poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 84


Minęły 3 dni od powrotu do świata żywych, jednak przez ten okres czasu wcale ani na chwilę nie poczułam się lepiej. Wręcz przeciwnie, zżerają mnie wyrzuty sumienia, jak i sam ból. Nawet leki nie są w stanie uśmierzyć tego co czuję. Godzinami leżę bez celu na szpitalnym łóżku, wpatrując się w obraz za oknem.
-Hej mała.- usłyszałam wchodzącego do sali Mikea, ale nie zareagowałam. Nie chciałam, a może po prostu nie miałam odwagi?
Poczułam jak siada obok na krześle.
-Jak się czujesz? Ludzie w szkole martwią się o ciebie i ciągle pytają kiedy do nich wrócisz.- najchętniej to nigdy. Nie mam ochoty na rozmowy z nikim. Lubię wegetować w samotności. Po przebudzeniu byłam zła na siebie za to jaki błąd popełniłam. Teraz jednak wraca wszystko i toczę walkę ze samą sobą.
-Ej, mała. Porozmawiaj ze mną. Słyszałem, że nie chcesz nawet z Harrym rozmawiać. Wiesz, że tak nie można i bez naszej pomocy nie uda ci się samodzielnie przez to wszystko przebrnąć? Dałaś mi szansę i tym razem nie zmarnuję jej. Pamiętaj jedno, zawsze będę przy tobie nawet wtedy gdybym był najgorszym wrogiem.- słowa które wypowiadał Mike wcale nie koiły problemów, wręcz przeciwnie. Czułam, że za raz nie wytrzymam i całą swoją złość wyleję na niego.
-Mike, idź już.- powiedziałam cichutko. Poczułam ciepły dotyk na swojej skórze, którego nie chciałam się pozbyć, jednak musiałam. Odciągnęłam rękę, przyciągając ją do swojego ciała.
-Co się dzieje?- zakłopotanie w głosie chłopaka było dobrze słyszalne. Pokręciłam głową, na znak, że nie chcę o tym mówić.
On jedynie wypuścił powietrze ze świstem i wstał z krzesła, kierując się do wyjścia.

~~Harry~~
Tak bardzo chciałbym zobaczyć, porozmawiać z Ley ale brak czasu uniemożliwia mi to. Każdego dnia szukam chwili, aby chodź na chwilę spotkać się z Leayną.
-Ej, stary. Jest próba, jeśli i tym razem ją zawalisz to możesz jedynie pomarzyć o wolnym weekendzie.- odezwał się zły Niall.
Cała ta sytuacja z brunetką nie pozwala mi spać, jeść i normalnie funkcjonować. Gdyby życie było tak proste jak w filmach...
-Wybaczcie, ale ja nie potrafię. Zrozumcie też mnie, to wszystko mnie przerasta. Mama wyjechała nie przejmując się swoją córką, nie odwiedziłem jej od kilku dni, a lekarz z którym jestem cały czas w kontakcie mówi mi, że stan Ley pogorszył się. W takim razie powiedźcie mi jak ja mam normalnie żyć, chodź wiem, że wy wymagacie tego ode mnie, ale ja tak nie umiem!- byłem cholernie zły na siebie, na nich i cały świat za to, że nikt nie stara się mnie wspierać i pomagać, a zawsze to ja obrywam najwięcej.
-Harry, weź kilka dni wolnego.- obok mnie usiadł Zayn i poklepał po ramieniu.  Przytaknąłem ruchem głowy i bez namysłu udałem się do szefostwa.
***
-Ona nie chce odwiedzin.-odburknęła mi średniego wieku pielęgniarka Była niska, o obszernej posturze ciała. Jej twarz zdradzała jak bardzo jest ona zmęczona i przepracowana. Szare pasma włosów gdzie nie gdzie wydostawały się z poza koka.
-Ale jestem jej bratem do cholery! Niech mnie pani puści!- kłócę się już od dobrych 10 minut z uparcie z tą zawziętą kobietą , która nie chce mnie wpuścić do Ley.
-Proszę się uspokoić bo wezmę ochronę.- warknęła, po czym poszła do jakiegoś pokoju na chwilę, po czym ponownie wróciła.
-Niech mnie pani zrozumie. Chcę zobaczyć się z siostrą. Martwię się o nią, a ona potrzebuje mnie w tym trudnym okresie dla niej.
-Niech panu będzie, ale jeśli przez to coś się wydarzy, to będzie jedynie pańska wina.- ostrzegła mnie surowym tonem, zsuwając się z drogi.
-Co by się mogło zdarzyć?- na prawdę chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. Pielęgniarka jedynie wzruszyła ramionami powracając do wcześniej przerwanego zajęcia przy dokumentacji.
Podszedłem do dobrze już mi znanych drzwi. Cicho zapukałem, po czym lekko je uchyliłem dostrzegając skuloną osóbkę na wielkim łóżku.
-Hej mała.- wszedłem do środka niepewnie. Ona nawet nie popatrzyła na mnie, ciągle jej wzrok tkwił gdzieś po za oknem. Usiadłem na krześle i przypatrywałem się jej w ciszy.
***
-Życie nie ma sensu i wcale nie mamy konieczności ciągnięcia go na siłę. Nie chcesz żyć- umierasz, chcesz-żyjesz dalej w fałszywym świecie pełnym zakłamania i nienawiści.- to były jej pierwsze zdania po okołu dwóch godzinach przebywania w swoim towarzystwie. Przez cały ten czas tylko ja prowadziłem monolog. Jednak to co powiedziała zaniepokoiło mnie. Lekarz w prawdzie mówił, że przez jakiś czas może mieć zaburzenia jednak nikt nie przypuszczał, że wróci do wcześniejszego stanu jak przed próbą samobójczą.
-Jesteśmy przy tobie i każdy martwi się o ciebie.- wprawdzie nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć aby poczuła się lepiej i zapomniała o tym co było przeszłością.
-Każdy z was jest tylko na chwilę. Czemu nie będziecie jak mama i wycofacie się od razu, niż ciągnąć to bez sensu do pewnego momentu?- walczyła, broniła się przeciw nam wszystkim. Dopiero teraz zauważyłem, że nie jest już to ta sama Ley co dwa lata temu. Ona wyrosła, zrozumiała wiele spraw, ale ma problemy z zaakceptowaniem ich, a ja nie wiem jak jej pomóc.
-To nie wygląda tak jak tobie się wydaje. Jesteśmy i zawsze będziemy, tylko ty sądzisz, że każdy jest przeciw tobie. Musisz też zrozumieć, że inni również mają problemy i nie mogą interesować się tylko tobą przez cały czas.
-Skończ! Nie chcę waszej uwagi tylko szacunku! Ty nic nie wiesz!- fuknęła i odwróciła się do mnie plecami.
-To wytłumacz mi to!- byłem na nią tak cholernie zły, a pomyśleć, że jeszcze 5 minut temu chciałem pokazać jaki błąd popełnia.
-Wszyscy cię akceptują, nikt nie odważy się do ciebie podejść i powiedzieć co o tobie sądzi. Masz wokół siebie wielu wspaniałych ludzi, którzy nie zostawią cię dla innych. Spełniasz marzenia bez większych problemów, nie musisz każdego dnia bać się,że ktoś podejdzie do ciebie i upokorzy przed innymi. Mi tego brakuje, nie posiadam tych wszystkich rzeczy chodź bardzo bym chciała.- jedna samotna łza wypłynęła na jej policzek. Starłem ją będąc w szoku. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, jak podnieść ją na duchu.
-Ja.. ja przepraszam. Zawiodłem cię.- spuściłem wzrok na podłogę.
Nie dotrzymałem obietnicy.

*****

~~Mike~~
Minęło już 2 tygodnie od felernego zdarzenia. Leayna dalej przebywa w szpitalu i jedynie Harry ma do niej wstęp. Podobno jest w bardzo złym stanie i załamała się całkowicie. Nie wiem co tak naprawdę się dzieje, bo nikt nie chce mi powiedzieć i czuję się z tym bardzo źle. Wiem, że to moja wina ale nie mogę już nic zrobić. Jest już za późno. Trener dowiedział się o wszystkim i najwidoczniej był mocno tym wstrząśnięty, ponieważ odwołał nam w tym dniu trening, mówiąc że musi wszystko przemyśleć. Nie skreślił jej z listy zawodniczek i dalej widnieje na tablicy. Każdy w szkole tylko czeka aby przeprosić Ley, chodź dobrze wiem, że szybko to nie nastąpi.
Dziś gala sportowców w której znalazły się i nasze obie drużyny siatkarskie. Miałem odebrać statuetkę jako kapitan i gdyby tylko była z nami Leayna, szła by razem ze mną.
Nic mnie nie cieszyło, a świat bez niej stał się smutny.
-Ej, Mike słuchasz mnie?- przed oczami zamachał mi Jessy. Jedna z osób pełniąca kontrolę nad całą galą aby wszystko poszło jak należy.
-Tak, jasne.- mruknąłem, przenosząc swoją uwagę na niego.
-Nie wiem co chodzi ci teraz po głowie, ale masz wypaść jak najlepiej i nie obchodzą mnie twoje sprawy prywatne.- w jednej chwili z miłego faceta, stał się osobą nieznoszącą sprzeciwów.
Przytaknąłem ruchem głowy i gotowy udałem się na swoje miejsce na ogromnej sali.

~~Leayna~~
Każdy dzień jest bezsensowną rutyną. Rano leki, jedzenie, badania, rozmowa z psychologiem i tak w kółko. Czuję się z tym źle, a jednocześnie zirytowana do granic możliwości. Mam już tego dość. Robią ze mnie osobę chorą psychicznie, a ja nią nie jestem! Drzwi się otworzyły, a w nich zobaczyłam Harrego. Nie był już tym uśmiechniętym, pełnym energii chłopakiem co niegdyś. Podkrążone oczy, blada cera i brak blasku w jego oczach zdradzały jak bardzo jest tym wszystkim wykończony.
-Harry... proszę weź mnie stąd.- nie mogąc dalej wytrzymać, musiałam dać upust swoim emocją. Zaczęłam płakać, jak małe dziecko i miałam gdzieś co może pomyśleć sobie o tym Hazza.
-Ej mała, jeszcze kilka dni,a potem obiecuję wrócimy do domu.- przyciągnął moje wychudzone ciało do swojego. Prawda była taka, że każde jedzenie jakie dostawałam lądowało w koszu. Nie jem nic, nie mając nawet na to ochoty.
-Kłamiesz! To samo mówisz każdego dnia! Chcę zobaczyć innych, a wy mi na to nie pozwalacie. Dlaczego?- wiedziałam, dowiedziałam się przypadkiem od jednej z pielęgniarek. Lekarze twierdzą, że jestem zagrożeniem dla społeczeństwa i nie mogą tak po prostu wypuścić mnie do ludzi. Wczoraj ściągnięto mi gips z ręki, dzięki czemu czuję się o kilka gramów lekkciej.
-Mała... to dla twojego dobra.- powiedział to tak cicho, że ledwo usłyszałam. Odsunęłam się od niego szybko stając na własne nogi mimo bólu który mi doskwierał.
-Robisz wielki błąd zgadzając się na to wszystko! Czuję się gorzej pod względem fizycznym jak i psychicznym. Nie jestem chora psychicznie, żebyście trzymali mnie tu wbrew mojej woli!- krzyczałam, nie mogąc znieść tego co mi się przytrafiło. Harry również stanął, mając nade mną przewagę dzięki wzrostowi i sile.
-Mała, oni chcą ci pomóc. Pozwól im na to.- pokręciłam głową osuwając się jak najdalej niego.
Nagle mój telefon pod poduszką zawibrował zdradzając tym samym, że go posiadam.
-Skłamałaś.- warknął, podchodząc szybko do łóżka zabierając przedmiot z pod poduszki. Nie mogłam mieć telefonu, dalej nie mając pojęcia dlaczego. Przez cały czas był on w moim plecaku, którego nikt nie przeszukał pod czas gdy byłam nieprzytomna, a gdy spytano mnie  o niego odpowiedziałam, że był zniszczony dlatego wyrzuciłam go do kosza.
Poczułam jak po policzkach sączą się słone łzy. Nie chcę być jak zwierze zamknięte w klatce.

***
Po wyjściu Harrego odczekałam kilka godzin, do momentu aż będzie ciemno. Nie zwracałam uwagi na ewentualne konsekwencje, liczyło się jedynie wydostanie z tego miejsca. Gdy za oknem było już ciemno, a na korytarzu zrobiło się cicho pod wpływem impulsu podbiegłam do drzwi i cichutko je otwarłam nasłuchując ewentualnych, zbliżających się kroków. Rozejrzałam się dookoła i nie zważając na ból biegłam jak najszybciej, kierując się do drzwi wyjściowych. Kilku lekarzy z pielęgniarkami rozpoznało mnie jednak zareagowali za późno aby mogli mnie dogonić.
_____________________________________________________________________
Hej
Smutno mi, że nikt nie napisał komentarza ;/ aż tak żałosne są moje rozdziały? Dla was to tylko chwila, a dla mnie ogromna motywacja lub przeciwnie. Proszę, poświęćcie tą chwilę na napisanie komentarza. Wiem, że namieszałam w tej historii ale potrzebowała ona lekkiego zawirowania ;)
Ps. Życzę wam szczęśliwego nowego roku, aby przyniósł on wam wiele radości i wspaniałych, niezapomnianych wrażeń.

niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 83 ,,Ostatnia szansa"


Mamo, Robin, Gemma i chłopaki.

Przepraszam za to jaka jestem ale nigdy nie byłam w stanie się zmienić na lepsze. Starałam się spełniać marzenia, ponieważ miałam do tego idealne możliwości o których nie jeden nastolatek na moim miejscu mógłby mi pozazdrościć. Miałam świadomość, że życie w świecie mediów, gdzie możesz usłyszeć o sobie w wielu gazetach nie jest łatwe. Wiedziałam również, że do wszystkiego da się przyzwyczaić, nie ważne co miało by to być. Życie pisze różne scenariusze, którego ja szczególnie nie potrafię znieść. Jest na tyle trudny, że mam zwyczajnie problem z wytrzymaniem, z  ciężkością z jaką na mnie napiera. Przepraszam, jeśli was zawiodłam ale nie widzę sensu w dalszym życiu na  tej ziemi. Chcę, żebyście uszanowali moją decyzję i nie tęsknili. Ja dalej tu będę, nie ciałem lecz duszą. Nie zrozumiecie mojej decyzji, ale nie wiecie jak to jest gdy zostajesz sam z problemami które narastają i nie widzisz ich końca. Gdy wszyscy wyzywają Cię od najgorszych i ubliżają na każdym kroku by poczułeś się jak najgorzej. Gdy marzenia uciekają ci między palcami, a ty nie wiesz co zrobić by je złapać. Gdy najbliżsi traktują Cię jak powietrze, a ty zostajesz sam zdezorientowany w ogarniającym Cię świecie. Przepraszam, nie dawałam sobie rady. Miałam dość życia. Pewnie gdy to czytacie, mnie już nie ma na tym świecie...

