piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 45

Noga dobrze się zrosła, a rękę... mogę swobodnie już nią ''wywijać''.
Jedynie muszę mieć owinięte nadgarstki aż po łokcie. Głupie rany.

***
Wyszliśmy ze szpitala.
Wsiadłam do auta z zamiarem, że szybko znajdę się w domu...
Jednak zauważyłam,że nie jechaliśmy w kierunku naszego domu.
Podjechaliśmy pod jakiś biurowiec.

 Nie byłam pewna co do wysiadania z samochodu.
-Ley... chodź.- powiedział Harry, który stał już na dworze.
Wysiadłam i wprost za nim szłam.
Mijaliśmy wiele pomieszczeń, korytarzy i wind. Wszystko tam było, dość eleganckie.
Wiem, że byliśmy na dość wysokim piętrze, a Hazza jeszcze się nie zatrzymał.

***
Czy ja mam coś ze wzrokiem, czy właśnie przeczytałam tabliczkę z napisem ,,Psycholog'' ?!
Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, a Harry powiedział coś jakieś babce, która kazała mi iść za nią.
To było dziwne.
Jeśli chcą ze mnie zrobić jakąś chorą psychicznie, no to przepraszam bardzo ale nią nie jestem!
A udawanie 'doskonałego' brata mu nie wychodzi. Teraz psycholog co dalej?!

Po kilku minutach weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, a raczej ładnego pokoju.
-No dobrze... Leayna. Jestem Jessie Price.
-Eee dzień dobry?- powiedziałam trochę nie pewna co zrobić.
-Usiądź.- zrobiłam jak mi kazała -No dobrze Leayno, powiesz mi co wydarzyło się tamtego dnia po porwaniu?
-Czy jest pani psychologiem?- zakpiłam z niej.
-Tak.
-No więc, mój brat to kretyn i nie wie co zrobić jeszcze by co dzien pokazywano go na okładkach to mnie do zasranego psychologa zabrał i jakąś psychiczna ze mnie chce zrobić!- zaczęłam wrzeszczeć.
-Spokojnie... Więc powiedź, co wydarzyło się takiego, że nie rozmawiasz z nikim.
-Ależ rozmawiam...
-A z bratem...
-Nie mamy o czym.
-Martwi się o Ciebie.
-Coś mi się nie wydaje. Udaje takiego ''wyjątkowego''.
-Ale..
-Proszę pani... nie ma o czym rozmawiać.
-Proszę powiedź mi co się takiego przez te dni wydarzyło, aż takiego, że zapadło w twojej pamięci?
-Nic. Było wręcz zajebiście, a wie pani?
-Hym..
-Hasaliśmy po kwiecistych łąkach z jednorożcami normalnie.- powiedziałam podirytowana.
-Leayno...
-Tak?
- Spokojnie i pytam naprawdę.
-Nic.
-Chcę Ci pomóc z tym. Byś zapomniała, a nic lepiej nie pomaga jak rozmowa.
- I tu się pani myli. Czuję się znakomicie i żadnej pomocy nie potrzebuję.
-Jakoś mnie nie przekonałaś.
 -Niech mnie pani zostawi!  Następna  zaje*ana osoba?! Wszyscy jesteście tacy sami!

Nie miałam zamiaru na dalszą rozmowę. Po prostu wyszłam z pomieszczenia, trzaskając drzwiami za sobą.
-Ley?! Co się stało?!
-Nie udawaj takiego znakomitego braciszka. Żadna gazeta nie będzie pisała i nie będzie mieć nowych ploteczek ze mną i ty w roli głównej. Przestań w końcu udawać kogoś kim tak naprawdę nie jesteś!
Wy wszyscy udawaliście by zawrzało w każdej gazecie, jak i na świecie. Chcieliście, no to proszę bardzo! Ostatni raz! Nie chcę Was już widzieć. Żegnam!

Wybiegłam z wieżowca i szłam w stronę niby jeszcze mojego domu.
Do domu weszłam jak burza i od razu do swojego pokoju.
Spakowałam swoje walizki i z nimi udałam się do domu Rosi. Wcześniej napisalam list dla chłopaków tak na zakończenie.

Cześć.
Nie spodziewałam bym się po was coś takiego... 
No ale jeśli tak... to w takim razie wyjeżdżam. Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie...
I tak byla tu nie chciana więc cześć. Żyjcie sobie już tak jak kiedyś... wielkie gwiazdki popu -,-.
Leayna

-Hej Ley. Co ty robisz tu z walizkami?
-Hej, nie pamiętasz... wyjeżdżam.

Pożegnałam moją przyjaciółkę, nie pozwoliła mi wyjść bo mieli jeszcze przyjść pozegnać mnie moi koledzy.
Następnie poszłam na lotnisko, na szczęście miałam niedaleko.
Kpiłam bilet i czekałam na głos z głośnika informujący mnie, że mogę już iść do odprawy.
Na szczęście miałam jeszcze ważny paszport. 

***
Siedzę właśnie w samolocie i czekam na lot.
Siedzę przy oknie, a obok mnie jakaś najwidoczniej fanka 1D. Wiecie, po czym poznałam? Bluzka z ich twarzami, etui z ich wizerunkami na komórce i torba z napisem One Direction.
Chciałam mieć już ich z głowy. NIe mieć z nimi nic wspólnego!
-Hej. Jestem Lizzy.
-Hej. Ley.
-Nie musisz się przedstawiać. Wiem kim jesteś.
-Skąd?
-Jak to? Jesteś siostrą Harry'ego Styles'a.
-Hahahaha... tego z One Direction?! Dziewczyno, niestety ale nie jestem żadną tam siostrą kogoś tam.Jestem jedynaczką i pochodzę oraz mam rodzinę w Polsce.
-Nie udawaj. Przecież nie powiem mediom czy coś.
-Ale ja nie jestem nikogo siostrą! Zrozum to.
-No dobra jak chcesz...

Rozmawiało mi się z nią dość  ciekawie.
Na szczęście  odpuściła sobie dalsze wypytywanie mnie.

Po kilku godzinach pilot przywitał nas w Polsce.

Gdy wysiedliśmy z samolotu, przywitała mnie samotność, nie to co Lizzy. Rodzice i widać że brat na około 19 lat.
Smutna poszłam przed siebie.
-Ley!- zawołała dziewczyna.
Odwróciłam się do niej przodem.
-Może podwieźć Cię?
-A z chęcią.

Potem tylko odbiór bagażu i jazda do babci.

***
Stoję właśnie przed domkiem mojej babci.
Wdech.. wydech..... dasz radę.
Zadzwoniłam do drzwi.
Po chwili drewniana powłoka otworzyła się, a przede mną stanęła dobrze zadbana babcia.
Wiecie potrafiła dobrze się ubrać, pomalować i ogólnie była na czasie. Miała około , znaczy między 50 a 60 lat.
-Cukiereczku co tu robisz?- spytała dość zdziwiona.
-Babciu...
-Wejdź.


Po kilku minutach kazała mi wszystko wyjaśnić, dlaczego jestem w Polsce, a nie w Angli.
-Bo okazało się, że oni przez cały czas mnie okłamywali. Wcale nie chcieli bym z nimi mieszkała. Zrobili to tylko i udawali takich idealnych dla mediów.
-Czy ciocia o tym wie, że tu jesteś?- czyli mama Rosi.
-Nie.. gdyby tak było. Zabroniła by mi wyjeżdżać i pewnie porozmawiała by z Harrym.
-Rozumiem. No to dobrze.. w takim razie leć na górę do swojego pokoju i rozpakuj się. A ja zadzwonię do cioci.
-Co?! Nie!
-Spokojnie...
- No dobrze.

Często przebywałam u babci, dlatego ja i osi mamy tu własny pokój na spółkę.
Nic się tu nie zmieniło.
Plakaty różnym zespołów wisiały na ścianach.
Może i przyjechałam do kraju, ale co dalej?!
Chyba jednak tego do końca nie przemyślałam.

