piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 54

Jednak emocje które były nie do opanowania, nie pozwoliły mi na to bym mogła choć na chwilę odpocząć.
Prawda, która tak boli...
Mieszkam tu w Anglii już prawie dwa lata, a nadal nie wiem praktycznie nic na temat chłopaków, a w szczególności o moim bracie. Taka sytuacja nie powinna mieć w ogóle miejsca.
Jednak może powinnam go w tej sytuacji zrozumieć? Nie wiem i nikt mi w tym nie pomoże.
Z jednej strony cieszę się, że jestem razem z moją biologiczną rodziną... ale jednak nie.
Mama wyjechała...
Brat robi karierę muzyczną...

Na dodatek doskwiera mi złość w związku z brakiem nikotyny w moim organiźmie.
Aby choć trochę zakryć moje emocje, wyżywam  swoją złość i przelewam na inne osoby w moim otoczeniu.
Jedno pytanie nadal nie daje mi spokoju. Dlaczego?! Dlaczego Harry pytał się mnie o to, a potem  w szybki sposób zakończył rozmowę, doprowadzając do tego, że pokłóciliśmy się.
Przylatując tu, wymarzyłam sobie, że będę szczęśliwa i zacznę wszystko od nowa.
Jednak pomyliłam się. Moje życie jest jeszcze gorsze niż było w Polsce.
Męczy mnie fakt, że nikomu nie mogę tego powiedzieć, chodź chciałam bym wykrzyczeć to całemu światu.
Tak bardzo żałuję, że tu stoję i oddycham.
Nienawidzę chwil ,kiedy muszę zmierzyć się z własnymi myślami.

Chciałam się przejść po prawie ciemnym parku, jednak ból nie pozwolił mi na to dlatego dalej siedziałam.
Na pewno nie wrócę do domu. Nie chce tam być.
Wole kolejne godziny spędzić tutaj.

~~Harry~~
Trzasnęła za sobą drzwiami, a cisza która ogarnęła cały dom była nie do zniesienia w tej chwili.
Przetarłem rękami twarz i odwróciłem się w stronę siedzących.
Z uwagą przyglądali mi się.
Po krótkiej chwili, ciszę zagłuszył Louis.
-Co to miało być?!- skierował się do mnie z pretensjami.
-Nic.
-Harry nie z nami taka rozmowa. Spokojnie. Powiedz nam co tym razem?- widoczne było, że Liam jest tym wszystkim podirytowany.
Może faktycznie będzie lepiej jeśli wyleci do mamy...
-Spytałem się jej czy jest coś co lubi, a ona powiedziała, że kiedyś grała w siatkówkę i chce bym ją ponownie zapisał na treningi. Ja jednak się nie zgodziłem, ponieważ z jej stanem zdrowia to na razie nie jest wykonalne.
-Ale Harry, powiedziałeś jej to? Wytłumaczyłeś? Cokolwiek?-Eleanor uświadomiła mi, że ona powinna wiedzieć.
-Nie wiem dlaczego to przed nią ukrywam...- spuściłem głowę, siadając i głośno wzdychając.
-Przecież to nie jest nic, przez co umrze. Ale jeśli nie będzie się oszczędzać może być gorzej i tylko tyle. Przecież to jest pewien okres, potem ponownie będzie mogła szaleć.- Perry uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
Mieli rację. Nie mówiąc jej nic  na ten temat, tylko mogę jej zaszkodzić jeszcze bardziej.

***
Mimo zapewnień wszystkich zgromadzonych w tym domu, że lada chwila pojawi się Ley, ja jednak nie byłem co do tego przekonany.
Było ciemno, a wskazówki zegara wskazywały godzinę 11.00 w nocy.
Nie było jej już ponad 4 godziny, a było późno.
Po kolejnych 20 minutach, wzrok Liama i Zayna krążył po naszych twarzach.
Zaniepokoiłem się tym.
Lekko podniosłem ze swego torsu ciało Victorii i wstałem kierując się w stronę wyjścia.
-Co ty robisz?- gdy miałem już chwytać za klamkę frontowych drzwi, odezwał się głos za mną.
Był to Niall.
-Idę poszukać Leayny. Popatrz która jest już godzina. Ona powinna już być w domu.
-Zaczekaj, pójdę z tobą.- obok mnie stanęła Alexis.
-Jak by wróciła, to zadzwońcie od razu.- odezwałem się w stronę chłopaków zanim wyszedłem z domu.
Objąłem ramieniem Vic i poszliśmy szukać brunetki.
Chodziliśmy opustoszałymi uliczkami i ani śladu po dziewczynie.
-Dlaczego nie mówiłeś nic Leaynie o nas?- zapytała Victoria.
-Nie wiem. Nie było do tego okazji.
-Ale to dlaczego miałeś okazję powiedzieć wszystkim, nawet fanom, a własnej siostrze nie?- zapytała. Czy ona musiała mnie tak nękać?
-Dobra, Vic. Powiem jej.- zatrzymałem się wzdychając i patrząc prosto  w oczy szatynki, na co ona przytaknęła i się uśmiechnęła.
-Ej Harry?
-Hmm?
-Chodź na chwilę do parku.- pociągnęła mnie za rękę, za sobą.
- Po co?- popatrzyłem na nią pytająco.
Ona chce iść do parku, kiedy ja martwię się o swoją siostrę.
-Wiele razy mówiłeś, że Leayna wiele swojego czasu spędza tu z przyjaciółmi, a przynajmniej spędzała.- uśmiechnęła się. - nie zaszkodzi sprawdzić.
Ta dziewczyna po prostu tryskała szczęściem i  pozytywną energią.
Splotłem nasze dłonie razem, przyciągając ją bliżej siebie.
-Harry!-ktoś krzyknął, a my się odwróciliśmy w jego stronę. -Uśmiech.- był to jakiś fotoreporter.-Czy mógłbym zadać kilka pytań?
-Przepraszamy ale nie mamy czasu.- powiedziałem po czym pociągnąłem brunetkę w głąb parku.
Chodziliśmy tak, może z 10 minut, a ja już traciłem nadzieję.
-Ej patrz.- wskazała przed sobą, na jedną z ławek w oddali.
Powiodłem za jej wzrokiem. Na ławce siedziała Ley.
-Zaczekaj.- puściłem dłoń szatynki i po cichu, ale najszybciej jak mogłem podbiegłem do niej.
Jednak gdy usiadłem obok niej, zauważyłem, że spała.
Nie chciałem jej budzić, więc wziąłem ją na ręce wracając do Victorii.
***
Wróciliśmy do domu. Od razu po wejściu skierowałem się do pokoju młodej i położyłem ją na łóżku, a następnie po cichu zamykając drzwi.
Zszedłem do salonu, gdzie czekali na mnie chłopaki.
-Gdzie była?- zaczął Liam.
-W parku.
-Czy ona śpi?- zapytał Niall, zajadając się czipsami.
-Tak...- nie miałem już sił, na dalszą walkę z nią.
To staje się co raz bardziej trudne. Zaczynam się gubić we własnym życiu.
Owszem, szukałem Leayny. Obiecałem to sobie oraz mamie. Słowa dotrzymałem.
Początki też nie były łatwe ale teraz to co się dzieje nie potrafię pojąć.
Chciałem dziś wszystko naprawić, ale znów wyszło gorzej niż tego bym chciał.
Nie wiem co będzie dalej...
__________________________________________________________________________
Hej mordki.
Należy mi się wielki kopniak w dupę na opamiętanie.
Znów moja długa nieobecność sprawiła, że tracę czytelników.
Postanowiłam, że muszę wziąć się w garść i .... rozdziały będą dodawane w weekendy,a  jeśli nie zdążę,to awaryjnie w środy.
Rozdział który wam dziś daję do opinii, jak sami widzicie jest w piątek. A co za tym idzie, następny pojawi się za tydzień.
Przepraszam za błędy, postaram się je poprawić jak tylko znajdę czas :)
A teraz proszę was o jedno.
Chcę ile osób czyta tego bloga. Jeśli czytasz to dodaj komentarz.
Jest to dla mnie ważne. Chodź wam może się wydawać, że to bez sensu i po co tracić czas. Uwierzcie, to daje wielkiego kopniaka i wiele motywacji.
Jeśli wam się coś nie podoba, to piszczcie bo będę się starać to zmieniać :)
Do następnego.
A właśnie, zapomniałam bym... po prawej stronie znajduje się formularz kontaktowy.
Jeśli ktoś chciałby, abym informowała o dodawanych postach, to wystarczy go wypełnić :)
Np.
Nazwa: Krecik
E-mail: story.my01@gmail.com
Wiadomość: Ja ( lub możecie podać inną stronę, na której mam was informować,np. ask lub facebook)



środa, 5 listopada 2014

Rozdział 53


Odsunęłam się od bruneta.
Dziwne uczucie owładnęło mnie, widząc Josha i tą dziewczynę przytulających się do siebie.
Wystarczył miesiąc by przyjaciel, o którym myślałaś, że znasz dobrze, to tak naprawdę nie wiesz nic. Oddalasz się każdego dnia co raz dalej. Wiesz o nim co raz mnie i czujesz w swoim życiu pustkę.
Brak jednej osoby potrafi dać tyle smutku, którego tak bardzo chciałbyś nie znać.
Tyle razem spędzonych chwil, które każdego dnia powracają ze zdwojoną siłą.
Ten okropny fakt, gdy ktoś pyta czy wszystko OK? Nikt nie świadomy tego co naprawdę dzieje się w twojej głowie i musisz udawać, że wszystko jest w porządku.
Dlaczego ja nic nie wiem, że masz dziewczynę?! moja podświadomość krzyczała.

Na szczęście nie trwało to długo, ponieważ do pomieszczenia wróciła reszta.
Byli uśmiechnięci, aż do momentu...
Gdy tylko zobaczyli tulącą się, chyba parę, od razu z ich twarzy zszedł uśmiech.
Nie wiedziałam jak mam się zachować.
Wolnym krokiem wstałam z podłogi i usiadłam na sofie, udając, że nic się nie stało i nie obchodzi mnie to w jakikolwiek sposób.
Zawsze myślałam, że nigdy się nie zakocham w nikim, że nie będę jak te dziewczyny w filmach takimi idiotkami. A jednak!
-Heeej, Ley.- przed oczami ktoś pomachał mi ręką, na co się ocknęłam.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Wszyscy siedzieli i jedli pizze lub popijali cole. Jedynie ta pusta blondynka miała wyryty dziwny uśmieszek.
Owszem, chciałam zobaczyć się z moimi przyjaciółmi, ale w takiej sytuacji wolałam bym już słuchać chłopaków i ich planach co do trasy czy koncertów i fanów.
Chodź może co do ostatniego to jednak chyba podziękuję.
Momentalnie wstałam i szybko pożegnałam się,po czym wyszłam, biegnąc po schodach w dół.
Na ostatnich schodkach nie wytrzymałam i usiadłam na nich.
Łza za łzą leciała po moich polikach.
Moje życie jest bardzo skomplikowane, a ja jeszcze bardziej je komplikuje.
Czasem dziwię się dlaczego Harry i inni chcą bym powracała do ich życia. Przecież tyle razy dawałam im szansę na to by pozwolili mi odejść z tego świata. A oni? Walczyli o mnie.
Nie rozumiem ich, przecież ja tylko ranie wszystkich dookoła mnie.
-Leayna?- zachrypnięty głos doszedł mnie za moich pleców.
Odwróciłam się szybko, ale jak szybko to zrobiłam tak szybko uciekłam.
Nie chciałam by widział moją słabość.
Myślałam, że jestem wystarczająco daleko by mnie nie dogonił, jeśli chciał.
Jednak się myliłam, bo szybko ktoś mocno mnie złapał i odwrócił.
Nie miałam odwagi by na niego popatrzyć.
Jednak on chwycił mój podbródek i nie miałam innego wyboru, jak tylko popatrzyć na niego.
Nasze oczy się spotkały. Wydawało mi się, jak by cały świat zwolnił, a my byliśmy w centrum niego.
-Mike.- wyszeptałam i przytuliłam się do niego.
On objął mnie mocno, nie pozwalając by ktokolwiek mógł mnie skrzywdzić.
Czułam się bezpiecznie.
On jednak lekko mnie odsunął od siebie, jednak dalej obejmując i kciukami potarł moje mokre od łez poliki.
Nie dopytywał się dlaczego płaczę.
Za co byłam mu wdzięczna z całego mojego serca.
Po jakimś czasie chyba zauważył, że jestem zmęczona, bo odprowadził mnie be żadnych pytań do mojego domu.

Operację miałam tydzień temu i teraz powinnam leżeć i odpoczywać w łóżku, a ja chodzę po mieście. Więc nie dziwcie się, że jestem zmęczona.
Nie poszłam wgłąb domu, tylko od razu pokierowałam się do swego pokoju.
Chciałam się położyć i odpocząć, bo brzuch zaczął dawać o sobie znać przez bolesne bóle.
Gdy byłam już na górze i nikt mnie nie widział, chwyciłam się za bolące miejsce i otworzyłam drzwi.
Szybko się wyprostowałam widząc Harry'ego leżącego na moim łóżku.

~~Harry~~
Nie wiedziałem do końca, co powinienem dalej robić, by było lepiej w relacjach z Ley.
Nie wiem jak mam się zachowywać, by przypadkiem czegoś
źle nie powiedzieć, co mogło by wszystko zburzyć.
Potrzebowałem, by ktoś mi to wszystko wytłumaczył i pomógł w lepszym dogadywaniu się z moją siostrą.
Postanowiłem, że zajdę do tego psychologa, do którego miała iść Ley.
Tamten czas dla każdego był trudny. Nie chce nawet myśleć, jaki on musiał być dla Leayny.
Wszedłem do wielkiego pomieszczenia, gdzie zamiast ścian dookoła były szyby na widok na ulicę. Tylko dwie, długie ściany były z grubej cegły.
-Dzień Dobry.- odezwałem się do pani psycholog siedzącej w jednym z foteli.
Od razu wpadła mi w oko. Nie była to stara kobieta. Na oko w moim wieku. Ładna, chuda brunetka.

***
Siedziałem czekając na siostrę.
Długo nie przychodził.
Ale w końcu drzwi otworzyły się, a w nich zobaczyłem właśnie Ley.
-Co ty tu robisz?- widocznie była zdziwiona, że tu jestem.
-Siedzę.
Zirytowała się moją odpowiedzią.
-Usiądź, chciał bym z tobą chwilę porozmawiać.
-Emm okeeeey?- nie pewnie usiadła naprzeciwko mnie.
-Robiłaś kiedyś w Polsce coś co kochałaś? Nie wiem, może... jakieś treningi...
-Tak.- zniżyła głowę, przyglondajonc się swojej pościeli.
-Świetnie.- uśmiechnąłem się - A co to takiego było?
-Kiedyś trenowałam siatkówkę, a jeśli przy tych tematach, to może zapisał byś mnie na siatkówkę?- w jej oczach ukazał się promyczek nadziei.

~~Leayna~~

Od wielu miesięcy myślałam nad tym czy powiedzieć o tym Harry'emu, że chce trenować.
Ucieszyłam się gdy spytał się sam.
Jednak nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
-Nie, Ley.
-Ale... przecież.... dlaczego?!- wstałam na równe nogi.
-Ley, w tym stanie nie możesz, zrozum.
-Nie! Harry po co tu przyszedłeś?! Idź! Proszę...- mój głos robił się co raz niższy z każdym wypowiadanym kolejnym słowem.
Nic nie odpowiedział.
Tak po prostu wstał z mojego łóżka i poszedł w stronę drzwi.
Nie chciałam tak szybko zakończyć tego tematu.
Odwróciłam się i poszłam za nim.
-Harry! Dlaczego musisz być takim gównem?!
Momentalnie odwrócił się w moją stronę.
-Ty mały gnojku.- wysyczał w moją stronę.
-Zapisz mnie na tą siatkówkę!
-Nie!
-Dlaczego?! Sam zacząłeś temat i nie pozwolę Ci tak tego zakończyć!
-No ty wyobraź sobie, że właśnie to zakończyliśmy.- mruknął pod nosem i zbiegł do salonu,a ja za nim.
W tej chwili nie liczył się nawet ten głupi ból w okolicach brzucha.
-Zachowujesz się jak każda gwiazdka popu! Zaduchany w sobie dupek! Nie liczysz się ze zdaniem innych!- wrzeszczałam, nie zdziwię się, jeśli słyszeli mnie na drugim końcu ulicy.
-Myślisz, że jak znasz mnie dwa lata, to wiesz o mnie wszystko?!
-Zacznijmy od tego, że ja prawie nic o tobie nie wiem, tak jak ty o mnie!
-No właśnie! Więc nie zachowuj się jak bachor!
-Odezwał się ten niby ''dorosły''! Odpierdziel się ode mnie, jak masz zamiar udawać dobrego braciszka na pokaz.- pokazałam my środkowy palec i szybko wyszłam z salonu.
Naszej całej kłótni przyglądali się chłopaki i ich dziewczyny oraz jakaś brunetka.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi wychodząc z domu.
Nie chciałam przebywać wśród nich.
Dopiero teraz, gdy zeszło ze mnie to całe ciśnienie poczułam jak ból rozsadza mój brzuch.
Skierowałam się do parku gdzie pewnie nikogo już nie będzie ze względu na późną godzinę i ciemność dookoła.

Tak jak myślałam. Usiadłam na jednej z ławeczek.
Przede mną rozpościerał się na wpół ciemny park.
Zmęczenie ogarnęło całym moim ciałem.
Zimny wiatr wiał na moje odsłonięte ciało. Mimo, że mamy lato to dzisiejszy dzień na pewno tego nie okazywał.
Było zimno, a ja siedziałam w parku w szortach i T-shirt'cie.
Jednak zmęczenie było tak mocne, że zamknęłam oczy.
_____________________________________________________________________________
Hej.
Postanowiłam tak, że ze względu iż mam szkołę i mnóstwo treningów i tych różnych dupereli to nie mam czasu by pisać rozdziały. Więc nie bd dodawać co tydzień, tylko co 2 tyg.
Mam nadzieję, że nie obrazicie się na mnie ;)
W sumie i tak przez tą długą ostatnią długą przerwę, straciłam wielu czytelników :/
No dobra, jeśli przeczytałeś/aś ten rozdział to proszę skomentuj :)
Do następnego mysiory.
Ps. wybaczcie za błędy, ale jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły by je poprawić :/