PRZEPRASZAM! Wasza Ley :(

Wstałam od stołka i zgięłam list na pół, wkładając do koperty. Pozostawiłam go widocznie na biurku, po czym ułożyłam się wygodnie w łóżku.
Następnego dnia po przebudzeniu nie śpieszyło mi się z ubieraniem ani jedzeniem, mimo, że każdy pośpieszał mnie do szkoły. Ja jednak wiedziałam, że już tam nie postawię swej nogi.
Obok mnie przeszła mama, wkładając mi drugie śniadanie do torby i uśmiechając się, chodź wiedziałam, że było to wymuszone.
-Mamo?- zwróciłam się do niej, zwracając jej uwagę na mnie.
-Tak, skarbie?- zmarszczyła czołu, czekając na to co powiem.
-Gdy ktoś odchodzi to wierzysz, że zostaje między nami?
-No tak, ale dlaczego pytasz?- teraz zajęła miejsce na przeciw mnie, najwidoczniej zainteresowana tematem. Wzruszyłam ramionami, wstając od stołu i odnosząc brudny talerz do zmywarki.
-Po prostu też w to wieżę i wiem, że nigdy nie odchodzimy na prawdę.- zanim wyszłam z kuchni zatrzymałam się w wyjściu i odwróciłam by jej odpowiedzieć. Kiwnęła głową na znak, że rozumie, a ja wyszłam z domu bez pożegnania.
Tak było dla mnie łatwiej. Starałam się iść obrzeżami Londynu gdzie ludziom będzie trudniej mnie uratować, ponieważ zanim zareagują możliwe, że pomoc będzie już niepotrzebna.
Nie chciałam pociąć się na śmierć ani zostać w lodowatej wodzie. Musiało to być neutralne miejsce i muszę się niestety przyznać, że myślałam nad tym długi czas zanim podjęłam ostateczną decyzję.
Stanęłam na krawężniku chodnika i zaledwie centymetry dzieliły mnie od jezdni. Przełknęłam gulę stojącą w gardle i ostatni raz wciągnęłam haust powietrza po czym zamknęłam powieki i przeniosłam ciężar ciała do przodu. Usłyszałam głośny odgłos klaksonu, który rozniósł się echem po mojej głowie. Poczułam ostry ból przeszywający całe moje ciało i to jak unoszę się do góry, a zaraz po tym upadam z trzaskiem łamiących się kości na jezdnię. Reszty nie jestem w stanie opisać.

~~Harry~~
Ubierałem kurtkę do wyjścia do studnia razem z resztą zespołu. Atmosfera w domu była nad podziw spokojna, jedynie ciche śmiechy któregoś z chłopaków przerywały ten idealny kontrast deszczu z spokojem. Wydawać by się mogło jak by niebo płakało, a jeszcze godzinę temu nie zapowiadało się na to. Wzruszyłem ramionami i ponagliłem ekipę, a sam poszedłem do  auta.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi samochodu i nie pozostało mi nic innego jak czekać na resztę. Wydawało mi się, że to oni gdy usłyszałem dźwięk odbijanej podeszwy o żwir. Poczułem rozczarowanie widząc jedynie matkę. Jednak zaniepokoił mnie wyraz jej twarzy. Nieporadnie otworzyła drzwi od strony pasażera i szybko zajęła miejsce obok mnie. Popatrzyłem na nią zdziwiony, jednocześnie czekając na wyjaśnienia. Widziałem majaczące łzy w jej oczach, dlatego niepokój wzbierał we mnie z każdą chwilą bardziej.
-Co się stało?- głos miałem niepewny. Popatrzyła na mnie z wyrazem bólu i cierpienia.
-Leayna....
-Co z nią?- miałem mieszane uczucia, pewnie znów narobiła sobie problemów w szkole, a teraz my musimy ją z tego wyciągać.
-Musimy je...jechać do szpitala. Teraz. Już!- ostatnie dwa słowa wykrzyczała przez płacz. Miałem tyle pytań i ani jednej odpowiedzi. Jednak zadawanie ich w tym momencie było nieodpowiednie. Wykonałem polecenie mamy mimo, że moje myśli były sprzeczne z wykonywanymi czynami. Chciałem zostać, dowiedzieć się co się stało. Przecież za kilka minutach miałem razem z chłopakami wstawić się w wytwórni, a tym czasem jadę bez słowa wyjaśnienia do szpitala.

~~Mike~~
Stałem oparty o jedną z szafek na korytarzu razem z Peterem, Maxem i Olivierem. W najmniejszym stopniu nie starałem się słuchać tego o czym rozmawiają. Interesowała mnie jedynie grupka nastolatków rozmawiającą z nauczycielką. Czułem się beznadziejnie ze świadomością, że nie starałem się wczoraj pomóc Leaynie i mimo zapewnień z mojej strony, że już jej nie zostawię to zrobiłem na przekór wszystkim obietnicą. Może, gdybym wstawił się wczorajszego popołudnia za nią i nie pozwolił aby była obiektem kpin to dziś była by tutaj razem z nami. Kto wie co teraz myśli, albo ma w planach. Co jeśli postanowi zmienić szkołę? Przecież w Londynie jest ich pełno i właśnie w tej chwili może zgłaszać do któreś z nich pismo o przeniesienie. Nie mam pojęcia co bym zrobił. Czuję się winny wszystkim szyderstwom zadawanym w jej niewinną osóbkę.
Z zamyśleń wyrwał mnie szloch roznoszący się po całym korytarzu. Była to Rosi szarpiąca się w ramionach Nicholas'a. Reszta jej przyjaciół również miała miny pełne żalu i cierpienia. Nagle nie wiem skąd i jakim cudem obok mnie stanęła rozhisteryzowana Jessi, a wraz z nią reszta.
-To wszystko wasza cholerna wina! Gdyby nie wy i wasze  żałosne kpiny, Ley nic by nie było! Czujcie się winni przez całą resztę waszego popieprzonego życia, bo jeśli ona nie przeżyje to będzie wyłącznie wasza wina!
Starałem się zakodować każde słowo przez nią wypowiedziane.  Jeśli dobrze zrozumiałem, to coś złego stało się z Leayną.
-Co się stało?- spytałem niepewnie pod naporem kilkunastu par oczu.
-Leayna walczy o życie w szpitalu.- wychrypiała cicho Rosi obejmowana przez Nicholasa.

~~Harry~~
-Jej obrażenia są naprawdę rozległe i chyba jedynie cud mógłby pozwolić jej na dalsze życie. Połamane żebra, wstrząs mózgu, złamana lewa ręka, pokiereszowane organy wewnętrzne oraz konieczna była transfuzja krwi. Decydująca będzie dzisiejsza noc. Jej parametry życiowe ciągle słabną.
-Nie chcę państwa straszyć, ale.... ale proszę być gotowym na najgorsze.- zdanie, które wypowiedział do nas lekarz były jak wbicie noża w samo serce. Gdyby nie to, że już  siedzę pewnie upadłbym na posadzkę. Czułem się bezradny i wiedziałem, że nie mogę już pomóż. Wszystko zawierzyłem w nadludzką siłę, która pomoże mojej niewinnej siostrzyczce.
-Ale jak to?! Zróbcie coś! Ona musi żyć, jest taka młoda.-mama nie potrafiła pogodzić się, że jedno z jej dzieci mogłoby nie przeżyć dorosłości.
-Staraliśmy się jak tylko mogliśmy ale zauważyłem niepokojące rany na jej ciele. Niektóre z nich były świeże, a inne już tylko bliznami. Obawiam się, że córka zrobiła to celowo.
Obwiniałem się za wszystko. Obiecałem jej nie raz, że w najtrudniejszych chwilach będę ją bronić. Nie podołałem podjętym zadaniu. Jeszcze nie dawno wszystko wydawało się w porządku. Uśmiechała się i razem z nami żartowała, nie było widać żadnych oznak cierpienia i rezygnacji  z jej strony. Skapitulowała bez żadnego słowo. Chce nas zostawić, jednak ja nie potrafię tego przyjąć do świadomości.
-Chcę ją zobaczyć.- bez namysłu poinformowałem lekarza o swoich zamiarach. Przytaknął ruchem głowy i bez żadnego słowo wyszedłem z gabinetu kierując się do sali w której leżała moja bezbronna, młodsza siostra. Obok sali na krzesłach siedzieli jej przyjaciele. Gdy tylko przyjechałem do szpitala i poinformowano mnie o tym co się wydarzyło, postanowiłem zadzwonić do wychowawczyni Leayny. Nie witałem się z nimi, nie mając na to ochoty, od razu wszedłem do sali. Widok jaki zastałem wprawił mnie w osłupienie. Bezwładne ciało Ley leżało przypięte do mnóstwa różnych kabelków, które podtrzymywały ją przy życiu. Głowę miała owiniętą bandażem, tak samo jak całą klatkę piersiową, a rękę w gipsie. Jej skóra była blada, sam już nie wiem czy przypadkiem nie straciła jakiegokolwiek koloru. Skórę pod oczami miała siną. Podszedłem do niej powoli i niepewnie stawiając kroki, jak by bojąc się, że i to sprawi jej krzywdę.
Usiadłem na krześle przy łóżku i bez słowa przyglądałem się jej. Naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niej. Wszystko by się zmieniło i nic nie było by już takie same.
-Musisz zostać z nami.- jedna łza spłynęła powoli po moim policzku.- Proszę... Życie bez ciebie jest nie do wyobrażenia w mojej głowie. Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego to zrobiłaś? Wydawało mi się, że jesteś szczęśliwa. Czasem mam poczucie, że było by lepiej gdybyś została w Polsce. Niepotrzebnie wtrącaliśmy się tak nagle w twoje życie. Miałaś tam przyjaciół, szkołę i osoby, które kochałaś, a tu? Tu przytrafiały ci się jedynie same złe zdarzenia o których lepiej nie mówić. Przepraszam, że nie dotrzymałem obietnicy ale gdybyś tylko przyszła i poprosiła o pomoc... wybrałaś najmniej trafną decyzję. Nie byłaś odważna, jeśli tak ci się wydaje. Byłaś osobą, która stchórzyła.

Nie dostałem odpowiedzi, chodź i tak na nią nie oczekiwałem. Czułem się jakbym postradał zmysły. Kto normalny mówi sam do siebie? No właśnie, nikt.

