niedziela, 28 czerwca 2015

Gdzie rozdział?

No właśnie, gdzie on jest?
Przepraszam, że nie dodaje go wam dzisiaj, ale udało mi się napisać zaledwie połowę, ponieważ dopiero dziś pod wieczór zorientowałam się, że już jest niedziela :/ 
Tak bardzo wciągnęło mnie czytanie nowej książki, że zapomniałam o całym świecie :D 
Mam nadzieję, że zrozumiecie, no bo hej! Mogłam was w ogóle nie informować i zostawić sobie tak be niczego i pfff nie interesować się wami :p Jednak ja tak nie potrafię  i musiałam napisać kilka słów. Kolejny rozdział pojawi się w środę i jeśli uda mi się wszystko będzie razem z małą niespodzianką, ale to dopiero w środę, dlatego czekajcie :) i wchodźcie na drugi blog, link w wiadomościach :) do zobaczenia, trzymajcie się mordki pa :D

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 73


Marzenia, to stan w którym jest każdy z nas. Gdyby nie one nie mielibyśmy po co żyć. Dzięki nim zdobywamy sukcesy i robimy kroki w stronę lepszej przyszłości.

Najszybciej jak się tylko dało zapłaciłam za swoje zakupy, po czym razem  z Mikem wyszłam ze sklepu kierując się w stronę wyjścia. Gdybym tylko mogła, napisałabym do ojczyma, że wrócę później jednak brak komórki zmusza mnie do wzruszenia ramionami. Oczywiście mogłabym poszukać go po centrum handlowym, ale wszyscy dobrze wiemy, że tego nie zrobię. Byłam ciekawa czym niby jest ta niespodzianka. Mike wziął ode mnie wszystkie torby i równym tempem poruszaliśmy się w stronę jak się później okazało sali gimnastycznej.
-Po co tu przyszliśmy?- spytałam, gdy otwierałam drzwi by wejść do środka.
-Chodź, a się dowiesz.- uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja czułam się zdezorientowana, ale szłam  tym razem za nim. Odłożył moje  torby do jego szafki w męskiej szatni, w której mimo wakacji i jedynych treningów raz w tygodniu śmierdziało potem zmieszanym z męskimi dezodorantami.  Chwycił mnie za rękę po czym lekko pociągnął za sobą. Weszliśmy na pustą salę i w tym samym momencie kiedy chciałam ponownie zapytać po jaką cholerę tu przyszliśmy on odwrócił się do mnie.
-Zanim wyjechałaś z bratem na wakacje, pamiętasz jak graliśmy z chłopakami w siatkówkę?- przytaknęłam, czekając aż przejdzie do sedna sprawy.
-Okazało się później, że tak naprawdę trener cały czas nas obserwował w tym ciebie i gdy wróciliśmy następnego dnia powiedział mi, że gdy tylko będą nabory  do drużyny dziewczyn w siatkówce ty też tam masz być.
-Ale ja nie...
-Nie! Jesteś idealna i nawet lepsza od tych wszystkich dziewczyn.

