niedziela, 18 października 2015

Przeczytaj + ten typowy problem

Hej dziś wracam do was bez rozdziału:( wszystko co miałam napisane poszło na marne, ponieważ laptop  mi się zepsuł i nwm kiedy dostanę go z naprawy ale chyba w weekend już będzie dlatego czekajcie i jeszcze raz przepraszam...

sobota, 10 października 2015

Rozdział 82 ,,Ostatni raz..."

Photograph

Szłam przed siebie, starając się zrozumieć co tak naprawdę przed chwilą się wydarzyło. Gdy już myślałam, że ten dzień będzie jednym z lepszych, to niestety ,,Nie chwal dnia przed zachodem słońca.” Przypomniałam sobie słowa babci, która zawsze potrafiła mnie zrozumieć. Tutaj jednak nie mam odwagi powiedzieć o swoich problemach nawet przyjaciołom, ponieważ nie chodzi mi o użalanie się nad sobą tylko pomoc o której mogę tylko pomażyć.
Ręce trzęsły mi się z nadmiaru emocji. Przetarłam wierzchem ręki kilka samotnych łez. Ciało kazało mi iść przed siebie, a mózg mówił aby zostać i zobaczyć co będzie dalej. Przecież ludzie się zmieniają, więc czemu i jemu nie dać szansy? Wtedy jednak śmiałam się z siebie samej, bo przecież on do nich nie należy. Nabuzowana emocjami weszłam do pobliskiego sklepu i poprosiłam o litrową pepsi oraz chipsy o które poprosił mnie Niall. Wtedy pomysł wyjścia na krótki spacer wśród wieczornej ciszy wydawał się dobrym pomysłem, jednak teraz żałuję, że dałam się zgodzić.
Z siatką jedzenia Horana postanowiłam zrobić okrężną drogę dookoła mojego domu, by tylko ominąć Mike’a z dala. Za wiele złych rzeczy mi wyrządził, aby teraz mógł od tak przyjść pod mój dom i prosić o wybaczenie za wszystko. Niestety to tak nie działa, a przynajmniej nie ze mną.
Od razu po wejściu do domu zaatakował mnie blondyn wyrywając mi siatkę z ręki i ucieszony uciekł na piętro. Pokręciłam głową śmiejąc się z tego jak bardzo zachowywał się dziecinnie mimo, że był ode mnie starszy.
-Czemu tak długo Cię nie było?- po wejściu do salonu zasypał mnie pytaniami Harry siedzący rozłożony na połowie kanapy.
Wzruszyłam ramionami zajmując miejsce obok niego i Victorii. Oglądali sami jakiś film w telewizji.
-Gdzie reszta?- rozejrzałam się dookoła zauważając, że jest tu dziwnie cicho i czysto.
-Niall razem z Demi siedzą u siebie. Louis i Liam wzięli  Sophie i Eleanor do jakiegoś klubu, a Zayn pojechał do Perri na noc. Jeśli chodzi o mamę i Robina to pojechali coś załatwić.- wzruszył obojętnie ramionami powracając do dalszego oglądania .

***
Mijając Mike’a ponownie tego dnia poczułam się nikim. Jego wzrok był przepełniony gniewem, kpiną i wyższością do mnie, przy czym czułam się mała i bezbronna. Każdego dnia liczyłam i skreślałam kolejną liczbę na kalendarzu. Chciałabym jedynie aby ten rok szkolny zakończył się tak szybko jak zaczął.
Miała być to moja ostatnia lekcja tego dnia gdy do klasy zapukał trener.
-Dzień dobry  pani Jeankis. Rozmawiałem już z panią, czy mógłbym zwolnić z tej lekcji Leayne Styles?
Nauczycielka jedynie kiwnęła głową i wskazała mi ruchem ręki bym się spakowała i poszła za nauczycielem. Byłam zdezorientowana, ponieważ nie wiedziałam o co chodzi i czego mogłabym się spodziewać. Wymieniłam zdziwione spojrzenia z przyjaciółmi.
-Co się stało?- spytałam od razu po zamknięciu drzwi przez mężczyznę.

