piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 95



Po skończonych lekcjach udałam się do szatni dla dziewcząt aby się przebrać. Miałam wiele myśli na sekundę. Byłam ciekawa jak zareagują na mój widok. Czy jestem jeszcze tam w ogóle mile widziana? Co zrobię jeśli Cornelia znów będzie się przystawiać do Mikea? Nie było mnie tak długo, że nie mam pojęcia co tak naprawdę się tu działo. A co jeśli on się z nią spotykał?
-O mój Boże, Leayna!!- do szatni weszła Jessi wraz z Alex. Gdy tylko mnie zobaczyły, rzuciły się na mnie.
-Hej dziewczyny.- pisnęłam. Za nimi również się bardzo stęskniłam i nie mogłabym sobie wybaczyć gdybym dzisiaj nie zjawiła się na treningu.
-W końcu jesteś, wiesz jak cię brakowało w zespole?- powiedziała z udawaną złością Alex.
-Oj dziewczyny wybaczcie.- zaśmiałam się. Pewnego dnia zabraknie mnie już na zawsze, a wtedy kto zajmie moje miejsce? Jeżeli teraz dawali sobie radę to i potem również podołają. Nie sądzę, aby ktoś długo opłakiwał mój brak, moje odejście. Mike w końcu będzie mógł byś bez żadnych problemów z Cornelią, Rosi, Michael, Bryan oraz Steven również zapomną o mnie szybko, bo przecież w końcu nie będę uciążliwa. Harry jak i jego przyjaciele zajmą się swą karierą, a nie niańczeniem mnie. Wszystko wróci do normy, a ja? Ja będę patrzyć na nich i obdarzę ich opieką. Gdy będą potrzebować pomocy, pomogę. Gdy będą chcieli aby ktoś ich wysłuchał, wysłucham. Gdy będą czuć się samotnie, ja potowarzyszę. Zawsze tam gdzie oni.
-Leayna, jesteś tam?- Jessi pomachała mi ręką przed twarzą. Popatrzyłam na nie zdezorientowana i lekko kiwnęłam głową.
-Dobra dziewczyny, chodźmy się trochę spocić.- Alex zaklaskała w dłonie, na co przytaknęłyśmy i podążyłyśmy na pole. Ze względu, iż dni były ciepłe, trener postanowił robić treningi na świeżym powietrzu, twierdząc, że dobrze nam to zrobi. 
Niestety minusem było to, że cheerleaderki również swoje treningi miały na polu. W dodatku w pobliżu nas, oh ironio.
-Cześć skarbie. Jak się czujesz?- poczułam mocne dłonie, oplatające mnie w talli oraz te charakterystyczne perfumy. 
-Hej, dobrze.- uśmiechnęłam się i kątek oka popatrzyłam na ćwiczące dziewczyny. Chciałam znaleźć Cornelie, a gdy mi się to udało widziałam jej intensywny wzrok wpatrzony wprost na nas.
-O Leayna, nie spodziewałem się tu ciebie dzisiaj spotkać.- usłyszałam głos trenera, który wyrwał mnie z wcześniejszej czynności. Chłopak odsunął się ode mnie, dając mi tym samym możliwość podejścia do nauczyciela.
-Nie mogłam przegapić treningu w szczególności, że byłam dzisiaj na lekcjach.- zaśmiałam się radośnie.
-I to się nazywa motywacja! Niektórzy z was, powinni się od niej uczyć.- przejechał palcem po wszystkich zebranych na boisku.
Czułam się dziwnie, dopiero co wróciłam po tak długiej przerwie, a on już stara się mnie stawiać w dobrym,a wręcz w najlepszym świetle. Nie chciałam być wywyższana ponad wszystkich...
***
Dziś chciałam dać z siebie wszystko. Brakowało mi tego wysiłku fizycznego, możliwości wyżycia się oraz wspólnej gry i zabawy.
-Dziewczyny więcej poweru! Wyglądacie jak żywe zombie na boisku!- krzyczał trener, starając się "zmotywować" do lepszych zagrywek oraz podań.
Okazało się, że za 2 tygodnie mają się odbyć zawody w naszej szkole, a wiadomo skoro jesteśmy gospodarzami to dobrze by było wygrać.
-Leayna, nie śpij tylko przebij tą cholerną piłkę!- trener był mocno zdenerwowany. Szybko przebudziłam się z transu i w ostatniej chwili odbiłam ją, przerzucając na drugą stronę.
-No i tak ma być!-mężczyzna klasnął w dłonie.
***
-Będę czekał przed szkołą na ciebie.- odezwał się biegnący Mike, kierując się do szatni. Przytaknęłam ruchem głowy. Chciałam się znaleźć jak najszybciej w swoim domu, ponieważ nie czułam się dobrze, a wręcz gorzej niż źle, jednak nie chciałam tego po sobie pokazać. Kręciło mi się w głowie, słyszałam dziwny szum w uszach, a przed oczami co jakiś czas pokazywały się mroczki.
-Dobra robota Ley, mimo długiej nieobecności wcale się nie pogorszyłaś.- trener klepnął mnie po plecach, mijając mnie. Pochyliłam się lekko do przodu, starając się złapać równowagę. Gdy dotarłam do szatni, dziewczyny właśnie się zbierały.
-Ley, poczekać na ciebie?- odezwała się Alex.
-Nie, Mike na mnie czeka.- uśmiechnęłam się na tyle ile mogłam. Nie chciałam przed nimi pokazać jak bardzo źle się czułam.
-Oh mrr, okay w takim razie do jutra.- dziewczyny pomachały mi na pożegnanie po czym wyszły z resztą zespołu. Zostałam sama. Przebrałam się jak najszybciej tylko się da i poszłam w stronę wyjścia, tak aby Mike nie musiał długo na mnie czekać. Naprawdę miałam ogromny problem z chodzeniem, co chwilę potykałam się o własne nogi,a obraz przede mną zamazywał się. Pchnęłam drzwi szkoły, wychodząc na świeże powietrze.
-No w końcu Ley.- chłopak wypuścił powietrze, a ja dostrzegłam jak obok niego stoi ta suka Cornelia. Przystanęłam patrząc na nich. Złość w szybkim tempie wzbierała się we mnie.
-A...a co ty ... tu robisz?- miałam problem ze skleceniem chodź jednego słowa. Zwróciłam się w stronę tej tlenionej blondynki.
-Oh no wiesz... widziałam jak Mike sam stoi, więc postanowiłam dotrzymać mu towarzystwa.- uśmiechnęła się zadziornie, kładąc obie ręce na jego ramieniu. Tak jak myślałam, jestem tylko przeszkodą między nimi... On jest ze mną z litości.
-Nie potrzebuję twojej litości Mike... - warknęłam w jego stronę, zbierając ostanie cząstki energii. Szybko ruszyłam w bieg. Słyszałam jego nawoływanie, jednak obraz przede mną zaczął się co raz to mocniej zamazywać. Poczułam słone łzy na policzku i wcale nie miałam ochoty ich ścierać. Musiałam biec, aby stracić go gdzieś podczas pogoni. Nogi zrobiły się jak z waty. Upadłam na twardy chodnik. Chwyciłam się za głowę, która rozdzierała mi czaszkę. Syknęłam z bólu, który był spowodowany mocnym uderzeniem o beton, jak również samym bólem głowy.
-Leayna?! Leayna, co się dzieje?!-  usłyszałam głos Mikea, chciałam go odepchnąć, jednak nie miałam siły. Nie miałam pojęcia co się dzieje.
-Zostaw mnie.- wyszeptałam cicho.
-Ley spokojnie, wytrzymaj.
-Boli.- zaczęłam płakać jeszcze bardziej, chwytając z całej siły za głowę.
-Dzwoń po karetkę, ale już!- usłyszałam jego krzyk.
-Przecież ona udaje.- parsknęła, prawdopodobnie był to głos Cornelii.
Nie mogłam wytrzymać, czułam, że opadam z sił z każdą sekundą. Bałam się, tak cholernie się bałam, że mimo wszystko rak zwyciężył. Przegrałam?
-Kocham... cię... Mike..- wyszeptałam tak cicho, że nie byłam pewna czy w ogóle mnie zrozumiał. Po tych słowach, nie czułam nic. Bezdenna ciemność.

~~Mike~~
 Czekałem na Ley już dobre 10 minut po tym jak dziewczyny z jej drużyny zdążyły wyjść. Zacząłem się niecierpliwić.
-Hej Mike, czekasz na mnie?- usłyszałem ten piskliwy głos Cornelii.
-Nie na ciebie. Jeszcze mnie nie porąbało.- parsknąłem.
-Przecież wiem, że dalej mnie kochasz.- mruknęła, podchodząc zbyt blisko. Zrobiłem krok w bok, nie chcąc mieć z nią jakikolwiek kontaktu. Jak mogłem coś do niej czuć? Do dziś nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić.
-Nie oszukuj się Cornelia.- powiedziałem z obojętnością, patrząc na drzwi czekając z zniecierpliwieniem na Ley. 
-Ale Mike było nam razem przecież tak dobrze, nie pamiętasz?- ponownie przybliżyła się do mnie.
-Nie, nie pamiętam.-warknąłem, a  w tym samym momencie z budynku wyszła Leayna.
-No w końcu Ley.- wypuściłem ze świstem powietrze. Jednak dziewczyna patrzyła na nas bez żadnego uczucia. Sytuacja stała się niezręczna, chciałem do niej podejść gdy ona się odezwała.
-A...a co ty ... tu robisz?- w jej głosie była wyczuwalna nienawiść wobec Cory.
-Oh no wiesz... widziałam jak Mike sam stoi, więc postanowiłam dotrzymać mu towarzystwa.- dziewczyna zbliżyła się do mnie i zawiesiła się na moim ramieniu. Ley przez chwilę nad czymś się zastanawiała, po czym znów przemówiła, jednak o wiele trudniej było jej sklecić zdanie.
-Nie potrzebuję twojej litości Mike...- wypowiedziała to z taką nienawiścią, że poczułem się przez to źle. Już chciałem coś powiedzieć, jednak ona pobiegła, zostawiając naszą dwójkę samych. Zazwyczaj tak właśnie reagowała, gdy nie umiała sobie poradzić z sytuacją. Uciekała, chcąc zostać sama, jednak nie mogłem jej tym razem zostawić. Musiałem jej wszystko wyjaśnić. Ruszyłem za moją małą księżniczką. Na podziw, była dość szybka. Czułem, że i Cornelia biegnie za nami , a jej akurat najmniej potrzebowałem. To przez nią muszę wyjaśniać mojej ukochanej wszystko. Ley z każdą chwilą zwalniała co raz to bardziej aż nagle zobaczyłem jak upada na bruk. W tamtym momencie nic wokół się nie liczyło, tylko ona. Ruszyłem co sił w nogach  w jej stronę.
-Leayna?! Leayna, co się dzieje?!- uklęknąłem przy niej, nie wiedząc co zrobić i jak jej pomóc.
-Zostaw mnie.- wyszeptała cicho.
-Ley spokojnie, wytrzymaj.- wiedziałem, że to wcale nie przez to iż upadła na ziemię,a raczej za sprawą raka, który niszczył ją kawałek po kawałku.
-Boli.- zaczęła płakać jeszcze bardziej, chwytając z całej siły za głowę. Nie mogłem znieść jej cierpienia. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni chcąc trzęsącymi się dłońmi zadzwonić po karetkę, jednak okazało się, że telefon jest rozładowany. 
-Dzwoń po karetkę, ale już!- zobaczyłem jak Cornelia nam się przygląda,a w szczególności zwróciłem wzrok na fakt, że trzyma telefon w dłoni.
-Przecież ona udaje.- parsknęła, zakładając ręce na klatce piersiowej.
Wiedziałem, że za chwilę może być za późno na jakąkolwiek pomoc.
-Kocham... cię... Mike..- wyszeptała tak cicho, że z trudem ją zrozumiałem. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Ja ciebie też skarbie.- jednak jej oczy zamknęły się.
-Dzwoń po tą karetkę idiotko!- krzyczałem, nie panując nad sobą. Cornelia słysząc to szybko wybrała numer i zrobiła tak jak jej kazałem. Wziąłem moją małą kruszynkę na kolana. Ona musi żyć. Lekarz miał rację... wysiłek fizyczny jest dla niej niebezpieczny. Ale ze mnie kretyn, po co posłuchałem dziewczyny. Dlaczego jej na to pozwoliłem?! Dlaczego?! Po kolejnych 5 minutach, usłyszałem sygnał karetki.  Szybko powiedziałem, że choruje na raka, a oni nie pytając o więcej wzięli ją do karetki. W ostatniej chwili udało mi się udobruchać jednego z sanitariuszy aby pozwolił mi jechać z nimi. Przez całą drogę siedziałem cicho, trzymając ją za rękę. Oddałbym za nią życie gdybym musiał, tylko dlatego aby ona przeżyła.

***
Wzięli ją do sali, mówiąc, że trzeba czekać. Ile mam czekać?! To już 2 godzina, a oni nie wychodzą z tej cholernej sali. Zadzwoniłem oczywiście do Harrego, którego jak nie było tak nie ma do teraz...

~~Harry~~
Byłem zadowolony z myślą, że Leayna mogła się cieszyć życiem chociaż w jego namiastce. W spokoju pojechałem razem z chłopakami do studia, aby popracować nad kolejną płytą.
Jednak nic nie trwa wiecznie, a w szczególności- szczęście. Usłyszałem głos przychodzącego połączenia więc przeprosiłem resztę i wyszedłem na korytarz.
-Hej Mike, coś się stało?- spytałem jak gdyby nic.
-Harry bo... - głos chłopaka był inny, przepełniony bólem. Nagle oprzytomniałem, bojąc się na jego odpowiedź.
-Co się stało?- mruknąłem, czekając na najgorsze.
-Ley ... ona jest w szpitalu.
-Co?! Dlaczego?!
-Ona poszła na ten trening dzisiaj.- mruknął, a ja poczułem chwilową złość, jednak po chwili została ona zastąpiona obawą o moją młodszą siostrę.
-Mike, jestem w studiu ale postaram się być jak najszybciej.- mruknąłem, przecierając ręką twarz. 
-Okej.- mruknął, po czym rozłączyłem się z nim wracając do pomieszczenia gdzie znajdowali się wszyscy.
-Stary co się stało?- Niall popatrzył na mnie badawczo, a za nim poszła cała reszta.
-Leayna jest w szpitalu.- nie miałem ochoty odpowiadać, sapnąłem siadając na sofie.
W takim razie musimy tam jechać!- Louis wstał szybko, jednak producent dość sprawnie go uciszył.
-Nigdzie nie idziecie do puki nie dokończymy tego co zaczęliśmy, rozumiecie? Fani nie chcą czekać kolejnego miesiąca czytając wyjaśnień o ponownych opóźnieniach.- warknął w naszą stronę i jak gdyby nic popatrzył na ekran laptopa.
-Ale szefie, jego siostra jest chora. W każdej chwili może wydarzyć się COŚ co zmieni wszystko, a my będziemy mieli wyrzuty, że nie pożegnaliśmy się, rozumiesz?!- Zayn wstał wściekły, nie chcąc nazwać rzeczy po imieniu.
-Zmień ton wypowiadanych słów co do mnie, zrozumiano?!- tym razem to mężczyzna podniósł  na niego głos.
Miałem dość...
-Dobra chłopaki, uporajmy się z tym szybko i jedźmy do niej.- mruknąłem, nie mając na to najmniejszej  ochoty,ale praca to praca. Trudno.

__________________________________________________________________________
Hej kochani.
Chyba wam nie przypadł do gustu wcześniejszy rozdział co? :/ No nic, mówi się trudno. Dlatego, na zrehabilitowanie się mam dla was rozdział , który mam nadzieję przyciągnął was bardziej. Jak sądzicie to koniec czy może jednak Ley uda się odratować? Komentujcie, to naprawdę motywuje. Na chwilę obecną komentarzy jest tyle co NIC! Aż tak źle piszę? Nie ciekawi was, jeżeli tak to piszcie. Chciałabym wiedzieć co jest nie tak :/ Większość z was pewnie tej notki nawet nie przeczyta. Nie będę się oszukiwać, to opowiadanie to nie wypał :/ ale chcę go dociągnąć do końca ze względu, że było i jest to moje pierwsze opowiadanie jakiego się podjęłam prawie 4 lata temu? Czaicie to, że we wrześniu miną 4 lata od jego założenia? To wręcz niewiarygodne :D Mam nadzieję, że skomentujecie, z czego będzie mi bardzo miło. Do następnego !

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 94


Wierzyłam, że jeszcze może być dobrze. Nie wiem jak to określić, ale to z pewnością była nadzieja, której tak bardzo mi brakowało przez ostatnie dni.
-Idziemy na festiwal?- przerwałam tą jakże miłą chwilę, która mogła by trwać wiecznie.
-Chcę pobyć tylko z tobą i nikim więcej. Co ty na to, żebyśmy spędzili trochę czasu sam na sam?- uśmiechnął się, łapiąc mnie za dłonie, pocierając kciukiem moje kłykcie i patrząc prosto w oczy.
-Dobrze wiesz, że wybiorę twoją opcję, ale i tak trzeba tam iść i powiedzieć im, że zmieniliśmy zdanie.- już zaczęłam go ciągnąć w stronę z której słychać było muzykę.
-Nie ma takiej potrzeby. Napiszę do nich sms, co ty na to?- chwycił mnie w pasie, ponownie przyciągając do siebie.
-Tak dobry pomysł.- zaśmiałam się na samą myśl, że od razu o tym nie pomyślałam.
-W takim razie poczekaj chwilę.- oderwał się ode mnie, po czym wyciągnął telefon i zaczął dość sprawnie klikać po ekranie komórki. Nie minęły 2 minuty, a on objął mnie jedną ręką.
-Dobra, napisałem. Teraz spokojnie możemy iść gdzie tylko chcemy.
Przytaknęłam ruchem głowy. Tak bardzo za nim tęskniłam. Też tak macie, że nie ważne co on by zrobił, to i tak wybaczycie bo za mocno kochacie? Czasem nienawidzę tych cholernych uczuć.
-A więc... gdzie idziemy mała?- popatrzył na mnie, łapiąc za dłoń.
-Chodźmy do mnie, chce się tobą nacieszyć.- mruknęłam, po części była to prawda. Jednak wszystko ma swoje drugie oblicze, a moim był fakt, że po prostu źle się czułam. Obawiałam się, więc chciałam odpocząć rozkoszując się nim.
-Na pewno wszystko okej?- popatrzył na mnie opiekuńczo.
-Tak.
-Jeżeli coś by się działo to mów. Martwię się o ciebie.
-Nie trzeba i tak za kilka miesięcy zostaną po mnie tylko wspomnienia.- mruknęłam, odwracając wzrok, nie mogąc na niego patrzeć.
-Ley, kochanie nie mów tak. Nie pozwolę na to. Będziesz żyła rozumiesz?- popatrzył na mnie, doszukując się wsparcia, którego nie byłam w stanie mu ofiarować.
-Czemu się okłamujesz? Już raz mnie zostawiłeś z tego powodu, dlaczego nie zrobisz tego po raz drugi? Nie uwierzę, że tak po prostu ci zależy.
-Zależy. Kocham Cię jak cholera i mógł bym to wykrzyczeć całemu światu. Po prostu było mi trudno z faktem, że muszę się pogodzić iż moja dziewczyna może mnie zostawić. Czułem się okropnie, ale zrozumiałem, że nie odzywając się do ciebie, wyrządzam ci tylko krzywdę. Jesteś moim wschodem, każdego dnia gdzieś rano pokazuje się słońce. Ty jesteś nim dla mnie. Pokazujesz mi, że może być lepiej, sprawiasz uśmiech na mojej twarzy. Nie mogę dopuścić, by w moim życiu zabrakło właśnie ciebie.- gdy wypowiedział te słowa, aż sama nie wiedziałam co powiedzieć. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Łzy szczęścia...
Nigdy bym nie pomyślała, że Mike będzie o mnie tak myślał. Nie mogłam powstrzymać emocji, kilka łez wypłynęło na rozgrzane policzki.Rzuciłam się mu na szyję z szczęścia, które mnie ogarnęło.
-Kocham cię.- wyszeptał mi do ucha. Na te słowa uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Ja ciebie też.
-Powiedz to.
-Kocham cię całym moim serduszkiem.- zaśmiałam się i pocałowałam go spragniona jego bliskości.

***
 Leżałam na torsie chłopaka i oglądałam film. Pierwszy raz udało mi się wyprosić Mikea aby obejrzał ze mną romansidło. Gdy była już końcówka, popłakałam się. Główny aktor zakochał się w dziewczynie, szarej myszce. Bał się jej to powiedzieć, ponieważ obawiał się, że dziewczyna go wyśmieje. Jednak gdy to zrobił okazało się, że ona czuła to samo. Niestety minęły kolejne dwa miesiące, a dziewczynę potrąca samochód którym kierował zazdrosny były chłopak dziewczyny. Niestety ona umiera na miejscu.  Zajebisty obrót spraw c'nie? Wyczujcie sarkazm.
-Ej, mała nie płacz.- chłopak pogłaskał mnie po plecach, uśmiechając się pogodnie.
Zbliżył się do mnie, a po chwili złączył nas w namiętnym pocałunku. Nasze języki walczyły o dominację. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, które nam przerwało.
Do pokoju wszedł Harry.
-,Wybaczcie, że przeszkadzam ale Ley musisz wziąć leki. - popatrzył na mnie smutno, wyciągając mały kubeczek zapełniony różnymi kolorami tabletek.
Chwyciłam je bez gadania i szybko połknęłam. Nie lubiłam ich zażywać, ponieważ po nich zawsze czułam się ospała i otumaniona.
-Grzeczna dziewczynka.- zaśmiał się Harry, mierzwiąc mi włosy. Popatrzyłam na niego gniewnie, na co on podniósł ręce w geście obronnym.
-Coś jeszcze chcesz Hazza?- popatrzyłam na niego, kiedy zaczął się wycofywać z pokoju. Jedynie pokręcił głową z uśmiechem i wyszedł, zostawiając nas samych. Ponownie położyłam głowę na torsie chłopaka. Wiedziałam, że za chwilę leki zaczną działać, a to nie jest wcale miłe uczucie.
-Księżniczko, co jutro robisz?- Mike przerwał ciszę, bawiąc się moimi włosami.
-Jadę do szpitala na badania.- mruknęłam, tak bardzo nienawidzę tam przebywać. To jest jedno z najbardziej znienawidzonych przeze mnie miejsc,a mimo to ciągną mnie tam na siłę. Ale po co, skoro każdy dobrze wie, że wcześniej czy później i tak umrę? Nie lepiej oszczędzić mi tego stresu i pozwolić na to bym cieszyła się życiem, do puki mam na to siłę.
-Mogę jechać z tobą?
-Zanudzisz się, uwierz te badania są bardzo nużące.- mruknęłam.
-Ale ja chcę być przy tobie. Nadrobić czas kiedy mnie nie było,a ty mnie potrzebowałaś.- popatrzyłam na niego, a on złączył nasze usta w szybkim pocałunku.

***
-Ale ja chcę być jak normalna nastolatka! Chodzić do szkoły, uczyć się, spotykać ze znajomymi, wagarować, cieszyć się życiem, a nie siedzieć w domu!- byłam mocno zdenerwowana. Pomimo tego, że badania wyszły nie najgorzej, to i tak lekarz jest przeciwny temu abym chodziła do szkoły. Ja tylko chcę być chodź trochę normalna. Za chwilę choroba odbierze mi wszystko, a ja mam na to patrzeć zamknięta w czterech ścianach i czekać na finał?! O nie! Leayna Styles została nauczona, że trzeba walczyć o swoje do końca i tak zrobię dzisiejszego dnia! Wygram tą kłótnię chodź by nie wiem co!
-Leayna, dziecko drogie... zrozum, że to jest zbyt niebezpieczne. Głupie przeziębienie może spowodować katastrofalne skutki dla twojego organizmu. Staram się ciebie wyleczyć, a ty jedynie wszystko komplikujesz.- po części było mi żal doktora. Wiedziałam, że stara się jak może abym wygrała walkę z rakiem.
-Proszę pana, ja chcę żyć normalnie jak tylko się da. Nie chcę swojej choroby przesiedzieć w domu i patrzeć w lustro, każdego dnia widzieć jak tracę wszystko.- opadłam bezsilna na krzesło.
-Idźmy na kompromis, ja zgodzę się na to abyś chodziła do szkoły i starała się żyć jak normalna nastolatka, ale co kilka dni będziesz się u mnie pojawiać na kontroli, jasne?- gdy usłyszałam co właśnie zostało do mnie powiedziane, ucieszyłam się. Podbiegłam do lekarza i mocno go przytuliłam.
-Oczywiście, że tak! Dziękuję!- zaśmiałam się radośnie.
-Dawno nie widziałem twojego uśmiechu na twarzy.- również i doktor się zaśmiał.
Pożegnałam się z mężczyzną i wyszłam z gabinetu, mijając się z Harrym. On również musi zostać poinformowany o wszystkim.
- I jak?- Mike od razu wstał z krzesła w poczekalni.
-Lekarz pozwolił mi chodzić do szkoły.- uśmiechnęłam się uradowana. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę aż tak zadowolona z możliwości powrotu do szkoły.
-Na treningi też będziesz chodzić?- brunet zaczął dopytywać, również zadowolony.
-Chyba tak.- uśmiechnęłam się do niego, a on wziął moją rękę w swoją i splótł je razem.
Cieszyłam się, że i tym razem udało mi się postawić na swoim oraz odzyskałam swoją miłość. Mogłabym żyć szczęśliwie gdyby nie choroba, która zawsze musi pokrzyżować mi plany.
-Treningi są jak zawsze?- chciałam się upewnić.
-Tak, mała.
-Chodźcie dzieciaczki.- zaśmiał się Harry widząc nas obściskujących się. -Nawet ja z Vic tak publicznie nie okazujemy sobie czułości.
-Bo jesteś idiotą Styles.- mruknęłam, pokazując mu język.
-Czyżby? A czy ten idiota przypadkiem nie ma rzeszy fanek na całym świecie? Tyle kobiet chcących ze mną porozmawiać, które marzą o mnie i śnią abym został ich mężem. Ten oto idiota ma miliony dziewczyn lecących właśnie na niego.- pokazał kciukami na siebie, szczerząc się przy tym.
Parsknęłam śmiechem patrząc na jego poczynania. Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę wyjścia.
Pierwszy raz od dawna wierzyłam, że może być lepiej, że jest szansa na lepszy przebieg wydarzeń.
Odwieźliśmy Mike do domu, jadąc do siebie.
-Dawno nie widziałam Victorii, kiedy znów do nas przyjdzie?- popatrzyłam zaciekawiona na bruneta.
-Nie wiem, wyjeżdża w trasę.- posmutniał. Mogłam nie zaczynać tematu...
-Nic nie szkodzi, przecież wy też wiele razy wyjeżdżaliście i Vic czekała na ciebie.- uśmiechnęłam się do chłopaka, chodź i tak wiedziałam, że nie zauważył tego. Za bardzo był skupiony na drodze przed nami.
-Może i tak, nie wiem. Ostatnio nie mamy czasu na spotkania, ciągle się mijamy. Nie wiem czy taki związek na dłuższą metę będzie miał sens.- wypuścił powietrze ze świstem. Zmarszczyłam brwi. Czy on właśnie powiedział mi, że chce zerwać z Vic? On chyba sobie żartuje ze mnie, prawda?!
-Popełnisz największy błąd, jeżeli to zrobisz. Wiesz o tym?- popatrzyłam na brata wyczekująco.
-Ley, to moja sprawa, nie masz nic do gadania rozumiesz?- warknął.
On naprawdę jest zmiennym człowiekiem. W jednej chwili z miłego chłopaka, umie zmienić się w złego bad boya.
-No ale Harry, kochasz ją?- mruknęłam. Chciałam konkretnych wyjaśnień i argumentów.
-Leayna proszę cię, przymknij twarzyczkę.- mruknął. Byłam na niego zła. Co się z nim dzieje? To nie jest mój starszy brat, którego pamiętam. Teraz to Harry Styles, arogancki, z zmniejszoną ilością uczuć. Po jego słowach nie miałam zamiaru się już do niego odzywać. Gdy tylko zaparkowaliśmy pod domem, szybko do niego weszłam. Musiałam się przygotować do szkoły. Spakowałam książki do torby i przygotowałam ubrania na jutro. Wzięłam szybki prysznic. Dzień w szpitalu był naprawdę długi. Przez głupie badania, które pochłonęły sporo czasu, niestety z reszty dnia nie zostało mi zbyt wiele. Położyłam się wygodnie w swoim łóżku i wtem usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa.

Mike: Dobranoc skarbie xx

Ley: Dobranoc xx

Mike: Będziesz jutro na treningu?

Ley: A czemu pytasz?

Mike: Bo nie wiem czy się śpieszyć, czy może jednak nie ma potrzeby xx

Ley: Będę, tylko muszę wymyślić dobre kłamstwo dla Harrego :)

Mike: Skarbie, nie chcę żeby coś ci się stało. Może lepiej posłuchaj Harrego i lekarza.

Ley: Znów zaczynasz? Rozmawialiśmy już o tym, idę i koniec tematu.

Mike: No dobrze... w takim razie do zobaczenia jutro księżniczko Xx

Ley: Pa kocie xx

Mimowolnie uśmiechnęłam się do wyświetlacza. Cieszę się, że każdy się o mnie martwi ale gdybym nie była chora czy nadal by mi wszystkiego zabraniali? Tak, tak to inna sytuacja. Gówno prawda! Nic się u mnie nie zmieniło! Nic! Chcę czasami zapomnieć o tym, że jestem chora i za chwile może mnie tu nie być, a oni co? Oni sprawiają, że o niczym innym nie myślę jak o raku, który niszczy moje życie i moje ciało.
Byłam zmęczona, tak między nami te badania męczą i to bardzo. Dlatego też kilka minut później zapadłam w sen.

Obudziłam się rano, rześka i wypoczęta. Słońce przebijało się przez nie zasłonięte okna. Czułam, że dzisiejszy dzień może być naprawdę udany. Z uśmiechem na twarzy podążyłam do łazienki, po drodze zabierając przygotowane wczoraj ubrania. Zrobiłam poranną toaletę i po około 40 minutach byłam gotowa aby pokazać się publicznie. Zbiegłam zadowolona do kuchni, gdzie przy blacie krzątał się Hazza gotując.
-Hej.- mruknęłam, przypominając sobie wczorajszą rozmowę w aucie.
-Hej mała.- uśmiechnął się, odwracając w moją stronę.-Nie obrażaj się na mnie.- podszedł do stołu, kładąc na nim talerz z naleśnikami.
-Masz, jedz.- uśmiechnął się, na co usiadłam na krześle i cicho podziękowałam.
Gdy udało mi się zjeść daną mi porcję, Hazza podał mi kilka tabletek, różnego koloru. Skrzywiłam się na ich widok. Od dziecka miałam problemy z połykaniem. Sama nie wiem, ale dwa dni temu wieczorem połknęłam wszystkie bez zbytnich namawiań.
-Muszę?- zrobiłam oczka jak kot ze Shreka.
-Mała, nie wkurzaj mnie już z samego rana. Dobrze wiesz jaka jest odpowiedź.
-Dobra.- fuknęłam i wzięłam tabletki do buzi, zapijając wodą.
-No i co? Aż takie to było straszne?- zaśmiał się opierając o blat kuchenny, zakładając przy tym ręce na klatkę piersiową.
-Owszem było, a jak bym się udusiła?- popatrzyłam na niego poważnym wyrazem twarzy.
-Nie rozśmieszaj mnie mała. Jakoś dalej żyjesz.- wskazał na mnie ręką. Ja jednak machnęłam na niego lekceważąco, tym samym dając mu do zrozumienia że zakończyłam z nim tą bezcelową dyskusję. Pobiegłam na górę po torbę i telefon, po czym zbiegłam na parter, kierując się w stronę wyjścia.
-Wychodzę!- krzyknęłam na tyle głośno, by Hazza był w stanie mnie usłyszeć. Szybko zamknęłam drzwi, aby nie usłyszeć pytania o której wrócę.
Droga do szkoły nie zajęła mi wiele, także po około 15 minutach znalazłam się pod budynkiem.
Wzrok wielu spoczął na mojej osobie. Widziałam jak ludzie szeptają coś między sobą, raz po raz wskazując na mnie. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Czy miałam coś na twarzy? A może włosy mi gdzieś odstają?  Weszłam do budynku od razu wpadając na grupkę przyjaciół.
-Leayna, miło cię widzieć.- zapiszczała Rosi.
-Hej wam.- uśmiechnęłam się.
-Może zdradzisz nam gdzie to zniknęliście z Mikem przedwczoraj co?- Michael poruszał śmiesznie brwiami.
-Poszliśmy do mnie.- powiedziałam najnormalniej w świecie.
-Uuu i co tam robiliście?- Michael dociekał, przez cały czas poruszając dwuznacznie brwiami.
-Nie, Mic nie robiliśmy  TEGO.- zaśmiałam się, szturchając go lekko ręką w ramię.
-Oh no trudno, innym razem złotko ci się uda.- zaśmiał się Steven. Przewróciłam oczami na ich słowa.

Lekcje minęły naprawdę nudno i jak na mój gust zbyt wolno. Nie wiem po co wyraziłam tak ogromną chęć dalszej edukacji. Gdy marnowałam swój cenny czas na lekcjach, w tym samym czasie mogłam siedzieć w łóżku i oglądać filmy lub najnormalniej w świecie pospać. Ale oczywiście nie, bo moja logika postanowiła wybrać inaczej! Oh ironio, dlaczego. Gdy przyszedł czas na długą przerwę, każdy zaczął się kierować w stronę stołówki co i ja również zrobiłam. Nie widziałam się dzisiaj z Mikem ani razu na przerwach między lekcjami. Ale nie przejmowałam się zbytnio tym faktem, postanowiłam to zignorować i cieszyć się grupką przyjaciół, która nie opuszczała mnie ani na krok.
Gdy czekałam w kolejce aby móc wziąć porcję jedzenia,poczułam jak ktoś lekko chwycił mnie za nadgarstek. To był Peter. Popatrzyłam na niego pytająco.
-Mike kazał cię zawołać.
-Zaraz przyjdę, nie wzięłam jeszcze jedzenia.- wskazałam na ciągnącą się przede mną kolejkę.
-Ale Wide wziął ci już lunch.- zaśmiał się, chodź było to bardziej w przyjaznym geście niż wyśmiania mnie. Popatrzyłam w stronę stolika liderów gdzie siedział Mike i machał do mnie, wskazując na tackę i wolne miejsce. Wzruszyłam ramionami i razem z przyjacielem mojego chłopaka podeszliśmy do stolika. Każdy rozmawiał o czymś zawzięcie. Ten stolik był jednym z najdłuższych, dlatego też przyjaciele Mike jak i moi byli w stanie zjeść razem posiłek.
-Jesteś kochany.- szepnęłam do bruneta, wskazując na tackę z pełnym talerzem.
-Wiem kochanie.- uśmiechnął się i pocałował mnie. Objął mnie ramieniem, tym samym pokazując każdemu, że należę tylko do niego. Nie powiem, ale spodobało mi się to.

__________________________________________________________________________
Hej kochani.
Na wstępie was przepraszam, za moją nieobecność, ale chyba sami rozumiecie, że są wakacje i nie ma zbytnio czasu na siedzenie w domu gdy za oknem świeci słońce. Dodatkowo martwiłam się, czy przyjmą mnie do liceum itd. Ale już jestem. Postaram się poświęcić czas na kolejny rozdział, ponieważ mam już na niego plan. Dzisiejszy jest bardziej formalnie, rozmowy, przemyślenia i takie w sumie nudnawe sprawy. Jednak od następnego rozdziału polecimy z akcją, ponieważ już kończymy opowiadanie. Już zaledwie kilka rozdziałów i koniec opowiadania! Chciałabym również to opowiadanie przenieść na Wattpada, ponieważ tam jest sporo osób, które może by przeczytały. Dodatkowo lekko zmodyfikuje rozdziały, skoryguję błędy itp. :) piszcie czy fajny pomysł oraz czy podobał się wam rozdział.
Ps. Udanych wakacji!!!