poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 50

Kolejny wyczerpujący dzień. Koncert, podpisywanie płyt itd. Ale pocieszam się tym, że zostały nam jeszcze dwa dni i wracamy do domu. Będziemy dzień później niż Ley. Razem z mamą będą mogły spokojnie porozmawiać o tym co w ostatnim miesiącu się wydarzyło.
Cieszy mnie fakt, iż ten dziwny zbieg okoliczności doprowadził mnie do mojej siostrzyczki.
Przecież nie zdołał bym jej w ogóle znaleźć. Ale na moje szczęście uwierzyła mi. Nie mam pojęcia z kąd takie coś mogło jej przyjść do głowy?
-Harry....Harry?- usłyszałem głos prowadzącego, który wybudził mnie z moich przemyśleń.
-Hym?- popatrzyłem na niego, z miną by powtórzył pytanie.
-Jak tam twoje życie miłosne?....

<wcielamy narratora :D>

Młoda Styles była operowana, a jej babcia odchodziła od zmysłów. Nie wiedziała kto jej to zrobił, jednak zdążyła zawiadomić policje. Przecież tym, jak ona to mówiła- wandalom - nie mogło to ujść na sucho. Musieli ponieść karę. Przecież przez nich, Leayna leży na stole operacyjnym.

~~Babcia Ley~~
Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Jego wyraz twarzy nie wykazywał nic.
Był, to siwawy mężczyzna. Dobrze po 50- siątce.
-Proszę Pana.- podeszłam szybko do niego.
-Leayna została zoperowana, jednak jest w ciężkim stanie. Krwotok został zatrzymany, na razie jest w śpiączce. Czy ma pani może kontakt do jej rodziców?
-Niestety nie, ale postaram się z nimi skontaktować.

Do  sali została przewieziona Ley.
Po kilku minutach, gdy już pielęgniarki wyszły z jej sali, weszłam ja.
Nie wierzyłam w to, że ktoś mógł aż tak skrzywdzić moją małą Ley.
Była poprzyczepiana do wielu maszyn/ kabelków.
Na twarzy miała wiele plastrów, zakrywających jej rany oraz w niektórych miejscach zawinięte bandażem ręce.
Obok niej było jedno wolne łóżko. Na prawo okno, przez które można było obserwować cale miasto.
Jej twarz była bez życia. Gdyby nie to, że widziałam bicie serca dziewczyny na monitorze, to uznałam bym, że nie żyje.

Nagle na szafce obok jej łóżka zabrzęczał telefon należący do brunetki.
Odebrałam.
-Ley? Dlaczego nie wyleciałaś do Londynu?- usłyszałam po drugiej stronie kobiecy głos.
-Dobry wieczór, z tej strony przyszywana babcia Ley.- odpowiedziałam także po angielsku.
Pochodzę z Anglii, jednak zamieszkałam w Polsce razem z mężem. Jednak gdy  on zmarł, postanowiłam tu zostać. Polska mi się spodobała.
-Dobry wieczór. Jestem mamą Ley. Dlaczego Ley nie wyleciała?
-Niestety mam dla pani złe wieści. Ley została pobita. Przez co dostała krwotoku wewnętrznego i była operowana.
-O Boże...- tylko tyle usłyszałam. -Co z nią teraz?
-Jest w nie najlepszym stanie.
-Przylece najbliższym samolotem.

***
Następnego dnia, rano faktycznie przyleciała mama Leayny.
Była to opanowana i dość miła kobieta. Można z nią było się spokojnie dogadać.
Po zostawieniu walizki u mnie w domu od razu pojechaliśmy do szpitala.
Postanowiłam zostawić je same.

~~Anne~~

Moja mała córeczka...
Kto mógł być, aż tak zły, by skrzywdzić moją Leayne.
W pierwszym momencie, gdy   zobaczyłam jej stan... nie wiedziałam co mam zrobić.
Nie powiedziałam nikomu o tym, że wylatuje czy, że Ley jest w szpitalu.
Harry wracał dopiero jutro, nie chciałam  go denerwować. Niech się cieszy, pomimo tego, że jest w pracy.
Robin razem z Gemmom pojechali pozałatwiać kilka spraw do Holmes Chapel.
Nie wiem co mam dalej robić, naprawdę nie wiem. Czy odnajdą te osoby, które doprowadziły do takiego stanu moją córcie?
Kiedy wyzdrowieje?
Co powiem rodzinie?
Tyle pytań, a na żądne nie znam odpowiedzi.
Czasem poprostu to wszystko mnie przerasta.
Gdy dowiedziałam się, że znaleziono Ley, byłam szczęśliwa. A nawet bardziej niż szczęśliwa, tego uczucia nie idzie opisać.
Jednak z czasem problemu z szatynką, stały się codziennością.
Nie chciałam znów jej zabierać z jej środowiska. Raz z to już zrobiłam, a teraz znów bym to zrobiła gdyby pojechała ze mną do Ameryki.
Jeszcze dowiedziałam się od chłopaków, że myślą, że ona pali i stała się na dodatek chamska dla jej otoczenia ogólnego.

