niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 65


Przebudził mnie trzask zamykanych drzwi. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Znajdował się w nim jedynie Louis, który siedział w wygodnym fotelu z laptopem na kolanach w drugim pomieszczeniu, bardzo podobnym do pokoju Harr'ego. Usiadłam i przetarłam oczy. Czułam się już dobrze, więc pewnie to złe samopoczucie wynika, że źle zniosłam drogę.
Wygrzebałam się z pościeli i powoli wyszłam po za pokój, kierując się w stronę windy.
Gdy już zjechałam do holu, zaczęłam wychodzić z hotelu jednak rozmowa dwóch osób przeszkodziła mi to, a mianowicie Hazzy  i ojca. Kłócili się, a po chwili te zdanie ojca wstrząsnęły mną. Co raz bardziej to wszystko stawało się tajemnicze i co raz mniej wiedziałam o swojej rodzinie oraz przeszłości. Gdy skończyli wymianę słów i Harry zaczął kierować się w stronę wejścia, nie zdążyłam już zawrócić, musiałam się z nim zmierzyć twarzą w twarz.
-Co to robisz?- w jego oczach było widać zdenerwowanie.
-O co chodziło?- nie zwróciłam szczególnej uwagi na jego pytanie. Musiałam się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
-Ley...
-Daruj sobie.- zgromiłam go wzrokiem i wyminęłam, biegnąc za oddalającym się mężczyzną.
-Zaczekaj!- krzyknęłam, gdy byłam na tyle blisko.
Odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Leayna, co tu robisz?- powiedział, jak dla mnie przesłodzonym głosem.
-Powiedz mi o co ci chodziło i nie udawaj, bo wszystko słyszałam.
Nic mi nie odpowiedział, zastanawiając się nad słowami.
-Będę walczył.- to były ostatnie słowa które usłyszałam tego dnia.
Szłam zrezygnowana w stronę hotelu. Byłam zła na samą siebie, że mogłam to rozegrać lepiej i dowiedzieć się więcej. Przystanęłam przy jednym z drzew i zaczęłam bić w jego korę pięściami.
Byłam bezradna. Moje uczucia mieszały się w jedną całość. Krzyczałam, a z oczu lały się łzy.
-Chodź.- kogoś mocne ręce odciągnęły mnie od drzewa, tuląc do swojego ciała.
Był to Harry, który po chwili wziął mnie na ręce, a ja wtuliłam się w niego, nie przestając ani na chwilę płakać.  Nie wiem nawet kiedy znaleźliśmy się w jego pokoju.
Razem ze mną na swoich kolanach usadowił się na jednej z kanap.
Przetarłam zapuchnięte oczy i pociągnęłam nosem, patrząc na loczka.
-Wytłumacz mi to.
-Leayna, nie dziś.- wypuścił powietrze z płuc -Idź spać.
-Nie! Masz mi powiedzieć! Ile jeszcze ukrywasz przede mną tajemnic, co?! Mam tego serdecznie dość!- pośpiesznie stanęłam na przeciw niego.
-Skończ się drzeć! Może wrócisz znów do Polski?!- on również wstał.
-Nie, do puki nie dowiem się co przede mną ukrywacie!
Usiadł z powrotem opierając ręce na kolanach i wdychając powietrze. Widać było po nim, że jest rozdarty i nie wie co ma zrobić. Przysiadłam obok niego i przytuliłam jak najmocniej umiałam.
-Dobrze, powiem ale nie dziś. Chce byś usłyszała to z ust mamy, a nie mnie.
-No dobra.- byłam zawiedziona, że jednak nie dostanę odpowiedzi, ale muszę też uszanować ich decyzje.
Victoria już spała, a nam nie chciało się spać po takiej adrenalinie nikomu by się nie chciało.
Postanowiliśmy obejrzeć razem film. Za kilka godzin wylatujemy do Francji. Cieszę się, że mam taką okazję pozwiedzać chodź trochę Europy. Gdy byłam młodsza, marzyłam o tym, jednak nikt nie chciał mnie wziąć, a dla rodziców zastępczych było to niedorzeczne. Jedynie rodzice Rosi byli tak wyrozumiali i nieprzestali pozwalać mi marzyć na nowo każdego dnia.
***
Jednak udało mi się usnąć i to w połowie filmu, który i tak był nudny.
Obudziły mnie głosy rozmów dość niedaleko mnie. Z tego co mogłam usłyszeć, stali w kuchni.
Nie otwierałam jednak dalej oczu, udając że śpię.
-Nie wiem co dalej. Ona będzie domagać się prawdy.- usłyszałam zdesperowany głos Hazzy.
-Przesadzasz. Jednak będziecie musieli porządnie porozmawiać. Ona zasługuje na dowiedzenie się prawdy.
Otworzyłam oczy, bo wiedziałam, że podsłuchiwanie było nieodpowiednie.
Przetarłam oczy i rozciągnęłam się na kanapie przed telewizorem.
- O wstała księżniczka.- zaśmiał się Zayn.
-Hej.- uśmiechnęłam się do nich.
-Witaj młoda. Wstawaj i marsz na śniadanie bo za godzinę musimy jechać.
-Nie jestem głodna.- skłamałam. Byłam głodna, bo wczoraj jadłam jedynie trochę obiadu. Jednak przeczytałam kilka komentarzy, gdzie fani komentują, że powinnam schudnąć.
-Nie obchodzi mnie to.- stanowczy głos Harr'ego stwierdzał, że nie toleruje sprzeciwu.
Wygrzebałam się spod miękkiego koca, podążając do pokoju, który dzieliłam razem z Louisem.
Gdy weszłam do środka, było w nim dziwnie cicho.
-Lou?- powiedziałam dość głośno by mnie usłyszał jeśli tu jest.
-Tak?- wyszedł z łazienki z marchewką w ręce.
Dopiero teraz zauważyłam, że łóżko jest całe w marchewkach.
-Co z tobą nie tak?- zaśmiałam się.
-Wszystko.- podszedł do mnie ubrany w paski i chwycił za ręce, tańcząc ze mną jak smerfy.
-La la lalalalaaa la lal laaa.- śmiałam się, gdy on śpiewał piosenkę niebieskich stworków.
Po chwili zaczęłam razem z nim, co pewnie musiało wyglądać komicznie z perspektywy innych.
-Jesteśmy porąbani.- skwitowałam gdy upadliśmy na miękki dywan.
-Wiem  a teraz wstawaj, trzeba iść na śniadanie.
-Daj mi chwilkę.- szybko podniosłam się z podłogi, pogrzebałam w walizce i razem z czystymi ubraniami wbiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam szybko włosy, zostawiając je rozpuszczone. Umyłam zęby i założyłam świeże ubranie.
Ogarnięta wyszłam z pomieszczenia i razem z Tomo zjechałam windą na parter.
Przy jednym długim stole siedziała reszta, ale przybyło kilkoro osób. Mianowicie dziewczyna Zayna - Perrie  i Liama -Sophie.
Gdy tylko ich zauważyłam podbiegłam do nich i zaczęłam po kolei ściskać. Gdy nasze dość długie przywitania zakończyły się i w końcu usiadłam na wolnym krześle, nie mogłam się nacieszyć, że  one tu są. Mimo różnicy wieku, nie wielkiej ale jednak, potrafimy się dogadać ze sobą jak byśmy były tego samego wieku.
Wszyscy jedli na zmianę odpowiadając drugiej osobie. Jedynie mój talerz był czysty. Patrzyłam na te wszystkie pyszności na stole, chodź wiedziałam, że nie mogę bo muszę schudnąć.
-Ley czemu nie jesz?- w końcu ktoś musiał się mną zainteresować, a szło tak dobrze...
-Nie jestem głodna.- uśmiechnęłam się kłamliwie  w stronę Perrie.
-Ale zjedz, bo sam ci nałożę i będziesz mieć dwa razy więcej niż jak nałożysz sobie sama.- tym razem zwrócił się do mnie Harry.
-Ile razy mam mówić, że nie będę nic jeść!- odsunęłam się od stołu i ruszyłam w stronę wyjścia.
Byłam zła, już na sam początek dnia zepsuli mi humor.
Szłam w stronę wyjścia przed hotel. Nie zważałam na fakt, że recepcjonista patrzy na mnie dziwnie. Nie interesowało mnie już nic. Przywykłam, że mówią o mnie ludzie obcy dla mnie.
-Leayna, zaczekaj.- usłyszałam za sobą głos Zayna.
Nie odwróciłam się, dalej szłam przed siebie. Poczułam jego dłoń na ramieniu i jak odwraca mnie do siebie przodem.
-Posłuchaj chodź ras.- wypowiedział to tak stanowczo, że czułam iż mam się mu nie sprzeciwiać.
Poszliśmy do parku, porozmawiać na spokojnie. Usiedliśmy na jednej z ławeczek i zapadła cisza. Żadne z nas nie chciało zacząć rozmowy.
-Dlaczego to robisz?- powiedział patrząc przed siebie.
Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
-Ale o co ci chodzi?
-Dlaczego wymagasz od Harrego czegoś więcej. On stara się jak może, a ty nie potrafisz tego docenić.
-Jasne, bo zawsze to moja wina. Wasz Hazuś nie jest tak idealny jak się wam wydaje. Chodź raz mógłby powiedzieć mi jaka jest prawda. Wiesz przynajmniej jak ja się czuję? Nie, no to właśnie.- odwróciłam od niego wzrok, patrząc na grupę chłopaków grających w piłkę nożną.
-On mówił mi co się wczoraj stało.- słychać, że był niepewny w wypowiadanych słowach.
-I co?- prychnęłam.
Wszyscy bronią Harr'ego, a nikt nie spytał mnie jak ja się czuję.
-Ta sytuacja musiała wydać się dziwna co?
-A nie?- w tym samym momencie zaburczało mi w brzuchu. Ta głupia natura zawsze mnie wyda, gdy mój organizm domaga się jedzenia.
-Leayna, chodź. Zjemy coś.- wstał, ciągnąc mnie lekko za sobą.
-Nie ma mowy! Nigdzie nie idę.- wyrwałam się z jego objęć i ponownie przysiadłam na ławce.
Zrezygnowany wypuścił powietrze z płuc i zajął miejsce obok mnie.
-Wiesz, że tym nic nie osiągniesz?
-O czym...- nie dał mi skończyć.
-O tym, że głodując się zaszkodzisz sobie i to bardzo poważnie. Chcesz wyglądać jak te anorektyczki?
-Zayn wyluzuj! Nie byłam po prostu głodna.
-Wstawaj.- nagle znalazł się na przeciw mnie i wyciągnął stanowczo rękę.
Nie chwyciłam jej ale wstałam idąc za nim do hotelu. Weszliśmy do wielkiej sali gdzie resztka ludzi dokańczała swe śniadania. Przy naszym stole siedział jedynie Niall i Harry, którzy o czymś zawzięcie konwersowali, przy okazji nie zauważając nas. Malik chrząknął dość głośno by i oni usłyszeli. Odwrócili się do nas i niemrawe uśmiechy pojawiły się na ich twarzach.
-Siadaj.- rozkazał. Przez całą drogę powrotną, nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Brunet usiadł obok mnie i położył na mój nadal czysty talerz jedną z kanapek z serem, sałatą i pomidorem.
-Masz to zjeść, aż wrócę, a ty Harry chodź na chwilę.- popatrzyli na siebie znacząco i wyszli jak najdalej byśmy nic nie słyszeli.
______________________________________________________________________
Hej wszystkim :D
Nie będę owijać w bawełnę... słyszeliście o Zaynie i co się stało? Co ja w ogóle pisze, no jasne że słyszeliście :c. Kurcze trudno mi w to uwierzyć, wydaje mi się jak by nie zrezygnował i dalej śpiewał  w zespole. Ciągle mam tą głupią nadzieję, że jednak postanowi wrócić bo będzie mu brakować 1D i nas Directioners ♥
Jednak wracając do opowiadania... Zayn dalej będzie w opowiadaniu i nic się nie zmieni :)
Cieszę się, że chociaż dwie osoby mogą napisać ten komentarz, który dla was nie znaczy prawie nic, a dla mnie jest czymś ważnym, więc jeśli chcesz by rozdział kolejne dwa zostały dodane w najbliższym czasie (bo mam taki zamiar jeśli będzie trochę tych komentarzy :) bo rozdziały w gotowości). Liczę na Was :D

