Uśmiechnąłem się na jej widok.
-Chodź.-chwyciła mnie za rękę.- Jeszcze jest tak wcześnie.-
mówiła zaspana.
-Idź, a ja za chwilę tam przyjdę.-powiedziałem od
niechcenia.
-Nie. Idziesz ze mną.- była stanowcza. –Ley śpi, a więc ty
też chodź.
Wziąłem ją na ręce i razem z nią, pomaszerowałem do mojej
sypialni.
~~Kilkanaście godzin
później- Victoria~~
Siedziałam sama w salonie, oglądając telewizor w którym nic
wartego uwagi nie było.
Chłopaki jakieś dwie godziny temu wyszli z domu, teraz tylko
czekam, kiedy obudzi się Leayna.
Nie miałam jeszcze okazji, aby ją poznać. Jak na razie, z
tego co wywnioskowałam jej osobą wybuchową i lubiącą się rządzić.
Nie zauważyłam jak dotąd u niej żadnych pozytywnych cech
charakteru.
Po kolejnych kilku minutach usłyszałam wiązankę przekleństw,
a następnie na schodach pojawiła się brunetka.
Popatrzyła na mnie z pod byka i poszła do kuchni. Nie
wiedziałam jak mam się zachować.
Poszłam jednak za nią.
-Hej. Jestem Victoria.- podałam jej rękę, gdy ona akurat
nalewała sobie do szklanki wody.
Popatrzyła na moją rękę, a następnie na twarz. Była to dla
mnie krępująca sytuacja.
Nie chętnie ścisnęła ją, jednak nic nie powiedziała.
Coś mi się wydaje, że nasze relacje nie będą tak ciekawe jak
by się mogło wydawać.
~~Leayna~~
Nie wiem, co ta dziewczyna tu robi!
Jeszcze chce się ze mną zapoznać?! Jeszcze czego! Nigdy!
-Kim ty jesteś?- spytałam, patrząc na nią z pogardą.
-Eeem…- podrapała się po głowie i dodała – Jestem jak by Ci
to powiedzieć, dobrą, a wręcz bardzo
dobrą przyjaciółką Harry’ego.- uśmiechnęła się speszona.
-Tsaa.- wyminęłam ją i poszłam do salonu obejrzeć coś w TV.
Oczywiście ta przybłęda szła za mną. Nie powiem, wkurzyło
mnie to.
Nie znam jej, więc nie zamierzam się do niej odzywać, a
jeśli to jakaś kolejna dziwka mojego brata, to będę chyba musiała porozmawiać z
Harrym na ten temat.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka nie miła?- popatrzyłam w jej
stronę.
Siedziała na drugim końcu sofy, czekając na jakąś odpowiedź
z mojej strony.
-Po prostu Cię nie znam.-mruknęłam i odwróciłam głowę w stronę
telewizora.
-No ale zawsze możemy się zapoznać, tak?- spytała chyba
raczej siebie, niż mnie.
-A kto powiedział, że ja chcę.
Ta rozmowa raczej nie prowadziła do nikąd.
Jedną z niewielu „przyjaciółek” Hazzy, polubiłam Clare. Nie
wiem sama dlaczego akurat ją. Nie wiem czy dalej utrzymują kontakty i nie mam
pojęcia co tak naprawdę dalej się z nią dzieję.
Może wyjechała z Anglii? W końcu bądź co bądź, jest znaną
modelką.
Odwróciłam głowę w stronę szklanych drzwi na taras. Nadal
świeciło słońce, a przez otwarte drzwi do salonu napływało ciepłe powietrze, co
oznaczało, że na polu jest ciepło.
Z kieszeni wyjęłam komórkę w sprawie sprawdzenia godziny.
Wyświetlacz wskazywał 18, czyli dzień
jeszcze może nie będzie zmarnowany.
Popatrzyłam na powiadomienia i ujrzałam kilka połączeń od
Mike’a.
Wstałam i wyszłam na taras idąc w stronę leżaków nad
basenem.
Usiadłam na jednym z nich i odzwoniłam do chłopaka.
(M-Mike; L-Ley)
M-No hej mała, dzwoniłem.
L-Hej. Tak wiem, coś się stało?
M-Nie no co ty. Mam dziś mecz, może wpadniesz?
L-W sumie…. A o której ten mecz?
M- Noo tak za godzinę, czyli o 19.
L- Dobra, będę.
M- Okey, będę czekał na ciebie obok Big Bena.
Rozłączyłam się i pobiegłam do swojego pokoju.
Miałam półgodziny na ogarnięcie się i 15 min, na dojście do
zegara.
Wzięłam szybki prysznic, po czym
wysuszyłam włosy i związałam w byle jakiego koczka, a następnie się ubrałam.
Wbiegłam jeszcze do kuchni, zabierając z niej butelkę wody
mineralnej.
-A ty gdzie się wybierasz?- obok mnie pojawiła się znów dziewczyna.
-Nie twoja sprawa, co robię i z kim.- syknęłam w jej stronę
i poszłam w stronę wyjścia.
Jednak drzwi otworzyły się, ale nie pod ciężarem mojej ręki.
W framudze drzwi, stanął Harry.
Po jego minie mogę wywnioskować, że był zdziwiony.
-Gdzie ty idziesz?- spytał, zagradzając mi przejście.
-Ciebie też miło widzieć.- powiedziałam sarkastycznie.
-Ley, to nie jest śmieszne, jeszcze rano czułaś się źle, a
teraz wszystko okey?! Ty masz leżeć!-ryknął na cały dom.
-Nie będziesz mi rozkazywał co mam robić!
-Dopóki jesteś pod moją opieką, będę.- powiedział
spokojniej.
-Harry, ja nie chce się z tobą kłócić. Zrozum, wakacje mi
mijają, a ja nie chcę chociaż tej połowy w domu przesiedzieć.- zaczęłam wątpić
na to, że Hazza się zgodzi abym gdzie kol wiek wyszła, bo faktycznie rano to
była jakaś masakra i takie nagłe uzdrowienie?! Sama jestem w szoku.
-Ehh, no dobra. Trzymaj się.- przytulił mnie na odchodne. –Masz
być najpóźniej o 21 w domu.
Szczęśliwa wyszłam na plac przed domem gdzie przy autach
stali chłopaki i chyba wyciągali zakupy z bagażników.
-Impreza się szykuje?- zagadałam w ich stronę.
-No jak widać.- zaśmiał się Zayn.
-A ty przypadkiem nie chora?- zdziwił się Liam.
-Cudowne uzdrowienie.- zaśmiałam się i ruszyłam w
wyznaczonym kierunku.
Do uszu włożyłam słuchawki i puściłam swoją ulubioną playliste.
Nie wiem ile dokładnie minęło minut, ale po nie długim
czasie znajdowałam się pod najbardziej rozpoznawalnym zegarem świata.
Stał tam już Mike. Gdy mnie zauważył, zaczął podchodzić w
moją stronę.
-Hej mała.- przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.
-Hej duży.- zaśmiałam się.
-No to co, idziemy?- uśmiechnął się, obejmując mnie
ramieniem.
-No pewnie, w końcu na nowo przeżyję to co uwielbiam.-
rozmarzyłam się idąc w stronę hali.
-To dlaczego nie grasz?
-Grałam, ale teraz…. Jest to, jak by Ci to powiedzieć… za
bardzo skomplikowane. Na pewno wrócę, ale jeszcze nie wiem kiedy.
-Było by fajnie. Mielibyśmy razem treningi.- zaśmiałam się
na jego porównanie.
Po jakiś 10 min.
Iścia znaleźliśmy się pod wyznaczonym miejscem. Od razu porwali go
chłopaki z drużyny, ciągnąc w stronę wejścia. Jeszcze na moment odwrócił się w
moją stronę i zrobił przepraszający gest.