~~Leyana~~

Obudziłam się.
Nie czułam bólu.
Otworzyłam powieki i nie zauważyłam nic, co mogłam by zlokalizować gdzie aktualnie się znajduje.
Przede mną była jedna biała plama. Nie wiedziałam gdzie mam iść.
Nagle zaczęło się coś dziać.
Biała plama zaczęła się jak chmury... przesuwać.
Aż w końcu się rozsuneła, a przede mną zawidniała polana.
Była wielka. Latały po niej motyle.
Było tak ładnie.
Tylko.. co ja tu robię?!
-Leayna...- nagle ktoś zaczął mnie wołać.
Był to dość przystojny chłopak. Ciemne włosy były rozczochrane. Jego niebieskie oczy były zmęczone. Ciało miał wysportowane, a ubrany był na biało.
-To ty mnie wołałeś?- podeszłam do niego.
Siedział na jednej z wielu skał.
-Tak.- poklepał miejsce obok siebie.
Usiadłam obok niego.
-Zapewne masz wiele pytań do mnie?- stwierdził, na co ja przytaknęłam.
-Jestem twoim Aniołem Stróżem.
-Ale.. skąd ty wiedziałeś?
-Wiem o tobie wszystko.
To było dziwne. Przecież nie codziennie spotykasz ludzi, którzy mówią Ci, że są twoim aniołem.
Miałam jeszcze tyle pytań, ale  jeśli zaczęłam bym je mu zadawać, to by uznał, że jestem nachalna.
-Wybacz, że spytam... Ale dlaczego masz aż tyle ran? Co Ci się stało?- jedno z pytań, które mnie nurtowało od samego początku.
-Popatrz...- wskazał na swoje ręce.- Popatrz... jaką krzywdę, tak naprawdę nie tylko sobie wyrządzasz...
-Ale... ale.. jak ty?- Nie umiałam skleić słów.
-Wszystko co sobie wyrządziłaś, zadałaś też mi.
-Ja... ja nie chciałam.
-Nie wiedziałaś. Gdy skręciłaś kostkę... nie było mnie przy tobie. Nie nadleciałem i nie zdążyłem pomóc. Ale byłem przez cały twój pobyt w szpitalu... Mnie też to bolało.

Popatrzyłam na niego. Jego ciało było zmasakrowane i zmęczone.
Bez żadnego słowa przytuliłam go. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Jedna łza spłynęła, ale szybko ją wytarłam by chłopak nie zauważył jej.
-Jak się nazywasz?
-Zack.
-A więc... Zack, co ja tu robię?
-Sciągnołem Cię tu, bo musimy poważnie porozmawiać.- przytaknęłam, na znak, że się zgadzam.
-Dlaczego to robisz?- wskazał na moje nadgarstki.
-Ja obie z tym nie radze. To jest taka odskocznia...
-Jesteś tu, ze pewnego dnia mogłabyś podciąć sobie żyły, a wtedy nie wrócisz do swoich znajomych...
-Ale...
-Leayno, słuchaj mnie uważnie. Teraz tam- wskazał na obraz w skale - starają się Ciebie przywrócić do żywych...

~~Harry~~
Wróciliśmy następnego dnia do Anglii.
Chciałem spędzić kilka następnych dni w gronie rodziny. Zanim mama będzie musiała zmuszona ponownie wyjechać.
Jednak po wejściu do domu, było cicho... za cicho.
Teraz, gdy Ley wróciła pewnie powinna siedzieć ze słuchawkami na uszach i słuchać muzyki  w salonie.
Jednak jej tam nie było. Nie było także mamy.
Przeszukałem cały dom. Byłem sam  w wielkim domu.
Chłopaki pojechali do swoich rodzin na wakacje.
To było dziwne, dlatego zadzwoniłem do mamy. Odebrała po dwóch sygnałach.
Jej głos był płaczliwy.
-Mamo? Gdzie ty jesteś? Co się stało?
-Harry? Słuchaj, ale nie denerwuj się... jestem w Polsce.
-Co?!
-Tak... Ley... ona jest w szpitalu.- zaczęła płakać.
Słyszałem to przez słuchawkę.
-Będę tam jak najszybciej.- bez pożegnania rozłączyłem się i wróciłem na lotnisko.

~~Leayna~~
-Ale... przecież ja żyję.- wskazałam na siebie.
On tylko opuścił głowę.
-O Boże.- zakryłam rękami usta.
-No właśnie... Słuchaj, to jest poważna decyzja i bez odwrotu. Czy ty chcesz zostać tu, czy jednak wolisz wrócić do rodziny?- chwycił mnie za rękę i poprowadził do następnej skały w której pokazany był Harry obejmujący moją mamę.
-Tam.-wskazałam palcem na ziemie.
-Tylko pamiętaj. Wszystko idzie rozwiązać po przez mówienie o swoich problemach. Nie możesz ich tłumić w sobie.
-Dobrze.

Zachłysnęłam się powietrzem i zgięłam się w pół, od razu siadając.
Popatrzyłam przed siebie, nie zauważając lekarzy. Jedynie Zack'a.
-Dlaczego ty tu jeszcze jesteś?
-Chciałaś raczej zapytać, dlaczego mnie widzisz?
Przytaknęłam
-Chce się upewnić, że podjęta przez Ciebie decyzja jest na pewno dobra
-Tak. Jestem świadoma podjętej decyzji. Nagle on zniknął i zastąpił go obraz lekarzy stojących obok mnie i próbujących nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt.
Popatrzyłam na nich przestraszona i nagle ukazały mi się osoby, przez które zostałam pobita.
Skuliłam się i zakryłam kołdrą.

_________________________________________________________________________
Hej.
No to mamy 1 września i kolejny rozdział. No i zaczynamy szkołę ;/ niestety. Do której teraz klasy idziecie?
Wybaczcie, jeśli wam się nie spodoba ten rozdział ;/ wszystkie błędy poprawię potem i dodam gify.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz