niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 89


Sms który dostałam kilka minut temu lekko mnie zaniepokoił. Jednak spowodował również, że musiałam sprawdzić kto był jego autorem. Przeleżałam trzy godziny w łóżku patrząc na sufit, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Gdy wybiła 19 godzina, podniosłam się z wygodnego materaca i podeszłam do szafy aby wybrać w miarę przyzwoite ubrania, a następnie udałam się z nimi do łazienki. Umyłam się, a następnie przebrałam w czyste ciuchy, przeczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i gotowa zeszłam na parter, po drodze zabierając torebkę i bluzę.
Stare magazyny znajdowały się 15 minut drogi od domu, dlatego gdy zegarek wskazał 19. 45 założyłam buty i  wyszłam z domu, nie zamykając go na klucz.
Gdy byłam bliżej wyznaczonego miejsca, ręce zaczęły mi się niekontrolowanie trząść z nerwów. Nie wiedziałam o co chodzi, ani jaki cel miało to zjawienie się akurat tutaj.
Byłam punkt 20 wieczorem na podanym obiekcie, jednak nikogo nie było. Może ktoś robił sobie ze mnie po prostu żarty? Tak, idiotka zemnie. Niepotrzebnie tu przychodziłam.
Dalsze oskarżanie się, przerwały mi niepokojące dziwne głosy, które dochodziły z różnych stron. Byłam spanikowana i w tym samym momencie moje serce zaczęło bić niemiłosiernie szybko, jak by chciało wydostać się na zewnątrz. Żałowałam, że przyszłam tu. Gdzie był mój rozsądek gdy czytałam tą głupią wiadomość?!
Kroki były nie daleko mnie. Były przede mną, za mną i po obu moich stronach. Nie miałam gdzie uciekać, a ciemność wcale mi nie sprzyjała. W momencie gdy miałam zacząć krzyczeć, reflektory nade mną rozświetliły się, dając jasny blask. Przez co musiałam przymknąć na krótką chwilę oczy. Usłyszałam dookoła siebie śmiechy i piski radości. Zdezorientowana otworzyłam powieki, dostrzegając wielu znajomych twarzy ze szkolnych korytarzy. O co chodziło? Chciałam aby ktoś wytłumaczył mi o co w tym wszystkim chodzi. Byłam zdezorientowana.
-Fajnie, że przyszłaś.- pisnęła Rosi, wieszając się mi na szyi.
-O co do cholery w tym wszystkim chodzi?!- krzyknęłam na nią wściekła.
-Oj przepraszam. Chcieliśmy cię lekko nastraszyć.- zaśmiał się Bryan.
-Dzięki, wyszło wam to fenomenalnie.- warknęłam, strącając ze swoich pleców przyjaciółkę. Zaczęłam przepychać się między znajomymi kiedy poczułam lekki uścisk na nadgarstku oraz jak ciągnie mnie do tyłu. Pisnęłam zaskoczona, lądując w objęciach jakiegoś chłopaka. Wzdrygnęłam się, szybko odsuwając się od tej osoby, patrząc na nią zła. Mike jednak uśmiechał się promiennie w moją stronę.
-Wybacz im. Nie bądź zła. Zabawmy się wszyscy jak kiedyś.- wyciągnął dłoń w moją stronę, którą ja niepewnie chwyciłam.

~~Harry~~
Spodziewałem się, że może jednak Leayna zgodzi się pojechać z nami. Myliłem się, ona nie chce brać udziału w naszym życiu. Mimo, że my musimy w jej, nawet wtedy gdy nie chcemy.
Mijała już trzecia godzina w studiu, a końca nie było widać.
Nagle do pomieszczenia wjechał Louis na segwayu.
-Tomlinson, odłóż to na miejsce.- Liam starał się udawać poważny ton, który nie zbyt mu wychodził. Lou jak gdyby wcale go nie słyszał, jeździł dalej w kółko na środku pokoju.
-Szedłem sobie spokojnie z ubikacji do studia, gdy zobaczyłem go samotnie stojącego przy wejściu do gabinetu ochroniarzy. Stwierdziłem, że nic złego nie zrobił i należy mu się przejażdżka z taką gwiazdą.- zachichotał chłopak.
Razem z Zaynem popatrzyliśmy po sobie znacząco i wybiegliśmy jak z procy do wyjścia w poszukiwaniu kolejnych segwayów.
Już po chwili w piątkę jeździliśmy jak idioci w kółku wydając z siebie nienaturalne dźwięki.
Po około 15 minutach do pokoju zapukali umięśnieni mężczyźni ubrani w czarne mundury. Gdy zobaczyli nas jeżdżących na środku pomieszczenia popatrzyli na nas jak na niedorozwojów.
-Dobra, koniec zabawy. Schodzić mi z tego.- warknął jeden z nich. Niechętnie zeszliśmy z nich, siadając ponownie na kanapach. Jednak ta przerwa nie mogła trwać wiecznie, ponieważ już po chwili Paul zawołał nas na kolejne próby przed koncertem.  Ja jednak  szybko wytłumaczyłem się, że muszę iść do łazienki, w co każdy uwierzył. Szybko pobiegłem do toalety, ale nie z zamiarem załatwienia potrzeb fizjologicznych. Wyciągnąłem telefon  z kieszeni i wybrałem  numer do Leayny, ponieważ zostawiliśmy ją samą na kilka godzin w wielkim domu. Staram sobie to wszystko wyjaśnić, ale nie umiem. Czasem mam poczucie, że Ley nie chce naszej pomocy, twierdząc, że to co robi jest najlepsze. Wiele nastolatków w tym wieku tak myśli, nie słuchając starszych i bardziej doświadczonych.
