niedziela, 27 września 2015

Rozdział 81


 Stałam twarzą do okna, by jak najszybciej się uspokoić. Nie wierzyłam w to, że mama zrobiła z tego błahostkę. Jeśli chciała zataić przed Harrym to co powiedziała, niestety ale jej to nie wyszło.
-Wiesz o tym, że z nami możesz porozmawiać o wszystkim, prawda?- obok mnie na parapecie zasiadł Hazza. Przytaknęłam ruchem głowy, nie zmuszając się do głębszej rozmowy.
-Więc o co chodziło wcześniej?- dopytywał, co wcale mnie nie zdziwiło. Zmarszczył brwi doczekując się odpowiedzi.
-Po co o tym mówić...-zbyłam go ruchem ręki. On natomiast chwycił mnie za ramię odwracając twarzą do siebie. Jego wzrok wskazywał na to, że nie chce słyszeć sprzeciwów.
-Jesteś moją młodszą siostrą i jeśli coś się dzieje, chce pomóc oraz bronić Cię przed wszystkim czym tylko się da, byś czuła się bezpiecznie.
Poczułam się dziwnie, jak by lepiej. Nieznane mi dotąd uczucie wypełniło mnie od środka, powodując nieśmiały uśmiech na twarzy.
-N..Nie wiem czym było to spowodowane, może straciła nad sobą kontrolę, ale mówiła takie rzeczy o których chciałabym zapomnieć. Podobno wziąłeś mnie z litości, a prawda jest taka, że ani ty ani mama nie byliście za tym  by mnie przygarnąć. Jednak reputacja wam na to nie pozwoliła. Zmęczyłeś się "niańczeniem" mnie, bo jestem trudnym dzieckiem  i gdyby była możliwość oddania, to bez wahania byś mnie oddał lub wysłał do Polski.-mój  słowotok nie miał końca. Ciągle nasuwały mi się nowe fakty i argumenty, które to potwierdzały. Spuściłam wzrok, odwracając się w stronę  wnętrza pokoju. Kilka łez pojawiło się w kącikach oczu gdy nie dostałam żadnej odpowiedzi od brata. Opadłam zrezygnowana na łóżko zła na samą siebie. Nerwowo bawiłam się palcami, wyginając je i mocno ściskając. Nie słyszałam gdy brunet się przemieścił i zajął miejsce obok mnie. Nie miałam chęci patrzyć na niego. Nie teraz.
-Nigdy tak nawet nie pomyślałem.- wychrypiał mocno mnie obejmując. Wtuliłam się w niego bez większych oporów. Dalej czułam ogromny żal do całej rodziny. Czułam się inna, jak bym nie należała do nich.
Oni potrafią znaleźć ze sobą wspólny język, a ja zazwyczaj uciekam od rozmowy. Nie potrafią mnie zrozumieć lub nawet spróbować wysłuchać. Różnimy się i to w wielu rzeczach.
Lekko odsunął mnie od swojego ciała i wstał.
-Może i czasem nie jesteśmy zgodni wobec siebie, to zawsze będziesz moją siostrą.- mimo słów, które przed sekundą wyszły z jego ust to i tak widziałam jak mocno zaciska pięści, aż jego knykcie pobielały. Skinął do mnie głową i wyszedł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi, do których po chwili podeszłam zaciekawiona.Uchyliłam drewnianą powłokę nasłuchując z dołu dochodzące podniesione głosy.
-Po co to zrobiłaś?- donośny głos Hazzy przeszył ściany budynku. Nie usłyszałam odpowiedzi, cisza.
-Odpowiedz! Tak naprawdę ty rujnujesz tą rodzinę. Ja mógłbym się starać wiele razy, ale na co te starania jeśli dla kogoś są one obojętne?!
-Harry...- usłyszałam zduszony głos rodzicielki.
-Chcesz aby to tata był opiekunem prawnym Leayny?! Chcesz tego?!
-Ja... ja nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Przepraszam, ale ja nie widzę patrząc na nią mojego dziecka tak jak w tobie czy Gemmie.- poczułam ucisk w żołądku na te słowa.