~~Mike~~
Gdy myślisz, że dziś będzie lepiej zapominasz o tym jak okrutne jest ludzkie życie. Nie zna skrupułów i przychodzi z zaskoczenia. Tak było i tym razem …
Minęło 15 dni od niefortunnego wypadku, podczas którego ciało wraz duszą Leayny  poddawało się z każdą próbą odratowania . Każdy przestał wierzyć w to iż przeżyje. Wydawać by się mogło, że już nic nie da się zrobić, gdy nagle…
-Mike, masz ostatnią szansę.- po ramieniu poklepała mnie Rosi. Jej nie gdyś opalona skóra, dziś już blada, a uśmiech który gościł na jej twarzy o każdej porze, został zastąpiony niewyobrażalnym smutkiem. Zrozumiała jak ciężko jest mi żyć ze świadomością, że to ja doprowadziłem Ley do takiego stanu.
Boję się tego co może stać się po jej śmierci, ale dalej wierzę, że uda się jej przezwyciężyć wszystko z czym zmaga się w tej chwili. Moja mała, kochana Ley dasz radę!
Powoli podniosłem się z niewygodnego krzesła i poddenerwowany podszedłem do drzwi, które dzieliły mnie od dziewczyny. Zrobiłem głęboki wdech w geście uspokojenia, po czym nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka, zamykając drzwi z wielką starannością by zrobić to jak najciszej. To było głupie, ale wydawało mi się jak by Ley tylko spała, a każdy najmniejszy szelest może ją obudzić.
Leżała spokojnie na łóżku szpitalnym, podłączona do mnóstwa kabelków, które pomagały jej w przeżyciu. Blada skóra i mnóstwo siniaków, bandaży oraz w niektórych miejscach pojawiający się gips nie wskazywały na nic dobrego. Przysiadłem załamany na krześle obok niej.  Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę.
-Cześć…- zamilkłem, szukając odpowiednich słów –Wiem jak bardzo Cię skrzywdziłem i ,że nic nie jest w stanie spowodować  abyś ponownie mi zaufała. –spuściłem głowę, wpatrując się w trzęsące się ręce. –Ale proszę, nie zostawiaj mnie tu samego.  Wyrządziłem ci za dużo krzywdy i pewnie tam gdzie teraz jesteś śmiejesz się ze mnie, bo zachowuję się jak skończony dupek. Szkoda tylko, że uczucie jakim cię darzę zauważyłem dopiero teraz. Może gdybym postarał się bardziej, to nie leżałabyś tu teraz. Brakuje nam ciebie. Wiesz… w szkole zrozumieli, że to co robili wobec ciebie było okrutne, ale czy musiało dojść aż do takiego stanu abyśmy to zrozumieli?- jedna samotna łza uwolniła się zza powiek, pokazując moją słabość. Nie ma chwili abym nie myślał o tej kruszynce, zapomniałem jak się żyje i jedynie co robię to czekam na koniec lekcji aby móc pobiec do szpitala i resztę dnia spędzić patrząc na nią zza szyby. Dziś jednak pozwolili mi się do niej zbliżyć i mino tego jak bardzo jest źle, jestem szczęśliwy.
-Leayna, musisz walczyć. Jeśli nie dla mnie to dla innych. Jeśli wydawało ci się, że nikomu na tobie nie zależy to byłaś w ogromnym błędzie. Jest tyle osób, które nie umieją pogodzić się z rzeczywistością . Ley.. ja..ja cię kocham i jeśli nawet mnie już nie chcesz znać, to proszę zostań. Bo jeśli ty odejdziesz, ja zrobię to samo.  Świadomości, że już więcej cię nie spotkam zabijałaby mnie od środka.
Nagle usłyszałem jak jedna z aparatur pokazująca pracę serca brunetki, przyśpieszyła. Nie wiedziałem co się dzieje, do Sali wbiegło kilkoro lekarzy z pielęgniarkami. Wyproszono mnie natychmiastowo.
-Co jej powiedziałeś idioto?!- od razu zaatakował mnie gniewny głos Josha. Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, więc jedynie poruszałem ramionami w geście nie wiedzy.
~~Leayna~~
Słyszałam! Słyszałam wszystko co mówił do mnie Mike. Czułam jego ciepłą dłoń, lekko obejmującą moją. Chciałam otworzyć oczy, ale były jak przyklejone najmocniejszym klejem.
Słuchając tego co ma mi do powiedzenia poczułam, że zrobiłam okropny błąd chcąc wtargnąć na swoje życie ponownie.  Ale co by było gdybym tego nie zrobiła, czy może nadal byłabym jedynie głupią marionetką ?
-…kocham cie.- ostatnie dwa słowa spowodowały dziwne ciepło rozlewające się po moim ciele. Mimowolnie chciałam słuchać tego wciąż od nowa.
Nagle w miejscu gdzie przebywałam zrobiło się strasznie głośno. Nie słyszałam już Mike, a nawet jego dotyk znikł. Bałam się, tak cholernie bardzo się bałam.
Poczułam dziwne potrząsanie swym ciałem.  Czy tak właśnie wygląda śmierć?
Wzięłam duży oddech powietrza do płuc momentalnie otwierając oczy, krztusząc się przy tym.
Gdy wszystko wróciło do normy, rozejrzałam dookoła na tyle ile mogłam zauważając kilku lekarzy stojących nade mną w sterylnie białej Sali.
-Witaj Ley, jak się czujesz?- zapytał jeden z nich sprawdzając coś na jednym z monitorów.
-Chyba dobrze.- mój głos był nienaturalnie zachrypnięty.
Zanim wyszli zbadali mnie dokładnie i spytali czy chcę porozmawiać  z kimś z bliskich mi osób . Ewidentnie moja odpowiedź ich zdziwiła. Człowiek chciał się zabić ale to nie znaczy, że chce do końca życia przebywać sam! Drzwi kolejny już raz dzisiejszego dnia otworzyły się, a w nich stanął chłopak z burzą loków na głowie. Nie widziałam uśmiechu na jego twarzy, co zaniepokoiło mnie.
-Hej mała.- usiadł na krześle obok mojego łóżka.
-Hej.- przez kolejne kilka minut przyglądaliśmy się sobie, jak by na nowo rejestrując każdy element naszych twarzy.
-Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?- jego ton głosu był płaczliwy. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego Harrego.
-Wy nigdy nie zrozumiecie. Bycie piątym kołem u wozu wcale nie jest miłe. Chcesz być jak inni, zaakceptowany tak samo ale oni tego nie chcą. Nie chcą abyś by ich przyjacielem, kolegą,  a nawet znajomym. Najlepiej gdy udajesz, że ich nie znasz, a oni wyszydzają z ciebie, kiedy tylko najdzie ich ochota.
Hazza nic nie powiedział, jedynie pokręcił głową w niedowierzaniu.
-Czemu nie przyszłaś do nas?- jego wzrok przeszył mnie na wylot. Czułam się jak mała dziewczynka, która zrobiła coś czego nie powinna.
-Wy też nie chcieliście mnie słuchać! Ciebie i chłopaków obchodziła jedynie kariera, a mamę i Robina czubki ich własnych nosów. Każde z was nie zwracało na mnie uwagi!- wykrzyczałam to najgłośniej jak tylko umiałam i czułam się z tym bardzo dobrze. 
-Wiesz… może masz rację. Jednak, nawet gdy wydaje ci się, że nie zwracam na ciebie uwagi to tak nie jest. Jesteś moją siostrą, którą kocham nad wszystko inne i oddał bym za ciebie wszystko, by tylko mieć cię przy sobie.
Po tych słowach poczułam się, że jednak komuś na mnie jeszcze zależy i jednocześnie utwierdziłam się w przekonaniu, iż był to błąd popełniając taką decyzję życia.
-Jest tu mama?- spytałam, mając nadzieję, że jest i przez cały ten czas martwiła się o mnie. Harry jedynie spuścił głowę bawiąc  się palcami.
-Niestety nie. Musiała wrócić do Ameryki, ale mama kazała mi cię mocno uściskać gdy tylko się obudzisz.- popatrzył na mnie niepewnie.
Odwróciłam wzrok, wlepiając go w widok za oknem.
-Gdy wrócę do domu to obiecaj mi jedno… że już nigdy mama nie postawi w nim swojej nogi.- mruknęłam, a łzy cisnące się do oczu wydostały się zza powiek, oblewając słoną cieczą moje policzki.
-Ale mała…
-Nie! Obiecaj mi, że nie pozwolisz jej ponownie wtargnąć do naszego domu i rodziny, albo to ja nie postawię  już tam nogi.- odwróciłam się do niego cała zapłakana, a on bez chwili namysły przyciągnął mnie do siebie. Siedzieliśmy tak dobre kilkanaście minut, aż do końca się nie uspokoiłam.
-Dobrze, zrobię to dla ciebie, ale zrozum, że ona nie miała wyboru i musiała wrócić do pracy na kilka dni.
-To niech już tam zostanie na zawsze. Wiesz.. ja kiedyś słyszałam jak mówiła, że nie jestem jej córką. Harry, czy to prawda?- odsunęłam się od jego ciepłego torsu.
Chłopak jedynie pokręcił głową.
-Jesteś jej małą, kochaną córką.- zaśmiał się i dał mi kuksańca w nos.
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich ujrzałam wielkiego pluszowego misia, a zaraz za nim wszedł Liam trzymając go wraz z Zaynem, Louisem i Niallem. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok.
-Hej młoda.- przywitali się chórkiem.
-Hej, miło was znów widzieć.- zaśmiałam się, a Liam posadził wielkiego pluszaka w rogu Sali, a obok niego reszta postawiła różne kolorowe rzeczy wraz z balonami napełnionymi  helem. Byłam szczęśliwa. Dzięki nim przypomniałam sobie czym jest sens życia i dlaczego warto się nie poddawać. Długo ze mną rozmawiali. Były tematy w których wyjaśniali mi, że samobójstwo nie jest dobrym rozwiązaniem, a potem nagle przechodzi do tematów naprawdę komicznych.
Przy nich czas zleciał mi szybko i zanim się obejrzałam, kolejne pół dnia miałam za sobą.
-Ley, nie wiem czy będziesz chciała z nim porozmawiać… ale jest tu Mike.- nagle z ni stąd ni zowąd odezwał się Louis, a ponieważ chłopaki musieli się zbierać do studia, poprosiłam ich aby przekazali mu, że chcę go zobaczyć.
Nie minęły dwie minuty od opuszczenia Sali przez całe One Direction, a drzwi ponownie, dość niepewnie się otworzyły.
Od razu rozpoznałam w nich Mike’a, a bicie serca przyśpieszyło dwukrotnie.
-Cześć. … podobno chciałaś się ze mną widzieć? – kiwnęłam głową i wskazałam mu na stołek aby usiadł. Zrobił tak jak chciałam. Przez kolejne minuty nie wiedzieliśmy jak zacząć rozmowę. Panowała między nami niezręczna cisza.
-Mike, ja słyszałam wszystko co dziś do mnie mówiłeś.- wyszeptałam, a on od razu jak by się ożywił na moje słowa.
-Naprawdę?- najwidoczniej nie mógł w to uwierzyć. Kiwnęłam głową, a jego mina wyrażała kilka emocji w jedne chwili.
-Ja.. ja.. ja przepraszam.- jąkał się, na co lekko się uśmiechnęłam. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się widzieć  chłopaka tak bardzo zdenerwowanego. Mimo bólu jaki mi doskwierał przy najmniejszym ruchu, zbliżyłam się do niego i lekko musnęłam jego wargi. Uśmiechnął się mimowolnie.
-Nie jesteś na mnie zła?- zdziwił się.
-Jestem, bardzo ale dobrze wiesz, że darzę cię wielkim uczuciem i nie jest to tylko przyjaźń. Bardzo mnie raniłeś z każdym słowem które wypowiadałeś przeciw mnie i to świadom swych poczynań.
-Leayna, przepraszam, że musiało to wszystko zajść tak daleko abym zrozumiał… ale daj mi ostatnią szanse.
-Już kiedyś ją dostałeś, ale zmarnowałeś ją dla Cornelie.- przecież to jest nie możliwe aby w tak krótkim czasie zmienił się, więc po co te głupie szanse?
-Zostawiłem ją przed tym zanim dowiedziałem się o twoim wypadku.- przez cały czas patrzył mi prosto w oczy, więc nie czułam się komfortowo i nie byłam w stanie się skupić na sklejeniu ze sobą słów.
-Jak wrócę do szkoły, będziesz taki sam jak wcześniej. Nic się nie zmieni, więc po co ci te głupie szanse?- warknęłam co raz bardziej zła na niego.
-Mówiłaś, że mnie kochasz…
-Nie zmieniaj tematu!- nie umiałam tłumic w sobie emocji.
-Ley, proszę nie denerwuj się.
***
Gdy obudziłam się kolejnego dnia, nie czułam bólu. Jedynie ciepło obejmującego mnie ciała. Było mi naprawdę dobrze i nie chciałam zmieniać pozycji. Jednak nagle uświadomiłam sobie, że nic takiego nie powinno mieć miejsca. Więc kto mnie obejmuje?! Gwałtownie odwróciłam się na drugi bok, dostrzegając zaspanego Mikea. Z jednej strony byłam na niego cholernie zła, ale z drugiej to co zrobił było naprawdę słodkie. Narażał się pielęgniarką, które nie chciały mu pozwolić aby został tutaj na całą noc.

Może to przez leki, chodź sama nie wiem z jakiego powodu uległam mu myśląc  jak naiwna, że on się zmieni. Ostatnia szansa była wielkim błędem.

_____________________________________________________________________________
No hej hej!
Wróciłam do was z nowa motywacją i zapałem oraz nowymi pomysłami. Jestem pozytywnie nastawiona, że tym razem uda mi się was zaciekawić ;) Piszcie czy taki rodzaj pisania się wam spodobał czy raczej nie i lepiej abym to jak najszybciej zmieniła ;)
To dla mnie naprawdę ważne gdy widzę komentarz pod rozdziałem. Bo wiem, że jesteście i czytacie. Także kto czyta niech pozostawi chociaż głupi uśmiech :D

poniedziałek, 16 listopada 2015

Zawieszam

Nie jestem w stanie prowadzić bloga. Za dużo rzeczy mam do ogarnięcia każdego dnia :/. Przepraszam jeśli was zawiodłam, ale musicie niestety mnie również zrozumieć. Kolejny rozdział pojawi się 20 grudnia.

niedziela, 18 października 2015

Przeczytaj + ten typowy problem

Hej dziś wracam do was bez rozdziału:( wszystko co miałam napisane poszło na marne, ponieważ laptop  mi się zepsuł i nwm kiedy dostanę go z naprawy ale chyba w weekend już będzie dlatego czekajcie i jeszcze raz przepraszam...

sobota, 10 października 2015

Rozdział 82 ,,Ostatni raz..."

Photograph

Szłam przed siebie, starając się zrozumieć co tak naprawdę przed chwilą się wydarzyło. Gdy już myślałam, że ten dzień będzie jednym z lepszych, to niestety ,,Nie chwal dnia przed zachodem słońca.” Przypomniałam sobie słowa babci, która zawsze potrafiła mnie zrozumieć. Tutaj jednak nie mam odwagi powiedzieć o swoich problemach nawet przyjaciołom, ponieważ nie chodzi mi o użalanie się nad sobą tylko pomoc o której mogę tylko pomażyć.
Ręce trzęsły mi się z nadmiaru emocji. Przetarłam wierzchem ręki kilka samotnych łez. Ciało kazało mi iść przed siebie, a mózg mówił aby zostać i zobaczyć co będzie dalej. Przecież ludzie się zmieniają, więc czemu i jemu nie dać szansy? Wtedy jednak śmiałam się z siebie samej, bo przecież on do nich nie należy. Nabuzowana emocjami weszłam do pobliskiego sklepu i poprosiłam o litrową pepsi oraz chipsy o które poprosił mnie Niall. Wtedy pomysł wyjścia na krótki spacer wśród wieczornej ciszy wydawał się dobrym pomysłem, jednak teraz żałuję, że dałam się zgodzić.
Z siatką jedzenia Horana postanowiłam zrobić okrężną drogę dookoła mojego domu, by tylko ominąć Mike’a z dala. Za wiele złych rzeczy mi wyrządził, aby teraz mógł od tak przyjść pod mój dom i prosić o wybaczenie za wszystko. Niestety to tak nie działa, a przynajmniej nie ze mną.
Od razu po wejściu do domu zaatakował mnie blondyn wyrywając mi siatkę z ręki i ucieszony uciekł na piętro. Pokręciłam głową śmiejąc się z tego jak bardzo zachowywał się dziecinnie mimo, że był ode mnie starszy.
-Czemu tak długo Cię nie było?- po wejściu do salonu zasypał mnie pytaniami Harry siedzący rozłożony na połowie kanapy.
Wzruszyłam ramionami zajmując miejsce obok niego i Victorii. Oglądali sami jakiś film w telewizji.
-Gdzie reszta?- rozejrzałam się dookoła zauważając, że jest tu dziwnie cicho i czysto.
-Niall razem z Demi siedzą u siebie. Louis i Liam wzięli  Sophie i Eleanor do jakiegoś klubu, a Zayn pojechał do Perri na noc. Jeśli chodzi o mamę i Robina to pojechali coś załatwić.- wzruszył obojętnie ramionami powracając do dalszego oglądania .

***
Mijając Mike’a ponownie tego dnia poczułam się nikim. Jego wzrok był przepełniony gniewem, kpiną i wyższością do mnie, przy czym czułam się mała i bezbronna. Każdego dnia liczyłam i skreślałam kolejną liczbę na kalendarzu. Chciałabym jedynie aby ten rok szkolny zakończył się tak szybko jak zaczął.
Miała być to moja ostatnia lekcja tego dnia gdy do klasy zapukał trener.
-Dzień dobry  pani Jeankis. Rozmawiałem już z panią, czy mógłbym zwolnić z tej lekcji Leayne Styles?
Nauczycielka jedynie kiwnęła głową i wskazała mi ruchem ręki bym się spakowała i poszła za nauczycielem. Byłam zdezorientowana, ponieważ nie wiedziałam o co chodzi i czego mogłabym się spodziewać. Wymieniłam zdziwione spojrzenia z przyjaciółmi.
-Co się stało?- spytałam od razu po zamknięciu drzwi przez mężczyznę.

-Nie mogę uwierzyć w to, że tak po prostu chcesz zrezygnować z siatkówki. Przecież  ona była dla ciebie najważniejsza. Chodźmy porozmawiać do gabinetu.- wskazał mi gestem ręki na drzwi nie daleko mojej Sali do biologi. Zajęłam miejsce na przeciw jego biurka i czekałam aż on zrobi to samo.
-Niech mnie pan zrozumie, że siatkówka... ona... m..mnie już nie interesuje. T-to była chwilowa pasja.- z trudem wypowiadałam kolejne słowa. Chciałam wybiec z pomieszczenia i zaszyć się w jakimś kącie, gdzie mogłabym w osamotnieniu wyżalić się ścianie.
-Nie wieżę Ci. Leayna, jeśli coś się dzieje to powiedz.- pokręciłam od razu głową zbywając go.
Usłyszałam krótkie puknięcie w drzwi i nie czekając na odpowiedź, drewniana powłoka otworzyła się, a do kantorka wpadła Jessi i Alex. Stanęły jak zamurowane wpatrując się we mnie.
Machnęłam im ręką na przywitanie, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Jedynie zostałam przez nie przyciągnięta do ich ciał. Łzy powoli zaczęły napływać do oczu i jeśli nie zakończę tego zaraz to rozpłaczę się na ich oczach. Słabość jest tylko dla mnie i nikt nie ma prawa na to patrzeć.
-Trenerze, nie zamierzam grać dalej w siatkówkę i zdania nie zmienię, a was dziewczyny mile widzieć ale przepraszam muszę już iść.- mruknęłam odwracając się i zakrywając twarz włosami wyszłam pośpiesznie z pomieszczenia. Wbiegłam do pobliskich toalet i z trzaśnięciem drzwi usiadłam załamana na ubikacji. Podciągnęłam kolana pod brodę, oplatając je nogami. Rozpłakałam się, jak małe dziecko nie wierząc, że to co złe nie spotyka innych tylko mnie.

~~Mike~~
Żałowałem, że znów zachowałem się jak dupek. Siedziałem sam oparty o szafki w szatni czekając na resztę.
-Cześć kochanie.-usłyszałem ten irytujący mnie głos. Przewróciłem oczami, nie chętnie odwracając się w stronę Cornelie.
Podeszła do mnie chcąc dać mi całusa w policzek, jednak szybko zareagowałem i zręcznie odsunąłem ją  od mojej twarzy.
-Nie mam humoru. To męska szatnia, więc wyjdź stąd.- słowa wylatywały z moich ust tak beznamiętnie.
-Ale misiu, ostatnio nie miałeś z tym problemu.- mruknęła mi obok mojego ucha, na co wzdrygnąłem się mimowolnie.
Usłyszałem otwieranie drzwi, które w tym momencie były dla mnie wybawieniem. Zdziwiłem się nie dostrzegając chłopaków z drużyny, tylko dwie dziewczyny z wyrazem twarzy, który zdradzał, że coś się stało. Podszedłem do nich marszcząc czoło.
-Co jest?- stanąłem na przeciw nich, a one zręcznie chwyciły mnie za nadgarstki i pociągnęły za sobą.
-Co wy do cholery robicie?!- warknąłem. Wystarczy, że mam na głowie niepotrzebnie Cornelie.
-Ley... ona....- Jessi biegła dalej starając się skupić zdyszana na uformowaniu zdania.
-Coś jest nie tak, ale ty będziesz wiedział, bo się przyjaźniliście.- Alex wypowiedziała na jednym wdechu wszystko co było ważne do ocenienia sytuacji. Wbiegliśmy w trójkę do damskiej łazienki, a one od razu podeszły do jednych z drzwi i zaczęły w nie spokojnie pukać i prosić o to by szatynka  z nich wyszła.
Słyszałem cichy płacz i dobrze wiedziałem do kogo należał.
-Mike przyszedł. Chce z tobą porozmawiać.- powiedziała Alex.
-Po co go tu przyprowadziliście?! Nie macie swoich spraw?!- jej ton głosu był płaczliwy jednocześnie pełen złości. Moja Ley, ona nie chce mnie widzieć, czułem się z tym strasznie.
-Dziewczyny zostawiłybyście nas samych?- szepnąłem w ich stronę. Naprawdę chcąc porozmawiać z Leaynom w cztery oczy. Jessi i Alex kiwnęły głową gestykulując, że mam im potem wszystko powiedzieć. Chciałem aby mnie usprawiedliwiły u trenera, że się źle poczułem lub coś w tym stylu.
Gdy zostałem już sam z Ley, nie pewnie podszedłem do drzwi i zapukałem.

~~Leayna~~
Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Mike od dobrych 15 minut nie poddając się pukał i przepraszał w drzwi.
-Leayna, ja przepraszam za wszystko. Za każdym razem żałuję, że Cię obraziłem i sprawiłem Ci przykrość. To nigdy nie powinno mieć miejsca. Moje serce pęka jak widzę, że jesteś smutna. Chciałbym do Ciebie podjeść i tak po prostu przeprosić, ale nie potrafię. Czuję jakiś opór. Ley, chce z tobą porozmawiać w cztery oczy. Proszę otwórz te cholerne drzwi!- ostatnie zdanie wypowiedział z podniesionym tonem głosu. Przez kolejne 5 minut nie słyszałam nic. Wtedy usłyszałam nagle dziwny szelest nade mną i po chwili obok mnie wylądował na równych nogach Wide.
Wzdrygnęłam się z zaskoczenia i w tej samej chwili schowałam twarz między nogami by nie mógł widzieć mojej twarzy.
Ja jednak poczułam jak delikatnie opuszkami palców chwyta prawy nadgarstek i przejeżdża palcem po bliznach tak delikatnie, że ledwo to wyczuwam. Powoli podnoszę głowę bojąc się konfrontacji z jego oczami. Przykuca przy mnie by być na poziomie mojej twarzy.
-Po co?- w jego głosie wyczuwam ból. Moje oczy na nowo zachodzą łzami i nie jestem w stanie już ich utrzymać w powiekach dlatego wypływają na policzki. Przed nikim nie pokazywałam swojej słabości, jednak teraz było mi już o obojętne co będzie dalej. Prawdopodobnie jutro nie będzie już dla mnie istnieć. Bez zbędnych słów przytulił mnie do swojego rozgrzanego ciała. Dopiero teraz zauważyłam, że jest w stroju kapitana i właśnie w tym momencie ma trening, a siedzi tutaj ze mną.  Po części zrobiło mi się ciepło na sercu, a z drugiej wiedziałam, że jeśli chłopaki z drużyny dowiedzą się o tym to mogę nie wracać do szkoły.
-Proszę, wyjdź.- szepnęłam zdesperowana. Widział moje blizny, mój płacz, moje łzy, moją histerię i moją bezsilność. Widział wszystko, czego nawet najbliżsi nie są w stanie dostrzec. Chciałam zapaść się pod ziemię, ponieważ jutrzejszego dnia po całej szkole rozniosą się plotki jak bardzo jestem wykluczona od całej reszty. Jakie mam problemy i, że nie potrafię sobie z nimi poradzić. Nie będę wstanie znieść tych wszystkich par oczu wpatrzonych na jeden nieszczęsny punkt- mnie.
Niestety, Mike pokręcił głową  i jedynie co zrobił to otworzył drzwi od ubikacji i pomógł mi wstać, podając mi rękę. Od razu wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam prosto do wyjścia ze szkoły. Słyszałam jak chłopak za mną krzyczy bym się zatrzymała, ale ja biegłam jeszcze szybciej. Wtedy nie wiem skąd wyskoczyli znajomi z drużyny Mike'a. Jeśli się nie mylę to Max wysunął nogę, a ja biegnąca i skupiona jedynie na jak najszybszym wydostaniu się ze szkoły nie zauważyłam jego podłożonej nogi. W jednej chwili poszłam jak długa przez korytarz prosto na twarde i zimne kafelki. Jęknęłam z bólu przewracając się na lewy bok. Słyszałam głośny śmiech wielu osób. Widziałam jak Mike staje między nimi dobiegając do zbiegowiska. Nie reaguje, jedynie patrzy się z ciekawością na moje obolałe ciało. Powoli podnoszę się z podłogi i co chwilę zaciskając powieki z bólu staram się iść jak najszybciej w stronę wyjścia z tego piekła. Wiedziałam, że pomoc Mikea nie wychodzi z jego charakteru. Żałowałam, że chciałam się przed nim otworzyć i opowiedzieć mu wszystko, a nawet przebaczyć. Czułam się okropnie. Pogrążyłam się w oczach wszystkich. Już wiedziałam, że kolejne dni w tym budynku mogły być nie do zniesienia.
Gdy tylko popchnęłam ciężkie drzwi zachłysnęłam się świeżym powietrzem. Przeszłam kilkanaście kolejnych kroków i gdy byłam już za rogiem, gdzie ich wścibskie wzroki nie są w stanie dosięgnąć oparłam się zimną ścianę i zjechałam po niej.

Do domu spóźniałam się już kilka godzin. Zauważyłam to dopiero wtedy gdy Harry zaczął do mnie wydzwaniać. Za kolejnym razem postanowiłam go poinformować, żeby przyjechał po mnie. Po może 5 minutach na przeciw mnie zatrzymało się czarne BMW. Z lekkim oporem spowodowanym przez ból prawej części ciała wstałam i podeszłam do auta w którym siedział Hazza.
-Co tak długo?- od razu po wsiądnięciu do auta brat zasypał mnie pytaniami.
Wzruszyłam ramionami patrząc przez okno.
-Miałam trening.- mruknęłam, nie chcąc zaczynać rozmowy.

Przez resztę dnia unikałam każdego. Od razu po wejściu do domu pobiegłam do siebie. Wzięłam do ręki długopis i kilka czystych kartek.
To miał być ostatni raz...

____________________________________________________________________________
Hej ziomeczki :)
Wiem, że rozdział miał być już tydzień temu ale zapomniałam o fali sprawdzianów :/ na które musiałam się uczyć i nie miałam nawet chwili dla siebie:c
W tym rozdziale nie ma niczego co mogło by w sumie zaciekawić. Ogólnie rozdział jak dla mnie nie jest powalający ani nic z tych rzeczy, ale zapewniam was, że kolejny przysporzy wam dużo akcji :D
Do tego czasu komentujcie, przesyłajcie dalej i głosujcie w ankiecie, ponieważ opowiadanie się kończy, a przecież całość trzeba jakoś zakończyć :)
Widzimy się za tydzień :) jeśli nie pojawi się rozdział to z pewnością jakaś chociaż maluśka notka :D Miłego dnia lub wieczora 




niedziela, 27 września 2015

Rozdział 81


 Stałam twarzą do okna, by jak najszybciej się uspokoić. Nie wierzyłam w to, że mama zrobiła z tego błahostkę. Jeśli chciała zataić przed Harrym to co powiedziała, niestety ale jej to nie wyszło.
-Wiesz o tym, że z nami możesz porozmawiać o wszystkim, prawda?- obok mnie na parapecie zasiadł Hazza. Przytaknęłam ruchem głowy, nie zmuszając się do głębszej rozmowy.
-Więc o co chodziło wcześniej?- dopytywał, co wcale mnie nie zdziwiło. Zmarszczył brwi doczekując się odpowiedzi.
-Po co o tym mówić...-zbyłam go ruchem ręki. On natomiast chwycił mnie za ramię odwracając twarzą do siebie. Jego wzrok wskazywał na to, że nie chce słyszeć sprzeciwów.
-Jesteś moją młodszą siostrą i jeśli coś się dzieje, chce pomóc oraz bronić Cię przed wszystkim czym tylko się da, byś czuła się bezpiecznie.
Poczułam się dziwnie, jak by lepiej. Nieznane mi dotąd uczucie wypełniło mnie od środka, powodując nieśmiały uśmiech na twarzy.
-N..Nie wiem czym było to spowodowane, może straciła nad sobą kontrolę, ale mówiła takie rzeczy o których chciałabym zapomnieć. Podobno wziąłeś mnie z litości, a prawda jest taka, że ani ty ani mama nie byliście za tym  by mnie przygarnąć. Jednak reputacja wam na to nie pozwoliła. Zmęczyłeś się "niańczeniem" mnie, bo jestem trudnym dzieckiem  i gdyby była możliwość oddania, to bez wahania byś mnie oddał lub wysłał do Polski.-mój  słowotok nie miał końca. Ciągle nasuwały mi się nowe fakty i argumenty, które to potwierdzały. Spuściłam wzrok, odwracając się w stronę  wnętrza pokoju. Kilka łez pojawiło się w kącikach oczu gdy nie dostałam żadnej odpowiedzi od brata. Opadłam zrezygnowana na łóżko zła na samą siebie. Nerwowo bawiłam się palcami, wyginając je i mocno ściskając. Nie słyszałam gdy brunet się przemieścił i zajął miejsce obok mnie. Nie miałam chęci patrzyć na niego. Nie teraz.
-Nigdy tak nawet nie pomyślałem.- wychrypiał mocno mnie obejmując. Wtuliłam się w niego bez większych oporów. Dalej czułam ogromny żal do całej rodziny. Czułam się inna, jak bym nie należała do nich.
Oni potrafią znaleźć ze sobą wspólny język, a ja zazwyczaj uciekam od rozmowy. Nie potrafią mnie zrozumieć lub nawet spróbować wysłuchać. Różnimy się i to w wielu rzeczach.
Lekko odsunął mnie od swojego ciała i wstał.
-Może i czasem nie jesteśmy zgodni wobec siebie, to zawsze będziesz moją siostrą.- mimo słów, które przed sekundą wyszły z jego ust to i tak widziałam jak mocno zaciska pięści, aż jego knykcie pobielały. Skinął do mnie głową i wyszedł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi, do których po chwili podeszłam zaciekawiona.Uchyliłam drewnianą powłokę nasłuchując z dołu dochodzące podniesione głosy.
-Po co to zrobiłaś?- donośny głos Hazzy przeszył ściany budynku. Nie usłyszałam odpowiedzi, cisza.
-Odpowiedz! Tak naprawdę ty rujnujesz tą rodzinę. Ja mógłbym się starać wiele razy, ale na co te starania jeśli dla kogoś są one obojętne?!
-Harry...- usłyszałam zduszony głos rodzicielki.
-Chcesz aby to tata był opiekunem prawnym Leayny?! Chcesz tego?!
-Ja... ja nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Przepraszam, ale ja nie widzę patrząc na nią mojego dziecka tak jak w tobie czy Gemmie.- poczułam ucisk w żołądku na te słowa.
-Żartujesz sobie prawda?!
-Ona jest inna niż wy. Jej charakter jest przeciwny do waszych. Boję się, że pewnego dnia będzie taka jak ojciec. Obawiam się ją pokochać, ponieważ mam poczucie, że znów stracę moją małą Ley.- rozpaczliwy ton matki słyszałam niestety doskonale.
Moje uczucia były mieszane do tego wszystkiego.

***
-Jedziemy do wesołego miasteczka!- krzyknęłam równocześnie z Niallem, siedząc w busie podekscytowani. Zayn pokręcił załamany naszym zachowaniem głową, myśląc pewnie ,, Co za debile. Z kim ja żyję?" Siedział przed nami razem z Perri i Liamem. Obok nas było jeszcze jedno wolne miejsce, którego Horan zawzięcie bronił przed tym by nikt go nie zajął.
Już nie myślałam tak dogłębnie o wczorajszej nerwowej atmosferze. Chciałam dobrze spędzić ten czas wraz z całą rodziną. Gemma niestety nie dała rady jechać, ponieważ miała coś do załatwienia na uczelni. Siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się aby zobaczyć diabelski młyn czy różnego rodzaju kolejki, które przyprawiają o dreszczyk ekscytacji.
Po kolejnych 5 minutach żmudnego wpatrywania się za okno, zrezygnowana opadłam na siedzenie opierając głowę o ramię Niall'a.
-Jedziemy za miasto, do najlepszego wesołego miasteczka.- Wyszeptał mi na ucho blondynek.
-Jak długo jeszcze pojedziemy?- podniosłam się, opierając na jego ręce i marszcząc brwi czekając znudzona na odpowiedź.
-Może godzinka lub mniej.- uśmiechnął się dodając do wypowiedzi jakiegoś rodzaju pozytywny wątek. Wypuściłam ze świstem powietrze i ponownie oparłam się o ramię chłopaka zamykając oczy, ponieważ było jeszcze wcześnie. To wszystko wyjaśniało dlaczego wstaliśmy i wyjechaliśmy o tej porze. Było około godziny 6 rano, nie mam pojęcia kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie lekkie poruszanie moim ciałem. Szybko się ocknęłam, rozglądając na boki, a obok siebie dostrzegłam Nialla. Było mi dziwnie wygodnie, co nie było spowodowane fotelem,a czyimś ciałem. Szybko okręciłam się do tyło spoglądając prosto w zielone oczy loczka szczerzącego się do mnie. Prychnęłam, teatralnie przewracając oczami i ponownie kładąc się wygodnie na jego torsie.
-Za ile będziemy?- spytałam spoglądając w stronę okna.
-Do 5 minut.- odpowiedział mi prowadzący Louis, na co ponownie podniosłam się i wypatrując przez okno wyznaczony cel.
Gdy wyszliśmy już z vana, miałam wrażenie jak by te wszystkie piszczące nastolatki czekały na chłopaków domagając się autografów i zdjęć z nimi. Myliłam się, zbiegowisko dotyczyło kogo innego. Jako jedyny Niall zainteresowany przepchał się między zebranymi. Po chwili wyszedł razem z Demi Lovato trzymając ją za rękę. Tego z pewnością bym się nie spodziewała. Popatrzyłam zaskoczona po chłopakach, którzy uśmiechali się, a nawet pogwizdywali. Prychnęłam z nich, podchodząc do pary.
-Jejku jak fajnie Cię widzieć.- uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny, która od razu objęła mnie w uścisku.
-Brakowało mi twej twarzyczki.- zaśmiała się dając mi kuksańca w nos.
Popatrzyłam na nią "groźnie" na co uniosła ręce w geście obronnym.  W trójkę podeszliśmy do reszty i wtedy zauważyłam jak Harry obejmuje Victorie. Kiedy ona tu przyszła? Zdziwienie z pewnością wymalowało się na mojej twarzy.
-Hej Ley.- uśmiechnęła się w moją stronę, na co skinęłam głową zmuszając się do odwzajemnienia uśmiechu.
Było super i z pewnością dawno nie bawiłam się tak dobrze. Byłam chyba na wszystkich możliwych atrakcjach co spowodowało, że Harry miał mnie dość za każdym razem gdy przychodziłam do niego mówiąc, na co chcę iść jako kolejną rzecz.

~~Mike~~
Nie miałem odwagi przyjść do niej tego samego dnia gdy dowiedziałem się o jej rezygnacji. Kolejnego dnia gdy zdecydowałem się podjąć wyzwanie i pod wieczór wybrałem się pod jej dom, okazało się, że nikogo nie ma. Tak długo zbierałem się w sobie i myślałem nad tym co powiem i jak mogłaby się potoczyć nasza rozmowa- wszystko na marne.
Usiadłem na schodku czekając na nią, bo przecież kiedyś musiała wrócić. W tym samym czasie małe kropelki wody zaczęły spadać z nieba rozpryskując się na tym na co natrafiły. Może to kara za to kim byłem i jestem? Sam nie wiem po co tu przyszedłem... Nie mam zamiaru się zmieniać, tak jest mi dobrze. Bawiłem się bezczynnie palcami u rąk czekając na dziewczynę.
Po około godzinie uznałem, że zachowuję się jak idiota, a to przyjście tu było żałosne z mojej strony. Dobrze, że jej nie zastałem w domu bo pewnie teraz bym żałował tego co powiedziałem.
Wstałem z zimnej i twardej powierzchni idąc w stronę ulicy wracając powoli do domu. Byłem już za rogiem gdy przed jej domem zatrzymał się van, a kilka sekund później usłyszałem jej głośny śmiech. Odwróciłem się widząc ją uśmiechniętą na plecach Liama. Coś kazało mi zostać, dlatego nie ruszałem się z dotychczasowej pozycji czekając na najbardziej dogodny moment.
Gdy wszyscy pozbierali się z pojazdu i weszli do domu, a ja miałem zrezygnowany wrócić do domu usłyszałem ponownie tego dnia jej głos.
Zbiegała po schodach rozweselona i już po chwili ruszyła w moim kierunku. Stałem w cieniu lampy dlatego wątpię by mnie dostrzegła. Przełknąłem gulę stojącą w gardle i wypuściłem ze świstem powietrze z płuc wyłaniając się z ciemność.
Szatynka odskoczyła z cichym piskiem do tyłu zahaczając o nierówną kostkę i gdybym nie złapał ją w talii w ostatniej chwili to pewnie teraz leżała by na chodniku.
-Przepraszam.- powiedziałem dziwnie cicho, więc od razu odchrząknąłem i podniosłem Ley. Popatrzyła na mnie, a jej uśmiech zniknął z twarz zastępując go cierpieniem. Coś spowodowało, że poczułem ściśnięcie w brzuchu na myśl, że to ja jestem powodem jej smutku.
-Dzięki, a teraz wybacz ale nie mam czasu.- mruknęła cicho, spuszczając głowę jak to miała w zwyczaju. Pamiętam jak zawsze uwielbiałem w niej tą nikłą nieśmiałość walczącą na zmianę z odwagą. Chwyciłem ją za nadgarstek z powrotem  przyciągając do siebie.
-Co robisz?!- krzyknęła próbując się wyrwać. Nie mogłem jej pozwolić na to kolejny raz. Popatrzyłem na jej nadgarstek i myślałem, że mój wzrok sobie ze mnie żartuje, ale niestety tak nie było. Mimo słabego światła lampy ulicznej mogłem dostrzec blizny świeże, jak i te dopiero co zagojone. To wyglądało okropnie. Rana na ranie, aż się wzdrygnąłem. Popatrzyłem na nią myśląc, że mi to wyjaśni, jednak ona jedynie patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem. Chciałem ją najpierw uspokoić.
-Ley...-zacząłem, ale przerwała mi szybko.
-Mike, lepiej będzie dla Ciebie jak zapomnisz o tym co widziałeś, zarówno jak i mnie, ponownie bo już kiedyś to zrobiłeś, dlatego nie będziesz miał problemu.- powiedziała szeptem. Nie patrzyła na mnie, co mnie wcale nie zdziwiło.
-Nie, nie tym razem dlatego tu przyszedłem.- po słowach, które wyszły zanim pomyślałem zrozumiałem, że muszę pomóc jak tylko mogę Ley i na nowo odbudować jej zaufanie wobec mnie.
-Leayna przyszedłem z tobą porozmawiać. Nie chcę Cię stracić.
-Już straciłeś. Zostaw mnie w spokoju i idź do tej swojej Cornelie od której to wszystko się zaczęło.- warknęła i odeszła, a ja jej na to pozwoliłem. Przyglądając się jak jej sylwetka powoli znikała z mojego punktu widzenia.
_____________________________________________________________________
Hej
Bardzo mnie zaniepokoiliście. Nie wiem czy zapomnieliście o blogu czy jak, ale nawet jeden komentarz to dla was za wiele. Mam świadomość, że ostatnie rozdziały nie wyglądają wspaniale, ale nie jest chyba aż tak źle? Oczywiście, jeśli sądzisz inaczej to komentarz tej napisz a się poprawię ;)
14 września było równe 3 lata, a ja przez nadmiar nauki  nie byłam wstanie nic dodać za co przepraszam bo i rozdział przedłużył się :p
Kończy się opowiadanie, ale to od was zależy jak szybko go zakończę. Głosujcie w ankiecie po prawej stronie na górze jakie ma być zakończenie : szczęśliwe czy smutne?
Do zobaczenia ziomeczki ;) "widzimy się" za tydzień.

środa, 9 września 2015

Rozdział 80



Spóźniał się i to nie 5 minut, tylko 15. Nie wiem dlaczego dalej stoję w tym samym miejscu, marznąć oraz łudząc się jak głupia, przecież taka osoba jak on nie przyjdzie. Wydawało mi się, że jednak przemyślał jak źle postąpił, chodź w tej chwili zdaję sobie sprawę, że on nigdy się nie zmieni. Wypuściłam powietrze z płuc, a para zamajaczyła mi przed twarzą. Zdecydowanie zima w tym roku miała przyjść szybciej i można to stwierdzić już dziś. Ubranie na siebie jedynie jesiennej kurtki było złym pomysłem, zważając na niską temperaturę. Odwróciłam się zrezygnowana na pięcie odchodząc z pod wyznaczonego miejsca. Poczułam się jak głupia, przecież nikt nie może w jednej chwili zrozumieć jakie błędy popełnił, jednocześnie starając się odbudować wszystko od nowa. Poczułam się oszukana.
Kretynka głos w mojej głowie miał rację i zgadzałam się z nim. Skręcałam właśnie w jedną z uliczek by po chwili stracić ze wzroku London Eye. Poczułam czyjąś silną dłoń na ramieniu, wzdrygnęłam się przestraszona i odskoczyłam o krok dalej. Nieznajomą osobą okazał się oczywiście nie chciany przeze mnie w tym momencie Mike. Chodź emocje walczyły między sobą, a krew w żyłach przyśpieszyła wraz z biciem serca, to chciałabym żeby rozmył się w tym samym momencie.
-Przepraszam za spóźnienie.- zaczął się tłumaczyć. Po co komu te zbędne słowa, jak i tak dobrze wie, że to nic nie zmieni. Zbyłam go, idąc dalej przed siebie.
-Poczekaj.- dogonił mnie znacznie szybciej niż przypuszczałam.-Wiem, że jesteś na mnie zła ale Cornelia bała się sama wracać do domu.
-Nie tłumacz się. Straciłam na Ciebie jedynie mój cenny czas i wiem, że niepotrzebnie bo ty nic się nie zmieniłeś! Dalej jesteś tym zakłamanym Mikem, a nie moim przyjacielem którego znałam.- po policzku spłynęła jedna łza, ponieważ wiedziałam, że to może być moja ostatnia rozmowa z nim, a kończy się nie tak jak bym tego chciała.
Tak, mój czas powoli dobiegał końca i miałam tego całkowitą świadomość.
-Przepraszam Cię Leayna!-wykrzyczał, robiąc krok do przodu. -Jestem dupkiem, który nie doceniał tego co miał i zrozumiał to dopiero wtedy gdy to stracił.- powiedział to na tyle cicho bym tylko ja byłam w stanie usłyszeć co mówi.
-Za późno Mike.- odeszłam, robiąc może z 5 kroków gdy poczułam jak silna dłoń odwraca mnie do z powrotem do chłopaka.
-Nie oczekuję od Ciebie, że wpadniesz mi w ramiona ale jedynie czego chcę to wybaczenia. Mamy tyle wspomnień, których nie możemy przekreślić od tak.
-Ja już dawno to zrobiłam i wydaje mi się, że ty również. Myślisz, że to takie proste. Zmieniłam się i nigdy nie będziesz mnie w stanie zrozumieć. Nawet gdybyś chciał, nie zdołasz.
-Ale ja chcę Cię zrozumieć, poznać na nowo!- wykrzyczał jak by chciał zrobić to przed całym światem.
Za dużo przez niego wycierpiałam. Codzienne kpiny i szyderstwa. Wyzywanie na każdym korku. Nienawiść w ich oczach jak bym była chodzącym samobójcą powodowała, że czułam się wobec nich ofiarą. Brak akceptacji i obawa przed każdym kolejnym dniem. Mnóstwo cięć i te cholerne nałogi, które niszczą mnie codziennie. Nie chcę niczyjego współczucia ani pomocy, jedynie czego oczekuję to jak najszybszej śmierci. Co przyjdzie mi z jego przeprosin, jeśli jutro na nowo będzie wyśmiewał mnie przed całą szkołą, a kolejne tajemnice ujrzą światło dzienne.
Nie wiem kiedy po policzku zaczęły spływać kolejne słone łzy. Zamrugałam kilkakrotnie by wrócić do rzeczywistości.
-Ley...- zrobił krok w moją stronę, chwytając za ramiona.
-Zostaw mnie, już dość zrobiłeś, a teraz dziękuję Ci dosięgłeś swego.
Odwróciłam się idąc przed siebie, nie zwracając uwagi na to gdzie.
-Daj mi chodź poprawić Ci humor... proszę.- chwycił mnie za rękę, patrząc prosto w moje oczy. Miałam mieszane uczucia, a każde z nich toczyło ze sobą wojnę. Miałam mętlik w głowie i przez chwilę stałam jak sparaliżowana na środku chodnika. Gdy pomachał mi przed oczami, lekko skinęłam głową i dałam się prowadzić chłopakowi. Nie miałam już nic do stracenie, ponieważ wydaje mi się, że nic gorszego niż dotychczas się zdarzało nie może być i tym razem tak samo złe.
Ponownie znalazłam się pod wielkim kołem.
-Co my tu robimy?- popatrzyłam na niego badawczo.
-Mówiłaś, że nigdy nie byłaś na London Eye, więc postanowiłem, że to ja zrobię tym razem  coś dla ciebie.
Uśmiechnęłam się do bruneta mimo tego ile krzywdy mi wyrządził.
-No chodź, jeśli chcesz wejść jeszcze dziś.- posłał mi jeden ze swych powalających uśmiechów. Z każdą chwilą utwierdzałam się w przekonaniu iż to takiego Mike'a pamiętam i to on został moim przyjacielem.
***
Z kieszeni bluzy wyciągnęłam małą, przezroczystą paczuszkę. Popatrzyłam na jej białą zawartość i sama nie wiem po co ale już po chwili rozsypałam wszystko na kafelki balkonu i zaciągnęłam się.
Miałam gdzieś wszystko i wszystkich. Liczyło się co będzie teraz, a jutro nie miało znaczenia.
-Znów nie odrobiłaś zadania, który to już raz?- na przeciw mnie stanęła nauczycielka języka francuskiego. Wzruszyłam ramionami wcale nie przejmując się tym faktem. Ona najwidoczniej bezsilna na to wypuściła powietrze ze świstem, przewracając oczami i odchodząc w stronę tablicy by ponownie zająć się tłumaczeniem dzisiejszego tematu. Nadal czułam się otumaniona po narkotykach, które pochłonęłam do organizmu kilka godzin temu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, ponieważ miałam wrażenie jak by moja głowa miała zaraz wybuchnąć.
-Ley, wiem, że pytałam już ale czy aby na pewno czujesz się dobrze?- poczułam rękę Rosi na ramieniu w opiekuńczym geście. Kiwnęłam niemrawo do niej głową.
Po kilkunastu kolejnych minutach  ślęczenia nad książkami zadzwonił dzwonek na który czekałam z utęsknieniem. Szybko spakowałam wszystkie rzeczy i wyszłam na korytarz z zamiarem wzięcia wszystkiego z szafki i udaniu się do domu wcześniej.
Wczorajszy wieczór spędziłam wraz z Mikem oglądając Londyn nocą, a następnie przechadzając się uliczkami miasta, na koniec zahaczając o bar szybkiej obsługi. W tamtym momencie widziałam starego przyjaciela, nie tego kim się  stał teraz.
-Jak śmiesz zadawać się z Widem?! Czy przypadkiem nie dałam Ci do zrozumienia ostatnim razem, że masz się od niego trzymać z daleka?!- usłyszałam piskliwy głos Corneli rozchodzący się po całym korytarzu. Stałam przy szafce  zdezorientowana. Przewróciłam oczami odwracając się w jej stronę, ponieważ wiedziałam, że stoi wprost za mną.
-Czujesz się zagrożona czy jak? Mike nie jest twoją własnością, aż dziwię się, że chodzi z kimś takim jak ty.- zakpiłam z niej, zakładając ręce na piersi. -Myślisz, że skoro jesteś jego dziewczyną to będziesz sławną szmatą? Mylisz się, dziwką to ty pozostaniesz ale czy by na pewno jego?- zaśmiałam się zamykając z hukiem szafkę .
-Sama jesteś żałosną dziwką.- obok Corneli nie wiadomo skąd znaleźli się chłopacy z drużyny. Pomyśleć, że do nie dawna nasze relacje były dość dobre. Słowa z ust Maxa zabolały. Widziałam Mike'a jak przyglądał się całej sytuacji nie reagując, jedyne co zrobił to objął swoją "dziewczynę" w pasie. Poczułam dziwne ściśnięcie w podbrzuszu, a w ustach poczułam suchość.
-Dziwką czy nie, mam przynajmniej godność.- prychnęłam kpiąco, za raz po tym oddalając się od zbiegowiska.
-Wybacz złotko ale obelgi ze strony niższej kategorii nas nie interesują!
-Frajerzy!- zaśmiałam się, odwracając na moment i pokazując środkowe palce. Nie dałam po sobie poznać, że w ogóle mnie to w jakiś sposób obraziło.
-Suka.
-Dziwka
Słyszałam przekrzykujące się głosy, a każde słowo było skierowane w moją osobę.

***
Rosi zmusiła mnie do pozostania na kolejnych kilku lekcjach, a na co zgodziłam się nie chętnie. Po tym co wydarzyło się dzisiaj, podjęłam decyzję nieodwołalnie.
To co zrobili mocno mnie zabolało  i zapamiętam to na długo, ponieważ Mike doprowadził do tego sam najpierw mnie obrażając. Nie wiem dlaczego zgodziłam się na spędzenie z nim tego cholernego czasu. Dziś tego żałuję i jutro pewnie też, ale z pewnością już za nie długo nie będę musiała wysłuchiwać nikogo, a wszelakie problemy się skończą.
Ostatni dzwonek tego dnia, który po części mnie ucieszył, jednak z drugiej strony wiedziałam, że teraz czeka mnie decyzja której będę długo żałować. Pożegnałam się z Nicholasem, Rosi, Bryanem oraz Joshem, a wraz ze Stevenem, który postanowił mi potowarzyszyć  poszłam na trening. Tym razem nie przebierałam się w strój ani nie witałam z Alex i Jessi. Chciałam zakończyć to jak najszybciej. Zapukałam do drzwi trenera, gdy usłyszałam, że mogę wejść  nie pewnie zaczęłam stawiać kroki w jego stronę. Ręce trzęsły się, ponieważ nie wiedziałam jak mam zacząć rozmowę.
-Co się stało Leayno?- trener spojrzał na mnie badawczo.
-Tu mam kartkę o rezygnację z drużyny.- położyłam biały kwadracik na biurku mężczyzny. Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Ale jak to? Co się dzieje?- wiedziałam, że będzie chciał wiedzieć.
-Nic takiego, po prostu siatkówka to nie moja bajka i tak naprawdę przestała mnie już interesować, przepraszam za kłopot.- mruknęłam spuszczając wzrok na podłogę.
-Leayna czy ty wiesz co robisz?- trener upewniał się czy nie podjęłam pochopnie decyzji.
-Tak trenerze. Do widzenia.- szybko wyszłam z pomieszczenia od razu napotykając zmartwiony wyraz twarzy Stivena. Objął mnie w opiekuńczym geście za co byłam mu wdzięczna. W takich momentach jak ten cieszyłam się z tego, iż mam tą garstkę przyjaciół.

~~Mike~~
Wbiegłem na sale gdzie było dziwnie cicho. Wszyscy  w osłupieniu słuchali słów trenera.
-Posłuchajcie mnie uważnie, za kilka dni będę zmuszony do ponownego zwołania naborów na jedno miejsce do drużyny żeńskiej.
-Ale dlaczego, przecież jest wystarczająca ilość.- odezwała się jedna z dziewczyn.
-Niestety ale jedna z zawodniczek wycofała się.- szepty między osobami stawały się głośniejsze.
-Kto?
-Leayna.- przełknąłem gulę i popatrzyłem po wszystkich. Faktycznie nie było jej tu, poczułem dziwną pustkę. Byłem zły, a jednocześnie smutny i zmartwiony tym dlaczego to zrobiła, przecież tyle godzin na nią poświęciłem. Najwidoczniej nie warto było, a mówi, że to ja się zmieniłem. Zachowała się nie fair wobec innych oraz mnie. Idiotka.

~~Harry~~
Byłem zmęczony ciągłym ganianiem za Ley i postaraniem się spokojnie z nią porozmawiać. Dziwne jest to, że mama nie wypowiada się na ten temat. Sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Gdy tylko brunetka wróciła do domu tego samego wieczoru gdy odbyła się nasza kłótnia nie chcąc wszczynać jej ponownie, odpuściłem sobie dalszą rozmowę. Jednak następnego dnia gdy Ley wróciła po szkole do domu była ewidentnie czymś przybita. Nie odpowiadała na moje pytania oraz patrzyła ciągle w jeden punkt. Wiedziałem, że tak dalej być nie może. Musiałem interweniować i to szybko.
Do kuchni weszła mama z papierami.
-Leayno, co tak wcześnie? Powinnaś wrócić dopiero za nie całe trzy godziny, czy coś się stało?- zagadała rodzicielka i w tym samym czasie siostra popatrzyła na nią ze znudzeniem.
-Czemu Cię to obchodzi?
-Ponieważ chcę odbudować nasze relacje.- w tym momencie zaprzestałem dalszego robienia obiadu. Przysłuchiwałem się z ciekawością prowadzonej przede mną rozmowie.
-Nie wydaje Ci się na nie za późno? Myślisz, że po słowach które do mnie mówiłaś będę chcieć odbudować tą relacje?- Ley podniosła się z siedzenia w jednej chwili rozbudzając się na nowo. W jej oczach widziałem ból, żal i cierpienie. Martwiłem się o nią, a informacje którymi się ze mną podzielono dawały mi dwuznaczne argumenty do działania.
Mama stała oszołomiona. Popatrzyła na mnie, a następnie ponownie na dziewczynę stojącą przed nią.
-To były nic nieznaczące słowa, a ty wzięłaś je na poważnie.- zaśmiała się, próbując rozluźnić atmosferę.
-Jakie słowa?- zainteresowałem się prowadzoną rozmową. Wytarłem dłonie brudne od ciasta do ścierki i podszedł bliżej nich.
Leayna wzięła swój plecak i szybko wyszła z kuchni zostawiając mnie sam na sam z mamą.
-Czy możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?- wiedziałem, że mama coś ukrywa. Sam nie wiem czy chciałem słuchać tego co mogłaby mi powiedzieć.
-Harry, to nic takiego. Przecież znasz Ley i dobrze wiesz, że ona dramatyzuje.- położyła swoją dłoń na moim ramieniu ewidentnie mnie zbywając. Od razu strzepałem jej rękę wychodząc z pomieszczenia. Musiałem się dowiedzieć teraz, w tym momencie co tu zaszło pod moją nieobecność.
Znam Ley i słowa mamy są mylne. Ona nigdy nie przesadza i nie dramatyzuje.
W kilka sekund pokonałem schody i stanąłem przed drzwiami do pokoju mojej siostry, po czym lekko zapukałem.
Usłyszałem ciche ,,Proszę" więc wszedłem. Leayna stała oparta o parapet okienny, więc nie widziałem jej twarzy.

~~Mike~~
Nie miałem ochoty na trening bez niej. Czułem, że po części to moja wina iż Ley zrezygnowała.
-Mike, bo zaraz siądziesz jako rezerwowy!-usłyszałem głos trenera. Nie miało to dla mnie już sensu. Chciałem aby te dwie godziny już minęły, ponieważ chciałem jeszcze dziś odwiedzić Ley i przeprosić za wszystko, ponieważ zrozumiałem jak źle postąpiłem. Byłem głupi odtrącając od siebie tą dziewczynę i zastępując ją kim innym.
Poczułem szarpnięcie za ramię, więc momentalnie się ocknąłem. Zobaczyłem obok siebie Petera.
-Stary, co jest?- pokręciłem głową, na znak, że to nic ważnego. Sam nie wiem co mnie podkusiło do szydzenia, obgadywania i kpienia z niej na każdym kroku. Tak strasznie tego żałuję.
To wszystko moja wina. Miałem obok siebie naprawdę zajebistą dziewczynę, a wybrałem sobie inną. Czułem jak poczucie winy zżera mnie od środka.

__________________________________________________________________________
Hej mordki. Ja wiem, że możecie mnie znienawidzić, nie lubić czy co tam chcecie sobie jeszcze a to, że przez długi czas nie było rozdziału. Czuję się z tym źle, ale już jest i teraz będę dodawać regularnie tylko, że co 2 tygodnie, ponieważ mam sporo materiału w szkole do tego dochodzą lekcje dodatkowe i wychodzi na to, że nawet piątek i sobotę mam zawaloną co mnie już kompletnie dobija :p
Martwi mnie, że nikt nie komentuje, a wyświetlenia spadają. Co się dzieje? Znów moje rozdziały są nudne i nie da się ich czytać? No zlitujcie się i nawet jeśli się wam nie podoba to proszę ale napiszcie mi to, ponieważ chcę wiedzieć.
Opowiadanie zmierza ku końcowi, a ja nadal mam dylemat jakie mam napisać zakończenie. Dlatego postanowiłam tą decyzję zostawić wam. Zajrzyjcie w prawą stronę i teraz jedź  w górę aż twoje oczy napotkają ankietę. To od ciebie zależy jakie zakończenie będzie. Każdy glosuje!!!!
Widzimy się za dwa tygodnie tj. 23 września.
W kolejnym rozdziale będzie się naprawdę działo, nie przegapcie  premiery ;)
Pa mordki 

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 79



Byłam przerażona, ponieważ nie wiedziałam co mam zrobić. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze i głośno przełknęłam stojącą gulę w gardle. Na policzku widniał siniak, a łuk brwiowy  był rozcięty. Kompletna rozsypka, inaczej nie umiem tego opisać jak w tym momencie się czułam.
Usłyszałam mocniejsze uderzenia do drzwi łazienki. Wiedziałam, że wcześniej czy później będę musiała wyjść stąd i zmierzyć się z bratem i nie tylko. Zajrzałam do mojej kosmetyczki, po czym wyciągnęłam z niej potrzebne mi kosmetyki, które pomogą zakryć siniaki. Przemyłam twarz i wzięłam się do roboty, uważając przy tym na ranę obok brwi.
Oczywiście efekt nie był aż nad to powalający, jednak byłam zadowolona z siebie. Nie słyszałam już głosów po drugiej stronie ściany, więc chodź na chwilę mi ulżyło.
Zignorowałam ból w nodze podążając by otworzyć drzwi. Jednak to co nastąpiło po tym zdziwiło mnie i to nie mało. Zza framugi wyłonił się loczek, uważnie mnie lustrując.
-Co Ci się stało?- wskazał na ranę. Pokręciłam głową i machnęłam ręką zbywając go.
-Nic takiego.
-Czemu uciekłaś? Jesteś na mnie zła za to, że wróciliśmy?- w jego tonie z jakim się wypowiadał można było usłyszeć rozczarowanie.
Głos uwiązł mi w gardle i jedynie się mu przyglądałam jak w ciągu sześciu miesięcy się zmienił. Włosy miał spięte w małego koczka, brwi zmarszczone pod wpływem intensywnego myślenia, a oczy z zawziętością się we mnie wpatrywały, natomiast zarost na jego twarzy był widoczny.
-Cieszę się i to bardzo, tylko zaskoczyliście mnie.- zmusiłam się do uśmiechu, chodź wydaje mi się, że wyszło to bardziej jak grymas.
-Okej, rozumiem. W takim razie witaj siostrzyczko!- uśmiech zagościł na jego twarzy. Przynajmniej jedno z nas było szczęśliwe w jakiś sposób, nieważne w jaki. Chciałam jak najszybciej zaszyć się w swoim pokoju, mimo iż wiedziałam , że nie będzie to łatwe do zrealizowania.
-Cześć.-mruknęłam od niechcenia, na co on ponownie dokładnie się mi przyjrzał.
-To ja już pójdę.- odwróciłam się na pięcie ze znudzoną miną.
-Nie przywitasz się z resztą?- zatrzymał mnie, chwytając za ramię i pchając w stronę schodów.
-Jakoś nie mam na to chwilowo ochoty.- starałam się jak tylko mogłam by mój ton głosu był miły, chodź wychodziło mi to dość marnie.
-Ley, mama mówiła, że ostatnio całymi dniami przesiadujesz zamknięta w czterech ścianach.- popatrzyłam na niego zła.  Nagle zaczęło go obchodzić co się ze mną dzieje? Trochę za późno na troskę.
-Tak trudno zrozumieć, że jestem zmęczona i chcę odpocząć?- warknęłam, wyrywając się z jego uścisku, podchodząc do drzwi.
-Jak chcesz, ale to tylko kilka minut.- mruknął odwracając się do mnie plecami i już po chwili go nie było w zasięgu mojego wzroku.
Wiem, że często sprawiam wiele przykrości dużej liczbie osób ale wolę mówić prawdę niżeli miała bym kłamać. Wiedziałam jedno, że gdybym zeszła na dół to wszystkie emocje były by bez hamulca, dlatego wolałam zamknąć się w swoim pokoju i przeczekać ten czas, przywitać się z żyletką, a potem wypłakać się do poduszki.

~~Harry~~

Wróciłem do salonu, zajmując wcześniejsze miejsce. Wzrok wszystkich przebywających w tym pomieszczeniu zaczął mnie przeszywać na wylot, a ja czułem się jak pod lupą. Wzruszyłem ramionami. Oczekiwali ode mnie wyjaśnień, a to ja ich potrzebowałem.
-Długo nas nie było. Działo się coś przez ten czas?- na szczęście  Zayn  postanowił przerwać niezręczną ciszę, za co byłem mu wdzięczny.
-Działo się, ale nie wiele.-odezwała się Gemma, podczas gdy mama spuściła głowę. Dlaczego to zrobiła?
-No to opowiadajcie.- ponaglił Niall z buzią naładowaną po brzegi żelkami, które kupił po drodze wracając do domu.
-Wydaje mi się, że to Ley powinna się chwalić.-powiedziała mama nagle ożywiając się.
-Nie ma jej tu, a ja jestem zbyt ciekaw co zrobił ten smerf.- powiedział z ekscytacją Louis.
-Dostała się do drużyny siatkarskiej.- po słowach, które wypowiedziała rodzicielka, aż trudno było mi uwierzyć. Tyle razy prosiła mnie o to bym zapisał ją na treningi albo do klubu, gdziekolwiek by mogła ćwiczyć grę w siatkówkę. Zawsze miałem wymówkę, że jestem czymś zajęty i że porozmawiamy później. Teraz mam poczucie winy, ponieważ miałem szansę by jako starszy brat wykazać się, a ja wolałem pomijać ten temat i go przemilczeć. Podniosłem głowę spoglądając na reakcje chłopaków. Byli uśmiechnięci ale kto by nie był na ich miejscu uśmiechniętym. Wróciliśmy w końcu do domu po pół rocznej trasie. Jeden powiedział by , że to niesamowita sprawa, a jeszcze inny stwierdził by, że to skrajnie nieodpowiedzialne. Jednak ja mam co do tego swoją teorię, czyli nieprzespane noce i nakładające się na siebie zmęczenie oraz koncerty, próby i spotkania z fanami na których musimy dać z siebie 100%.
Poczułem lekki ból po uderzeniu w ramię, który zafundował mi Zayn. Momentalnie się ocknąłem, spoglądając na niego pytająco.
-No co tak się na mnie patrzysz?- Malik uniósł ręce w geście obronnym. -Musiałem bo odpływałeś.-uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Wzruszyłem ramionami i przewróciłem oczami.
Wiem, że powinienem się cieszyć powrotem, a tymczasem zamartwiam się tym co mogło się tu wydarzyć pod moją nieobecność.
-Oj Harold przestań się dąsać.- szturchnął mnie łokciem Louis.
Chciałbym przestać myśleć o licznych problemach zaprzątających mój umysł, jednak nie potrafię. Nagle Niall stanął na nogi spoglądając na nas z iskierkami radości w oczach.Popatrzyliśmy na niego pytająco, nie wiedząc o co mu znów chodzi.
-Skoro Ley nie chce zejść do nas, to my przyjdziemy do niej.- jak zwykle Niall nie odpuszcza nawet gdy powinien. Oczywiście reszta zespołu zgodziła się z nim i po chwili biegli już na górę. Wtedy miałem chwilę by porozmawiać z mamą. Przybliżyłem się w ich stronę.
-Co się działo z Leayną gdy mnie nie było? Zmieniła się.- zacząłem, ponieważ chciałem mieć wszystko czarno na białym wyjaśnione.
-Harry, porozmawiamy o tym wieczorem.- zbyła mnie rodzicielka. Pokręciłem przecząco głową, ponieważ jeśli miałem  pomóc to nie później tylko teraz. Usłyszałem radosne krzyki dochodzące z góry. Gemma wskazała mi ruchem ręki bym poszedł za nią, co oczywiście wykonałem. Weszliśmy do kuchni rozświetlając pomieszczenie.
-Powiesz mi w końcu o co chodzi?- warknąłem podirytowany. Kiwnęła jedynie głową, sięgając po coś do najwyższej z półek w której nic nie przechowujemy. Wyciągnęła pudełko po papierosach i pokazała mi go. Byłem zdezorientowany w tym momencie.
-Co robią papierosy Zayna w tej półce i po co mi je pokazujesz? Co mają wspólnego z Ley?
-Tak się składa, że ta paczka należy do niej.
Nie mogłem uwierzyć w  to co mi powiedziano. To był żart prawda? Miałem kiedyś podejrzenia o to, że pali chodź wydawało mi się to absurdalne. Pokręciłem głową wmawiając sobie jak głupi, że to tylko żart.
-To nie wszystko. Ona wręcz znienawidziła mamę. Nie było dnia kiedy by się z nią nie kłóciła.
Wypuściłem powietrze z płuc siadając na krześle przy stole. Gemma zrobiła to samo zajmując miejsce naprzeciw mnie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, ponieważ słowa w tym momencie były zbędne.
-Nie wiem co się dzieje, ale martwię się Harry.- powiedziała ze smutkiem, spuszczając głowę.
-Postaram się z nią porozmawiać później, obiecuję. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.- uśmiechnąłem się zmuszając do tego wszystkie mięśnie twarzy.

