niedziela, 27 października 2013

Rozdział 12

 Obudziłam się,była godz. 10.45 . No akurat się ogarnę na czas. W szafie znalazłam te ciuszki:

Zanim wyszłam z pokoju,wyjrzałam jeszcze przez okno za którym rozpościerał się obraz zimy.Czy mówiłam wam już jak kocham zimę? Nie,no to powiem...kocham ją ,za to piękno jakie tworzy,za święta i ciepło w rodzinnym gronie i oczywiście te zabawy na śniegu.Przypomniałam sobie wczorajszą zabawe,to było coś,no ale z pewnością będe chora i to na święta.Czuje się nie zbyt,ale na te zakupy muszę iść i pójdę.
Chciałam wejść do łazienki by się przebrać ale drzwi były zamknięte,a z niej wydobywał się śpiew,a kogo...Nialla.Gdyby chciałam go przekrzyczeć ,to z pewnością nie dałam bym sobie rady.
Zeszłam do łazienki na dole,na szczęście była wolna.Umyłam twasz i zęby.Ubrałam się,a włosy tylko przeczesałam i zostawiłam rozpuszczone.Wyszłam z łazienki i od razu skierowałam się do kuchni w której siedzieli już prawie wszyscy prócz Nialla.Niema się co dziwić,jak wychodziłam z łazienki to słyszałam jak śpiewa.
-Cześć młoda.-powiedzieli chórkiem.
-Hej-powiedziałam,po czym usiadłam na krześle.
Popatrzyłam się na zegar ścienny,który wskazywał godz. 11.25 .No to do wyjścia mam jeszcze trochę czasu. Wstałam z krzesła,podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej bananowy nektar,który należał do mojego  braciszka. On natomiast popatrzył na mnie złowrogo ale nic nie powiedział.
Wyszłam z kuchni mijając blondynka.Rozsiadłam się wygodnie na fotelu,popijając z kartonu nektarek,który uwielbiałam.
Nie wiem  ile tak siedziałam ale w pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi,a że niechciało mi się wstawać to:
-Ej,ktoś dzwoni!-krzyknęłam w stronę chłopaków.
- Idź otwórz i bez wymówek!-odkrzyknął Harry.
Z nie chęcią wstałam z fotela,odłożyłam karton na stół i skierowałam się w stronę drzwi.
Otworzyłam je,a tam stał Josh.
-Hej piękności.-przywitał mnie chłopak.
-Hejka.-przytuliłam chłopaka.
-Zaczekaj chwilę tylko szybko zajdę na górę po kurtkę i komórkę.
-Ok-powiedział,a mnie już nie było.
Wzięłam kurtkę,komórkę i portfel.
Wbiegłam jeszcze do kuchni informując chłopaków,że wychodzę na miasto z Joshem i wrócę przed 21.00 .
Założyłam  jeszcze buty i  wyszłam z domu.
Szliśmy londyjskimi uliczkami,które były okryte białym puchem.Londyn zimą jest jeszcze piękniejszy,a ten świąteczny nastrój dodaje jeszcze ładniejszego uroku.
Właśnie doszliśmy przed jedną z wielu galerii.
-No to co,gotowa na podbój  sklepów?.-spytał z entuzjazmem Josh.
-No pewnie,że tak.-powiedziałam z uśmiechem po czym szybkim krokiem poszliśmy do pierwszego sklepu.
Po wejściu do galerii było wielu ludzi nie powiem ale w tym sklepie,to jakiś obłęd.
Gdyby nie Josh ,który kurczowo trzymał moją rękę,to z pewnością już bym się zgubiła.Ci ludzie zachowywali się jak dzicz.Postanowiliśmy wyjść z  tego sklepu i udać się do następnego.Tam było owiele spokojniej,nikt się nie przepychał.Rozejrzałam się po sklepie i ujżałam świetny prezent dla Nialla,czyli bluza na wzór nutelli.
Musiałam mu kupić  tę bluzę,nie było innego wyjścia.
Chodzenie po sklepach z Joshem było bardzo ciekawe,bawiłam się przy nim świetnie,no i oczywiście czułam się w jego towarzystwie  swobodnie,nie musiałam nikogo udawać,po prostu byłam sobą.
Po wykańczających zakupach,usiedliśmy w  kawiarence jeszcze w galerii na ciepłą czekoladę.Oby dwoje byliśmy obładowani torbami świątecznymi.
Niallerowi kupiłam 2 bluzy: nutella hamburger. Liamowi  zestaw łyżek i  bluzę  z motywem batmana.
Louisowi najlepszą jaką udało mi się znaleźć piłkę do piłki nożnej, bluzkę i szelki. Zaynowi lusterko i zestaw żeli pod prysznic i do włosów, oczywiście z najwyższej półki.Harremu chciałam dać kota ale dam mu ray bany,koszulę i zestaw  dezodorantów adidas.
Rodzicom dam album ze zdjęciami całej rodziny,również te z młodości ojczyma i mamy oraz ich ślubu.
Gemmie dam zestaw kosmetyków z Vichy. Joshowi kupiłam piłkę do piłki nożnej.
A chłopakom z paczki dam po wielkiej czekoladzie wedel.Rosi dam zestaw adidas dla kobiet i płytę z najlepszymi piosenkami do tańczenia.
Siedzieliśmy popijając ciepłą czekoladę ,niestety nie dawane mi to było z powodu ciągłego rozśmieszania mnie przez Josha. Obejrzałam się odruchowo w prawo i kogo ujrzałam...no oczywiście całe One Direction wchodzące do galerii.Pewnie na świąteczne zakupy.
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas ale ,że wypiliśmy już dawno czekoladę,to postanowiliśmy się zbierać.
Chłopaki jeszcze nie wyszli z galerii,a pżecierz bym widziała jak wychodzą z tego względu ,że miałam z tego miejsca dobry widok na wejście.
Po zebraniu wszystkich naszych toreb,wyszliśmy z galerii i szliśmy w stronę mojego domu.
Droga do niego zleciała szybko,no ale co ja się dziwie przecież w takim towarzystwie czas leci szybciej.
Właśnie zatrzymaliśmy się przed wejściem na posesje 1D.
Odwróciliśmy się do siebie twarzami,Josh coś wyciągał z tych swoich toreb świątecznych.Ja w sumie też,bo chciałam mu dać prezent świąteczny.
Staliśmy na przeciw siebie w rękach trzymając ładnie zapakowane pudełka.
-Życzenia powiem ci jeszcze jutro ale przez komórkę.Ale,że się nie zobaczymy to chce ci wręczyć odemnie ten prezent.Ale nie otwieraj go jeszcze,otwórz je dopiero jutro jak będziesz rozpakowywał wszystkie prezenty.-powiedziałam do chłopaka ,po czym wręczyłam mu prezent.
-Ja cię proszę o to samo,byś zaczekała do jutra z rozpakowaniem.-powiedział i podarował mi podarunek.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę ale ja po prostu z chęcią rozmawiała bym dalej tylko,że nie czulam się na siłach.Czułam jak choroba zwycięża ze mną.
Pożegnałam się z chłopakiem i poszliśmy w swoją stronę.
Weszłam do domu,a tam egipskie ciemności.Znalazłam załącznik i zaświeciłam światło.
Chłopaki pewnie jeszcze w sklepach,no to chata cała do mnie.
Wyciągłam ze schowka Nialla jego paczkę żelków,włączyłam telewizję na kanale muzycznym i podgłośniłam na maxa.Zaczełam tańczć i śpiewać w rytm muzyki.Było całkiem  fajnie do czasu aż nie wyłączyli prądu lub ktoś nie wyłączył.
Było ciemno,a ja się przestraszyłam,nie wiedziałam co mam robić.Nagle usłyszałam szelesty za moimi plecami.Nagle zaczęło coś walić w okno jak by ktoś tam był ale widziałam samą rękę.Po chwili z wielkim hukiem trzasły drzwi,a ja odwróciłam się w tamta stronę.Byłam przerażona,niewiedziałam co mam robić w domu ktoś był,a chłopków nie było.Ktoś złapał mnie za ramie i pociągnął do tyłu.Zaczęłam krzyczeć  z ledwością wydostałam się z ucisku.Po omacku pobiegłam do drzwi frontowych ale były zamknięte.
Ta osoba się zbliżała i miała w ręce nóż.
Zaczęłam płakać,po czym  skuliłam się w kącie.Bałam się go,a chłopków nie było.
Zaniosłam się jeszcze większym płaczem,a choroba mi w tym nie pomagała.
   W pewnym momęcie światła się zaświeciły,a oprawca chciał mnie przytulić ale ja znalazłam klucze zawieszone na haczyku.Zwinnie je ściągłąm i szybko otworzyłam nimi drzwi.Wybiegłam na ulice,a chłud zawiał.Nie przestawałam płakać,szukałam jakiej kolwiek pomocy ale usłyszałam głośne wołanie z domu.Nie miałam zamiaru nawet się odwracać.Usiadłam na krawężniku ulicy i zaniosłam się na nowo płaczem.
Głowę schowałam w dłoniach i prosiłam by chłopaki już wrócili.
Nagle poczułam jak ktoś mnie unosi i tym kimś okazał się zmartwiony Harry.Nie przestawałam płakać,tylko przytuliłam się do brata.
-Ciii,mała no już.Przepraszam,ciii-próbował mnie uspokoić.
-To byliście wy!-zaczęłam po nim wrzeszczeć i się wierzgać ale on nie popuścił uścisku.
Postawił mnie dopiero na podłodze w domu.Od razu pobiegłam do swego pokoju,wzięłam piżame i poszłam się myć.Nie czułam się najlepiej więc po umyciu od razu poszłam do siebie.Po świętach będe musiała wysłać prezęty do Gemmy i rodziców.
Położyłam się do łóżka i już miałam iść powoli spać,gdy do pokoju weszło całe 1D.
-Przepraszamy-zaczeli.- Nie myśleliśmy,że aż tak się wystraszysz.-dopowiedział Zayn.
Patrzyłam na nich chwile,nie wiedziałam co powiedzieć.
-Spierdalajcie mi z oczy!-krzyknęłam.
-Ley my niechcieliśmy.-powiedział Liam.
-Wy nigdy niechcecie!-powiedziałam,a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
-Proszę wybacz.-powiedzieli.
-Ok.-powiedziałam ledwo słyszalnie,po czym  Louis zawołał,że grupowy misiaczek.
No i wszyscy do mnie się przykleili.Chciałam ich od pchać  ale mam porównaniu z nimi bardzo mało siły.
Po jakimś czasie z pokoju wyszli już wszyscy oprócz mojego brata.
-Idź już spać,bo jutro musisz wcześnie wstać. Wyjeżdżamy jutro do Holmes Chapel o godz. 6 .00 .
-Ale czemu tak wcześnie?-spytałam zdziwiona.
-Dlatego,bo nie chce godzinami stać w tych korkach.Jutro przecież wigilia,a będziemy musieli jechać około 3 godzin,nie licząc korków na drodze.
-A,to jednak jedziemy do domu,a kto tam będzie?-spytałam.
-Ty,ja ,Gemma i rodzice.-powiedział.
-Dobranoc.-powiedziałam do wychodzącego już Harrego.
-Więc widzę Cię wstaniętą najpuźniej o 5.00. Bo musisz jeszcze spakować swoje  potrzebne ci rzeczy i dobranoc mała.-powiedział i wyszedł z pokoju.
Zamkłam oczy i zasnęłam.

