niedziela, 20 października 2013

Rozdział 11

 Obudził mnie dzwonek w telefonie,który wskazywał,że jest już 7.00 .
Wstałam,wzięłam  ubrania:
W łazience wzięłam prysznic,ubrałam się i moją szopę na głowie ułożyłam w koka.
Zeszłam na dół,a tam tak cicho.Pewnie już  chłopaki w studiu ,weszłam do kuchni i obok talerza  z kanapkami była karteczka .No oczywiście miałam racje że już pojechali .
Siadłam przy stole ale nie wzięłam ani jednej kanapki.Zaczęłam bawić się swoim telefonem ,do czasu aż popatrzyłam się na zegar ścienny.Była godz. 7.40 więc założyłam ciepłą bluzę i wyszłam z domu zamykając go na klucz.Tak,wiem jest grudzień ,a ja chodzę w conversach i jakieś bluzie.Po co mam chodzić w kurtce i ciepłych butach,jeśli niema jeszcze śniegu.
Doszłam do domu Ros,zadzwoniłam na dzwonek i już po chwili  otworzyła je mama Rosi.
-Ley, witaj. Ros zaraz zejdzie,a tobie nie jest zimno?Harry pozwolił ci tak wyjść?-spytała.
-Cześć ciociu.-tak teraz nazywam mamę Ros - nie jest  mi zimno,a Harry nic nie wie, bo niema go już w domu.
Dalszą rozmowę przerwała Rosi,która była już gotowa.Pożegnałam się z ciocią i razem z przyjaciółką wyszłyśmy z domu.
Weszłyśmy do szkoły.Jak zwykle nudno,zmieniło się tylko tyle,że coraz więcej potrafię być chamska ,za co trafiam do dyra i zostaje uwagę.