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 64

Na ten widok moje źrenice powiększyły się, patrząc na palce z niedowierzaniem.
-Jak kto? Tata przecież nie żyje.-wychrypiała do słuchawki telefonu.
-Ty myślisz, że ile mam lat? Takie bzdury to nie mi wciskaj. Wiem, że ty i Harry coś ukrywacie, ale ja się tego dowiem, a wtedy obydwoje nie będziecie mieć życia...- nacisnęłam na przycisk kończący rozmowę.
Powoli podniosłam się z podłogi, podpierając ręką ściany. Szłam, błądząc w korytarzach, poszukując łazienki.
Zobaczyłam po chwili na końcu korytarza napis,,WC".
Weszłam do pomieszczenia i zamknęłam się na klucz by nikt mi nie przeszkadzał.
Krew już nie leciała. Przemyłam jedynie ręce i wyszłam, kierując się do wszystkich stojących za kulisami.

~~Victoria~~
-Leayna!.... Ley! -wołałam, szukając jej po kontach.
Usłyszałam zza rogu podniesiony głos siostry Harr'ego. Zatrzymałam się nasłuchując. Wiem, że nie powinnam,/ ale czułam, że ukrywają przede mną tajemnice i po tym co usłyszałam nie miałam wątpliwości, że tak właśnie było.
Po jakimś czasie usłyszałam jak wstaje, dlatego szybko wróciłam do reszty. Chłopaki dalej mieli próbę, na której zamiast ćwiczyć, to wygłupiali się jak dzieci.
Ta rodzina ma wiele tajemnic, a moja ciekawość jest za wielka by nic nie robić i siedzieć bezczynnie.
Skoro Leayna groziła nie tylko osobie po drugiej stronie łącza, ale i przeciw Harremu, to co to za rodzeństwo? Czy oni na pewno są rodziną? Dlaczego czuję się jak by wszyscy dookoła mnie kłamali?

~~Leayna~~
Było mi słabo, ale wolnym krokiem wróciłam do zgromadzenia za kulisami.
Usiadłam przy najbliższej ścianie na podłodze i odetchnęłam z ulgą. Czułam na sobie czyjś wzrok. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po wszystkich, jednak nikogo nie dostrzegłam, kto by mi wydawał się dziwny. Wyciągnęłam słuchawki z kieszeni szortów, podpięłam do komórki i założyłam na uszy, po czym puściłam playliste z Demi Lovato.
Co by było gdybym nie zgodziła się na przeprowadzkę do Londynu i zmianę otoczenie? Wiem, że na pewno bym żałowała iż taka szansa przeleciała mi obok nosa i już nigdy może się nie powtórzyć.
Może prowadziłam bym dalej to samo życie co kiedyś. Moje życie kręciło by się jedynie wokół papierosów i myśli jak je skołować. Dziś staram się je ograniczyć, jednak każdy z nas jest tylko człowiekiem. Mam marzenia jak każdy nastolatek na tym świecie. Skończyć szkołę i ... śpiewać.
Na pewno już wspominałam jak bardzo kochałam muzykę i poznawać jej nowe oblicza. Nie bałam się stawiać wyzwania, które dla innych były niemożliwe. Wiem jedno, jeżeli dziś zawalczę oto czego pragnę w życiu, wiem, że mi się to uda i spełnię marzenie. Może nie w 100% , ale spełnię.
-Ley...Ley.- ktoś lekko zaczął mnie szturchać. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Paula.
Uśmiechnął się, co ja również odwzajemniłam.
-Harry mówił, że masz pomóc przy dzisiejszym koncercie.
-Taa.
-Mam do ciebie robotę. Za chwilę fani zaczną się zbierać, proszę Cię abyś jeszcze szybko przebiegła się miedzy rzędami i sprawdziła czy jest tam czysto.
-Okay.- Wstałam na równe nogi i tak jak mnie poproszona, zaczęłam wykonywać moją "pracę".
Rzędów było sporo. Gdy znalazłam się w sektorze D na samej górze, zrobiło mi się słabo. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Nie mogłam ustać na nogach i upadłam na kolana. Kręciło mi się w głowie i czułam, że coś jest nie tak. Z trudem wstałam i powoli, trzymając się balustrady, zeszłam pod scenę. Chłopaki dalej szaleli, śpiewając i tańcząc jak dzieci.
-Leayna?- usłyszałam swoje imię, ale nie reagowałam. -Leayna?
Ktoś odwrócił mnie do siebie przodem, a ja czułam się jak marionetka z którą można zrobić wszystko.
-Co się dzieje?- spytał podejrzliwie Harry.
-Źle się czuję.- wychrypiałam, chwytając się za głowę.
-To pewnie po podróży. Dobra, zaraz nasz kierowca zawiezie cię do hotelu, okay?- zaczął mnie prowadzić pod ramię za kulisy.
***
Położyłam się na sporych wielkości łóżku, przykrywając się męciutkom kołdrą i po chwili odpływając do krainy Morfeusza.