***
-Zrozum jedno, gdy przebijasz piłkę całe skupienie musi być w głowie i idealnym położeniu rąk jak i nóg.
Widać było jak bardzo chciał mi pomóc i przejął się tym, że prawdopodobnie będziemy mieć razem treningi co jeszcze bardziej go zmobilizowało do tego by mi "pomóc". Ja wiedziałam, że jego słowa na nic się zdają, jednak ciekawie obserwowało się go pod czas gdy był skupiony.
-No dobra, czyli gdybym skoczyła na lewą nogę mogę mieć większe problemy?
-Tak, skoro ta noga jest po kontuzji lepiej nie narażać się.Mimo to pamiętaj jedno, prawdziwy gracz nie zwraca na to uwagi. Do końca jest oddany temu co robi by pod czas meczu jego drużyna mogła wygrać.- podszedł do mnie niebezpiecznie blisko, przez co czułam jak góruje nade mną swym wzrostem.
-Dobra, zagrajmy w pojedynkę.
-W pojedynkę?- zaśmiałam się, a pomysł spodobał mi się i to bardzo. Kiwnął głową i zabrał z moich rąk piłkę ustawiając się po drugiej stronie siatki.
Odbił podając do mnie, a ja szybko zareagowałam przebijając ją na drugą stronę. Grał zawzięcie i widać było jak zależało mu na tym by zdobyć chodź jednego punkta.
Wybacz, ale nie poddam się tak łatwo. Pod czas całej gry nuciłam piosenkę Davida Guetty- What I Did For Love.
Po kolejnych 15 minutach udało mi się w końcu zdobyć dla siebie punkt i tym samym zakończyć tą gonitwę.
-Dobra jesteś.- podszedł do mnie i sapnął zmęczony, po czym usiadł razem ze mną na ziemi, a ja wylądowałam na jego nogach śmiejąc się.
Dziewczyna siedząca na kolanach chłopaka zdjęcie-Zawsze. Uczeń przewyższył mistrza.- odwróciłam się do niego przodem i cmoknęłam ustami w powietrzu.
-Oj nie mała. Mi nigdy nie dorównasz.- zaśmiał się opierając swoją głowę o moje ramię.
-No już nie bo cię wyprzedziłam.- zaśmiałam się, a on zepchnął mnie z siebie. Śmiałam się  z niego pod czas gdy on udawał obrażonego.
-Gdzie idziesz? Kto zaniesie moje zakupy?- udawałam oburzenie pod czas gdy on zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-Skoro jesteś lepsza ode mnie to dasz sobie radę.- machnął ręką i wyszedł. Poczekałam może z 5 minut, ale on nie wracał dlatego podniosłam się z podłogi i ruszyłam w ślad za nim. Gdy dotarłam do szatni nikogo w niej nie było. Co najlepsze, moje torby zostały w jego szafce, a ja nie znam kodu.
-Co za pacan. -mruknęłam i obiecałam sobie, że już nigdy nie dam się mu namówić na wspólne spędzenie czasu.
Rozejrzałam się po całej szatni i wywnioskowałam, że naprawdę poszedł do domu.
Nagle znienacka poczułam silne ramiona obejmujące mnie w pasie i podnoszące. Poczułam te charakterystyczne perfumy, które mogły należeć do jednej osoby- Mike'a.
-Pacan hmmm?- udawał złego, mimo iż niezbyt mu to wychodziło.
-Oj tak.- zaśmiałam się, a on postawił mnie na ziemi, nie wypuszczając z objęć. Jego dłonie powędrowały na moje żebra i okolice, po czym zaczął mnie łaskotać, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Prze.. Prze... przestań!- krzyczałam, śmiejąc się równocześnie. Upadłam na kafelki, a on na mnie usiadł. Próbowałam go strącić ze mnie, jednak na marne. Popatrzył w moje oczy, a jego palce zatrzymały się. Szybko wzięłam do płuc dużą ilość powietrza, po czym zakaszlnęłam. Mike dalej siedział na mnie, a jego dłonie trzymały moją talię.
-Eeej Wide?- pomachałam mu dłonią przed twarzą, a on zamrugał.
-O tak jasne.- szybko zszedł ze mnie podając mi rękę bym mogła wstać.
-Jesteś taka leciutka.- powiedział gdy podszedł do swojej szafki. Pokręciłam głową w zupełności się z nim nie zgadzając.
-Czy ty w ogóle coś jesz?- wyciągnął moje zakupy i popatrzył na mnie pytająco, a ja nie wiedziałam jak mam mu odpowiedzieć.
-No jasne. Przecież nie jestem jak te wszystkie dziewczyny co głodzą się by być chude itp.- odwróciłam wzrok, patrząc na swoje buty.
-Mam nadzieję.- objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten gest, a żołądek zacisnął się robiąc fikołka.
Wyszliśmy z budynku napotykając przelotnie znajomych z drużyny Mikea.
-Czemu nie spędzasz czasu ze swoją dziewczyną?- zapytałam szybciej niż zdążyłam pomyśleć. On popatrzył na mnie pytająco.
-Jaką dziewczyną?- zatrzymał się, oczekując ode mnie głębszych wyjaśnień.
-No tą z którą raz widziałam cię na mieście, a potem słyszałam jej śmiech w telefonie jak rozmawiałeś ze mną gdy byłam w Niemczech.- chwilowo myślał nad czymś, ale po chwili jego wyraz twarzy rozpromienił się.
-Oj Ley, to nie żadna moja dziewczyna. To jest moja kuzynka.- zaśmiał się, a mi było głupio. Lekko zaczerwieniłam się i starałam się to ukryć wbijając wzrok ponownie w swoje buty.
-Naprawdę?- byłam zdziwiona. Przez cały ten czas wydawało mi się, że on ma dziewczynę. Ale ja byłam głupia i naiwna. Ludzie są często jak sterowane manekiny. Idą ślepo tam gdzie wskaże im drogę inny człowiek, a życie pokazuje nam często jak wiele straciliśmy popełniając jeden błąd.

***
Wróciłam do domu około godziny 18. Podczas gdy starałam się narobić jak najmniej hałasu by uniknąć konfrontacji z mamą, ona zdążyła podejść już do mnie.
-Gdzie byłaś?- założyła ręce na piersi, a jej wzrok był morderczy. Wiem, że stara się być dobrą matką, ale niestety do mnie nigdy nie uda się jej dotrzeć w 100%.  Mam swoje zasady i nikt oraz nic nie będzie mi mówić jak mam postępować. Może i będę w dalszej przyszłości żałować tych czynów jednak ja żyję jedynie teraźniejszością.
-Z przyjacielem.- przecisnęłam się obok niej, a ona podążyła za mną.
-Jakim?- szła za mną krok w krok i nie dawała za wygraną.
-Nie znasz. -powiedziałam beznamiętnie i weszłam do kuchnie gdzie nalałam sobie soku.
-Poczekaj.- zatrzymała mnie ruchem dłoni, blokując mi przejście. Popatrzyłam na nią bez wszelakich uczuć. Niestety ale czasem mam wrażenie, że tak naprawdę nie jestem jej dzieckiem. Jesteśmy w zupełności przeciwieństwami i trudno mi jest dogadać się z własną matką.
-Co chcesz?- warknęłam. Wskazała w stronę stołu za którym sama usiadła. Poszła za jej czynnościami i usiadłam na przeciw niej.
-Zapytam jeszcze raz, dlaczego jesteś dla mnie taka nie miła?- w jej głosie dosłyszałam coś w rodzaju desperacji.
-Nie czuję się twoim dzieckiem. Tak po prostu czuję złość do Ciebie. Jeśli wydaje Ci się, że uda się to zmienić to nie licz na cud ponieważ może i w papierach jesteś zapisana jako moja matka, to w prawdziwym życiu nie mogę tego stwierdzić.- wstałam z krzesła i zostawiłam ją samą w szoku. Poszłam prosto do swojego pokoju, w którym przebywam od powrotu. Nie śpieszy mi się do spędzania czasu jak normalna rodzina. Jeśli mam być szczera coś w tym wszystkim nie gra. Niby jesteśmy rodziną ale nie ma między nami tego powiązania. Czasem wydaje mi się, że to moja wina. Może gdybym nie przyjeżdżała do Wielkiej Brytanii oni byli by ze sobą jak prawdziwa rodzina?
Tego nie wiem i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Pozostaje mi patrzeć na to wszystko i żyć dalej jak gdyby nic. Cisza w pokoju była tak irytująca i wcale mi nie pomagała, a wręcz przeciwnie. Otworzyłam okno balkonowe i przełożyłam nogi na zimne kafelki. Wieczorne powietrze było tak świeże i przyjemne, że szkoda by było wracać do środka. Usiadłam na podłodze, opierając plecy o ścianę domu.
To wszystko jest za bardzo poplątane, całe to życie. Nie widzę żadnego sensu w tym, ani żadnej przyszłości. Weszłam do pokoju, podchodząc do biurka i wyciągając małe ostrze. Razem z nim w ręku wróciłam na balkon. Chwilę obracałam żyletkę w ręce, przyglądając się jej ze wszystkich stron.
Gdybym tylko wiedziała co dalej. Okazuje się, że jestem zagubioną nastolatką wśród wielu ludzi. Podciągnęłam rękach bluzy i leciutko przejechałam ostrym przedmiotem po ręce. Ten ból daje mi świadomość, że jestem go warta. Mam do siebie wiele do zarzucenia. Ja po prostu nie odnajduję się w tym świecie.
-Leayna?- w drzwiach balkonu pojawił się Robin, spanikowałam i starałam się ukryć rękę z dala od niego.
-Wyjdź! Już!!! Wyjdź!- krzyczałam jak opętana. Po policzku spłynęło mi kilka łez, a jego mina była zszokowana i w jednej chwili pobladł. Wycofał się do pokoju ale nadal patrzył na mnie.
-Powiedziałam wyjdź!- darłam się bez ustanku . Wstałam na równe nogi, a na kafelki spadały pojedyncze krople krwi. Mojej krwi.
On jedynie stał zszokowany nie poruszając się, a po moich policzkach lały się łzy bezradności.
-Dziewczyno co ty najlepszego zrobiłaś.- wyszeptał, próbując do mnie podejść.
___________________________________________________________________________
Hej mordki! ;D
Zaskoczyliście mnie pozytywnie w jeden dzień udało wam się napisać aż 4 komentarze. Może i nie jest to wielki wyczyn ale uwierzcie, że daje wiele dla takich osób jak ja, którzy piszą. To bardzo motywuje :D Jak wam spodobał się rozdział z serii Story Leayny :)? Nie jest on jakiś łał to fakt, ale co powiecie na to by w następnym zdarzyło się coś niemożliwego ? :) Do tego czasu dzielnie chodźcie do szkoły (dobrzy żart ) bo już w następnym tygodniu zaczynamy mordki wakacje!
Jakieś plany? Może ktoś z województwa Śląskiego?