Po skończonych lekcjach ,które były nudne szłam w stronę parku bo umówiłam się tam ze znajomymi.
-Ale jesteś pewna ,że chcesz palić.Pszecierz wytrzymałaś już prawie tydzień.-powiedziała Ros.
-No właśnie i już nie mogłam wytrzymać dłużej.-powiedziałam i na tym nasza rozmowa skończyła ,ponieważ doszłyśmy do ławki ,na której już siedzili wszyscy.
Przywitałyśmy się po czym wzięłam od Josha papierosa i zapaliłam go.
Zaciągłam się dymem nikotynowym,który wypełnił moje płuca.
Nie wiem jak długo tu siedzimy ale w takim towarzystwie czas płynie szybciej.
W pewnym momęcie niebo stało się ciemne,pewnie zaraz zacznie padać.Zimny podmuch wiatru zawiał,a mi zaczęło być zimno.
Ros postanowiła,że już będzie się zbierała,pożegnała się ze wszystkimi,łącznie ze mną.
Poszła,a my odpalaliśmy następne papierosy.Nagle z nieba zaczęło spadać coś białego.To był śnieg,gdy każdy już wypalił swego papierosa.Joshowi zaczęło odbijać,nie wiem czy to z tego powodu ,że zaczął sypać śnieg i do o koła zaczynało się bielić?.Chłopak wstał z ławki i nie wiadomo jakim cudem wywalił nas z niej.Wstaliśmy z ziemi,a on podbiegł do mnie,dotknął mnie w plecy mówiąc berek.Aha,bawimy się w berka,ale jak by co to niech będzie,że wyładowujemy dzisiejszy stres.
Zaczęłam gonić innych i tak zaczęła się zabawa.Było nam już ciepło od tego biegania,więc pościągaliśmy kurtki,a ja bluzę i dalej zaczęliśmy zabawę.
Byliśmy tak zmęczeni,że położyliśmy się w kółku na białej od śniegu ziemi i zaczeliśmy się śmiać.Było naprawde zimno,a mi było fest ciepło,ale na szczęście wiatr ochładzał moje ręce i twarz.
Park oświetlały tylko lampy .Amy nadal leżeliśmy jak jacyś wariaci.Gadaliśmy na wiele tematów, np. jak to myśmy się poznali.
W pewnym momęcie temat zszedł wogule z dotychczasowych.
-Wiesz co Ley,jesteś naszą przyjaciółką i jesteś w naszej paczce.Od niedawna przychodzisz tu z swoją BFF, my rozumiemy,że wiele was łączy ale ona po prostu tu nie pasuje.Przychodzi tu ,a nie pali i gdy rozmawiamy nie do końca możemy się dogadać i znaleść wspulny język.Nie zrozum mnie źle ,ale lepiej bedzie jak nie będzie z tobą przychodziła.-powiedział Josh,jest całkiem miły.Ja wiem ,że nie chcieli mnie tymi słowami urazić.
-Ok,rozumiem.-powiedziałam po czym się uśmiechnęłam .
Wstaliśmy z zimnej ziemi i naszym oczom ukazały się odpicia na ziemi gdzie tylko tam nie było śniegu.
Zimne podmuchy ,które zaczęłam odczuwać ,stawały się coraz to bardziej zimniejsze.
Odnalazłam swoją bluzę w której było mi na chwile cieplej.
Przed odejściem postanowiliśmy,że na porzegnanie i dobre zakończenie tego spotkania zapalimy po papierosie.
Gdy wypaliliśmy papierosy,pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę tylko Josh postanowił,że mnie odprowadzi.
Droga do domu była ładna ten śnieg sypiący i te białe ulice pogrążone w takiej ciszy,że było słychać tylko naszą rozmowę. Droga z nim była bardzo ciekawa,a tematy do rozmowy nie kończyły się.Tyle mieliśmy wspólnego.
Rozmowę zakończyliśmy,gdy staneliśmy pod moim domem.
-Warto było cię odprowadzić,bo przynajmniej wiem gdzie mieszkasz.
-Tak,hehe .Dobra ja idę bo mój brat patrzy na nas przez okno.-powiedziałam po czym popatrzyliśmy w tamtą stronę i co zobaczyliśmy...Louis przyklejony do szyby okna ,a Harry bijący go po głowie marchewką.
Zaśmialiśmy się,- który to twój brat?-spytał Josh.
-Ten walący marchewką po głowie tego drugiego,musisz do mnie kiedyś wpaść i  ich poznać.
-Na pewno,przynajmniej nie masz nudno.-zaśmiał się.
-Och,ale oni mi psychikę niszczą doszczętnie.-powiedziałam.
-Na pewno,dobra ja już idę,pa.-powiedział ,po czym mnie przytulił.
-Pa.-powiedziałam do chłopaka,który już odchodził.
On jest taki ładny i ogólnie chłopaki z naszej paczki,to takie ciacha.Aż mnie to zastanawia,że jestem jedyną dziewczyną w tej paczce.
Weszłam do domu gdy poczułam zimny wiatr przechodzący przez moje ciało.
-Kto to był?-spytał Louis,a mi zachciało się smiać gdy przypomniałam sobie tą scenę przy oknie.
-Ty lepiej zmądrzej Tomlinson.-po czym go wyminęłam.
Chciałam iść na górę bo było mi bardzo zimno.
-Jak ty mogłaś wyjść w samej bluzie i conversach?Mamy grudzień!.-naskoczył na mnie Harry.
-Spokojnie,bo ci jeszcze musk przegrzeje.-powiedziałam po czym poszłam do swego pokoju.
Wzięłam moją ulubioną piżamę  i poszłam się umyć.
Jakoś było mi tak zimno,więc postanowiłam się położyć ale zanim, to zrobiłam to zeszłam na dół gdzie siedzieli wszyscy.Haha,no pewnie siedzieli wszyscy ,a ja zeszłam tam w piżamce w baranki no i oczywiście w popatrzyli na mnie.
-Harry,gdzie jest twój laptop?-spytałam.
-U mnie w pokoju.-powiedział.
Weszłam do pokoju Harrego ,a tam było tak czysto.Spodziewałam się raczej nieładu,a tu...łał.
Wzięłam laptopa i poszłam do siebie.Weszłam na facebooka,a tam... dostępny Josh.
(J-Josh , L-Ley)
L-Hej.
J-Hejka,co robisz?
L-Siedzę w łóżku bo coś się źle  się czuje.
J-Oj, to szkoda ;*
L-Ojacie,prawie bym zapomniała.
J-O czym?
L-Prezentach na święta,przecież dziś jest 22,muszę jutro iść na zakupy.Zaraz wracam,muszę zadzwonić do Ros.
Zadzwoniłam do Rosi,by sie spytać czy pójdzie ze mną na zakupy.Niestety nie pójdzie bo wyjeżdża na święta do Polski.
Kazałam jej pozdrowić Roberta.
L-Dobra już jestem. ;)
J-Ok.
L-A może byś poszedł jutro ze mną na zakupy?
J-No wiesz raczej nie jestem fanem chodzenia po sklepach,ale dla ciebie zrobię wyjątek.
L-Ciesze się ,że pójdziesz ze mną.To do jutra ,przyjdz po mnie o 12.00.
J-Ok,śpij dobrze.
L-Dobranoc ;**

********************************************************************************
Cześć wam! ;) Mam nadzieję ,że podoba się rozdział  i będziecie komentować. Za komenty dziękujemy ;*
Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda Josh i reszta z paczki,dodane zostały zdj. ,kliknijcie na bohaterów.
Ola i Wika






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz