środa, 24 września 2014

Chwila uwagi :)

No to tak. Dziś nie przychodzę do Was z nowym rozdziałem. Ale nie chce żeby było tu Cicho, do czasu aż dodam nexta. Więc krótkie info, że rozdział hymmm... pojawi się, naj później w następną środę.
Przepraszam Was, ale mam taki nawał nauki, do tego ze szkoły przychodzę po 17 +treningi lub zajęcia dodatkowe ;/ i brakuje mi czasu oraz energii by siąść do laptopa i zebrać siły do napisania czegokolwiek.
Dlatego, dziś nie zostawię Was bez niczego do czytania.
Mam dla Was krótką historię, którą kiedyś napisałam i nie wiem czy się Wam spodoba. No ale i pot tym postem myślę, że pojawią się komentarze.
 A więc.... miłego czytania ;)

włącz.... ;)

Dziewczyna bez najmniejszej nadziei, że zdoła odnaleźć w życiu swego księcia.
Chodzi bez celu po mieście.
Nie obchodzą ją ludzie dookoła.

Nagle z nienadzka potrąca ją samochód.

Stała na środku ruchliwej jezdni.
Ludzie dookoła krzyczeli. Ogólnie zrobił się wielki harmider.
Dziewczyna jedynie zdążyła zauważyć auto.
Następnie czując mocny, przeszywający ją ból.

***

Budzi się kilka dni później.
Znajduje się w szpitalu.
Jeden z pielęgniarzy często się jej przygląda.
Pewnego dnia, przy zmianie opatrunku na twarzy, szatynka prosi o lusterko.
Wszyscy mówili, że rana się zagoi, jednak ona nie wierzyła i musiała to sprawdzić.
Brunet podaje jej daną rzecz. Jednak gdy zauważył łzy na policzkach 19- latki, siada obok niej na łóżku.
-Ej, co jest?- uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
-Bo.. bo teraz nie mam nic.
Popatrzył na nią z zaciekawioną miną.
-Nie patrz na mnie!-wrzasnęła przez płacz i poderwała się na równe nogi, uciekając.
Wszystkie igły zostały wyrwane, powodując tym samy krwawienie.
Zdezorientowany chłopak, pobiegł za nią. W ostatniej chwili zauważył jak dziewczyna wbiega do łazienki.

Pobiegł do tamtego pomieszczenia.
Nie było jej, ale można było usłyszeć cichy płacz.
Otworzył jedne z drzwi kabiny i dostrzegł skuloną dziewczynę.
Ukucnął obok niej.
-Dlaczego? Dlaczego mam na Ciebie nie patrzeć?- spytał cicho, patrząc prosto w jej oczy.
-Bo jestem brzydka. Z tą blizną wyglądam źle....- opuściła głowę.
Jednak jego dłoń, podniosła jej głowę tak by patrzyła prosto na niego.
-Słuchaj, jesteś piękna.
-Pfff -zakpiła z niego.- Ciekawego dla kogo?
-Dla mnie.
Wziął jej małą rękę, w swoją dużą  dłoń i przycisnął swoje usta do jej.

***
Dziewczyna straciła dom, rodzinę i ścigali ją mordercy, którym była winna wielkie sumy pieniędzy.
Pewnego dnia kilka tajemnic, jak i jego tak samo jak i jej. Ujrzało światło dzienne wobec nich  samych.
 Jednak starali się doprowadzić historię, do szczęśliwego Happy Endu.
Jednak czy się im to udało?
Tego nie wie nikt....

środa, 17 września 2014

Rozdział 51

Chciałam bym, być nastolatką bez rozpoznawania na ulicy czy zobaczenia siebie w gazetach.
Na dodatek zmieszanych z błotem.
Czasem mam ochotę, powiedzieć jak i mamie tak i Hary'emu, że nie chce z nimi już mieszkać.
To robi się uciążliwe. Czasem boję wyjść na ulicę, a teraz?!
Poszłam tylko.....
Po co ja tak w ogóle poszłam? Nie pamiętam.

Nie chciałam nikogo zobaczyć. Nadal leżałam przykryta kołdrą, na szpitalnym łóżku.