Obudził mnie szturchający Harry.Wstałam natychmiast ale chyba był to zły pomysł,ponieważ zakręciło mi się w głowie.
Wzięłam takie ciuchy:
i poszłam do łazienki się przebrać.Umyłam twarz i zęby.Ubrałam się i wyczesałam  włosy,które zostawiłam rozpuszczone.
Wyszłam z łazienki i poszłam do swego pokoju spakować potrzebne mi rzeczy.Na łóżku leżała już przygotowana przez Harrego torba.Wzięłam,położyłam ją na ziemi i zaczełam wkładać do niej kilka ciepłych bluz,kurtkę,kilka par spodni i czapek,bieliznę,kosmetyczkę i kilka par butów i rękawiczek oraz prezenty.
Natomiast prezenty chłopaków oprócz Harrego wzięłam do rąk i zeszłam na dół.
Wszystkie prezenty odstawiłam na sofie i wzięłam jeden do Louisa.Ale zanim podarowaliśmy mu prezenty,zaśpiewaliśmy piosenkę Happy Birthday.Złożyłam życzenia na końcu i wręczyłam mu prezent.
A teraz przyszła pora na prezenty dla reszty.Szłm po kolei rozdając prezenty i składająć życzenia.
Gdy chłopaki złożyli sobie życzenia,odwrucili się do mnie,a Niall i Louis gdzieś poszli.
-My także mamy coś dla ciebie.-powiedział Liam.
Do salonu weszli Louis i Niall trzymając zapakowane pudło.
Ojaa,przecież to....ojacie,to musiało kosztować wiele.
Chłopaki widząc ,że chce coś powiedzieć,zaczeli mówić,a raczej Liam.
-To jest od nas wszystkich.-powiedział z uśmiechem.
Chwilę po tę musieliśmy wyjeżdżać.Pożegnaliśmy się,a Harry zapakował wszystkie bagaże do jego range rovera.
Już po chili siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy.
Nie rozmawialiśmy nic,Harry był skupiony na drodze,a ja czułam się coraz gorzej.Wydawało mi się,że ma gorączkę i co chwile miałam dreszcze.Harry chyba to zauważył,bo skręcił na stacje paliw.
Wysiadł z auta i zatankował,po czym  wrócił do auta.Odjechał trochę dalej by nie blokować miejsca.Zgasił silnik i popatrzył na mnie.Ja cały czas miałam opartą głowę o szybę auta i ani razu nie popatrzyłam na brata.
-Ley,źle się czujesz,prawda?-spytał odwrócony do mnie.
-Niee.-powiedziałam zachrypniętym głosem.
-Może mamy wrócić,co?-spytał.
-Nie,jedziemy dalej.-powiedziałam i popatrzyłam na niego,co chyba zmartwiło go jeszcze bardziej.
-Ley,ty masz gorączke.-powiedział zdziwiony.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwile ale zaraz potem Harry odpalił silnik.