~~Harry~~
Leayna czuła się źle, a Victoria przez resztę dnia zachowywała się wobec mnie dość dziwnie.
Do domu wracaliśmy w ciszy, gdy dotarliśmy do hotelu i weszliśmy na  nasze piętro, skierowałem się razem z Louisem do ich pokoju. Wolałem sprawdzić, czy przypadkiem Ley nie okłamała mnie co do  złego samopoczucia.
Gdy weszliśmy do pomieszczenia, spała przykryta kołdrą.
Poczułem wibracje w kieszeni swoich spodni. Wyciągnąłem telefon i ujrzałem 12 nieodebranych połączeń od mamy. Wyszedłem z ich pokoju i podążyłem przed hotel, tak by nikt nie usłyszał mojej rozmowy. Zadzwoniłem do matki i już po dwóch sygnałach odebrała.
-Co się stało?
-Dobrze, że dzwonisz. Rozmawiałam dziś z Leaynom, ona podejrzewa, że...
-Co? Jak to z nią rozmawiałaś?
-Zadzwoniłam do niej.
-Mamo przecież wiesz, że nie powinnaś się narażać.
-Wiem, ale podobno widziała się z ojcem.
-Tak, widzieliśmy się z nim i teraz wie w jakim hotelu przebywamy.
-Miej Ley na oku. Niech nie chodzi sama po ulicach. Nie wybaczyłam bym sobie gdyby...- jej głos się załamał.
-Spokojnie mamo. Wszystko będzie dobrze, jutro wylatujemy do innego państwa. Postanowiliśmy, że dla naszego bezpieczeństwa tak będzie lepiej.
-Synku uważajcie na siebie.
-Oczywiście, będziemy w kontakcie?
-Jasne. Do zobaczenia, pa.- Rozłączyłem się z nią i zacząłem chodzić tam i z powrotem zastanawiając się co dalej.
-Harry.-usłyszałem stanowczy głos ojca za swoimi plecami. W jednej sekundzie staliśmy twarzą w twarz ze sobą nic nie mówiąc.
-Czego od nas jeszcze chcesz?- wysyczałem.
-Leayny.- powiedział stanowczo, a mnie na to co wypowiedział przeszły ciarki.
-Nigdy! Jeszcze masz czelność domagać się rodzicielstwa po tym co nam wyrządziłeś?- cały się gotowałem z nerwów.
-Nie zapominaj, że to nie ja zostawiłem swoje dziecko w jakieś melinie.- jemu też zaczęły puszczać nerwy. Zobaczyłem w oddali błysk flesza i od razu wiedziałem, że ta "rozmowa" nie mogła ujść mediom.
-Zrozum raz na zawsze. Nigdy nie dostaniesz Leayny!-wykrzyczałem ostatnie zdanie, prosto w jego twarz i szybko wszedłem do hotelu.
-Ley, co ty tu robisz?- stanąłem na przeciw brunetki.
W jej oczach panował istny chaos emocji. Złość... zdezorientowanie...
 _____________________________________________________________________
Hej ziomki :D
Rozdział z opóźnieniem :p jak sami zauważyliście.
Muszę poruszyć ten temat, bo ciągle nie daje mi on spokoju.
Mianowicie: gdy odwiesiłam bloga, udzielaliście się i wgl, a teraz? Teraz została jedyna wierna mi czytelniczka, która czyta te moje "wypociny". Ja wiem, że nie piszę może i idealnie i do Dark'a czy Redemption'a nigdy nie będę mogła się porównać, ale zrozumcie, że to WY tworzycie tego bloga, ja tylko go prowadzę a wy jesteście całym uzupełnieniem :)
Bardzo chciałam bym podziękować Dominice Jeleń za to, że tak wytrwale :D znosi to co piszę ;)

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 63

Wyszłam po za pokój Harr'ego i odebrałam nadal dzwoniący telefon.
-Hej.- usłyszałam po drugiej stronie głos Make'a.
-Hej, hej.- uśmiechnęłam się mimo woli.
-Może byśmy się jutro spotkali?
-Emm, Mike, ale mnie nie ma w domu.
-A gdzie jesteś?
-Heh, w Berlinie.
-Co?
-No przepraszam, tak jakoś wyszło.- wysiadłam z windy, kierując się przed hotel prosto do parku.
-I nic mi nie powiedziałaś? Świetnie.
-No ale chyba nie będziesz się obrażał.- po drugiej stronie komórki nastąpiła cisza -Oj Mike, pogodziłam się z Hazzą i zgodziłam się na krótkie wakacje.- zaśmiałam się pod nosem.
Trzy tygodnie, to wcale nie mało.
-No i co ja tu bez ciebie zrobię?- słychać było w jego głosie udawane rozczarowanie i smutek.
-Dasz radę, to tylko trzy tygodnie.- zaśmiałam się do niego.
-Że ile?! Powiedziałaś,że krótkie. Okłamałaś mnie.- mimo, iż nie było go tu ze mną, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Pewnie wyglądało to dziwnie, ale w tym momencie nie miało to znaczenia.
-No dobra, to opowiadaj co tam dzieje się takiego ciekawego?- w tym samym  czasie, kiedy on zapytał, ja usiadłam na jednej z pobliskich ławeczek w parku.
Było tu pięknie. Mimo tak późnej godziny, to miasto dalej żyło, a alejkami parkowymi przechadzało się sporo ludzi.
-Zgubiłam się w tym mieście, gdy chciałam trochę pozwiedzać. Przez przypadek trafił mi się jeden pokój z Louisem, który właśnie urządził w naszym pokoju striptiz dla innych. -zaśmiałam się razem z brunetem.
Wydawało mi się jak by siedział obok mnie, a nie w całkiem innym państwie kilka tysięcy kilometrów dzielących nas.
-Oj Ley, ty to zawsze musisz coś odwalić.- zaśmiał się.
-Wcale nie!-wydęłam usta jak małe dziecko.
-Wcale, że tak. Ja kończę.- usłyszałam jeszcze w tle głos jakieś dziewczyny, po czym rozłączył się nie dając mi dojścia do słowa.
Rozejrzałam się po parku, wzdychając.
Lepiej będzie jak już wrócę do hotelu. Podniosłam się z ławki i momentalnie upadłam na żwir plecami. Jęknęłam z bólu, nie wiedząc co się dzieje.
-Przepraszam. Nic ci nie jest?- usłyszałam nad sobą spanikowany męski głos.
Powoli usiadłam i rozejrzałam  się wokół siebie, dostrzegając wpatrzone we mnie parę niebieskich oczu.
-Niee.- przeciągnęłam ostatnią literę i uśmiechając się w geście, prawdziwości swoich słów.
Podał mi rękę, a ja ją chwyciłam, dzięki czemu pomógł  mi wstać. Ponownie usiadłam na ławce, a on obok mnie.
-Jeszcze raz, bardzo Cię przepraszam. Gdyby nie ta deskorolka...
-Ale nic się nie stało.- zaśmiałam się. -Jestem Leayna Styles.-podałam mu rękę.
-Tim Bendzko.- chwycił ją i uśmiechnął się do mnie. -Sorki, że spytam, ale ile masz lat?
-15, czemu pytasz?-popatrzyłam pytająco na niego.
-Bo wydawałaś mi się młoda.
-A ty ile masz?
-29.
-No to się nie dziwię, że Ci się wydawało.- zaśmiałam się.-Wiesz co, ja będę już szła. Miło mi było Cię poznać.- uśmiechnęłam się przyjacielsko i wstałam, co on również powtórzył.
-Zostaw mi jakieś namiary na siebie. Przecież tak nie można zakończyć nowej znajomości.- uśmiechnął się promiennie i podał mi jego komórkę, bym mogła wpisać do niej swój numer.

