sobota, 26 marca 2016

Rozdział 91 ,,udawanie szło mi dość dobrze"


Bałam się o swoje życie. Co się stanie ze mną gdy wyjadę po za Wielką Brytanię? Czy Harry będzie mnie szukał, a może tylko czekał na dogodną chwilę aby się mnie pozbyć?
Mimo to wysłałam do niego smsa z komórki dziewczyny, a raczej fanki chłopaków, która mnie rozpoznała. Uśmiechałam się do niej, robiąc dobrą minę do złej gry. Jeżeli nie zdąży przeczytać wiadomości na czas, nie wiem co się ze mną stanie. Gdy ojciec spostrzegł, że nie ma mnie obok niego, wściekł się. Znalazł mnie w momencie, kiedy oddawałam komórkę dziewczynie.
-Leayna, co ty tu robisz?!- warknął, chwytając  mocno za ramię, powodując u mnie ból. Chciałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Odwróciłam się jeszcze do szatynki i zrobiłam przepraszającą minę, po czym znikłam w tłumie.
-Po co to robisz?- warknęłam. Z każdą chwilą byłam bardziej nerwowa, ponieważ nigdzie nie mogłam dostrzec Harrego. Traciłam nadzieję, że mnie uratuje od tego człowieka.
-Jesteś moją córką, a teraz kiedy urosłaś przydasz mi się bardziej. Naprawdę jestem wdzięczny im za to, że cię znaleźli, przynajmniej nie musiałem bawić się w poszukiwania.- parsknął śmiechem, ciągnąc do odprawy.
Bałam się, ponieważ słowa które wypowiedział brzmiały tajemniczo, zbyt tajemniczo. Co jeżeli chce mi zrobić krzywdę? Chciałam krzyczeć, płakać wszystko co zwróciło by uwagę ludzi, którzy mogliby mi pomóc. Jednak naładowany pistolet w każdej chwili mógł by mnie zabić. Dlatego bałam się zrobić cokolwiek.
-Rusz się.- warknął, a ja stałam w miejscu. Chwycił mnie mocno za nadgarstek i pociągnął ponownie w stronę odprawy. Napis nad wejściem wskazywał, że lecimy do Moskwy, a nie do jego domu w Berlinie.
-Leayna!- usłyszałam w oddali głos brata. Jednak przyjechał, chciałam krzyczeć oraz pobiec do niego, jednak szybko uniemożliwił mi to starszy ode mnie mężczyzna.
-Za każdy błąd, czeka cię kara.- warknął, a ja przełknęłam gulę w gardle.
-Harry!!- zwinnie odwróciłam się w stronę hali. Wtedy poczułam szarpnięcie za włosy, na co pisnęłam, a z oczu popłynęły słone łzy.
Ojciec podał bilety przy bramce i gdy udało się nam bez żadnego problemu przejść przez kontrolę, usłyszałam podniesione głosy za plecami.
-Tam jest moja siostra, Ley!- głośny krzyk Harrego, sprawił, że ruszyłam w bieg pod nieuwagę mężczyzny. Ochrona szamotała się z loczkiem, a ten kiedy mnie zobaczył, lekko się uspokoił.
-To ona.- wskazał na mnie.
-Znasz tego mężczyznę?- zapytał jeden z ochroniarzy, podchodząc do mnie.
-Tak, to mój brat.- powiedziałam, chcąc iść do niego.
-Ona się go boi, dlatego zabieram ją do siebie, aby nie zrobił jej już żadnej krzywdy. Niech panowie zabiorą tego mężczyznę z dala od mojej córki. Nie widzi pan, że jest przerażona?- wtrącił się ojciec, wtrącając do rozmowy, zasłaniąjąc swym ciałem.
-Wcale nie! On mnie porwał, ja chcę do swojego brata.- rozpłakałam się, nie mogąc wytrzymać tego wszystkiego.
-Niech pan się odsunie, chciałbym porozmawiać z dziewczyną.- ochroniarz zwrócił się do ojca, a ten się odsunął.
-Nazywasz się Leayna, tak?
Przytaknęłam na jego pytanie.
-Rozstrzygnijmy to szybko. Czy ten mężczyzna-wskazał na ojca - naprawdę cię porwał?
-Tak.- mruknęłam, spuszczając głowę. -Mogę do brata?- spytałam cicho, na co ochroniarz się zgodził.
-Natomiast pan pójdzie z nami.- zwrócił się do "ojca".
Szybko pobiegłam do Harrego, wieszając się na jego szyi.
-Tak bardzo się o ciebie bałem.- objął mnie, podnosząc do góry, przez co oplotłam go nogami w talii.
-Myślałam, że już mnie nie znajdziesz.- zapłakałam w jego szyję.
-Dobra mała, idziemy stąd.- mruknął, idąc ze mną na rękach w stronę wyjścia. Nawet fanki nie prosiły o autografy i zdjęcia, jedynie szeptały coś między sobą.
Po chwili staliśmy już obok auta loczka, szybko weszłam do środka pojazdu.
