niedziela, 27 października 2013

Rozdział 12

 Obudziłam się,była godz. 10.45 . No akurat się ogarnę na czas. W szafie znalazłam te ciuszki:

Zanim wyszłam z pokoju,wyjrzałam jeszcze przez okno za którym rozpościerał się obraz zimy.Czy mówiłam wam już jak kocham zimę? Nie,no to powiem...kocham ją ,za to piękno jakie tworzy,za święta i ciepło w rodzinnym gronie i oczywiście te zabawy na śniegu.Przypomniałam sobie wczorajszą zabawe,to było coś,no ale z pewnością będe chora i to na święta.Czuje się nie zbyt,ale na te zakupy muszę iść i pójdę.
Chciałam wejść do łazienki by się przebrać ale drzwi były zamknięte,a z niej wydobywał się śpiew,a kogo...Nialla.Gdyby chciałam go przekrzyczeć ,to z pewnością nie dałam bym sobie rady.
Zeszłam do łazienki na dole,na szczęście była wolna.Umyłam twasz i zęby.Ubrałam się,a włosy tylko przeczesałam i zostawiłam rozpuszczone.Wyszłam z łazienki i od razu skierowałam się do kuchni w której siedzieli już prawie wszyscy prócz Nialla.Niema się co dziwić,jak wychodziłam z łazienki to słyszałam jak śpiewa.
-Cześć młoda.-powiedzieli chórkiem.
-Hej-powiedziałam,po czym usiadłam na krześle.
Popatrzyłam się na zegar ścienny,który wskazywał godz. 11.25 .No to do wyjścia mam jeszcze trochę czasu. Wstałam z krzesła,podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej bananowy nektar,który należał do mojego  braciszka. On natomiast popatrzył na mnie złowrogo ale nic nie powiedział.
Wyszłam z kuchni mijając blondynka.Rozsiadłam się wygodnie na fotelu,popijając z kartonu nektarek,który uwielbiałam.
Nie wiem  ile tak siedziałam ale w pewnej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi,a że niechciało mi się wstawać to:
-Ej,ktoś dzwoni!-krzyknęłam w stronę chłopaków.
- Idź otwórz i bez wymówek!-odkrzyknął Harry.
Z nie chęcią wstałam z fotela,odłożyłam karton na stół i skierowałam się w stronę drzwi.
Otworzyłam je,a tam stał Josh.
-Hej piękności.-przywitał mnie chłopak.
-Hejka.-przytuliłam chłopaka.
-Zaczekaj chwilę tylko szybko zajdę na górę po kurtkę i komórkę.
-Ok-powiedział,a mnie już nie było.
Wzięłam kurtkę,komórkę i portfel.
Wbiegłam jeszcze do kuchni informując chłopaków,że wychodzę na miasto z Joshem i wrócę przed 21.00 .
Założyłam  jeszcze buty i  wyszłam z domu.
Szliśmy londyjskimi uliczkami,które były okryte białym puchem.Londyn zimą jest jeszcze piękniejszy,a ten świąteczny nastrój dodaje jeszcze ładniejszego uroku.
Właśnie doszliśmy przed jedną z wielu galerii.
-No to co,gotowa na podbój  sklepów?.-spytał z entuzjazmem Josh.
-No pewnie,że tak.-powiedziałam z uśmiechem po czym szybkim krokiem poszliśmy do pierwszego sklepu.
Po wejściu do galerii było wielu ludzi nie powiem ale w tym sklepie,to jakiś obłęd.
Gdyby nie Josh ,który kurczowo trzymał moją rękę,to z pewnością już bym się zgubiła.Ci ludzie zachowywali się jak dzicz.Postanowiliśmy wyjść z  tego sklepu i udać się do następnego.Tam było owiele spokojniej,nikt się nie przepychał.Rozejrzałam się po sklepie i ujżałam świetny prezent dla Nialla,czyli bluza na wzór nutelli.
Musiałam mu kupić  tę bluzę,nie było innego wyjścia.
Chodzenie po sklepach z Joshem było bardzo ciekawe,bawiłam się przy nim świetnie,no i oczywiście czułam się w jego towarzystwie  swobodnie,nie musiałam nikogo udawać,po prostu byłam sobą.
Po wykańczających zakupach,usiedliśmy w  kawiarence jeszcze w galerii na ciepłą czekoladę.Oby dwoje byliśmy obładowani torbami świątecznymi.
Niallerowi kupiłam 2 bluzy: nutella hamburger. Liamowi  zestaw łyżek i  bluzę  z motywem batmana.
Louisowi najlepszą jaką udało mi się znaleźć piłkę do piłki nożnej, bluzkę i szelki. Zaynowi lusterko i zestaw żeli pod prysznic i do włosów, oczywiście z najwyższej półki.Harremu chciałam dać kota ale dam mu ray bany,koszulę i zestaw  dezodorantów adidas.
Rodzicom dam album ze zdjęciami całej rodziny,również te z młodości ojczyma i mamy oraz ich ślubu.
Gemmie dam zestaw kosmetyków z Vichy. Joshowi kupiłam piłkę do piłki nożnej.
A chłopakom z paczki dam po wielkiej czekoladzie wedel.Rosi dam zestaw adidas dla kobiet i płytę z najlepszymi piosenkami do tańczenia.
Siedzieliśmy popijając ciepłą czekoladę ,niestety nie dawane mi to było z powodu ciągłego rozśmieszania mnie przez Josha. Obejrzałam się odruchowo w prawo i kogo ujrzałam...no oczywiście całe One Direction wchodzące do galerii.Pewnie na świąteczne zakupy.
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas ale ,że wypiliśmy już dawno czekoladę,to postanowiliśmy się zbierać.