***
Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Słońce dopiero zaczęło wschodzić zza horyzontu.
Leżałam na kanapie w apartamencie  Harr'ego i Victorii.
Po ciężkiej nocy chłopaków, nie dałam rady przedrzeć się nawet do swoich ubrań, więc postanowiłam przespać się tu.
-Wstajemy śpiochu! - do pomieszczenia wbiegł loczek wydzierając się na całe gardło.
-Słysze.-odburknęłam.
-Zbieraj się, bo zaraz wychodzimy.
-Gdzie?
-Na próbę.
Zaczęłam dość mozolnie zsuwać się na podłogę.
Przechodząc przez korytarz, dostrzegłam Niall'a i Zayn'a rozmawiających ze sobą.
Weszłam do mojego i Louis'a apartamentu. Było dziwnie cicho, jak dla mnie aż za bardzo.
Rozejrzałam się dookoła ale nic szczególnego nie przykuło mej uwagi.
Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam z niej kosmetyczkę i czyste ubrania, po czym udałam się prosto do łazienki. Była średnia. Białe okno na przeciw mnie z ładną firanką i zasłonkami. Po mojej prawej stronie stała wanna i prysznic, a po lewej umywalka i sedes. Pomieszczenie było w kolorach kawowych, co dawało jeszcze ładniejszy wygląd.
Wzięłam szybki, gorący prysznic. Umyłam włosy szamponem. Jednak po chwili zorientowałam się, że nie było on mój. Był on własnością Louis'a, z powodu braku czasu nic nie zmieniałam.
Ubrałam się i wysuszyłam włosy, po czym je rozczesałam. Wyczyściłam jeszcze zęby i świeża oraz pachnąca wyszłam do reszty zbiorowiska w holu przy recepcji.
Chwilowo zakręciło mi się w głowie i musiałam się chwycić niedaleko stojącego stoliczka.
-Ley, wszystko okay?- podszedł do mnie Liam.
Popatrzyłam na niego -Jasne.- dałam pozór sztucznym uśmiechem.
To pewnie z powodu, że dziś nic nie zjadłam. Ruszyliśmy do busa, który miał nas zawieść na arenę.
Po około 15 minutach jazdy, zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy wychodzić.
Było mi słabo, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Weszliśmy tylnym wejściem. Chłopaki poszli przywitać się z grupką ludzi. Poznałam tylko kilku. Chłopaków od instrumentów. Przywitałam się z nimi, ale za raz ich nie było, bo wszyscy łącznie z 1D poszli na scenę. Przyglądałam się wygłupom chłopaków zza sceny. Gdy byłam dzieckiem, moim marzeniem było występować przed wielką publicznością, tak jak to robi mój brat. Każdej nocy wyobrażałam sobie siebie na wielkiej scenie z wieloma, patrzącymi wprost na mnie oczami.
-Leayna.- poczułam na swym ramieniu kogoś dłoń. Odwróciłam się, widząc Vic.
-Twój telefon dzwoni od kilku minut bez przerwy.
-Jasne.- uśmiechnęłam się słabo i ruszyłam po niego.
Gdy chwyciłam go do ręki, a na wyświetlaczu ukazał mi się napis ,,Mama" nie wiedziałam co mam zrobić.
Jakaś część mnie mówiła, żebym odebrała i przekonała się co ma mi do powiedzenia, a druga karygodnie krzyczała, bym nie odbierała od niej telefonów. Posłuchałam tej pierwszej, ponieważ moja ciekawość wzięła górę.
-Tak słucham?- powiedziałam beznamiętnie.
-Leayna, córeczko.- usłyszałam, ten melodyjny głos.
-Jedynie na papieże.- odburknęłam. Usiadłam po turecku gdzieś w ciemnym korytarzu, opierając się o ścianę.
-Ale jak to? Coś się stało?- zapytała jak by nigdy nic.
-Tak. Bardzo dużo. Widziałam się z tatą!- podniosłam głos.
Po drugiej stronie zapadła grobowa cisza.
Poczułam coś ciepłego nad ustami. Podniosłam palce, dotykając ciepłej cieczy.
Koniuszki palców, pobrudzone były we krwi.
____________________________________________________________________________
Hej.
Dopiero dziś uświadomiłam sobie, że opowiadanie się kończy.
Domyślam się, że to jak piszę nie zadowala, ale każda krytyka powoduje, że ja się poprawiam i jeśli nie macie do mnie nic dobrego do napisania to mimo to dajcie to w komentarzach lub prywatnie... Oczywiście każde komentarze są mile widziane, ponieważ każdy komentarz sprawia, że motywuję się szybciej i rozdziały nie trafiają jedynie przez weekendy, ale przez tydzień też :) dlatego warto jeśli chcecie wiedzieć jaki będzie efekt kulminacyjny, ponieważ od następnego rozdziału będzie się wiele działo. (nie wiem jak temu podołam :D) dlatego jeśli przeczytałaś/eś to skomentuj, chce widzieć ile nas tu jest. :)
     <-- A tak wygląda Tim Bendzko :)

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 62 cz.II

Odebrało mi mowę. Nie wiedziałam co mam zrobić, a tym bardziej co powiedzieć.
Wiele razy zastanawiałam się jak zacząć rozmowę z mamą na temat właśnie taty i tego, dlaczego się rozwiedli. Jednak nie sądziłam, że będę musiała ponownie widzieć się twarzą w twarz z osobą, podającą się za mojego ojca. Nie wiem co tak naprawdę w tym wszystkim się kryje, ale się dowiem.
Stałam  jak słup soli.
-Leayna?- pomachał mi ręką przed twarzą.
-Co tu robisz? Śledzisz mnie czy jak?- wydusiłam w końcu z siebie.
-Nie zapomnij, że mieszkam w tym mieście.
-Trudno zapomnieć. Czego chcesz ode mnie?
-Czy matka nie nauczyła Cię szacunku do starszych?
-Było trzeba się samemu mną zająć, a nie oddawać.
-Ja Cię nie oddałem, to mama Cię zostawiła.-warknął, widziałam doskonale, że swoim zachowaniem doprowadzam go do furii. Właśnie oto mi chodziło.
-Leayna?-usłyszałam za swoimi plecami głos Hazzy, który w tym momencie spadł mi jak z nieba.
Odwróciłam się do niego i patrzyłam jak z każdą sekundą staje się co raz to bardziej zły.
-Harry.- powiedział dość cicho ojciec.
-Dlaczego nie zostawisz nas w spokoju?- wysyczał Harry. Pięści miał mocno zaciśnięte, przez co nawet było widać mu knykcie. Bałam się, że zaraz dojdzie tu do bójki.
Było by świeże mięso dla reporterów i sprawa ciągnęła by się przez długi czas. Dlatego chwyciłam loczka za nadgarstek. Popatrzył na mnie i jego oddech minimalnie się uspokoił, a mięśnie rozluźniły.
-Chciałem powiedzieć, że jestem z Was dumny.
Zakpiłam z niego w myślach. Miał czelność  pojawić się teraz  gdy co w drugiej gazecie mowa o One Direction.
-Skończ te swoje durne przedstawienie. Nikogo to nie bawi i nikt Ci nie wieży. Ty się nigdy nie zmienisz i dalej będziesz taki sam.- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
Słyszałam jeszcze kilka krótkich wyzwisk i kroki za sobą, które z każą chwilą stawały się głośniejsze.
- Czy ty wcześniej widziałaś się z tatą?- nie zatrzymywaliśmy się, dalej idąc do hotelu.
-Tak. Chciałam Wam powiedzieć, ale nie wiedziałam jak zacząć.- popatrzyłam na niego i zaraz weszliśmy na recepcję.
Przywitaliśmy się z pracownikami i weszliśmy do windy, która zawiozła nas na 4 piętro.
-Kurczę, czasem mam wrażenie, że jesteśmy sobie obcymi osobami. Tak mało o sobie wiemy.- zatrzymaliśmy się w połowie korytarza.
-Harry, jest okay. Dajesz radę braciszku.- poklepałam go po ramieniu, zaśmiałam się ruszając do swojego pokoju.
Gdy otworzyłam drzwi momentalnie poraził mnie widok jaki zobaczyłam.
Louis z marchewką w ręku, udający, że to mikrofon stał na łóżku - scenie, śpiewając.
Nic by w tym nie było dziwnego, gdyby nie fakt, że był w samych slipkach i śpiewał ,,sexy and you know it", robiąc ruchy jak na teledysku, a chłopaki mu wiwatowali.
-Emm, Harry?
-Co je...- zaniemówił w połowie zdania. -Czy też to widzisz?- wyszeptał mi do ucha.
-Noo. Mam się bać?
-Ja bym się bał.- szeptaliśmy do siebie, nie odrywając wzroku od wyginającego się Tomlinsona.
Nagle zeskoczył z łóżka i zaczął iść w naszą stronę.
-Dobra brat, wycofujemy się!- wykrzyczałam przerażona, a loczek tylko mnie pociągnął  do tyłu śmiejąc się.
Drzwi się zatrzasnęły, a my upadliśmy na podłogę.
-No to się tam nieźle bawią.- przypomniałam sobie obraz uradowanych chłopaków z piwami w ręku.
Drzwi od pokoju Vic i Hazzy otworzyły się.
-No niee. Nie mówcie mi tylko, że wy też?
Mina Victorii była bezcenna. Popatrzyliśmy po sobie i wybuchliśmy ponownie  śmiechem.
-Czy wy macie zamiar tam wejść?- zapytałam.
Nie musiałam czekać na odpowiedź, ponieważ drzwi się otworzyły, a my ujrzeliśmy Louisa z moim biustonoszem w lewej ręce i wywijającym jak lassem.
-Nie no, przegiął ten cymbał.- powiedziałam "oburzona" i podeszłam do niego.
-Oddaj mi to.- wystawiłam przed niego rękę,  a on podał mi nadgryzioną marchewkę.
-Ale ja nie o tym mówię.- zirytowana stałam czekając na swoją własność.
-Niee. Nigdy!-wykrzyczał i wbiegł do pokoju.
Odwróciłam się plecami do drzwi.- Mogę na chwilę u was posiedzieć?-zapytałam zakochańców.
-Jasne.- powiedziała szatynka i wpuściła mnie do środka, a oni się pocałowali.
-Ohhh, tylko proszę nie wymieniać przy mnie śliny.- opadłam na kanapę włączając telewizor.
-Nic nie obiecujemy.- powiedział łobuzersko lokaty.
-Dzięki.- powiedziałam sarkazmem i zaczęłam poszukiwać fajnego filmu.
-Mam pomysł. Może zrobimy sobie wieczór filmowy?- zaproponowała Victoria.
Jakoś nie trawię tej dziewczyny, ale chyba nie pozostaje mi nic innego jak zakopać topór wojenny.
Widać, że stara się być miła i poprawić nasze relacje.
-Ja jestem za.- odwróciłam się na sofie do nich, a Harry mnie poparł.
-To ja skoczę do sklepu po chipsy, cole itd.- zaproponował brunet.
-Idę z tobą.- wstałam od razu.
***
Wygramoliliśmy się przed hotel prosto do pobliskiego supermarketu.
-Masz, załóż.- Harry podał mi okulary przeciwsłoneczne.
-Ale po co mi jak jest ciemno?
-Mogą Cię rozpoznać, a wtedy będzie tak jak na lotnisku.
Momentalnie chwyciłam okulary do dłoni i założyłam na oczy, a na głowę kaptur.
Weszliśmy do sklepu i chwyciliśmy za wózek, pakując do niego przypadkowe rzeczy.
-Nie sądzisz, ze powinniśmy porozmawiać z mamą?- zapytałam, patrząc przed siebie.
-Wiem, ale myślisz, że będzie ją to interesowało?- powiedział z lekką nutką kpiny.
Zabolało, w końcu mówił o naszej mamie.
-Powinno, skoro to nasza mama.
-Ley, ona ma pracę, jest na drugim kontynencie, ma męża i układa sobie na nowo życie. Nie psujmy jej tego swoimi problemami.
-Masz rację i tak się nami nie interesuje.- spuściłam głowę i przyśpieszyłam kroku znikając za kolejną półką z produktami.
Harry dogonił mnie ale nic nie mówił. Nie mówił, że to nie prawda, że interesujemy mamę itp.
Miałam ogromny mętlik w głowie. Czy jest coś jeszcze, czego nie wiem? Dlaczego mama chciała bym przyjechała do Anglii, a potem mnie zostawia?
Coś mi tu nie pasuje i ta cała sprawa zaczyna robić się niebezpieczna.
Przez resztę czasu aż do hotelu byłam nieobecna. Moje myśli były teraz gdzie indziej. Miałam ważniejsze sprawy do poukładania w głowie.

