środa, 23 lipca 2014

Rozdział 47 cz.2

Łzy bezradności. Nie wiedziałam co mam zrobić. W tej sytuacji byłam bezsilna.
Nie jestem gotowa na poważną rozmowę z Harry'm.
-A kiedy będziesz?!- zawrzeszczała podświadomość.
Tak naprawdę to nigdy.
Harry nie odpuszczał, ale po co mu to? Jeśli udawał, mógł by dać już spokój. W końcu mnie zostawić i dać mi żyć jak NORMALNA nastolatka.
Oczywiście, wszystko co budowałam przez tak długi czas zostało przeze mnie zburzone. Przyjaźń, która przyszła sama nie wiem z kąt, teraz jest niczym. Stała się dla każdego niewidzialna.
W pośpiechu chwyciłam walizkę, szybko się rozglądając w którą stronę pobiec najlepiej.
Zobaczyłam na prawo, wielki tłum ludzi śpieszących się na wyloty.
Loczek nie poddał się. Ale na co mu ta gra?! Przecież i tak już wszystko wiem. To nie ma sensu!
Łzy lały się nadal. Nie miałam czasu by je zetrzeć. Pozwoliłam im płynąć  po polikach i wsiąkać w  białą bluzkę.
Na szczęście gdy się odwróciłam nie zobaczyła burzy loków, tylko same nieznajome mi twarze z poważnymi twarzami.
Szłam dalej, teraz już bardziej spokojnie. Poczułam ulgę,a za razem tęsknotę.
Za pozostawioną przyjaźnią.
Za wszystkim co stworzyłam w Londynie i właśnie tam zostało. Nie miałam ochoty na nic. Odechciało mi się żyć. Nie mam gdzie mieszkać. Mama mnie okłamywała w sprawie porwania. Czy nie mogła normalnie powiedzieć?! Tak trudno było?! Zostałam ze wszystkim sama!
Jedynie babcia, ale ona teraz nic mi nie pomoże. Jestem bez komórki w Berlinie. Nie znam zbytnio niemieckiego. Łzy na nowo cisnęły mi się do oczu z bezradności.
Chciałam zakopać się w ciepłym łóżku i już nigdy z tam tond nie wychodzić.

Poszłam ponownie spytać się o bilet, który teraz był dla mnie złotem.
Nie uwierzycie jak ogromne było moje szczęście, gdy okazało się, że znalazło się jedno wolne miejsce.
Cieszyłam się gorzej niż małe dziecko.

~~Harry~~
Zgubiłem ją! Tak po prostu!
Poczułem mocne uderzenie wyrzutów sumienia, że to moja wina za jej odejście. Miała dopiero 15 lat, a teraz co? Widzę ją na berlińskim lotnisku!
To moja wina. Nie spędzałem z nią wystarczająco dużo czasu. Może gdybym poświecił jej więcej uwagi, teraz leciała by ze mną na miesiąc w ''trasę''. Zwiedziła by trochę świata.  A tak nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieje i czy jest bezpieczna.
-Gdzie ona jest?- zapytał Louis stając na przeciw mnie.
-Nie wiem! Nie zdążyłem jej złapać!-powiedziałem nerwowy na siebie, a raczej zły.
-Spokojnie, potrzebuje czasu. Musi wszystko przemyśleć, na pewno  wróci.- może Lou i ma racje?
Poszedłem  jeszcze kilka metrów przed siebie i zobaczyłem JĄ. Stała ucieszona.
Szybko  podbiegłem do niej. Widząc mnie chciała uciec, ale w porę zareagowałem.
Chwyciłem ją za rękę, nie pozwalając jej na ucieczkę po raz drugi.
-Puść mnie!-wrzeszczała, zwracając tym nie małą uwagę.
-Spokojnie, musimy chyba porządnie porozmawiać.- powiedziałem na co ona popatrzyła na mnie ze załzawionymi oczami.
-Nie mamy o czym.-powiedziała oschle.
- A mi się wydaje, że jednak mamy o czym.-powiedziałem prowadząc ją w stronę krzeseł.
-Louis niech zostawią nam jeden samochód, a wy jedźcie.-powiedziałem, na co on kiwnął głową.
Od razu przeszedłem do sedna sprawy.
-Dlaczego wyjechałaś?
-Nie udawaj takiego braciszka.- syknęła - Wy tylko to robicie dla gazet.
-Ley, jak Ci to mogło przyjść do głowy. Nigdy, ale to nigdy bym tak nie postąpił.- powiedziałem i przytuliłem ją, lecz ona próbowała mnie odepchnąć o siebie.
Nie poddawałem się.W końcu dziewczyna odpuściła i sama objęła mnie swoimi drobnymi rękami.
Uśmiech zagościł na mojej twarzy.

