poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 93


Minęły kolejne 3 dni po których zostałam wypisana ze szpitala. Miałam jedynie przyjeżdżać co jakiś czas na kontrolę. Podobno chwilowo wystarczy chemioterapii. Oczywiście byłam zadowolona z możliwości powrotu do domu. Zatęskniłam za swoim miękkim łóżkiem, nieładem w pokoju i ciągłym hałasem roznoszącym się po domu . Chciałam się zobaczyć ze znajomymi , a z Mikem w szczególności. Obawiam się, że  moje przypuszczenia co do chłopaka jednak się sprawdzają. ,,Nigdy cię nie zostawię. Jak mogłaś tak pomyśleć?” Te słowa dzisiejszego dnia odbijały się echem w mojej głowie. Kłamał! Tak cholernie mam żal do siebie, że jak głupia mu wybaczyłam! A jednak zachował się jak tchórz. Zostawił mnie bez żadnego pożegnania . Próby nawiązania z nim kontaktu nie miały najmniejszego sensu. Wiele nieodebranych przez niego połączeń, nieodczytanych wiadomości i nagrań na sekretarce których pewnie nie odsłuchał. Samotna łza spłynęła po rozgrzanym Poliku. Tak bardzo chciałabym o nim zapomnieć, a jednak…. Nie mogę. To zbyt trudne.
-Wysiadasz czy wolisz przesiedzieć ten piękny dzień w moim samochodzie?- z zamyśleń wyrwał mnie głos Harrego, który otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z auta. Jedynie prychnęłam na jego głupie teksty i bez słowa przeszłam obok niego.
-Leayna!- usłyszałam głos chłopaków z salonu a po chwili stali naprzeciw mnie w wejściu. Ledwo drzwi otworzyłam,  a oni uśmiechnięci od ucha do ucha chcą mnie witać.
-Nie udawajcie, że się za mną stęskniliście bo jeszcze uwierzę.- zaśmiałam się, dźgając Nialla w brzuch.
-Oczywiście, że się stęskniłem.- Louis podszedł do mnie z miną zbitego pieska i nagle przytulił mnie do siebie okręcając wokół własnej osi.
-Wypuść mnie wariacie.- zaśmiałam się.
Tego mi brakowało! Tego szczęścia i radości, tej atmosfery którą zawsze miałam na porządku dziennym w swoim domu.
-Dobra, nie stójmy tak w wejściu, chodźmy do salonu.- odezwał się Zayn, który jako jedyny pomyślał w tej sytuacji.
-Obejrzymy jakiś film?- zaproponował Louis, na co reszta zgodziła się razem z nim.
-Poczekajcie, przecież w szpitalu dają naprawdę niedobre jedzenie, więc Lay z pewnością zje coś normalnego, prawda?- odezwał się Niall, który jak zwykle martwi się o sprawy żywieniowe.
-Nie jestem głodna, ani nie chcę oglądać filmu. Chcę iść spotkać się z przyjaciółmi.
-Wiemy, ale nie było cię w domu tak długo…-odezwał się zrezygnowany Harry. Odwróciłam się na chwilę wypuszczając tym samym powietrze z płuc. Wiem, że robię tym przykrość nie sobie ale swojemu bratu, który przez cały ten czas martwi się o mnie.
-Oh dobra… niech będzie ten film.- mruknęłam rozsiadając się wygodnie na kanapie.
***
Obejrzeliśmy Teda 2 ale praktycznie nic z niego nie byłam w stanie zrozumieć, ponieważ chłopaki cały czas coś komentowali przez co po całym pomieszczeniu roznosił się głośny gwar.
Napisałam do Rosi co robi i nie musiałam czekać długo, bo po zaledwie 2minutach mi odpisała. Chciała żebym spotkała się z nimi w parku, ponieważ ona chce iść na festiwal kolorów.
Żadne z moich przyjaciół nie jest świadome mojej choroby. Owszem, powiem im ale nie teraz. Dopuki wszystko wygląda normalnie, nie potrzebne jest to aby się o mnie martwili. Chcę, żeby jak najdłużej normalność pozostała w moim życiu. Gdy mi się pogorszy…. Wtedy im powiem.
-Dobra, to teraz chcę mieć chwilę tylko dla siebie.- wstałam z kanapy, prostując ręce przy okazji uśmiechając się.
-No dobrze, idziesz się spotkać prawda?- spytał Hazza, na co przytaknęłam ruchem głowy.
-Harry, mam nadzieję, że nic im nie powiedziałeś prawda?-lekko się zaniepokoiłam.  Nie chciałam by wiedzieli, jeszcze nie teraz. Może mówienie Mikeowi o chorobie tak wcześnie to też był zły pomysł?
-Spokojnie, powiedziałem, że masz ospę w co uwierzyli.- uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Za ile będziesz?- szedł za mną aż do drzwi wyjściowych.
-Nie wiem. Spokojnie dam sobie radę.- uśmiechnęłam się i jak gdyby nic wyszłam bez pożegnania.
Szłam nie całe 15 minut gdy znalazłam Rosi i Michaela, Stevena oraz Josha. Gdy tylko mnie zobaczyli ruszyli biegiem w moją stronę.
-Leayna!- krzyknęła uradowana Rosi.
-Hej wam.- przywitałam się z uśmiechem. Gdy przez cały czas przebywasz między tymi osobami, przywiązujesz się do nich i tak było i tym razem.
-Jak się czujesz?- spytał Steven.
-Już dobrze.- rozpromieniłam się.
-No to co idziemy na ten plac?- odezwałam się zniecierpliwiona stojąc w jednym miejscu.
-Poczekajmy jeszcze, bo nie ma Mikea a mówił że przyjdzie.
-To on też miał być?- mruknęłam zdziwiona. Chciałam się z nim spotkać, owszem ale nie tutaj przy innych. Zostawił mnie mimo, że obiecał być przy mnie.  Brakowało mi go, jego dotyku, słów, to jak na mnie patrzył i tego jak dobrze mnie rozumiał. Teraz jednak stał się dla mnie osobą przed którą zbudowałam ogromny mór. Nie po to wylewałam tyle łez i krzyczałam na siebie samą za każdym razem gdy o nim myślałam, by teraz na nowo poczuć TO uczucie.
-Wybaczcie za spóźnienie. –za plecami usłyszałam zdyszany głos Mikea.
-No w końcu. Przez ciebie się spóźnię.- mruknęła z udawaną złością Rosi. Każdy przywitał się z nim po przyjacielsku, tylko ja szłam po cichu. Chciałam zrezygnować, powiedzieć że źle się czuję i wrócić do domu, by tylko być jak najdalej niego.
-Ley czemu nic się nie odzywasz?- zagadał Stev.
-Bo nie mam nic do powiedzenia. Jestem nudną osobą.- mruknęłam smutna.
-Ej wiecie co zachciało mi się pić.Wy idźcie, a ja tylko kupię sobie jakiś napój i wracam do was.
-Naprawdę teraz Steven?!- mruknęła zła Rosi. Naprawdę chciała zobaczyć ten festiwal kolorów.
-Tak, Leayna idziesz ze mną?- popatrzył na mnie porozumiewawczo, na co przytaknęłam.
-Jak chcecie, żebyście potem nie żałowali. Dobra my idziemy, do potem.- przyjaciółka pomachała nam na odchodne.
Razem z chłopakiem zaczęliśmy iść  w stronę sklepu.
-Czy na pewno wszystko dobrze? – zagadał.
-Tak, a co miało być nie tak?
-Przecież widzę, po co udajesz?
-Steven, nie chcę o tym gadać.- mruknęłam odwracając wzrok.
-Przecież wiem, że chcesz się wygadać a ja zawsze starałem się ci pomóc rozwiązać nawet te najgłupsze sprawy.
-Niby tak, ale sama nie wiem czy chce o tym mówić.
On jedynie popatrzył na mnie pobłażliwie.
-Okay… dlaczego zaprosiliście Mikea?
-Przecież jest twoim chłopakiem…- popatrzył na mnie jak by to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- A widziałeś, żeby się ze mną chociaż przywitał?- pokręcił jedynie głową.
-No właśnie. Gdy dowiedział się o raku obiecał, że mnie nie zostawi i będzie przy mnie nawet w tych najtrudniejszych chwilach, a już kolejnego dnia go nie zobaczyłam. Przez 3 tygodnie nie odwiedził mnie już ani razu. Tęskniłam za nim, a on nawet nie raczył oddzwonić lub odpisać na chociaż jeden sms.
-Zaraz zaraz, jakim raku? Leayna jesteś chora? O co chodzi?- Stev popatrzył na mnie niespokojnie.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Tak jakoś wyszło… Byłam smutna, nie zwracałam uwagi na to co mówię, po prostu chciałam się wygadać.
-Ej mała, odpowiedz mi…- chwycił mnie za ramiona patrząc prosto w oczy starając się doszukać odpowiedzi.
-Tak, mam raka, tylko…- nie dał mi dokończyć.
-Nie wierzę. Leayna tak mi przykro…- ściszył głos.
-Niepotrzebnie. Słuchaj, to co się dowiedziałeś ma pozostać tylko między nami. Proszę, nie mów reszcie, nie chcę żeby się nade mną użalali jasne? Chce żeby wszystko pozostało jak dawniej, a przynajmniej to co może pozostać…
-Oczywiście, ale …
-Proszę, nie rozmawiajmy o tym. Jeszcze nie do końca potrafię to zaakceptować, ale jest mi łatwiej gdy nikt o tym nie mówi i żyje jak bym nie była chora.
-Dobrze. Skoro tego chcesz, tak zrobię.- wyszeptał, po czym mnie przytulił.
Objęłam go mocno nie chcąc by mnie wypuścił z objęć.
Nagle poczułam lekki uścisk na ramieniu, który odsuwał mnie od przyjaciela. Popatrzyłam za siebie zdezorientowana. Sprawcą tego dotyku był Mike.
-Czego chcesz?- mruknęłam, wpatrując się w swoje buty.
-Porozmawiać.-podszedł najbliżej jak tylko mógł. Nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą, a oddechy mieszały. Czułam jego cudne perfumy, które tak bardzo lubiłam u niego.
-Odsuń się, proszę.- szepnęłam, nie mogąc z Siebie nic wydusić. Posłuchał mnie.
-Wiecie co, to ja was zostawię samych. – Steven ewidentnie się speszył i nie czekając na naszą odpowiedź zaczął iść w stronę parku gdzie słychać było muzykę.
-Dlaczego? Masz kogoś?- mówiłam tak cicho, że nie byłam pewna czy w ogóle  to usłyszał.
-Mam…- powiedział to bez każdego zawahania . Popatrzyłam na niego, a między powiekami zaczęły się mi zbierać słone łzy. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Ciebie.- dopowiedział, a ja zaczęłam kręcić głową nie zgadzając się z nim. Znam jego sztuczki. Stara się mnie udobruchać słodziutkimi słówkami które tak bardzo na mnie działają.
-Skończ…
-Ale kochanie…
-Przestań! Dlaczego nie napisałeś, oddzwoniłeś lub osobiście mnie nie odwiedziłeś?- po policzku zaczęły spływać łzy, których nie umiałam zatrzymać.
-Musiałem to przemyśleć.
-Co ty chciałeś przemyśleć?! Zostawiłeś mnie w najtrudniejszych chwilach, kiedy potrzebowałam cię najbardziej, ciebie znów nie było. Kolejny raz mi to robisz…. Zawsze cię nie ma kiedy najbardziej jesteś potrzebny. Jeżeli nie chcesz dziewczyny, która umrze za kilka miesięcy , to powiedz mi tu i teraz, że z nami koniec! Nie zniosę kolejnych dni w tej niepewności.- załkałam, chowając twarz w dłoniach.
-Leayna, to nie tak… Kocham cię mocno, tylko gdy powiedziałaś mi o raku, nie sądziłem a raczej nie chciałem uwierzyć, że to prawda. Przepraszam, potrzebowałem czasu, aby to wszystko zrozumieć i oswoić się z nową sytuacją. Proszę, nie płacz z mojego powodu. Nie chcę, żebym był problem twoich łez.- przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. Nie protestowałam, nie miałam siły na to.
-Nie jestem w stanie ci uwierzyć.- odepchnęłam się od jego umięśnionego torsu.
-Dlaczego?
-Pytasz jak by to nie było logiczne. Zraniłeś mnie. Myślisz, że będę głupia jak reszta twoich lasek i od tak ci przebaczę, a nawet sama rzucę ci się w ramiona? Chyba sobie żartujesz ?!- nagle poczułam przypływ emocji.
-Tak, masz rację. Przepraszam mała.
-Co mi z twoich przeprosin?- w jednej chwili czułam kilka emocji na raz.
Nic nie odpowiedział. Przysunął mnie delikatnie ale stanowczo do siebie i wpił się w moje usta. Brakowało mi jego dotyku, ale nie umiałam do końca wybaczyć tego jak bardzo mnie zranił.
-Brakowało mi tego…- gdy odsunęliśmy się od siebie z powodu braku tlenu, uśmiechnął się do mnie i objął. W jego uścisku czułam się bezpiecznie. W jednej chwili wszystkie negatywne emocje jakie darzyłam tego chłopaka wyparowały, zastępując je miłością, tęsknotą i szczęściem.

-Tęskniłam.- wyszeptałam.

_____________________________________________________________________
Hej kochani!
W końcu ktoś daje znak życia w postaci komentarzy. Nie podoba mi się ten rozdział aż tak bardzo jak inne, ale nie wiem co zmienić by był ciekawszy... Mam nadzieję, że przynajmniej wam się spodoba i tym razem też pozostawicie komentarz. Uwierzcie, to miłe gdy podrozdziałem widzisz więcej niż 1 opinię. Mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedziecie. Nie sądziłam, że uda mi się jeszcze dziś dodać rozdział. Za nie cały tydzień zaczynają się wakacje  nie będę mieć wiele czasu na pisanie rozdziałów. Chyba sami rozumiecie dlaczego :) ale poinformuje was kiedy będą dodawane nowe notki itp. 
Ps. Był ktoś 18.06.2016r. na festiwalu kolorów w Katowicach? :)q

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział 92 cz.II

Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka nawet na 30 minut. Dręczyły mnie myśli, które nie dawały mi zasnąć. Bałem się, że mogę stracić najważniejszą osobę w moim życiu.
-Stary, coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze.- do kuchni wszedł Niall, a zanim reszta.
-Tak, stało się... Nie wiem jak to powiedzieć.- mruknąłem, patrząc na każdego z nich po kolei.
-Chyba kogoś nie zabiłeś.- zażartował Zayn i usiadł obok mnie przy stole. –Co się stało Harry?
-Leayna … ona.. ona…  ma raka.- na samą myśl traciłem wiarę, że kiedykolwiek w naszym życiu zapanuje spokój.
-Co?! Żartujesz sobie Styles, prawda?- Liam patrzył na mnie wyczekując aż wstanę i zacznę się śmiać, mówiąc, że to tylko głupi żart. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.
-Niestety, nie.- mruknąłem.
-Co teraz?- odezwał się Louis, który z wrażenia aż usiadł.
-Nie wiem. Boję się, jak zareaguje Ley na tą wiadomość.- mój głos się załamał.
-Będzie dobrze.- Zayn poklepał mnie po ramieniu.
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Bałem się o przyszłość Leayny. Przecież jest taka młoda, ma dopiero 17 lat, a cały świat stoi przed nią otworem.
~~Leayna~~
Czułam się dobrze, a słońce przebijające się przez okno dodawało mi energii. Byłam zła, że muszę tu siedzieć. Z samego rana usłyszałam pukanie w drzwi, po czym lekko się uchyliły i zobaczyłam w nich lekarza.
-Dzień dobry Leayno.- uśmiechnął się promiennie, po czym usiadł na krzesełku obok mojego łóżka.
-Dobry. Kiedy będę mogła wyjść stąd? Czuję się bardzo dobrze.- odwzajemniłam uśmiech.
-Niestety nie prędko.
-Czy coś się stało?- zmarszczyłam czoło, patrząc na niego wyczekująco.
-Przychodzę do ciebie z dwiema wiadomościami. Jedna jest dobra, a druga zła.
-W takim razie … niech pan zacznie od tej złej.- mruknęłam, bojąc się, co mogłabym usłyszeć.
-Leayna, posłuchaj. To co zaraz usłyszysz wcale nie jest wyrokiem. Masz szanse na wyleczenie i to spore..
-Niech pan w końcu powie co mi jest.
-Masz raka.- po tych słowach nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Oczy zalały mi się łzami.
-Leayna, wykryliśmy go dość wcześnie. Masz szanse wyleczenia…- przerwałam.
-Co teraz ze mną będzie?- po policzku spłynęła mi jedna, samotna łza.
-Zaczniemy jak najszybciej leczenie. Twój brat już wyraził zgodę.
-Czyli kiedy?
-Od jutra. Dziś dostaniesz już leki, a jutro spróbujemy chemioterapii.
-Wszystko jedno.- mruknęłam, odwracając się w stronę wielkiego okna.
-Leayna, naprawdę masz szanse.
-Chcę pobyć sama.- wyszeptałam, zanosząc się płaczem.
Lekarz posłuchał mnie i wyszedł z Sali. Po tym zaczęłam płakać jak dziecko, bez opamiętania.
Nie wiem ile czasu minęło, ale zakładam że dość dużo. Nie sądziłam, że kiedykolwiek stanę przed takim wyzwaniem. Dlaczego ja muszę tak mocno cierpieć?  Jeden ma szczęśliwe, pozbawione problemów życie, a drugi wręcz obładowany jest nimi.
-Mała, co się stało?- usłyszałam za sobą ochrypnięty głos Mikea. Szybko otarłam łzy z oczu i policzków. Odwróciłam się do niego przodem.
-Nic.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Myślisz, że uwierzę?
-Zostawisz mnie, jak się dowiesz…- odwróciłam od niego wzrok, patrząc na swoje palce.
-Nigdy kochanie.- poczułam jego ciepłą dłoń na swym policzku.
-Mam raka.- powiedział beznamiętnie.
-Oh mała…- po tych słowach przytulił mnie do siebie. Znów zaczęłam płakać, a on głaskał mnie po plecach. Wiedział, że jakiekolwiek słowa są zbędne.
-Skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że cię zostawię?- wyszeptał do mojego ucha.
-Kto chciałby mieć chorą, umierającą dziewczynę?- na te słowa przytulił mnie mocniej, jeżeli było to w ogóle możliwe.
-Przestań. Nigdy cię nie zostawię. Jesteś dla mnie najważniejsza.- pocałował mnie w czubek głowy, na co mimowolnie uśmiechnęłam się do niego.
***
Minął tydzień, po którym nie mam ochoty ani siły na nic. Po tej cholernej chemioterapii czuję się okropnie. Tak jakbym straciła jakiekolwiek uczucia. Codziennie odwiedzając mnie chłopaki, a nawet ich dziewczyny. To miłe z ich strony, tylko ja czekam aż w drzwiach pojawi się Mike, który po tym jak dowiedział się, nie odwiedził mnie ani razu. Lekarz powiedział mi, że jutro będę mogła wrócić do domu, jednak nie ma mowy o szkole. Ponoć to zbyt niebezpieczne.
-Jak się czujesz mała?- do Sali wszedł Harry. Uśmiechnęłam się na jego widok, ponieważ wiem, że nie ważne co by się stało on zawsze będzie obok mnie.
-Bywało lepiej, ale nie mogę narzekać.- uśmiechnęłam się.
-To dobrze księżniczko. Jestem z ciebie naprawdę dumny. Musisz być silna, jeśli nie dla siebie to dla mnie. Świat bez ciebie nie będzie miał dla mnie żadnego sensu.
-Pamiętam Hazza, mówisz mi to codziennie. Trudno zapomnieć.- uśmiechnęłam się, obejmując go gdy usiadł obok mnie na łóżku.
-Wyzdrowiejesz, wieżę w to.- mruknął, jak by sam do siebie.
-Nie zostawię cię.- popatrzyłam mu w oczy, w których widziałam ból i smutek. To wszystko przeze mnie. Miałam nie sprawiać mu przykrości, miałam być jego radością i dumą. Znów stałam się ciężarem, balastem którego nie można się pozbyć. Jego wzrok wyraża bezradność. Czuję się z tą świadomością bardzo źle, jednak obiecałam mu żyć. Być jego promieniem, który podnosi go  w trudnych chwilach. Dotrzymam obietnicy i pewnego dnia przytulę go jak jeszcze nigdy dotąd, mówiąc ,,Udało się.” . Nikt nie mówił, że będzie łatwo ale, że będzie warto.
-Zostałaś mi tylko ty… To ty podnosisz mnie na duchy i powodujesz, że potrafię doszukać się sensu swego istnienie. Ty i Victoria jesteście jedynymi osobami na których zależy mi tak bardzo.
-Właśnie, gdzie jest Victoria?- oderwałam się od loczka, patrząc na niego pytająco.
-Przychodzi tu codziennie razem ze mną, ale nie ma odwagi aby tu wejść ze względu iż wie, że jej nie lubisz. Obawia się, że mogłabyś się podenerwować, a wtedy twój stan zdrowia mógłby się pogorszyć.
-Czemu nic mi nie mówiłeś? Zawołaj ją tu.- zdziwiło mnie to. Czułam się źle, że ktoś stara się być dla mnie miły, a ja tego nie doceniam.