~~Harry~~
Nie wiedziałem co się dzieje. Wyproszono nas z sali.
Wtedy maszyny zaczęły tak irytująco piszczeć  i wskazywać, że jej serce przestało bić.
Modliłem się, by tylko ona przeżyła.
Nie darował bym sobie, gdyby jej zabrakło. To była by moja wina. Ja pozwoliłem wrócić jej tu, na kilka dni.
Policja bez zeznań Ley, nie ma jak dojść do sedna śledztwa.
Mama była już kłębkiem nerwów.
Ja sam nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
Po kilku długich minutach ciszy, z sali wyszedł lekarz.
Podszedł do nas.
-Co z nią?
-Udało nam się ją uratować. Jednak jest mocno osłabiona. Proszę potem przyjść do mojego gabinetu, a teraz Leayna musi odpoczywać, więc proszę długo nie siedzieć.- oczywiście powiedział po angielsku.
Przytaknąłem.
Leayna za wiele przeszła. Co chwilę ląduje w szpitalach. To normalnie jak by miała życiowego pecha.
Razem z mamą weszliśmy do sali.
Nie leżała jak normalnie, na łóżku szpitalnym.
Była skulona i przykryta kołdrą. Tak jak by się kogoś bała.
Mama usiadła na krzesełku obok łóżka, a ja opierałem się rękoma o ramę łóżka na przeciw poduszki.
Sala była dwuosobowa, jednak drugie łóżku było puste.
Obok łóżka brunetki znajdowało się okno z widokiem na miasto.
Mama odkryła powoli  kołdrę.
Mała, spała. Podszedłem do  niej i poprawiłem ją na łóżku, a mama tym razem przykryła  kołdrą.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić w kieszeni .
Wyszedłem z sali i odebrałem.
Był to Liam.
-Gdzie wy wszyscy jesteście?- przetarłem ręką twarz.
-W Polsce.
-Emm, a dlaczego akurat tam?- zdziwił się, było można to usłyszeć w jego głosie.
-Ponieważ ktoś pobił Ley, ale nie przyjeżdżajcie. Zrobi się wtedy zamieszanie...

~~Leayna~~
Obudziło mnie nieznośne pikanie. Walnęłam ręką w stolik z zamiarem wyciszenia budzika.
Jednak po któreś z kolei próbie, ktoś chwycił mnie za nadgarstek nie pozwalając na bicie się o drewnianą powłokę.
Zmarszczyłam czoło i wymamrotałam coś nie zrozumiale.
Powoli otworzyłam jedną powiekę, a druga nadal jeszcze spała.
Dostrzegłam przede mną Harry'ego.
Byłam trochę zdezorientowana.
Gdzie ja jestem?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dostrzegając, że jestem w szpitalu.
-Hej.-uśmiechnął się do mnie.
-Yhym.- postarałam się, na ile tylko się uśmiechnąć.
Jednak ból w podbrzuszu nie pozwalał mi na to.
Chwyciłam się za bolące miejsce i skuliłam.
-Ley, Ley? Wszystko dobrze?- słyszałam nie wyraźne zarysy słów brata.

***

Zachłysnęłam się powietrzem i od raz usiadłam na łóżku.
Poczułam ręka na swoim ramieniu.
-Ciii. Spokojnie.- powiedział Harry i przytulił mnie.
Odwzajemniłam uścisk.
-Kto Ci to zrobił?
-Ehh. Harry...-odsunął się ode mnie i z zaciekawieniem patrzył na mnie.
-To te twoje fanki! To już nie pierwszy raz, kiedy się to stało.
-Co?! Nie wieże Ci. Żadna z nich taka nie jest.
-Śmieszny jesteś.- zakpiłam z niego. -Ok, fakt. Nie wszystkie, bo są te normalne, które można nazwać fankami. Ale są i takie, które nie można tak nazwać.
-Ley, kłamiesz. Bronisz kogoś! Mów! No mów kto Ci to zrobił!
Wystraszyłam się go. Zrobił się taki wściekły w przeciągu kilku sekund.
-Harry, tylko, że ja mówię prawdę!- warknęłam.

-Co tu się dzieje?- naszą kłótnię przerwała  mama. -Harry, wyjdź.

Chłopak bez sprzeciwu, opuścił pomieszczenie.
Mama usiadła na krześle obok mojego łóżka.
Nic nie mówiła. Wpatrywała się we mnie. Nad czymś się zastanawiając.
-Wiesz co Ley... kiedy Cię straciłam. To te 10 lat, były najgorszymi w moim życiu. Jednak gdy Cię odzyskałam, to nie darowałam bym sobie, gdyby coś Ci się stało.
-Mamo... ja nie chce mieszkać z Harry'm.
-A to dlaczego?- była zdziwiona.
-Powiedziałam mu, że to te fanki, no ale on nie wieży.
-Spokojnie, skarbie. Daj mu chwilę na ochłonięcie.- uśmiechnęła się pokrzepiająco.