~~Leayna~~
Mogłam wcale tu nie przyjeżdżać.
-Ale, ty kłamiesz.- odezwałam się w końcu.
-Ley, uwierz mi. Kocham Cię, moja siostrunio. Gdyby tak było nie zadałbym sobie tyle trudu.Jesteś częścią naszej  rodziny.- był wiarygodny. Uwierzyłam mu, bo na moje pytanie znów posmutniał.
Uśmiechnęłam się i na nowo go  przytuliłam.
-No to co? Chodź, jedziemy?- zadał pytanie, a ja kiwnęłam głową.

***
Siedziałam na łóżku zamyślona gdy Hazza przeglądał coś w laptopie
Pokój, był normalnie przepiękny. Wyglądał jak mieszkanie w bloku.

-Gdzie tak w ogóle przez ten czas byłaś?-przerwał w końcu tą ciszę.
-W Polsce.- powiedziałam patrząc na sufit.
-Sama?-zdziwił się.
-No tak, znaczy... nie, z babcią.
-Muszę ją kiedyś poznać.- uśmiechnął się, rozluźniając tym atmosferę.
-W to nie wątpię.- zaśmiałam się, siadając na łóżku.

Dobra, masz 10 minut na ogarnięcie się i wio na dół.
-Po co?- zdziwiłam się, a zarazem zakrywając się poduszką.
-Jedziemy na koncert.
-A nie mogę zostać tutej ?
-Nie dyskutuj ze mną. Zostało Ci 8 minut.
Szybko wstałam i zaczęłam przebierać w walizce. Znalazłam jakieś ubrania.

Pobiegłam do łazienki by się przebrać i już po chwili stałam w drzwiach.
W pokoju nie było loczka.
Więc wyszłam z pokoju, zamykając go. Skierowałam się do windy i już po chwili stała w wielkim holu. Usłyszałam krzyki i piski jakiś dziewczyn? Popatrzyłam w tamtym kierunku. Przed wejściem stał tłum nastolatek- fanek chłopaków.
 Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i niedaleko wejścia dostrzegłam wszystkich. Chłopaków, jak ich perkusiste i tak dalej- cały zespół w skrócie. Stylistkę i Paul'a.
-Ley!Chodź.-zawołał Harry.
-Hej.- przywitałam się z każdym przytulasem.
Było mi trochę źle z tym, że w ogóle pomyślałam, że zrobili to tylko dla kariery.
Ale teraz postaramy się rozpocząć wszystko od nowa. Zapomnimy o starych błędach, popełnionych przez naszą dwójkę.
***
Ochroniarze zabezpieczali całą ekipę przed fankami. Ja szłam na samym końcu, gdzie niestety nie było ochroniarza.
I właśnie wtedy jakaś fanka pociągła mnie za rozpuszczone włosy.
Następnie kilka z nich chwyciło mnie i  wciągnęło po za bramki,a następnie wypchały gdzieś z dala.
-Suka!-wrzasnęła jedna.
- Liczysz tylko, na kasę. Nic więcej!-wrzasnęła inna.
Zobaczyłam kontem oka, że chłopaki byli prawie przy wejściu. Nie odwracali się.
Wyrwałam się z ich ucisku i jak najszybciej pobiegłam do barierek.
Gdy chciałam przejść, jakiś ochroniarz odepchnął mnie z dala. Nie rozpoznał mnie!
-Wiesz kim ja jestem?!-zaczęłam się wydzierać na niego.
-Nikim dla mnie ważnym.
-Pożałujesz tego!!-wrzasnęłam w jego stronę,a te niby fanki znów mnie do tyłu chciały odepchnąć. Lecz ja zawzięcie trzymałam się barierek. Te nie przestawały i z całej siły ciągnęły mnie za włosy.
Zaczęłam wrzeszczeć, a z oczu polało się kilka łez. Ból był nie do opisania.
Chłopaki odwrócili się z zaciekawieniem i gdy zobaczyli ten widok, jako pierwszy zareagował Harry.
Podbiegł do ochroniarza,wrzeszcząc na niego, że nie zareagował, a następnie zaczął wrzeszczeć po tych psychicznych fankach, że jak tak mogą?
Chwycił mnie i wyciągnął z poza barierek. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, nawet nie dałam rady jej dotknąć. Otarłam łzy idąc do wejścia. Wszyscy byli już w środku. Gdy nas zobaczyli od razu podbiegli z pytaniem ,,co się stało?''.
Opowiedziałam całą sytuację po kolei. A potem przytulili mnie. Zaśmiałam się.
Gdy dali mi już spokój i plakietkę,  poszłam się przejść. Dotknęłam bolącego miejsca i aż syknęłam.
Jednak coś mnie nie zapokoiło. W tamtym miejscu nie czułam tyle włosów ile powinnam. Biegiem dotarłam do łazienki. Od razu podeszłam do lustra i to co zobaczyłam, po prostu załamało mnie. Jeden bok włosów, bym mocno poszarpany.
Opadłam na  zimne kafelki i przesiedziałam tam dość długą chwilę, aż usłyszałam jak śpiewają chłopaki.
Po następnych kilku minutach, postanowiłam w końcu wyjść.
Zauważyłam zadowoloną Lou z małą Lux, które patrzyły na koncert One Direction.
-Lou, musisz mi pomóc.- powiedziałam szeptem.
Popatrzyła na mnie, a ja wskazałam poszarpane włosy.
-No jasne, chodź.- uśmiechnęła się promiennie.

