sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 78



Chodziłam tam i z powrotem krążąc po pokoju. Biłam się z własnymi myślami, ponieważ za kilkanaście minut musiałam wyjść do szkoły, a ja nie byłam na to gotowa psychicznie.
-Leayna, śniadanie gotowe! Zejdź zaraz na dół bo się spóźnisz!-usłyszałam wołający głos rodzicielki z parteru domu. Wypuściłam powietrze z płuc ze świstem, po czym podeszłam do szafy z której wyciągnęłam ubrania. Przed oczami ciągle stawał mi wygląd zmasakrowanych ubrań i ten napis na szafce. Przetarłam kilka samotnych łez spływających po policzkach po czym szybko przebrałam się w czyste ubrania. Weszłam do łazienki gdzie poczesałam włosy, przemyłam twarz i umyłam zęby. Zrobiłam wymuszony uśmiech do odbicia w lustrze i ze spuszczonym wzrokiem zeszłam do kuchnie gdzie przy stole siedziała reszta. Usiadłam na moim stałym miejscu przy oknie, a przede mną na stole stał już talerz z kanapkami. Skrzywiłam się, jednak chcąc uniknąć afery posłusznie wzięłam do rąk jedną z kanapek i zaczęłam przegryzać.

***
-Layna!-usłyszałam pisk przyjaciółki podczas gdy chowałam się za drzwiczkami szafki. Poczułam mocny uścisk i okręciło nas dookoła na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Hej.- powiedziałam, patrząc po wszystkich zgromadzonych się przyjaciołach. Oni nie czekając na mój ruch, zaczęli po kolei mnie przytulać i okręcać dookoła.
-Co się z tobą działo? Tęskniliśmy.- Josh zrobił smutną minę, a ja poczochrałam po tej jego czuprynie. Zrobiło mi się ich naprawdę żal, ponieważ tak po prostu ich zostawiłam bez żadnego wyjaśnienia.
-Musiałam poukładać parę spraw.-machnęłam ręką na potwierdzenie, że nie jest to nic ważnego.
Oni jedynie przytaknęli ruchem głowy, za co byłam im naprawdę wdzięczna, że nie drążyli tego tematu. Wyjęłam z szafki wszystko co było mi potrzebne na kilka następnych lekcji i razem z resztą udałam się pod klasę biologiczną.
-Jezusku Leayna nie uwierzysz  co tu się działo przez ten cały czas gdy cię nie było.- Rosi nadal była taka szczęśliwa od samego momentu gdy zobaczyła mnie na korytarzu.
Pokręciłam głową pytająco, czekając na odpowiedź z jej strony.
-Wczoraj była taka mega afera, podobno Cornelia przelizała się za szkołą po lekcjach z jakimś kolesiem z ostatniej klasy.- przyjaciółka była podekscytowana, a mną te słowa wstrząsnęły. Może nie wszystko jeszcze stracone? Niby nie życzę im źle, ale naprawdę zależy mi na Mikeu, a przez tą zdzirę nie mogę nawet z nim porozmawiać przez chwilę. Poczułam nagły przypływ smutku, a mina mi zrzedła. Zadzwonił dzwonek, a wszyscy zaczęli zbierać się przy klasie, a ich obiektem zainteresowania byłam oczywiście ja. Chodź nie miałam pojęcia dlaczego, moich hipotez na ten temat było naprawdę wiele, a każda z nich była gorsza od poprzedniej.
Irytowały mnie wszystkie dziwne uśmieszki i szepty kierowane w moją osobę. Przyjaciele popatrzyli na mnie dziwnie jak by domagali się wyjaśnień, chodź ja sama ich potrzebowałam.
Nauczycielka przyszła po kolejnych 5 minutach otwierając drzwi od klasy.
-Musimy porozmawiać po lekcji.- usłyszałam szept Rosi i jej ciepłą dłoń na mym ramieniu. Mimowolnie moje mięśnie spięły się i poczułam się źle. Żałowałam każdej sekundy spędzonej w tym budynku, jednak teraz nie było odwrotu musiałam stawić dziś temu wszystkiemu czoła.
Zajęłam miejsce obok Stivena,  który obdarował mnie pokrzepiającym uśmiechem. Jedynie czego potrzebowałam w tej chwili to porządnego przytulenia i wmawiania mi, że wszystko będzie dobrze chodź wiedziałam, że to głupie, a ja jestem żałosna.
Wyciągnęłam zeszyt i piórnik, ponieważ książki zostały zniszczone.
-Gdzie masz podręczniki?- Stiv zwrócił uwagę w moją stronę, a ja wzruszyłam ramionami. On jedynie przesunął swoje na środek ławki by obydwoje mogliśmy z nich korzystać. Przez całą lekcję nauczycielka miała ze mną widocznie jakiś problem. Ciągle mnie czegoś pytała, a gdy nie wiedziałam wyjeżdżała na mnie, że tak jest gdy nie chodzi się na lekcje. Za każdym razem chciałam jej coś odpowiedzieć jednak co by to dało? Mój humor wcale nie był lepszy, było znacznie gorzej, a ja tylko czekałam na chwilę gdy będę mogła wyjść ze szkoły.
Po 45 minutach zadzwonił upragniony dzwonek i wszyscy wyszliśmy z klasy, poczułam lekkie szarpnięcie za nadgarstek. Szybko odwróciłam się w stronę przyjaciółki, która miała zmartwiony wyraz twarzy.
-Możemy porozmawiać?-wyszeptała, na co ja pokiwałam głową kierując się razem z nią w stronę łazienek. Weszłyśmy do jednej z kabin, a ja usiadłam na ubikacji pod czas gdy Rosi stała ze złożonymi rękami na piersi czekając na wyjaśnienia.
-O czym chciałaś rozmawiać?-spytałam tak jak bym nie wiedziała o co chodzi.
-Ley nie udawaj, że nie wiesz. Może i chłopaków okłamiesz ale nie mnie. Wiem, że coś jest nie tak i chcę Ci pomóc.-wyczułam troskę ale i stanowczość w jej głosie i wiedziałam, że to ta chwila w której powinnam pomóc samej sobie. Wypuściłam powietrze z płuc ze świstem nie chcąc nic mówić.
-To przez Mike'a i tą jego Cornelie, prawda?- bardziej stwierdziła niż zapytała. Kiwnęłam lekko głową spuszczając głowę, ponieważ czułam się jak skończona idiotka.
-Wiedziałam, no po prostu wiedziałam!- rosi uniosła zła ręce do góry. Jej mina ze zmartwionej przybrała wyraz wściekłej.
-Rozumiesz to, że on zachowuje się jak gdyby mnie nie znał? To wszystko zmieniło się w zaledwie jeden dzień i to najbardziej mnie boli.- moja dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć, tak samo jak dłonie. Próbowałam się uspokoić, jednak wtedy ponownie przed oczami stanął mi ten napis na szafce. Może powinnam się przenieść do innej szkoły, ale co ja zrobiłam? Zawsze byłam lubiana i nikt nie odważył mi się sprzeciwić. Jednak to się zmieniło gdy w nasze życie wtrąciła się ta dziewczyna.
-Nie przejmuj się nimi.- Ros klepnęła mnie w ramię, uśmiechając się. Przytaknęłam z udawanym uśmiechem, po czym wyszłyśmy z kabiny by poprawić się przed lustrem.
-No proszę, proszę kogo ja tu widzę.-usłyszałam za sobą skrzypnięcie jednych z drzwi od kabiny i ten znienawidzony przeze mnie głos blondynki.
-Czego chcesz Cornelia?- warknęłam odwracając się do niej.
-Mike już cię nie chce?-zaśmiała się -Nie dziwię się mu, co ty niby mogłaś mu dać? Nie to co ja, on już jest mój.- zakręciła biodrami z tym irytującym uśmieszkiem. Zacisnęłam pięści, żeby jej nie przywalić.
-Odwal się suko.- warknęłam, przewracając oczami i odwracając się na pięcie. Wtedy poczułam mocne szarpnięcie za włosy. Krzyknęłam i szybko się opamiętałam bym mogła oddać. Uderzyłam ją prosto w prawy policzek, który momentalnie się zaczerwienił.
Jej mina była zszokowana, wybiegła z łazienki jak oparzona, a ja miałem chwilę satysfakcji.
Rosi przez cały czas przyglądała się całemu zajściu i gdy na nią popatrzyłam widziałam uśmiech.
-Normalnie nie pochwaliłam bym tego, ale dobrze wiesz, że tym razem zrobię inaczej i powiem, że jestem pod wrażeniem.-przytuliła mnie i po jakimś czasie wyszłyśmy na korytarz. Emocje we mnie buzowały, a ja dobrze wiedziałam, że nic nie będzie takie jak kiedyś.
-Co się stało Cornelii?- podbiegł do nas Nicholas, Bryan oraz Steven z Joshem.
-Lay jej przywaliła, bo ją obrażała.- powiedziała zachwycona przyjaciółka, natomiast chłopacy zrobili zdziwione miny, patrząc po sobie.

Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie, ale wreszcie nastała przerwa na lunch.
-Wziąć Ci coś?- odezwał się Bryan obejmując mnie ramieniem. Kiwnęłam głową i poprosiłam go o sałatkę i wodę.
Zajęłam miejsce przy naszym stałym miejscu. Gdy usiadłam na krześle usłyszałam męskie głosy za sobą. Odwróciłam się do tyłu zauważając chłopaków z drużyny idących w moją stronę.
-Hej.-powitałam ich, zmuszając się na uśmiech.
-Weź nie odzywaj się do nas suko.- odezwał się Max, a inni pokazali mi środkowy palec śmiejąc się przy tym.
Wstałam gwałtownie z krzesła i chwyciłam za koszulkę Oliviera. Ten odwrócił się, patrząc na mnie z obrzydzeniem.
-O co wam chodzi?- powiedziałam cicho. Mój głos drżał, a w oczach zaczęły się zbierać łzy, którym nie pozwalałam się uwolnić.
-Zachowałaś się jak gówniara. Po co zapisywałaś się do tej drużyny skoro miałaś zamiar to olać? Mike pomagał Ci jak głupi, a ty go zostawiłaś. Odwróciłaś się od niego, a niby nazywałaś się jego przyjaciółką? Tak samo jak wystawiłaś dziewczyny, które miały przed wczoraj mecz. Weź się czasem zastanów co robisz.- mówił do mnie cicho, ale jad w jego głosie był na tyle wyczuwalny żeby sprawić aby moje dłonie zaczęły się trząść. Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, nie dowierzając.
-To on mnie zostawił! Odwrócił się ode mnie! Nie wiem co wam powiedział, ale to on jest skończonym dupkiem. Zostawił mnie dla jakieś suki!- krzyknęłam na niego, ponieważ miałam dość wyzywania i upokarzania mnie. Poczułam jak wzrok wszystkim utkwiony był w nas. Przełknęłam gulę stojącą w moim gardle i ponownie usiadłam na swoim miejscu. W tym samym momencie przyszli przyjaciele z jedzeniem. Bryan podał mi moją porcję i usiadł obok mnie uśmiechając się.
-Nie uwierzycie!- do stołu podbiegł Josh, zajmując  wolne miejsce.- Właśnie przed chwilą byłem świadkiem kłótni dziwki  z Mikem.-zaćwiergotał. -I podobno Mike nie chce już z nią być.
Zaciekawiły mnie jego słowa, chodź moja przyjaźń z Widem już dawno została zniszczona, a gdyby tego było mało miałam przesrane w szkole. Nie wiem co jeszcze wygadywał na mój temat i to mnie przerażało.
Zjadłam połowę sałatki, gdy obok stolika stanęła moja podopieczna Nicola. Poprosiła mnie na chwilę na ubocze. Przez to wszytko zapomniałam o niej.
-Co jest?- usiadłam na schodach przed szkołą, co i ona zrobiła.
-Mam problem. Podoba mi się pewien chłopak z przeciwnej klasy i okazało się, że ja mu też tylko on nie chce ze mną być ze względu, że jestem Directioner. Co mam zrobić?- nie byłam dobra w dawaniu rad,a na dodatek ja sama ich potrzebowałam.
-Jeśli nie potrafi Ciebie zaakceptować taką jaka jesteś, to nie jest ciebie wart. Osoba, która cię kocha akceptuje wszystkie twoje zalety i wady.- powiedziałam i tym samym wyjaśniłam sobie jedną ze spraw. Zrozumiałam, że Mike nie jest mnie wart. Uśmiechnęłam się do niej, a ona podziękowała mi i odeszła.

***
Kolejne godziny lekcji ciągły się i ciągły, aż wreszcie nastała ostatni dzwonek tego dnia. Pożegnałam się z przyjaciółmi i jak na ścięcie głowy szłam na trening. Weszłam do szatni z opuszczoną głową i od razu zostałam przyciągnięta do uścisku z grupką dziewczyn, które jeszcze jako tako mnie tolerowały. Chodź większa część z nich wręcz mnie nienawidziła.
-Gdzieś ty była przez tak długi czas?- usłyszałam oburzony głos Alex, ale zaraz po tym uśmiechnęła się do mnie.
-Musiałam załatwić parę spraw.- machnęłam ręką wymijająco i podeszłam do swojej szafki i popatrzyłam na nią wypuszczając powietrze z płuc. Szybko się przebrałam i rozejrzałam się po dziewczynach. Były zaskoczone patrząc na mnie, a ja nie wiedziałam do czasu aż sama na siebie nie zerknęłam.
-Co Ci się stało?- Jessi pokazała palcem na moje rany okryte bandażem i podeszła do mnie bliżej.
-Wywróciłam się na rowerze.- wypowiedziałam na szybko słowa, które wydawały mi się najbardziej odpowiednie. Więcej żadna z nich nie miała zamiaru drążyć tematu, więc poszłyśmy na salę w której już rozgrzewali się chłopaki. Wzrok większości z nich powędrował na moje ciało, a ja czułam się zażenowana. Po chwili na salę wszedł trener i widząc mnie zmarszczył brwi.
-Widzę, że w końcu raczyłaś się zjawić.- mruknął idąc po jedną z piłek.
-Dzisiaj przez dwie godziny będziemy grać. Dziewczyny na chłopaków.-usiadłam na trybunach, podczas gdy inne ustawiły się na boisku. Obok mnie zajęły jeszcze miejsce rudowłosa i szatynka, których imienia jeszcze nie znałam. Gra toczyła się raczej normalnie, w pewnym momencie usłyszałam jak woła mnie trener.
-Leayna na boisko, za Sashe!- krzyknął byśmy obie usłyszały. Dziewczyna uśmiechnęła się robiąc mi miejsce przy siadce Świetnie! Byłam niska dlatego ta pozycja na boisku była dla mnie niekomfortowa. Przełknęłam gulę stojącą w gardle i skupiłam się na grze. Jednak przez większość czasu rozpraszał mnie przeszywający wzrok Mikea. Czułam się odrzucona.
***
-Na dzisiaj koniec. Do zobaczenia!- krzyknął trener by wszyscy rozproszeni po całej hali usłyszeli.
Razem z innymi szłam w stronę szatni ale poczułam dłoń na ramieniu, więc zatrzymałam się mając nadzieję, że będzie to brunet. Jednak jakie było moje rozczarowanie gdy okazało się, że to trener.
-Leayna możemy porozmawiać?- kiwnęłam głową na potwierdzenie, więc usiedliśmy na trybunach.
-Więc o czym chciał ze mną pan porozmawiać?- zaczęłam go naglić, ponieważ chciałam wyjść z tego piekła jak najszybciej.
-Opuściłaś się Leayna. Nie ćwiczyć i nie poświęcasz wielkiej uwagi na treningi by stawać się lepsza.Ja wiem, a przynajmniej tak mi się wydawało, że stać się na o wiele więcej. Czy jest coś co powoduje twoją dekoncentracje?- tak jest! To ta szkoła, a raczej uczniowie, którym nie wiem czym zawiniłam, do tego dochodzi odwrócenie się najlepszego przyjaciela, który znał moje tajemnice i boję się, że tak łatwo jak je poznał, to i z łatwością je rozpowie, a ja będę miała wtedy piekło. Również straciłam kontakt z moją rodziną i przyjaciółmi, a z bratem przestałam rozmawiać, a wszytko przez głupią trasę i jego pracę. Moją najlepszą przyjaciółką od jakiegoś czasu stała się żyletka i przez chwilę słabości doprowadziłam się do stanu w którym piję, ćpam i palę chodź nie wiem jak mam to odkręcić, jeśli w ogóle  jeszcze da mi się pomóc. Ale po  za tym wszystko świetnie.
-Nie, wydaje się panu. Po prostu nie miałam ostatnio czasu na zwracanie na to uwagi, przepraszam.- mruknęłam chcąc zakończyć te głupie kłamstwa.
-A skąd te bandaże, co zrobiłaś?- dopytywał, czym mnie zdenerwował.
-Wydaje mi się, że to nie pana sprawa, prawda? Do widzenia.- warknęłam i jak najszybciej weszłam z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi do szatni. Jak zwykle dziewczyn już nie było, a ja obawiałam się najgorszego. Powoli stawiając kroki podeszłam do szafki, jednak wszystko wydawało się normalnie. Najszybciej jak umiałam przebrałam się w czyste rzeczy, a strój wpakowałam do torby wybiegając przed szkołę. Było dziwnie cicho, nikt nie szedł ani nie jechało  żadne auto. Wzruszyłam ramionami i założyłam słuchawki do uszu puszczając piosenkę. Po może kilku kolejnych krokach poczułam szarpnięcie do tyłu. Nie wiedząc co się dzieje upadłam na chodnik uderzając o niego głową. Rozejrzałam się, widząc kilka przyjaciółek Cornelii oraz przewagę między nimi chłopaków, których widziałam z widzenia. Poczułam kilka kopnięć w żebra, na co syknęłam z bólu.
-To za to, że próbujesz rozwalić mój związek z Widem!-usłyszałam ten charakterystyczny głos-Cornelia. Zobaczyłam ją nad sobą gdy nieznajomi mi chłopaki dalej mną szarpali. Próbowałam się wyswobodzić jednak na marne. Krzyczałam jednak na marne. Dostałam kilka razy w twarz i poczułam spływającą ciecz po niej. Mimowolnie wypuściłam na policzki kilka łez. Dostałam jeszcze z trzy mocne kopniaki w żebra,  a następnie zaczęli mnie kopać po nogach. Wszystkie rany, które zadałam sobie sama bolały mnie w tym momencie niemiłosiernie.
-To za to, że wszystko powiedziałaś Mikeowi o tym jak całowałam się za szkołą z Rickiem!-krzyknęła i splunęła na mnie. Czułam się jak śmieć. Gdyby nie to, że byłam poturbowana, prawdopodobnie teraz uderzyłabym ją porządnie. Puścili mnie i jak gdyby nic odeszli zostawiając mnie obolałą na pastwę losu. Powoli próbowałam się podnieść, jednak za każdym razem z marnym skutkiem. Po jakimś czasie, nie wiem po ilu minutach ponieważ straciłam rachubę usłyszałam głos stup odbijających się od asfaltu.
-Ley?! Co Ci się stało?- zobaczyłam Mike'a, który pomógł mi wstać.
-Nie twoja zasrana sprawa.- warknęłam, a po policzku spłynęła mi samotna łza, którą brunet starł.
-Próbuję Ci pomóc!- krzyknął. Nabrałam szybko powietrze do płuc i przymknęłam powieki.
-Cornelia. Cornelia to zrobiła.-powiedziałam cicho i w tym samym czasie poczułam jak jego ręce szybko odsuwają się ode mnie.
-Myślisz, że w to uwierzę? Jesteś żałosna.- parsknął, a mi do oczu zaczęły zbierać się słone łzy. Patrzyłam na niego, szukając chodź cząstki starego przyjaciela.
-To nie ja odwróciłam się do Ciebie plecami i przed innymi nie udaję, jak bym nigdy cię nie znała. Wiesz czego boję się najbardziej? Że każdy sekret, który ci opowiedziałam, teraz tak jak gdyby nic mógł przez ciebie być rozpowiedziany.- mruknęłam cicho, spuszczając wzrok i powoli odwracając się do niego plecami.
-Przepraszam.- powiedział tak cicho, że ledwie usłyszałam. Zatrzymałam się w pół kroku.
Podszedł do mnie i przyglądał się mi oczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Wzruszyłam ramionami.
-No i co to da? Dalej będziesz taki sam, lepiej daj mi spokój i dalej udawaj jak gdybyś mnie nie znał.- warknęłam odpychając go. Idąc do domu czułam jak bym miała zaraz zemdleć. Każda najmniejsza cząstka mnie sprzeciwiała się kolejnym ruchom.
Droga do domu dłużyła mi się ale po jakiś 30 minutach dotarłam pod dom. Weszłam po cichu, zdejmując z siebie buty i zawieszając na wieszak bluzę. W salonie słyszałam śmiechy czego tak dawno nie słyszałam w tym domu.
-Leayna, to ty?- usłyszałam zachrypnięty głos Harrego? Przełknęłam gulę w gardle zakrywając szybko twarz, która była pokryta zapewne siniakami i krwią. Zobaczyłam kontem oka jak wstaje z fotela i uśmiechnięty idzie w moją stronę. Jednak ja nie zatrzymując się, pobiegłam do łazienki zatrzaskując za sobą drzwi. Co oni tu robią? Mieli przylecieć w grudniu! Z jednej strony cieszyłam się, ponieważ tęskniłam za nimi, a z drugiej byłam na nich zła, bo moje życie się wali, a oni nie dadzą mi spokoju. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc przestraszona popatrzyłam w tamtą stronę.
_________________________________________________________________________
Hej :D mordeczki!!
Jejku, jejku naprawdę zaskoczyliście mnie pozytywnie :D! Macie dość długi rozdział, obawiałam się,że go zmaszczę :/  chodź sama nie wiem czy podołałam waszym wymaganiom. Udało mi się wpleść tu wszystko co chciałam :) z czego jestem zadowolona. Chcieliście dużo akcji :D to macie. Dzieje się oj dzieje :3 Musiałam potsycić waszą ciekawość kończąc w tym momencie. Dziękuję Wam za te motywujące komentarze, jestem podziwu, ponieważ udało się wam dobić aż 12 koemntarzy co może i nie jest rekordową liczbą, to jednak dla mnie znaczy wiele, ponieważ jak sami wiecie z początku założenia bloga, szału nie było :p Pod ostatnią notką dobiliście nie tylko komentarzami ale i wyświetleniami. Dziennie wchodziło was ponad 50 :D
Dziękuję wam jeszcze raz z całego moje nie wielkiego serca :D

Mam do was przykrą wiadomość, ponieważ kolejny rozdział pojawi się po 20 sierpnia chodź zaglądnijcie 10 sierpnia, ponieważ wtedy wrócę z obozu z niemiec więc albo wtedy pojawi się rozdział lub jakaś niespodzianka :D trzymajcie się ciepło i udanych wakacji !!! :D

Ps. Zapraszam do notki ,,Bohaterowie" zaktualizowałam bohaterów. Zerknijcie jeśli chcecie zobaczyć postacie, które są tu opisywane :)

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 77

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM !!!WAŻNE!!!


Wiedziałam, że muszę się dziś postarać, by trener był usatysfakcjonowany  faktem, że postąpił dobrze biorąc mnie do drużyny. Miałam świadomość, że znajdą się rzeczy, a raczej osoby, które będą mnie dekoncentrować.
-Młoda, będzie dobrze.- Alex zaczęła tańczyć dokoła mnie razem  z Jassie. Obydwie dziewczyny chodziły do jednej klasy z Mikem, a mimo to uważały mnie za równą sobie. Nie to co inne w ich wieku. Na salę wszedł trener i wtedy zaczęła się dopiero jazda. Na początek i "krótką" rozgrzewkę, mieliśmy zrobić 20 kółek dookoła boiska. Nikt nie był tym faktem zaskoczony, jedynie ja robiłam to powoli i gdy inni zdążyli zrobić już dwa kółka, ja miałam dopiero jedno. Jednak postanowiłam dać z siebie maksimuk, więc przyśpieszyłam i nadrobiłam stracony czas.
-Dobierzcie się parami.- rozkazał trener, a ja nie wiedziałam do kogo mogłabym dołączyć. Rozglądałam się za wolną osobą i wtedy przykuła moją uwagę pewna sytuacja.
Mike stał obok Alexa, ciągnąc za rękę Petera. Kręcił głową przecząco i powoli wycofywał się do tyłu ciągle rozglądając się na boki co i ja uczyniłam w dalszym poszukiwaniu. Patrząc po wszystkich, każdy miał już partnera. Poczułam lekkie klepnięcie w ramie i zobaczyłam Wide'a obok mnie uśmiechniętego.
-Co chcesz?- powiedziałam zła, a w tym momencie mój dobry humor odleciał siną dal.
-Chyba jesteśmy na siebie skazani tego dnia.- uśmiechnął się promiennie, a w jednej chwili cała nienawiść umknęła. Walczyłam ze sobą, by nie wybaczyć mu tak szybko, mimo iż chciałam. Kiwnęłam głową i wzięłam do ręki piłkę.
-Podania górą.- rozniósł się gwizdek, a każdy ustawił się i piłki poszły w ruch. Muszę przyznać, że przy Mikeu czułam się słaba i bez umiejętności.

Cały trening opierał się na ćwiczeniach, w tym zero grania. Minął za to w mgnieniu oka. Gdy razem z innymi dziewczynami wchodziłam do szatni, usłyszałam jak woła mnie trener. Posłusznie wróciłam naprzeciw niego.
-Tak?- byłam zdezorientowana, ponieważ nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Czy postanowi mnie o wrzeszczeć, a może przeciwnie?
-Masz naprawdę dobre predyspozycje do życiowego sukcesu. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie poddasz się i będziesz ćwiczyć i stawać się lepsza.-mimo wszystko, trener to miły gość, poza szkołą i treningami.
-Dziękuję, czy to wszystko?- nigdy nie lubiłam gdy ktoś sprawiał mi komplementy, a ten należał do nich.
-Tak. Do zobaczenia Ley.- przybiliśmy żółwika i wróciłam do szatni w której mimo wszystko było pusto i cicho. To było aż niebywałe, że dziewczyną w tak krótkim czasie udało się tak szybko przebrać i wyjść. Podeszłam do szafki, która była otwarta na oścież, a powinna być zamknięta. Popatrzyłam do niej myśląc, że przez przypadek zapomniałam ją zamknąć przed wyjściem na sale. Wyciągnęłam rękę po ubrania na zmianę, jednak to co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Wszystko, łącznie z torbą było rozerwane i pozostały jedynie strzępy po ubraniach i torbie łącznie z książkami oraz telefonem. Na szafce markerem dużymi literami napisano ,,Suko wypie**alaj!!!". Byłam w szoku, łzy zaczęły zbierać się w kącikach oczu, jednak nie pozwoliłam im wypłynąć. Chwyciłam do rąk pozostałości po bluzce i zaczęłam ścierać napis. Po ok. 10 minutach udało mi się doprowadzić szafkę do ładu. Zamknęłam ją, a wszystkie rzeczy wzięłam ze sobą. Wychodząc ze szkoły zatrzymałam się przy kuble na śmieci i wszystko co trzymałam w dłoniach tak po prostu wyrzuciłam. Wyszłam na świeże powietrze, które muskało zimnem moją odkrytą skórę. Krótki strój sportowy nigdy nie był i nie będzie odpowiedni na takie pogody oraz o tej porze roku. Szłam trzymając ręce mocno zaciśnięte w desperacyjnym geście ogrzania. Usłyszałam kroki za sobą, które  z każdą chwilą były co raz bliżej mnie. Już miałam krzyczeć gdy kogoś mocna dłoń chwyciła mnie za ramię, ale zanim to zrobiłam położyła na mych ustach rękę. Popatrzyłam przerażona na osobę przede mną i w tym samym momencie ulga wstąpiła na moje ciało. Mike stał ze zmarszczonymi brwiami.
-Czemu idziesz w tym do domu?- wskazał ręką na mój strój.- Gdzie twoje rzeczy?- był zdziwiony, a zarazem ciekaw co odpowiem.
-Nie mam.-mruknęłam idąc dalej. Nie miałam ochoty na żadną rozmowę, a tym bardziej na pewno nie na zatrzymywanie się i jeszcze większe marznięcie. Poczułam na ramionach miękki materiał, który w jedne chwili zaczął mnie ogrzewać. Była to bluza Mike'a.
-Dzięki.-mruknęłam cicho dalej idąc.
-To w takim razie gdzie je masz?- zawsze wiedziałam, że należy do osób stanowczych i nieustępliwych. Wypuściłam powietrze z płuc ze świstem i popatrzyłam w jego oczy.
-Zrozum, że ich nie mam ze sobą. Zapomniałam, rozumiesz?- powiedziałam z podniesionym tonie, a w tej samej chwili przed oczami stanął mi napis na szafce. Chciało mi się płakać, jednak przy nim było to niemożliwe.
-No dobrze.- uśmiechnął się -Ley, przepraszam. Wybaczysz mi?- również popatrzył w moje oczy, a ja mimo to chciałam być nieugięta.
-Tak.- nie, nie, nie!! To nie to miało wyjść z moich ust! On w jednej chwili rozpromienił się i mocno mnie przytulił okręcając wokół własnej osi. -Czy możemy już iść?- mruknęłam opuszczając wzrok na swoje buty od razu po tym jak mnie odstawił na chodnik.
-Tak, jasne.- był taki szczęśliwy. Przez całą drogę widziałam jak się uśmiecha i to powodowało, że ja też gdzieś tam w środku byłam szczęśliwa.
-Więc... co jest między tobą, a Cornelią?- nie wiedziałam po co zadałam to pytanie. Chyba jedynie z czystej ciekawości. Może chciałam dowiedzieć się jak bardzo mnie odrzucił do tyłu gdy moje miejsce zajęła inna dziewczyna? Nie liczyłam się dla niego tak jak kiedyś, bo teraz wszystko co było przepadło i zostało jedynie wspomnieniami.
-Sam nie wiem. Coś się dzieje, ale do końca nie potrafię tego wyjaśnić.- brwi miał zmarszczone, więc myślał nad tym co mi powiedzieć. Kiwnęłam głową, że rozumiem i nie minęło 5 minut, a staliśmy na podjeździe mojego domu.
-No to...- zaczęłam, ale nie wiedziałam jak mam skończyć zdanie.
-Pa.-uśmiechnął się, a mi zrobiło się smutno, że tak obojętnie się ze mną pożegnał.
Mruknęłam ciche ,,Pa"  gdy odchodził i odwróciłam się na pięcie w stronę budynku.
Weszłam do ciepłego domu, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
-Gdzie byłaś? Ostatnio późno wracasz, dlaczego?- we framudze drzwi prowadzących w głąb mieszkania stała oparta o nie mama z założonymi rękami.
-Gdybyś interesował się tym znacznie wcześniej, możliwe, że teraz nie zadawałaś by tych pytań, prawda?- również założyłam ręce na piersi i popatrzyłam na nią z kpiną.
-To prawda, ale robię to teraz.- wypuściła powietrze z płuc i podeszła do mnie. -Dlaczego masz na sobie struj i gdzie twoje ubrania w których wychodziłaś?- popatrzyła na mnie zaciekawiona, oglądając mnie dookoła.
-Bo ja... ja dostałam się do drużyny siatkarskiej i po szkole mam treningi, a ubrań zapomniałam w szafce szkolnej.- uśmiechnęłam się słabo wymijając ją idąc w stronę kuchni.
-Naprawdę?! To świetnie!- uśmiechnęła się uradowana mama podbiegając do mnie i przytulając.-Jestem taka dumna z Ciebie.- uśmiechnęła się uradowana.
-Co się tu dzieje?- do salonu wkroczyła Gemma z talerzem kanapek w jednej ręce, a kubkiem parującej herbaty w drugiej.
-Wiedziałaś, że lej jest w drużynie siatkarskiej?- mama wskazała na mój struj, a ja jedynie przewróciłam oczy, wypuszczając powietrze z płuc.
Wydostałam się z objęć rodzicielki i weszłam do kuchni zabierając z lodówki cały karton nektaru bananowego i szklankę.
-Jak ty to możesz pić?- gdy wyszłam z powrotem do salonu usłyszałam głos Robina siedzącego na jednej z kanap przed telewizorem.
-Normalnie. To chyba jedyna, rzecz którą lubimy tak samo z Harrym.- zaśmiałam się mimowolnie idąc do swojego pokoju. Przebrałam się w dresy i wskoczyłam pod kołdrę biorąc do rąk ulubioną książkę.

***

Czas płynął, a zanim i moje problemy. Wiele razy słyszałam, że co taka 16-latka może wiedzieć o życiu? Najwidoczniej czasem więcej od dorosłego. Minęły dwa miesiące, a ja nie potrafię poradzić sobie z szyderstwami ze strony innych. Mało kto wie co tak naprawdę się dzieje w moim życiu. Czasem idąc do domu przez jeden z mostów, mam ochotę skoczyć z niego i mieć spokój już na zawsze. Jednak za każdym razem uświadamiam sobie, że to jeszcze nie czas. Jeszcze muszę pocierpieć i wtedy za każdym razem śmieję się przez łzy, a przechodnie patrzą na mnie jak na wariatkę. Harry przez ten okres czasu dzwonił bardzo mało, a ja za każdym razem odmawiałam jakiejkolwiek wymiany zdań z nim. Dostałam nowy telefon po tym jak powiedziałam mamie, że go zgubiłam. Ona również się zmieniła, stara się mnie "słuchać". Jednak dla mnie jest to bardziej męczące, ponieważ muszę kłamać jej w żywe oczy. Kończy się Listopad, co oznacza, że zostało niewiele  dni do powrotu chłopaków do domu. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy może przeciwnie? Niczego nie byłam pewna. Miałam dość cholernego życia. Mike mnie zostawił, zapomniał o mnie, a na korytarzach szkolnych przechodzi obok mnie tak obojętnie za każym razem trzymając za rękę dumnie Cornelie . Za każdym razem powoduje to w moim sercu nienawiść do świata, do niego i do momentu w którym go poznałam. Był to najlepszy czas w moim życiu mimo, że byliśmy przyjaciółmi, teraz pozostały jedynie wspomnienia, które każdej nocy powracają, a ja tak bardzo ich nienawidzę. Oczywiście mam jeszcze innych znajomych, jedynych i prawdziwych. Za każdym razem siadamy na poddaszu i rozmawiamy jak kiedyś gdy było tak dobrze i nie mieliśmy tylu problemów -gdy ja nie miałam tylu problemów. Tydzień temu zaczepił mnie pewien mężczyzna, który spytał czy nie chcę kupić od niego narkotyków. Było to wieczorem, po tym jak Mike oficjalnie ogłosił, że chodzi z Cornelią. Byłam załamana, ponieważ tego dnia mówiąc to patrzył na mnie, jednak zachowywał się jak by mnie nie znał. To bolało najmocniej.
Kupiłam je i tak po prostu naćpałam się. Ostatnim czasem jest to już jedynie rutyną. Jednak dzisiaj chciałam spróbować coś mocniejszego. Po upewnieniu się, że nikogo nie ma w domu, weszłam do salonu gdzie w barku było pełno różnego rodzaju trunków . Pośpiesznie chwyciłam za zwyczajną wódkę i sok z lodówki oraz szklankę. Z  całym asortymentem pobiegłam na górę z powrotem do pokoju, siadając na łóżku.

***
-Jesteś pijana!- krzyknęła zła mama stojąc na przeciw mnie w salonie. Uśmiechałam się kpiąco, ponieważ nie myślałam racjonalnie i nie zdawałam sobie sprawy jakich problemów przez to mogę sobie narobić.
-Może i tak, ale to nie twoja sprawa! To moje życie i nic ci do tego!- warknęłam podminowana. Ból w czaszce rozsadzał mi ją i nie dawał spokoju.
-Zachowujesz się nieodpowiedzialnie! Staczasz się Leayna.- ostatnie słowa wyszeptała, a w moim oczach zamigotały łzy, jednak nie dawałam po sobie tego poznać. Oczywiście zabolało i to mocno. Szybko na tyle ile mogłam odwróciłam się na pięcie i poszłam do łazienki gdzie trzasnęłam drzwiami jak najmocniej. Zjechałam po nich, głowę chowając między nogi i wtedy pozwoliłam by wszystkie emocje uwolniły się ze mnie. Podczołgałam się do szafki pod umywalką i chwyciłam w rękę żyletkę z kosmetyczki. Oglądałam ją z każdej strony myśląc nad wszystkim co się zdarzyło. Zrobiłam pierwszą kreskę, a za nią kilka następnych.
Odsunęłam się od przyjaciół, rodziny, nauki, szkoły i drużyny. Często wagarowałam i kategorycznie opuszczałam treningi, ponieważ wstydziłam się siebie tego jaka jestem i kim jestem. Gdy patrzyłam w lustro nie widziałam dziewczyny z energią i radością w oczach, tylko wychudzoną, brzydką i nic nieznaczącą dziewczynę, którą życie postanowiło zniszczyć. Włosy mi wypadały, więc przerażały mnie każde poranki, gdy musiałam się poczesać, ponieważ wtedy za każdym razem doznawałam szoku. Pomyśleć, że to ze względu, że nie jadłam, ale nie miałam na to ochoty, przynajmniej nie teraz. Rany miałam na rękach, brzuchu i pełno również na nogach. Brzydziłam się siebie i jedynie czego chciałam, to zakończenia tego wszystkiego. Brakowało mi starego życia, chodź wiem, że teraz nie ma odwrotu i muszę przetrwać jak najdłużej. Jednak brakuje mi siły.
_________________________________________________________________________
Hej hej
Jejku jesteście naprawdę niesamowici. Tyle pozytywnych komentarzy. Może to nie jest rekordowa liczba, ale jak dla mnie to i tak dużo bo wiem, że nie piszę tego na darmo :) Bardzo Wam dziękuję, bo gdyby nie wy to teraz nie pisałam bym tego, a wy tego prawdopodobnie by nie czytaliście i nie udało by mi się dojść aż do 77 rozdziału . Wydaje mi i z pewnością mam rację, że za mało jet ostatnim czasem naszych chłopaków z 1D. Uprzedzam, że pojawią się i to szybciej niż wam się wydaje :D Do tego czasu komentujcie.

WAŻNE PYTANIE MAM DO WAS :D!
Mieszkacie może w Niemczech lub macie tam znajomych i wiecie, że te osoby jada na obóz do Immenhausen? Dlaczego o to pytam? Ponieważ, ja też tam będę i chciałam bym już wcześniej zapoznać się :) Jeśli ktoś coś to wiecie co robić, piszcie do mnie, czy to w komentarzach, na asku lub nawet w formularzu kontaktowym :) Czekam na wasz odzew. Język nie stanowi przeszkody ;)

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 76


Popatrzyłam w stronę trybun na których siedzieli rozwrzeszczani i dopingujący przyjaciele. Uśmiechnęłam się i pomachałam do nich, pokazując na o wiele za dużą koszulkę. Po chwili okazało się, że nie tylko szukają dziewczyn do drużyny, ale i chłopaków, tak samo jak poszukują cheerleaderek. Stanęłam na równej linii z innymi dziewczynami, a ich wzrok powędrował  w moją stronę był przepełniony zazdrością.
-No no, trzecioklasistka załatwiła sobie poparcie.Brawo młoda.- jedna z dziewczyn należących już do drużyny mrugnęła do mnie i uśmiechnęła się promiennie. Może nie będzie tak źle?
-No dobra, nie chcę słyszeć głupich dogadywań. Uprzedzam, że dzisiejszy trening stwierdzi, czy nadajecie się do zespołu. Jeśli któreś z was nie czuje się na siłach, to proszę zrezygnować w tym momencie.- trener stanął przed nami, a za nim ustawiły się dwie drużyny chłopaków i dziewczyn. Mike uśmiechnął się do mnie, co ja odwzajemniłam.
Cały trening nie był dla mnie jakoś specjalnie trudny, jednak dla wielu okazał się wielkim testem sprawnościowym i wytrzymałościowym. Przez cały ten czas leciały nazwiska, które sygnalizowały o tym czy ktoś odpadł. Cała grupa nowicjuszy była mieszana i było nas naprawdę sporo. Do każdej z drużyn potrzebowano po trzy osoby, co oznaczało, że nie podołam temu.
-Chcę zobaczyć jak dajecie sobie radę na boisku.- Wszystkich było nas po 6, więc idealnie mogliśmy zagrać dziewczyny na chłopaków. Najgłośniej zachowującymi się osobami na sali była grupka kibicujących mi osób. Parsknęłam śmiechem gdy trener podszedł do nich, grożąc, że jeżeli się nie uspokoją to będzie zmuszony wyrzucić ich stąd.
Podczas meczu dziewczyny dawały z siebie naprawdę wiele, czasem czułam się naprawdę zbędna, ale były momenty gdzie to właśnie ja ratowałam honor.
-Dobra dość!- w pewnym momencie trener zażądał koniec meczu i wszyscy stanęliśmy w jednej linii.
-Jestem z was wszystkich bardzo dumny, ale z kilku osób szczególnie.-zaczął wywoływać nazwiska, ale nigdzie w śród nich nie było mojego.
-Styles, chcę zobaczyć twój blok. Mark stań pod siatką i wystaw  jej piłkę.- rozkazał trener, a wysoki i umięśniony szatyn stanął w wyznaczonym miejscu. Po chwili piłka poszła w ruch. Liczyła się tylko ona i ja. Nikt więcej. Przebiłam piłkę z taką determinacją jak nigdy. Naprawdę zależało mi na dostaniu się do drużyny. Usłyszałam głośne oklaski trenera, który szedł w moją stronę uśmiechnięty.
-Leayna, udało Ci się.- podał mi koszulkę drużyny i pogratulował.

***
Gdy wszyscy mi pogratulowali i rozeszli się do domów, usiadłam na górze trybun. Trudno  jest mi uwierzyć, że dałam radę i dostałam się. Dalej siedziałam w za dużej bluzce Mike'a, trzymając własną koszulkę w dłoniach. Nagle poczułam oplatające się wokół mnie mocne ramiona. Od razu poznałam po zapachu perfum.
-Ładnie Ci w moim rzeczach.- wymruczał Mike, a ja zaśmiałam się na jego słowa. Wtuliłam się w jego tors, a on objął mnie tak mocno, jak gdyby chciał mnie ochronić przed całym światem.
-Co Ci się stało w rękę?- zapytał nie odrywając się ode mnie. Pokręciłam głową, starając się coś wymyślić.
-Wywaliłam się wczoraj schodząc po schodach, to nic takiego.- uśmiechnęłam się, patrząc w jego perfekcyjne oczy. Na szczęście uwierzył.
-Musisz bardziej uważać.- uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.-Chodź.-chwycił mnie za zdrową rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Nie chciało mi się przebierać, dlatego wzięłam jedynie szybko swoje rzeczy i spakowałam do torby, po czym ruszyliśmy do domu. Na polu było już ciemno, wyciągnęłam telefon z jego sportowych spodenek chcąc zobaczyć która godzina. Ekran pokazał 18:05 nadal nie oddając mu komórki zaczęłam grać w jakąś grę. On zaśmiał się i pokręcił głową w niedowierzaniu nie komentując tego. Podczas gdy grałam omal nie upadłam na chodnik potykając się o własne nogi z dwa razy. Za trzecim Mike przewrócił oczami i objął mnie ramieniem, tym samym hamując moje zderzenie z ziemią.
-Idziemy na kolację do McDonalds?- zapytał gdy naprzeciwko nas znajdował się fastfood. Popatrzyłam na niego z dezorientowanym wzrokiem, jednak on nie czekał na moją odpowiedź. Chwycił mnie za rękę i przeprowadził przez ulicę. Opierałam się, nie chcąc jeść tutaj jednak on stwierdził, że trochę tłuszczyku mi nie zaszkodzi.
-Mike, poczekaj.- zatrzymałam go, patrząc w jego czekoladowe oczy -Nie wzięłam ze sobą portfela.-mruknęłam, myśląc, że to załatwi sprawę, ale przecież nadzieja matką głupich.
-To nie problem słońce.- uśmiechnął się promiennie, prowadząc  mnie do menu.
-To co byś chciała?- zapytał, dalej trzymając moją dłoń złączoną z jego.
-W takim razie weź mi szejka bananowego, a ja pójdę zająć już miejsce.- on jedynie kiwnął głową, wypuszczając mnie. Dopiero teraz zorientowałam się, że nadal mam jego komórkę w dłoni, jednak nie miałam zamiaru mu jej oddawać. Podczas gdy szłam do jedynego wolnego miejsca przy oknie, czułam się dziwnie obserwowana. Rozejrzałam się dookoła, dostrzegając dziewczynę nie wiele starszą ode mnie, może nawet w moim wieku jak bezwstydnie  mi się przyglądała. Spuściłam głowę i zajęłam miejsce , czekając na Mike. Wrócił 10 minut później z naszym zamówieniem.

-Wziąłem Ci też frytki i  cheeseburgera.- powiedział to tak normalnie. Popatrzyłam na niego zła, miałam już na końcu języka by skomentować to jak wyglądam. Jednak powstrzymałam się i wzięłam się za pałaszowanie frytek. Zrobiłam zdjęcie komórką chłopaka i wstawiłam na Instagram.
Nie minęło zaledwie 15 minut, gdy obok naszego stołu stanęła szatynka. Popatrzyłam pytająco w jej stronę. Obawiałam się jednego, że to kolejna fanka One Direction.
-Hej Mike.- w tym momencie upuściłam frytka na tackę i patrzyłam zszokowana na przyjaciela.
-Hej Cornelia, przysiądziesz się?- zapytał tak jak by mnie tu nie było. Może nie chciałam jej towarzystwa? Może chciałam w spokoju zjeść swoje jedzenie?
-No jasne.- uśmiechnęła się szczęśliwa, a Mike przesunął się robiąc dla niej miejsce.
-Cześć, jestem Cornelia.- dziewczyna podała mi rękę, którą ścisnęłam niechętnie.
-Leayna.- patrzyłam na chłopaka intensywnie by wyjaśnił mi o co w tym wszystkim chodzi.
Jednak on zajął się rozmawianiem z dziewczyną. Wypuściłam powietrze z płuc i ponownie zajęłam się przegryzaniem frytek.
-A w ogóle to skąd się znacie?- spytałam w końcu, irytując się co raz bardziej, że mnie ignorują.
-Cornelia jest cheerleaderką, a każdy zawodnik czy to kosza, piłki nożnej albo siatkówki, ma swoją  cheerleaderkę która dopinguje osobno jeszcze jego. Tyczy się to oczywiście tylko chłopaków, a Cornelia jest moją osobistą cheerleadereczką.- powiedział zachwycony i wrócił do dalszej rozmowy z dziewczyną. Dojadłam frytki i wypiłam szejka. Wstałam szybko z siedzenia, zbierając swoje rzeczy. Było po 19 i dobrze wiedziałam, że w domu nie będę mieć spokoju.
-Gdzie ty idziesz? Nie zjadłaś wszystkiego.- wskazał na zapakowane jedzenie, odrywając się od rozmowy.
-Daj go swojej koleżance. Nie chcę wam przeszkadzać, cześć.- warknęłam wychodząc. Gdy stałam na polu poczułam szarpnięcie za rękę i odwróciłam się. Na przeciw mnie stał Mike, kręcąc głową z zmarszczonymi brwiami.
-O co chodzi?- pyta zdezorientowany.
-Myślisz, że jestem głupia?! Specjalnie wziąłeś mnie tutaj, żebym przytyła jeszcze bardziej i stała się brzydka! Ty w tym czasie flirtowałeś z jakąś dziewczyną!- wszystkie nerwy puściły. Wiem, że to nic takiego i nie powinnam aż tak na niego naskoczyć. Ale mam dość wszystkiego. Wszędzie tylko same problemy, już nawet nie cieszy mnie fakt, że dostałam się do drużyny.
-Jesteś zazdrosna.- powiedział cicho, śmiejąc się i kręcąc głową. Wyrwałam się z jego uścisku.
-Nie kretynie, tylko zrozum, że czułam się zbędna jak tak rozmawialiście między sobą. Wolałam iść do domu.- spuściłam wzrok odwracając się i idąc w stronę domu. Nie zatrzymał mnie, czułam się dziwnie rozdarta. Na polu było zdecydowanie za zimno, żeby iść w samej  koszulce, bez jakiejkolwiek bluzy. Zmarzłam przyśpieszając kroku i już po chwili znalazłam się w cieplutkim domu. Wiadomo, że co dobre nie trwa długo.
-Gdzie byłaś?!- usłyszałam podniesiony głos matki tuż za mną. Gwałtownie się odwróciłam twarzą do niej.
-Nie twoja zasrana sprawa!- krzyknęłam. Byłam zła, zła na cały świat za to kim jestem i kim się stałam. To ludzie powodują, że się zmieniamy, a my tak po prostu dajemy się tak łatwo manipulować sobą.
-Czy ty nie możesz zachowywać się jak inne matki i zamiast na mnie naskakiwać to spytać czy nic mi nie jest?! Czy ja Cie w ogóle obchodzę?!- ostatnie słowo krzyknęłam zrozpaczona. Wszystko, wszystko mi się wali. Nie widzę siebie w przyszłości bo wiem, że nie uda mi się przetrwać. Przez łzy w oczach rozmazywał mi się obraz, ale widziałam załamaną mamę jak stała przede mną i też płakała. Nie odpowiedziała na moje pytanie.... Nie odpowiedziała na pieprzone pytanie! Przeszłam obok niej i pobiegłam do siebie zatrzaskując za sobą drzwi. Wtedy wiedziałam, że kolejne próby wytrzymania będą naprawdę trudne. Nic nie jest nigdy tak idealne jak byśmy tego chcieli, ale jeśli odrobinę szczęścia by mi podarowano w prezencie, był by to mój idealny dzień. Opadłam na kolana przy łóżku z pod którego wyciągnęłam tak dobrze mi znany przedmiot. Bez niego dni są inne, nie są takie same, a blizny które pozostawia przypominają mi o tym jak było źle i nic nie uległo zmianie. Odwiązałam bandaż z ręki, a moim oczom ukazały się zakrzepnięte rany. Kilka słonych łez spadło na nie powodując reakcję, przez co poczułam lekkie szczypanie. Wzięłam w palce żyletkę i przejechałam nią kilka razy po ręce. Syknęłam gdy przycisnęłam ostrze za mocno do skóry. Zrobiłam kilka ran również wysoko na udach, tak by pod spodenkami nie były one widoczne.

~~Harry~~
Miałem wolny wieczór, więc nic nie jest mi w stanie  przeszkodzić. Zadzwoniłem, a przynajmniej próbowałem dodzwonić się do Leayny, jednak ona nie odbierała. Miała prawo się na mnie wkurzyć, jednak chcę wszystko naprawić. Wykręciłem numer do mamy, która po dwóch sygnałach odebrała.
-Witaj Hazzuś.- skrzywiłem się, ponieważ fakt w jaki zdrabnia moje imię jest irytujący.
-Hej mamo, możesz mi powiedzieć dlaczego Ley nie odbiera telefonu?
-Wybacz kochanie, ale byłam zmuszona zabrać jej telefon.- powiedziała ledwie słyszalnie.
-Co? Czemu?- zdziwiłem się, ja nigdy nie musiałem posuwać się aż do tego.
-Zachowała się karygodnie.- warknęła, jednak szybko się opamiętała.
-Mamo ale gdyby się jej coś stało? Jak ma zadzwonić skoro nie ma komórki? Specjalnie jej ją kupiłem, by mogła w razie potrzeby do mnie zadzwonić.- chciałem jej pomóc. Nigdy jednak nie widziałem by mama wymierza mnie lub Gemmie prawdziwe kary takie jak na przykład  ta.
-To nie takie proste.- wypuściła powietrze z płuc.
-Jak chcesz. Daj mi Ley do telefonu.- powiedziałem stanowczo, ponieważ uważałem, że mama po prostu przesadza jak zwykle.
-Wybacz Harry ale ona jeszcze nie wróciła do domu.
-Ale jak to?! Przecież jest już 20!- wiedziałem, że jej zachowanie wraca do punktu wyjścia. Znów jest rozkapryszoną gówniarą jak na początku. Usłyszałem w słuchawce trzask drzwi.
-Muszę kończyć. Pa słońce.- nie dała mi dojść do słowa, ponieważ od razu się rozłączyła. Wiedziałem, że coś było nie tak. Nawet gdybym chciał nie mogę wrócić i sprawdzić co się dzieje. Pozostaje mi jedynie bezczynne siedzenie.  Jeżeli Leayna wróciła do zachowania z początku, to wiem, że coś jest nie tak i to bardzo. Pozostaje mi jedynie siedzieć bezczynnie i czekać na przebieg sytuacji.
-Ej stary, ciągle siedzisz taki struty, co się dzieje?- obok mnie przysiadł się Niall, a po drugiej stronie Zayn.
-Chodzi o Ley.- wypuściłem powietrze, po czym przejechałem dłońmi po twarzy dla opamiętania.
-Coś jej jest?- zaniepokoił się Louis, który właśnie wszedł do salonu podgryzając marchewkę.
-Nie, wszystko jest dobrze tylko jej zachowanie...-nie wiedziałem jak mam go do końca opisać.-Jest niepokojące.- dokończyłem, patrząc po chłopakach.
-Co zrobiła?- Liam zaciekawił się w końcu naszą rozmową.
-Wydaje mi się, że wróciły jej nawyki. Chyba zachowuje się jak wcześniej.- oczywiście, że nie byłem tego pewien. W jakimś stopniu łudziłem się, że jest to tylko głupi żart.

~~Leayna~~
Starłam zaschnięte łzy z twarzy i popatrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Wiem, że muszę walczyć ale nie wiem czy dam radę. Myślałam, że będzie dobrze gdy porozmawiamy ze sobą szczerze, jednak okazuje się, że kłamstw jest jeszcze więcej. Przez cały ten czas mama wcale mnie nie kochała, udawała chodź sama nie wiem po co? Myślałam, że tam w Paryżu wszystko się zmieni i od tamtego czasu będziemy dogadywać się znacznie lepiej. Myliłam się... to był tylko początek.
-Leayna.- usłyszałam cichy głos rodzicielki i lekkie postukiwanie w drzwi.
-Co chcesz? Na dole też masz łazienkę.- warknęłam. Chyba na zawsze zostanie to w mej pamięci, nawet jeśli nic nie mówiła to wiem, że miała to na myśli. Te słowa gdy wróciłam... one tak cholernie bolą.
-Dzwonił Harry.- odwróciłam się w stronę drewnianych drzwi i wpatrywałam się w nie tępo.-Mam coś dla Ciebie, wyjdź.- powiedziała tak, jak gdyby żałowała swych słów. Jednak mnie nie tak łatwo da się nabrać. Popatrzyłam na zabandażowane miejsca i otworzyłam drzwi. Matka wysunęła w moją stronę rękę w której trzymała moją komórkę.
-Tak po prostu mi ją oddajesz?- to nie było normalnie, nie u niej. Przecież z taka zawziętością chciała mnie ukarać, a były to tylko papierosy. Oczywiście wzięłam od niej swój telefon i przeszłam obok niej jak gdyby nic.

***
Stanęłam przy swojej szafce z której wyciągnęłam strój na trening oraz komórkę Mike'a. Zapomniałam mu ją wczoraj oddać. Nie chciałam się z nim dziś widzieć, mimo, że musiałam i nie miałam innego wyjścia. Nie miałam ochoty, ani siły na dzisiejsze ćwiczenia. Wszystko mnie bolało, chodź nie miałam pojęcia czego było to powodem. Idąc do szatni, przed wejściem do niej spotkałam Cornelie z Mikeiem. Gdy chłopak mnie zobaczył podbiegł do mnie, odwracając przodem do siebie.
-Masz, sorry, że nie oddałam Ci wcześniej.- powiedziałam beznamiętnie, wciskając w jego prawą dłoń telefon i odwróciłam się na pięcie, a przynajmniej chciałam, ponieważ zostałam zatrzymała przez mocną dłoń przyjaciela.
-Przepraszam.
-Mam to gdzieś. Daj mi spokój.- zepchnęłam jego rękę z mojego ramienia i odwróciłam się na pięcie wchodząc do szatni.
Od razu przywitały mnie ciepło dziewczyny z drużyny, jednak cheerlderki patrzyły na mnie z pogardą.
-Hej. Pierwszy raz widzę, żeby Mike tak uganiał się za kimś.- zaśmiała się Jessica pokazując na mnie dwuznacznie , a ja razem z nią, ponieważ chodziło jej o mnie.
-Taki ktoś z Widem? Proszę was, dziewczyny popatrzcie tylko na nią, co ona może mu dać?- obok mnie pojawiła się tleniona blondyna w skąpym stroju. No oczywiście, że przyjaciółka Cornelii. Przewróciłam oczami i weszłam razem z resztą drużyny na boisko.
_____________________________________________________________________________
Hej mordeczki :D
Jestem tak pozytywnie szczęśliwa, że jednak żyjecie i komentujecie to co piszę :). Cieszy mnie fakt, że tak fantastycznie odebraliście całą sytuację i liczycie na więcej i więcej. Jest no naprawdę motywujące :) Dziękuję Wam jeszcze raz z całego serc :3 i mam nadzieję, że to nie było takie jednorazowe, ale liczba komentarzy będzie wzrastać i wzrastać *-*

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 75



Mama przyglądała mi się ze zmartwieniem wypisanym na twarzy. Oddałam jej telefon po czym wyszłam na balkon by chodź trochę się uspokoić i powstrzymać się od kolejnej kłótni z rodzicielką. Jednak ona zawsze robi na przekór światu i wyszła za mną, opierając się po mojej prawej stronie o barierkę.
-Dobrze wiesz, że Harry ma dużo na głowie.- powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
Przytaknęłam, ponieważ miała rację. Również oparłam się o barierkę i wpatrywałam się tępo przed siebie.
-Wiem, ale...- nie dała mi skończyć.
-Nawet gdy wróci do domu, nie zazna spokoju.
-O czym ty mówisz?- popatrzyłam na nią zszokowana. Chciałam aby wyjaśniła mi to.
-Przecież wychowanie ciebie nie jest łatwe, a teraz to stwierdzam w 100%-tach.-  byłam zła. To ona obarczyła go tym "problemem" a sama wyleciała ze swym mężem do lepszych krajów by mieć siebie nawzajem tylko  na wyłączność, a o mnie zapomniała. Faktem jest, że nie widziała i nie kontaktowała się ze mną  przez 10 lat, ale gdy wróciłam nie okazała wielkiego szczęścia. Już przyzwyczaiła się, że mnie nie ma i ma jedynie dwójkę dorosłych dzieci.
Patrzyłam na nią ze łzami w oczach, a dolna warga drżała za każdym razem gdy chciałam coś powiedzieć.
-Ley... ja...- widać było, że zrozumiała co powiedziała i jak bardzo te słowa były nie na miejscu.
-Po co? Po co tu wróciłam?! Mogłam zostać w Polsce, a nie wysłuchiwać Ciebie!- nie wytrzymałam i musiałam wydusić z siebie całą złość, smutek i rozczarowanie, które już od dłuższego czasu ściskają mnie od wewnątrz.
-Uspokój się. Nie wrzeszcz, sąsiedzi patrzą.- warknęła cicho, ale na tyle bym mogła ją usłyszeć.
Weszłam z powrotem do pokoju. Tyle emocji szalało w mej głowie. Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju obgryzając paznokcie.
-Kocham Cię ale ja nigdy tak bym cię nie wychowała.- jej słowo spowodowały, że z furią odwróciłam się do niej.
-Nie masz prawa obwiniać cioci i wujka, bo to oni zajęli się mną kiedy potrzebowałam miłości i zrozumienia! Ciebie nigdy nie było i nagle po 10 latach odgrywasz przed wszystkimi cudowną matkę?! Nie! Dla mnie jesteś skończona! Tak bardzo Cię nienawidzę!- ostatnie zdanie wykrzyczałam z całych sił. Poczułam, że moje nogi robią się jak z waty i opadam na podłogę. Zaniosłam się histerycznym płaczem, a ona trzaskają drzwiami wyszła z pokoju. Doczołgałam się do łóżka, z pod którego wyciągnęłam żyletkę. Nigdy nie czułam się i nie będę się czuć w chodź małym stopniu dowartościowana. Do tego dochodzą problemy z rodziną, którą tak bardzo chce kochać ale nie potrafię. Są dla mnie jak obcy mi ludzie.
Podniosłam mały i ostry przedmiocik po czym przejechałam po całej długości ręki. Od nadgarstka, aż po łokieć. Ból  dawał mi wielką satysfakcję  z tego, że zasługuję na to.
Kolejna kreska obok drugiej i kolejna, a za nimi następne. Tak długie i głębokie, że mam czasem chwilę słabości by przestać. Kończę dopiero aż długie rany obtaczają się dookoła ręki.Kilka następnych robię przeciwnie do długich. Te są krótkie i robiąc je widzę siatkę zrobioną z ran na mej ręce. Mimowolnie uśmiecham się.
Po wszystkim, gdy emocje opadły wstałam z zakrwawioną ręką i pognałam do łazienki gdzie opatrzyłam rękę i zawinęłam w bandaż.

~~Harry~~
Wpatrywałem się tępo w komórkę.  Czułem się źle, może nie powinienem  w ogóle dzwonić skoro miałem zaledwie 5 minut. Jednak stęskniłem się za nią i chciałem usłyszeć jej głos, który wiele razy mnie ochrzani ale zawsze jest. Tyle przez ostatni rok przeszliśmy, że staliśmy się odporniejsi na ludzką krzywdę. Chodź to tylko głupie słowa, bo wiem dobrze, że prawda jest całkiem inna.
Czuję się rozdarty, ponieważ wiem, że pewnie jeszcze dziś, a może jutro będę chciał zadzwonić i poproszę pewnie do telefonu Ley, a ona nie będzie chciała porozmawiać. To najbardziej mnie dobija z tego wszystkiego. Mama też wiele nie mówi, jedynie za każdym razem powtarza ,,Nie teraz Harry, porozmawiamy w domu" a potem zmienia temat. Nie wiem co mam myśleć.
-Stary, ogarnij się. Zaraz wchodzą.- Liam usiadł na stoliku na przeciw mnie i wpatrywał się we mnie, wskazując gestem ręki na solidne, metalowe drzwi przez które właśnie weszła nie pewnym krokiem dziewczynka, na oko miała z 10 lat. Niechętnie podniosłem się z kanapy i podszedłem do reszty zgromadzenia.
Gdy przywitała się już z każdym, podeszła do mnie. Nie witała  się, jedynie stała i patrzyła na mnie badawczo.
-Hej mała.-uśmiechnąłem się nerwowo -Coś się stało?- chciałem by odpowiedź była zaprzeczająca i jedynie stała tak z powodu, że nie może uwierzyć iż tu stoi z nami w jednym pomieszczeniu.
-Twoja siostra, Leayna...- zacięła się i szukała chyba odpowiednich słów.
-Co z nią?-wzdrygnąłem się, przykucając przy niej.
-Ja mieszkam w Londynie i spotkałam ją ostatnio na mieście... ona jest naprawdę nie miła.- dziewczynka zrobiła minę zbitego psa.
Popatrzyłem po chłopakach szukając u nich oparcia.
-To niewiarygodne, że mieszkamy w tym samym mieście, a ty przylatujesz specjalnie do Wiednia na nasz koncert, żeby z nami porozmawiać przez kilka minut.- zaczął podekscytowany Zayn. Podszedł do niej i wziął ją na ręce okręcając dookoła siebie.

~~Leayna~~
Następnego dnia obudziłam się zmęczona mimo faktu, że poszłam spać wcześniej niż zwykle. O równej 7 rano wynurzyłam się z pod kołdry i z przygotowanymi jeszcze
wczorajszego wieczoru ubraniami w ręce, weszłam do łazienki, gdzie ogarnęłam się na kolejny dzień męczarni zwanej szkołą. Po wyjściu z łazienki usłyszałam głos mamy.
-Ley, śniadanie gotowe.
Pokręciłam głową, wchodząc do swojego pokoju gdzie z biurka chwyciłam w ręce komórkę. Był na niej jeden nieprzeczytany sms.
Hej, właśnie wyszedłem :* Będę u Ciebie za 15 min bądź gotowa xX ~Mike
Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu, a po chwili wpakowałam go do tylnej kieszeni dżinsów.
Szybko zbiegłam po schodach prosto kuchni. Byłam dzisiaj w wyśmienitym humorze i chyba nic nie jest w stanie tego zmienić. Przy stole siedziała cała rodzina prócz chłopaków. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia wszelakiego rodzaju rozmowy ucichły. Nie chciałam się dziś kłócić, dlatego zajęłam miejsce jak najdalej mamy. Słowa które wypowiedziała dzień wcześniej dały mi do myślenia i łudzę się jak głupia, że powiedziała to jedynie w nerwach i wcale nie miała tego na myśli. Mimo wszystko to właśnie podczas złości i kłótni mówimy, rzeczy, których nie powiedzielibyśmy w normalny dzień prosto w twarz drugiej osobie.
-Leayna, czemu nie jesz?- przed oczami pomachała mi Gemma, wyrywając mnie z myśli. Popatrzyłam na nią otumaniona i zaraz pokręciłam głową.
-Nie jestem głodna.
-Ale kochanie, od dłuższego czasu nie widziałam żebyś jadła.- tym razem do rozmowy włączyła się matka. Nie wiedziałam jak mam postąpić i się zachować. Przecież nie pozwolę aby jedna osoba zniszczyła mi dobry humor z samego rana.
-Powiedziałam już, nie jestem głodna.- wymusiłam się na uśmiech i wypiłam jedynie wodę. Po kilku następnych minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, który był w tym momencie dla mnie wybawieniem. Pobiegłam by je otworzyć i od razu zostałam przyciśnięta do umięśnionego torsu Mike'a.
-Poczekaj chwilę, zajdę tylko po plecak.- wymamrotałam w jego koszulkę i w sprawny sposób wyswobodziłam się z jego objęć. Pobiegłam z prędkością światła do swego pokoju, chwytając opuszkami palców plecak, przeglądając i poprawiając się jeszcze w lustrze. Uśmiechnęłam się do swego odbicia i zbiegłam na parter.
-Wychodzę!- krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź zatrzasnęłam za nami drzwi.
-Mamy jeszcze dużo czasu, ponieważ nie mamy dzisiaj pierwszej lekcji, a jest 7.35. Co wolisz Starbucks czy KFC?- Mike chwycił mnie za rękę tak lekko, że ledwie poczułam jego dotyk. Mój żołądek zrobił obrót o 360 stopni. Mocniej chwyciłam jego dłoń, a on popatrzył na mnie z uśmiechem. Do czego to prowadzi? Czy my na pewno jesteśmy tylko przyjaciółmi? Tyle pytań, a na żadne nie znam odpowiedzi.
-Nie jestem głodna.-kogo ja oszukuję, jestem głodna jak cholera.
-Ley, jesteś za chudziutka.- połaskotał mnie po żebrach.- Jeśli chcesz grać w siatkówkę musisz regularnie jeść skarbie.- można było wyczuć troskę w jego głosie.
-No dobrze.- poddałam się wzdychając.
-Wiesz, że dzisiaj są kwalifikacje do drużyny?- zaskoczył mnie tą informacją nie mało. Popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie wzięłam ze sobą stroju ani nic, nawet psychicznie nie jestem przygotowana.
-Ale jak to? Czemu dowiaduję się dopiero teraz?- głos miałam poddenerwowany i lekko martwiłam się jak to wszystko wyjdzie.
-Przecież tyle razy ci o tym mówiłem, ale ty zawsze odpływałaś myślami gdzie indziej.- i to miało by sens. Często tak mam.
-No to mam lekki problem, ponieważ nie mam stroju ani nic, nawet mentalnie się nie przygotowałam.- powiedziałam płaczliwie. W jednej chwili mój dobry humor prysł jak bańka mydlana.
-Spokojnie mała, damy radę.- pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się pokrzepiająco tak jak zawsze miał to w zwyczaju.

Gdy weszliśmy do KFC zorientowałam się, że nie mam portfela. Był to kolejny powód dla którego nie powinnam tutaj jeść. Podeszliśmy do menu by wybrać coś dla siebie. Po chwili usłyszałam głos Wide'a jak mówi swoje zamówienie kobiecie za ladą.
-A ty co zamawiasz?- odwrócił się w moją stronę.
-Nic.- powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się, pod czas gdy on popatrzył na mnie gniewnie.
-Poproszę dwa kubełki ....
Gdy złożyłam zamówienie, tym razem to ja byłam zła na niego. Przecież on nie może płacić i wydawać  pieniędzy na mnie.
Zajęliśmy miejsca na przeciw siebie przy stole obok okna.
Popatrzyłam na niego kątem oka zła jak cholera.
-No co? Płacę za Ciebie, a ty i tak jesteś niezadowolona.- wypuścił powietrze z płuc przewracając oczami.
-Ja nie chciałam, żebyś za mnie płacił.- warknęłam zła.
-Dobra mała, daj spokój. Spędźmy miło ten poranek.- uśmiechnął się tak słodko, że w jednej chwili wszystkie problemy uleciała ze mnie. Chciałam aby ten czas nigdy nie przeminął. Po chwili zawołano nas po odbiór zamówienia, które tak ładnie pachniało.
-Smacznego.-powiedział zapchanymi po brzegi ustami Mike. W tym momencie wyglądał jak chomik więc nie mogłam wytrzymać i parsknęłam śmiechem. On natomiast popatrzył na mnie gniewnym wzrokiem, podniósł się znad stołu bliżej mnie i pstryknął palcami mi w nos. Zrobiłam oburzoną minę i zabrałam się za pałaszowanie jedzenia.

-Jestem naprawdę cholernie najedzona.-mruknęłam opierając się na siedzeniu. Mike jedynie zgodził się ze mną przez gest ręką i kiwnięcie głową na której gościł uśmiech. Czułam się źle, że to on musiał za mnie zapłacić,  a na dodatek cała dieta poszła się paść. Wstaliśmy od stołu i wyszliśmy w stronę szkoły.

***
Ostatnia lekcja- angielski.
-Kurde,Ley. Jeśli masz zamiar przez cały rok tak marudzić to ja podziękuję.- gdy szłam w stronę ławki razem z Rosi, Steven popchnął ją w stronę Nicholasa i pokazał w ich stronę środkowy palec, śmiejąc się przy tym jak głupi.
-Ale dobrze wiesz, że jest mnóstwo ciekawszych rzeczy od głupich lekcji.- usiadłam i zaczęłam wyciągać książki, on zrobił to samo, zgadzając się z tym co powiedziałam.
Gdy do klasy weszła nauczycielka i zaczęła nas uciszać, ja przypomniałam sobie o stroju, który miałam załatwić na trening. Przechyliłam się do przodu w stronę Rosi.
-Masz ze sobą struj na wf?- szepnęłam, dźabając do nie niej, by zwróciła na mnie uwagę.
-Mam tylko spodenki, a po co ci?- teraz cała trójka była odwrócona w moją stronę.
-Bo za godzinę są nabory do drużyny siatkarskiej dziewczyn i ja chce spróbować się dostać.- pisnęłam podekscytowana, a za mną zrobili to Nicholas, Rosi i Steven. Zaśmiałam się z nich, ponieważ wyglądało to komicznie.
-Czy ja przeszkadzam szanownemu gronu?- do naszych ławek podeszła nauczycielka z groźnym wyrazem twarzy, a my uśmiechnięci zaprzeczyliśmy ruchem głowy.
-To dobrze,a teraz słuchać!- podniosła głos i wróciła do prowadzenia tematu lekcji.

Pracowaliśmy w parach i mieliśmy porozmawiać o literaturze, która nas zainspirowała i czego nowego lub fascynującego dowiedzieliśmy się o niej przez ostatnie kilka lat.
U nas niestety nie wyglądało to tak jak by chciała pani profesor.
-No to uważam, że...- zaczęłam.
-Czytanie książek to jedynie strata czasu...- przerwał mi Steven.
-I nie widzimy w tym żadnego celu by nasza nauczycielka mogła nam o tym opowiadać...
-Podczas gdy moglibyśmy porozmawiać o ...
-Dowartościowujących tematach takich jak...
-Ćpanko, chlanko i zaliczanko.- pisnął Steven, a zaraz po tym podeszła do nas nauczycielka.
-I do czego doszliście?- zapytała, prostując się i zakładając ręce na piersi.
-Dojść można...- zaczął, jednak mu szybko przerwałam.
-Mojemu przyjacielowi chodzi o to, że literatura to bardzo obszerny temat i moglibyśmy długo wymieniać pisarzy i pisarki. Okazało się jednak, że naszą ulubioną książką jest powieść pod tytułem ,,Zabić drozda". Jest bardzo inspirująca i daje długie godziny rozmyśleń nad swym życiem, jak większość innych lepszych czy słabszych dzieł. Każdy kto pisał chodź raz, wie ile trzeba poświęcić.- wszystko wymyślałam na poczekaniu i sama zdziwiłam się, że udało mi się wpleść w to wszystko taką książkę, co oczywiście wiadomo brednią jest gdybyśmy faktycznie ją przeczytali. Popatrzyłam na kobietę przed nami i szok malował się na jej twarzy.
-Jestem pod wrażeniem!- krzyknęła na całą klasę, klaszcząc w dłonie. -To jedno z waszych lepszych przemyśleń. Dostaniecie dzisiaj po 5 za aktywność.-podeszła do dziennika i wpisała obiecane oceny. Nie minęło 5 minut, a dzwonek zakończył 45 minutową mękę. Razem z resztą wyszliśmy z klasy, podchodząc do szafki Rosi, z której wyciągnęła spodenki. Obok nas przechodził Josh trzymający za rękę Chloe.
-Ej, Josh!-Ros krzyknęła w jego stronę.- Idziesz z nami dopingować Ley?
Popatrzyłam na nią zaskoczona. Nie spodziewałam się, że będą chcieć iść razem ze mną.
-No jasne.-Chloe powiedziała równocześnie z nim, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło.
Zeszliśmy na sale, gdzie przed drzwiami stał Mike ubrany w strój drużyny. Chwycił mnie za rękę i pociągnął do szatni. Gdy staliśmy przy wejściu do damskiej szatni podał mi swoją koszulkę drużyny. Zdziwiłam się, ale podziękowałam mu buziakiem w policzek i pobiegłam się przebrać.

Mam na sobie koszulkę kapitana drużyny. Musiało wyglądać to dość śmiesznie gdy weszłam na sale, a wzrok większości był utkwiony właśnie na mnie, w szczególności dziewczyn. W końcu na plecach miałam napisane wielkimi literami  Wide i jego numer 13.
______________________________________________________________________
Hej mordki! :D
bardzo wam dziękuję za naprawdę pozytywne komentarze :) Może i nie jest ich wiele ale zawsze to coś mimo wszystko :3 Oddaję w wasze ręce oto ten rozdział. Faktycznie chwilowo mało będzie 1D w opowiadaniach ale wiadomo, każde życie musi się poukładać także i tu w opowiadaniu trzeba opisać główną bohaterkę jak najlepiej ;) ale spokojnie mordeczki nie zabraknie One Direction :)

Nie wiem czy widzieliście zwiastun do kolejnych wydarzeń, ale jeśli nie to proszę bardzo :D


sobota, 4 lipca 2015

Niespodzianka

Moją niespodzianką, zresztą obiecaną przeze mnie jest zwiastun. Jest on dość nietypowy, ponieważ zawiera jedynie albo aż wydarzenia, które będą miały miejsce w kolejnych odsłonach rozdziałów :) Także z mojej strony to na tyle, życzę miłego oglądania i "widzimy" się w środę z kolejnym rozdziałem :D


środa, 1 lipca 2015

Rozdział 74


Obudziłam się szybko nabierając powietrza do płuc. Leżałam na swoim łóżku, a w pobliżu nie było ojczyma. Popatrzyłam badawczo na swoje nadgarstki na których były świeże rany  zrobione kilka godzin temu, jak i blizny po nich. Na szczęście to był jedynie głupi sen, który był na tyle realistyczny, że można by pomyśleć, że to prawda. Gdyby taka sytuacja miała miejsce w prawdziwym życiu, nie wiem co bym zrobiła. Najwidoczniej musiałam zasnąć po tym jak wróciłam do swego pokoju. Przetarłam dłonią twarz i wyszłam z łóżka. Było już późno i zarazem cicho, więc pewnie wszyscy spali. Nie chciałam ich budzić, dlatego szybko przemknęłam do łazienki gdzie się umyłam. Gdy chwyciłam za ręcznik by się wytrzeć, zwróciłam uwagę na fakt, iż nie wzięłam ze sobą piżamy. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i powróciłam do swego pokoju gdzie ubrałam na siebie ubranie do spania.

***
-Nienawidzę szkoły.- mruknęłam, mocniej chwytając ramię torby. Poczułam  rękę owijające moje ramiona.
-Nie przesadzaj. To tylko 10 miesięcy, a jeśli zaczniesz odliczać dni do następnych wakacji minie ci to szybciej.- Mike uśmiechnął się tak promiennie jakby w ogóle nie przejął się faktem rozpoczęcia roku szkolnego. Idziemy przez szkolne korytarze dość obszerną grupą, ponieważ zaliczam się do niej ja, Mike, Josh, Steven, Nicholas z Rosi, Bryan oraz zespół siatkarski chłopaków. Nowi uczniowie przyglądają się nam z dość dużą ciekawością.
-Popatrz jacy jesteśmy popularni.- wyszeptał do mojego ucha Mike, parskając śmiechem.
Witaj szkoło! Niestety lub stety znów muszę zacząć stawiać czoło nowym wyzwaniom. Wolałabym teraz spać w moim mięciutkim, cieplutkim i wygodnym łóżku niż być tutaj i musieć się uczyć.
Gdy szliśmy w stronę sali gimnastycznej gdzie za chwilę ma przemówić dyrektor, ponieważ myśli, że w jakiś sposób nas zmotywuje. Przed nami jak z pod ziemi stanęła Chloe, wzięła Josha za rękę i ruszyła razem z nami na halę. Przewróciłam jedynie oczami nic nie mówiąc, bo po co i tak mi to nic nie da on będzie robił to co uważa za słuszne. Mike razem z drużyną usiedli na samej górze trybun, ponieważ należą do zespołu siatkarskiego dlatego mają te przyzwolenia. Ten budynek łączy gimnazjum oraz liceum do którego chodzi Wide. My natomiast usiedliśmy dosłownie przed nimi. Znaczy prawie każdy usiadł, ponieważ akurat dla mnie zabrakło miejsca i miałam zejść na sam dół, gdy poczułam pociągnięcie za nadgarstek. Odwróciłam wzrok na osobę trzymającą moją rękę, którą okazał się nie kto inny jak Mike klepiący miejsce między sobą a Peterem. Uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce.
-Cisza! Mi również nie chce się tu siedzieć, ale nie mam innego wyjścia.- powiedział beznamiętnie dyrektor.- Chce powiedzieć tyle, że nie chce przez cały rok dostawać wezwania, że palicie, ćpacie lub Bóg wie co jeszcze robicie na terenie szkoły. W tym roku chce mieć spokój od waszych problemów, dlatego zachowujcie się w miarę przyzwoicie. Zaraz dostaniecie plany lekcji od swoich wychowawców i marsz mi grzecznie na lekcje!- ostatnie słowa wykrzyczał do mikrofonu i zszedł z podwyższenia. Gwar rozniósł się po pomieszczeniu, wszyscy zaczęli wstawać, jedynie ja nadal siedziałam na swym siedzeniu. Tak bardzo nie chce mi się nigdzie iść, jestem zmęczona, ponieważ wczorajszego wieczoru nie śpieszyłam się z zaśnięciem i mimo zakazów matki, oglądałam filmy w salonie.
-Co z tobą, jesteś dzisiaj nie do życia.- Bryan chwycił mnie za ramiona i poruszał na boki, a ja coś mruknęłam pod nosem, wysilając się na mały uśmiech.
-To przez szkołę, tak bardzo nie chcę tu być.- ostatnie słowa wręcz wyjęczałam i podniosłam się z siedzenia idąc za resztą. Wlokłam nogi za sobą i wiedziałam, że dzisiejszy dzień będzie jednym z gorszych. Idąc korytarzem obok szafek dla pierwszaków, ktoś podstawił mi nogę i upadłam na podłogę. Nie miałam nawet ochoty by policzyć się z tą osobą. Wymruczałam zaspana, wiązankę przekleństw podnosząc się i zbierając ślamazarnie bez pośpiechu swe książki.
-No kurde, Ley. Rusz się i w końcu się obudź.- Steven podniósł mnie mimo moich protestów i wziął ode mnie torbę.
-Nie każ mi cię uderzyć na przebudzenie.- zaśmiał się.
-Weźmy zerwijmy się z lekcji.- wymamrotałam, podczas gdy on ciągnął mnie za rękę do klasy.
-Niech panienka Styles uważa na swoje zachowanie w tym roku.- usłyszałam za sobą basowy głos dyrektora. Nie miałam zamiaru się odwracać, jedynie co zrobiłam to dorównałam kroku Stevenowi.
-Brawo Ley.- zaśmiał się gdy weszliśmy do klasy, a wzrok każdego powędrował na naszą dwójkę.
Zajęliśmy szybko miejsca w ostatniej ławce i dostaliśmy nowe plany lekcji.
-Posłuchajcie mnie uważnie. W tym roku szkolnym dyrekcja zarządziła aby uczniowie z najstarszych klas byli kimś w rodzaju podopiecznych dla młodszych takich jak pierwszaki.- po słowach wypowiedzianych przez nauczycielkę, Steven podniósł rękę do góry, a pani oddała mu głos.
-Czyli mogę być podopiecznym Leayny, bo ona faktycznie jest ode mnie niższa i gdyby nie ja to nie trafiła by samodzielnie do klasy.- uśmiechnął się promiennie i objął mnie ramieniem mierzwiąc mi włosy. Parsknęłam śmiechem, a profesorka naprawdę  zaczęła debatować nad tą sytuacją co wydawało mi się nieracjonalne.
- Słuszna uwaga panie Price, ale wydaje mi się, że pańska koleżanka znakomicie da sobie radę sama.- uśmiechnęła się i przeszła do dalszego tłumaczenia.
-Wybrano kilkoro uczniów z tej oto klasy, którzy powinni podwyższyć swe zachowanie i nie tylko: Zack,Nick,Nicholas,Leayna, Rosi, Steven oraz Rebeca. Po tej lekcji przedstawię wam waszych podopiecznych na tydzień.
Wydawało mi się to absurdalne, ale jeśli to ma podwyższyć moją ocenę z zachowania, to jestem jak najbardziej za. Oparłam głowę na ręce i tępo wpatrywałam się za okno. Ludzie chodzili tacy wolni, nie to co my zamknięci pod przymusem w szkole. Minęło kilka kolejnych minut po czym zadzwonił dzwonek na przerwę.
***
Okazało się, że moją podopieczną jest nie jaka Nicola z pierwszaków i na moje nieszczęście jest Directioner.
Zaczęła się pora lunchu, więc wszyscy podążali do stołówki.
-Josh, weźmiesz mi jedzenie?- zawiesiłam się na jego ramieniu, robiąc słodkie oczka. Pokręcił głową, nie zgadzając się. Zatrzymałam się i popatrzyłam po tłumie, dostrzegając Mike z kilkoma kumplami z klasy. Podeszłam do nich i tym razem zawiesiłam się na jego ramieniu ponownie robiąc słodkie oczka.
-Co chcesz?- zaśmiał się.
-Weźmiesz mi jedzenie?- uśmiechnęłam się promiennie.
-Okay, zajmij nam miejsce.- cmoknął mnie w czoło i odszedł.
Usiadłam przy jednym z lepszych stolików, który jest zarezerwowany wyłącznie dla starszych klas.
-Co jest między tobą, a Widem?- zaświergotała Rosi idąc z Nicholasem do stolika.
-Nic, a co ma być?- zdziwiłam się, patrząc na nią pytająco.
-Zachowujecie się jak para. Sam fakt jak na siebie patrzycie, to takie słodkie.- jej oczy ożywiły się i najwidoczniej chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przeszkodzili jej chłopaki. Mike podał mi tacę z jedzeniem i usiadł na przeciw mnie. Podczas gdy jedliśmy, cały czas miałam w głowie słowa Rosi. Nigdy nie myślałam o Mikeu jako o chłopaku. Chodź faktycznie, czasem odwalałam dziwne sceny zazdrości. Wpatrywałam się w niego podczas gdy on jadł. Nagle podniósł głowę patrząc na mnie.
-Coś się stało?- pokręciłam głową i wróciłam do zjadania mojej sałatki.
Gdy wszyscy już zjedli i siedzieliśmy rozmawiając w dość dużym gronie, ponieważ niektórzy dostawili sobie do naszego stolika krzesła, więc wielu uczni przyglądało się z zaciekawieniem.
-Hej Leayna.- Nicola stanęła obok mnie, machając przesadnie ręką.
-Emm, hej.- popatrzyłam na nią, a następnie na resztę. Wzrok każdego z naszej ekipy wylądował na niej, więc pewnie musiała czuć się dziwnie.
-Zajmijcie się gadaniem o tym kiedy w końcu Nicholas przeleci Rosi.- tak, to był ich temat który został przerwany przez pierwszoklasistkę. Odeszłam z nią od stołu.
-Mam do Ciebie pytanie.- powiedziała podekscytowana.
-Więc słucham.- podniosłam obojętnie ramiona w górę.
-Zapoznasz mnie z chłopakami?- wyczułam w jej głosie lekką panikę.
-Z kim, że niby z nimi?- wskazałam zdziwiona na grupkę śmiejących się przyjaciół. Pokręciła głową, uśmiechając się.
-Z One Direction.- no tak, przecież to fanka. Kiwnęłam głową, chodź skoro jest fanką to wydaje mi się logiczne, że powinna wiedzieć, iż są aktualnie w trasie.
***
Leżałam na łóżku ze słuchawkami w uszach. Oczy miałam przymknięte i po całym męczącym dniu potrzebowałam chwili zrelaksowania, która nietrwała długo.  Z uszu zostały wyciągnięte słuchawki, więc mimowolnie musiałam otworzyć oczy i zobaczyć kto to. Oczywiście moja "ukochana" mama.
-Czego chcesz?- warknęłam.
-Harry dzwoni.- pomachała mi słuchawką przed twarzą, szybko chwyciłam telefon w dłonie.
-Hallo?- zaczęłam.
-Witaj młoda, co u Ciebie słychać?- usłyszałam zachrypnięty głos Hazzy i w tle krzyki chłopaków, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Brakowało mi tego, brakowało mi ich...
-Nie jest źle, a co u Was słychać?
-Właśnie jesteśmy po koncercie i zaraz będziemy się witać z fanami.
-Czyli musisz się rozłączyć?- powiedziałam smutna, no bo do cholery jednak to ja jestem jego siostrą i mam prawo porozmawiać z nim dłużej niż jedynie 5 minut.
-Niestety kochanie.- nie usłyszałam w jego głosie ani nutki smutku, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło.
-Skoro  nasza rozmowa ma tak wyglądać to lepiej w ogóle  nie dzwoń. Cześć.- warknęłam i rozłączyłam się zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
___________________________________________________________________________
Hej i za nami kolejny rozdział mordki.
Jak wam mijają wakacje? Jakieś interesujące plany? Nie mówcie tylko, że cały czas spędzacie przed monitorami :p Łapcie z życia co najlepsze :3 a ja oddaję wam w wasze ręce rozdział 74. Oceńcie komentując bo to naprawdę motywuje BARDZO :)
Niestety nie wyrobiłam się z niespodzianką  dlatego może jeśli zacznie mi wszystko prawidłowo działać i uda mi się dokończyć chodź nic nie obiecuję bo są wakacje i nie ma mnie praktycznie w domu to zobaczę co da się zrobić.
Piszę również opowiadanie na wattpadzie- Fame&money
Komentujcie i do przyszłej środy :)