***
Postanowiłam przywitać moją starą drużynę siatkarską.
Wiedziałam gdzie w tych godzinach ich znajdę.
Poszłam do szkoły.
Ta w Polsce różniła się od tej w Anglii.
Pamiętam jeszcze gdzie iść by dojść do hali.
___________________________________________________________________________
Hej.
No to nie o owijm w bawełnę. Miało być 3 komentarze, ale no cóż trudno macie :D ostatni raz coś takiego.
Sorki za błędy- jeśli się pojawią.
Zaczynają się wakacje, a więc... jest wolne od szkoły, to ja biorę wolne na dwa miesiące i rozdziały dodam dopiero we wrześniu.
Chyba się nie obrazicie? Prawda?

Następny rozdział
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
7 komentarzy

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 44

-Więc... co on ma wspólnego?- spytał dość zdezorientowany Zayn.
-A to, że to właśnie ON porał wcześniej te dwa razy Ley.
-Żartujesz sobie!?- z kanapy szybko wstał Liam.
-Chciałbym.- powiedziałem cicho,a potem przejechałem rękoma po twarzy.
-A tak w ogóle, co teraz z Ley?-zapytał Niall.
To było dziwne, on zjadł tylko jakąś marną kanapkę. To do niego niepodobne.
-Gemma stwierdziła, że potrzebuje trochę czasu, a sama przyjdzie pogadać.
-No dobra stary ja spadam. Cześć chłopaki.- powiedział Zayn i wyszedł z domu.
Po kilku minutach wyszedł także Louis, Liam i Niall.
Coś mi się wydaje, że nasz blondyneczek się zakochał.

~~Leyana~~
Obudziłam się rano. Czułam się tu źle, tak obco.
Z tą świadomością, że jesteś niechciany w domu, a wszyscy w okół ciebie okłamują Cię, niechcesz dalej z nimi żyć.
Chcesz się wyprowadzić, zamieszkać daleko od tych osób. Chcesz się po prostu odizolować od nich.
No nic. Mam już plan, tylko sama nic nie osiągnę.
Ubrałam się. Postawiłam na taki zestaw, ponieważ było nawet ciepło,a za niedługo wakacje.
Gdyby nie ten debilny gips na nodze, z pewnością nie było by mnie tu.
Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się jak zająć sobie czas.

***
Dziś jak wiadomo piątek, więc zero lekcji do odrabiania. Minęło już dobre kilka godzin, a więc Ros i inni skończyli lekcje.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi i z hukiem otworzyły się.
Przed nimi stała 5 zwariowanych przyjaciół. Mimo wszystko wybawili mnie od nudy.
-Witajta połamańcu.- zaśmiał się Josh.
-Hej. Dzięki Bogu, że o mnie pomyśleliście i przyszliście bo normalnie myślałam, że tu zwariuje.
-Jak się czujesz?- z samego końca wyłoniła się Ros.
-Teraz to nawet spoko.
-Wiesz jak to Harry mówił, że jaka ty to załamana jesteś...- zaśmiałam się z tego co powiedział  Steven.
Wszyscy rozsiedli się gdzie się da.
-No to jak tam moje gołąbeczki?- zaśmiałam się, chodź życzyłam im powodzenia. Pasowali do siebie.
-Emm no wiesz... jakoś.- powiedział Nicholas.
-Szczęścia życzę.- powiedziałam równocześnie z Joshem z czego zaśmialiśmy się.