***
-Skończyłam. I jak?
Popatrzyłam w lustro i...
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła!
Moje włosy wyglądałam dosłownie tak.

Usiadłam po  turecku nie daleko wejścia. Natomiast Lou z Lux powróciły do wcześniejszej czynności.

Ja natomiast włożyłam słuchawki do uszu. Słyszałam co chciałam, a widziałam ... jak by co to nie przyznaję się do tej piątki łosi.
Uśmiechnęłam się, gdy Liam próbowałam coś zatańczyć, a po chwili leżał na scenie, przy okazji wpadając na Louisa i Zayna.
Śmiałam się do nieopamiętania.
Jednak nie daleko był Niall i usłyszał mnie. Po czym na jego twarzy ukazał się złowieszczy uśmieszek.
Przybiegł do mnie i podniósł, tak, że nie miałam ziemi pod nogami. Zaczęłam wrzeszczeć by mnie puścił, ale on nie odpuszczał i przemknął ze mną przez całą scenę.
Zwariował już!
Opuścił mnie, przez co wylądowałam na ziemi. Gdy się podniosłam wszyscy patrzyli na mnie. Zaczęli śpiewać BSE. Pobiegłam po gitarę i już po chwili grałam z Sandym i Danem.
Nikt nie wiedział o tym, że gram więc miny chłopaków bezcenne. Śmiałam się przy okazji śpiewając do mikrofonu. Cały koncert minął zabawnie. Po koncercie chłopaki poszli się przebrać, a cały sprzęt został na swoim miejscu. Scena była pusta. Podeszłam do perkusji i poczułam chęć zagrania na niej.
Usiadłam i zaczęłam uderzać rytm.














A następnie:
-No nieźle Ley. Czemu ja dowiaduje się o wszystkim dopiero teraz?- powiedział z uśmiechem na twarzy Harry.
Podszedł do mnie Josh.
-Na reście znalazłem  godną mnie osobę.
____________________________________________________________________________
Hej.
No to mamy nudny rozdział, nie zdziwię się jak pojawią się negatywne komentarze lub ich brak.
Ehhh, no to obiecałam i słowa dotrzymałam jest środa i jest rozdział.
Dziś data :23 lipca.
A więc... każda Directioner wie... dziś dla naszych chłopaków, a raczej już mężczyzn wielki dzień. To już 4 lata.
Oby takich rocznic było jak najwięcej, tego życzę naszej piątce.
No, a wam - byście słowo bycie Directioner będzie forever. A nie, a to już mi się znudzili.
Wierzcie mi- znam kilka takich dziewczyn ;/ niestety. Jeszcze potem się tym chwaliły, że nie są na fb -,-''. No nic.
Jeśli chcecie być informowani o owych rozdziałach, to w komentarzu pozostawcie do mnie tt, gg, ask lub fb.
Jeśli nie chcecie publicznie, to napiszcie mi na priv -tt , ask lub gg-45775732 . Ewentualnie fb.
Następny za ponad 2 tygodnie, bo jadę na kolonie.
Ps. Zmieniłam postać-Ley. Kilka osob mówiło, ze nie zbyt pasuje do tego opisywanego charakteru , więc kliknij na bohaterów :3
Jedzie ktoś może do Łeby lub ktoś tam mieszka? :3


piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 47 cz.1

Szybko pobiegłem do Rosi. Nie uwierzę, jeśli odpowie, że nic nie wie.
Miałem zaplanowane wakacje. Mieliśmy jechać do Turcji. Miałem zaplanowane całe dwa miesiące!
Chciałem spędzić z nią trochę czasu, ponieważ potem trasa i aż do świąt by mnie nie było.
Ale oczywiście... wszystko musi się zepsuć!
Zapukałem w drzwi, a po chwili otworzyła je mama dziewczyny.
-O Harry, co tu robisz?- powiedziała zdziwiona.
-Dzień Dobry, musimy porozmawiać.
-Wchodź.
Wpuściła mnie do salonu.
-Co się stało?
-Chodzi o Ley... ona uciekła.
-Ale jak to...

~~~Rosi~~
Właśnie skończyłam rozmowę z Ley.
Pokomplikowało się i to bardzo. Nie dość, że tu w Londynie mam problemy z Harrrym, mamą i innymi osobami. Na do datek, co raz gorzej idzie mi okłamywanie ich. Jeszcze Robert w Polsce takie coś wyprawia. Ufałyśmy mu obie, a on tak postąpił?!
Brakuje mi Ley. Z tego co się dowiedziałam, przepisuje się do starej szkoły.
Nie wiem, jak dalej mam okłamywać Harrrego.

~~Leayna~~

Jutro zakończenie roku... i wakacje.
Nie mogę sobie pomyśleć, że Robert ćpa. Moi znajomi tak się stoczyli....
Babcia poszła do sąsiadki, a że ja nie mam co robić to poszłam na miasto.
Ktoś chwycił mnie za ramie i odwrócił twarzą do siebie.
-Ley.... posłuchaj.- powiedział Robert.
-Nie, nie chce Cię znać.
-Aha, czyli teraz zapomnisz o swoim przyjacielu, który nigdy o tobie nie zapomniał, nie tak jak niektórzy.
-Ja..ja...
-Nic nie mów.
-Przepraszam.- powiedzieliśmy równocześnie, na co zaśmialiśmy się.
Chłopak objął mnie ramieniem - no to gdzie idziemy?
-Do parku.- powiedziałam.

Usiedliśmy na jednej z ławek.
Rob objął mnie ramieniem.
-Powiedz mi, dlaczego tak bez słowa przyjechałaś do polski.

Opowiedziałam mu całą historie, a po skończeniu przytulił mnie.
-Wydaje mi się, jak byśmy w ogóle się nie znali.- stwierdziłam.
-To źle Ci się wydaje. Po prostu potrzebujemy trochę czasu by wszystko sobie poukładać i szczerej rozmowy.- miał racje.
Jedynie długa i szczera rozmowa, jest w stanie nas zapoznać na nowo.
-Dlaczego?- zapytałam.
-Ale o co Ci  chodzi?- spytał tak,jak by nie wiedział.
-Dobrze wiesz.
-Ehh. Tak jakoś.Nigdy nie wyobrażałem siebie  ćpającego.
-Pomogę Ci z tego wyjść.-przytuliłam go jeszcze mocniej,a on opatulił mnie swoimi ramionami.
Czułam się bezpiecznie.
Wrócił mój stary przyjaciel. Nie przeszkadzała nam różnica wieku. W sumie,to tylko rok.

~~Miesiąc później~~
-Ley!-zawołała mnie babcia z dołu.
Zbiegłam  po schodach.
-Tak?
-Słuchaj... załatwiłam wszystkie sprawy związane ze szkołą.Wszystkie papiery zostaną wysłane do Polski , a wtedy na nowo zaniesiemy je do starej szkoły.
Byłam tak szczęśliwa.
-Jej!Babciu dziękuje!-uściskałam najukochańszą osobę,która na prawdę mnie kocha i nigdy nie przestała.
Miała 50 lat i trzymała się nie źle. Ubierała się doskonale jak na jej wiek. Chodziła na fitness.  Robiła sobie makijaż stosowny oczywiście z jej wiekiem.

Byłam naprawdę dumna z mojej babci.
Przez półtora roku, kiedy mieszkałam w Londynie, nie spytałam się o dalszą rodzinę, jak i o szersze informacje na temat mojego ojca.
Ciekawiło mnie, czy wie, że odnaleziono mnie i jak by zareagował na wieść, że chce go poznać?
Pożegnałam się z babcią, która z sąsiadkami szła na brydża.
Wzięłam laptopa 50-latki i postanowiłam poszukać na własną rękę jakichkolwiek informacji.
Zdziwiłam się, bo po tak krótkim czasie odnalazłam jak się nazywa i gdzie mieszka.
Jak się okazało, wyjechał do Niemiec.
Nie miałam zamiaru czekać. Zabukowałam sobie bilet do Berlina na za dwie godziny.
Nie miałam na co czekać, poszłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Zostawiłam karteczkę z wszelkimi informacjami i że wracam za tydzień.
Dopiero na tamten czas będzie miejsce na powrót.
Zadzwoniłam po taksówkę, która zawiozła mnie pod lotnisko.

***

Siedzę już w samolocie i lecę do Berlina.
Nie mogę się doczekać, poznać mojego ojca. Niby Robin nim był- tak go uważałam. Jednak ja chce poznać mojego prawdziwego ojca.
Wiem, że to takie spontaniczne, ale ja nie planuje.
***
Właśnie jadę taksówką pod wyznaczony adres.
Czuję nerwy. Kiedyś Harry i nawet mama, mówili mi, że jest on niemiły i potrafi bardzo dobrze manipulować ludźmi, że nawet nie wiesz kiedy to zrobi.
Kurde!
To już! To tu?!
Ta wielka WILLA, nie, nie ... źle nie przeczytaliście, to nie był dom tylko willa.
Zapłaciłam kierowcy i odjechał. Zostawiając mnie z małą walizką na środku chodnika.
Nie wiedziałam co zrobić. Bałam się, jednak nie mogłam stchórzyć,nie było odwrotu. Teraz, albo śpię przez tydzień na ulicy.
Podeszłam do drzwi i zapukałam.
Po chwili otworzyły się, a w nich stanął dobrze umięśniony mężczyzna.
-Dzień dobry.- przywitałam się z nim po angielsku.
On tak samo.
-O co chodzi?- zapytał.
-Bo wie pan... zna pan może Anne Styles?
-Emm- widać, że się zaniepokoił -Tak, a o co chodzi?
-Bo ja jestem Leayna Styles, a Anne to moja mama.
Zamurowało go. Jednak szybko się ocknął.
-Wejdź.
Wpuścił mnie do środka. Wszystko było urządzone tak nowocześnie. Było pięknie.
-Kto to jest?!-wykrzyczał chłopak, gdzieś w moim wieku.
Trochę mnie to skrempowało do działania.
Stałam  w wielkim przedpokoju. Po mojej lewej stronie były trzy pary dębowych drzwi, a po prawej szafka na której leżały jakiś klucze, zdjęcia i różne rzeczy. Jednak na przeciw mnie zauważyłam podłogę z eleganckich kafelek i salon.
Ściany były wykonane z marmuru.
-Drake, spokojnie.- uspokajał go mężczyzna.
-Leayno, chodźmy porozmawiać w moim biurze.
Szłam za nim. Nie wiedziałam co dalej mam mówić. Odebrało mi mowę. Jego biuro znajdowało się na parterze. Od razu pierwsze drzwi od lewej strony nie daleko wejścia.

***
-Dlaczego przyjechałaś?- zapytał siedząc przy biurku. Ja usadowiłam się na białej, skórzanej kanapie na przeciw niego.
-Chciałam Cię poznać.
-Mieszkasz ze swoją matką?
-Nie, mieszkam aktualnie w Polsce.
-To skąd dowiedziałaś się o rodzinie? Dlaczego chciałaś mnie poznać?
-Mieszkałam w Londynie, ale postanowiłam wrócić do polski. Temat Ciebie, w domu był jak by to powiedzieć ''zabroniony''. Wszyscy omijali go.
-Czyli z matką mieszkasz w Polsce?
-Nie. Nie wypytuj mnie tyle o mamę. Nie chce o niej rozmawiać.
-Chciałbym się dowiedzieć jak u mojego jedynego dziecka.
-Jakiego jedynego?!-wstałam.
-A nie?
-Nie! Jeszcze jest Gemma i Harry!
-A no tak. Co u nich?
-Przestań...
-Co wiesz o swoim odnalezieniu lub porwaniu.
-A to, że mama na chwilę w sklepie spuściła ze mnie wzrok i wtedy porwano mnie, a Harry ''chciał mnie odnaleźć'' i się mu udało.
-Aha. No dobrze, to chodź, pokażę Ci pokój gdzie będziesz przenocujesz.

***
Przebrałam się w inne ubrania i po cichu zaczęłam schodzić ze schodów.
Jednak rozmowa z salonu zatrzymała mnie w połowie drogi.
-Na pewno nic się nie domyśliła?- jakiś damski głos odezwał się.
-Nie.  No co ty. A moja stara żona, była na tyle posłuszna, że wszystko zwaliła na siebie.
-Hahahaha.... ale ta młoda jest naiwna.
-W końcu  cała Anne. Głupia Leayna hahahaha...
Oni mówili o mnie i obrażali moją mamę.
Wróciłam na górę i na szybko spakowałam to co wypakowałam.
Zbiegłam z walizką na dół, a następnie wybiegłam z domu.
***
Poszłam wolnym krokiem na lotnisko, jednak nie było wolnych biletów.
Usiadłam zrezygnowana na jednej z ławek między ścianami.
Było już późno, a właśnie w tym momencie odleciał ostatni już dziś samolot do Polski.
Oparłam głowę o zimną powłokę i chyba usnęłam.

Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona przez tłum wrzeszczących nastolatek.
Zdziwiło mnie i uznałam, że te dziewczyny są nienormalne. Zegar na ogromnej hali, wskazywał 7 rano.
Postanowiłam zobaczyć, dlaczego tak się zachowują. Przepychałam się przez nie, aż w końcu dotarłam do środka zamieszania.
Stałam za plecami piątki chłopaków, a właściwie to najbliżej wysokiego bruneta z włosami.... to był Liam, a te dziewczyny  to fanki 1D. Zamurowało mnie.