***
-Tak, to one.- stwierdziłam po rozpoznaniu.
-Ty dziwko! Fajnie się naciąga chłopaków na kasę?!- wyrywała się jedna z nich przez trzymającego ją policjanta.
Druga z nich, wykorzystała moment, że policjant próbował uspokoić wydzierającą się nastolatkę i podbiegła do mnie.
Zaczęła mnie szarpać, jednak Harry zareagował i odciągnął ją ode mnie.
Ja natomiast od razu schowałam się za nim, kurczowo trzymając jego skórzanej kurtki.
Odwrócił się do mnie i od razu przytulił.
-W końcu  wierzysz?- wyszeptałam.
-Tak.

~~Harry~~
Do Londynu wróciliśmy prywatnym samolotem.
Od samego początku lotu, było widać, że Ley była wykończona dzisiejszym dniem.
Podjechaliśmy na podjazd rodzinnego domu.
Mama zostaje tu, a my wracamy do domu.
Jeszcze na chwilę, brunetka przebudziła się i pożegnała się z mamą, po czym od razu rozłożyła się na tylnich siedzeniach mojego auta.
___________________________________________________________________________

Hej.
jedno wielkie PRZEPRASZAM.
Za to, że nie dodawałam żądnego nowego postu. Po prostu zero, ale mam mały zastój co do dalszej historii tego bloga ;/
wybaczcie.
Postaram się za tydzień dodać nowy rozdział, a jeśli nie , to będzie info. ;)
Wpisujcie się do formularza, kogo informować.
do następnego.


niedziela, 14 września 2014

Rocznica.

Dziś mija rok, od założenia bloga razem z moją przyjaciółką Olą.
Dziękuję, za każdy wasz komentarz,
za każde przeczytanie
przeznaczenie chwili na tym oto blogu ;)

Łączna liczba wyświetleń: 7 568
Odbiorcy:


Polska
263
Francja
46
Stany Zjednoczone
28
Niemcy
6
Kenia
6
Indonezja
1
Rosja
1
















































Opublikowanych komentarzy 159

Dziękuje, że jesteście ze mną, po mino, że opowiadanie się  kończy.



Ps.Rozdział pojawi się dopiero ok.3 października. Wybaczcie ;c.
 
 
 
 

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 50

Kolejny wyczerpujący dzień. Koncert, podpisywanie płyt itd. Ale pocieszam się tym, że zostały nam jeszcze dwa dni i wracamy do domu. Będziemy dzień później niż Ley. Razem z mamą będą mogły spokojnie porozmawiać o tym co w ostatnim miesiącu się wydarzyło.
Cieszy mnie fakt, iż ten dziwny zbieg okoliczności doprowadził mnie do mojej siostrzyczki.
Przecież nie zdołał bym jej w ogóle znaleźć. Ale na moje szczęście uwierzyła mi. Nie mam pojęcia z kąd takie coś mogło jej przyjść do głowy?
-Harry....Harry?- usłyszałem głos prowadzącego, który wybudził mnie z moich przemyśleń.
-Hym?- popatrzyłem na niego, z miną by powtórzył pytanie.
-Jak tam twoje życie miłosne?....

<wcielamy narratora :D>

Młoda Styles była operowana, a jej babcia odchodziła od zmysłów. Nie wiedziała kto jej to zrobił, jednak zdążyła zawiadomić policje. Przecież tym, jak ona to mówiła- wandalom - nie mogło to ujść na sucho. Musieli ponieść karę. Przecież przez nich, Leayna leży na stole operacyjnym.

~~Babcia Ley~~
Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Jego wyraz twarzy nie wykazywał nic.
Był, to siwawy mężczyzna. Dobrze po 50- siątce.
-Proszę Pana.- podeszłam szybko do niego.
-Leayna została zoperowana, jednak jest w ciężkim stanie. Krwotok został zatrzymany, na razie jest w śpiączce. Czy ma pani może kontakt do jej rodziców?
-Niestety nie, ale postaram się z nimi skontaktować.

Do  sali została przewieziona Ley.
Po kilku minutach, gdy już pielęgniarki wyszły z jej sali, weszłam ja.
Nie wierzyłam w to, że ktoś mógł aż tak skrzywdzić moją małą Ley.
Była poprzyczepiana do wielu maszyn/ kabelków.
Na twarzy miała wiele plastrów, zakrywających jej rany oraz w niektórych miejscach zawinięte bandażem ręce.
Obok niej było jedno wolne łóżko. Na prawo okno, przez które można było obserwować cale miasto.
Jej twarz była bez życia. Gdyby nie to, że widziałam bicie serca dziewczyny na monitorze, to uznałam bym, że nie żyje.

Nagle na szafce obok jej łóżka zabrzęczał telefon należący do brunetki.
Odebrałam.
-Ley? Dlaczego nie wyleciałaś do Londynu?- usłyszałam po drugiej stronie kobiecy głos.
-Dobry wieczór, z tej strony przyszywana babcia Ley.- odpowiedziałam także po angielsku.
Pochodzę z Anglii, jednak zamieszkałam w Polsce razem z mężem. Jednak gdy  on zmarł, postanowiłam tu zostać. Polska mi się spodobała.
-Dobry wieczór. Jestem mamą Ley. Dlaczego Ley nie wyleciała?
-Niestety mam dla pani złe wieści. Ley została pobita. Przez co dostała krwotoku wewnętrznego i była operowana.
-O Boże...- tylko tyle usłyszałam. -Co z nią teraz?
-Jest w nie najlepszym stanie.
-Przylece najbliższym samolotem.

***
Następnego dnia, rano faktycznie przyleciała mama Leayny.
Była to opanowana i dość miła kobieta. Można z nią było się spokojnie dogadać.
Po zostawieniu walizki u mnie w domu od razu pojechaliśmy do szpitala.
Postanowiłam zostawić je same.

~~Anne~~

Moja mała córeczka...
Kto mógł być, aż tak zły, by skrzywdzić moją Leayne.
W pierwszym momencie, gdy   zobaczyłam jej stan... nie wiedziałam co mam zrobić.
Nie powiedziałam nikomu o tym, że wylatuje czy, że Ley jest w szpitalu.
Harry wracał dopiero jutro, nie chciałam  go denerwować. Niech się cieszy, pomimo tego, że jest w pracy.
Robin razem z Gemmom pojechali pozałatwiać kilka spraw do Holmes Chapel.
Nie wiem co mam dalej robić, naprawdę nie wiem. Czy odnajdą te osoby, które doprowadziły do takiego stanu moją córcie?
Kiedy wyzdrowieje?
Co powiem rodzinie?
Tyle pytań, a na żądne nie znam odpowiedzi.
Czasem poprostu to wszystko mnie przerasta.
Gdy dowiedziałam się, że znaleziono Ley, byłam szczęśliwa. A nawet bardziej niż szczęśliwa, tego uczucia nie idzie opisać.
Jednak z czasem problemu z szatynką, stały się codziennością.
Nie chciałam znów jej zabierać z jej środowiska. Raz z to już zrobiłam, a teraz znów bym to zrobiła gdyby pojechała ze mną do Ameryki.
Jeszcze dowiedziałam się od chłopaków, że myślą, że ona pali i stała się na dodatek chamska dla jej otoczenia ogólnego.

~~Leyana~~

Obudziłam się.
Nie czułam bólu.
Otworzyłam powieki i nie zauważyłam nic, co mogłam by zlokalizować gdzie aktualnie się znajduje.
Przede mną była jedna biała plama. Nie wiedziałam gdzie mam iść.
Nagle zaczęło się coś dziać.
Biała plama zaczęła się jak chmury... przesuwać.
Aż w końcu się rozsuneła, a przede mną zawidniała polana.
Była wielka. Latały po niej motyle.
Było tak ładnie.
Tylko.. co ja tu robię?!
-Leayna...- nagle ktoś zaczął mnie wołać.
Był to dość przystojny chłopak. Ciemne włosy były rozczochrane. Jego niebieskie oczy były zmęczone. Ciało miał wysportowane, a ubrany był na biało.
-To ty mnie wołałeś?- podeszłam do niego.
Siedział na jednej z wielu skał.
-Tak.- poklepał miejsce obok siebie.
Usiadłam obok niego.
-Zapewne masz wiele pytań do mnie?- stwierdził, na co ja przytaknęłam.
-Jestem twoim Aniołem Stróżem.
-Ale.. skąd ty wiedziałeś?
-Wiem o tobie wszystko.
To było dziwne. Przecież nie codziennie spotykasz ludzi, którzy mówią Ci, że są twoim aniołem.
Miałam jeszcze tyle pytań, ale  jeśli zaczęłam bym je mu zadawać, to by uznał, że jestem nachalna.
-Wybacz, że spytam... Ale dlaczego masz aż tyle ran? Co Ci się stało?- jedno z pytań, które mnie nurtowało od samego początku.
-Popatrz...- wskazał na swoje ręce.- Popatrz... jaką krzywdę, tak naprawdę nie tylko sobie wyrządzasz...
-Ale... ale.. jak ty?- Nie umiałam skleić słów.
-Wszystko co sobie wyrządziłaś, zadałaś też mi.
-Ja... ja nie chciałam.
-Nie wiedziałaś. Gdy skręciłaś kostkę... nie było mnie przy tobie. Nie nadleciałem i nie zdążyłem pomóc. Ale byłem przez cały twój pobyt w szpitalu... Mnie też to bolało.

Popatrzyłam na niego. Jego ciało było zmasakrowane i zmęczone.
Bez żadnego słowa przytuliłam go. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Jedna łza spłynęła, ale szybko ją wytarłam by chłopak nie zauważył jej.
-Jak się nazywasz?
-Zack.
-A więc... Zack, co ja tu robię?
-Sciągnołem Cię tu, bo musimy poważnie porozmawiać.- przytaknęłam, na znak, że się zgadzam.
-Dlaczego to robisz?- wskazał na moje nadgarstki.
-Ja obie z tym nie radze. To jest taka odskocznia...
-Jesteś tu, ze pewnego dnia mogłabyś podciąć sobie żyły, a wtedy nie wrócisz do swoich znajomych...
-Ale...
-Leayno, słuchaj mnie uważnie. Teraz tam- wskazał na obraz w skale - starają się Ciebie przywrócić do żywych...

~~Harry~~
Wróciliśmy następnego dnia do Anglii.
Chciałem spędzić kilka następnych dni w gronie rodziny. Zanim mama będzie musiała zmuszona ponownie wyjechać.
Jednak po wejściu do domu, było cicho... za cicho.
Teraz, gdy Ley wróciła pewnie powinna siedzieć ze słuchawkami na uszach i słuchać muzyki  w salonie.
Jednak jej tam nie było. Nie było także mamy.
Przeszukałem cały dom. Byłem sam  w wielkim domu.
Chłopaki pojechali do swoich rodzin na wakacje.
To było dziwne, dlatego zadzwoniłem do mamy. Odebrała po dwóch sygnałach.
Jej głos był płaczliwy.
-Mamo? Gdzie ty jesteś? Co się stało?
-Harry? Słuchaj, ale nie denerwuj się... jestem w Polsce.
-Co?!
-Tak... Ley... ona jest w szpitalu.- zaczęła płakać.
Słyszałem to przez słuchawkę.
-Będę tam jak najszybciej.- bez pożegnania rozłączyłem się i wróciłem na lotnisko.

~~Leayna~~
-Ale... przecież ja żyję.- wskazałam na siebie.
On tylko opuścił głowę.
-O Boże.- zakryłam rękami usta.
-No właśnie... Słuchaj, to jest poważna decyzja i bez odwrotu. Czy ty chcesz zostać tu, czy jednak wolisz wrócić do rodziny?- chwycił mnie za rękę i poprowadził do następnej skały w której pokazany był Harry obejmujący moją mamę.
-Tam.-wskazałam palcem na ziemie.
-Tylko pamiętaj. Wszystko idzie rozwiązać po przez mówienie o swoich problemach. Nie możesz ich tłumić w sobie.
-Dobrze.

Zachłysnęłam się powietrzem i zgięłam się w pół, od razu siadając.
Popatrzyłam przed siebie, nie zauważając lekarzy. Jedynie Zack'a.
-Dlaczego ty tu jeszcze jesteś?
-Chciałaś raczej zapytać, dlaczego mnie widzisz?
Przytaknęłam
-Chce się upewnić, że podjęta przez Ciebie decyzja jest na pewno dobra
-Tak. Jestem świadoma podjętej decyzji. Nagle on zniknął i zastąpił go obraz lekarzy stojących obok mnie i próbujących nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt.
Popatrzyłam na nich przestraszona i nagle ukazały mi się osoby, przez które zostałam pobita.
Skuliłam się i zakryłam kołdrą.

_________________________________________________________________________
Hej.
No to mamy 1 września i kolejny rozdział. No i zaczynamy szkołę ;/ niestety. Do której teraz klasy idziecie?
Wybaczcie, jeśli wam się nie spodoba ten rozdział ;/ wszystkie błędy poprawię potem i dodam gify.