-Żartujesz sobie prawda?!
-Ona jest inna niż wy. Jej charakter jest przeciwny do waszych. Boję się, że pewnego dnia będzie taka jak ojciec. Obawiam się ją pokochać, ponieważ mam poczucie, że znów stracę moją małą Ley.- rozpaczliwy ton matki słyszałam niestety doskonale.
Moje uczucia były mieszane do tego wszystkiego.

***
-Jedziemy do wesołego miasteczka!- krzyknęłam równocześnie z Niallem, siedząc w busie podekscytowani. Zayn pokręcił załamany naszym zachowaniem głową, myśląc pewnie ,, Co za debile. Z kim ja żyję?" Siedział przed nami razem z Perri i Liamem. Obok nas było jeszcze jedno wolne miejsce, którego Horan zawzięcie bronił przed tym by nikt go nie zajął.
Już nie myślałam tak dogłębnie o wczorajszej nerwowej atmosferze. Chciałam dobrze spędzić ten czas wraz z całą rodziną. Gemma niestety nie dała rady jechać, ponieważ miała coś do załatwienia na uczelni. Siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się aby zobaczyć diabelski młyn czy różnego rodzaju kolejki, które przyprawiają o dreszczyk ekscytacji.
Po kolejnych 5 minutach żmudnego wpatrywania się za okno, zrezygnowana opadłam na siedzenie opierając głowę o ramię Niall'a.
-Jedziemy za miasto, do najlepszego wesołego miasteczka.- Wyszeptał mi na ucho blondynek.
-Jak długo jeszcze pojedziemy?- podniosłam się, opierając na jego ręce i marszcząc brwi czekając znudzona na odpowiedź.
-Może godzinka lub mniej.- uśmiechnął się dodając do wypowiedzi jakiegoś rodzaju pozytywny wątek. Wypuściłam ze świstem powietrze i ponownie oparłam się o ramię chłopaka zamykając oczy, ponieważ było jeszcze wcześnie. To wszystko wyjaśniało dlaczego wstaliśmy i wyjechaliśmy o tej porze. Było około godziny 6 rano, nie mam pojęcia kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie lekkie poruszanie moim ciałem. Szybko się ocknęłam, rozglądając na boki, a obok siebie dostrzegłam Nialla. Było mi dziwnie wygodnie, co nie było spowodowane fotelem,a czyimś ciałem. Szybko okręciłam się do tyło spoglądając prosto w zielone oczy loczka szczerzącego się do mnie. Prychnęłam, teatralnie przewracając oczami i ponownie kładąc się wygodnie na jego torsie.
-Za ile będziemy?- spytałam spoglądając w stronę okna.
-Do 5 minut.- odpowiedział mi prowadzący Louis, na co ponownie podniosłam się i wypatrując przez okno wyznaczony cel.
Gdy wyszliśmy już z vana, miałam wrażenie jak by te wszystkie piszczące nastolatki czekały na chłopaków domagając się autografów i zdjęć z nimi. Myliłam się, zbiegowisko dotyczyło kogo innego. Jako jedyny Niall zainteresowany przepchał się między zebranymi. Po chwili wyszedł razem z Demi Lovato trzymając ją za rękę. Tego z pewnością bym się nie spodziewała. Popatrzyłam zaskoczona po chłopakach, którzy uśmiechali się, a nawet pogwizdywali. Prychnęłam z nich, podchodząc do pary.
-Jejku jak fajnie Cię widzieć.- uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny, która od razu objęła mnie w uścisku.
-Brakowało mi twej twarzyczki.- zaśmiała się dając mi kuksańca w nos.
Popatrzyłam na nią "groźnie" na co uniosła ręce w geście obronnym.  W trójkę podeszliśmy do reszty i wtedy zauważyłam jak Harry obejmuje Victorie. Kiedy ona tu przyszła? Zdziwienie z pewnością wymalowało się na mojej twarzy.