Ja jedynie uśmiechnęłam się i przytaknęłam na ,,Spokojnie, nic się nie stało”.
Sama poszłam w stronę wejścia, a następnie na trybuny.
Siedziało na nich już wielu ludzi i z trudnością znalazłam
jakieś miejsce.
Nie minęło więcej niż
10 minut, a na boisko wbiegły dwie drużyny.
Zawodnicy ustawili się na swoich miejscach. Trener jeszcze zaczął
coś do nich mówić. Natomiast Mike, na szybko popatrzył na mnie i uśmiechnął
się, co ja również mu odwzajemniłam.
***
Mecz dobiegał końca. Po chwili po Sali rozniósł się dźwięk gwizdka,
kończący dzisiejsze spotkanie.
Muszę przyznać, że brakowało mi tego. Uśmiech nie schodził
mi cały czas z twarzy.
Nie wspomniałam jeszcze, że drużyna Mike wygrała, więc
miałam dwa razy więcej powodów do szczęścia.
Poczekałam, aż wszyscy kibice opuszczą hallę, a potem sama
podążyłam do wyjścia.
Minęło tak wiele czasu, kiedy w końcu znalazłam się na
dworze, że wydaje mi się iż Mike powinien już tam być.
Jednak myliłam się. Nie było go tam. Cała drużyna stała
razem, więc postanowiłam podejść do nich.
-Hej.- powiedziałam niepewnie.
-O witaj mała.- powiedział jeden z brunetów.
-Mała, to może być twoja pała.- syknęłam – Mam pytanie,
gdzie jest Mike?
-Widziałem go w szatni.- powiedział tym razem blondyn.
Nie ukrywam, Ci chłopacy z drużyny są całkiem ładni. Może
kiedyś….
Nie! Co ja w ogóle plotę…
-Dzięki.- powiedziałam na szybko i ruszyłam w stronę szatni.
Weszłam do korytarza, mijając wiele drzwi, aż natrafiłam na
te odpowiednie.
Zapukałam i nie pewnie zaczęłam je otwierać.
Jednak to chyba było błędem.
-Oł, przepraszam….- powiedziałam ściszonym głosem i
wycofałam się w stronę wyjścia.
Brunet oderwał się od blondyny i ściągnął ją ze swoich
kolan.
-Ley, poczekaj! To nie tak, jak Ci się wydaje….- chwycił w
prawą dłoń swoją torbę treningową i podbiegł do mnie. Szliśmy na równi. Nie
odzywaliśmy się do siebie, aż do pewnego momentu…
Byliśmy prawie już przy parku, gdy ON chwycił mnie za rękę i
szarpnął, odwracając do siebie.
-Posłuchaj…- złożył ręce jak do modlitwy, patrząc prosto w
moje oczy.
Słońce, które już zachodziło, oddawało piękno jego tęczówek.
-Ale Mike…- zaczęłam, jednak nie dane było mi skończyć,
ponieważ poczułam miękkie usta na swoich…
____________________________________________________________________________
Hej.
W końcu pojawił się ten rozdział :D. Myślałam, że już wszystko jest okey i bezproblemowo będę mogła pisać dalsze rozdziały...
Jednak jak sami zauważyliście nie pojawił się w wyznaczonym terminie :p, za co bardzo przepraszam.
Ja wiem, że przez to was tracę :c. Jednak kiedyś komentowaliście, mówiliście czy się WAM podoba, czy moze warto by coś dodać albo odjąć...
A teraz? Zero, nic.
A teraz? Zero, nic.
Przecież widzę ile Was wchodzi.
Naprawdę komentujcie, a i zanim zapomnę - wejdźcie 24 grudnia na ten blog, godzina 16.00 :)
Mam dla Was, małą niespodziankę , chodź może wielu tym nie zaskoczę,więc do zobaczenia....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz