środa, 17 września 2014

Rozdział 51

Chciałam bym, być nastolatką bez rozpoznawania na ulicy czy zobaczenia siebie w gazetach.
Na dodatek zmieszanych z błotem.
Czasem mam ochotę, powiedzieć jak i mamie tak i Hary'emu, że nie chce z nimi już mieszkać.
To robi się uciążliwe. Czasem boję wyjść na ulicę, a teraz?!
Poszłam tylko.....
Po co ja tak w ogóle poszłam? Nie pamiętam.

Nie chciałam nikogo zobaczyć. Nadal leżałam przykryta kołdrą, na szpitalnym łóżku.

~~Harry~~
Nie wiedziałem co się dzieje. Wyproszono nas z sali.
Wtedy maszyny zaczęły tak irytująco piszczeć  i wskazywać, że jej serce przestało bić.
Modliłem się, by tylko ona przeżyła.
Nie darował bym sobie, gdyby jej zabrakło. To była by moja wina. Ja pozwoliłem wrócić jej tu, na kilka dni.
Policja bez zeznań Ley, nie ma jak dojść do sedna śledztwa.
Mama była już kłębkiem nerwów.
Ja sam nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
Po kilku długich minutach ciszy, z sali wyszedł lekarz.
Podszedł do nas.
-Co z nią?
-Udało nam się ją uratować. Jednak jest mocno osłabiona. Proszę potem przyjść do mojego gabinetu, a teraz Leayna musi odpoczywać, więc proszę długo nie siedzieć.- oczywiście powiedział po angielsku.
Przytaknąłem.
Leayna za wiele przeszła. Co chwilę ląduje w szpitalach. To normalnie jak by miała życiowego pecha.
Razem z mamą weszliśmy do sali.
Nie leżała jak normalnie, na łóżku szpitalnym.
Była skulona i przykryta kołdrą. Tak jak by się kogoś bała.
Mama usiadła na krzesełku obok łóżka, a ja opierałem się rękoma o ramę łóżka na przeciw poduszki.
Sala była dwuosobowa, jednak drugie łóżku było puste.
Obok łóżka brunetki znajdowało się okno z widokiem na miasto.
Mama odkryła powoli  kołdrę.
Mała, spała. Podszedłem do  niej i poprawiłem ją na łóżku, a mama tym razem przykryła  kołdrą.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić w kieszeni .
Wyszedłem z sali i odebrałem.
Był to Liam.
-Gdzie wy wszyscy jesteście?- przetarłem ręką twarz.
-W Polsce.
-Emm, a dlaczego akurat tam?- zdziwił się, było można to usłyszeć w jego głosie.
-Ponieważ ktoś pobił Ley, ale nie przyjeżdżajcie. Zrobi się wtedy zamieszanie...

~~Leayna~~
Obudziło mnie nieznośne pikanie. Walnęłam ręką w stolik z zamiarem wyciszenia budzika.
Jednak po któreś z kolei próbie, ktoś chwycił mnie za nadgarstek nie pozwalając na bicie się o drewnianą powłokę.
Zmarszczyłam czoło i wymamrotałam coś nie zrozumiale.
Powoli otworzyłam jedną powiekę, a druga nadal jeszcze spała.
Dostrzegłam przede mną Harry'ego.
Byłam trochę zdezorientowana.
Gdzie ja jestem?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dostrzegając, że jestem w szpitalu.
-Hej.-uśmiechnął się do mnie.
-Yhym.- postarałam się, na ile tylko się uśmiechnąć.
Jednak ból w podbrzuszu nie pozwalał mi na to.
Chwyciłam się za bolące miejsce i skuliłam.
-Ley, Ley? Wszystko dobrze?- słyszałam nie wyraźne zarysy słów brata.

***

Zachłysnęłam się powietrzem i od raz usiadłam na łóżku.
Poczułam ręka na swoim ramieniu.
-Ciii. Spokojnie.- powiedział Harry i przytulił mnie.
Odwzajemniłam uścisk.
-Kto Ci to zrobił?
-Ehh. Harry...-odsunął się ode mnie i z zaciekawieniem patrzył na mnie.
-To te twoje fanki! To już nie pierwszy raz, kiedy się to stało.
-Co?! Nie wieże Ci. Żadna z nich taka nie jest.
-Śmieszny jesteś.- zakpiłam z niego. -Ok, fakt. Nie wszystkie, bo są te normalne, które można nazwać fankami. Ale są i takie, które nie można tak nazwać.
-Ley, kłamiesz. Bronisz kogoś! Mów! No mów kto Ci to zrobił!
Wystraszyłam się go. Zrobił się taki wściekły w przeciągu kilku sekund.
-Harry, tylko, że ja mówię prawdę!- warknęłam.

-Co tu się dzieje?- naszą kłótnię przerwała  mama. -Harry, wyjdź.

Chłopak bez sprzeciwu, opuścił pomieszczenie.
Mama usiadła na krześle obok mojego łóżka.
Nic nie mówiła. Wpatrywała się we mnie. Nad czymś się zastanawiając.
-Wiesz co Ley... kiedy Cię straciłam. To te 10 lat, były najgorszymi w moim życiu. Jednak gdy Cię odzyskałam, to nie darowałam bym sobie, gdyby coś Ci się stało.
-Mamo... ja nie chce mieszkać z Harry'm.
-A to dlaczego?- była zdziwiona.
-Powiedziałam mu, że to te fanki, no ale on nie wieży.
-Spokojnie, skarbie. Daj mu chwilę na ochłonięcie.- uśmiechnęła się pokrzepiająco.

***
-Tak, to one.- stwierdziłam po rozpoznaniu.
-Ty dziwko! Fajnie się naciąga chłopaków na kasę?!- wyrywała się jedna z nich przez trzymającego ją policjanta.
Druga z nich, wykorzystała moment, że policjant próbował uspokoić wydzierającą się nastolatkę i podbiegła do mnie.
Zaczęła mnie szarpać, jednak Harry zareagował i odciągnął ją ode mnie.
Ja natomiast od razu schowałam się za nim, kurczowo trzymając jego skórzanej kurtki.
Odwrócił się do mnie i od razu przytulił.
-W końcu  wierzysz?- wyszeptałam.
-Tak.

~~Harry~~
Do Londynu wróciliśmy prywatnym samolotem.
Od samego początku lotu, było widać, że Ley była wykończona dzisiejszym dniem.
Podjechaliśmy na podjazd rodzinnego domu.
Mama zostaje tu, a my wracamy do domu.
Jeszcze na chwilę, brunetka przebudziła się i pożegnała się z mamą, po czym od razu rozłożyła się na tylnich siedzeniach mojego auta.
___________________________________________________________________________

Hej.
jedno wielkie PRZEPRASZAM.
Za to, że nie dodawałam żądnego nowego postu. Po prostu zero, ale mam mały zastój co do dalszej historii tego bloga ;/
wybaczcie.
Postaram się za tydzień dodać nowy rozdział, a jeśli nie , to będzie info. ;)
Wpisujcie się do formularza, kogo informować.
do następnego.


4 komentarze:

  1. Ten blog jest bossskii :)
    Biedna Ley :(
    Chce nexta -->

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow Dopiero dziś przeczytałam ale jestem wierną czytelniczką.
    Przy okazji zapraszam na onedirectiondomicaro.blogspot.com /abigayl :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Koffam i rozymiem, że masz szkołę i wgl. Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń