sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 49

Życie często daje w kość. Nie idzie tak, jak byśmy tego chcieli, ale idziemy dalej.
Ważne jest, by się nie poddać. Dostaliśmy szanse, by żyć. Bóg każdego z nas zesłał na tą Ziemię z misją.
By być podporą dla innej osoby, do końca naszych dni.
Chodź pod nogami walają się kłody, nie cofamy się. Stawiamy temu czoła. Tak samo jak wielu innym problemom.
Nic nie rozwiążemy krzykiem- rozmowa, to ona pomaga rozwiązać wszelkie spory w rodzinie. To ona pomaga pogodzić się dwóm kochających siebie osobom.To ona pomaga wielu tysiącom  osobą.
-Ale to nie tak...- przerwała mi babcia.
-Ty gówniaro! Zawsze byłam z Ciebie dumna! A ty co?!
-Ale...
-Żadne ale! Ty po prostu jesteś ćpunką!
-Nigdy!
-Dlaczego próbujesz mnie okłamać?!-wrzeszczała
Wtedy ... obudziłam się.
To wszystko, to jeden, głupi sen...
Na szczęście.
Gdyby wydarzyło się to na prawdę, musiałam bym wracać jeszcze dziś do Londynu, a tam czekała by na mnie rozwcieczona mama.
Hej. Masz czas? Rob x
Tak.  A co?
Chciał bym się spotkać.
Jasne, to o której?
Za 20 min. obok placu zabaw.

Szybko wstałam. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony. Promienie słońca poraziły moje oczy.
Dzień zapowiadał się naprawdę ciepły dzień. W końcu  mamy lato i trzeba korzystać z tych trzech dni w Polsce.
***
<zmiana-KLIK>
-Wychodzisz?- w progu wejścia do kuchni stała babcia.
-Tak.
-A z kim?- nigdy nie pytała z kim.
Nie obchodziło ją to. Czyżby coś zaczęła podejrzewać?
-Babciu...
-No pytam się z kim?
-Z kolegą.
Nie miałam czasu na dalsze przepytywanie. Po prostu  wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi.
Po jakiś 10 minutach, byłam na miejscu. Chłopak już na mnie czekał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Bałam się, co mi powie.
-Hej. Co się stało?
-Hej. Aż tak widać?- wątpił, że może jednak nie, że może to ukryje.
-Tak, a więc...?
-Ja dziś wyjeżdżam.
-Ale jak to, dziś? Gdzie?
-No jedziemy na zawody między krajowe. Do Francji.
-To świetnie! Tak długo o tym marzyliśmy! Ale.. dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
-Ley, to nie było takie łatwe. Nie wiedziałem jak mam Ci to powiedzieć. Lot mamy za trzy godziny.-podrapał się po głowie.
Świetnie! <wyczuwacie sarkazm c'nie? :D>.
-Taki przyjaciel?! A mówisz i to prawie, przed samym wyjazdem!
-Ley, to nie tak.
-Nie chce słuchać twoich tłumaczeń, po prostu pa i trzymam za Was kciuki. - odeszłam. Nie usłyszałam co mi odpowiedział.
Do oczu naleciały mi łzy. Zawsze myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, którzy sobie wszystko mówią. Ale jak się okazuje, najwidoczniej nie.
Że niby bał się mojej reakcji?!
Przechodziłam sobie obok jakiegoś kiosku i pewna gazeta rzuciła mi się w oczy.
Nagłówek: ,,Siostra Harry'ego Styles'a, nowa rozwydrzona gwiazdka?''
Były pokazane zdjęcia z lotniska, gdy mnie gonił, a potem kiedy z nim rozmawiałam, a na końcu jak mnie przytulił, a mój uśmiech wyglądał na zwycięski.
Nie miałam zamiaru nawet czytać tych wszystkich bzdur.
Ale nie to było najgorsze. Było jeszcze wiele innych gazet, jak np. ,,Czy młoda Styles, wybija się dzięki karierze brata?''
Patrzyłam na to z niedowierzaniem.
Jakieś nie całe dwa metry obok mnie, po mojej lewej stronie, stała grupka dziewczyn.
Szeptały coś między sobą, co jakiś czas pokazując na mnie.
Odwróciłam się w ich stronę. Gdy kolejny raz pokazały na mnie, nie wytrzymałam.
-Masz jakiś problem z tym palcem?- spytałam nie miło.
-Spie*dalaj suko.
-Przepraszam... że niby co powiedziałaś?- podeszłam do nich.
-A nie słyszałaś? Odpi*prz się od Harry'ego.
-No sorry, moja wina, że jest moim bratem?
-Wcale nie jesteś jego siostrą. Próbujesz tylko naciągnąć naszego Hazze na pieniądze.- odezwała się jakaś blondynka.
-Wiesz, miałam szacunek do fanek chłopaków, ale nie do takich jak wy.
-Odszczekaj to.- jedna z nich chwyciła mnie za bluzkę.
-Chyba śnisz.- splunęłam jej prosto na twarz.
Nie wytrzymała. Zaciągnęła mnie w jakąś ciemną i ślepą uliczkę.
Wyrwałam się jej. Były ode mnie wyższe. A jedna to wyglądała jak chłopak.
Przywaliła mi z pięści.
-Nigdy nie waż się mnie dotykać!-wysyczała.
Przyparła mnie do muru.
-Takiej suki? Przecież już wiele osób Cię dotykało.- zaśmiałam się. -W sumie, jak tak patrzeć, to wy wszystkie na takie wyglądacie.- zaśmiałam się, kpiąco.
Wtedy tego pożałowałam.
Babochłop zaczął mnie bić. Kilka razy przywaliła mi w brzuch, na co zgięłam się w pół. Po któreś już serii uderzeń, chciałam zasnąć. Nie czuć tego bólu. Leżałam na zimnej i mokrej ziemi.
Ten dzień miał być taki szczęśliwy, a okazał się prawie najgorszym.
Gdy traciłam świadomość, jedna z nich usiadła na mnie - Może teraz odechce Ci się nabierać na kase naszych idoli! A jak nie, to wiedz, że na całym świecie są fanki...- przywaliła mi w twarz, a ja odpłynęłam.

~~Bacia Ley~~
Poszłam na bazar, po świeże owoce i warzywa. Gdy przechodziłam obok jednego ze sklepików gdzie było pełno gazet, zauważyłam niewiarygodne bzdury jakie opisywano na temat mojej małej Ley.
Jak tak w ogóle można.Fakt, dziś zachowała się bardzo nie na miejscu, ale jest dla mnie jak wnuczka. To nie powód bym musiała ją skreślać.
Nie miałam zamiaru dalej tego czytać, przechodząc obok jedne ze ślepych uliczek pomiędzy kamienicami, zobaczyłam wybiegające z tam tond   dziewczyny. Popatrzyłam w głąb, zauważyłam jakieś leżące ciało.
Nie mogłam tej osoby tak zostawić, to nie w moim typie. Musiałam pomóc.
Nie wieże. To była moja, mała Ley! Szybko do niej pobiegłam, rzucając siatkami na ziemie.
Była cala zakrwawiona i nie przytomna.
Bez jakiegokolwiek zastanowienia wybrałam numer na pogotowie i zadzwoniłam.
Przybyli dość szybko i bez pytania zabrali dziewczynę do szpitala.


***
Gdy przyjechałam do szpitala, pielęgniarka pokierowała mnie gdzie aktualnie przebywa Leayna.
Jednak nie mogłam tam wchodzić.
Cierpliwie czekałam.
Dopiero późnym  popołudniem wszyscy lekarze wyszli z jej sali. Tak przez cały czas wchodziło i wychodziło po kilka lekarzy lub pielęgniarek i za każdym razem mówili że nie mają czasu.
Dopiero teraz udało mi się zatrzymać jednego z lekarzy. Jak się okazało jej lekarza prowadzącego.
-Proszę usiąść.- wskazał na krzesełka za mną.
Wykonałam proźbę, on zrobił to obok mnie.
-Niech mi pan cokolwiek powie. Co się dzieje z moją małą Ley?- byłam kłębkiem nerwów.
-Proszę pani, nie będę obijał w bawełnę.Stan Leayny, jest niezadowalający. Została pobita i to dość mocno. Ma wiele ran głębokich, które zeszyliśmy. Na dodatek ma wstrząs mózgu przez który jest w śpiączce.
Prosiłbym jeszcze o zgodę na operacje.
-Ale... ale jaką operację?- zdziwiłam się.
-Leayna została krwotoku wewnętrznego. Wcześniej wyniki nie pozwalały nam na wykonanie zabiegu, ale po opanowaniu wszystkiego, operacja jest  konieczna jak najszybciej.
-Dobrze.- podpisałam  kartkę, którą podsunął mi lekarz.

Bałam się o Ley. Nie miałam jakiegokolwiek kontaktu do jej mamy czy brata.
Już po kilku minutach dziewczyna została wywieziona na operacje.
Jej twarz była blada. Bez życia.
____________________________________________________________________________
Hej.
To znów ja z nieudanym rozdziałem.
Załamuje mnie fakt,że jest sporo wyświetleń około 60 a 0 komentarzy.
Naprawdę chciałam bym znać waszą opinie na temat tego jak piszę.
Może chcielibyście  coś zmienić lub dodać. Piszczcie. Jestem otwarta na wasze wszelakie pomysły.
Chciałam bym zaspokoić każdego gust ale bez waszych opinii czy pozytywnych czy też negatywnych nie uda mi się to. Więc czeka.
Next minimum 3 komentarze- środa
Next mniej niż 3 komentarze- 1 września



piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 48

    Wszyscy byli w szoku, że Leayna umie grać na tylu rzeczach.
Ja natomiast byłam z siebie dumna. Rzadko kiedy ktoś mi mówił, że jestem w czymś naprawdę dobra.  Nie rujnuje mi moich marzeń, tylko wspiera w tym co robię.
Siedzę sobie właśnie w hotelowym pokoju nadal w Berlinie.
Dziś chłopaki wyjeżdżają do Francji, a ja do Polski.
Na pewno zastanawiacie  się, czy chłopaki mnie puścili?
No jasne. Tym razem nie opuszczę nie wiadomo na jak długo mojej babci i Roberta.Niestety, będę tam tylko trzy dni, a potem wracam do Londynu.
-Dobra, spakowana?- obok mnie położył się Harry.
-Tak, chodź nie wiem dlaczego nie mogę zostać dłużej?
-Bo tak ustaliliśmy z mamą. Ona też się za tobą stęskniła.
-No dobra.
***
Dwie godziny później.
Siedzimy wszyscy na lotnisku czekając na swoje loty.
Nie ma to jak pomylić sobie godziny i jesteśmy o godzinę za szybko. Ale co się można dziwić, w końcu to Louis.
-Ley, idziesz ze mną?- zapytał Harry.
-Gdzie?
-Idę się przejść.
-Ok.-byłam pozytywnie nastawiona na cały świat.
Wyszliśmy na świeże powietrze. Usiadłam na murku,a on obok mnie.
Dokoła nas kilka przejeżdżających taksówek. Ludzi z walizkami i krajobraz oświetlonego Berlina.
-Dlaczego uciekłaś od problemów, a nie starałaś się je jakoś rozwiązać?
-Nie wiem. Ja już wiele razy musiałam radzić sobie sama, że tym razem nie zrobiło by to różnicy, a bałam się prawdy.- spuściłam głowę na chodnik. Nogi wisiały nad ziemią, a mojego brata spoczywały spokojnie na ziemi.
On nic nie powiedział, tylko przytulił.
Czułam się bezpieczna.
-Już nigdy tak nie rób. Pamiętaj, wszystkie problemy da się rozwiązać rozmową i ze wszystkich jest jakieś wyjście, a nie ucieczka.
-Wiem...
Zeskoczyłam z murku wpadając na kogoś.
-Przep...-już chciałam przerosić, gdy zobaczyłam kim ta osoba jest.
-Ley?-zdziwił się.
-Ty?!
-Dlaczego uciekłaś?-złapał moją rękę, ale ja ją szybko wyrwałam.
-Nie dotykaj mnie!
-Nie odzywaj się tak do swojego taty!-podniósł głos.
-Nigdy nim nie byłeś! A teraz wynoś się z naszego życia!-wtrącił się Harry.
-To ta młoda gówniara wtrąciła się w moje życie pierwsza.- powiedział z jadem w głosie.
Schowałam się za Harrym. Nie chciałam tego człowieka już nigdy widzieć na oczy.
Gdy był wściekły, przypominał mi pewnego Jacka.
Kiedyś mieszkałam z nim w jednym domu dziecka. Był ode mnie starszy i silniejszy o 4 lata. Z początku niewinny.Z latami dowiedziałam się na własnej skórze jaki  jest naprawdę.
Przeniósł się do starej szkoły jeszcze w Polsce. Wiedział, że rodzina do której trafiłam, nie jest biedna, dlatego zaczął mnie szantażować.
Wszystkie oszczędności, jak i sprzęty jak np. komórka- oddawałam mu.
A tłumaczyłam się tym, że zgubiłam. Były drogie i to bardzo, a rodzicom nie mieściło się to w głowie jak można być tak nie odpowiedzialnym.
Musiałam w wieku 13 lat, wszystko odpracować.
Nie uszło mi to sucho, a na dodatek, za każdy dzień spóźnień, rosły odsetki, a jeśli w ogóle nie przyniosłam to dostawałam od niego. Starałam się za wszelką cenę kryć siniaki czy blizny. 
Nikt o tym nie wiedział. Starałam się być silna, lecz jeśli widzę tak złych ludzi- po prostu, boję się ich.
-Ley.. Ley!- poczułam potrząsanie mną.
Rozejrzałam się przestraszona dokoła mnie. Nie było go.... był tylko Harry.
Osoba, na której mogę polegać.
Nigdy nie  chciałam mówić nikomu, nawet Rosi  o swoich problemach, przypuszczeniach czy wspomnieniach.
WSPOMNIENIA.... no właśnie. To nie jest nic miłego. Inni rówieśnicy, często chwalili lub poprostu mówili z uśmiechem na twarzy jak fajnie było podczas lat przedszkolnych. Jak rodzice brali do zoo czy zwyczajnie na lody.
Ja zawsze unikałam takich tematów.
Ale jeśli nie dom dziecka, to kto wie, czy teraz bym żyła.
Oczywiście nie było najlepiej, ale powinnam być im wdzięczna za pomoc jaką mi poświęcili.
Popatrzyłam na moje ręce... trzęsły mi się.
Nie jestem pewna, czy chce jechać do polski. Najchętniej położyłam bym się teraz  w  łóżku i przykryła kołdrą.
Możecie powiedzieć, że jestem ofiarą losu. Co  chwilę użalam się nad sobą, nie zważając na innych- może faktycznie macie racje.
Zwyczajny życiowy nieudacznik.

***
Po tym jak spotkaliśmy ojca, Harry cały czas aż do lotu był zamyślony. Nawet żegnając się ze mną, nie zważał na to co mówi. Był rozkojarzony.
Może i lepiej, bo nie zadawał pytań związanych z tym, że spotkałam naszego biologicznego ojca, którego nie pamiętałam.
Jestem w trakcie lotu do Polski. Babcia, nic nie wie. Tak jak napisałam na kartce, miałam być dopiero za trzy dni.
Z jednej strony żałuję, że podiełam tak pochopną decyzję, ale jeśli bym nie przyleciała do Niemiec, to nie wiem czy pogodziłam bym się z bratem.
-Szanowni państwo, za chwilę lądujemy. Prosimy o zapięcie pasów. Dziękuje.- z głośników wydobył się głos stiewardessy.
Zapięłam posłusznie pas, a już po chwili faktycznie lądowaliśmy.

Po odebraniu bagaży, razem z walizką poszłam pod dom starszej  kobiety.
Obawiałam się, że będzie spać. W końcu była 3 nad ranem.
Zdziwiło mnie jednak to, że dom bym w środku oświetlony,a drzwi otwarte.
Po cichu weszłam do budynku.
Nie uwierzycie jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam grono staruszek no i jakiś starszych panów w salonie babci, a ona sama śpiewała z jakąś inną babką KARAOKE?!
-Emm, babciu?- weszłam do pomieszczenia w którym przebywała i natychmiastowo wszystkie pary oczu zwrócone były na mnie.
-Ley, kochanie.- uradowała się starsza osoba.

***
Babcia zrobiła,a raczej odprawiała swoje urodziny. Oczywiście złożyłam jej życzenia i poszłam do pokoju na piętrze. Byłam zmęczona, dlatego szybko usnęłam.
Rano nie obudziły mnie promienie słoneczne, a jakiś hałas nade mną.
Szybko przetarłam oczy, dostrzegła dwa garnki i babcie.
Od razu wiedziałam, kto był sprawcą mojej pobudki.
Było po 12, więc poszłam na miasto, a bardziej to do opuszczonej kamienicy.
Idąc w górę, schodami... czułam się tam nie pewnie. Schody były brudne, kręte, drewniane i w wielu miejsca dziurawe. Z każdym stawianym krokiem, skrzypiały, a głos rozchodził się po całym budynku.
Było tam dość niebezpiecznie.
Z góry, często zwisała folia malarska, która była okurzona i tak samo jak schody brudna. Mijałam kolejne wejścia do poszczególnych pięter.
Wyglądało to tak jak w bloku, tylko o wiele bardziej zaniedbana klatka, a wejścia o wiele bardziej szersze i przyozdobione ładnymi futrynami, które niestety były dość zaniedbane.
Gdyby tak, miałam być tu całkiem sama ze świadomością, że nikogo prócz mnie tu nie ma...pewnie bym uciekła. .
Ten, niegdyś piękny budynek zamienił się w istną ruinę.
Jako mała dziewczynka chciałam mieszkać w tak dostojnym apartamencie. Jednak, z biegiem lat, moja duma do tego miasta,a raczej tej kamienicy zmieniła opinię.
Może kiedyś... ktoś, zainteresuje się tym. Z chęcią pomogłam bym, bo jednak to tu są też i moje wspomnienia.
-A kogo tu moje oczy widzą?- rozmyślenia przerwał mi kogoś głos.
Odwróciłam się w lewo i na tej starej kanapie dostrzegłam  ekipę siatkarską.
-Hej.- uśmiechnęłam się.
Robert wstał i przytulił mnie, a gdy ponownie usiadł, zauważyłam, że nie ma dla mnie miejsca.
Rob poklepał miejsce na swoich kolanach. Przystałam na jego propozycji.
-Co tu dziś robicie?- zapytałam ciekawa.
-Domyśl się.- Piotrek podsunął mi biały proszek.
-A ty co tu robisz?-zapytał.
-Pamiętacie tego Jacka?- kiwnęli głowami - Wczoraj widziałam swojego biologicznego ojca,a gdy się rozzłościł, przypominał mi właśnie jego i wszystkie złe wspomnienia związane z nim... wróciły.
Rob, przytulił mnie.
-W takim razie powinnaś się trochę rozluźnić.- powiedział Paweł, pokazując, a raczej podając małą torebeczkę z białą zawartością.
Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale wzięłam ją. Wysypałam na dębowy stolik koke i wszystko wciągnęłam.
Usłyszałam gwizdy i oklaski dla mnie. Zaśmiałam się.
Poczułam się wolna. Popatrzyłam na przyjaciela, który nie pochwalał tego co właśnie zrobiłam.
Zaczęło mi trochę odwalać, wszystko było za mgłą, a mowa była utrudniona- język mi się plątał... a potem nie pamiętam już nic....
***
Otworzyłam oczy, było ciemno. Nikłe światło świeciło się gdzieś w oddali.
Rozejrzałam się, orientując, że nadal jestem w opuszczonym budynku.
Leże na starej, zniszczonej kanapie.Głowę mam na kolanach Roberta, który mnie głaszcze.
-Co ja tu robię?Która godzina?- zapytałam z chrypką w głosie.
-Zapomniałaś? Ćpałaś i tak jakoś po któreś godzinie odwalania z innymi, zmęczyłaś się i usnęłaś,a inni poszli. Zostałem, nie chciałem Cię brać do twojej babci, bo zadawała by za wiele pytań i w końcu czegoś zaczęła by się domyślać.
Kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem.
Pozbieraliśmy się z tam tond i chłopak odprowadził mnie pod dom babci.
Wydawało mi się, że chodzenie po opuszczonej kamienicy w dzień jest straszne, to jednak myliłam się, chodzenie nocą to już hardkor.

-Czy ty wiesz, która jest godzina?- zła starsza pani zaczęła mi wypominać wszystko.
Wiem, że się o mnie martwi, no ale bez przesady.
Nie poinformowałam o niczym Rosi, a teraz jest już późno.
Aktualnie u  nas w Polsce jest... 23 w nocy.
Wszystkie dzisiejsze rzeczy dałam do prania, umyłam się i unikając babki- poszłam spać.

-Ley!Wstawaj!-usłyszałam wrzeszczenie i lekkie szarpanie mną.
Automatycznie otworzyłam zaspane oczy. Ujrzałam 51-latke trzymającą w dłoni woreczek jeszcze trochę z białym proszkiem .
Nie dobrze, oj nie dobrze!
-Co to ma być?!.....
_______________________________________________________________________________
Hej, wybaczcie.
Rozdział w najmniejszym stopniu mi nie wyszedł. Po prostu od jakiegoś czasu nie mam weny do pisania tych rozdziałów, sami w sumie widzicie czytając....
Nie wiem co dalej. Chyba będę zmuszona zakończyć to opowiadanie, jeśli dalej czegoś nie wymyślę. Jeszcze jedną jednak opcją jest, współautorstwo. Będę pisać rozdziały, a jedna z wybranych i oczywiście chętnych osób będzie dodawała swoje pomysły, dopisywała zmieniała itp.
No ale to się okaże w najbliższym czasie. Przemyślę to i zobaczymy....