Chłopaki jeszcze nie wyszli z galerii,a pżecierz bym widziała jak wychodzą z tego względu ,że miałam z tego miejsca dobry widok na wejście.
Po zebraniu wszystkich naszych toreb,wyszliśmy z galerii i szliśmy w stronę mojego domu.
Droga do niego zleciała szybko,no ale co ja się dziwie przecież w takim towarzystwie czas leci szybciej.
Właśnie zatrzymaliśmy się przed wejściem na posesje 1D.
Odwróciliśmy się do siebie twarzami,Josh coś wyciągał z tych swoich toreb świątecznych.Ja w sumie też,bo chciałam mu dać prezent świąteczny.
Staliśmy na przeciw siebie w rękach trzymając ładnie zapakowane pudełka.
-Życzenia powiem ci jeszcze jutro ale przez komórkę.Ale,że się nie zobaczymy to chce ci wręczyć odemnie ten prezent.Ale nie otwieraj go jeszcze,otwórz je dopiero jutro jak będziesz rozpakowywał wszystkie prezenty.-powiedziałam do chłopaka ,po czym wręczyłam mu prezent.
-Ja cię proszę o to samo,byś zaczekała do jutra z rozpakowaniem.-powiedział i podarował mi podarunek.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę ale ja po prostu z chęcią rozmawiała bym dalej tylko,że nie czulam się na siłach.Czułam jak choroba zwycięża ze mną.
Pożegnałam się z chłopakiem i poszliśmy w swoją stronę.
Weszłam do domu,a tam egipskie ciemności.Znalazłam załącznik i zaświeciłam światło.
Chłopaki pewnie jeszcze w sklepach,no to chata cała do mnie.
Wyciągłam ze schowka Nialla jego paczkę żelków,włączyłam telewizję na kanale muzycznym i podgłośniłam na maxa.Zaczełam tańczć i śpiewać w rytm muzyki.Było całkiem  fajnie do czasu aż nie wyłączyli prądu lub ktoś nie wyłączył.
Było ciemno,a ja się przestraszyłam,nie wiedziałam co mam robić.Nagle usłyszałam szelesty za moimi plecami.Nagle zaczęło coś walić w okno jak by ktoś tam był ale widziałam samą rękę.Po chwili z wielkim hukiem trzasły drzwi,a ja odwróciłam się w tamta stronę.Byłam przerażona,niewiedziałam co mam robić w domu ktoś był,a chłopków nie było.Ktoś złapał mnie za ramie i pociągnął do tyłu.Zaczęłam krzyczeć  z ledwością wydostałam się z ucisku.Po omacku pobiegłam do drzwi frontowych ale były zamknięte.
Ta osoba się zbliżała i miała w ręce nóż.
Zaczęłam płakać,po czym  skuliłam się w kącie.Bałam się go,a chłopków nie było.
Zaniosłam się jeszcze większym płaczem,a choroba mi w tym nie pomagała.
   W pewnym momęcie światła się zaświeciły,a oprawca chciał mnie przytulić ale ja znalazłam klucze zawieszone na haczyku.Zwinnie je ściągłąm i szybko otworzyłam nimi drzwi.Wybiegłam na ulice,a chłud zawiał.Nie przestawałam płakać,szukałam jakiej kolwiek pomocy ale usłyszałam głośne wołanie z domu.Nie miałam zamiaru nawet się odwracać.Usiadłam na krawężniku ulicy i zaniosłam się na nowo płaczem.
Głowę schowałam w dłoniach i prosiłam by chłopaki już wrócili.
Nagle poczułam jak ktoś mnie unosi i tym kimś okazał się zmartwiony Harry.Nie przestawałam płakać,tylko przytuliłam się do brata.
-Ciii,mała no już.Przepraszam,ciii-próbował mnie uspokoić.
-To byliście wy!-zaczęłam po nim wrzeszczeć i się wierzgać ale on nie popuścił uścisku.
Postawił mnie dopiero na podłodze w domu.Od razu pobiegłam do swego pokoju,wzięłam piżame i poszłam się myć.Nie czułam się najlepiej więc po umyciu od razu poszłam do siebie.Po świętach będe musiała wysłać prezęty do Gemmy i rodziców.
Położyłam się do łóżka i już miałam iść powoli spać,gdy do pokoju weszło całe 1D.
-Przepraszamy-zaczeli.- Nie myśleliśmy,że aż tak się wystraszysz.-dopowiedział Zayn.
Patrzyłam na nich chwile,nie wiedziałam co powiedzieć.
-Spierdalajcie mi z oczy!-krzyknęłam.
-Ley my niechcieliśmy.-powiedział Liam.
-Wy nigdy niechcecie!-powiedziałam,a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
-Proszę wybacz.-powiedzieli.
-Ok.-powiedziałam ledwo słyszalnie,po czym  Louis zawołał,że grupowy misiaczek.
No i wszyscy do mnie się przykleili.Chciałam ich od pchać  ale mam porównaniu z nimi bardzo mało siły.
Po jakimś czasie z pokoju wyszli już wszyscy oprócz mojego brata.
-Idź już spać,bo jutro musisz wcześnie wstać. Wyjeżdżamy jutro do Holmes Chapel o godz. 6 .00 .
-Ale czemu tak wcześnie?-spytałam zdziwiona.
-Dlatego,bo nie chce godzinami stać w tych korkach.Jutro przecież wigilia,a będziemy musieli jechać około 3 godzin,nie licząc korków na drodze.
-A,to jednak jedziemy do domu,a kto tam będzie?-spytałam.
-Ty,ja ,Gemma i rodzice.-powiedział.
-Dobranoc.-powiedziałam do wychodzącego już Harrego.
-Więc widzę Cię wstaniętą najpuźniej o 5.00. Bo musisz jeszcze spakować swoje  potrzebne ci rzeczy i dobranoc mała.-powiedział i wyszedł z pokoju.
Zamkłam oczy i zasnęłam.