-Na szczęście zdążyliśmy.-odezwał się głos obok mnie, który jak się po chili okazało należał do Nialla. Przytuliłam go, a następnie Liama. Nie czekając dłużej, Hazza odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę do domu.
Weszłam do domu nic nie mówiąc. Chciałam być teraz sama, nie musząc wysłuchiwać  niepotrzebnych słów kogokolwiek. Skierowałam się w stronę pokoju, jednak gdy byłam na drugim schodku, zatrzymał mnie Harry.
-Musimy porozmawiać.- mruknął beznamiętnie. Lekko przytaknęłam, ponieważ każdy mój sprzeciw mógłby pogorszyć nasze relacje, a to ostatnia z rzeczy, które chciałam by się wydarzyły.
Weszliśmy do jego pokoju, usadawiając się wygodnie na kanapie.
-Ley, teraz jest wiele rzeczy, które nie pozwalają  ci normalnie funkcjonować, jednak ostatnimi czasy zauważyłem, że sama do tego dążysz.
-Co?! To nie prawda!- krzyknęłam oburzona. Myślałam jak głupia, że jednak chce ze mną porozmawiać jak normalny brat. Myliłam się…. On znów chce mi wytykać moje błędy.
-Wiem, że to co miało miejsce godzinę temu nie jest z twojej winy, a raczej mojej bo kazałem ci jechać i pozwoliłem na to.- mruknął, przecierając dłońmi po twarzy.
-Nie obwiniaj się.- przytuliłam go, ponieważ zrobiło mi się go żal.
-Leayna, jest mi naprawdę ciężko to wszystko przetrwać, a ty wcale nie chcesz mi w tym pomóc.
-Przepraszam…- do tej pory nie zwracałam uwagi na loczka i to co może czuć. Zrobiło mi się przykro, bo to ja doprowadzałam go do takiego stanu.
-Mała, czuję się bezradny i czuję, że tracę siły. Zrezygnowałem z pracy, biorąc kilkumiesięczne wolne specjalnie dla ciebie. Nie śpię po nocach, zastanawiając się co dalej. Zostaliśmy sami i musimy się nawzajem wspierać. Inaczej żadne z nas nie da rady tak dłużej ciągnąc.-niestety, ale miał rację. Nie umiałam się sprzeciwić jego słowom, ponieważ były ona prawdą. Jedna, samotna łza spłynęła po rozgrzanym policzku.
-Byłam taka samolubna…- stwierdziłam, wypowiadając te słowa raczej do siebie niż do niego.
-Naprawimy to?- spytał z nutką Nadzie w głosie.
Przytaknęłam ruchem głowy, na co on uśmiechnął się, przyciągając mnie ponownie do swojego ciała.
-Leayna, kiedy pójdziesz do szkoły? Masz mnóstwo zagrożeń, jednak nauczyciele zgodzili się ci pomóc. Ja również, załatwię ci korepetycje jeżeli będą one potrzebne.
-Naprawdę?- nie mogłam uwierzyć, że Harry naprawdę się mną przejmuje.
-Tylko czekałam kiedy to powiesz, że mogę iść.- zaśmiałam się, na co on również.
-Cieszę się, że w końcu się uśmiechasz. To najlepsze co mnie spotkało w życiu. Bycie twoi bratem jest wyzwaniem, ale pamiętaj że nie ważne co by się działo możesz do mnie przyjść. Kocham cię nad wszystko.
-Nawet Victorie?- pokazałam mu język, śmiejąc się nawet nie wiem z czego.
-Nawet bardziej niż ją.- wyszczerzył się.
***
Obudziłam się z krzykiem, oblana potem. Śniło mi się, że tacie udało się mnie porwać i robiłam za jego niewolnicę.
Zaczęłam płakać, bo gdyby nie Harry, tak mogło ze mną się stać. Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a przez nie wbiegł do pokoju nie kto inny jak Hazza.
-Mała co się stało?!- jego ton głosu był podenerwowany.
-Nie, to tylko zły sen.- mruknęłam przejeżdżając dłońmi po twarzy. Loczek usiadł obok mnie.
-Już wszystko dobrze?- spytał  troską. Przytaknęłam ruchem głowy, przecierając łzy.
Harry przytulił mnie do swojego rozgrzanego ciała, kołysząc nami na boki w geście uspokojenia.
-Tylko ty mi zostałeś.- załkałam.
-Ciii, to tylko sen.- pocałował mnie w czubek głowy. –Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
Przesiedzieliśmy tak dłuższy czas, aż nie uspokoiłam się w zupełności i nie stałam się senna. Harry położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Gdy wstawał, chwyciłam go za nadgarstek.
-Zostaniesz ze mną?- popatrzyłam na niego  z miną zbitego pieska.
On jedynie wypuścił powietrze z płuc, ponownie kładąc się na łóżku i przykrywając szczelnie kołdrą.