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 72

Gdybyś chodź raz zastanowił się nad sensem swego życia, co byś mógł powiedzieć? Czy były by to dobre sceny z życia, czy może jedynie pamiętasz te chwile, które najbardziej chciałbyś zapomnieć? Takie właśnie jest ludzkie życie, za każdym razem bardziej okrutne. To od nas zależy czy będziemy walczyć o szczęście...

Usiadłam na łóżku, rozglądając się po pokoju. Niby wszystko wydawało się na swoim miejscu to jednak czułam się tu obco. Jak wtedy gdy przyjechałam poznać nową i zarazem prawdziwą rodzinę. Obok moich nóg przeszedł Klakier który był jedyny w tej chwili aby zrozumieć mnie w 100%.
Do drzwi ktoś zapukał, a ja wiedziałam kim ta osoba mogła być. Oczywiście mama, nie fatygowała się by poczekać aż pozwolę jej wejść.
-Co się stało? Znów zamierzasz mi wytykać wszystkie moje błędy?- spytałam z lekką kpiną.
Usiadła obok mnie i wpatrywała się we mnie jak w obraz.
-Leayna, porozmawiajmy jak córka z matką, dobrze?- była spokojna i wiedziałam, że zależy jej na zażegnaniu sporu. Kiwnęłam głową, mimo iż byłam nie pewna co powie.
-Wiesz, że mnie zawiodłaś?
-Niestety ale nie czuję żadnej winy.- wiedziałam, że w tej chwili ją ranię.
-Dlaczego? Dlaczego ty to robisz?- jej ton głosu zmienił się mimo, że za wszelką cenę chciała zachować stoicki spokój.
Może dlatego, że chcę zwrócić na siebie uwagę?! Zawsze tylko Harry albo Gemma bo co? Bo osiągnął w życiu sukces i jest rozpoznawalny w świecie? Tak samo Gemma, ona skończyła studia i jaka to ona jest mądra. Mój mózg przetwarza szybciej niż ja, chodź staram się o tym nie myśleć. Jeśli chodzi o papierosy, to palę je od bardzo dawna i nie ze względu by w jakikolwiek sposób zwrócić na siebie uwagę. Wręcz przeciwnie, ukrywam a raczej ukrywałam to w największym sekrecie. Gdy okazało się, że mój brat to jeden z osób należących do zespołu One Direction musiałam dwa razy bardziej uważać na to co robię i mówię publicznie. Każdy jeden sekret, mógł przynieść różnego rodzaju problemy i rozgłos.
-Najwidoczniej wcześniej mnie nie znałaś i nie interesowałaś się mną.- nie chciałam jej w jakiś sposób dogryźć, chciałam by poczuła się z tym źle.
-Przemyśl to co robisz, a ja poczekam. Do tego czasu oddaj mi telefon i wszystkie inne urządzenia. Gdy będziesz chciała wyjść mam wiedzieć gdzie, z kim i o której wracasz.
Prychnęłam na jej słowa, niechętnie oddając urządzenia. Gdy wychodziła i chciała jeszcze raz na mnie zerknąć ja zamknęłam jej przed nosem drzwi. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Gdy byłam małą dziewczynką i chodziłam do przedszkola widziałam jak po dzieci przychodzą rodzice, więc ja też każdego dnia czekałam łudząc się, że po mnie też przyjdzie mama. Jednak ten dzień nie nadszedł.
Oparłam się o drzwi i zjechałam po nich. Schowałam głowę między nogami.
Byłam taka naiwna. Moje życie nie było i nigdy nie będzie idealne to wiem, jednak nie sądziłam, że nie którzy  mogą mieć go aż tak popieprzone jak ja! Chciałabym aby mama przytuliła mnie jak małe dziecko, bo teraz tylko tego potrzebuję, a tak dawno nikt tego nie robił. Od kluczyłam drzwi i wyszłam na korytarz prosto do łazienki gdzie zobaczyłam nic nie wartą osobę. Za każdym razem gdy patrzę na swoje odbicie w lustrze, widzę dziewczynę która czeka na troskliwe wyciągnięcie ręki.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dostrzegając w kącie wagę. Podeszłam do niej i stanęłam wgapiając się w nią, bojąc się na niej stanąć ponieważ nie wiedziałam czy jestem gotowa na to by zobaczyć ile ważę. Przed oczami stanęły mi sceny przez które wiele razy muszę przejść by czuć się w swojej skórze ładniejsza. Jednak czy to wszystko jest tego warte? W końcu odważyłam się i stanęłam na niej, jednak nie chciałam widzieć tych cyfr. Zniżyłam głowę dostrzegając 54,6. Wiedziałam, że to za wiele i w najbliższym czasie muszę zejść do 50.

Usiadłam na kafelkach opierając się o wannę. Wypuściłam powietrze z płuc, patrząc na szafkę przede mną. Przesunęłam się bliżej niej i otworzyłam.
Nie! Nie zrobisz tego, nie tym razem! mój umysł krzyczał by mnie uświadomić, jednak ja już trzymałam w dłoni ostrze.
Proszę Cię, nie! jednak ja już zrobiłam kreskę na nadgarstku, po niej kilka kolejnych. Wiedziałam, że zasługuję na ten ból, który był tak dobry.
-Leayna, co ty tam tak długo robisz?- usłyszałam pukanie do drzwi i głos matki.
-Nic, już wychodzę.- odkrzyknęłam i szybko wstałam na równe nogi. Przemyłam rany pod kranem, a żyletkę schowałam do mojej kosmetyczki. Szybko otworzyłam drzwi do łazienki od razu wpadając na mamę.
-Coś się stało?- jej wzrok był podejrzliwy, a ja starałam się schować przed nią zranioną rękę.
Pokręciłam przecząco głową, szybko  odchodząc do swojego pokoju.
***
Przez resztę wieczoru nie wyszłam z pokoju, woląc przesiedzieć go na balkonie gdzie przyglądałam się  nowym cięciom jak i blizną. Oczekiwałam, że kolejny dzień będzie o wiele lepszy.
Obudziły mnie promienie słońca, przedostające się przez rolety. Usiadłam na łóżku rozciągając się i ziewając. Szybko wydostałam się z pod kołdry i podeszłam do szafy z której wyciągnęłam czyste ubrania. Razem z nimi poszłam do łazienki, gdzie ogarnęłam się do stanu normalności.
-Leayna, zejdź na dół.- usłyszałam jak z salonu woła mnie tata, dlatego gdy tylko byłam gotowa zeszłam po schodach do siedzącej w kuchni rodzinie. Oh, tak śniadanie. Wszystko może w tej chwili pójść na marne?! O nie! Nie tym razem!
-Ley, siadaj.- mama wskazała miejsce obok siebie, a ja wykonałam to o co poprosiła. Od trzech dni z cudem udało mi się nie zjeść nic co jest wielkim osiągnięciem.
-Jak zjesz, to jedziemy na zakupy.- powiedział uśmiechnięty do mnie Robin.
-Czemu?- byłam zaskoczona jego propozycją, ponieważ wcześniej prawie nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy.
-Przecież za niedługo zaczyna się szkoła, więc trzeba się przygotować.- mama szturchnęła mnie w zabawnym geście, a na co ja pod nosem starałam się uśmiechnąć.
-Czemu nic nie jesz?- Gemma popatrzyła na mnie, a ja podniosłam głowę nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie jestem głodna.-mówiąc to patrzyłam prosto na nią, a ona uśmiechnęła się niezręcznie i zmieniła temat.
Po kolejnych 5 minutach bezcelowego siedzenia, wstałam.
-Teraz wybaczcie ale pójdę wypuścić z mojego pokoju Klakiera.
-Ale kochanie, popatrz, on spokojnie sobie je.- mama wskazała na kota jedzącego z miski karmę. Przełknęłam gule stojącą w gardle.
-Teraz siadaj i zjedz śniadanie. Czy ty w ogóle coś jesz? Chyba będę musiała porozmawiać poważnie o tym z Harrym.- pokręciła głową, kładąc mi na talerzu dwie kanapki na które ja patrzyłam bezczynnie. Wzrok wszystkich po kolejnych minutach gdy nie tknęłam jedzenia zwrócił się na mnie, a ja czując się pod presją chwyciłam w dłonie kanapkę i wgryzłam się w nią. Po jednej miałam zdecydowanie dość, ponieważ przez te trzy dni mój żołądek zdążył się sporo skurczyć i nie miałam zapotrzebowania na jedzenie. Mama jednak nie robiła mi z tego powodu problemów i wyrzutów, że  odłożyłam chleb z powrotem na wielki talerz. Jedynie patrzyła na mnie  z troską.
-No to co, możemy iść?- ciszę przerwał uśmiechnięty ojczym, na co kiwnęłam głową.
-Chwila, tylko zajdę po komórkę i tak dalej.- po tych słowach, podziękowałam i odbiegłam od stołu. Do plecaka włożyłam portfel rozglądając się za komórką, którą oczywiście nie znalazłam bo jakże kochana mama mi go skonfiskowała.
Gdy wróciłam na dół, Gemma wsiadała już do samochodu razem z Robinem.
-Gem, też jedzie?- spytałam matki, która wychodziła z kuchni ze ścierką w ręce. Kiwnęła głową, a ja szybko założyłam buty i wybiegłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi nie fatygując się aby pożegnać.
Po około 15 minutach zaparkowaliśmy przed centrum handlowym. Robin wręczył każdej z nas po 200 funtów po czym każdy poszedł  w swoją stronę.

Kupiłam dwa t-shirty, jeansy, szorty, nową parę vansów i kilka zeszytów oraz torbę do szkoły.
Gdy stałam między regałami w jednym ze sklepów, ktoś zasłonił mi oczy. Pisnęłam i podskoczyłam, a zaraz po tym usłyszałam śmiech Mike'a.
-Dupek.- wymamrotałam i walnęłam go w brzuch, a on udawał, że go tu uraziło. Muszę przyznać, że na aktora to on się nie nadaje.
-Co ty tu robisz?-spytałam uśmiechnięta.
-O to samo mógłbym Ciebie zapytać. Gdyby nie Nicholas do dziś bym nie wiedział, że wróciłaś. Mogłabyś chociaż ode mnie odebrać telefon.- parsknął, a ja teatralnie przewróciłam oczami.
-Mam dla Ciebie niespodziankę.- powiedział ściszonym głosem, tak by nikt nie zdołał go usłyszeć, po czym zaczął skakać podekscytowany.
____________________________________________________________________________
Hej, przepraszam za ostatnie braki w rozdziałach i opóźnienia. Skutkiem tego jest wolne i ciepła pogoda, która nie pozwala mi siedzieć w domu :D wy chyba też nie przymulacie całymi dniami przed monitorami, racja? Jeśli chodzi o sprawy związane z blogiem, okazuje się, że niby rozdział ma się kończyć ponieważ miało być tylko 80 rozdziałów, ale ze względu na dużo nie rozwiązanych spraw w opowiadaniu, zakładam, że dociągniemy do 100 :D. Jednak teraz postaram się pisać mniej rozlegle ponieważ we wrześniu chce tego bloga mieć zakończonego także komentujcie. Motywujecie mnie komentarzami, jeśli coś chcielibyście zmienić również piszcie. Do zobaczonka mordeczki ;)





niedziela, 14 czerwca 2015

Gdzie rozdział?

No właśnie...
Rozdziału nie będzie aż do... jutra, czyli 15 czerwca. Po prostu nie będę owijać w bawełnę mam tylko połowę ponieważ korzystałam z ciepłego weekendu. Dlatego wydaje mi się, że czekanie będzie warte czytania :) Zapraszam was jutro wieczornymi godzinami na premierę 72 rozdziału.

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 71 ,,Co się z Tobą stało?"


Wróciłam na miejsce, podczas gdy chłopaki rozmawiali chyba o ostatnio granym meczu.
-Wszystko okay?- zapytała podejrzliwie Rosi.
-No jasne.- zrobiłam swój fałszywy uśmiech. To co dzieje się w moim życiu i w mojej rodzinie to jedynie moja sprawa. Nikt nie jest w stanie ci pomóc na tyle by zrozumieć co czujesz. Gdy ludzie mówią ,,,Współczuję Ci" albo ,,Jest mi naprawdę przykro" to tylko nic nieznaczące słowa, które nam nie pomogą.
-Dobra, Ley opowiadaj jak tam na wakacjach? Nic nam nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz.- oczy wszystkich po słowach Josha skierowały się z zaciekawieniem na mnie. Patrzyłam na nich szukając odpowiednich słów.
-To była spontaniczna decyzja. Dla mnie to było coś w stylu  wakacji, a dla chłopaków kolejna trasa koncertowa. Pojechałam z nimi do Niemiec i Francji gdzie grałam czasem na gitarze pod czas koncertów. Zwiedziłam Berlin tak jak zawsze chciałam i poznałam niejakiego Tima Bendzko. W Paryżu nie zobaczyłam tyle ile w stolicy Niemiec ale mimo to było super i nie żałuję tego.- wydaje mi się, że wyczerpałam na tyle ile było to możliwe opowiedzenie całej wycieczki w wielkim skrócie.
-Poznałaś Tima?!- radosny i pełny głos euforii przyjaciółki rozniósł się po pomieszczeniu.
Popatrzyłam na nią pytająco by wytłumaczyła mi co to za człowiek.
-To jest niemiecki piosenkarz i tekściarz. Jest naprawdę super. Kiedyś na niemieckim nauczycielka nam go puściła i przez całą lekcje jedyne co robiliśmy to słuchaliśmy o tym jak chciałaby mieć takiego męża, który jest tak przystojny i utalentowany i to jeszcze jest niemcem. Po prostu jej ideał.- wybuchliśmy śmiechem, bo to naprawdę musiało wyglądać dość komicznie.
-Dobrze wiedzieć. Mam do niego numer. Może kiedyś jak do polski przylecimy to wręczymy go pani Sikorskiej.- zaśmiałam się z własnych słów, po czym oparłam głowę o ramię Josha.
Kolejne dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Zamówiliśmy pizze, oglądaliśmy filmy i przede wszystkim wiele się śmialiśmy ze wspomnień.
-Dobra, ja będę się już zbierać.- Ros wstała, a za nią Nicholas. Po nich zaczęli wychodzić inni i tak zostałam tylko ja i Josh.
-No to...- zaczął.
-No to...?- niezręczna cisza nastała między nami, a żadne z nas nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
Przez długi czas nie mieliśmy kontaktu,  a raczej to ja nie miałam z żadnym z nich.
Naszą ciszę przerwał jego dzwoniący telefon.
-Wybacz powiedział do mnie po czym odebrał i odszedł kilka metrów ode mnie.
-No hej kotku.... tak,przyjdę potem .... dobrze, kupię po drodze... tak ja Ciebie też... do zoba, kicia.- rozłączył się po może 5 minutach, a ja myślałam, że mi oczy wypadną. Zajął miejsce tam gdzie wcześniej jak gdyby nigdy nic.
-Czy.. czy ty masz dziewczynę?- zapytałam niepewnie. Sama już nie wiem czy byłam zazdrosna, zła czy  to po prostu fakt, że to nie na mnie będzie już zwracał uwagę.
-No tak.- podrapał się poddenerwowany po głowie.
-O więcej szczegółów proszę. Znam ją chociaż?- usiadłam po turecku całkowicie odwrócona w jego stronę, czekając z zaciekawieniem  na odpowiedź.
-Tak, znasz. To Chloe.- wydawało mi się, że się przesłyszałam jednak to była prawda.
-Co?! Żartujesz sobie ze mnie!- wstałam zła. Tyle razy mówił jak bardzo jej nienawidzi i współczuje jej przyszłemu chłopakowi, a teraz on sam nim się stał.
-Nie, Leayna usiądź.
-Czym tym razem Cię szantażuje?
-Niczym. Ja ją kocham, a ona mnie.
-Jasne.- parsknęłam podchodząc do okna -Ale jeśli ty będziesz dzięki temu szczęśliwy to okay, zaakceptuję to.
-Mówisz normalnie jak moja matka.- zaśmiał się podchodząc do mnie i obejmując mnie ramieniem.
-Nie wiem  jak ty ale ja będę już szła.
-W takim razie ja też.
Równym tempem zaczęliśmy iść w stronę mojego domu.
-Czy reszta o niej wie?- popatrzyłam w jego błękitne oczy, które w świetle księżyca błyszczały. Niech lepiej ta cała Sarky dba o niego bo nie ręczę za siebie.
-Wiedzą ale zareagowali dość podobnie.- zaśmiał się, a ja razem z nim.

***
-Gdzie ty byłaś?! Czy ty wiesz która jest godzina?!- mogła by mnie chociaż przywitać lub spytać czy nic mi nie jest, ale po co? Dopiero co weszłam do domu, a ona do mnie wyskakuje w wyrzutami. Jeśli ma zamiar siedzieć tu do grudnia to chyba wolę się wynieść z domu i w tej chwili nie zbiera mi się na żarty. Przewróciłam oczami wymijając ją i nie zwracając uwagi na nią. Chwyciła mnie za rękę i odwróciła do siebie.
-Możesz mi powiedzieć co to robiło u Ciebie w pokoju?!- wyciągnęła do góry pustej już pudełko po papierosach. Przełknęłam gulę stojącą w moim gardle. Nic nie odpowiedziałam, ponieważ nie wiedziałam co.
-No mów!- krzyknęła, a jej głos rozniósł się po całym domu. Z pozoru nie wydaje się by Anne Styles była nadgorliwą matką. Jednak pozory mylą.
-Grzebałaś w moich rzeczach! Jakim prawem?!
-Nie dałaś mi wyboru!
Nie potrafiłam zapanować nad złością nawet gdybym chciała. To było silniejsze ode mnie.
-Co się z tobą stało? Nie byłaś wcześniej taka.- jej ton głosu złagodniał. -Czemu palisz?
Nie miałam zamiaru odpowiadać na jej bezsensowne pytania, dlatego wyrwałam się z jej uścisku i poszłam prosto do swojego pokoju.

~~Anne~~
Już kiedyś razem z Harrym przypuszczaliśmy, że Leayna pali. Jednak wtedy wydawało nam się to niedorzeczne. Dziś prawda o tym wyszła na jaw i wiem, że wychowanie oraz zapanowanie nad nią będzie ciężkie. Po wylądowaniu w Anglii coś w nią weszło i w jednej chwili zmieniła się. Jako matka wiem, że powinnam więcej poświęcać jej czasu ale nie miałam wielkiego wyboru. Gdy wydawało mi się, że już wszystko idzie po właściwym torze, ona znów pokazała na co ją stać.
-Ja już nie wiem co mam robić.- powiedziałam łamiącym się głosem i usiadłam przy stole w kuchni. Obok mnie od razu pojawiła się Gemma, która zaczęła pocieszać.
-Ja naprawdę nie wiem co mam dalej robić związku z tym.- popatrzyłam na nią i w tym samym momencie do głowy wpadł mi świetny pomysł. Chwyciłam za rękę Gemme i razem poszłyśmy do pokoju Leayny. Znalazłyśmy rozwalonego laptopa pod łóżkiem, w szafce poniszczone książki, a w półce z ubraniami te cholerne paczki papierosów. To nie była jedna paczuszka ich było kila.
-Mamo co teraz?- córka spytała, a ja jak głupia wpatrywałam się w opakowania wypełnione nikotyną. Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Musiałam tą sprawę przemyśleć na spokojnie i nie sama. Potrzebowałam do tego innych osób.
-Jeszcze nie wiem córciu.- pocałowałam ją w czoło i  razem z pudełkami w rękach zeszłam do kuchni. Od razu wrzuciłam opakowania do kosza i pozostało mi czekanie na nią.

~~Harry~~
Po wylądowaniu w Amsterdamie od razu zameldowaliśmy się w hotelu. Właśnie trwają ostatnie poprawki do koncertu. Każdy z nas ubrany jest na pomarańczowo i jedyne czego nie mogę się doczekać to zobaczenie reakcji fanów. Poczułem jak coś uderza mnie w tył głowy. Szybko zareagowałem i odwróciłem się do Louisa, który trzymał w rękach piłkę i miał naklejony na twarzy ten jego uśmieszek. Zanim do niego podbiegłem szybko przejrzałem się jeszcze w lustrze i stanowczo mogę stwierdzić, że dzisiejsza fryzura poszła na marne. Wyrwałem mu z rąk piłkę i uderzyłem go nią, a ona odbiła się od niego uderzając mnie w twarz. Przez co obydwaj wylądowaliśmy na podłodze. Louis zaczął mnie dźgać po żebrach na co zacząłem się śmiać i wiercić po ziemi.
-Chłopaki opanujcie się i sio na scenę.- Paul podniósł Louisa ze mnie i popchał w stronę wyjścia z garderoby. Ja również szybko wstałem by i mnie z niej nie wykopano.
-Za 3... 2... 1... idziecie!- wrzasnął, przekrzykując tłum piszczących fanek koleś z ekipy.
Wbiegliśmy na scenę, a pierwsze nuty piosenki Live While We're Young zaczynały grać.
-Witajcie Amsterdam! Jesteście gotowi?!- krzyknął Zayn do mikrofonu. W odpowiedzi dostał jeden wielki krzyk.
-No to jedziemy.- powiedział do nas Niall.

______________________________________________________________________________
Hej ziomeczki!
Dałam radę :D uwierzcie mi ale miałam lekkie obawy, że nie uda mi się dopisać na czas końcówki i nie wstawię go dzisiaj, ale jednak udało się ufff :D co ja bym chciała tu napisać ze spraw organizacyjnych:
1. Link do 2 bloga :) z chęcią zapraszam --->BLOG BLOG BLOG
2. komentujcie bo znów mam lekkie obawy, że piszę bez sensu i wgl  bla bla blaa :p
3. jeśli ktoś chętny do nawiązania nowych znajomości to zapraszam :)
4.Jeśli chcesz zamówić obrazek do namalowania itp. zapraszam an mojego aska (link do niego w wiadomościach)

No to tyle na dziś i do zobaczenia za tydzień mordeczki :)