                                                     ~`Z PERSPEKTYWY HARREGO~`

Martwię się o Ley,jeszcze nigdy nie widziałem jej takiej słabej.
Kurde po co ona w tedy w samej bluzie wyszła na pole.Teraz przez świeta będzie leżeć w łóżku.
 Gdy się na nią popatrzę, to widzę ją siedzącą i opierającą się o siedzenie oraz patrzącą przez okno.
Kurde! Jechaliśmy tak długo i nie było korków,a teraz akurat muszą być.Walłem w kierownicę,a Ley popatrzyła na mnie swymi zmęczonymi oczkami.Ona jest taka słodka i bezbronna.
Wyciągła coś ze swej torebki i założyła na uszy.Było to MP3,a ja włożyłem płytę 1D do odtwarzacza.
Przez te korki normalnie za chwile zwariuje.Zerkłem na moją siostre,spała.
Jechaliśmy jeszcze jakieś około 2 godz.,aż dojechaliśmy  na miejsce.Z domu wyszła Gemma i od razu przywitała się ze mną.Zauważyła ,że Ley śpi w samochodzie na co się uśmiechła.
Już po chwili stała w drzwiach wejściowych,a ja ostrożnie wyciągałem Ley z auta.
Było zimno,a śnieg prószył więc zanim ją wyciągnąłem,założyłem na nią jej kurtkę.
Wniosłem ją do mojego pokoju i położyłem na łóżku.Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu i wyszłem.
Zszedłem do salonu w ,którym siedział Robin.
-Witaj Harry.-przywitał mnie wstając ze sofy.
-Cześć Robin.-powiedziałem,po czym poklepał mnie po plecach,a ja poszedłem do kuchni z ,której szły ładne zapachy.
-Cześć mamo.-powiedziałem i stanąłem w drzwiach.
A ona odwróciła się w moja stronę.
-Harry.-powiedziała i mnie przytuliła.
Po przywitaniu chciałem ukraść jedno ciasteczko które piekła Gemma z mamą ale niestety,to zauważyły i mnie jeszcze skarciły.
-Gdzie jest Ley?-spytała mama.
-Śpi u mnie w pokoju.-powiedziałem,na co mama przytaknęła na znak,że zrozumiała.
Nudziło mi się,więc poszedłem wyciągnąć bagaże z mojego range rovera.
Właśnie je taszczę do moje pokoju.Wszedłem do niego,a tam Ley właśnie z niego wychodziła.
-Gdzie idziesz?-spytałem.
-Na dół.-powiedziała,po czym mnie wyminęła i zeszła po schodach .

                                                       ~~Z PERSPEKTYWY  LEAYNY~~

Zeszłam na dół i poszłam do salonu w którym siedział Robin.
-Cześć.-powiedziałam,a on odwrócił się w moją stronę i  momentalnie wstał.
Przytulił mnie - Witaj mała.-powiedział i się odsunął na swoje wcześniejsze miejsce.
Ja poszłam do kuchni z ,której wydobywał się ładny zapach ciast itd.
Stanęłam w wejściu do kuchni:
-Cześć mamo.-powiedziałam,a mama od razu się odwróciła.
-Cześć,słonce.-powiedziała i przytuliła mnie.
Po przywitaniu usiadłam na chwilę obok Gemmy.
-Hej.-powiedziałam do niej.
-Hej, młoda.-powiedziała.
Nie siedziałam tam długo,bo już po chwili byłam gotowa do wyjścia.
-Gdzie idziesz?-spytała mama.
-Na spacer.-powiedziałam i wyszłam.
Szłam zimowymi uliczkami,które były piękne.
Odnalazłam park  do którego wstąpiłam i usiadłam na ośnieżonej ławeczce.
Zadzwoniłam do Josha by złożyć mu życzenia.Zadzwoniłam jeszcze do Rosi,Roberta,Nicholasa,Stevena i Breyana.
Robert, gdy do niego dzwoniłam,był zszokowany ale i szczęśliwy,to z nim najdłużej rozmawiałam.
Postanowiłam już wracać,bo nie najlepiej się czuje.Wracając jedną z uliczek,usłyszałam rozmowę dwóch dzieci,które zastanawiały się co zostaną pod choinkę.
Sierociniec nauczył mnie,że w tym dniu nie chodzi o jakiekolwiek prezent,tylko o rodzinne ciepło.Siedzenie w rodzinnym gronie i rozmawianie o wszystkim,nawet tym najmniej ważnym.
Ja nigdy nie miałam możliwości przeżyć takich wyjątkowych świąt.W sierocińcu mieliśmy normalną kolację.Nie było pieniędzy na jakiekolwiek lepsze święta, było nas  po prostu  za wiele.
Święta z państwem Wilson były,o 100% lepsze niż w sierocińcu.Choć próbowali mi zrobić prawdziwe  święta w rodzinnej atmosferze ,to i tak najlepsze będą dziś.Z moją prawdziwą rodziną.
Rozmyślając tak,zauważyłam skulonego,zmarzniętego małego kotka.Wyciągłam w jego kierunku ręce ale on się mnie bał.Ja jednak wzięłam go na ręce i poszłam w kierunku domu.
Chciałam dać Harremu kota,to mu dam.On mugł by cały dzień nawijać o nich i,że jak to by było fajnie jak by takiego miał.

###############################################################################
Hejka!! Mamy nadzieję,że czytacie.Komentujcie,to dla nas wiele znaczy.Jak na razie nie komentujecie pod rozdziałami,dlatego nie wiemy czy nie usunąć tego bloga. ;c
Wika i Ola

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 11

 Obudził mnie dzwonek w telefonie,który wskazywał,że jest już 7.00 .
Wstałam,wzięłam  ubrania:
W łazience wzięłam prysznic,ubrałam się i moją szopę na głowie ułożyłam w koka.
Zeszłam na dół,a tam tak cicho.Pewnie już  chłopaki w studiu ,weszłam do kuchni i obok talerza  z kanapkami była karteczka .No oczywiście miałam racje że już pojechali .
Siadłam przy stole ale nie wzięłam ani jednej kanapki.Zaczęłam bawić się swoim telefonem ,do czasu aż popatrzyłam się na zegar ścienny.Była godz. 7.40 więc założyłam ciepłą bluzę i wyszłam z domu zamykając go na klucz.Tak,wiem jest grudzień ,a ja chodzę w conversach i jakieś bluzie.Po co mam chodzić w kurtce i ciepłych butach,jeśli niema jeszcze śniegu.
Doszłam do domu Ros,zadzwoniłam na dzwonek i już po chwili  otworzyła je mama Rosi.
-Ley, witaj. Ros zaraz zejdzie,a tobie nie jest zimno?Harry pozwolił ci tak wyjść?-spytała.
-Cześć ciociu.-tak teraz nazywam mamę Ros - nie jest  mi zimno,a Harry nic nie wie, bo niema go już w domu.
Dalszą rozmowę przerwała Rosi,która była już gotowa.Pożegnałam się z ciocią i razem z przyjaciółką wyszłyśmy z domu.
Weszłyśmy do szkoły.Jak zwykle nudno,zmieniło się tylko tyle,że coraz więcej potrafię być chamska ,za co trafiam do dyra i zostaje uwagę.

Po skończonych lekcjach ,które były nudne szłam w stronę parku bo umówiłam się tam ze znajomymi.
-Ale jesteś pewna ,że chcesz palić.Pszecierz wytrzymałaś już prawie tydzień.-powiedziała Ros.
-No właśnie i już nie mogłam wytrzymać dłużej.-powiedziałam i na tym nasza rozmowa skończyła ,ponieważ doszłyśmy do ławki ,na której już siedzili wszyscy.
Przywitałyśmy się po czym wzięłam od Josha papierosa i zapaliłam go.
Zaciągłam się dymem nikotynowym,który wypełnił moje płuca.
Nie wiem jak długo tu siedzimy ale w takim towarzystwie czas płynie szybciej.
W pewnym momęcie niebo stało się ciemne,pewnie zaraz zacznie padać.Zimny podmuch wiatru zawiał,a mi zaczęło być zimno.
Ros postanowiła,że już będzie się zbierała,pożegnała się ze wszystkimi,łącznie ze mną.
Poszła,a my odpalaliśmy następne papierosy.Nagle z nieba zaczęło spadać coś białego.To był śnieg,gdy każdy już wypalił swego papierosa.Joshowi zaczęło odbijać,nie wiem czy to z tego powodu ,że zaczął sypać śnieg i do o koła zaczynało się bielić?.Chłopak wstał z ławki i nie wiadomo jakim cudem wywalił nas z niej.Wstaliśmy z ziemi,a on podbiegł do mnie,dotknął mnie w plecy mówiąc berek.Aha,bawimy się w berka,ale jak by co to niech będzie,że wyładowujemy dzisiejszy stres.
Zaczęłam gonić innych i tak zaczęła się zabawa.Było nam już ciepło od tego biegania,więc pościągaliśmy kurtki,a ja bluzę i dalej zaczęliśmy zabawę.
Byliśmy tak zmęczeni,że położyliśmy się w kółku na białej od śniegu ziemi i zaczeliśmy się śmiać.Było naprawde zimno,a mi było fest ciepło,ale na szczęście wiatr ochładzał moje ręce i twarz.
Park oświetlały tylko lampy .Amy nadal leżeliśmy jak jacyś wariaci.Gadaliśmy na wiele tematów, np. jak to myśmy się poznali.
W pewnym momęcie temat zszedł wogule z dotychczasowych.
-Wiesz co Ley,jesteś naszą przyjaciółką i jesteś w naszej paczce.Od niedawna przychodzisz tu z swoją BFF, my rozumiemy,że wiele was łączy ale ona po prostu tu nie pasuje.Przychodzi tu ,a nie pali i gdy rozmawiamy nie do końca możemy się dogadać i znaleść wspulny język.Nie zrozum mnie źle ,ale lepiej bedzie jak nie będzie z tobą przychodziła.-powiedział Josh,jest całkiem miły.Ja wiem ,że nie chcieli mnie tymi słowami urazić.
-Ok,rozumiem.-powiedziałam po czym się uśmiechnęłam .
Wstaliśmy z zimnej ziemi i naszym oczom ukazały się odpicia na ziemi gdzie tylko tam nie było śniegu.
Zimne podmuchy ,które zaczęłam odczuwać ,stawały się coraz to bardziej zimniejsze.
Odnalazłam swoją bluzę w której było mi na chwile cieplej.
Przed odejściem postanowiliśmy,że na porzegnanie i dobre zakończenie tego spotkania zapalimy po papierosie.
Gdy wypaliliśmy papierosy,pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę tylko Josh postanowił,że mnie odprowadzi.
Droga do domu była ładna ten śnieg sypiący i te białe ulice pogrążone w takiej ciszy,że było słychać tylko naszą rozmowę. Droga z nim była bardzo ciekawa,a tematy do rozmowy nie kończyły się.Tyle mieliśmy wspólnego.
Rozmowę zakończyliśmy,gdy staneliśmy pod moim domem.
-Warto było cię odprowadzić,bo przynajmniej wiem gdzie mieszkasz.
-Tak,hehe .Dobra ja idę bo mój brat patrzy na nas przez okno.-powiedziałam po czym popatrzyliśmy w tamtą stronę i co zobaczyliśmy...Louis przyklejony do szyby okna ,a Harry bijący go po głowie marchewką.
Zaśmialiśmy się,- który to twój brat?-spytał Josh.
-Ten walący marchewką po głowie tego drugiego,musisz do mnie kiedyś wpaść i  ich poznać.
-Na pewno,przynajmniej nie masz nudno.-zaśmiał się.
-Och,ale oni mi psychikę niszczą doszczętnie.-powiedziałam.
-Na pewno,dobra ja już idę,pa.-powiedział ,po czym mnie przytulił.
-Pa.-powiedziałam do chłopaka,który już odchodził.
On jest taki ładny i ogólnie chłopaki z naszej paczki,to takie ciacha.Aż mnie to zastanawia,że jestem jedyną dziewczyną w tej paczce.
Weszłam do domu gdy poczułam zimny wiatr przechodzący przez moje ciało.
-Kto to był?-spytał Louis,a mi zachciało się smiać gdy przypomniałam sobie tą scenę przy oknie.
-Ty lepiej zmądrzej Tomlinson.-po czym go wyminęłam.
Chciałam iść na górę bo było mi bardzo zimno.
-Jak ty mogłaś wyjść w samej bluzie i conversach?Mamy grudzień!.-naskoczył na mnie Harry.
-Spokojnie,bo ci jeszcze musk przegrzeje.-powiedziałam po czym poszłam do swego pokoju.
Wzięłam moją ulubioną piżamę  i poszłam się umyć.
Jakoś było mi tak zimno,więc postanowiłam się położyć ale zanim, to zrobiłam to zeszłam na dół gdzie siedzieli wszyscy.Haha,no pewnie siedzieli wszyscy ,a ja zeszłam tam w piżamce w baranki no i oczywiście w popatrzyli na mnie.
-Harry,gdzie jest twój laptop?-spytałam.
-U mnie w pokoju.-powiedział.
Weszłam do pokoju Harrego ,a tam było tak czysto.Spodziewałam się raczej nieładu,a tu...łał.
Wzięłam laptopa i poszłam do siebie.Weszłam na facebooka,a tam... dostępny Josh.
(J-Josh , L-Ley)
L-Hej.
J-Hejka,co robisz?
L-Siedzę w łóżku bo coś się źle  się czuje.
J-Oj, to szkoda ;*
L-Ojacie,prawie bym zapomniała.
J-O czym?
L-Prezentach na święta,przecież dziś jest 22,muszę jutro iść na zakupy.Zaraz wracam,muszę zadzwonić do Ros.
Zadzwoniłam do Rosi,by sie spytać czy pójdzie ze mną na zakupy.Niestety nie pójdzie bo wyjeżdża na święta do Polski.
Kazałam jej pozdrowić Roberta.
L-Dobra już jestem. ;)
J-Ok.
L-A może byś poszedł jutro ze mną na zakupy?
J-No wiesz raczej nie jestem fanem chodzenia po sklepach,ale dla ciebie zrobię wyjątek.
L-Ciesze się ,że pójdziesz ze mną.To do jutra ,przyjdz po mnie o 12.00.
J-Ok,śpij dobrze.
L-Dobranoc ;**

********************************************************************************
Cześć wam! ;) Mam nadzieję ,że podoba się rozdział  i będziecie komentować. Za komenty dziękujemy ;*
Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda Josh i reszta z paczki,dodane zostały zdj. ,kliknijcie na bohaterów.
Ola i Wika






piątek, 18 października 2013

Rozdział 10

 Ros przywitała się z chłopakami niby spokojna dziewczyna,ale ją znam i wiem,że w środku jest bardzo nieogarnięta.
Po przywitaniu chwyciłam rękę przyjaciółki i pociągnęłam ją do mojego pokoju.
 Ros momentalnie usiadła na moim łóżku i patrzyła z zamyśleniem w pustą przestrzeń przed sobą.
-O jaaaa,poznałam One Direction.-powiedziała ledwo słyszalnie,nagle się uśmiechnęła.
-Ty jesteś fanką,prawda?-powiedziałam.
-Tak,ale potrafię się ogarnąć .-uśmiechnęła się z dumą.
-Haha,widziałam i brawo.-zaklaskałam.
Postanowiłam otworzyć laptopa ale,że ja nie mam  to musiałam zejść na dół.
-Zaraz wracam.-powiedziałam po czym pobiegłam do salonu w ,którym siedzieli chłopaki i ich dziewczyny,no prawie w każdym przypadku.Ponieważ,Niall siedział przytulając szyneczkę,a Harry siedział z swoją bliską koleżanką. Podeszłam do braciszka,który trzymał laptopa i wyrwałam mu go .
-Co ty kurde robisz?!-zaczął zły Harry,a twarze wszystkich skierowały się na mnie.
-No co,nie patrzcie się tak na mnie wszyscy bo mnie dekoncentrujecie.-po czym wyszłam  z salonu i skierowałam się do mojego królestwa.
W pokoju czekała Ros,na wszelki wypadek zamkłam drzwi gdyby zły Harry miał zamiar przyjść.
Załączyłam laptopa i zalogowałam się na fb.
-Pamiętasz filmik na You Tube?-spytała.
-Jaki,...aha tak.Sprawdźmy jak tam.-powiedziałam po czym weszłam .
Było wiele komentarzy i wszystkie były typu,, ładnie śpiewasz'' albo,, masz ładny głos''. Były oczywiście łapki w dół ale bardzo dużo był w górę.
Puściłam i zaczęłam się wsłuchiwać,ale wybił mnie z rytmu mój głos pod głaśniany przez Ros.
-Co ty robisz,jeszcze chłopaki usłyszą.-chciałam ściszyć ale przyjaciółka mi to nie umożliwiła.
-Wiesz co,ja mam lepszy pomysł.W któryś dzień nagramy nowy filmik,co ty na to?-powiedziała.
-No w sumie czemu nie .-powiedziałam z niby zamyśloną twarzą.
-Ja się będę zbierać,bo już późno.-powiedziała wstając.
-Ok,odprowadzę cię.-powiedziałam i ruszyłyśmy do wyjścia.
Ros pożegnała się z 'opanowaniem',a ja bez słowa wyszłam przed dom i czekałam aż przyjdzie.
Już po chwili stała obok mnie.
-No to chodźmy.-powiedziała i ruszyłyśmy.
Pod domem Ros stanęłyśmy,po czym się pożegnałyśmy.Gdy juz odchodziłam,a  ona stała przy drzwiach,wrzasnęła do mnie bym była o 7.45.
Weszłam do domu i prze demną stanął Niall:
-Tyyy.-pokazał palcem na mnie ,a głos jego był wrogi.
-Ale o co chodzi?-spytałam.
-Jak to nie wież!Wyjadłaś mi moje wszystkie zapasy!
-Ale ja ich sama nie wyjadłam.Pomogła mi Ros.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
A on zaczął mnie gilgotać.Zaczęłam się śmiać ale w pewnym momęcie wyrwałam się mu i pobiegłam do salonu w którym wszyscy siedzieli.Wzrok przenieśli na mnie i Nialla który gonił mnie po całym pomieszczeniu.Już prawie mnie złapał ale zauważyłam uchylone drzwi na taras.Gonił mnie po całym ogródku ,aż stanełam nad basenem:
Obejrzałam się kilka razy dookoła by sprawdzić czy gdzieś tam niema chłopaka,ale na szczęście go nie było.Gdy już chciałam iść,poczułam jak coś mnie popycha do przodu.Wpadłam do basenu,dopłynelam do brzegu i wyszłam z niego.Na polu już nie było Nialla,zła poszłam do wejścia.Zauważyłam rozśmianego blondynka na kanapie.Gdy zobaczył mnie Harry,podbiegł do mnie :
-Co ci się stało?-spytał patrząć na mnie.
-A jak myślisz,ten debil do basenu mnie wrzucił.-poczym pokazalam na juz ogarniętego Nialla.
-Blondyneczko pożałujesz.-powiedział Harry,odwrócony już do chłopaka.
-Ale on wyjadła mi moje zapasy jedzonka.-powiedział chłopak broniąc się.
-Sorry ale w takiej sprawie ci nie pomogę.-powiedział Hazza,po czym usiadł.
-No ale przeciesz to nie jakaś wiewiórka ,żeby gromadził zapasy na zimę.-powiedziałam.
-A i właśnie jeszcze z Ros się policzę.-powiedział z niby groźna miną.
Nic już nie mówiąc skierowałam się po piżamkę i poszłam się wykapać.
Umyłam włosy i ciało.Wysuszyłam je i ubrałam piżamę. Zeszłam do salonu,ale nikogo w nim nie było,a w kuchni było cicho więc penie wszyscy są w pokojach.Postanowiłam zjeść kolacje,więc weszłam do kuchni,a...a przy stole siedział ...Niall.
-Jestem grzeczna,zostaw mnie!!-zaczęłam wrzeszczeć w stronę chłopaka.
-Haha,spoko nic ci nie zrobię.-powiedział z uśmiechem na ustach.
Dosiadłam się do stołu,ale coś w okolicach zlewu zaszeleściło.
Odwróciłam  w tamtą stronę głowę  i kogo ujrzałam?. Mojego braciszka robiącego chyba kolację.
-Co robisz?-spytałam ale on nie odpowiadał.
Spojżałam na Nialla i zauważyłam,że zjada czekoladę.Przyszedł mi do głowy pomysł.
Wzięłam kostkę czekolady i rzuciłam w Harrego.
Ten momętalnie odwrócił się w moja stronę  ale nic nie powiedział,tylko patrzył  na mnie z złowrogą miną.
Ale blondynek zaeragował.
-Co ty robisz z moją Genowefą?!- zaczął  odstawiać jakąś szopkę.
- Haha, ty nadałeś im imiona?-zaśmiałam się z niego.
-Tak i jestem do nich emocjonalnie przywiązany,a ty rzucasz nią bez opamiętania.Przecież ona ma uczucia,a ty ją krzywdzisz.-zaczął swą przemowę.
-HAhaha.... no a jak ty je zjadasz to może być i niby to ja nie mam uczuć.-powiedziałam,a Niall z fochniętą miną myślał co powiedzieć.
-No wiesz każda rzecz ,którą da się zjeść jest dla mnie ważna,a że ty żucasz nimi to już niestety ale psychika zrąbana.-powiedział ale ja wolałam to już przemilczeć.
Całej tej naszej rozmowie,przyglądał się Harry.Który zareagował dopiero teraz,stawiając talerz z kanapkami na stole:
-Smacznego.-powiedział.
Zjadłam 2 kromki,miałam dość.Chłopaki zjedli reszte.
-Gdzie reszta chłopaków?-spytałam.
-Są u swoich dziewczyn.-powiedział Harry.
Była godz. 23.30 ,a ja jutro do szkoły miałam iść.Co raz bliżej do świąt,bo dziś 7 grudnia.
-Idź juz spać,bo jak jutro wstaniesz to oczy czerwone i te wory.-powiedział brat.
-No taki zombi.-podsumował Niall.
-Dobra idę,pa.
-Pa.-powiedzieli równo oby dwaj.
##############################################################################
Hej! Dziennie wchodzi was około 10 osób,a komentuje tylko jedna osoba.
Rozdziały nie damy rady dodawać częściej bo chodzimy do wymagającego gimnazjum,więc rozdziały dodawane będą w weekendy,prawie zawsze.
Prosimy komentujcie ;> , mamy nadzieje ,że się wam podoba ;)
Wika i Ola ;*

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 9

                                                     ~~Harry~~
  Zostawiłem Ley w pokoju,a sam poszedłem do siebie.
 Siadłem na rogówce i musiałem przemyśleć kilka spraw.
Pierwszą  była sprawa Ley i jej późnego przychodzenia do domu.Czemu ona w ogóle tak późno wraca?Mam przeczucie,że coś jest nie tak.Nie chciałem zaczynać nowej awantury,ale poczułem od niej ledki zapach nikotyny.Niee, ona na pewno by nie paliła,przecież może ktoś z jej znajomych palił i po prostu zapach papierosów przeszedł na jej ciuchy.Tak,na pewno!Ale zostaje jedno ważne pytanie,dlaczego ona przychodzi tak późno?!
Dalsze rozmyślanie przerwał dzwonek mojej komórki,popatrzyłem na wyświetlacz i zobaczyłem,że dzwoni mama:    (M-mama.  H-Harry)
H-Cześć,mamo.
M-Witaj,co u was?
H-eem,a dobrze.
M-A jak tam Ley?Jak się czuje?
H-Dobrze.A, z jakiego powodu dzwonisz?
M-Dzwonie,bo mam chwile czasu,ale zaraz przyjdzie Robin z pracy więc będe szła.
H-A jak tak u ciebie?
M-Powiem ci ,że dobrze.Ciesze się,że tu przyjechałam ale z drugiej strony jest mi źle,że was zostawiłam w Brytanii.
H-Mamo,jest dobrze,dajemy rade,a ty powinnaś się cieszyć każdym dniem z Robinem,a nie na zamartwianiu się z naszego powodu.
M-Wiesz co Harry masz racje,będe kończyła bo właśnie przyjechał Robin.Pozdrów chłopaków i Ley.Papa.
H-Pa
I się rozłączyłem ,zobaczyłem na zegar ścienny ,który wskazywał godz. 22.10.
   
                                      ~~W TYM SAMYM CZASIE LEY~~
 Harry wyszedł z pokoju,a ja podeszłam do szafy z,której wyciągnełam piżamę i poszłam się umyć.
Gdy już się wysuszyłam i ubrałam,zaszłam po komórkę do pokoju i zeszłam po schodach na dół.Weszłam do salonu w,którym siedzieli prawie wszyscy chłopaki i oglądali jakiś film ,oprucz Harrego ,który chyba  siedzi u siebie w pokoju i z kimś rozmawia przez telefon,a Niall... no właśnie ciekawe gdzie jest?Weszłam do kuchni i co zobaczyłam?
Niall'a pożerającego w szybkim tępie kanapki i trzymającego w lewej ręce plastikowy widelec,a w prawej masło orzechowe.Gdy mnie zobaczył przestał zjadać jedzenie ale nadal trzymał rzeczy w rękach.
-Nie oddam ci moich kanapek!!!.Będe o nie walczył!!!!-krzyczał do mnie,a mnie to po prostu zdezorientowało.Stał na przeciw mnie,po czym włożył widelec do słoika i wyciągnął.Widelec był cały brudny od masła,a on zaczoł mnie obsmarowywać nim.Nie miałam jak się bronić,ale słyszałam przytłumione śmiechy chłopaków.
-Niall,zostaw mnie.!!Odbiło ci!!!-wrzeszczałam do niego ale  on nie zareagował ani razu.
Po jakimś czasie skończył :
-Skończyło się masełko orzechowe!!To przez ciebie nie mam teraz mojego masełka,a była to osoba z rodziny!!-zaczął udawać,że płacze,ale ja nie miałam ochoty by cokolwiek do niego mówić,więc wyszłam z kuchni do salonu,a tam :
-Hahaha-zaczeli się śmiać chłopaki gdy  mnie zobaczyli.
-Haha...sory.. haha ..Ley...zapomniałem ..ci powiedzieć by nie wchodziłaś do kuchni.-zaczął Louis i zaczoł się śmiać,ale po chwili przestali i jak gdyby nic zaczęli oglądać dalej ,a ja zbulwersowana weszłam do swego pokoju,wyciągłam czystą piżame i ponownie poszłam się umyć.Lepiłam się do słownie do wszystkiego.
Idąc korytarzem do łazienki  zacząłam marudzić na chłopaków.
-Jak,tak dalej pujdzie,to moja psychika będzie do końca  zrąbana.-powiedziałam do siebie.
Umyłam dokładnie włosy i ciało.Wysuszyłam je i ubrałam czystą piżamke.
Wyszłam z łazienki i tym razem nie miałam zamiaru schodzić  na dół.Od razu poszłam do swego pokoju i  zamknęłam drzwi na klucz.
Po chwili dostałam sms,od Rosi. (R-Rosi , L-Ley)
R-Hej,sorki,że pisze tak późno,ale przyjdż jutro po mnie. Ros xx
L-Ok ;* Ley xx
 I na tym zakończyło się nasze sms'ownie .Była godzina 23.17 więc poszłam już spać.
 RANO :
-Wstawaj!-wrzasnął mi prosto do ucha,Niall.
-Nie.Mam na ciebie focha takiego z przytupem.-powiedziałam,po czym na nowo ułożyłam się do snu.
-Na mnie focha?Wstawaj kurde bo... bo inaczej obleje cię wodą.-stał na de mną chyba z 2-3 min.,ale ja nie aregowałam.Więc chyba wyszedł,ale jednak się myliłam bo już po chwili wrócił z wiadrem pełnym wody.Stał właśnie w wejściu:
-Która godzina?-spytałam zaspana.
-7.40,wstawaj.
Po tych słowach wyrwałam się  z łóżka i nie zważając na Nialla w drzwiach,przebiegłam obok niego łapiac za ciuchy po drodze.Nie obyło się bez zachoczenia o wiaderko,które w sekundzie znalazło się na podłodze oblewając tym głodomorka.
-Co ty robisz!-zły szedł w moją strone gdy ja już byłam przy drzwiach łazienki.Na szczęście zamknęłam  je w dobrym czasie.Już  po chwili słyszałam głośne walenie w drzwi ,które ucichło  po chwili.
Ubrałam na siebie to:
A włosy spięłam w niedbałego koczka.
Wbiegłam do pokoju po torbę i już za chwile zakładałam buty.Gotowa do wyjścia wyszłam bez jakiego pożegnania z domu i szybkim krokiem doszłam pod dom Rosi.Właśnie zamykała drzwi na klucz :
-No hej,już myślałam,że zapomniałaś o mnie i poszłaś be zemnie.-powiedziała.
-Nie no o tobie bym nie zapomniała i hejka.-powiedziałam po czym ruszyliśmy do szkoły.

W szkole jak zwykle nudno.Na lekcjach siedziałam z Ros i za każdym razem nauczycielka potrafiła nas upomnieć i uciszyć z kilka razy.Ale my się tym nie przejmowałyśmy.
   Po skończonych lekcjach razem z Rosi szłyśmy do domu.
-Mam nadzieje,że dziś nie idziesz do nich.-wskazała na park obok ,którego właśnie szłyśmy.
-Nie,dla ciebie zrobię wyjątek,a właśnie wpadniesz do mnie dziś do domu,bo pewnie cały dom będzie dla mnie.-powiedziałam .
-Ok,to o której?
-Może jak dojdziemy do twojego domu to powiesz mamie ,że idziesz do mnie.Co ty na to?
-No w sumie,ok.-powiedziała.
Już po chwili stałyśmy pod domem Rosi,zaczekałam chwile i poszłyśmy w kierunku mojego domu.
Stanołyśmy przed drzwiami,a ja nie mogłam znaleźć kluczy od domu.
Okazało się,że zapomniałam ich w kuchni,a drzwi były zamknięte.
Ros się zaśmiała,a ja obkrążyłam dom.Jest! Okazało się,że okno w kuchni było otwarte.
Spróbowałam się przecisnąć,ale...utknęłam.
 No super,spróbowałam się przecisnąć,ale bez rezultatu.
Cudem się wycofałam i poszłam dalej.No świetnie! Okazało się,że drzwi na taras były uchylone,a ja przeciskałam się przez okno.Zawołałam przyjaciółkę i kazałam się jej rozgościć,a sama poszłam do kuchni po coś słodkiego.Oczywiście karteczka napisana przez Harrego ,że wrócą około 17.00 .
Wróciłam z rękami pełnymi słodyczy. Ja tylko pożyczyłam je na zawsze od Nialla jak by co.
Słodycze położyłam na stoliku i usiadłam obok Ros z pilotem w ręku.
Postanowiłyśmy obejrzeć coś polskiego.Zaszłam po laptopa Harrego i weszłam na polskie programy.
Od razu wyświetliła nam się rodzinka.pl i dzięki Bogu już weekend. Postanowiłyśmy obejrzeć  to drugie.
Uśmiałyśmy się przy tym,no i wyjadłyśmy zapasy Nialla.
Siedziałyśmy wpatrzone w ekran laptopa,gdy nagle ktoś zasłonił nam oczy.Zaczęłyśmy krzyczeć,ale po chwili się uspokoiłyśmy i zauważyłyśmy roześmianych chłopaków. Gdy Ros ich zobaczyła,wyglądała na zaskoczoną i szczęśliwą.Patrzyła na chłopaków,wyglądała jak jakaś fanka.Przecież Rosi nic nie mówiła,że lubi One Direction?.
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Cześć !!! ;D no to jest następny rozdział tylko taki nudny,nie wydaje wam się?Komentujcie ;**
Wika i Ola .








sobota, 5 października 2013

Rozdział 8

Chciało mi się spać ale postanowiłam,że jeśli i tak znudził mi się ten film,to pójdę na górę do pokoju.
Harry i Kara nawet nie zauważyli,że wyszłam,ale w sumie dobrze bo obyło się bez zbędnych pytań na które nie chciało mi się odpowiadać.
 Idąc po schodach zaczęło mnie kuć w okolicy serca.Musiałam się zatrzymać,nie wiedziałam dlaczego zaczęło mnie tak boleć,ale wolnym krokiem poszłam do pokoju i wzięłam z tamtąd piżame i poszłam do łazienki się umyć.
Wysuszyłam się i poszłam spać.
RANO:
Obudził mnie dzwonek budzika w komórce,którego po prostu nienawidziłam w tych godzinach.
Z niechęcią wstałam i powolnym krokiem podeszłam do szafy z ,której wyciągnęłam:
I poszłam do ubikacji się przebrać.
Gdy już się ogarnęłam,postanowiłam zejść na dół.
W kuchni nie było nikogo,tylko talerz z kanapkami i katreczka:
'Pojechaliśmy do studia,Niall przygotował ci śniadanko.Zjedz go.  Harry'
Nie mam zamiaru nic jeść bo nie jestem głodna i nie chce zgrubnąć.
Była godz.7.35,więc ubrałam buty wyszłam z domu:
po czym zamkłam drzwi na klucz i poszłam w stronę szkoły.
Miałam dziwne przeczucie jakby miało się wydarzyć coś miłego,ale odsunęłam to przeczucie na bok.
Gdy miałam już wchodzić do szkoły,zauważyłam dziewczynę,która przypominała mi moją Rosi.Ale.to na pewno wymysł mojego umysłu.
Weszłam do szkoły i podeszłam do swej szawki,z której wyjęłam podręcznik do matematyki.
Zamkłam szawkę i poszłam pod klasę .Gdy doszłam do drzwi akurat zadzwonił dzwonek na lekcje.Nie czekaliśmy długo na nauczycielkę, bo przyszła już po kilku minutach.
Nie zważając na innych uczniów poszłam do mojej ławki na końcu sali przy oknie,gdzie dzieliłam ją sama ze sobą co mi odpowiadało.
Ale moje rozmyślenia przerwała jakaś dziewczyna dosiadająca się do ławki.
-Eee,wież o tym,że to moja święta fawka i tylko moja.-powiedziałam,mówiąc to takim tonem by się mnie choć trochę przestraszyła.
-Ley,nie pamiętasz mnie?-odpowiedziała,a ja przypomniałam sobie,że to ta dziewczyna co ją przed szkoła widziałam i to ta dziewczyna ,która była dla mnie ważną osobą.
-Rosi.-powiedziałam pół szeptem,ponieważ przez szczęście jakie mnie ogarnęło nie mogłam mówić.
-Tak.-powiedziała,po czym się przytuliłyśmy.Przerwała naszą rozmowę nauczycielka matmy.
Gdy zadzwonił dzwonek i szłyśmy szkolnym korytarzem,spytałam się Ros:
-Minęły już prawie cztery miesiące,a ty dopiro tera się przeprowadzasz?-spytałam z ciekawością.
-No tak,było by szybciej,ale niestety babcia była w szpitalu,a że nie miał by się kto nią opiekować to zostaliśmy,a wyjazd przełożylismy na puzniej.-powiedziała,a uśmiech nie schodził jej,jak i mi z twarzy.
Naszą dalszą konwersacje przerwał dzwonek...
PO SKOŃCZONYCH LEKCJACH:
-No to tak na zakończenie twojego pierwszego dnia w szkole ,pokaże ci szkolnego plastika czyli Chloe.
-Wież kogo mi ona przypomina z zachowania i z tapety na twarzy?Plastika z starej szkoły w Polsce.
Szłyśmy właśnie w stronę domu.
-Choć do parku.
-Poco?-spytała zdziwiona.
-Skończyły się właśnie lekcje ,a ja chciałam bym ci przedstawić moja paczkę.
-Ok.-odpowiedziała.
Park jest niedaleko szkoły więc już po 5 min. stałyśmy na przeciw całej bandy.
-No to tak przedstawiam ci :Josha,...-zaczęłam wymieniać
-Miło mi waz poznać.Nazywam się Rosi.
-Chcecie się odstresować po szkole?-spytał Josh,po czym wyciągnął przed nas paczkę z papierosami.
-Nie dzięki.-powiedziała Rosi,po czym usiadła na wolnym miejscu na ławce.
-A ja z chęcią wezmę.-powiedziałam po czym wyciągłam papierosa i odpaliłam go.
Zaciągnęłam  się dymem nikotynowym,który mnie uspokajał.
Nie wiem ile tu już siedzimy,ale będzie grubo 19.00,ale niema się co dziwić,że czas tak szybko mija jak się siedzi w takim towarzystwie .
Zaczynało się już ciemnieć więc sprawdziłam godzinę na telefonie,wskazywała 20.15.
Ale zanim chciałam coś powiedzieć Rosi pożegnała się ze wszystkimi oprucz mnie i zaczekała aż ja zrobię to samo.
Gdy już byliśmy na takiej odległości  ,że nas już nie słyszeli,Ros zaczęła mi wszystko wypominać:
-Czy ty kiedykolwiek przestaniesz palić.To cię zabija,a ty zaczęłaś palić w tak młodym wieku czy ty wież jakimi chorobami to grozi?-powiedziała,bulwersując się powoli.
-Tak wiem,bo mi to już mówiłaś nie raz i znam to na pamięć.-powiedziałam z lekkim podirytowaniem.
-To jeśli znasz to na pamięć,to dlaczego palisz.-powiedziała już zdenerwowana.
-Ros,spokojnie bo ci żyłka pęknie,a tego byśmy nie chciały.Do tej rozmowy wrócimy kiedy indziej,a teraz mi powiedz co u Roberta?-powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-U Roberta świetnie,dostał się do szkoły sportowej,jako początkujący zawodnik ligi siatkarskiej.
-To świetnie!-ucieszyłam się że mój przyjaciel osiąga cele.-A w ogóle gdzie ty mieszkasz?-spytałam.
-Następny dom to mój i  moich rodziców.-pokazała na ładny stylowy dom.
-To świetnie,okazuje się,że mieszkasz jedną przecznice wcześniej,od mojego domu.-uśmiechnęłam się.
-O jacie,a twój numer jest dalej aktualny ?-spytała z szczęściem wymalowanym na twarzy.
-Tak,przyjde jutro po ciebie.-powiedziałam,poczym się pożegnaliśmy,a ja poszłam do domu.
Otworzyłam drzwi,najciszej jak umiałam,by żaden z chłopaków nie dowiedział się,że wróciłam.Ściągnęłam
buty i poszłam po cichu na górę.Chłopaki wariowali jak zwykle w salonie.
Otworzyłam drzwi,w pokoju było ciemno.Jakoś znalazłam załącznik światła,ale to co zobaczyłam,wolałam bym teraz zgasić światło i uciec,ale nie było wyjścia.
  Na krześle przy biurku siedział z bardzo zła mina Harry.Wstał i szedł w moją stronę.
-Gdzieś ty była?!!-wydarł się na mnie.
-Ja...ja.jja..-zaczęłam się jąkać.
-No słucham!!-wrzasnął.
-Ja..ja.. ja rozmawiałam z Rosi.-powiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
-Ale kur*a,skończyliście dawno lekcje,a jest 21.00!!!!-zaczął się dalej wydzierać.
Co miałam mu powiedzieć,że byłam w parku z kumplami i paliłam? nieee,wolałam to przemilczeć.
-Mam już tego dosyć!!-wrzasnął  na mnie, a ja się przestraszyłam.Poczułam jak po policzkach spływają mi pojedyncze łzy.
Harry,to zauważył bo nie wiedział co ma zrobić.A jak by tego było mało mnie znów zaczęło boleć w okolicach serca.Tym razem mocniej.
-Nie chciałem tak po tobie nawrzeszczeć,ale martwię się o ciebie,wybacz.-powiedział,po czym mnie przytulił.
-A teraz mi powiedz czy wszystko w porządku ?-spytał z zatroskaniem.
-Tak.
-Bo zrobiłaś się jakaś blada.
-To ze zmęczenia.-powiedziałam.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Cześć,Wam. ;) rozdział został napisany ale nie jest on zbyt ciekawy.
Prosimy komentujcie ;*
Ola i Wika ;*