środa, 22 października 2014

Rozdział 52

Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona.
-Sorry.- usłyszałam głos.
No tak...
Mądry Harry przywalił mną o futrynę drzwi.
Taaak.
Ale gdzie tam wcale nie bolało <wyczuwacie sarkazm?>.
-Głąbie!-wydarłam się na niego, przez co odechciało mi się spać i momentalnie wydostałam się z objęć lokowatego.
-Tylko nie głąbie!- udawał poważnego, lecz nie wyszło mu to i zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
-No ejjj!-wydął wargi, na co pokazałam mu język i poszłam do kuchni.
Chciałam zrobić sobie herbatę, no ale NA SPOKOJNIE.
Jednak przez pewną osobę, nie mogłam. A mniej więcej był to Harry, który szedł za mną krok w krok.
Było to wkurzające i ciągle nasuwa mi się pewne pytanie.
,,Co się mu stało, a raczej co brał?''
Nie powiem, wkurzało mnie to i to bardzo!
-Jesteś debilem.- wypowiedziałam, nie odwracając się.
-Ah tak?- popatrzył na mnie.
Nie zwlekając, wyminęłam go i uciekłam do ogrodu, a on za mną.
-Zostaw mnie!- krzyczałam.
Po kilku minutach gonitwy, zatrzymałam się przy basenie.
Rozejrzałam się dookoła ale nigdzie nie mogłam znaleźć Hazzy.
Już chciałam iść do dom, gdy poczułam, że zanurzam się pod wodą.
Byłam zdezorientowana ale szybko wypłynęłam na powierzchnię, gdy usłyszałam głos brata a raczej jego śmiech.
Byłam na niego wkurzona.
-No i z czego się śmiejesz?!- zaczęłam się po nim wydzierać, a on jeszcze głośniej zaczął się brechtać.
Nagle obok niego pojawiła się reszta zespołu i patrzyli na mnie jak na wariatkę.
-No co?!- dalej wrzeszczałam.
-Nic, nic.- powiedzieli równo, podnosząc dłonie w geście obronnym.
Wyszłam z basenu cała przemoczona.
Ciuchy się do mnie kleiły, a ja ta tego nienawidzę!

Kilka minut później byłam już przebrana.
Włosy zostawiłam rozpuszczone by wyschneły.
Była dopiero godzina 5 nad ranem, a chłopaki poszli spać.
Tylko ja jeszcze stałam na nogach w tym domu. Nawet kot poszedł spać.
  ***
Nie poszłam spać, tylko kiedy wybiła godzina 10, wyszłam z domu.
Chciałam w końcu porozmawiać i pośmiać się jak kiedyś.
W zadziwiająco szybkim tempie, pojawiłam się w parku.
Nie było jeszcze za wiele osób, dlatego usiadłam na jednej z ławek.
Czekałam pół godziny..... godzinę....
Nikt nie pojawił się obok mnie.
 Zadzwoniłam do Rosi, ale nie odbierała więc zadzwoniłam do Josha, który odebrał już po drugim sygnale.
-Hej...- zaczął.
-Gdzie wy jesteście?
-A co?
-No bo siedzę  parku....
-Poczekaj.- i rozłączył się.

~~Harry~~

-Przecież nic nie zrobisz Harry!- wrzeszczeli  ze mną chłopaki.
Jakieś 15 minut temu dostałem telefon z policji, że nadal nie znaleziono Max'a, że prawdopodobnie wyjechał do innego kraju.

Nie mogę pilnować na 24 h. Ley, a przecież nie mogę pozwolić na to by znów trafiła w jego ręce.
Nie wiem, naprawdę nie wiem co zrobić.
-Harry, uspokój się. Są wakacje,  Ley wróciła do domu i powinieneś się cieszyć z tego a nie upszykszać sobie życia.
Uśmiechnął się pokrzepiająco Liam.
Miał racje. To małe gówno nie może zepsuć mi reszty życia.

~~Leayna~~
Siedziałam na ławce w parku. Przyglądałam się jak dzieci radośnie biegają po trawie i grają w berka czy chowanego.
Uśmiech zagościł na mojej twarzy, bo one nie dostają dziennie kilku tyś. hejtów jak ja.
Oczywiście są miłe wiadomości, ale to NIC porównaniu z tyloma groźbami.
Jest mi po prostu smutno.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy. Wzdrygnęłam się.
Ale ten znajomy zapach perfum sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Od razu skoczyłam mu naszyje.
On odwzajemnił uścisk i nie miał zamiaru wypuścić.
-Hej mała.- uśmiechnął się, gdy się od niego odsunęłam jednak nadal trzymał swoje ręce obwinięte wokół mojej talli.
-Hej duży.- zaśmiałam się.
-Chodź.- powiedział, chwytając moją dłoń i ciągnąc delikatnie przed siebie.
Szliśmy krótki dystans, aż zaczął prowadzić mnie do jednego z budynków.
Pamiętam, że znajdują się tu ładne mieszkania i kiedyś przez kilka godzin dręczyłam pytaniami Harry'ego dlaczego tu nie mieszkamy.
Z tego co pamiętam, to wtedy się na mnie wkurzył na tyle że był cały czerwony.

Weszliśmy do środka. Josh wycykał jakiś kod i po chwili drzwi się otworzyły, a my poszliśmy schodami w górę.

***

Stanęłam z uśmiechem. Bo aktualnie znajdowaliśmy się na strychu na którym siedziała grupka przyjaciół.
Było tu pięknie.
Po spędzonych kilku godzinach na opowiadaniu o tym co będziemy robić przez wakacje, jakie mamy plany i to co już się wydarzyło, słońce zachodziło ku końcowi dnia.
Zostałam tylko ja i Josh, a reszta poszła po pizze itd.
Usiadłam obok okna i przyglądałam się zachodowi słońca.
Poczułam jak brunet siada obok mnie.
Siedzieliśmy tak jakiś czas, aż on zrobił ruch i objął mnie ramieniem.

-Witaj kochanie.- usłyszałam piskliwy głos.
Odwróciłam się i dostrzegłam blondynkę w wejściu.

_____________________________________________________________________
Hej.
Możecie mnie porządnie zjechać, bo rozdział by tak ho hooo dawno. :/
Niestety przez naukę nie mam czasu by wgl usiąść do laptopa i coś napisać, a tym bardziej, bo nie miałam dostępu do laptopa.
Nastęny rozdział pojawi się za dwa tygodnie w środę.
Mam nadzieję, że przez długą nieobecność nie straciłam wielu czytających.

Przepraszam za nudny rozdział ale dopiero od następnych rozdziałów akcja będzie się rozgrywać dość dramatycznie, a to tylko taki wstęp do tego.