Pierwszy sygnał…
Drugi sygnał…
Trzeci sygnał…
Brak odpowiedzi. Lekko mnie to zdenerwowało, ponieważ zazwyczaj odbierała. Chociaż by z tego względu, że komórkę nosi zawsze przy sobie.
-Harry, wszystko okay?- usłyszałem pukanie w drzwi przez Zayna.
-Taaa. Już idę.- mruknąłem, spuszczając wodę dla upozorowania.

                                                               ~~Leayna~~
-Ta noc należy do nas!!!- krzyknął Nicholas, na co inni mu zawtórowali.  Rosi i Nicholas, Nicola i Josh, Bryan i Steven z dwoma dziewczynami z klasy oraz ja z Mikeam . Wszyscy szliśmy w stronę wejścia, skąd słychać było głośne basy muzyki. Chciałam aby to co wydarzy się dziś, było jedynie na moją korzyść.
-Z jakiej okazji to zrobiliście?- zaśmiałam się do przyjaciół.
-W końcu jesteśmy wszyscy razem! Musieliśmy znaleźć jakąś wymówkę do dobrej zabawy.
Zostałam pociągnięta do środka, gdzie wszystko działo się w zaskakująco szybkim tępię. Usiedliśmy na jednych z kanap, a chłopaki poszli po picie dla nas. Jednak gdy wrócili okazało się, że to wcale nie takie niewinny napój. Mimo, iż był to drink najwidoczniej nikt się zbytnio nie przejął, tak jakby spodziewali się tego.  Po kolejnych kilku kolejkach, wszyscy byli wstawieni.
-Czy mogę panią prosić do tańca?- mruknął wyszczerzony Mike, na co przytaknęłam śmiejąc się. Razem poszliśmy na improwizowany parkiet. Po prostu największe  miejsce na środku  magazynu.
Wide tak szybko zmieniał kroki, że z każdym razem gdy się myliłam jedynie byłam w stanie śmiać się.
Gdy mijała już któraś piosenka z kolei, ktoś lekko szarpnął mnie za ramię, na co odwróciłam głowę w stronę tej osoby, którą okazała się być Rosi.
-Idziemy na papierosa, idziesz z nami?- mruknęła dziewczyna, lekko chwiejąc się na nogach. Przytaknęłam, odrywając się od chłopaka, który był moim partnerem na dzisiejszy wieczór, jak i byłym przyjacielem oraz osobą, którą powinnam nienawidzić.
-Leayna, myślałem, że skończyłaś z tym. –warknął, zatrzymując mnie.
-Jeśli nie chcesz iść, to zostań i baw się dalej. To zajmie tylko 5 minut i wracam. –cmoknęłam w powietrzu, zostawiając go samego pośród tańczących.
Mnóstwo pijanych nastolatków bawiących się w rytm muzyki, pokazywało jak bardzo ta impreza należała do udanych.
-Podoba ci się?- mruknął mi na ucho Mike, obejmując od tyłu. Już dawno przestałam myśleć trzeźwo, dlatego odwróciłam się na krześle i jedynie na co było mnie w tej chwili stać, to... objęłam go rękami wokół szyi i pocałowałam z pasją. Był zadowolony, dlatego podobało mi się to jeszcze bardziej.
Wtedy usłyszeliśmy syreny policyjne. Muzyka ucichła, a ludzie jak mrówki zaczęli w panice opuszczać magazyn.  Nie wiedziałam co się działo, patrzyłam jedynie na to wszystko zdezorientowana.
-Chodź.- warknął Mike, chwytając mnie mocno za rękę, ciągnąc za sobą.

~~Harry~~
Wróciliśmy naprawdę późno i jedynie o czym marzyłem to sen. Jednak nie było mi to dane. Po sprawdzeniu całego domu mogłem stwierdzić, że Leayny w nim nie było. W jednej chwili złość i frustracja zastąpiła  zmęczenie.
-Zadzwoń do niej.- mruknął Liam.
-Robiłem to już kilka razy.- warknąłem, waląc pięścią w blat kuchenny.
-Harry, spokojnie. Wszyscy dobrze wiemy jaka jest Ley, chce żebyśmy zwrócili na nią swą uwagę. Pewnie teraz siedzi u któregoś z jej przyjaciół i drwi z nas.- widziałem po słowach które wypowiedział Louis, że i on jest już tym zmęczony. Są momenty kiedy chciałbym tą dziewczynę wykopać po za nasz dom, ale nie mogę. W końcu to moja siostra, którą mimo to kocham.
-Może masz rację Lou, ale jeśli ona potrzebuje teraz naszej pomocy?- łudziłem się, że może faktycznie nasze starania nie idą na marne.
-Zastanów się Hazza, ile razy tak myślałeś, a za każdym razem się myliłeś.- Niall miał rację. Wszyscy ją mieli, tylko nie ja…
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, który każdego z nas zaskoczył, ponieważ było po 23 w nocy!