~~Mike~~
Od imprezy nie miałem z nią kontaktów. Podobno policja ją złapała gdy szła sama przez park. Żałowałem, że nie odprowadziłem jej pod sam dom.  Jednak alkohol płynący w moich żyłach nie pozwolił mi trzeźwo myśleć.
Martwiłem się o nią, ponieważ nikt nic nie wiedział co się z nią dzieje. Ponąć jakieś artykuły z rzekomym porwaniem krążą po Internecie, ale gdy tylko to usłyszałem parsknąłem na to śmiechem. Co za bzdura!
Stałem z Peterem i Maxem, omawiając plany na ten sezon, gdy za plecami rozniósł się szum rozmów i wcale nie cichł. Ciekaw odwróciłem się w stronę hałasu, a wtedy mnie zamurowało. Przede mną  stała uśmiechnięta Leayna. 
-Czemu mnie nie uprzedziłaś?- odwzajemniłem uśmiech, przytulając ją do swojego torsu.
-Mi ciebie też miło widzieć.- zaśmiała się.
Czułem na sobie wzrok innych. Popatrzyłem na chłopaków porozumiewawczo, na co oni niechętnie przytaknęli. Podeszli niepewnie do szatynki, jak małe dzieci gdy zrobią coś źle.
-Leayna my chcielibyśmy cię przeprosić, to co robiliśmy było okropne względem ciebie.
-Rozumiem, coś jeszcze?- mruknęła, odsuwając się od naszej trójki.
-Wybaczysz nam?- spytał Peter, na co ona prawie niezauważalnie przytaknęła. Chłopaki od razu się na nią rzucili, chwytając w żelaznym uścisku. Widziałem, że każdy uśmiech przychodził jej z trudem i sam nie wiem czy są one prawdziwe, czy raczej udaje by wzbudzić w nas fałszywy spokój.
-Będziesz dziś na treningu?- zapytał Max, na co ona popatrzyła  na niego jak na głupiego.
-Nie.- mruknęła oschle i odwracając się na pięcie odeszła od nas. Popatrzyliśmy po sobie, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.

~~Leayna~~~
Sądziłam, że powrót do szkoły poprawi moje samopoczucie, ale po przekroczeniu progu budynku wszystkiego wspomnienia wróciły. Popatrzyłam na swoje nadgarstki, przypominając sobie każde słowo jakie wypowiedziano w moją osobę, każdy czyn który niszczył moją godność, każdy śmiech, każdy wzrok, każdy szantaż.
Wszystko wróciło w zatrważająco mocnym uderzeniem. Miałam chęć uciec, ale było za późno, ponieważ grupka przyjaciół dość sprawnie mnie zauważyła.
-Ley!- wykrzyknęła Rosi i rzuciła się na mnie. Mimo wszystko uśmiechnęłam się na ten gest. Po niej zawtórowali inni.
-Już myślałem, że nigdy nie pojawisz się w szkole.- zaśmiał się Steven, dając kuksańca w ramię.

***
Byłe chwile w których udawanie szło mi dość dobrze, ale po chwili już nie umiałam ciągnąć tego kłamstwa i wolałam odejść, by pobyć sama. Przez tak długi czas nikt się mną nie interesował w sposób opiekuńczy, że to uczucie stało się dla mnie obce. Wolę posiedzieć i pomyśleć w samotności.
Tak samo było z Mikem i jego kolegami z drużyny. Bolał mnie fakt, że dla własne dobra muszę unikać treningów przez jakiś czas. Chciało mi się krzyczeć. Miałam tyle zakazów, a każdy mój ruch był sprawdzany, czy aby na pewno jestem bezpieczna.
Nie odeszłam na dużą odległość gdy dostałam smsa. Odblokowałam ekran by sprawdzić, kto postanowił do mnie napisać.