Po chwili drzwi lekko się uchyliły, a w nich dostrzegłam Vici uśmiechniętą.
-Hej.- powiedziała, niepewnie wchodząc do środka.
-Cześć.
-Jak się czujesz? –usiadła na miejscu które przed chwilą było zajęte przez Harrego.
-Jak może się czuć dziewczyna z rakiem? Raczej nie świetnie.- prychnęłam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Byłam chyba po prostu na siebie zła, że akurat mnie to wszystko spotyka.
-Tak, racja. Wybacz za pytanie.- mruknęła zmieszana.
-Wiesz co jest najgorsze? Że jutra może już dla mnie nie być.
-Nie mów tak, przecież lekarze rokują dobrze.
-Ważne, co ja czuję. Teraz może i jest dobrze, ale za kilka dni zacznie się męczarnia. Dla Harrego będę jedynie zbędnym balastem.- po policzku spłynęła niechciana łza, która pokazywała moją słabość.
-No ej, nie tylko ty walczysz. Jesteśmy razem z tobą w jednej drużynie.- uśmiechnęła się pokrzepiająco. Mimo tak Błahych słów, podniosły mnie one na duchu.
***
Minął kolejny tydzień, a z nim 3 chemioterapie po których jedynie spałam. Nie miałam ochoty na nic. Byłam zła na lekarzy za to, że skłamali. Miałam już dawno wyjść, a mimo to dalej tu jestem. Czuję się jeszcze gorzej. Czy aby na pewno to mi pomorze ?
-Gdzie jest Mike?- po policzkach lały mi się łzy. Nie widziałam go od 2 tygodni, a ja go potrzebuję. Gdy obudziłam się po kolejnych badaniach nie mogłam wytrzymać z bólu jak i bezradności, że tracę osobę na której tak bardzo mi zależało. Lekarz gdy tylko zobaczył w jakim stanie jestem, zadzwonił po brata. Niestety przyjechał dopiero  po 3 godzinach ze względu na sprawy związane z wydaniem nowej płyty.
-Nie mogę się do niego dodzwonić, mała nie płacz.- Harry był bezradny, jednak ja tak bardzo chciałam go zobaczyć.
-Czemu nie przychodzi?!- nie wiedziałam co ze sobą zrobić, było mi tak przykro z tego powodu.
-Nie wiem aniołku. Proszę, nie płacz. Szkoda łez na niego mała. Gdy widzę twoje łzy czuję jak by nie widzialny nóż wbijał się w moje serce.
Popatrzyłam na niego pytająco, na co on zbliżył się w moją stronę i przetarł mokre policzki.

-Będę dzwonił aż do skutku. Zaciągnę go nawet jeśli będę musiał użyć siły. Zobaczysz go.- uśmiechnął się, a ja mocno przytuliłam się do jego rozgrzanego torsu.

________________________________________________________________________
Hej
Pisałam posta wcześniej co sądzę o tym wszystkim. Mam nadzieję, że chociaż część z was postanowiła przeczytać. Tym razem pozostawiam wam kolejny rozdział do waszej oceny. Niech przynajmniej kilka komentarzy pojawi się pod tym rozdziałem. To tak nie wiele, ale dla mnie mega motywacja do pisania i przede wszystkim ciekawszych rozdziałów. Więc nie czekaj tylko zacznij pisać opinię itp. Wierzę, że dacie radę! :D

niedziela, 5 czerwca 2016

PRZECZYTAJ

Rozdział już w drodze. Trudno mi się pisze z myślą, że nikt tego nie skomentuje. Kilka ostatnich rozdziałów i 0 komentarzy. Nie musisz mieć konta, możesz napisać opinię anonimowo. To tak nie wiele... Pisanie rozdziału zajmuje po 3 godziny, a napisanie komentarza maksymalnie 3 minuty. Nie wiem czy jest sens w dalszym prowadzeniu bloga. Brak komentarzy to tak naprawdę działa jak demotywator do pisania.. Jeżeli coś wam się nie podoba to piszcie. Każda krytyka czy miła opinia są mile widziane. Musiałam to napisać, bo po prostu wiem, że pod rozdziałami nie czytacie dopisków. Dlatego ten wpis postanowiłam dać osobno. Także jeżeli nie wiecie co napisać to po prostu zostawcie pod tą notką ,, :) " i tyle!