Chciałam uciec nie zauważona, jednak jakaś dziewczyna popchała mnie na Liama.
Na co on szybko odwrócił się, a gdy zobaczył mnie przestraszoną jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
Szybko szturchnął Harry'ego, który właśnie robił sobie zdjęcie z jedną z fanek.
Gdy brat popatrzył na mnie, nie mogłam się ruszyć. Byłam przestraszona faktem, że będę spać na ulicy przez najbliższy tydzień i tym, że natrafiłam na całe One Direction.
Harry szybko podszedł do mnie, jednak ja ocknęłam się i zaczęłam się przepychać przez fanki , co wychodziło ciężej.
Gdy jednak mi się to udało, Harry był tuż za mną. Łzy bezradności polały się z moich oczu.
______________________________________________________________________________
Hejka.
Trochę ten rozdział dziwny. No i taki bleee i w ogóle...
No ale dobra. Pokazał się biologiczny ojciec Ley i Harry'ego. Zmieniłam jego adres zamieszkania i tak dalej, w ogóle będzie całkiem innym człowiekiem- wymyślonym przeze mnie.
Dzięki wielkie- naprawdę , za motywujące komentarze. Wiem.... że ten rozdział jest do bani, ale następym rozdziałem postaram się by coś się działo :*
Do następnego- a teraz komentujcie. Przepraszam też za błędy, potem posprawdzam.





niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 46

 Hej. Tak, tak... zawsze notka ode mnie była na dole... ale wiecie, macie racje. Poprzedni rozdział jest do dupy. Pisałam go będąc zmęczona... ;/ i faktycznie nadaje się do usunięcia... ale pozostawię go już. Ale ten wcale nie jest lepszy wiem to ;/ ...
Reszta na dole.
___________________________________________________________________________
-Hej wszystkim.- zawołałam.
Przestali grać i wszyscy odwrócili się w moją stronę.
-Ley?- powiedział z nie dowierzaniem Piotrek.
-Tak, we własnej osobie.- zaśmiałam się.
To uczucie, wiedząc, że jednak jesteś dla kogoś ważna na tym świecie...
Przywitałam się z nimi grupowym misiaczkiem. To właśnie ONI podnosili mnie na duchu gdy było źle.
Inni powiedzą, że to przez nich jestem teraz kim jestem, że pale... zmieniłam się- na gorsze.
Tylko, że oni nie wiedzą jak wygląda moje życie w prawdziwym świetle.
Mam czasem takie chwile, kiedy chciałam bym powiedzieć albo raczej wykrzyczeć całemu światu, by w końcu zrozumieli, że to co piszą o mnie w gazetach... to jedno wielkie kłamstwo.
Inni powiedzą, ,,ale ty to masz życie''.  Z chęcią zamieniłam bym się z nimi. 
By zrozumieć co to znaczy prawdziwa rodzinna miłość.
Ja zawsze zostawałam w niej okłamywana... 
-Ley, czemu nic nie powiedziałaś, że przyjerzdżasz?- zapytał Robert.
-Twój przyjaciel... o którym zapomniałaś.- wyszeptał mi głosik w mojej głowie.
Tak... ma racje.
-Ja.. zapomniałam.- powiedziałam kierując swoje oczy na podłogę.
Co miałam powiedzieć? Że moja prawdziwa rodzina chciała tylko pokazać się w świetle reporterów jako Ci 'dobrzy'...?!
-No dobra...w sumie  trener i tak już poszedł. Trzeba uczcić przybycie Ley!- wywrzeszczał na cały głos Paweł.
Zaśmiałam się.
Przebrali się, a idąc przypominałam sobie te dobre lata z nimi.
Śmiali się przez całą drogę, przez co i na mojej twarzy zawidniał uśmiech.
Wiem dlaczego ten kierunek i gdzie idziemy.

***
Siedzieliśmy w starej, opuszczonej kamienicy... tu nikt o wielu lat nie interesowal się tym obiektem dlatego to miejsce a nie inne.
Była to jedna z największych sal w tym budynku. Stare meble... okurzone, zniszczone.
Wyobraziłam sobie to pomieszczenie jako ładny salon. 
Pamiętam jako mała dziewczynka, gdy towarzyszyłam jednej z opiekunek sierocińca podczas zakupów, to zawsze idąc drogą mijaliśmy jeden z najładniejszych budynków.
Mieszkali tu najbardziej zamożniejsi ludzie...
Często w sali baletowej odbywały się różnego rodzaju bale.
Opiekunka ta właśnie została zaproszona na jeden z bali. Była t jedyna osoba w sierocińcu, której zaufałam do końca.
Zabrała mnie ze sobą. Mój uśmiech na twarzy widniał od samego rana. Byłam tak szczęśliwa....
Wyglądałam przepięknie...
Poszłam z panią Kasią.
Wszystko wyglądało tam na drogie i zadbane. Bałam się czegokolwiek dotknąć.
Gdy wróciłyśmy z balu, opiekunka poczuła się gorzej.
Wszyscy myśleli, że to tylko zwykła grypa. Jednak byli badzo daleki od prawdy... był to rak, który został dopiero stwierdzony po śmierci mojej jedynej osoby, której zaufałam.
Jako mała dziewczynka nie rozumiejąc paru spraw, zamknęłam się w sobie. Po tym zdarzeniu nie ufam tak jak panią Kasie.
Zaufałam znów tak mocno... ale tym razem, ludzie okazali się fałszywi.
Nigdy do końca nie zagrzałam miejsca.
Nie zmieniło się nic, nadal tak jest.

Zaciągnęłam się dymem nikotyny. 
Tego mi brakowało od bardzo długiego  czasu. Potrzebowałam ich.
Słońce powoli zachodziło, a z powybijanych okien, po których jedynie pozostały ramy okienne ostatnie promienie docierały prosto w moją twarz.
Wstałam z starej, zaniedbanej i pełnej od kurzu sofy.
Podeszłam do ''okna'' i wpatrywałam się w zachód słońca.
Ze względy, że byliśmy na najwyższym piętrze... całe miasto jak i zachód słońca wyglądało piękniej.
-Czemu tak się przyglądasz?- wyszeptał mi męski głos do ucha. 
Odwróciłam się i zobaczyła uśmiechniętego Roberta.
Nie powstrzymałam się i przytuliłam go z całej siły. On owinął swoimi ramionami mnie szczelniej.
-Tęskniłam...- wyszeptałam w jego tors.
-Ja też.
Chciało mi się płakać widząc swojego przyjaciele po tylu miesiącach rozłąki.
Mam poczucie winy... jak mogłam w ogóle zapomnieć o swoim przyjacielu?!
-Ej zakochańce...- zawołał w naszą stronę Michał.
Odwróciliśmy się do niego z mordem w oczach, jednak uśmiech nas zdradził.
-Ley... chcesz też?- zapytał Michał.
-Co to?- popatrzyłam na białą zawartość rozsypaną na stole i podzieloną na części.
Mi się to śni, prawda?! Powiedźcie, że tak!
-Wy sobie jaja robicie?! 
-Spokojnie.- ręka Roberta gładziła mnie po plecach w geście uspokojenia mnie.
-Nie!Gdzie są moi znajomi, którzy nie ćpali, których znałam?
-Dawno temu odeszli, razem z twoim odejściem...
-Czy ty... też?- spytałam niepewnie Roberta.
-Tak...
-Gdzie moi znajomi i mój przyjaciel, których znałam i szanowałam. Byliście dla mnie ważni w życiu!- wywrzeszczałam.
-Nie udawaj takiej niewinnej. Zostawiłaś Nas! Nie pisałaś.. nic. Nawet z Robertem od kilku miesięcy nic. Dzwonił do Ciebie nie raz... a ty olewałaś go!- wywrzeszczał Paweł.
-Jak to?! Dzwoniłeś?- byłam zdziwiona.
Nie zostawałam żadnych sms ani powiadomień o próbie połączenia się ze mną.
-Tak!- był nerwowy.
-Wiedziałam! Po prostu  wiedziałam!- zaczełam chodzić w kółko...
To na pewno  był Harry. Aż taki?
Tyle osób potrafię skrzywdzić, jednym gestem.
Jednym ruchem dłoni rozsypane narkotyki na stole leżały teraz porozwalane po pokoju.
-Nie będzie się zabijać!
-Coś ty zrobiła!? Mądra jesteś?! Głupia idiotka! Suka i nic więcej. Dobrze opisują w gazetach i w internecie. Lepi się do każdego.- zaśmiał się Piotrek,a za nim reszta. Nawet Robert, chodź za wszelką cenę próbował to ukryć.
Miałam łzy w oczach, a nie pozwalałam im na ucieczkę.
Wybiegłam z pomieszczenia.
Biegłam po schodach. 
Chciałam być jak najdalej wszystkich bliskich mi ludzi.
Jak najdalej.
Łzy niestety znalazły ujście, ale nie przejmowałam się tym.
Teraz to najmniejszy problem.
Biegłam jak najszybciej, by tylko znaleźć się już w domu.
Wbiegłam, zatrzaskując za sobą drzwi.
Na szczęście babcia była na zakupach, więc nie będzie mnie wypytywać ,,co się stało'' i tak dalej.
Chciałam mieć teraz spokój. Nie chce nikogo krzywdzić i żeby mnie nie krzywdzono.
Poszłam do łazienki, zamykając ją za sobą.
Zjechałam po drzwiach i głowę schowałam między nogami.
Wstałam z kafelek i podeszłam do szafeczki w której trzymałam kosmetyczkę.
Wyciągnęłam ją i otworzyłam.
Małe, metalowa blaszka rzuciła mi się w oczy.
-Ley, nie! Nie próbuj!-głosik wrzeszczał, ale ja jak w trancie wzięłam ją do ręki.
Przyjrzałam się jej i przyłożyłam do skóry.
Jedna kreska i małe strużki krwi popłynęły z rany.
Przemyłam szybko wodą.
Następna kreska. 
Poczułam jak problemy odlatują. Miałam ich serdecznie dość... 
Było ich za dużo.
Zrobiłam kilka następnych kresek, po czym przemyłam je wodą.
Ulżyło mi.
Otworzyłam drzwi od łazienki i prawie bym wpadła na babcie.
Jej mina była zła.
-Dlaczego to zrobiłaś?- spytała z niedowierzaniem wyczuwalnym w głosie.
-Ja... o czym ty mówisz?- spytałam.
Wzięła mój nadgarstek w swoją rękę.
Wzrok wlepiłam w jeden z obrazów wiszących na ścianie...
Przedstawiał parę, przytulająca się na tle zachodzącego słońca. Ona, była niższa o głowę od chłopaka.

-Pytam się, dlaczego?
-Baciu.. ja.- nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Słońce chodź. Porozmawiamy.

***
Siedziałyśmy na strychu. Był on niezagospodarowany. Obok nas były książki, lampa i wiele poduszek oraz koców. Babcia lubi przesiadywać w takich miejscach, a ja... tak samo.
-Zadzwoniłaś?- spytałam, a ona wiedziała o co chodzi.
-Nie. Chodź powinnam.
-Wiem, ale... proszę nie. Gdyby dowiedzieli się gdzie jestem, przyjechali by po mnie.
-Co ze szkołą, z zakończeniem roku?- zapytała i wlaśnie tego bałam się najbardziej.
-Ja nie chcę wracać do Londynu. Tu.. może być- uśmiechnęłam się - może przepisałaś by mnie do mojej starej szkoły?
-Pomyślimy...

~~Harry, kilka godzin wcześniej~~
Pobiegłem za nią, ale za nim wybiegłem po za budynek. Nie było już jej.
Wsiadłem do auta wściekły.
Mój telefon dzwoni od paru minut bez przerwy. W końcu podirytowany, odbieram...
-Harry! Gdzie ty jesteś?!-wrzeszczał Niall.
-Co się drzesz.. spokojnie.
-Harry masz tu zaraz być, bo za kilka minut rozpoczyna się wywiad.

O nie! Rozłączyłem się i wcisnąłem pedał gazu. Na szczęście nie jest to daleko...
Zdyszany wbiegłem do odpowiedniego pomieszczenia, a stylistki porwały mnie.

Głupie pytania na temat mojej młodszej siostry.
Zbywałem ich jak tylko umiałem. Nie chciałem by coś nie tak poszło i przez to cały świat dowiedziec by się miał, czegoś co nie powinnien.

***
-Dobra chłopaki. Ja z Niall'em jadę na zakupy.-oznajmiłem.
-Ok- odpowiedzieli hurkiem.

Było ciężko, ze względu, że nasz blondynek to wielki głodomor i gdy nie patrzyłem, starał się do koszyka wepchać jak najwięcej.

***
-Jesteśmy!-  równocześnie ich oznajmiliśmy.
-Harry...- powiedział zdenerwowany Liam.
-Co się stało?
Podał mi karteczkę, była od Ley. Przeczytałem, a zakupy, które trzymałem po prostu teraz leżały na podłodze.
To niemożliwe! To tylko głupi sen! Prawda?!
Pobiegłem do jej pokoju.
Nie było jej...
W tej sytuacji czułem się bezradny.
-Harry, damy radę.- próbował mnie pocieszyć Zayn.
-Nie, nie damy. Wy macie rodziny, którym nic się nie dzieje. Zawsze ja!- wpadłem w szał.
Nie znowu, tylko nie znowu. Szukanie jej....
-Co mam zrobić?- powiedziałem cicho, nie odwracając się do nich.
-Wiem! Zajdź do Rosi, na pewno musi coś wiedzieć.
______________________________________________________________________

 Do tego bloga nie byłam jakoś  nastawiona zbytnio pozytywnie. Koleżanka jednak namówiła mnie... ;/
Pojawiły się obraźliwe hejty, że niby ja to tam kopiuje wszystko z jakiegoś innego bloga o którym ja nie miałam zielonego pojęcia. Jakaś laska chciała dobrze i poleciła mój blog na właśnie tamtym. Myślano, że to ja. Chciałam usunąć blog. Wiecie, na samym starcie takie gówno... ;/
Ale pisałam dalej... oczywiście rozdziały nie były jakieś super... teraz są coraz gorsze, więc za niedługo THE END. ;/  Myślałam, że dłużej będę prowadzić ten blog, ale jeśli mam takie gówno pisać to nie ma sensu ...
Wcześniej napisałam, że przez wakacje nie dodam i dopiero jak będzie 7 kom. no wiem pojeb*ło mnie :D ale dodaje teraz... chodź trochę chce się zrewanżować i zaglądajcie, jednak będę dodawać rozdziały. Zwami nie idzie się rozstać, jesteście jak magnez :*
Skomentujcie, chce znać wasze zdanie i przepraszam za błędy... poprawie je jak tylko dam rade.
Do następnego :*