Obudził mnie szturchający Harry.Wstałam natychmiast ale chyba był to zły pomysł,ponieważ zakręciło mi się w głowie.
Wzięłam takie ciuchy:
i poszłam do łazienki się przebrać.Umyłam twarz i zęby.Ubrałam się i wyczesałam  włosy,które zostawiłam rozpuszczone.
Wyszłam z łazienki i poszłam do swego pokoju spakować potrzebne mi rzeczy.Na łóżku leżała już przygotowana przez Harrego torba.Wzięłam,położyłam ją na ziemi i zaczełam wkładać do niej kilka ciepłych bluz,kurtkę,kilka par spodni i czapek,bieliznę,kosmetyczkę i kilka par butów i rękawiczek oraz prezenty.
Natomiast prezenty chłopaków oprócz Harrego wzięłam do rąk i zeszłam na dół.
Wszystkie prezenty odstawiłam na sofie i wzięłam jeden do Louisa.Ale zanim podarowaliśmy mu prezenty,zaśpiewaliśmy piosenkę Happy Birthday.Złożyłam życzenia na końcu i wręczyłam mu prezent.
A teraz przyszła pora na prezenty dla reszty.Szłm po kolei rozdając prezenty i składająć życzenia.
Gdy chłopaki złożyli sobie życzenia,odwrucili się do mnie,a Niall i Louis gdzieś poszli.
-My także mamy coś dla ciebie.-powiedział Liam.
Do salonu weszli Louis i Niall trzymając zapakowane pudło.
Ojaa,przecież to....ojacie,to musiało kosztować wiele.
Chłopaki widząc ,że chce coś powiedzieć,zaczeli mówić,a raczej Liam.
-To jest od nas wszystkich.-powiedział z uśmiechem.
Chwilę po tę musieliśmy wyjeżdżać.Pożegnaliśmy się,a Harry zapakował wszystkie bagaże do jego range rovera.
Już po chili siedzieliśmy w aucie i jechaliśmy.
Nie rozmawialiśmy nic,Harry był skupiony na drodze,a ja czułam się coraz gorzej.Wydawało mi się,że ma gorączkę i co chwile miałam dreszcze.Harry chyba to zauważył,bo skręcił na stacje paliw.
Wysiadł z auta i zatankował,po czym  wrócił do auta.Odjechał trochę dalej by nie blokować miejsca.Zgasił silnik i popatrzył na mnie.Ja cały czas miałam opartą głowę o szybę auta i ani razu nie popatrzyłam na brata.
-Ley,źle się czujesz,prawda?-spytał odwrócony do mnie.
-Niee.-powiedziałam zachrypniętym głosem.
-Może mamy wrócić,co?-spytał.
-Nie,jedziemy dalej.-powiedziałam i popatrzyłam na niego,co chyba zmartwiło go jeszcze bardziej.
-Ley,ty masz gorączke.-powiedział zdziwiony.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwile ale zaraz potem Harry odpalił silnik.

                                                     ~`Z PERSPEKTYWY HARREGO~`

Martwię się o Ley,jeszcze nigdy nie widziałem jej takiej słabej.
Kurde po co ona w tedy w samej bluzie wyszła na pole.Teraz przez świeta będzie leżeć w łóżku.
 Gdy się na nią popatrzę, to widzę ją siedzącą i opierającą się o siedzenie oraz patrzącą przez okno.
Kurde! Jechaliśmy tak długo i nie było korków,a teraz akurat muszą być.Walłem w kierownicę,a Ley popatrzyła na mnie swymi zmęczonymi oczkami.Ona jest taka słodka i bezbronna.
Wyciągła coś ze swej torebki i założyła na uszy.Było to MP3,a ja włożyłem płytę 1D do odtwarzacza.
Przez te korki normalnie za chwile zwariuje.Zerkłem na moją siostre,spała.
Jechaliśmy jeszcze jakieś około 2 godz.,aż dojechaliśmy  na miejsce.Z domu wyszła Gemma i od razu przywitała się ze mną.Zauważyła ,że Ley śpi w samochodzie na co się uśmiechła.
Już po chwili stała w drzwiach wejściowych,a ja ostrożnie wyciągałem Ley z auta.
Było zimno,a śnieg prószył więc zanim ją wyciągnąłem,założyłem na nią jej kurtkę.
Wniosłem ją do mojego pokoju i położyłem na łóżku.Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu i wyszłem.
Zszedłem do salonu w ,którym siedział Robin.
-Witaj Harry.-przywitał mnie wstając ze sofy.
-Cześć Robin.-powiedziałem,po czym poklepał mnie po plecach,a ja poszedłem do kuchni z ,której szły ładne zapachy.
-Cześć mamo.-powiedziałem i stanąłem w drzwiach.
A ona odwróciła się w moja stronę.
-Harry.-powiedziała i mnie przytuliła.
Po przywitaniu chciałem ukraść jedno ciasteczko które piekła Gemma z mamą ale niestety,to zauważyły i mnie jeszcze skarciły.
-Gdzie jest Ley?-spytała mama.
-Śpi u mnie w pokoju.-powiedziałem,na co mama przytaknęła na znak,że zrozumiała.
Nudziło mi się,więc poszedłem wyciągnąć bagaże z mojego range rovera.
Właśnie je taszczę do moje pokoju.Wszedłem do niego,a tam Ley właśnie z niego wychodziła.
-Gdzie idziesz?-spytałem.
-Na dół.-powiedziała,po czym mnie wyminęła i zeszła po schodach .

                                                       ~~Z PERSPEKTYWY  LEAYNY~~

Zeszłam na dół i poszłam do salonu w którym siedział Robin.
-Cześć.-powiedziałam,a on odwrócił się w moją stronę i  momentalnie wstał.
Przytulił mnie - Witaj mała.-powiedział i się odsunął na swoje wcześniejsze miejsce.
Ja poszłam do kuchni z ,której wydobywał się ładny zapach ciast itd.
Stanęłam w wejściu do kuchni:
-Cześć mamo.-powiedziałam,a mama od razu się odwróciła.
-Cześć,słonce.-powiedziała i przytuliła mnie.
Po przywitaniu usiadłam na chwilę obok Gemmy.
-Hej.-powiedziałam do niej.
-Hej, młoda.-powiedziała.
Nie siedziałam tam długo,bo już po chwili byłam gotowa do wyjścia.
-Gdzie idziesz?-spytała mama.
-Na spacer.-powiedziałam i wyszłam.
Szłam zimowymi uliczkami,które były piękne.
Odnalazłam park  do którego wstąpiłam i usiadłam na ośnieżonej ławeczce.
Zadzwoniłam do Josha by złożyć mu życzenia.Zadzwoniłam jeszcze do Rosi,Roberta,Nicholasa,Stevena i Breyana.
Robert, gdy do niego dzwoniłam,był zszokowany ale i szczęśliwy,to z nim najdłużej rozmawiałam.
Postanowiłam już wracać,bo nie najlepiej się czuje.Wracając jedną z uliczek,usłyszałam rozmowę dwóch dzieci,które zastanawiały się co zostaną pod choinkę.
Sierociniec nauczył mnie,że w tym dniu nie chodzi o jakiekolwiek prezent,tylko o rodzinne ciepło.Siedzenie w rodzinnym gronie i rozmawianie o wszystkim,nawet tym najmniej ważnym.
Ja nigdy nie miałam możliwości przeżyć takich wyjątkowych świąt.W sierocińcu mieliśmy normalną kolację.Nie było pieniędzy na jakiekolwiek lepsze święta, było nas  po prostu  za wiele.
Święta z państwem Wilson były,o 100% lepsze niż w sierocińcu.Choć próbowali mi zrobić prawdziwe  święta w rodzinnej atmosferze ,to i tak najlepsze będą dziś.Z moją prawdziwą rodziną.
Rozmyślając tak,zauważyłam skulonego,zmarzniętego małego kotka.Wyciągłam w jego kierunku ręce ale on się mnie bał.Ja jednak wzięłam go na ręce i poszłam w kierunku domu.
Chciałam dać Harremu kota,to mu dam.On mugł by cały dzień nawijać o nich i,że jak to by było fajnie jak by takiego miał.

###############################################################################
Hejka!! Mamy nadzieję,że czytacie.Komentujcie,to dla nas wiele znaczy.Jak na razie nie komentujecie pod rozdziałami,dlatego nie wiemy czy nie usunąć tego bloga. ;c
Wika i Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz