niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 92 cz.I


Dni mijały w zatrważająco szybkim tempie. Przez ostatnie pół roku moje życie odwróciło się praktycznie o 360 stopni. Mama próbuje nawiązać z nami kontakt, ale Harry nie pozwala jej na widzenie mimo, że jest ona moją rodzicielką. Ja również nie odczuwam potrzeby rozmowy z nią. Wróciłam do drużyny, a zawodnicy zrozumieli, że ich zachowanie było mocno nie na miejscu. Przez wiele tygodni trudzili się, abym tylko im wybaczyła te zdarzenia, które już dawno puściłam w niepamięć.  Mike już nie jest tylko przyjacielem, stał się kimś ważnym w moim życiu. Jesteśmy szczęśliwą parą i mamy nadzieję, że tak pozostanie do końca. Niestety, jesteśmy młodzi i nie możemy przewidzieć przyszłości. Harry pomógł mi przejść do następnej klasy i za kilka miesięcy będę kończyć szkołę. Mike niestety nie chodzi  z nami do szkoły, ale nadal uczęszcza na treningi z myślą o mnie. Twierdzi, że woli mieć na mnie czujne oko. Mój zazdrośnik. Relacje z Hazzą naprawiliśmy do tego stopnia, że stał się dla mnie podporą i osobą, która nie pozwoli mi upaść.

      Dzisiejszego dnia nie czułam się najlepiej. Iście na zajęcia były wręcz katorgą. Było mi słabo i czułam jak bym miała za chwilę omdleć. To było naprawdę męczące. Mimo to wytrzymałam do końca lekcji i myślałam, że niepostrzeżenie uda mi się wymknąć ze szkoły, jednak szczęście dzisiaj mi nie dopisywało.
-Leayna, a ty gdzie się wybierasz? Na trening, za tydzień mamy zawody, a ty chcesz olać drużynę?- usłyszałam za sobą groźny ton trenera. Przeklęłam się w myślach za to, że byłam tak wolna w ucieczce. Odwróciłam się jedynie na pięcie i razem z nauczycielem poszłam w stronę hali.
Przebrałam się w strój drużyny i poszłam na ten przeklęty trening.
Przywitałam się ze wszystkimi i postanowiłam dać z siebie wszystko, pomimo mojego stanu. Gdy do końca pozostało 30 minut sądziłam, że wytrzymam. Jednak zawroty głowy stawały się mocniejsze i nie umiałam się przez nie skupić na właśnie rozgrywanym meczu między drużynami damsko-męską.
Nie byłam w stanie odebrać najprostszej piłki, co irytowało każdego. Nagle świat przed oczami zawirował, ogłuszyło mnie, a ciało stało się bezwładne. Poczułam jak upadam, a zaraz po tym tracę świadomość.

~~Mike~~
Martwiłem się o Leayne. Od początku, gdy tylko dziś ją zobaczyłem, nie wyglądała za dobrze. Kiedy zemdlała na boisku, wiedziałem, że błędem było jej przyjście na trening. Z powodu, że Ley nie odzyskiwała świadomości, zadzwoniono po karetkę, która wzięła ją do szpitala. Nie bałem się o nią tak dawno. Myślałem, że odwiedzanie jej w szpitalu już się zakończyło.
Pojechałem najszybciej jak tylko mogłem do szpitala. Nie mogłem wejść do Sali. Siedziałem więc na korytarzu, czekając na przyjazd jej rodziny.
-Mike, co się stało?- usłyszałam spanikowany głos Harrego.
-Graliśmy w siatkówkę, a ona w pewnym momencie upadła na boisku i nie dało się jej ocknąć, dlatego zadzwoniliśmy po karetkę.
-Idę się czegoś dowiedzieć.- mruknął, chcąc się oddalić, jednak szybko zareagowałam, chwytając go za rękę aby się zatrzymał.
-Lekarz kazał czekać. Powiedział, że gdy będzie coś wiedział, to przyjdzie nas poinformować.
Harry skinął głową na znak iż rozumie, po czym zajął miejsce obok mnie. Nie wiem ile zajęło nam czekanie na przyjście lekarza, ale było to strasznie monotonne.
Gdy jednak zjawił się na korytarzu, w  jednej sekundzie podnieśliśmy się z niewygodnych krzeseł.
-Co z nią?- spytał zniecierpliwiony loczek.
-Niestety nie mam dobrych wieści…- mężczyzna wypuścił powietrze z płuc. Miał około 40 lat, umięśniony i wysoki brunet o niebieskich oczach.
-Może pan jaśniej?- nie wiem co jest mojej dziewczynie, a mina doktora nie świadczy o tym, że jest dobrze.
-Przewieziemy Leayne na oddział onkologii, tam zrobimy kilka badań.
-Onkologii, czy ja się przesłyszałem?!- wykrzyknął Harry, w jego oczach widziałem ból, strach, bezradność. Tyle emocji w jednej chwili. Gdy tylko to usłyszałem, zamurowało mnie. Byłem w szoku i nie wiedziałem co mam powiedzieć.
-Proszę być dobrej myśli. Chcemy jedynie rozwiać jakiekolwiek wątpliwości.- uśmiechnął się pokrzepiająco mężczyzna w białym kitlu, po czym przeprosił nas wracając do pacjentów.

~~Harry~~
Moja siostra, moja mała siostrzyczka może mieć raka. Jeszcze ostatnio nic nie wskazywało na to by coś mogło być nie tak. Jednak dziś nasze życie znów miało odwrócić się do góry nogami…

Wszedłem niepewnie do Sali w której leżała Ley. Była przypięta do wielu aparatur, które pomagały jej oddychać, sprawdzały tętno itp. Była blada, a mimo to jej uśmiech dalej widniał na twarzy. Na te widok mimowolnie uśmiechnąłem się.
-Jak się czujesz?- usiadłem na krzesełku obok łóżka.
-Lepiej, ale myśl o tym, że właśnie znajduję się w szpitalu wcale nie poprawia mojego nastroju.
-Spokojnie, zrobią ci kilka badań i wyjdziesz stąd zdrowa jak ryba.- uśmiechnąłem się do niej, ponieważ nie była świadoma tego na jakim oddziale się znajduje. Może i lepiej…
-Jak się dowiedziałeś, że tu jestem?- spytała zaciekawiona.
-Mike do mnie zadzwonił.
-Jest tutaj?- dziewczyna jak by nagle ożywiła się.
-Tak, siedzi na korytarzu.- na te słowa, rozpromieniła się.
-Mógłbyś go za chwilę zawołać?
-Tak, pewnie.- już miałem wstawać, gdy jej lekki uścisk na nadgarstku spowodował, że ponownie usiadłem.
-Teraz chcę porozmawiać z tobą.- zaśmiała się, posyłając mi jeden ze swych uśmiechów, do których nadal nie umiem się przyzwyczaić.
-Martwię się o ciebie. Tylko ty mi zostałaś siostra.- odezwałem się, a ona bez wahania przytuliła mnie do siebie. Gdyby nie ona, moje życie wyglądało by całkiem inaczej. Nie było by w nim Tylku wrażeń i doświadczeń jakich doświadczyłem przez te 4 lata. Jest moim oczkiem w głowie i chyba zawsze będzie dla mnie jako mała siostrzyczka.
-Spokojnie Harry, nic poważnego mi nie jest. Czuję się dobrze, nie ma potrzeby do obaw. Chłopaki też tu są?
-Dzwoniłem do nich, powinni zaraz się pojawić.- uśmiechnąłem się do niej na tyle ile byłem w stanie.
W tym samym momencie do Sali wszedł lekarz, który poprosił mnie do swojego gabinetu.
***
-Niestety nie mam najlepszych wieści dla pana.- lekarz spochmurniał.
-Co jest z Ley?- nie wiem na co powinienem być gotów.
-Wykryliśmy we krwi pańskiej siostry podwyższone komórki, które świadczą o chorobie.
-Czy Leayna ma raka?- mój głos się załamał.
-Jest on niezłośliwy, dość szybko został zdiagnozowany, więc Leayna ma szanse na wyleczenie.- mruknął poważnie. Czy jest coś jeszcze, co mogło by mnie zaskoczyć?!
-Co teraz z nią będzie?
-Jeżeli zgodzi się zaczniemy leczenie już od jutra. Chce pan powiedzieć jej osobiście o chorobie, czy mam ja to zrobić?
-Niech pan ją poinformuje.- mruknąłem, dalej będąc w szoku. Moja mała Leayna ma raka. Ona ma raka!
__________________________________________________________________________
Hej
Wiem, że niektórzy z was czekali na ten rozdział. Spodziewaliście się, że tak potoczy się ta historia? Powoli dobiega ona końca, jednak pierwszej części, która okazała się być nudna :/ Jeżeli będziecie chcieli, to z myślą o was będę kontynuować ciekawszą historię Leayny i Mikea . :)
Nikt nie skomentował ostatniego rozdziału, co bardzo mnie smuci, bo nie wiem co się dzieje z wami. Aż tak nudne? 
Widzimy się z kolejną częścią rozdziału już za tydzień. Skomentujcie, to daje mega motywację do pisania :D!