~~Harry~~
Co miałem jej powiedzieć, że mama za nią tęskni? Miałem skłamać? Od kilku tygodni nie dzwoni, nie pyta jak się czuje Ley, co z nią. Ja wiem, ze jest jej teraz ciężko i nie mogę powiedzieć o tym Ley, a raczej nie miałem. Jednak te sprawy zaszły za daleko i pewnego dnia ona będzie miała żal do matki, że ją okłamała. Najbardziej obawiam się, że nasza rodzina nigdy nie zazna spokoju.
Muszę jednak w to wierzyć i dalej ciągnąć tą "grę".

Niosłem dwie pełne siatki na wieczór filmowy. Miałem nadzieję, że będzie naprawdę fajnie i naszej trójki relacje polepszą się.
Potrzebowałem odstresowania się od tych wszystkich problemów chociaż na chwilę.
Gdy wróciliśmy do pokoju, Victoria siedziała przy półce pod telewizorem z pudełkami od filmów w ręce.
-No to co oglądamy?- zapytałem szatynki.
-Pan od muzyki?- zapytała podnosząc nad głowę pudełko z płytą.
Popatrzyłem na Leayne która pokiwała głowę na tak.
Zasiedliśmy przed stołem pełnym różności i wielką plazmą.
Film się zaczął, a w tym samym czasie usłyszeliśmy dzwonek telefonu Ley.
Byłem ciekawy kto dzwonił, bo nie było jej przez długi czas, wychodząc z pokoju.
_________________________________________________________________
Hej.
Mamy kolejną część rozdziału.
Na wstępie, no podzieliłam ten rozdział ze względu, że tamta część to był wstęp jakby do tej całości którą i tak nie zakończyłam bo teraz  w tych rozdziałach będzie trochę tajemnicy... ale dacie radę i wiernie będziecie trwać do finału całej tej akcji, bo opowiadanie się kończy :D więc pozostało nam jeszcze nie wiele. <no może z 20 rozdziałów xD> ale ciii

Liczę na komentarze ;) i nie wydaje mi się, aby opowiadanie było gorsze niż kiedyś. Mam co do tego odmienne zdanie z anonimkiem. Myślę, że kiedyś mój styl pisania był dość prosty, przeciętny a teraz jest bardziej wzbogacony co też wpływa na czytanie opowiadania.
Faktem jest, że może być nudniejszy ponieważ nie zawszę potrafię opisać sytuację tak jak bym chciała.
Czym więcej komentarzy, tym szybciej rozdział. (czyli w środy też).
Do zobaczenia mordeczki, komentujcie, obserwujcie i polecajcie do tego czasu.

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 62 cz.I

-Nigdy!- krzyknęłam zła, że nie ufa mi na tyle, by uwierzyć w moje słowa.
-To dlaczego ta książka jest potargana?- warknął.
-Bo mi się nudziło.- spuściłam głowę, bawiąc się nerwowo swoimi palcami.
-Bo Ci się nudziło?- zakpił -To jestem ciekaw czy będzie Ci się nudziło, przy pomaganiu do kolejnych trzech koncertów, licząc ten w Berlinie.
-Czemu?!
-Za co chcesz odkupić książkę?... No właśnie.
-Harry! Ja mam wakacje! Będziesz się kłócił o głupią książkę?!
-Proszę zapiąć pasy. Lądujemy.- usłyszeliśmy głos pilota w głośnikach, który przerwał naszą wymianę zdań.
Po usiadaliśmy na swoich miejscach.
***
Stałam w wielkim holu hotelu, czekając z niecierpliwością na chłopaków, którzy ponownie dzisiejszego dnia witali się z fanami, których było dwa razy więcej niż w Londynie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z sufitu zwisały wielkie żyrandole, po mojej lewej stronie była recepcja. Cały tutejszy wystrój był bardzo bogaty.
Zauważyłam Victorie, która siedziała na skórzanej sofie po drugiej stronie holu.
Podeszłam do niej, ale ona mnie nie zauważyła , ponieważ robiła coś w telefonie.
Przysiadłam obok niej, a jej wzrok powędrował na mnie, jednak nie odezwała się słowem.
-Naprawdę, nie musisz odkupywać mi tej książki.- uśmiechnęła się.
-Ja nawet nie chce  Ci jej odkupywać. To Harry mi każe.- warknęłam, zdegustowana faktem, że w ogóle postanowiłam podejść do niej.
Odwróciłam wzrok w stronę piszczących fanek.
Kilka z nich popłakało się ze szczęścia. Przynajmniej one spełniają marzenia. Nie każda pewnie ma szanse zobaczenia ich na scenie podczas koncertu.
-Harry co prawda mówił mi na temat Was, ale nie mam pojęcia dlaczego ty jesteś taka niemiła dla niego.
-Mam powody, a ty nie masz prawa wtrącać się w naszą rodzinę.- powiedziałam ostro i wstałam oddalając się od niej. Wkurzyła mnie.
Podeszłam do Harr'ego.
-Ja chce iść do pokoju.- powiedziałam markotnie.
-Tak, jasne. Chwila.- uśmiechnął się i po chwili chłopaki pożegnali Directioners.
Przez pomyłkę, trafił mi się pokój z Louisem, a miałam mieć sama!
-Louis! Puść mnie!- wrzeszczałam, waląc pięścią w drzwi. Zamknął mi je dosłownie przed nosem.
-To mój pokój.- wyszeptał i zaśmiał się jak dziecko, które dostało lizaka.
-I mój też!-oburzyłam się.
-Leayna! Co ty wyprawiasz?- warknął Harry, wychylając się zza drzwi swojego pokoju.
-No ten debil nie chce mnie wpuścić.
-Cwelu! Otwieraj!- Harry zirytowany naszym zachowaniem zaczął mówić do pana marchewki.
Usłyszałam przekręcający się klucz  w zamku i drewniana powłoka poruszyła się.
-Proszę madame.- Tomlinson  powiedział jak jakaś moja służba co mnie rozbawiło.
-Czy wy możecie przestać się wydurniać?- między nami stanął mój rozzłoszczony braciszek.
-A ty.- wskazał na mnie -Lepiej, żebyś zachowywała się normalnie i nie odwalała mi tu żadnych przypałów, bo inaczej wracasz do domu.- uśmiechnął się i wyszedł.
-Ej, lepiej zaparzmy mu melissy, co ty na to?- BooBear podszedł do mnie i wyszeptał mi na ucho, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
-Tak jest!- powiedziałam jak żołnierz i podeszłam do mojej walizki z której wyciągnęłam ubrania i poszłam do łazienki.
Poszłam się wykąpać, a następnie się przebrałam.Byłam gotowa na zwiedzanie Berlina.

Wzięłam do ręki mapę stolicy i odezwałam się do Louisa jeszcze przed wyjściem.
-Idziesz ze mną, pozwiedzać Berlin?
-Niee. Jestem zmęczony po tym długim graniu w monopoly.- zaśmiał się -Ale baw się dobrze.- powiedział i wszedł do łazienki.
Zamknęłam za sobą drzwi i zrobiłam kilka kroków.
Zatrzymałam się pod drzwiami loczka i Vic.
Zastanawiałam się czy powiedzieć, że wychodzę, czy raczej nie...
Olałam to i z uśmiechem na ustach wyszłam z  hotelu. Dzień był słoneczny i bardzo ciepły.
Przystanęłam na chodniku i rozejrzałam się do koła siebie. Rozłożyłam mapę i poszukałam najbliżej zaznaczonej dzisiejszej mojej atrakcji.
Tak, tak, przestudiowałam przed wyjazdem kilka map, żeby potem mogłam zwiedzić najciekawsze miejsca świata pod czas trasy.
Oczywiście, z moim szczęściem nawet mapa nie pomaga. Zgubiłam się i dopiero po około 2 godzinach zorientowałam się, że chodzę bez sensu.
Nie umiałam rozmawiać po niemiecku. Zaczepiłam jednak jednego z przechodni i zapytałam jak dojść do muru berlińskiego. Był to mężczyzna, wysportowany, po czterdziestce.
-Nie umiem mówić po angielsku.- usłyszałam tak dobrze mi znany, polski język.
-O polak.- zaśmiałam się oczywiście też po polsku.
Teraz było mi już trudniej wypowiadać polskie słowa, bo jednak miałam ten angielski akcent.
-Więc o co chciałaś zapytać?
-Jak dojść do muru berlińskiego?
-Masz mapę i pytasz o drogę?
-No jestem dość jak by to powiedzieć... niezdarna.- zaśmiałam się.
***
Zwiedziłam to co chciałam. Robiło się już ciemno, co oznaczało, że jest późno i  warto by wracać do hotelu.
Szłam wolnym spacerkiem, nie śpiesząc się.
Byłam zadowolona z dzisiejszego dnia. Dziś naprawdę poczułam , że mam wakacje.
-Leayna?- usłyszałam za sobą męski głos.
Odwróciłam się dostrzegając tatę.
_________________________________________________________________
Hje.
Kurcze nie jestem wstanie napisać już nic więcej. Jest już późno, a rozdział taki nudny.
W ogóle  nie sprawdziłam błędów, dodaje ten rozdział który i tak pewnie jest nudny :p
Kurcze miało się dziać! Ale oczywiście jak zwykle, musiałam to zepsuć....
Jednak, ten rozdział to wstęp do dalszej akcji.