,,Witaj córciu, jak się czujesz? Mama xx"

Komórka wypadła mi z rąk, ponieważ byłam zbyt zszokowana tym co przeczytałam, a świat jak by na chwilę zwolnił. W głowie mi pulsowało i gdybym nie chwyciła się pobliskiego parapetu, upadłabym na podłogę. Poczułam dłonie na swojej talii, które podtrzymywały mnie w pozycji stojącej.

________________________________________________________________________
Hej kochani!
Wybaczcie mi za tak długą nieobecność. Niestety idące święta, egzaminy, zadane zadania/kartkówki/sprawdziany. Powodowały, że nie miałam czasu dla siebie. Do tego musiałam pisać kilka razy ten rozdział, ponieważ mój "kochany" word usuwał moje prace. Osobiście, nie podoba mi się ten rozdział. Moim zdaniem brakuje w nim czegoś, ale oddaje wam go w obieg :D. Mam nadzieję, że skomentujecie, ponieważ dobrze wiecie jakie to dla mnie ważne. Jeden komentarz nie jest pocieszający, chodź bardzo za niego dziękuję bo znaczy dla mnie wiele.
Kolejny rozdział dopiero za miesiąc, ponieważ nie będę mieć teraz czasu. Także do 24 kwietnia kochani.

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 90


Człowiek nigdy nie jest w stanie dowieść  całej prawdy...

Było mi przykro, a alkohol w moim ciele, zwiększał to uczucie. Na samo wspomnienie słów, jakie wypowiedział do mnie Harry, utwierdziło  mnie to w przekonaniu, że potrafię jedynie ranić. Każdy przebywający w domu słyszał naszą kłótnię, a mimo to nie przyszedł aby wstawić się za mną. Czułam się okropnie, ponieważ wiedziałam, że zawiodłam ostatnie najbliższe mi osoby, a przez moje zachowanie mogłam ich stracić. Widziałam w oczach brata, jak bardzo jest mną rozczarowany. Bezradność. W tym momencie tak mogę określić mój stan. Najgorsze jest to, że nikt nie będzie chciał mi zaufać na nowo. Rzuciłam się na łóżku, zakrywając całe swoje ciało miękką kołdrą. Sądziłam, że ona z tłumi mój szloch. Otuliłam rękoma  poduszkę, która wsiąkała każdą moją słoną łzę. Straciłam wszystkie dotychczasowe chęci do życia. Mimo wszystko, nie żałuję imprezy. Odreagowałam na niej cały miesiąc, jak nie dłużej...
Pomimo , że wiedziałam jak bardzo stoję na nierównej powierzchni, nie miałam zamiaru kończyć z tytoniem czy alkoholem.  Jedna moja nieuwaga, nie przekreśli moich nawyków do używek, które mimo, że zabijają są świetne.

~~Liam~~
Zawiodłem się...
Podczas gdy my zamartwialiśmy się, czy aby na pewno Leayna jest bezpieczna, onaw tym czasie bawiła się w najlepsze. Słyszeliśmy całą rozmowę, która toczyła się na korytarzu. Każdy z nas stara się pomóc Harremu jak tylko umie, jednak Ley za każdym razem znajdzie nowy punkt aby uderzyć z nowymi problemami. Tak nie wiele brakowało, a musielibyśmy jeździć po komisariatach, jak nie sądach. Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że współczuję Hazzie.
Gdy wszystko ucichło, usłyszałem płacz dziewczyny, a następnie trzask drzwiami na piętrze. Harry wszedł do kuchni, siadając na krześle przy stole.
-Harry...- zaczął Zayn.
-Daj spokój. Wiem, że jest źle, ale nie wiem co mogę zrobić aby było lepiej.- przerwał mu Styles.
-Spokojnie Hazza, i tym razem damy sobie radę. Czy ona naprawdę była pijana?- mina Nialla wypowiadającego te słowa, była nie do opisania. Widziałem, że jest zawiedziony tak samo jak reszta.
-I do tego śmierdziało od niej tytoniem. Dowodem na to jest to. -loczek podniósł rękę, kładąc prawie puste pudełko z papierosami.
Popatrzyliśmy po sobie, nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie wiem co zrobić. Czuję się bezradny.- westchnął Harry.
-Dajmy jej kilka dni, może przemyśli, że zrobiła źle? Ja osobiście jestem na nią wściekły za to co robi i wcale nie widać końca jej wybryków.- w końcu wtrąciłem się do rozmowy.
-Przez nią straciłem kontakty z resztą rodziny. Czasem nie wiem czy szukanie jej było dobrym pomysłem...

***
Była 6 nad ranem, kiedy ktoś postanowił do mnie zadzwonić. Byłem zdziwiony, ale zarówno zmęczony, ponieważ nie zmrużyłem oka przez całą noc. Szukałem odpowiedniego rozwiązania na problemy, jednak nic konkretnego nie udało mi się wymyślić. Do 4 nad ranem słyszałem cichy płacz siostry, po czym nastąpiła cisza. Mimo tego jak bardzo źle się czuła, nie miałem zamiaru jej ulegać, ponieważ byłem na nią wściekły.
Leniwie podniosłem się do pozycji siedzącej na swym łóżku, przytrzymując swoją komórkę przy uchu.
-Tak słucham?- mruknąłem, przecierając oczy ze zmęczenia.
-Witaj synu...- usłyszałem głos, którego nigdy nie będę wstanie zapomnieć. Przełknąłem gulę stojącą w moim gardle, momentalnie się rozbudzając.
-Czego chcesz?!-warknąłem.
-Obiecałem się odezwać. Doszły mnie słuchy, że Ley była w szpitalu. Czy wszystko z nią dobrze?
-Nie udawaj, że cię to interesuje. Masz nową rodzinę. Przypominam ci, że to ty chciałeś oddać Leayne do adopcji. Jakim prawem masz jeszcze czelność do mnie dzwonić po tym wszystkim?- sekundy dzieliły mnie od tego aby nie wybuchnąć ze złości.
-Harry, synu... martwię się, zawsze  będziecie dla mnie najważniejsi, jednak musiałem się sobie jakoś ułożyć życie. Mieszkanie pod jednym dachem z waszą matką było jak najgorszy koszmar.
-Jak śmiesz tak jeszcze mówić! Lepiej powiedz czego chcesz?
-Jestem w Londynie. Przyjechałem was zobaczyć, będę za nie całą godzinę.- po tych słowach rozłączył się, nie dając mi nic powiedzieć.
Cała ta sytuacja z przed chwili rozbudziła mnie do tego stopnia, że wstałem z łóżka idąc prosto do łazienki aby się odświeżyć.
Gdy wykonałem poranną toaletę, szedłem na parter aby zaparzyć sobie kawę.

***
- Nie oddam ci jej! Ja jestem jej opiekunem prawnym, a nie ty!- podniosłem się z kanapy wściekły na ojca, który miał czelność przyjść do naszego domu.
-Harry, ja chcę spędzić z nią tylko kilka godzin, nic więcej. Jestem jej ojcem, nie zabraniaj mi tego.-popatrzył na mnie, chcąc wzbudzić we mnie współczucie i udało się mu.
-Niech będzie, ale jeżeli Ley nie będzie chciała to wychodzisz z domu i nigdy więcej nie chcę cię widzieć na własne oczy, zrozumiano?- warknąłem.
-Zmieniłeś się, wiesz?- wzruszyłem ramionami na jego słowa, idąc do pokoju szatynki.
Zapukałem w drzwi, powoli je otwierając. Nie zauważyłem Leayny w pokoju, jednak od razu mój wzrok powędrował na wypukłość na łóżku. Podszedłem do niej i odkryłem powoli kołdrę. Nie spała, twarz miała schowaną w poduszce i po cichu płakała. Przykucnąłem przy niej.
-Leayna... - zero reakcji z jej strony.
-Leayna...- spróbowałem po raz drugi, tym razem odwracając ją w swoją stronę.
-Co chcesz?- wyszeptała zachrypnięta.
-Przyjechał tata, chce spędzić z tobą kilka godzin, co ty na to?- na te słowa dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami.
-Zbieraj się.- odsunąłem się od łóżka, aby mogła wstać.
-Ale ja nie chcę... zostawcie mnie w spokoju...- mruknęła, powoli podchodząc do szafy aby wyciągnąć z niej ubrania.
-Wyjście  z domu dobrze ci zrobi.
Po tych słowach wyszedłem z jej pokoju, aby mogła w spokoju się przygotować.

~~Leayna~~
Nie miałam ochoty na nic. Straciłam wszystkie możliwe chęci na życie. Jedynie czego chciałam to położyć się w łóżku i przykryć kołdrą, aby stać się nie widzialną dla całego świata.
Gotowa zeszłam do salonu w którym czekał na mnie ojciec wraz z Harrym.
-Gotowa?- spytał tata, podnosząc się z kanapy. Kiwnęłam głową na znak potwierdzenia.
-A więc chodźmy.-odezwał się ojciec, uśmiechając się promiennie. Ja jednak nie uwierzyłam w jego uśmiech, który dla mnie był fałszywy.
Szłam za tatą w stronę samochodu.
Gdy już wsiadałam, zatrzymał mnie jeszcze Hazza.
-Zachowuj się jak przystało i słuchaj się ojca. Nie chcę słyszeć, że coś poszło nie tak, jasne?- jego ton głosu brzmiał, jak by nie znosił sprzeciwiania się, dlatego też przytaknęłam.
-A ty masz z nią być o 19 w domu i ani minuty dłużej, jasne?- zwrócił się do mężczyzny, który ponoć był naszym ojcem.

~~Harry~~
Była prawie 20, a ich dalej nie było. Dzwoniłem do Leayny wiele razy, ale za każdym razem odzywała się poczta głosowa.
-Spokojnie, przecież wasz tata jest odpowiedzialnym człowiekiem.- odezwał się Louis.
-Nie rozumiesz? On chciał odzyskać prawa do Leayny, Jest wpływowym człowiekiem, nie wiesz do czego on jest zdolny.- z każdą chwilą byłem co raz bardziej nerwowy.
Wiedziałem, że oddawanie jej w jego ręce będzie złym pomysłem. Jeżeli coś się jej stanie, zapłaci mi za to. Nigdy mu tego nie daruję.
Nagle telefon zawibrował w kieszeni moich spodni. Odblokowałem ekran sprawdzając smsy.
,,Jestem na lotnisku. Przyjedź, on chce mnie wywieźć!"
Numer był mi nie znany, jednak od razu powiązałem wszystkie fakty ze sobą. Przetarłem oczy, myśląc, że to jedynie zmęczenie płata mi figle. Jednak gdy czytałem to po raz drugi nie miałem wątpliowości, że sms należał do Leayny.
-Wszystko dobrze Hazz?- spytał Liam.
Pokazałem mu komórkę, a on przeczytał na głos sms.
-Nie możemy czekać. Ja i Zayn pojedziemy z tobą, a Louis i Zayn zostaną na wypadek gdyby okazało się, że to jedynie fałszywy alarm.- odezwał się Liam, na co reszta przytaknęła i każdy ruszył w wyznaczone miejsce. W przeciągu kilku sekund wszyscy w trójkę siedzieliśmy w aucie. Jeżeli to prawda, to w tym momencie liczyła się każda sekunda.

~~Leayna~~
Przez cały dzień ojciec uśmiechał się i żartował ze mną. Pokazywałam mu Londyn, ponieważ twierdził, że nigdy nie miał okazji go zwiedzać. Cieszyłam się z każdej chwili z nim.
Jednak to co dobre nigdy nie trwa wiecznie.
-Może przyjedziesz do nas na ferie zimowe lub święta. Może nawet uda ci się przekonać brata, że wcale nie jestem aż tak zły.- zaśmiał się, na co wzruszyłam ramionami, ponieważ nie wiedziałam co powiedzieć.
Droga strasznie się dłużyła, na dodatek nie kojarzyłam okolicy co spowodowało mój niepokój.
-Gdzie ty mnie wieziesz, przecież dom jest w drugą stronę?- popatrzyłam na niego zdezorientowana, na co on jedynie się zaśmiał przyśpieszając prędkość. Czułam niepokój.
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na parkingu lotniska.
-Masz być cicho, a jeżeli spróbujesz chodź uciekać lub prosić o pomoc, to pamiętaj, że nie skończy się to dobrze dla ciebie. - warknął, a ja poczułam się okropnie. On chce mnie wywieźć! Nie mogę na to pozwolić. Patrzyłam na niego zszokowana, nagle wyciągnął ze schowka naładowany pistolet i włożył go za pasek.
-Użyję go, jeżeli będziesz nieposłuszna.- zaśmiał się.
Przełknęłam gulę, która utworzyła się w moim gardle.
_____________________________________________________________________
Hej
Trochę pomieszałam ale trudno :D mam nadzieję, że się wam podoba i skomentujecie.