Potem jeszcze przegadaliśmy kilka dobrych godzin. Z tego co im się wymsknęło, co miało być niespodzianką to to, że mieli zostać na noc u mnie.
Wszystko było podobno zaplanowane... ale.
No właśnie, zawsze jest to ALE...
Zadzwonił dzwonek do drzwi, a po chili ktoś zapukał do pokoju. Jak się okazało był to Mike.
Cieszyłam się z tego, że on także się o mnie martwi.
Jednak Josh i inni jakoś zbytnio się nie uciszyli.
Coś się stało? Skąd taka reakcja?
-Hej mała jak się czujesz?
-Hejka. Stęskniłam się za tobą,. Ze mną dobrze.
-Mike, proszę Cię, nie udawaj, że cokolwiek Cię to obchodzi jak Ley się czuje.- powiedział z pogardą Josh.
O co tu chodzi.
Zanim się obejrzałam, wybuchła między nimi kłótnia.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
Na szczęście  byli z nami jeszcze dwaj przyjaciele, którzy zareagowali i Mike wyprowadzili z domu.
-Ej mała, wszystko gra?- spytała Rosi, widząc, że patrze ciągle pustym wzrokiem w podłogę.
-Nie. Co to do cho*ery miało być?! Co?!- wrzasnęłam na Josha.
On momentalnie się zaniepokoił.
-Będzie lepiej jak już pójdziesz...- dodałam.
-Ley.-powiedziała reszta z niedowierzaniem. Broniąc Josha.
-Tak samo Josh jak i Mike są dla mnie ważni, ale wybuch złości o nic. Naprawdę przepraszam...
-Ley... chciał bym Ci powiedzieć... ale nie mogę.- powiedział bezradny Josh.
-Dobra wiecie co... daje Ci ostatnią szansę. Nie zmarnuj jej...
-Ok.- przytulił mnie, a następnie ktoś wrzasnął, że grupowy przytulas.
Mimowolnie zaśmiałam się.

Następne kilka godzin spędziliśmy na oglądaniu jakiś filmów. A czy wspominałam, ze w pokoju mam wielką plasme? Nie... no to cóż mówię teraz.
Dogadaliśmy się, co do dobicia Harry'ego i reszty jego bandy.
Ros powie, że z moją psychom źle, on się coś tam ''pomartwi'' raczej po udaje, a  pewnego dnia jak ściągną mi gips spadam z tond.
Zastanawialiśmy się wszyscy gdzie mogłam bym się zatrzymać później.
-Ejj! Mam pomysł... Ley pamiętasz naszą babcie z polski?- zapytała Ros.
-No pewnie, jak by inaczej.
-No właśnie...
-Ej, czekaj. Mam zamieszkać w Polsce?
Brunetka tylko pokiwała głową. W sumie nie głupi pomysł.
-Powiesz babci, w prost, że źle cię traktowali. Okłamywali i nie chcieli.  Powiesz cała prawdę. Nie będziesz nic nikomu mówiła, a wy- wskazała na chłopaków- macie nic nikomu nie powiedzieć, bo zabije. Przyjedziesz i jak babcia zobaczy ciebie przed drzwiami zapłakaną z walizkami, od razu Cię przyjmie pod swój dach.
-Wiesz co... nie głupi pomysł.

***
Obudziłam się... gdzie?
Na podłodze.
Nie wydaje mi się, bym zasnęła na ziemi. Popatrzyłam na swoje łóżko i zobaczyłam ludzką kanapkę. Każdy leżał na każdym. Zabawny widok.
Jakoś wstałam i poszłam się ogarnąć, potem ich obudziłam.
Tylko, że... nie zbyt typowo.. bo zwaliłam ich wszystkich z mojego łóżka.

Oczywiście trochę wrzasku przy tym było, ale z mojej perspektywy, to było dość śmiesznie.
Zeszliśmy na dół, znaczy ja pokuśtykałam do kuchni, gdzie  zjedliśmy śniadanie.
Na szczęście chłopaków chyba nie było.
Ale gdy już wszyscy wychodzili przyjechali na podjazd.
Od razu 1D zaczepiło moich przyjaciół i jak się umówiliśmy powiedzieli jaką to ja mam załamke i bla bla bla.

Najszybciej jak tylko mogłam weszłam na górę i zamknęłam swój pokój na klucz.

~~~KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ ~~
-Ley...-usłyszałam wołanie z dołu.
Bez słowa ominęła Harry'ego, który czekał na mnie i poszłam do jego auta.
Rozsiadłam się na przednim siedzeniu, gdy on tylko machał głową z bezradności.
Przez te 3 tygodnie nie odezwałam się do żadnego z chłopaków i w bliskiej przyszłości nie mam takiego zamiaru.
Na reścię dziś ściągną mi gips.
Jestem tylko ciekawa czy mój plan wypali?
______________________________________________________________________________
Hej. Sorka, że nie napisałam wcześniej, ale wycieczka szkolna :3 i poprawa ocen.
Sorki za jakiekolwiek błędy jeśli są i sorki za zanudzenie Was.
Wiecie co mnie najbardziej przybiło?
To to, że nie komentujecie.
Chyba do następnego 3 komentarze- next.




środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 43

Jestem w tym przeklętym szpitalu, już ponad tydzień.
Mam dość.
Przez cały ten czas, nie miałam chwili spokoju.
Chłopaki postanowili, że będą się wymieniać miejscem i pełnić tak jak by wartę pilnując mnie.
Tak, tak wiem o tym, że to bezsensu no ale spróbujcie przekonać do tego piątkę dorosłych dzieci.
Zawsze muszą mieć swoją rację i zrobią wszystko by na tym postawić.
Miałam serdecznie dosyć pytań, typu: Jak to się stało?
No co ja Duch Św. , że będę wszystko wiedzieć?!
No nie wydaje mi się właśnie.
Ale co najlepsze, miałam skręconą prawą rękę.
Oczywiście, musieli mi nastawiać, co bolało.
Bolało?! To raczej mało powiedziane.
-Hej, młoda.- do sali wszedł Harry.
On to najwięcej pytań zadaje, reszta odpuściła sobie.*
Gemma mówiła, że mam się tym nie przejmować i w ogóle nie zwracać uwagi na niego.
-Jak się czujesz?- spytał  siadając na krzesełku przy moim łóżku.
Zero rekcji z mojej strony.
-Czemu nie chcesz, żadnym z nas rozmawiać? Nic Ci nie zrobiliśmy.
Pff, wcale! Tylko, przez niego zostałam porwana i teraz leże w szpitalu.
***
Już nawet laptop mnie znudził.
-Kiedy będę mogła z tond  wyjść?- pytałam Hazze.
-Z tego co mi powiedziano to jeszcze tu poleżysz.
-K*rwa..- przeklnełam po cichu.
-Ley- powiedział dość surowo.
-No co?
-Dobrze wiesz.
Spodziewałam się, że nikt tego nie usłyszy,a tu jednak.

***
Harry na szczęście wyszedł. Ale za to przyszedł  lekarz.
-I kiedy będę mogła wyjść?
-Z tego co widzę, rany goją się dość dobrze. Będziemy za chwilę ściągać szwy, a co skręconej ręki. Założymy specjalni usztywniacz, zamiast gipsu.
-Na rescie.
-Będziesz mogła wyjść jeszcze dziś.
-Jest. Dziękuje.
-No dobrze, za chwilę przyjdzie pielęgniarka. A właśnie, zadzwonić do twojego brata, czy sama to zrobisz?
-A muszę?
-Tak.

Po kilku minutach przyszła pielęgniarka znów z  lekarzem.
Wyciągnęli mi szwy.
Teraz, pozostało mi czekać na wypis.
Nie chce utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu z całym 1D, Gemm'om i rodzicami. Nie chce. Gdyby nie ja, żyli by sobie dalej swoim idealnym życiem.
Taka prawda. Ja jestem tylko jakimś wyrzutkiem. Nie pasuje do nich.
Ale gdzie ja niby pójdę?

***
-Witaj siostrzyczko!- do sali wszedł Harry, rozkładając ręce jak jakiś Bóg.
Tak, tak... oby tak dalej... a ta jego 'kariera' zajdzie jeszcze dalej aż do czarnej dziury.
-Chodź, mam twój wypis.- pomachał mi białą kartką.
Zeskoczyłam z łóżka i prosto za bratem 'poszłam', a raczej kuśtykałam  do wyjścia.
Cieszyłam się, że już nie muszę tu siedzieć. Natomiast będę musiała zmierzyć się z chłopakami co wcale mnie nie pociesza.
Najgorsze jest to, że jestem zmęczona. Wydarzenia ostatnich dni, odbiły się na mnie dość emocjonalnie.
Do dziś pamiętam  dokładnie zabicie na moich oczach.
... strzał...krew... ból....
Za dużo, a ja gdy tylko zamknę powieki. Całą tą cenę widzę przed oczami.
-Możesz spokojnie usnąć, przed nami jakie 30 min. bez korków. Co w Londynie ... tak z 1,5 godziny do domu.
Nie odpowiedziałam.
-W domu czeka na ciebie niespodzianka.
-Nie chce żadnych niespodzianek.-powiedziałam patrząc przez okno.

~~Harry~~
Boję się o stan psychiczny mojej młodszej siostrzyczki.
Nie chce z nikim wiele mówić, a z tego co mnie poinformowano w szpitalu, to nie je.
Dobrze widziałem podczas drogi do domu, jak zmaga się z snem. Ale w końcu usneła.
Mam nadzieję, że ta niespodzianka się jej spodoba.
Wziąłem koc do ręki i przykryłem nim brunetkę.
Podczas snu, była taka niewinna.

Gdy staliśmy tak w korku już dobre 30 minut, Ley zaczęła coś mówić przez sen.
Zaczęła się, jak by wyrywać.

~~Leayna~~
Próbowałam uciec. Wyrywałam się, by tylko srebne ostrze nie wbiło mi się w skórę.
-Ley...-usłyszałam gdzieś w tle.
-Ley..- znów.
Tym razem się ocknęłami szybko rozejrzałam się gdzie jestem.
Nadal siedziałam w aucie,a przed nami długi korek.
-Ley? Co się tam wydarzyło?
-Nic...
-Nie ufasz mi?
Cisza.
Może i go tym gestem zraniłam, ale ja nie mam zamiaru rozmawiać o tym co się tam wydarzyło i czy mam do niego zaufanie.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy.
Zatrzymaliśmy się na podjeździe i szybko wyskoczyłam z auta.
No i co teraz zrobisz?!
Głupi głosik, nieustannie powtarzał to zdanie.
Szczerze? Nie wiem! Naprawdę nie wiem!
Weszłam do domu. Było dziwnie cicho.
Pewnie nikogo nie ma.
A jeśli nie ma to...- pobiegłam do siebie.
Oparłam się o drzwi i zjechałam po nich, a głowę schowałam między nogi.
Dla ciebie nie ma tu miejsca! Zrozum! Jesteś 5 kołem u wozu!
Znów ten głosik, który wcale mnie nie pocieszał, a wręcz przeciwnie... jeszcze bardziej dobijał.
Wspomnienia... to jest jak blizna- na zawsze pozostanie.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Nie odpowiedziałam.
-Leayna?- usłyszałam za drzwiami głos Harrego.
-Co chcesz?
-Musimy porozmawiać
Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka.
Usiadłam na łóżku, a Hazza obok mnie.
-I jak podoba Ci się pokój?
Rozejrzałam się po pokoju i dopiero teraz zauważyłam,  że to nie jest mój stary pokój.

-Ej...- szturchnął mnie uśmiechając się do mnie.
-Taa... jest super...
-Coś nie widzę entuzjazmu w tym.

-No to się mylisz...- powiedziałam cicho, ale na tyle by mógł mnie usłyszeć.
Przez cały ten czas wzrok miałam wpatrzony w podłogę.
-Coś się tam stało. Powiedz mi..
-Nie twoja sprawa.
-No dobra... będziesz chciała sama powiesz. Przynajmniej mi powiedz czy był to ten co kiedyś.
Ja tylko pokiwałam głową na ''Tak''.

***
Harry nie pytał już za wiele bo i tak nie odpowiadałam mu.
Nie będę mówiła nic osobie która okłamuje mnie prosto w oczy.
Nie mogli by  powiedzieć prosto z mostu, że im przeszkadzam?!
No niee, muszę sama do tego dojść.
Kilka godzin temu wrócili chłopaki, a Gemma? Chyba wróciła do Holmes.
Harry gdzieś wyszedł,a chłopaki cudem nieprzyszli mnie nękać co dla mnie jest na plus.

Dostałam sms z wiadomością : ,,Możesz być już spokojna, złapali tego mężczyznę.''

~~Harry~~
-Wróciłem.-powiedziałem ponuro.
Wszystko mnie przytłacza, właśnie wracam z policji.
Jedyna rzecz która mnie pocieszyła, to fakt iż złapali tego faceta.
-Siema stary.- powiedzieli chórkiem chłopaki, siedząc  w salonie i oglądając TV.
-No i co się dowiedziałeś?
-Wiecie co, chyba aż za wiele.- powiedziałem.
-Co jest?- chłopaki byli dość nie zapokojeni.
- Pamiętacie jeszcze Jake?
-Niestety.- wszyscy go dokładnie pamiętamy.
Z początku normalny kolega z mojej klasy. Potem nasz fan, a następnie psychofan.
Chciał dołączyć do naszego zespołu, ale zabroniono mu. Obiecał, że się odegra.
Przez 3 lata, nie odzywał się do nikogo, aż zapomnieliśmy o nim, aż do dziś.
Nie mogę! No po prostu nie. mo.gę.! To za trudne. Ta wiadomość, że to prze zemnie Ley była w tak ciężkim stanie i to prze zemnie jest teraz w takim stanie w jakim jest..., nie mówiąc już o tym co tam przeżyła.
______________________________________________________________________________
Hej i na wstępie wielkie PRZEPRASZAM.
Chyba się na mnie obraziliście...
Rozumiem, ale przecież napisałam, że przez jakiś czas rozdział nie będzie dodawany,a teraz co?
Nie komentujecie, co wcale mi nie pomaga.
Wręcz przeciwnie, nie chce mi się pisać normalnie tych rozdziałów, jeśli to tak ma wyglądać....
Nie będzie komentarzy.. nie będzie rozdziałów, bo chyba nie ma dla kogo.
PS. wybaczcie za jakiekolwiek błędy ;/
No to chyba do następnego ....


poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 42

~~Harry~~
Coś jest nie tak. Długo z tam tond nie wychodzą.
Nagle drzwi od sali otworzyły się a z nich wyjechało łózko na którym leżała zmasakrowana Ley, pchane przez dwie pielęgniarki, następnie wyszli lekarze i kilka pielęgniarek.
Szybko zerwałem się z niewygodnego siedzenia.
-Doktorze.
-Tak?- odwrócił się do mnie przodem.
-Co z nią?
-Kim państwo są?
-Ja jestem jej bratem, a moja siostra także i jej.
-Ehh no dobrze, w takim razie zapraszam do gabinetu.

Po kilku minutach siedzieliśmy już na krzesłach w gabinecie lekarskim.
-No to tak, wasza siostra odniosła wiele obrażeń. Ma połamane żebra, wiele ran głębokich, które musieliśmy zszywać. Najgorszy stan maja ręce, obie i noga. Noga została złamana w dwóch miejscach, teraz akurat jest składana. Ewidentnie ręce zostały skaleczone czymś ostrym ponieważ jest wiele cięć jedna nachodzi na drugą. No nie będę okłamywał, że jej stan jest bardzo poważny i dzisiejsza doba wszystko zadecyduje czy przeżyje.

***
To co usłyszeliśmy, nie mogło się mieścić w głowie.
Znów mogliśmy stracić naszą małą Ley.
-Czy możemy do niej wejść?- spytała lekarza Gemma.
-Tak tylko dwójkami.
Pokiwaliśmy głową.
-No to wy idźcie pierwsi.- odezwał się Liam, a  reszta mu przytaknęła.

Weszliśmy do pomieszczenia i od razu usłyszeliśmy irytujące pikanie maszyn, które informują o tym, że brunetka żyje.
Usiedliśmy na stołkach które były obok łóżka.
-Mała, co oni ci zrobili.- powiedziała płaczliwie Gem.
Jej twarzyczka była blada, opuchnięta i mocno posiniaczona. Miała na niej także wiele ran.
Niech ja się tylko do wiem, kto to zrobił, a nie ręczę za siebie.

***
Godziny mijały, a ja nie opuszczałem  sali. Chłopaki z Gemm'om pojechali do domu.
-Harry.- usłyszałem cichy głos dochodzący z wejścia.
Odwróciłem głowę w tamtą stronę i zauważyłem stojącą w wejściu Clare.
Wstałem i przytuliłem dziewczynę. Tęskniłem za nią. Te kilka miesięcy bez niej, cale mi nie pomagały.
-Hej.- powiedzieliśmy równocześnie.
-Co z nią?-spytała kierując się do łóżka Ley.
-Nie najlepiej.
Siedzieliśmy tak spory kawał czasu. Zegar na ścianie wskazywał 4.34 nad ranem.
Teraz dopiero zauważyłem, że blondynka siedzi na drugim krzesełku przytulona do mnie.
Głaskałem ją po jej włosach.
Nie wyobrażam sobie żyć bez Leayny. Może i się kłócimy, może i jest czasem zarozumiała, chamska, obojętna na wszystko, to przecież moja siostra, którą zabrano nam gdy miała zaledwie trzy latka.
To przecież było małe dziecko. Gdy dowiedziałem się o tym, obiecałem sobie, że kiedyś odnajdę moją młodszą siostrzyczkę.
Dotrzymałem obietnicy, ale gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że jej życie zmieni się na gorsze, nawet bym jej nie szukał.
Postanowiliśmy ostatnio, że lepiej by było dla niej gdyby jednak zamieszkała z mamą, a ona oczywiście zareagowała jak to ona.
No i skończyło się tu. Nie mogę patrzeć jak moja siostra się stacza, przecież to widzę.
Nie chcę jej oczywiście o nic posądzać, bo dokładnych dowodów to ja nie mam.
Ostatnio jeszcze Liam powiedział mi o tym, że do domu wróciła mokra.
Chciałbym wiedzieć, co moja siostra robi. Gdy po szkole nie przychodzi  do domu długi czas, zadaje sobie wiele pytań na które i tak nie znam odpowiedzi.
Czy nie wpadła w złe towarzystwo? Co robi? .... i wiele innych.

***
-Doktorze, co z nią? Kiedy się obudzi?- zadałem pytania starszemu panu  białym kitlu.
-Twoja siostra jest w stabilnym stanie, jednak nie mogę przewidzieć, kiedy się obudzi. Jej organizm musi się zregenerować. Może nawet dziś się obudzi.
-Dobrze dziękuję.

I właśnie te słowa usłyszałem po dwóch tygodniach.
Spodziewałem się, że za chwilę będą ją wybudzać, a oni powiedzieli, że musi sama się przebudzić.

Ponownie wszedłem do sali w której siedzieli wszyscy, a w koncie wielki pluszowy miś od chłopaków i ode mnie  dla Ley.

Siedzieliśmy, ja z chłopakami oglądaliśmy mecz, a dziewczyny coś opczajały w internecie na laptopie.

Odruchowo popatrzyłem się na Ley i co zobaczyłem?
Patrzyła na mnie zmęczonymi oczami.
-Ley?!-szybko doskoczyłem do jej łóżka, a wszyscy momentalnie odwrócili się.
Liam pobiegł po lekarza.

Po chwili do sali wszedł w podeszłym wieku lekarz i wyprosił prawie wszystkich z sali. Zostałem tylko ja i Gemma.
~~Leayna~~
Pomimo dostanych leków, ręka bolała mnie niemiłosiernie.
-Jak się czujesz?- zadał pytanie lekarz.
-Ręka mnie boli.
-Która?
Wskazałam na tą, która miałam wcześniej złamaną.
-No dobrze, w takim razie za chwilę zrobimy prześwietlenie.- był trochę zamyślony. Jeszcze chwilę mnie pobadał i razem z Harrym wyszedł ze sali.
Na krzesełku obok mnie usiadła siostra.
-Wiesz... martwiliśmy się o ciebie.- przerwała ciszę. -Kto to był?
-Ten... co wcześniej.- zachrypiałam, a Gem podała mi od razu wody.
Popatrzyłam na swoje ręce, które były przewiązane bandażami i  noga... w gipsie.
Mam dość w chodzeniu z gipsami. Czułam się bezradna w tej sytuacji.
Wszystko mnie przytłaczało w tym szpitalu.
_________________________________________________________________________
Hej.
No to tak... od czego by tu zacząć?  Więc zapraszam do obserwowanych, pasek na samym dole.
A także do głosowania w ankiecie.
Linków chyba tym razem podawać nie muszę, jak co są przy ostatniej notce. Linki są to do: Aska Ley, do mojego aska i do mojego drugiego bloga na którego zapraszam i mile widziane pozostawienie po  sobie komentarza.
Dobra, przyznaję, ten rozdział nie wyszedł mi ;/