bałem się, że będziesz zła...
-Harry! Czy ty siebie słyszysz?!
Pokręcił głową, nic nie mówiąc.
-Harry, ja się nie chce kłócić. Chce mieć dalej brata i żeby to się nie zmieniało, ale ty to psujesz.
-Ley....
-Harry, naprawdę przemyśl to. Bo to TY psujesz wszystko, a nie ja!- syknęłam w jego stronę.
-Leayna, jest jeszcze coś.- ponownie spuścił głowę.
-Tak?
-Bo my... my jutro wylatujemy.
-Gdzie?
-Mamy trasę. Do końca wakacji nie będzie nas w Londynie.- powiedział, a w mojej głowie kłębiło się od pytań.
-O której wyjeżdżacie?- spytałam cicho.
-Jutro o drugiej nad ranem.
-Czemu mówisz mi to dopiero teraz?!- wstałam od stołu.
-Nie wiem....
-Chciałeś naprawić relacje?! Ale oczywiście ty wszystko musisz spieprzyć! Nie chce takiego brata, który okłamuje, ukrywa prawdę i jeszcze zwala, że to moja wina, że nasze relacje nie wyglądają najlepiej!
-Leayna!- ryknął na mnie, również wstając od stołu.
-Próbowałem być miły! Starałem się, ale ty jak zwykle odwdzięczałaś się jedynie wiązanką przekleństw!
-Wszyscy jesteście siebie warci!- krzyknęłam, wybiegając z pomieszczenia prosto z domu na ulicę.
Słyszałam, że Harry biegł za mną.
Starałam się go zgubić, jednak był za szybki. Przyśpieszyłam i zgubiłam go wtedy, gdy kilka razy skręciłam w różne zaułki.
Czasem naprawdę żałuję, że zgodziłam się przyjechać tu do UK.
Zostawiłam wszystko, co było dla mnie ważne. Wszystko w Polsce. To tam dorastałam, to tam poznawałam pierwszych przyjaciół, to tam uczyłam się czytać, pisać, chodzić i mówić. Byłam tak głupia...
Zostawiłam wszystko dla tych ludzi, którzy zwą się moją rodziną.
Mama nawet nie dzwoni do mnie, by spytać co u mnie, albo jak się czuję.
Przecież widzę, że ma to gdzieś!
Nagle z przemyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
Nie byłam wstanie odczytać kto dzwonił, z powodu łez w moich oczach.
-Halo?- starałam się, by mój głos był naturalny i nie było można odczuć, że chwilę temu płakałam.
-Leayna, co chciałaś? Dzwoniłaś.- był to Mike. Jego głos był obojętny i taki suchy.
-Przepraszam.- po policzku spłynęło kilka łez. -Już nic.
-Czy ty płaczesz?
-Nie, zdaje Ci się, cześć.- rozłączyłam się.
Oparłam się o mokry mur, zjeżdżając po nim. Głowę schowałam między kolanami.
Rozbeczałam się jak małe dziecko. Znów czuję się jak nikt niepotrzebny. Czuję się jak w domu dziecka.
Ponownie usłyszałam przychodzące połączenie z mojej komórki.
Odebrałam, ale nic się nie odezwałam.
-Halo, Leayna?- był to Mike, znów.
Nic nie odpowiedziałam.
-Słyszysz, gdzie jesteś?- jego głos był stanowczy.
-Ten zaułek niedaleko parku.- powiedziałam cicho.
-Zaraz tam będę, nie ruszaj się z tam tond.- powiedział, po czym się rozłączył.
Tak jak mówił, po kilku minutach stał na przeciw mnie. Nie patrzyłam na niego.
_____________________________________________________________________________
Hej!
Obiecałam, więc dodaje :D
Obstawiam, że pewnie jest wieeele błędów, ale nie jestem wstanie ich teraz sprawdzić, bo dodaje Wam do przeczytania i ocenienia w szybkim tempie. Jak wspominałam już, jestem na feriach po za domem, więc nie jestem w stanie siedzieć przed laptopem i pisać kolejnych rozdziałów :p
Ale postaram się by następny rozdział pojawił się już w niedzielę jak zawsze ;*
Ps. Pozdrawiam z zaśnieżonych gór :D!

niedziela, 1 lutego 2015

info info info + sto lat!

      Hej mordeczki :D
Nie ma rozdziału :p niestety dziś nie przychodzę z nim, ale...
Spokojnie, już jutro powinien pojawić się tutaj.
Zaczęłam ferie, więc dlatego nie ma nexta :)
Postaram się, żeby rozdział znalazł się tu już jutro, ale niestety nie mogę tego obiecać, ponieważ jestem w górach :/



Ps. Dziś urodzinki obchodzi nasz Hazuś!
Życzmy mu wszystkiego tego co najlepsze! Prawdziwej dziewczyny :D dużo seksu, byś się nie zmieniał i zawsze był uśmiechnięty. By ludzie, którzy nie umieją Cię docenić omijali Cię z daleka!
Wszystkiego Najlepszego!
Happy Birthday Harry!