-Nie mogę uwierzyć w to, że tak po prostu chcesz zrezygnować z siatkówki. Przecież  ona była dla ciebie najważniejsza. Chodźmy porozmawiać do gabinetu.- wskazał mi gestem ręki na drzwi nie daleko mojej Sali do biologi. Zajęłam miejsce na przeciw jego biurka i czekałam aż on zrobi to samo.
-Niech mnie pan zrozumie, że siatkówka... ona... m..mnie już nie interesuje. T-to była chwilowa pasja.- z trudem wypowiadałam kolejne słowa. Chciałam wybiec z pomieszczenia i zaszyć się w jakimś kącie, gdzie mogłabym w osamotnieniu wyżalić się ścianie.
-Nie wieżę Ci. Leayna, jeśli coś się dzieje to powiedz.- pokręciłam od razu głową zbywając go.
Usłyszałam krótkie puknięcie w drzwi i nie czekając na odpowiedź, drewniana powłoka otworzyła się, a do kantorka wpadła Jessi i Alex. Stanęły jak zamurowane wpatrując się we mnie.
Machnęłam im ręką na przywitanie, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Jedynie zostałam przez nie przyciągnięta do ich ciał. Łzy powoli zaczęły napływać do oczu i jeśli nie zakończę tego zaraz to rozpłaczę się na ich oczach. Słabość jest tylko dla mnie i nikt nie ma prawa na to patrzeć.
-Trenerze, nie zamierzam grać dalej w siatkówkę i zdania nie zmienię, a was dziewczyny mile widzieć ale przepraszam muszę już iść.- mruknęłam odwracając się i zakrywając twarz włosami wyszłam pośpiesznie z pomieszczenia. Wbiegłam do pobliskich toalet i z trzaśnięciem drzwi usiadłam załamana na ubikacji. Podciągnęłam kolana pod brodę, oplatając je nogami. Rozpłakałam się, jak małe dziecko nie wierząc, że to co złe nie spotyka innych tylko mnie.

~~Mike~~
Żałowałem, że znów zachowałem się jak dupek. Siedziałem sam oparty o szafki w szatni czekając na resztę.
-Cześć kochanie.-usłyszałem ten irytujący mnie głos. Przewróciłem oczami, nie chętnie odwracając się w stronę Cornelie.
Podeszła do mnie chcąc dać mi całusa w policzek, jednak szybko zareagowałem i zręcznie odsunąłem ją  od mojej twarzy.
-Nie mam humoru. To męska szatnia, więc wyjdź stąd.- słowa wylatywały z moich ust tak beznamiętnie.
-Ale misiu, ostatnio nie miałeś z tym problemu.- mruknęła mi obok mojego ucha, na co wzdrygnąłem się mimowolnie.
Usłyszałem otwieranie drzwi, które w tym momencie były dla mnie wybawieniem. Zdziwiłem się nie dostrzegając chłopaków z drużyny, tylko dwie dziewczyny z wyrazem twarzy, który zdradzał, że coś się stało. Podszedłem do nich marszcząc czoło.
-Co jest?- stanąłem na przeciw nich, a one zręcznie chwyciły mnie za nadgarstki i pociągnęły za sobą.
-Co wy do cholery robicie?!- warknąłem. Wystarczy, że mam na głowie niepotrzebnie Cornelie.
-Ley... ona....- Jessi biegła dalej starając się skupić zdyszana na uformowaniu zdania.
-Coś jest nie tak, ale ty będziesz wiedział, bo się przyjaźniliście.- Alex wypowiedziała na jednym wdechu wszystko co było ważne do ocenienia sytuacji. Wbiegliśmy w trójkę do damskiej łazienki, a one od razu podeszły do jednych z drzwi i zaczęły w nie spokojnie pukać i prosić o to by szatynka  z nich wyszła.
Słyszałem cichy płacz i dobrze wiedziałem do kogo należał.
-Mike przyszedł. Chce z tobą porozmawiać.- powiedziała Alex.
-Po co go tu przyprowadziliście?! Nie macie swoich spraw?!- jej ton głosu był płaczliwy jednocześnie pełen złości. Moja Ley, ona nie chce mnie widzieć, czułem się z tym strasznie.
-Dziewczyny zostawiłybyście nas samych?- szepnąłem w ich stronę. Naprawdę chcąc porozmawiać z Leaynom w cztery oczy. Jessi i Alex kiwnęły głową gestykulując, że mam im potem wszystko powiedzieć. Chciałem aby mnie usprawiedliwiły u trenera, że się źle poczułem lub coś w tym stylu.
Gdy zostałem już sam z Ley, nie pewnie podszedłem do drzwi i zapukałem.

~~Leayna~~
Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Mike od dobrych 15 minut nie poddając się pukał i przepraszał w drzwi.
-Leayna, ja przepraszam za wszystko. Za każdym razem żałuję, że Cię obraziłem i sprawiłem Ci przykrość. To nigdy nie powinno mieć miejsca. Moje serce pęka jak widzę, że jesteś smutna. Chciałbym do Ciebie podjeść i tak po prostu przeprosić, ale nie potrafię. Czuję jakiś opór. Ley, chce z tobą porozmawiać w cztery oczy. Proszę otwórz te cholerne drzwi!- ostatnie zdanie wypowiedział z podniesionym tonem głosu. Przez kolejne 5 minut nie słyszałam nic. Wtedy usłyszałam nagle dziwny szelest nade mną i po chwili obok mnie wylądował na równych nogach Wide.
Wzdrygnęłam się z zaskoczenia i w tej samej chwili schowałam twarz między nogami by nie mógł widzieć mojej twarzy.
Ja jednak poczułam jak delikatnie opuszkami palców chwyta prawy nadgarstek i przejeżdża palcem po bliznach tak delikatnie, że ledwo to wyczuwam. Powoli podnoszę głowę bojąc się konfrontacji z jego oczami. Przykuca przy mnie by być na poziomie mojej twarzy.
-Po co?- w jego głosie wyczuwam ból. Moje oczy na nowo zachodzą łzami i nie jestem w stanie już ich utrzymać w powiekach dlatego wypływają na policzki. Przed nikim nie pokazywałam swojej słabości, jednak teraz było mi już o obojętne co będzie dalej. Prawdopodobnie jutro nie będzie już dla mnie istnieć. Bez zbędnych słów przytulił mnie do swojego rozgrzanego ciała. Dopiero teraz zauważyłam, że jest w stroju kapitana i właśnie w tym momencie ma trening, a siedzi tutaj ze mną.  Po części zrobiło mi się ciepło na sercu, a z drugiej wiedziałam, że jeśli chłopaki z drużyny dowiedzą się o tym to mogę nie wracać do szkoły.
-Proszę, wyjdź.- szepnęłam zdesperowana. Widział moje blizny, mój płacz, moje łzy, moją histerię i moją bezsilność. Widział wszystko, czego nawet najbliżsi nie są w stanie dostrzec. Chciałam zapaść się pod ziemię, ponieważ jutrzejszego dnia po całej szkole rozniosą się plotki jak bardzo jestem wykluczona od całej reszty. Jakie mam problemy i, że nie potrafię sobie z nimi poradzić. Nie będę wstanie znieść tych wszystkich par oczu wpatrzonych na jeden nieszczęsny punkt- mnie.
Niestety, Mike pokręcił głową  i jedynie co zrobił to otworzył drzwi od ubikacji i pomógł mi wstać, podając mi rękę. Od razu wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam prosto do wyjścia ze szkoły. Słyszałam jak chłopak za mną krzyczy bym się zatrzymała, ale ja biegłam jeszcze szybciej. Wtedy nie wiem skąd wyskoczyli znajomi z drużyny Mike'a. Jeśli się nie mylę to Max wysunął nogę, a ja biegnąca i skupiona jedynie na jak najszybszym wydostaniu się ze szkoły nie zauważyłam jego podłożonej nogi. W jednej chwili poszłam jak długa przez korytarz prosto na twarde i zimne kafelki. Jęknęłam z bólu przewracając się na lewy bok. Słyszałam głośny śmiech wielu osób. Widziałam jak Mike staje między nimi dobiegając do zbiegowiska. Nie reaguje, jedynie patrzy się z ciekawością na moje obolałe ciało. Powoli podnoszę się z podłogi i co chwilę zaciskając powieki z bólu staram się iść jak najszybciej w stronę wyjścia z tego piekła. Wiedziałam, że pomoc Mikea nie wychodzi z jego charakteru. Żałowałam, że chciałam się przed nim otworzyć i opowiedzieć mu wszystko, a nawet przebaczyć. Czułam się okropnie. Pogrążyłam się w oczach wszystkich. Już wiedziałam, że kolejne dni w tym budynku mogły być nie do zniesienia.
Gdy tylko popchnęłam ciężkie drzwi zachłysnęłam się świeżym powietrzem. Przeszłam kilkanaście kolejnych kroków i gdy byłam już za rogiem, gdzie ich wścibskie wzroki nie są w stanie dosięgnąć oparłam się zimną ścianę i zjechałam po niej.

Do domu spóźniałam się już kilka godzin. Zauważyłam to dopiero wtedy gdy Harry zaczął do mnie wydzwaniać. Za kolejnym razem postanowiłam go poinformować, żeby przyjechał po mnie. Po może 5 minutach na przeciw mnie zatrzymało się czarne BMW. Z lekkim oporem spowodowanym przez ból prawej części ciała wstałam i podeszłam do auta w którym siedział Hazza.
-Co tak długo?- od razu po wsiądnięciu do auta brat zasypał mnie pytaniami.
Wzruszyłam ramionami patrząc przez okno.
-Miałam trening.- mruknęłam, nie chcąc zaczynać rozmowy.

Przez resztę dnia unikałam każdego. Od razu po wejściu do domu pobiegłam do siebie. Wzięłam do ręki długopis i kilka czystych kartek.
To miał być ostatni raz...

____________________________________________________________________________
Hej ziomeczki :)
Wiem, że rozdział miał być już tydzień temu ale zapomniałam o fali sprawdzianów :/ na które musiałam się uczyć i nie miałam nawet chwili dla siebie:c
W tym rozdziale nie ma niczego co mogło by w sumie zaciekawić. Ogólnie rozdział jak dla mnie nie jest powalający ani nic z tych rzeczy, ale zapewniam was, że kolejny przysporzy wam dużo akcji :D
Do tego czasu komentujcie, przesyłajcie dalej i głosujcie w ankiecie, ponieważ opowiadanie się kończy, a przecież całość trzeba jakoś zakończyć :)
Widzimy się za tydzień :) jeśli nie pojawi się rozdział to z pewnością jakaś chociaż maluśka notka :D Miłego dnia lub wieczora