-Hej Ley.- uśmiechnęła się w moją stronę, na co skinęłam głową zmuszając się do odwzajemnienia uśmiechu.
Było super i z pewnością dawno nie bawiłam się tak dobrze. Byłam chyba na wszystkich możliwych atrakcjach co spowodowało, że Harry miał mnie dość za każdym razem gdy przychodziłam do niego mówiąc, na co chcę iść jako kolejną rzecz.

~~Mike~~
Nie miałem odwagi przyjść do niej tego samego dnia gdy dowiedziałem się o jej rezygnacji. Kolejnego dnia gdy zdecydowałem się podjąć wyzwanie i pod wieczór wybrałem się pod jej dom, okazało się, że nikogo nie ma. Tak długo zbierałem się w sobie i myślałem nad tym co powiem i jak mogłaby się potoczyć nasza rozmowa- wszystko na marne.
Usiadłem na schodku czekając na nią, bo przecież kiedyś musiała wrócić. W tym samym czasie małe kropelki wody zaczęły spadać z nieba rozpryskując się na tym na co natrafiły. Może to kara za to kim byłem i jestem? Sam nie wiem po co tu przyszedłem... Nie mam zamiaru się zmieniać, tak jest mi dobrze. Bawiłem się bezczynnie palcami u rąk czekając na dziewczynę.
Po około godzinie uznałem, że zachowuję się jak idiota, a to przyjście tu było żałosne z mojej strony. Dobrze, że jej nie zastałem w domu bo pewnie teraz bym żałował tego co powiedziałem.
Wstałem z zimnej i twardej powierzchni idąc w stronę ulicy wracając powoli do domu. Byłem już za rogiem gdy przed jej domem zatrzymał się van, a kilka sekund później usłyszałem jej głośny śmiech. Odwróciłem się widząc ją uśmiechniętą na plecach Liama. Coś kazało mi zostać, dlatego nie ruszałem się z dotychczasowej pozycji czekając na najbardziej dogodny moment.
Gdy wszyscy pozbierali się z pojazdu i weszli do domu, a ja miałem zrezygnowany wrócić do domu usłyszałem ponownie tego dnia jej głos.
Zbiegała po schodach rozweselona i już po chwili ruszyła w moim kierunku. Stałem w cieniu lampy dlatego wątpię by mnie dostrzegła. Przełknąłem gulę stojącą w gardle i wypuściłem ze świstem powietrze z płuc wyłaniając się z ciemność.
Szatynka odskoczyła z cichym piskiem do tyłu zahaczając o nierówną kostkę i gdybym nie złapał ją w talii w ostatniej chwili to pewnie teraz leżała by na chodniku.
-Przepraszam.- powiedziałem dziwnie cicho, więc od razu odchrząknąłem i podniosłem Ley. Popatrzyła na mnie, a jej uśmiech zniknął z twarz zastępując go cierpieniem. Coś spowodowało, że poczułem ściśnięcie w brzuchu na myśl, że to ja jestem powodem jej smutku.
-Dzięki, a teraz wybacz ale nie mam czasu.- mruknęła cicho, spuszczając głowę jak to miała w zwyczaju. Pamiętam jak zawsze uwielbiałem w niej tą nikłą nieśmiałość walczącą na zmianę z odwagą. Chwyciłem ją za nadgarstek z powrotem  przyciągając do siebie.
-Co robisz?!- krzyknęła próbując się wyrwać. Nie mogłem jej pozwolić na to kolejny raz. Popatrzyłem na jej nadgarstek i myślałem, że mój wzrok sobie ze mnie żartuje, ale niestety tak nie było. Mimo słabego światła lampy ulicznej mogłem dostrzec blizny świeże, jak i te dopiero co zagojone. To wyglądało okropnie. Rana na ranie, aż się wzdrygnąłem. Popatrzyłem na nią myśląc, że mi to wyjaśni, jednak ona jedynie patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem. Chciałem ją najpierw uspokoić.
-Ley...-zacząłem, ale przerwała mi szybko.
-Mike, lepiej będzie dla Ciebie jak zapomnisz o tym co widziałeś, zarówno jak i mnie, ponownie bo już kiedyś to zrobiłeś, dlatego nie będziesz miał problemu.- powiedziała szeptem. Nie patrzyła na mnie, co mnie wcale nie zdziwiło.
-Nie, nie tym razem dlatego tu przyszedłem.- po słowach, które wyszły zanim pomyślałem zrozumiałem, że muszę pomóc jak tylko mogę Ley i na nowo odbudować jej zaufanie wobec mnie.
-Leayna przyszedłem z tobą porozmawiać. Nie chcę Cię stracić.
-Już straciłeś. Zostaw mnie w spokoju i idź do tej swojej Cornelie od której to wszystko się zaczęło.- warknęła i odeszła, a ja jej na to pozwoliłem. Przyglądając się jak jej sylwetka powoli znikała z mojego punktu widzenia.
_____________________________________________________________________
Hej
Bardzo mnie zaniepokoiliście. Nie wiem czy zapomnieliście o blogu czy jak, ale nawet jeden komentarz to dla was za wiele. Mam świadomość, że ostatnie rozdziały nie wyglądają wspaniale, ale nie jest chyba aż tak źle? Oczywiście, jeśli sądzisz inaczej to komentarz tej napisz a się poprawię ;)
14 września było równe 3 lata, a ja przez nadmiar nauki  nie byłam wstanie nic dodać za co przepraszam bo i rozdział przedłużył się :p
Kończy się opowiadanie, ale to od was zależy jak szybko go zakończę. Głosujcie w ankiecie po prawej stronie na górze jakie ma być zakończenie : szczęśliwe czy smutne?
Do zobaczenia ziomeczki ;) "widzimy się" za tydzień.

środa, 9 września 2015

Rozdział 80



Spóźniał się i to nie 5 minut, tylko 15. Nie wiem dlaczego dalej stoję w tym samym miejscu, marznąć oraz łudząc się jak głupia, przecież taka osoba jak on nie przyjdzie. Wydawało mi się, że jednak przemyślał jak źle postąpił, chodź w tej chwili zdaję sobie sprawę, że on nigdy się nie zmieni. Wypuściłam powietrze z płuc, a para zamajaczyła mi przed twarzą. Zdecydowanie zima w tym roku miała przyjść szybciej i można to stwierdzić już dziś. Ubranie na siebie jedynie jesiennej kurtki było złym pomysłem, zważając na niską temperaturę. Odwróciłam się zrezygnowana na pięcie odchodząc z pod wyznaczonego miejsca. Poczułam się jak głupia, przecież nikt nie może w jednej chwili zrozumieć jakie błędy popełnił, jednocześnie starając się odbudować wszystko od nowa. Poczułam się oszukana.
Kretynka głos w mojej głowie miał rację i zgadzałam się z nim. Skręcałam właśnie w jedną z uliczek by po chwili stracić ze wzroku London Eye. Poczułam czyjąś silną dłoń na ramieniu, wzdrygnęłam się przestraszona i odskoczyłam o krok dalej. Nieznajomą osobą okazał się oczywiście nie chciany przeze mnie w tym momencie Mike. Chodź emocje walczyły między sobą, a krew w żyłach przyśpieszyła wraz z biciem serca, to chciałabym żeby rozmył się w tym samym momencie.
-Przepraszam za spóźnienie.- zaczął się tłumaczyć. Po co komu te zbędne słowa, jak i tak dobrze wie, że to nic nie zmieni. Zbyłam go, idąc dalej przed siebie.
-Poczekaj.- dogonił mnie znacznie szybciej niż przypuszczałam.-Wiem, że jesteś na mnie zła ale Cornelia bała się sama wracać do domu.
-Nie tłumacz się. Straciłam na Ciebie jedynie mój cenny czas i wiem, że niepotrzebnie bo ty nic się nie zmieniłeś! Dalej jesteś tym zakłamanym Mikem, a nie moim przyjacielem którego znałam.- po policzku spłynęła jedna łza, ponieważ wiedziałam, że to może być moja ostatnia rozmowa z nim, a kończy się nie tak jak bym tego chciała.