~~Leayna~~
Podeszłam do biurka gdzie znajdowały się oprawione zdjęcia  oraz zawieszone i poprzyczepiane na ścianie luźno. Na każdym z nich byłam uśmiechnięta i zadowolona z tego co mam od życia. Praktycznie na każdym byłam wspólnie z resztą przyjaciół nie tylko z Anglii, ale również z Polski. Na kilku kolejnych uśmiechałam się do aparatu razem z obejmującym mnie Mikem. W mgnieniu oka zerwałam te trzy zdjęcia i potargałam, wrzucając do kosza. Do oczu zaczęły napływać łzy, których tak bardzo w tym momencie nie chciałam. Wszystkie razem spędzone chwile tak łatwo przekreślił dla jakieś innej dziewczyny. Wiedziałam, że jest ze mną coś nie tak, jednak do końca nie mogłam pojąć co we mnie jest najgorsze.
Usłyszałam kroki na schodach, a po chwili ktoś próbował dostać się do mojego pokoju. W tej chwili cieszyłam się z tego iż zamknęłam drzwi na klucz. Szybko starłam łzy z policzków i zrobiłam trzy głębokie wdechy na uspokojenie.
-Ley, otwieraj.- usłyszałam nieznoszący sprzeciwów ton Zayna. Przełknęłam gulę stojącą w moim gardle i powolnym krokiem podeszłam do drewnianej powłoki , którą odkluczyłam. W jednej chwili zostałam ściśnięta w grupowym uścisku. Każdy krzyczał w innym tempie ,,Hej" lub ,,Cześć". Próbowałam wyswobodzić się z objęć, jednak na marne. Gdy po jakimś czasie odsunęli się ode mnie, przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, jednak długo to nie trwało, ponieważ nie wytrzymaliśmy i wybuchliśmy śmiechem.
-Oj młoda, czemu nie chciałaś się z nami przywitać?- zapytał z udawanym urażeniem Niall. Wzruszyłam ramionami.
-Byłam zmęczona po treningu i chciałam to później załatwić.
Popatrzyli po sobie mimo to uśmiechnięci.
-Co was tak bawi?- byłam zdezorientowana, ponieważ nie wiedziałam co chodzi im po głowach. Nie odpowiedzieli na moje pytanie, podeszli w moją stronę i wszyscy na raz zaczęli mnie łaskotać.
Piszczałam, śmiałam się i wyrywałam ale na nic mi to przyszło. Chłopaki śmiali się z moich min, więc dzięki temu rozładowali dziwne napięcie unoszące się podczas wcześniejszej rozmowy.
-Proszę... prze-przestań-ciee. - z ledwością łapałam powietrze do płuc, a zaraz znów się śmiałam i tak w kółko.

***
Siedziałam na łóżku przeglądając facebooka w komórce. Nic innego nie miałam do roboty. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zawołałam  krótkie ,,Proszę", a po tym drzwi do pokoju otworzyły się. Stanął w nich mój lokowaty brat. Nie był uśmiechnięty jak reszta chłopaków. Ewidentnie coś go trapiło.
-Musimy porozmawiać.- jego ton głosu był pozbawiony emocji. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i poklepałam miejsce obok siebie oraz śpiącego Klakiera. Usiadł i od razu spuścił  głowę wypuszczając powietrze z płuc.
-O co chodzi?- popatrzyłam na niego pytająco z ciekawością wyczekując co ma mi do powiedzenia.
-Co się dzieje Ley? Dlaczego robisz się tak bezuczuciowa i bezmyślna wobec innych? Czym ci zawiniła mama, co?- tyle pytań, tyle bolących pytań.
On nic nie wie, jedynie to co usłyszał od innych. Oni również nic nie wiedzą, nikt nie wie. Każdy ma o mnie już wyrobione zdanie, a tak naprawdę nikt nie chce mnie zrozumieć.
-Możesz skończyć?!- miałam serdecznie dość tego jak kolejna osoba wyrabia sobie o mnie fałszywe zdanie. Podniosłam się na równie nogi, stając naprzeciw niego wściekła. -Wszystko o co starasz się mnie zapytać nie ma sensu! Próbujesz na siłę udawać idealnego brata?! Wybacz ale gdzie byłeś gdy Cię potrzebowałam najbardziej, gdzie byłeś gdy prosiłam o to byś zapisał mnie na siatkówkę?! No właśnie, nie było Cię, a teraz masz czelność przychodzić tu i wypytywać mnie o takie rzeczy?!- po policzkach zaczęły spływać słone łzy. Miałam gdzieś fakt, że w tym momencie wszyscy znajdujący się w domu nas słyszą. Musiałam to z siebie wyrzucić.
-Uspokój się.- najwidoczniej to co powiedziałam nie zrobiło na nim wielkiego znaczenia.
-Nie.- warknęłam z tak naładowanym jadem w głosie na jaki było mnie tylko stać. Harry jedynie wypuścił powietrze z płuc ze świstem i podszedł do mnie tuląc moje ciało do swojego. Bezmyślnie wtuliłam się jeszcze mocniej i zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
-Przepraszam.- wyszeptał siadając na podłodze, usadawiając mnie na swoich kolanach.
Nic nie odpowiedziałam, wolałam się nie odzywać.
-Ley, proszę powiedz co się dzieje. Przecież widzę.- w jego głosie słyszałam bezradność, co sprawiło, że i ja o mały włos nie powiedziałam co dzieje się w moim życiu. W tym samym momencie uświadomiłam sobie, że przecież oni i tak mi nie pomogą.
-Ja wcale nie chciałam być dla mamy najgorszym wrogiem.- powiedziałam ze smutkiem, przypominając sobie ile razy wyzywałyśmy się na wzajem. -To ona wiele razy dawała mi do zrozumienie, że lepiej gdyby mnie nie było, a ja jedynie broniłam się innymi słowami.- po policzku spłynęła jedna samotna łza.
Poczułam jak mięśnie Hazzy napinają się, a dłonie zaciska w pięści.
-Czuję w tym nutkę kłamstwa mała.- on mi nie wierzył! Wiedziałam, że tak będzie. Momentalnie poderwałam się z miejsca i odeszłam kilka kroków dalej podchodząc do okna, spoglądając na zachodzące słońce za horyzontem.
-Po co miałabym kłamać w sprawach tak ważnych? -wyszeptałam bardziej do siebie niż do Harrego.
-Ale to robisz. Znam mamę od dziecka i wiem, że kocha naszą trójkę.- podszedł do mnie, na co ja prychnęłam, ponieważ jego słowa były żałosne. Znałam prawdę i będę się jej trzymać do końca.
-Waszą dwójkę. To was miała od zawsze. Ja pojawiłam się znikąd tak nagle i wiem co słyszałam!-podniosłam głos.
-Gówno słyszałaś! Znam mamę!- warknął.
Tego było dość, chwyciłam telefon w dłonie, a po drodze bluzę i wybiegłam z domu.
Usłyszałam jak jeszcze zdenerwowany Harry krzyczy za mną, abym wróciła.

***
Słońce już dawno zaszło i jedynym światłem w tym momencie było lampy uliczne. Przez ponad trzy godziny włóczę się bez celu po mieście.
Nagle poczułam wibracje telefonu w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go widząc sms, który okazał się być od Mike'a.

       Od:Mike :)
Wszystko z tobą dobrze?    

       Do: Mike :)
Nie powinno Cię to interesować.             

      Od: Mike:)
A jednak interesuje, skoro jesteś moją przyjaciółką :*

      Do: Mike :)
Nie jesteśmy przyjaciółmi od kilku miesięcy. Zapomniałeś jak się mnie wyparłeś?

     Od: Mike :)
Żałuję :c możemy porozmawiać, ten jeden raz, proszę :(

     Do: Mike :)
Jeden i ostatni raz 

    Od: Mike :)
Spotkajmy się za 15 min. obok London Eye                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         ___________________________________________________________________
Hej ziomeczki.
Wybaczcie mi za tak długą nieobecność ale są wakacje :D więc i wy pewnie nie siedzicie w domu ;) więc mnie zrozumiecie. Od 1 września wszystko wróci do normy i rozdziały będą w miarę regularnie dodawane :)
Z jednej strony zaskoczyliście mnie dość pozytywnie, jednak z drugiej znacznie mniej. Ta dobra strona to taka iż pod ostatnim rozdziałem nabiliście ponad 150 wyświetleń, ale zła jest taka, że były tylko 2 komentarze i szczerze to nie wiem czym to było spowodowane :p czy aż tak zły był rozdział? Ja wiem, że ten też nie jest dobry ponieważ praktycznie nic się w nim nie dzieje no ale chciałabym jakiś wyjaśnień.
Kolejna sprawa to taka, że chciałabym abyście zagłosowali za tym jakie ma być zakończenie. To jest  ważna ankieta i chce aby każdy czytelnik wyraził na ten temat swoją opinię :)
Dziękuję, że przeczytaliście to co jeszcze ode mnie dodane :)







sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 78



Chodziłam tam i z powrotem krążąc po pokoju. Biłam się z własnymi myślami, ponieważ za kilkanaście minut musiałam wyjść do szkoły, a ja nie byłam na to gotowa psychicznie.
-Leayna, śniadanie gotowe! Zejdź zaraz na dół bo się spóźnisz!-usłyszałam wołający głos rodzicielki z parteru domu. Wypuściłam powietrze z płuc ze świstem, po czym podeszłam do szafy z której wyciągnęłam ubrania. Przed oczami ciągle stawał mi wygląd zmasakrowanych ubrań i ten napis na szafce. Przetarłam kilka samotnych łez spływających po policzkach po czym szybko przebrałam się w czyste ubrania. Weszłam do łazienki gdzie poczesałam włosy, przemyłam twarz i umyłam zęby. Zrobiłam wymuszony uśmiech do odbicia w lustrze i ze spuszczonym wzrokiem zeszłam do kuchnie gdzie przy stole siedziała reszta. Usiadłam na moim stałym miejscu przy oknie, a przede mną na stole stał już talerz z kanapkami. Skrzywiłam się, jednak chcąc uniknąć afery posłusznie wzięłam do rąk jedną z kanapek i zaczęłam przegryzać.

***
-Layna!-usłyszałam pisk przyjaciółki podczas gdy chowałam się za drzwiczkami szafki. Poczułam mocny uścisk i okręciło nas dookoła na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Hej.- powiedziałam, patrząc po wszystkich zgromadzonych się przyjaciołach. Oni nie czekając na mój ruch, zaczęli po kolei mnie przytulać i okręcać dookoła.
-Co się z tobą działo? Tęskniliśmy.- Josh zrobił smutną minę, a ja poczochrałam po tej jego czuprynie. Zrobiło mi się ich naprawdę żal, ponieważ tak po prostu ich zostawiłam bez żadnego wyjaśnienia.
-Musiałam poukładać parę spraw.-machnęłam ręką na potwierdzenie, że nie jest to nic ważnego.
Oni jedynie przytaknęli ruchem głowy, za co byłam im naprawdę wdzięczna, że nie drążyli tego tematu. Wyjęłam z szafki wszystko co było mi potrzebne na kilka następnych lekcji i razem z resztą udałam się pod klasę biologiczną.
-Jezusku Leayna nie uwierzysz  co tu się działo przez ten cały czas gdy cię nie było.- Rosi nadal była taka szczęśliwa od samego momentu gdy zobaczyła mnie na korytarzu.
Pokręciłam głową pytająco, czekając na odpowiedź z jej strony.
-Wczoraj była taka mega afera, podobno Cornelia przelizała się za szkołą po lekcjach z jakimś kolesiem z ostatniej klasy.- przyjaciółka była podekscytowana, a mną te słowa wstrząsnęły. Może nie wszystko jeszcze stracone? Niby nie życzę im źle, ale naprawdę zależy mi na Mikeu, a przez tą zdzirę nie mogę nawet z nim porozmawiać przez chwilę. Poczułam nagły przypływ smutku, a mina mi zrzedła. Zadzwonił dzwonek, a wszyscy zaczęli zbierać się przy klasie, a ich obiektem zainteresowania byłam oczywiście ja. Chodź nie miałam pojęcia dlaczego, moich hipotez na ten temat było naprawdę wiele, a każda z nich była gorsza od poprzedniej.
Irytowały mnie wszystkie dziwne uśmieszki i szepty kierowane w moją osobę. Przyjaciele popatrzyli na mnie dziwnie jak by domagali się wyjaśnień, chodź ja sama ich potrzebowałam.
Nauczycielka przyszła po kolejnych 5 minutach otwierając drzwi od klasy.
-Musimy porozmawiać po lekcji.- usłyszałam szept Rosi i jej ciepłą dłoń na mym ramieniu. Mimowolnie moje mięśnie spięły się i poczułam się źle. Żałowałam każdej sekundy spędzonej w tym budynku, jednak teraz nie było odwrotu musiałam stawić dziś temu wszystkiemu czoła.
Zajęłam miejsce obok Stivena,  który obdarował mnie pokrzepiającym uśmiechem. Jedynie czego potrzebowałam w tej chwili to porządnego przytulenia i wmawiania mi, że wszystko będzie dobrze chodź wiedziałam, że to głupie, a ja jestem żałosna.
Wyciągnęłam zeszyt i piórnik, ponieważ książki zostały zniszczone.
-Gdzie masz podręczniki?- Stiv zwrócił uwagę w moją stronę, a ja wzruszyłam ramionami. On jedynie przesunął swoje na środek ławki by obydwoje mogliśmy z nich korzystać. Przez całą lekcję nauczycielka miała ze mną widocznie jakiś problem. Ciągle mnie czegoś pytała, a gdy nie wiedziałam wyjeżdżała na mnie, że tak jest gdy nie chodzi się na lekcje. Za każdym razem chciałam jej coś odpowiedzieć jednak co by to dało? Mój humor wcale nie był lepszy, było znacznie gorzej, a ja tylko czekałam na chwilę gdy będę mogła wyjść ze szkoły.
Po 45 minutach zadzwonił upragniony dzwonek i wszyscy wyszliśmy z klasy, poczułam lekkie szarpnięcie za nadgarstek. Szybko odwróciłam się w stronę przyjaciółki, która miała zmartwiony wyraz twarzy.
-Możemy porozmawiać?-wyszeptała, na co ja pokiwałam głową kierując się razem z nią w stronę łazienek. Weszłyśmy do jednej z kabin, a ja usiadłam na ubikacji pod czas gdy Rosi stała ze złożonymi rękami na piersi czekając na wyjaśnienia.
-O czym chciałaś rozmawiać?-spytałam tak jak bym nie wiedziała o co chodzi.
-Ley nie udawaj, że nie wiesz. Może i chłopaków okłamiesz ale nie mnie. Wiem, że coś jest nie tak i chcę Ci pomóc.-wyczułam troskę ale i stanowczość w jej głosie i wiedziałam, że to ta chwila w której powinnam pomóc samej sobie. Wypuściłam powietrze z płuc ze świstem nie chcąc nic mówić.
-To przez Mike'a i tą jego Cornelie, prawda?- bardziej stwierdziła niż zapytała. Kiwnęłam lekko głową spuszczając głowę, ponieważ czułam się jak skończona idiotka.
-Wiedziałam, no po prostu wiedziałam!- rosi uniosła zła ręce do góry. Jej mina ze zmartwionej przybrała wyraz wściekłej.
-Rozumiesz to, że on zachowuje się jak gdyby mnie nie znał? To wszystko zmieniło się w zaledwie jeden dzień i to najbardziej mnie boli.- moja dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć, tak samo jak dłonie. Próbowałam się uspokoić, jednak wtedy ponownie przed oczami stanął mi ten napis na szafce. Może powinnam się przenieść do innej szkoły, ale co ja zrobiłam? Zawsze byłam lubiana i nikt nie odważył mi się sprzeciwić. Jednak to się zmieniło gdy w nasze życie wtrąciła się ta dziewczyna.
-Nie przejmuj się nimi.- Ros klepnęła mnie w ramię, uśmiechając się. Przytaknęłam z udawanym uśmiechem, po czym wyszłyśmy z kabiny by poprawić się przed lustrem.
-No proszę, proszę kogo ja tu widzę.-usłyszałam za sobą skrzypnięcie jednych z drzwi od kabiny i ten znienawidzony przeze mnie głos blondynki.
-Czego chcesz Cornelia?- warknęłam odwracając się do niej.
-Mike już cię nie chce?-zaśmiała się -Nie dziwię się mu, co ty niby mogłaś mu dać? Nie to co ja, on już jest mój.- zakręciła biodrami z tym irytującym uśmieszkiem. Zacisnęłam pięści, żeby jej nie przywalić.
-Odwal się suko.- warknęłam, przewracając oczami i odwracając się na pięcie. Wtedy poczułam mocne szarpnięcie za włosy. Krzyknęłam i szybko się opamiętałam bym mogła oddać. Uderzyłam ją prosto w prawy policzek, który momentalnie się zaczerwienił.
Jej mina była zszokowana, wybiegła z łazienki jak oparzona, a ja miałem chwilę satysfakcji.
Rosi przez cały czas przyglądała się całemu zajściu i gdy na nią popatrzyłam widziałam uśmiech.
-Normalnie nie pochwaliłam bym tego, ale dobrze wiesz, że tym razem zrobię inaczej i powiem, że jestem pod wrażeniem.-przytuliła mnie i po jakimś czasie wyszłyśmy na korytarz. Emocje we mnie buzowały, a ja dobrze wiedziałam, że nic nie będzie takie jak kiedyś.
-Co się stało Cornelii?- podbiegł do nas Nicholas, Bryan oraz Steven z Joshem.
-Lay jej przywaliła, bo ją obrażała.- powiedziała zachwycona przyjaciółka, natomiast chłopacy zrobili zdziwione miny, patrząc po sobie.

Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie, ale wreszcie nastała przerwa na lunch.
-Wziąć Ci coś?- odezwał się Bryan obejmując mnie ramieniem. Kiwnęłam głową i poprosiłam go o sałatkę i wodę.
Zajęłam miejsce przy naszym stałym miejscu. Gdy usiadłam na krześle usłyszałam męskie głosy za sobą. Odwróciłam się do tyłu zauważając chłopaków z drużyny idących w moją stronę.
-Hej.-powitałam ich, zmuszając się na uśmiech.
-Weź nie odzywaj się do nas suko.- odezwał się Max, a inni pokazali mi środkowy palec śmiejąc się przy tym.
Wstałam gwałtownie z krzesła i chwyciłam za koszulkę Oliviera. Ten odwrócił się, patrząc na mnie z obrzydzeniem.
-O co wam chodzi?- powiedziałam cicho. Mój głos drżał, a w oczach zaczęły się zbierać łzy, którym nie pozwalałam się uwolnić.
-Zachowałaś się jak gówniara. Po co zapisywałaś się do tej drużyny skoro miałaś zamiar to olać? Mike pomagał Ci jak głupi, a ty go zostawiłaś. Odwróciłaś się od niego, a niby nazywałaś się jego przyjaciółką? Tak samo jak wystawiłaś dziewczyny, które miały przed wczoraj mecz. Weź się czasem zastanów co robisz.- mówił do mnie cicho, ale jad w jego głosie był na tyle wyczuwalny żeby sprawić aby moje dłonie zaczęły się trząść. Błądziłam wzrokiem po jego twarzy, nie dowierzając.
-To on mnie zostawił! Odwrócił się ode mnie! Nie wiem co wam powiedział, ale to on jest skończonym dupkiem. Zostawił mnie dla jakieś suki!- krzyknęłam na niego, ponieważ miałam dość wyzywania i upokarzania mnie. Poczułam jak wzrok wszystkim utkwiony był w nas. Przełknęłam gulę stojącą w moim gardle i ponownie usiadłam na swoim miejscu. W tym samym momencie przyszli przyjaciele z jedzeniem. Bryan podał mi moją porcję i usiadł obok mnie uśmiechając się.
-Nie uwierzycie!- do stołu podbiegł Josh, zajmując  wolne miejsce.- Właśnie przed chwilą byłem świadkiem kłótni dziwki  z Mikem.-zaćwiergotał. -I podobno Mike nie chce już z nią być.
Zaciekawiły mnie jego słowa, chodź moja przyjaźń z Widem już dawno została zniszczona, a gdyby tego było mało miałam przesrane w szkole. Nie wiem co jeszcze wygadywał na mój temat i to mnie przerażało.
Zjadłam połowę sałatki, gdy obok stolika stanęła moja podopieczna Nicola. Poprosiła mnie na chwilę na ubocze. Przez to wszytko zapomniałam o niej.
-Co jest?- usiadłam na schodach przed szkołą, co i ona zrobiła.
-Mam problem. Podoba mi się pewien chłopak z przeciwnej klasy i okazało się, że ja mu też tylko on nie chce ze mną być ze względu, że jestem Directioner. Co mam zrobić?- nie byłam dobra w dawaniu rad,a na dodatek ja sama ich potrzebowałam.
-Jeśli nie potrafi Ciebie zaakceptować taką jaka jesteś, to nie jest ciebie wart. Osoba, która cię kocha akceptuje wszystkie twoje zalety i wady.- powiedziałam i tym samym wyjaśniłam sobie jedną ze spraw. Zrozumiałam, że Mike nie jest mnie wart. Uśmiechnęłam się do niej, a ona podziękowała mi i odeszła.

***
Kolejne godziny lekcji ciągły się i ciągły, aż wreszcie nastała ostatni dzwonek tego dnia. Pożegnałam się z przyjaciółmi i jak na ścięcie głowy szłam na trening. Weszłam do szatni z opuszczoną głową i od razu zostałam przyciągnięta do uścisku z grupką dziewczyn, które jeszcze jako tako mnie tolerowały. Chodź większa część z nich wręcz mnie nienawidziła.
-Gdzieś ty była przez tak długi czas?- usłyszałam oburzony głos Alex, ale zaraz po tym uśmiechnęła się do mnie.
-Musiałam załatwić parę spraw.- machnęłam ręką wymijająco i podeszłam do swojej szafki i popatrzyłam na nią wypuszczając powietrze z płuc. Szybko się przebrałam i rozejrzałam się po dziewczynach. Były zaskoczone patrząc na mnie, a ja nie wiedziałam do czasu aż sama na siebie nie zerknęłam.
-Co Ci się stało?- Jessi pokazała palcem na moje rany okryte bandażem i podeszła do mnie bliżej.
-Wywróciłam się na rowerze.- wypowiedziałam na szybko słowa, które wydawały mi się najbardziej odpowiednie. Więcej żadna z nich nie miała zamiaru drążyć tematu, więc poszłyśmy na salę w której już rozgrzewali się chłopaki. Wzrok większości z nich powędrował na moje ciało, a ja czułam się zażenowana. Po chwili na salę wszedł trener i widząc mnie zmarszczył brwi.
-Widzę, że w końcu raczyłaś się zjawić.- mruknął idąc po jedną z piłek.
-Dzisiaj przez dwie godziny będziemy grać. Dziewczyny na chłopaków.-usiadłam na trybunach, podczas gdy inne ustawiły się na boisku. Obok mnie zajęły jeszcze miejsce rudowłosa i szatynka, których imienia jeszcze nie znałam. Gra toczyła się raczej normalnie, w pewnym momencie usłyszałam jak woła mnie trener.
-Leayna na boisko, za Sashe!- krzyknął byśmy obie usłyszały. Dziewczyna uśmiechnęła się robiąc mi miejsce przy siadce Świetnie! Byłam niska dlatego ta pozycja na boisku była dla mnie niekomfortowa. Przełknęłam gulę stojącą w gardle i skupiłam się na grze. Jednak przez większość czasu rozpraszał mnie przeszywający wzrok Mikea. Czułam się odrzucona.
***
-Na dzisiaj koniec. Do zobaczenia!- krzyknął trener by wszyscy rozproszeni po całej hali usłyszeli.
Razem z innymi szłam w stronę szatni ale poczułam dłoń na ramieniu, więc zatrzymałam się mając nadzieję, że będzie to brunet. Jednak jakie było moje rozczarowanie gdy okazało się, że to trener.
-Leayna możemy porozmawiać?- kiwnęłam głową na potwierdzenie, więc usiedliśmy na trybunach.
-Więc o czym chciał ze mną pan porozmawiać?- zaczęłam go naglić, ponieważ chciałam wyjść z tego piekła jak najszybciej.
-Opuściłaś się Leayna. Nie ćwiczyć i nie poświęcasz wielkiej uwagi na treningi by stawać się lepsza.Ja wiem, a przynajmniej tak mi się wydawało, że stać się na o wiele więcej. Czy jest coś co powoduje twoją dekoncentracje?- tak jest! To ta szkoła, a raczej uczniowie, którym nie wiem czym zawiniłam, do tego dochodzi odwrócenie się najlepszego przyjaciela, który znał moje tajemnice i boję się, że tak łatwo jak je poznał, to i z łatwością je rozpowie, a ja będę miała wtedy piekło. Również straciłam kontakt z moją rodziną i przyjaciółmi, a z bratem przestałam rozmawiać, a wszytko przez głupią trasę i jego pracę. Moją najlepszą przyjaciółką od jakiegoś czasu stała się żyletka i przez chwilę słabości doprowadziłam się do stanu w którym piję, ćpam i palę chodź nie wiem jak mam to odkręcić, jeśli w ogóle  jeszcze da mi się pomóc. Ale po  za tym wszystko świetnie.
-Nie, wydaje się panu. Po prostu nie miałam ostatnio czasu na zwracanie na to uwagi, przepraszam.- mruknęłam chcąc zakończyć te głupie kłamstwa.
-A skąd te bandaże, co zrobiłaś?- dopytywał, czym mnie zdenerwował.
-Wydaje mi się, że to nie pana sprawa, prawda? Do widzenia.- warknęłam i jak najszybciej weszłam z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi do szatni. Jak zwykle dziewczyn już nie było, a ja obawiałam się najgorszego. Powoli stawiając kroki podeszłam do szafki, jednak wszystko wydawało się normalnie. Najszybciej jak umiałam przebrałam się w czyste rzeczy, a strój wpakowałam do torby wybiegając przed szkołę. Było dziwnie cicho, nikt nie szedł ani nie jechało  żadne auto. Wzruszyłam ramionami i założyłam słuchawki do uszu puszczając piosenkę. Po może kilku kolejnych krokach poczułam szarpnięcie do tyłu. Nie wiedząc co się dzieje upadłam na chodnik uderzając o niego głową. Rozejrzałam się, widząc kilka przyjaciółek Cornelii oraz przewagę między nimi chłopaków, których widziałam z widzenia. Poczułam kilka kopnięć w żebra, na co syknęłam z bólu.
-To za to, że próbujesz rozwalić mój związek z Widem!-usłyszałam ten charakterystyczny głos-Cornelia. Zobaczyłam ją nad sobą gdy nieznajomi mi chłopaki dalej mną szarpali. Próbowałam się wyswobodzić jednak na marne. Krzyczałam jednak na marne. Dostałam kilka razy w twarz i poczułam spływającą ciecz po niej. Mimowolnie wypuściłam na policzki kilka łez. Dostałam jeszcze z trzy mocne kopniaki w żebra,  a następnie zaczęli mnie kopać po nogach. Wszystkie rany, które zadałam sobie sama bolały mnie w tym momencie niemiłosiernie.
-To za to, że wszystko powiedziałaś Mikeowi o tym jak całowałam się za szkołą z Rickiem!-krzyknęła i splunęła na mnie. Czułam się jak śmieć. Gdyby nie to, że byłam poturbowana, prawdopodobnie teraz uderzyłabym ją porządnie. Puścili mnie i jak gdyby nic odeszli zostawiając mnie obolałą na pastwę losu. Powoli próbowałam się podnieść, jednak za każdym razem z marnym skutkiem. Po jakimś czasie, nie wiem po ilu minutach ponieważ straciłam rachubę usłyszałam głos stup odbijających się od asfaltu.
-Ley?! Co Ci się stało?- zobaczyłam Mike'a, który pomógł mi wstać.
-Nie twoja zasrana sprawa.- warknęłam, a po policzku spłynęła mi samotna łza, którą brunet starł.
-Próbuję Ci pomóc!- krzyknął. Nabrałam szybko powietrze do płuc i przymknęłam powieki.
-Cornelia. Cornelia to zrobiła.-powiedziałam cicho i w tym samym czasie poczułam jak jego ręce szybko odsuwają się ode mnie.
-Myślisz, że w to uwierzę? Jesteś żałosna.- parsknął, a mi do oczu zaczęły zbierać się słone łzy. Patrzyłam na niego, szukając chodź cząstki starego przyjaciela.
-To nie ja odwróciłam się do Ciebie plecami i przed innymi nie udaję, jak bym nigdy cię nie znała. Wiesz czego boję się najbardziej? Że każdy sekret, który ci opowiedziałam, teraz tak jak gdyby nic mógł przez ciebie być rozpowiedziany.- mruknęłam cicho, spuszczając wzrok i powoli odwracając się do niego plecami.
-Przepraszam.- powiedział tak cicho, że ledwie usłyszałam. Zatrzymałam się w pół kroku.
Podszedł do mnie i przyglądał się mi oczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Wzruszyłam ramionami.
-No i co to da? Dalej będziesz taki sam, lepiej daj mi spokój i dalej udawaj jak gdybyś mnie nie znał.- warknęłam odpychając go. Idąc do domu czułam jak bym miała zaraz zemdleć. Każda najmniejsza cząstka mnie sprzeciwiała się kolejnym ruchom.
Droga do domu dłużyła mi się ale po jakiś 30 minutach dotarłam pod dom. Weszłam po cichu, zdejmując z siebie buty i zawieszając na wieszak bluzę. W salonie słyszałam śmiechy czego tak dawno nie słyszałam w tym domu.
-Leayna, to ty?- usłyszałam zachrypnięty głos Harrego? Przełknęłam gulę w gardle zakrywając szybko twarz, która była pokryta zapewne siniakami i krwią. Zobaczyłam kontem oka jak wstaje z fotela i uśmiechnięty idzie w moją stronę. Jednak ja nie zatrzymując się, pobiegłam do łazienki zatrzaskując za sobą drzwi. Co oni tu robią? Mieli przylecieć w grudniu! Z jednej strony cieszyłam się, ponieważ tęskniłam za nimi, a z drugiej byłam na nich zła, bo moje życie się wali, a oni nie dadzą mi spokoju. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc przestraszona popatrzyłam w tamtą stronę.
_________________________________________________________________________
Hej :D mordeczki!!
Jejku, jejku naprawdę zaskoczyliście mnie pozytywnie :D! Macie dość długi rozdział, obawiałam się,że go zmaszczę :/  chodź sama nie wiem czy podołałam waszym wymaganiom. Udało mi się wpleść tu wszystko co chciałam :) z czego jestem zadowolona. Chcieliście dużo akcji :D to macie. Dzieje się oj dzieje :3 Musiałam potsycić waszą ciekawość kończąc w tym momencie. Dziękuję Wam za te motywujące komentarze, jestem podziwu, ponieważ udało się wam dobić aż 12 koemntarzy co może i nie jest rekordową liczbą, to jednak dla mnie znaczy wiele, ponieważ jak sami wiecie z początku założenia bloga, szału nie było :p Pod ostatnią notką dobiliście nie tylko komentarzami ale i wyświetleniami. Dziennie wchodziło was ponad 50 :D
Dziękuję wam jeszcze raz z całego moje nie wielkiego serca :D

Mam do was przykrą wiadomość, ponieważ kolejny rozdział pojawi się po 20 sierpnia chodź zaglądnijcie 10 sierpnia, ponieważ wtedy wrócę z obozu z niemiec więc albo wtedy pojawi się rozdział lub jakaś niespodzianka :D trzymajcie się ciepło i udanych wakacji !!! :D

Ps. Zapraszam do notki ,,Bohaterowie" zaktualizowałam bohaterów. Zerknijcie jeśli chcecie zobaczyć postacie, które są tu opisywane :)