Jednak, mimo to postanowiłem otworzyć, sądząc, że to Lay zapomniała kluczy i nie miała jak wejść.
Jednak gdy otwarłem drzwi, oniemiałem.  Przede mną stała Ley trzymana przez dwóch policjantów.
-Dobry wieczór.- odezwał się jeden z nich. Był młody i dość muskularny.
-Leayna, gdzie ty byłaś?!- byłem zdenerwowany, a moje nerwy sięgały momentu kulminacyjnego.
-Wraz z innymi znajomymi zrobili imprezę na starych magazynach, gdzie wstęp jest zabroniony i to o tej porze. Czy pan wie, że jesteśmy zmuszeni  do powiadomienia odpowiednich służb?- na te słowa popatrzyłem na policjanta przerażony, że problemy z moją siostrą nigdy nie dobiegną  końca.
-Proszę panów, po co od razu to zgłaszać? To już nigdy więcej się nie powtórzy, tym bardziej , że zrobiła to po raz pierwszy.
-Skoro pan tak twierdzi… Tylko ty.- zwrócił się jeden z nich do Leayny. –Jeżeli jeszcze raz będziesz spisana, to uwierz nie skończy się to dla ciebie tak dobrze. Pamiętaj o kartotece.- na te słowa zdziwiłem się jeszcze bardziej. Oni wiedzą coś, o czym ja nie mam pojęcia.
-W takim razie proszę bardziej ją pilnować i miłej nocy życzę.- skinął głową, po czym obydwoje wyszli z domu.
Odwróciłem się do dziewczyny zły.
-Co to miało być?!Mam dość twojego zachowania! Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor, a nie zwracasz uwagi na konsekwencje! Ile jeszcze mam tego znosić?! Mam cię już serdecznie dość! Jeżeli się nie zmienisz i nie zaczniesz myśleć porządnie, nie chcę cię widzieć w tym domu!
-Harry, ja…- widziałem w jej oczach łzy. Nie chciałem tego wszystkiego powiedzieć, ale złość miała nade mną górę.
-Zamknij się i posłuchaj mnie, chodź raz! To co robisz jest ponad moje siły i nie umiem tego wszystkiego zrozumieć! Wali od ciebie alkoholem na kilometr! Czy ty paliłaś?!- darłem się na nią i nie obchodziło mnie to, że wszyscy mogli to słyszeć.
Podszedłem do niej bliżej, zaciągając się tym nieprzyjemnym zapachem procentów zmieszanych z tytoniem.
-Masz szlaban na jakiekolwiek wychodzenie, do tego zapomnij o oglądaniu telewizji i oddaj mi telefon.
-Nigdy!- tym razem to ona podniosła na mnie głos.

-Jeszcze będziesz się ze mną kłócić ?! Oddawaj go, albo sam sobie go wezmę.- warknąłem, na co ona trzęsącą się ręką wyciągnęła niezdarnie z kieszeni komórkę, a przy tym na ziem wypadła paczka papierosów. Popatrzyłem na nią gniewnie, na co ona przerażona pobiegła na górę, wypuszczając z dłoni telefon.
________________________________________________________________________
Część i czołem!
Co się dzieje? Było tak dobrze, a tak nagle spadła liczba wyświetleń. Piszę aż tak źle? Jeżeli coś wam się nie podoba, to oczywiście piszcie, bo biorę każdy z nich pod uwagę :) i każda krytyka powoduje, że staram się bardziej,a tym bardziej jeżeli w ogóle postanowicie napisać cokolwiek.
Następny rozdział pojawi się za 2 tygodnie, czyli tj.6 marca.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 88



Obudziły mnie promienie słońca, prześwitujące przez nie zasłonięte okno. Podniosłam się na łokciach,  rozglądając się po pokoju, który jeszcze dzień wcześniej wyglądał jak by przeszło po nim tornado.
Poczułam lekki ból w nodze, co spowodowało, że przypomniałam sobie wydarzenia z wczorajszego dnia. Nie chciałam ich pamiętać. Nie teraz kiedy chcę zacząć wszystko od nowa. Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość dobrze, ale w życiu nigdy tak nie jest. Przynajmniej nie w moim.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili lekko się uchyliły. Zobaczyłam w nich Harrego, co spowodowało, że moja mina automatycznie zrzedła.
-Jaki teraz masz problem ze mną?- fuknęłam w jego stronę. On jak gdyby wcale nie usłyszał tego co powiedziałam podszedł do mnie i wyciągnął lewą rękę w której trzymał leki. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego pytająco.
-Wczoraj zapomniałem o nich, ale dziś nie popełnię tego błędu.- odezwał się beznamiętnie. Wzięłam od niego wszystkie tabletki, a do prawej dłoni chwyciłam kubek z wodą od niego i wszystko połknęłam.
-Teraz możesz już iść. Zrobiłeś co należy do ciebie.- mruknęłam.
-Leayna, ja żałuję tego jak się zachowałem, ale czasu nie cofnę.
Nie zwracając  uwagi na niego, ominęłam go idąc na dół lekko kulejąc.
Wszyscy siedzieli w salonie, oglądając jakiś denny serial i jedząc kanapki .
-Hej Ley.- pomachał mi z pełną buzią Niall, na co parsknęłam śmiechem.
-Hej wszystkim.- mruknęłam, skupiając całą swą uwagę na znalezieniu wolnego miejsca.
-Chodź tutaj.- odezwał się Louis, poklepując swoje kolana. Podeszłam do niego i skoczyłam mu na uda,śmiejąc się przy tym. Chłopak jedynie jęknął z bólu, kiedy już wygodnie usadowiłam się na jego nogach.
-Zjesz coś?- Liam położył talerz z kanapkami na moich udach. Popatrzyłam na nie jedynie z niesmakiem i oddałem je mu.
-Nie chcę. Nie jestem głodna.- oparłam się o tors Louisa.
-Ale musisz…- zaczął Lou.
-Przerabialiśmy to już nie raz, po co robić to ponownie? Może wy będziecie robić swoje, a ja swoje i każdy będzie zadowolony.- uśmiechnęłam się, wstając z kolan bruneta i kierując się w stronę wyjścia.
-A ty gdzie idziesz?- odezwał się za mną głos Harrego. Odwróciłam się z niechęcią w jego stronę.
-Idę na miasto.- mruknęłam.
-Poczekaj. Masz 100funtów.- wyciągnął ze swojego portfela w kieszeni banknot i podał mi go. Wzięłam go w swoje dłonie i jak gdyby nigdy nic zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Tak naprawdę nie wiedziałam co chce ze sobą zrobić, jednak na pewno nie zamierzałam spędzać tego dnia w domu.
Wyciągnęłam z kieszeni szortów komórkę i odnalazłam kontakt Rosi, jednak ona nie odpowiadała. Tak samo zrobiłam z resztą przyjaciół. Jednak i oni nie dawali żadnego znaku życia, dlatego od razu skierowałam się do parku. Już z daleka słyszałam ich śmiechy, które powodowały dziwny ścisk żołądka. Niepewnie zaczęłam zbliżać się do grupy, która była bardzo zajęta wymianą zdań do tego stopnia, że nie zauważyli kiedy do nich podeszłam.
-Hej.- powiedziałam niepewnie, a wszystkie pary oczu odwróciły się w moją stronę.
-Leayna?! Co ty tu robisz?- odezwał się zaskoczony Nicholas.
-Nie odbieraliście telefonów, więc postanowiłam sprawdzić czy przypadkiem was tu nie ma.- mruknęłam, czując się speszona.
-Stęskniłam się.- Rosi podeszła do mnie i mocno przytuliła, na co syknęłam cicho z bólu. –Wybacz, nie chciałam.
-Siadaj  i opowiadaj co u ciebie.- zarechotał Josh, robiąc mi miejsce na ławce. Niby byli moimi przyjaciółmi, ale nie czułam się w ich towarzystwie jak kiedyś. Nie śmiali się tyle co zawsze i czułam, że jedynie im przeszkadzam.
-Lepiej to wy opowiedzcie, co u was? Przecież tak dawno mnie nie było w szkole, że na pewno jest coś co muszę się dowiedzieć.- sama nie wiem czy chciałam słyszeć te wszystkie sprawy, których z pewnością nie było mało. Uśmiechnęłam się, robiąc dobrą minę do złej gry.
-Jest kilka spraw o których to nie my powinniśmy ci mówić, ale z pewnością to co zrobiłaś wstrząsnęło całą szkołą.  Każdy przez kilka dni chodził jak struty. Spowodowałaś, że nawet najgorsze dupki stali się mili względem młodszych. –odezwał się podekscytowany Steven.
-Mimo to jestem na ciebie cholernie zła, że to zrobiłaś. Pomyślałaś o nas? Jak my będziemy się czuć? Co z nami?- naskoczyła na mnie znienacka Ros.
-Żałuję tego, ale jestem tu i rozmawiam z wami. Lepiej powiedźcie mi o co chodzi ze sprawami o których to nie wy macie prawo głosu?- zmarszczyłam brwi, patrząc na każdego z kolei.
-Porozmawiaj z Mikem. On wie więcej, a my nie chcemy nic przekręcić.- Bryan  uśmiechnął się pokrzepiająco.
- W tym momencie jestem ciekawa tego co powie i mam nieodpartą chęć spotkania się  z nim. Ugh.- gdyby nie oni, mogłabym przez kolejne tygodnie unikać Mike’a. Czasem żałuję, że moi przyjaciele mają tak niewyparzone buźki.
-No to na co czekasz, dzwoń do niego. Wyjaśnijcie sobie wszystko do końca.- ponagliła mnie Ros, zmuszając do wstania. –Zobaczymy się wieczorem. Napiszę co i jak smsem.- pomachała mi na pożegnanie , a po niej zawtórowali inni.
Gdy tylko byłam na bezpiecznie dalekiej odległości od nich by nie byli w stanie usłyszeć mojej rozmowy, zadzwoniłam do Widea. Odebrał po dwóch sygnałach, a ja czułam jak wzrasta we mnie zdenerwowanie.
-Hej, coś się stało?- wyczułam w jego głosie radość zmieszaną z niepewnością.
-Cześć. Wszystko jest dobrze. Możemy się dziś spotkać?- poczułam jak w moim gardle staje ogromna gula, której nie mogę przełknąć.
-Z tobą zawsze. Kiedy?
-Teraz?- spytałam z nutką Nadziei, że w dość szybkim czasie dowiem się o co chodziło reszcie.
-Jestem na mieście, więc okay. Może pod galerią handlową?
-Zaraz tam będę. Jestem od niej 5 minut drogi.- zaśmiałam się, zmuszając swoje nogi do iścia.
-Okay, będę czekał.
Po tych słowach rozłączyłam się z nim.
*Kilka minut później*
-Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać?- jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnych emocji.
-Może usiądziemy?- wskazałam na jedną z kawiarenek, na co on przytaknął. Zamówił nam dwie kawy, po czym zajął miejsce naprzeciw mnie przy stoliku.

-No dobrze, niecierpliwię się co raz bardziej. Powiesz mi w końcu o co chodzi?- zmarszczył brwi, zaciskając przy tym dłonie w pięści.
-Steven powiedział mi, że pod moją nieobecność wydarzyło się coś, o czym musisz opowiedzieć mi osobiście. Co to takiego?- wypowiedziałam wszystko na jednym wdechu, wlepiając wzrok w niego.
-No tak…- wypuścił powietrze z płuc, spuszczając głowę na kilka sekund, po czym wziął głęboki wdech i popatrzył na mnie.
-Trener nie poddał się i dalej widniejesz jako kapitan, tylko, że na czas twojej nieobecności ten status przejęła Alex. Kilka dni temu odbyła się gala młodych sportowców, na którą i my zostaliśmy zaproszeni. Gdybyś tylko była, szłabyś ze mną po odbiór statuetki za najlepsze zespoły siatkarskie w kraju. Gdyby tego było mało, to Peter, Max i Olivier zmienili się przez ten wypadek nie do poznania. Ciągle tylko mówią o tym, że muszą cię przeprosić.- zaśmiał się, żwawo gestykulując rękoma.
Cieszył mnie ten widok, ponieważ widziałam jak bardzo jest zadowolony. 
-Ja nie chcę ich przeprosin.- mruknęłam, odwracając twarz w stronę okna.
-Leayna, każdy popełnia błędy…- chwycił mnie za rękę, która leżała spokojnie na stoliku przed nim. Uczucie było tak świetne, że nie pomyślałam nawet o wzięciu jej z jego uścisku.
-Mi wybaczyłaś…- w końcu po kilku sekundach ciszy między nami, odezwał się tym samym zwracając moją uwagę na nim.
-Myślisz, że to takie łatwe? Sądzisz, że skoro jestem tutaj, to wszystko wraca do normy?- niechętnie wzięłam swoją dłoń od niego.
-Oczywiście, że nie, ale mam taką cichą nadzieję, że będzie tylko lepiej.
-Nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.- wypuściłam powietrze z płuc. Staram się na tyle ile tylko potrafię aby poukładać od nowa swoje życie, ale za każdym razem potykam się i mam problemy z ponownym utrzymaniem równowagi.
-Każdy z obu drużyn czeka na twój powrót.- chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja nie umiałam dłużej utrzymać tych emocji dlatego łzy same zaczęły wypływać mi z oczu. Starałam się je zetrzeć ale nie byłam w stanie, było ich zbyt wiele.
-Ej, mała. Spokojnie.- chłopak przysunął swoje krzesło bliżej mnie. Dzięki czemu bez żadnych przeszkód mógł mnie objąć. Wtuliłam się bezmyślnie w jego tors, a on w pocieszającym geście głaskał mnie po plecach.
Po kolejnych kilku minutach, kiedy byłam już spokojna postanowiliśmy iść na zakupy. Przy czym Mike robił za mojego tragarza.
Kiedy każde z nas było już zmęczony, a noga zaczynała pobolewać, postanowiliśmy wracać.
-Kiedy wrócisz do szkoły?- Mike zadał pytanie po kilku sekundach ciszy. Popatrzyłam na niego, zastanawiając się co mu odpowiedzieć.
-Nie pytałam Harrego, ale dobrze, że spytałeś. Jak tylko się dowiem, dam ci znać.- uśmiechnęłam się, ponieważ dzisiejszy dzień należał do jednych z najnormalniejszych.
-Chciałbym cię znów zobaczyć przechodzącą przez korytarz, uśmiechającą się do mnie i rozmawiającą z kapitanem męskiej drużyny siatkówki, mając zaszczyt siedzieć z nim przy jednym stole na lunchu. – zaśmiał się, poruszając śmiesznie brwiami. Zrobiłam mu kuksańca w lewe ramię, na co on pokazał mi język.
-Wiesz co? Brakowało mi tych chwil z tobą. Nie wiem jak mogłem tak bardzo cię obrażać. Czuję się z tym okropnie za każdym razem gdy pomyślę o twoich ranach. Przeze mnie niszczyłaś się na moich oczach, a ja nic nie dostrzegałem.- nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego szłam po cichu przez chodnik.
***
Weszłam do domu w momencie kiedy akurat chłopaki gdzieś wychodzili.
-Gdzie wy idziecie?- spytałam zaskoczona, gdy drzwi przede mną otworzyły się, a obok mnie zaczął przechodzić kolejno każdy z chłopaków.
-Jedziemy do studia. Idziesz z nami?- spytał Harry.
-Nie, odpocznę od was.- pokazałam mu język i szybko zamknęłam drzwi uśmiechnięta. Noga zaczynała boleć z każdą chwilą co raz mocniej, dlatego szybko poszłam do kuchni. Odłożyłam torby na ziem i podeszłam do jednej z szafek, w której trzymane są wszystkie lekarstwa. Szybko chwyciłam w dłonie tabletki przeciwbólowe i szklankę do której nalałam wody i wszystko połknęłam jednym haustem. Przeczekałam kilka minut, aż lek zacznie działać, a wtedy z zakupami ruszyłam po schodach do pokoju.

Dostałam wiadomość z nieznajomego numeru : ,,Bądź dzisiaj o 20 pod starymi magazynami. Jeżeli nie przyjdziesz, wiem gdzie mieszkasz.”
_______________________________________________________________________
Hej
Wybaczcie mi, rozdział miał być wczoraj. :c Niestety mój internet nie chciał ze mną współpracować, dlatego publikuję go z jednodniowym opóźnieniem. Jestem mile zaskoczona z liczby wyświetleń pod każdym kolejnym rozdziałem. Jednak liczba komentarzy wciąż stoi w miejscu. Niestety do końca cz.I zostało zaledwie kilka rozdziałów. Tak, postanowiłam kontynuować bloga tylko już w innej odsłonie z nowymi historiami i przeżyciami naszych bohaterów. Kolejny rozdział postaram się dodać w ten weekend, ale ze względu, że mam ferie nic nie obiecuję. Wyznaczam dwie daty : 21.02.2016 lub 28.02.2016. Do tego czasu komentujcie co się wam podoba lub co byście zmienili  oraz głosujcie w ankiecie na zakończenie cz. I.

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 87



Miałem nadzieję, że wszystko wraca do normy i mogę w końcu odetchnąć oraz zająć się starymi obowiązkami. Myliłem się....


To nie była droga do domu. Nawet po wypadku nie zapomnę jej, dlatego czułam się lekko zdezorientowana kiedy Harry skręcał w kolejną z nieznanych mi przecznic.
-Mieliśmy jechać do domu.-oburzyłam się, spoglądając na niego.
-Śmiesznie marszczysz ten mały nosek.- zachichotał, dając mi lekkiego kuksańca w nos. Mruknęłam z niezadowolenia opadając zrezygnowana na siedzenie i patrząc po za okno. Ludzie na ulicach przeciskali się między sobą w zaskakująco szybkim tępię. Każdy gdzieś się śpieszył... To dziwne, że często nie mamy nawet kilku minut aby pomyśleć nad prawdziwym sensem naszego życia. Wszystko dzieje się tak szybko, że zapominamy tak naprawdę o prawdziwym wyniku naszej pracy. Wymagamy co raz więcej, nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół nas.
Z zamyśleń wyrwał mnie Hazza lekko szturchając w ramię. Popatrzyłam na niego pytająco, na co on wskazał 2 piętrowy budynek przed nami. Miał brązowo białą elewację, z mnóstwem okien.
-Co my tutaj robimy?- mruknęłam zła, że muszę zadawać więcej pytań.
-Ley... gdy ci to powiem, możesz być na mnie zła ale pamiętaj, że robię to dla twojego dobra. Obiecałem ci pomóc, ale razem z chłopakami nie będziemy w stanie. Dlatego pani Violett wytłumaczy ci pewne kwestie dotyczące życia i odpowie na twoje wszelkie pytania.
-Czyli przywiozłeś mnie do psychologa?!- mimo świadomości, że robi to dla mojego dobra byłam zła za to, że przez to czuję się jak by było ze mną coś nie tak. On jedynie kiwnął nie pewnie głową. Dobrze wiedziałam, ze nie ważne jak bardzo bym się z nim sprzeczała, to i tak będę musiała tam pójść.
-Leayna, proszę... Daj sobie pomóc.- jego głos załamywał się Nic nie mówiąc wyszłam z auta, kierując się w stronę wejścia. Chłopak dobiegł do mnie idąc krok w krok obok.
***
Nie minęło 15 minut od rozpoczęcia rozmowy, a ja znów zakończyłam ją w ten sam sposób co zawsze. Wydaje się im jak bym miała problemy psychiczne i każde ich słowo może spowodować, że załamię się na nowo.
-Leayna wracaj!- usłyszałam za sobą uniesiony głos Harrego. Nie odwróciłam się, dalej biegnąc przed siebie. Ból w nodze nasilał się ale nie mogłam się zatrzymać, nie teraz...

~~~Harry~~
Wszystko co robię z początku wydaje się dobrym pomysłem, jednak potem okazuję się najgorszym z możliwych. Nie mogłem przewidzieć, że Ley znów zachowa się jak kiedyś. Ona nadal była nieodpowiedzialnym smarkaczem, który nie zdaje sobie sprawy z otaczającego go świata. Jaki sens miało by biegnięcie za nią? Ona właśnie tego chce, żebym pobiegł za nią. Jednak ja jedynie wsiadłem do samochodu i zatrzasnąłem za sobą drzwi z całej siły, odpalając silnik. Jeżeli chce wracać na własną rękę na drugi kraniec miasta do domu, to nie będę jej zabraniał. Może przez ten czas zrozumie, że staram się jej pomóc. Już sam nie wiem co było by dobrym rozwiązaniem, żeby tak często nie zamykała się przed nami. Przecież wszystko idzie w jakiś sposób rozwiązać i samo okaleczanie nic nie da.
Wróciłem do domu w złym humorze.
W tym samym momencie ze schodów schodzili chłopaki, popatrzyli na mnie badawczą nic jednak nie mówiąc, za co byłem im wdzięczny.
-Naprawiliśmy jej pokój na tyle ile było to możliwe.- westchnął Louis.
-Jednak szkody materialne też są spore. Rozwalony laptop, tablet, lampa, lustro...-zaczął wymieniać Zayn. Nie miałem ochoty na słuchanie tego wszystkiego. Zignorowałem całą czwórkę kierując się do swojego pokoju w którym jak się po chwili okazało siedziała spokojnie Victoria.
Przez ten cały incydent z Leaynom, zaniedbałem mój związek z Vic. Było mi z tego powodu naprawdę głupio, ponieważ brunetka nie chciała pojawiać się w tym domu tylko dlatego, żeby Ley nie musiała ponownie wszczynać kłótni.
-Witaj skarbie.- podszedłem do niej, obejmując w pasie. Dopiero teraz kiedy mam czas, uświadamiam sobie jak bardzo stęskniłem się za nią. Była dla mnie czymś więcej niż tylko kolejną kobietą w moim życiu. Ona była moją podporą, gdy było naprawdę źle jako jedyna umiała mnie pocieszyć i spowodować, że zapominałem o wszystkim wokół.
-Coś się stało?- chwyciła moją twarz swymi zgrabnymi dłońmi, przyglądając mi się badawczo jak by szukała odpowiedzi. Usiedliśmy na kanapie trwając w ciszy.
-Nie wiem co mam sądzić o Ley. Wiem, że powinienem spróbować ją zrozumieć, ponieważ to co robi kiedyś minie. Jednak jej zachowanie przypomina co raz częściej rozwydrzonego dzieciaka.
-Spokojnie Hazza, nie jesteś z tymi problemami sam. Masz nas, mnie i chłopaków, a razem tworzymy silną drużynę. Nie ma dla nas rzeczy nie możliwych.-uśmiechnęła się, wstając w pozycji bojowej.

~~Leayna~~
Samochód Harrego minął mnie, nie zatrzymując się. Z perspektywy czasu sądzę, że kilkanaście minut spędzonych w towarzystwie psychologa nie były najgorsze, tylko emocje który chwilę przed wejściem do gabinetu mną zawładnęły nie pozwoliły mi na odpowiednie skupienie się na tym, co mówi do mnie kobieta.
Usiadłam na pobliskiej ławeczce, zastanawiając się co dalej. Przecież takie życie nie ma sensu. Usłyszałam dziś wiele słów od loczka, jednak wydawały mi się one jedynie kłamstwem i nie było w nich ani za grosz prawdy. Chęć powrotu do Polski nasila się z każdym dniem, a myśl o zobaczeniu babci prowadzi do tego, że zaczynam za nią tęsknić. Ona wiedziała by co zrobić. Czuję się zagubiona w tym całym ogromnym życiu. Rodzicielka zostawiła mnie w chwili gdy potrzebowałam jej najbardziej. Brat, który na siłę stara się mnie zmienić oraz presja wywierana przez społeczeństwo. Przecież fani znienawidzili mnie, ponieważ chłopaki zrezygnowali z wielu koncertów by być razem ze mną. Czuję się jak bym miała wybierać pomiędzy dobrem, a złem i tylko ode mnie zależało jak będzie wyglądać przyszłość najbliższych. Po krótkiej chwili namysłu stwierdziłam, że wrócę do budynku i na spokojnie dokończę rozmowę z panią psycholog.
Weszłam nie pewnie na korytarz gdzie stała  poznana już kobieta. Zdziwiła się na mój widok, ale mimo to uśmiechnęła się w moją stronę. Od razu przeklęłam ją w myślach za bycie tak bardzo fałszywą osobą.
-Leayna co się stało?- podeszła do mnie, przerywając wcześniejszą rozmowę z recepcjonistką.
-Chciałabym dokończyć rozmowę.- wypowiedziałam zrezygnowana.
-W takim chodźmy do gabinetu.- weszłam kolejny raz w tym dniu do tego pomieszczenia, które było utrzymane w nienagannej czystości. Wskazała na fotele stojące przy stoliku na kawę.
-Może zaczniemy od nowa?- z każdym jej uśmiechem przekonywałam się do niej bardziej.
Kiwnęłam głową, przystając na jej słowa.
-Nazywam się Violet Criston. - podała mi rękę, którą uścisnęłam.
-Leayna Styles.- mruknęłam.
-Opowiesz mi o tym jak doszło do tego wypadku?- jeszcze nikt do tej pory nie spytał mnie o to wydarzenie. Jej słowa lekko mnie zaskoczyły. Nie wiedziałam czy chcę o tym rozmawiać z osobą, której nie znam. Jednak nie miałam już nic do stracenia. Zaufałam zbyt wielu ludziom.

~~Harry~~
Chciałem się cieszyć z chwili w której mogę trzymać w swoich ramionach Victorie. Jednak fakt, że w tym momencie Leayna chodzi sama po mieście nie dawał mi spokoju. Jeżeli coś się jej stanie to będę mógł obwiniać jedynie siebie, ponieważ zostawiłem ją po drugiej stronie miasta bez komórki i pieniędzy. Słońce zaczynało zachodzić, a jej dalej nie było.
-Która jest godzina?- spytałem, wyrywając się z myśli.
-Dokładnie 21.- przecież gdyby była inna pora roku, już dawno było by ciemno. Na szczęście lato dawało dłuższe dni.
-Może pojedziemy jej poszukać?- odezwała się ponownie brunetka, odwracając w moją stronę twarz. Kiwnąłem jedynie głową, zgadzając się z nią. Wstaliśmy ociężale z kanapy i w tym samym  czasie usłyszeliśmy trzask frontowych drzwi. Szybko ruszyłem po schodach na parter. Na podłodze siedziała zapłakana Ley i próbowała zdjąć buta z prawej stopy. Podszedłem do niej, na co ona jedynie zlustrowała mnie wzrokiem, ponownie wracając po ściągania buta.
Dlaczego po prostu go nie zdejmie? Zirytowałem się, sądząc, że robi mi na złość. Chwyciłem obuwie do dłoni i pociągnąłem, na co dziewczyna krzyknęła rozpaczliwie. Szybko odskoczyłem od niej, nie wiedząc co się dzieje. Do pomieszczenia wbiegli inni, równie zaskoczeni jak ja.
-Leayna co się dzieje?- obok niej przykucnął Niall, na co ona wskazała drżącą dłonią na prawą nogę. Była mocno spuchnięta i sina, czego dotąd nie zauważyłem. Chłopaki pomogli jej wstać, a Zayn wziął ją na ręce kierując do salonu.
-Harry gdzie są jej leki do cholery?!- odezwał się Louis szukając pudełek z lekarstwami po szafkach w kuchni. Patrzyłem na to wszystko oszołomiony.Poczułem jak ktoś mną potrząsa ale z początku nie zwróciłem na to uwagi. Jednak gdy poczułem pieczenie na policzku, otrząsnąłem się.
-Harry gdzie są jej lepi?- odezwał się Zayn, próbując zachować spokój. Szybko wybiegłem z domu nie wiedząc co dalej. Podbiegłem do samochodu, otwierając go w celu znalezienia reklamówki z lekami. Minęło ok. 5 minut gdy udało mi się je odnaleźć pod tylnymi siedzeniami. Wróciłem do salonu w rekordowym tempie i podałem całą reklamówkę Liamowi, który wiedział co  z nimi zrobić. Ley dalej trzymała się za stopę zagryzając z bólu wargę z której już dawno zdążyła popłynąć krew. Payne podał jej odpowiednie leki i posmarował jej nogę maścią.
-Co teraz?- odezwał się nerwowy Niall.
-Poczekamy 10 minut, jeśli do tego czasu nic się nie zmieni, to jedziemy do szpitala.- zarządził Liam. Jak zwykle to on zachował się  najbardziej odpowiedzialnie. Usiadłem na pobliskim fotelu, przecierając twarz dłońmi. Inni też usiedli nerwowo dookoła stołu. Victoria zrobiła zimny okład na czole Ley, ponieważ była rozpalona. Po kolejnych kilku minutach dziewczyna położyła się bezsilnie na kanapie, zasypiając. Zayn zaniósł ją na górę do jej pokoju.
-Czy ktoś mi może wytłumaczyć co właśnie się stało?- odezwał się zszokowany Louis.
-Harry, dałeś jej rano leki jak ci kazałem?- odezwał się Zayn.
-Oczywiście, że jej nie dał.- warknął Niall.
-Chłopaki ja...- chciałem się tłumaczyć, jednak szybko mi przerwano.
-Nie Hazza. Rozumiemy, że jest ci ciężko, ale musisz odnaleźć się w nowej sytuacji, inaczej będzie tylko gorzej. Gdzie ona była, myślałem, że wróciła z tobą?- odezwał się Louis.
-Została po drugiej stronie miasta bo nie chciała iść do psychologa. Wkurzyłem się na nią, ponieważ sądziła, że da sobie radę sama ze swoimi problemami.
-To nie powód, żeby ją zostawiać samą.- warknął Niall.
Mieli rację. Zawaliłem znów, a jeszcze kilka godzin wcześniej obiecałem jej już nigdy jej nie zawieść.
__________________________________________________________________
Hej ;D
 Dzisiejszy rozdział był bardziej pisany myślami 2 głównych bohaterów, ponieważ taki był tego zamiar. Nie wiele się działo, a raczej na to liczyliście prawda? Obiecuję wam, że w następnym akcja będzie o wiele ciekawsza i dłuższa :D
Czyta was ogrom, a komentuje jedna osoba?! Wysilicie się chodź raz :) nie oczekuję od waz żadnych komentarzy opiniujących. Wystarczy, że napiszecie, że jesteście i czytacie. Tym razem rozdział kolejny tj. Rozdział 89 postanowiłam opublikować w niedziele 14 lutego, a dlaczego? Powodów jest wiele, ale tego dowiecie się za tydzień,a do tego czasu skomentujcie i miłego tygodnia :D