Tak, mój czas powoli dobiegał końca i miałam tego całkowitą świadomość.
-Przepraszam Cię Leayna!-wykrzyczał, robiąc krok do przodu. -Jestem dupkiem, który nie doceniał tego co miał i zrozumiał to dopiero wtedy gdy to stracił.- powiedział to na tyle cicho bym tylko ja byłam w stanie usłyszeć co mówi.
-Za późno Mike.- odeszłam, robiąc może z 5 kroków gdy poczułam jak silna dłoń odwraca mnie do z powrotem do chłopaka.
-Nie oczekuję od Ciebie, że wpadniesz mi w ramiona ale jedynie czego chcę to wybaczenia. Mamy tyle wspomnień, których nie możemy przekreślić od tak.
-Ja już dawno to zrobiłam i wydaje mi się, że ty również. Myślisz, że to takie proste. Zmieniłam się i nigdy nie będziesz mnie w stanie zrozumieć. Nawet gdybyś chciał, nie zdołasz.
-Ale ja chcę Cię zrozumieć, poznać na nowo!- wykrzyczał jak by chciał zrobić to przed całym światem.
Za dużo przez niego wycierpiałam. Codzienne kpiny i szyderstwa. Wyzywanie na każdym korku. Nienawiść w ich oczach jak bym była chodzącym samobójcą powodowała, że czułam się wobec nich ofiarą. Brak akceptacji i obawa przed każdym kolejnym dniem. Mnóstwo cięć i te cholerne nałogi, które niszczą mnie codziennie. Nie chcę niczyjego współczucia ani pomocy, jedynie czego oczekuję to jak najszybszej śmierci. Co przyjdzie mi z jego przeprosin, jeśli jutro na nowo będzie wyśmiewał mnie przed całą szkołą, a kolejne tajemnice ujrzą światło dzienne.
Nie wiem kiedy po policzku zaczęły spływać kolejne słone łzy. Zamrugałam kilkakrotnie by wrócić do rzeczywistości.
-Ley...- zrobił krok w moją stronę, chwytając za ramiona.
-Zostaw mnie, już dość zrobiłeś, a teraz dziękuję Ci dosięgłeś swego.
Odwróciłam się idąc przed siebie, nie zwracając uwagi na to gdzie.
-Daj mi chodź poprawić Ci humor... proszę.- chwycił mnie za rękę, patrząc prosto w moje oczy. Miałam mieszane uczucia, a każde z nich toczyło ze sobą wojnę. Miałam mętlik w głowie i przez chwilę stałam jak sparaliżowana na środku chodnika. Gdy pomachał mi przed oczami, lekko skinęłam głową i dałam się prowadzić chłopakowi. Nie miałam już nic do stracenie, ponieważ wydaje mi się, że nic gorszego niż dotychczas się zdarzało nie może być i tym razem tak samo złe.
Ponownie znalazłam się pod wielkim kołem.
-Co my tu robimy?- popatrzyłam na niego badawczo.
-Mówiłaś, że nigdy nie byłaś na London Eye, więc postanowiłem, że to ja zrobię tym razem  coś dla ciebie.
Uśmiechnęłam się do bruneta mimo tego ile krzywdy mi wyrządził.
-No chodź, jeśli chcesz wejść jeszcze dziś.- posłał mi jeden ze swych powalających uśmiechów. Z każdą chwilą utwierdzałam się w przekonaniu iż to takiego Mike'a pamiętam i to on został moim przyjacielem.
***
Z kieszeni bluzy wyciągnęłam małą, przezroczystą paczuszkę. Popatrzyłam na jej białą zawartość i sama nie wiem po co ale już po chwili rozsypałam wszystko na kafelki balkonu i zaciągnęłam się.
Miałam gdzieś wszystko i wszystkich. Liczyło się co będzie teraz, a jutro nie miało znaczenia.
-Znów nie odrobiłaś zadania, który to już raz?- na przeciw mnie stanęła nauczycielka języka francuskiego. Wzruszyłam ramionami wcale nie przejmując się tym faktem. Ona najwidoczniej bezsilna na to wypuściła powietrze ze świstem, przewracając oczami i odchodząc w stronę tablicy by ponownie zająć się tłumaczeniem dzisiejszego tematu. Nadal czułam się otumaniona po narkotykach, które pochłonęłam do organizmu kilka godzin temu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, ponieważ miałam wrażenie jak by moja głowa miała zaraz wybuchnąć.
-Ley, wiem, że pytałam już ale czy aby na pewno czujesz się dobrze?- poczułam rękę Rosi na ramieniu w opiekuńczym geście. Kiwnęłam niemrawo do niej głową.
Po kilkunastu kolejnych minutach  ślęczenia nad książkami zadzwonił dzwonek na który czekałam z utęsknieniem. Szybko spakowałam wszystkie rzeczy i wyszłam na korytarz z zamiarem wzięcia wszystkiego z szafki i udaniu się do domu wcześniej.
Wczorajszy wieczór spędziłam wraz z Mikem oglądając Londyn nocą, a następnie przechadzając się uliczkami miasta, na koniec zahaczając o bar szybkiej obsługi. W tamtym momencie widziałam starego przyjaciela, nie tego kim się  stał teraz.
-Jak śmiesz zadawać się z Widem?! Czy przypadkiem nie dałam Ci do zrozumienia ostatnim razem, że masz się od niego trzymać z daleka?!- usłyszałam piskliwy głos Corneli rozchodzący się po całym korytarzu. Stałam przy szafce  zdezorientowana. Przewróciłam oczami odwracając się w jej stronę, ponieważ wiedziałam, że stoi wprost za mną.
-Czujesz się zagrożona czy jak? Mike nie jest twoją własnością, aż dziwię się, że chodzi z kimś takim jak ty.- zakpiłam z niej, zakładając ręce na piersi. -Myślisz, że skoro jesteś jego dziewczyną to będziesz sławną szmatą? Mylisz się, dziwką to ty pozostaniesz ale czy by na pewno jego?- zaśmiałam się zamykając z hukiem szafkę .
-Sama jesteś żałosną dziwką.- obok Corneli nie wiadomo skąd znaleźli się chłopacy z drużyny. Pomyśleć, że do nie dawna nasze relacje były dość dobre. Słowa z ust Maxa zabolały. Widziałam Mike'a jak przyglądał się całej sytuacji nie reagując, jedyne co zrobił to objął swoją "dziewczynę" w pasie. Poczułam dziwne ściśnięcie w podbrzuszu, a w ustach poczułam suchość.
-Dziwką czy nie, mam przynajmniej godność.- prychnęłam kpiąco, za raz po tym oddalając się od zbiegowiska.
-Wybacz złotko ale obelgi ze strony niższej kategorii nas nie interesują!
-Frajerzy!- zaśmiałam się, odwracając na moment i pokazując środkowe palce. Nie dałam po sobie poznać, że w ogóle mnie to w jakiś sposób obraziło.
-Suka.
-Dziwka
Słyszałam przekrzykujące się głosy, a każde słowo było skierowane w moją osobę.

***
Rosi zmusiła mnie do pozostania na kolejnych kilku lekcjach, a na co zgodziłam się nie chętnie. Po tym co wydarzyło się dzisiaj, podjęłam decyzję nieodwołalnie.
To co zrobili mocno mnie zabolało  i zapamiętam to na długo, ponieważ Mike doprowadził do tego sam najpierw mnie obrażając. Nie wiem dlaczego zgodziłam się na spędzenie z nim tego cholernego czasu. Dziś tego żałuję i jutro pewnie też, ale z pewnością już za nie długo nie będę musiała wysłuchiwać nikogo, a wszelakie problemy się skończą.
Ostatni dzwonek tego dnia, który po części mnie ucieszył, jednak z drugiej strony wiedziałam, że teraz czeka mnie decyzja której będę długo żałować. Pożegnałam się z Nicholasem, Rosi, Bryanem oraz Joshem, a wraz ze Stevenem, który postanowił mi potowarzyszyć  poszłam na trening. Tym razem nie przebierałam się w strój ani nie witałam z Alex i Jessi. Chciałam zakończyć to jak najszybciej. Zapukałam do drzwi trenera, gdy usłyszałam, że mogę wejść  nie pewnie zaczęłam stawiać kroki w jego stronę. Ręce trzęsły się, ponieważ nie wiedziałam jak mam zacząć rozmowę.
-Co się stało Leayno?- trener spojrzał na mnie badawczo.
-Tu mam kartkę o rezygnację z drużyny.- położyłam biały kwadracik na biurku mężczyzny. Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Ale jak to? Co się dzieje?- wiedziałam, że będzie chciał wiedzieć.
-Nic takiego, po prostu siatkówka to nie moja bajka i tak naprawdę przestała mnie już interesować, przepraszam za kłopot.- mruknęłam spuszczając wzrok na podłogę.
-Leayna czy ty wiesz co robisz?- trener upewniał się czy nie podjęłam pochopnie decyzji.
-Tak trenerze. Do widzenia.- szybko wyszłam z pomieszczenia od razu napotykając zmartwiony wyraz twarzy Stivena. Objął mnie w opiekuńczym geście za co byłam mu wdzięczna. W takich momentach jak ten cieszyłam się z tego, iż mam tą garstkę przyjaciół.

~~Mike~~
Wbiegłem na sale gdzie było dziwnie cicho. Wszyscy  w osłupieniu słuchali słów trenera.
-Posłuchajcie mnie uważnie, za kilka dni będę zmuszony do ponownego zwołania naborów na jedno miejsce do drużyny żeńskiej.
-Ale dlaczego, przecież jest wystarczająca ilość.- odezwała się jedna z dziewczyn.
-Niestety ale jedna z zawodniczek wycofała się.- szepty między osobami stawały się głośniejsze.
-Kto?
-Leayna.- przełknąłem gulę i popatrzyłem po wszystkich. Faktycznie nie było jej tu, poczułem dziwną pustkę. Byłem zły, a jednocześnie smutny i zmartwiony tym dlaczego to zrobiła, przecież tyle godzin na nią poświęciłem. Najwidoczniej nie warto było, a mówi, że to ja się zmieniłem. Zachowała się nie fair wobec innych oraz mnie. Idiotka.

~~Harry~~
Byłem zmęczony ciągłym ganianiem za Ley i postaraniem się spokojnie z nią porozmawiać. Dziwne jest to, że mama nie wypowiada się na ten temat. Sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Gdy tylko brunetka wróciła do domu tego samego wieczoru gdy odbyła się nasza kłótnia nie chcąc wszczynać jej ponownie, odpuściłem sobie dalszą rozmowę. Jednak następnego dnia gdy Ley wróciła po szkole do domu była ewidentnie czymś przybita. Nie odpowiadała na moje pytania oraz patrzyła ciągle w jeden punkt. Wiedziałem, że tak dalej być nie może. Musiałem interweniować i to szybko.
Do kuchni weszła mama z papierami.
-Leayno, co tak wcześnie? Powinnaś wrócić dopiero za nie całe trzy godziny, czy coś się stało?- zagadała rodzicielka i w tym samym czasie siostra popatrzyła na nią ze znudzeniem.
-Czemu Cię to obchodzi?
-Ponieważ chcę odbudować nasze relacje.- w tym momencie zaprzestałem dalszego robienia obiadu. Przysłuchiwałem się z ciekawością prowadzonej przede mną rozmowie.
-Nie wydaje Ci się na nie za późno? Myślisz, że po słowach które do mnie mówiłaś będę chcieć odbudować tą relacje?- Ley podniosła się z siedzenia w jednej chwili rozbudzając się na nowo. W jej oczach widziałem ból, żal i cierpienie. Martwiłem się o nią, a informacje którymi się ze mną podzielono dawały mi dwuznaczne argumenty do działania.
Mama stała oszołomiona. Popatrzyła na mnie, a następnie ponownie na dziewczynę stojącą przed nią.
-To były nic nieznaczące słowa, a ty wzięłaś je na poważnie.- zaśmiała się, próbując rozluźnić atmosferę.
-Jakie słowa?- zainteresowałem się prowadzoną rozmową. Wytarłem dłonie brudne od ciasta do ścierki i podszedł bliżej nich.
Leayna wzięła swój plecak i szybko wyszła z kuchni zostawiając mnie sam na sam z mamą.
-Czy możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?- wiedziałem, że mama coś ukrywa. Sam nie wiem czy chciałem słuchać tego co mogłaby mi powiedzieć.
-Harry, to nic takiego. Przecież znasz Ley i dobrze wiesz, że ona dramatyzuje.- położyła swoją dłoń na moim ramieniu ewidentnie mnie zbywając. Od razu strzepałem jej rękę wychodząc z pomieszczenia. Musiałem się dowiedzieć teraz, w tym momencie co tu zaszło pod moją nieobecność.
Znam Ley i słowa mamy są mylne. Ona nigdy nie przesadza i nie dramatyzuje.
W kilka sekund pokonałem schody i stanąłem przed drzwiami do pokoju mojej siostry, po czym lekko zapukałem.
Usłyszałem ciche ,,Proszę" więc wszedłem. Leayna stała oparta o parapet okienny, więc nie widziałem jej twarzy.

~~Mike~~
Nie miałem ochoty na trening bez niej. Czułem, że po części to moja wina iż Ley zrezygnowała.
-Mike, bo zaraz siądziesz jako rezerwowy!-usłyszałem głos trenera. Nie miało to dla mnie już sensu. Chciałem aby te dwie godziny już minęły, ponieważ chciałem jeszcze dziś odwiedzić Ley i przeprosić za wszystko, ponieważ zrozumiałem jak źle postąpiłem. Byłem głupi odtrącając od siebie tą dziewczynę i zastępując ją kim innym.
Poczułem szarpnięcie za ramię, więc momentalnie się ocknąłem. Zobaczyłem obok siebie Petera.
-Stary, co jest?- pokręciłem głową, na znak, że to nic ważnego. Sam nie wiem co mnie podkusiło do szydzenia, obgadywania i kpienia z niej na każdym kroku. Tak strasznie tego żałuję.
To wszystko moja wina. Miałem obok siebie naprawdę zajebistą dziewczynę, a wybrałem sobie inną. Czułem jak poczucie winy zżera mnie od środka.

__________________________________________________________________________
Hej mordki. Ja wiem, że możecie mnie znienawidzić, nie lubić czy co tam chcecie sobie jeszcze a to, że przez długi czas nie było rozdziału. Czuję się z tym źle, ale już jest i teraz będę dodawać regularnie tylko, że co 2 tygodnie, ponieważ mam sporo materiału w szkole do tego dochodzą lekcje dodatkowe i wychodzi na to, że nawet piątek i sobotę mam zawaloną co mnie już kompletnie dobija :p
Martwi mnie, że nikt nie komentuje, a wyświetlenia spadają. Co się dzieje? Znów moje rozdziały są nudne i nie da się ich czytać? No zlitujcie się i nawet jeśli się wam nie podoba to proszę ale napiszcie mi to, ponieważ chcę wiedzieć.
Opowiadanie zmierza ku końcowi, a ja nadal mam dylemat jakie mam napisać zakończenie. Dlatego postanowiłam tą decyzję zostawić wam. Zajrzyjcie w prawą stronę i teraz jedź  w górę aż twoje oczy napotkają ankietę. To od ciebie zależy jakie zakończenie będzie. Każdy glosuje!!!!
Widzimy się za dwa tygodnie tj. 23 września.
W kolejnym rozdziale będzie się naprawdę działo, nie przegapcie  premiery ;)
Pa mordki