niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 89


Sms który dostałam kilka minut temu lekko mnie zaniepokoił. Jednak spowodował również, że musiałam sprawdzić kto był jego autorem. Przeleżałam trzy godziny w łóżku patrząc na sufit, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Gdy wybiła 19 godzina, podniosłam się z wygodnego materaca i podeszłam do szafy aby wybrać w miarę przyzwoite ubrania, a następnie udałam się z nimi do łazienki. Umyłam się, a następnie przebrałam w czyste ciuchy, przeczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i gotowa zeszłam na parter, po drodze zabierając torebkę i bluzę.
Stare magazyny znajdowały się 15 minut drogi od domu, dlatego gdy zegarek wskazał 19. 45 założyłam buty i  wyszłam z domu, nie zamykając go na klucz.
Gdy byłam bliżej wyznaczonego miejsca, ręce zaczęły mi się niekontrolowanie trząść z nerwów. Nie wiedziałam o co chodzi, ani jaki cel miało to zjawienie się akurat tutaj.
Byłam punkt 20 wieczorem na podanym obiekcie, jednak nikogo nie było. Może ktoś robił sobie ze mnie po prostu żarty? Tak, idiotka zemnie. Niepotrzebnie tu przychodziłam.
Dalsze oskarżanie się, przerwały mi niepokojące dziwne głosy, które dochodziły z różnych stron. Byłam spanikowana i w tym samym momencie moje serce zaczęło bić niemiłosiernie szybko, jak by chciało wydostać się na zewnątrz. Żałowałam, że przyszłam tu. Gdzie był mój rozsądek gdy czytałam tą głupią wiadomość?!
Kroki były nie daleko mnie. Były przede mną, za mną i po obu moich stronach. Nie miałam gdzie uciekać, a ciemność wcale mi nie sprzyjała. W momencie gdy miałam zacząć krzyczeć, reflektory nade mną rozświetliły się, dając jasny blask. Przez co musiałam przymknąć na krótką chwilę oczy. Usłyszałam dookoła siebie śmiechy i piski radości. Zdezorientowana otworzyłam powieki, dostrzegając wielu znajomych twarzy ze szkolnych korytarzy. O co chodziło? Chciałam aby ktoś wytłumaczył mi o co w tym wszystkim chodzi. Byłam zdezorientowana.
-Fajnie, że przyszłaś.- pisnęła Rosi, wieszając się mi na szyi.
-O co do cholery w tym wszystkim chodzi?!- krzyknęłam na nią wściekła.
-Oj przepraszam. Chcieliśmy cię lekko nastraszyć.- zaśmiał się Bryan.
-Dzięki, wyszło wam to fenomenalnie.- warknęłam, strącając ze swoich pleców przyjaciółkę. Zaczęłam przepychać się między znajomymi kiedy poczułam lekki uścisk na nadgarstku oraz jak ciągnie mnie do tyłu. Pisnęłam zaskoczona, lądując w objęciach jakiegoś chłopaka. Wzdrygnęłam się, szybko odsuwając się od tej osoby, patrząc na nią zła. Mike jednak uśmiechał się promiennie w moją stronę.
-Wybacz im. Nie bądź zła. Zabawmy się wszyscy jak kiedyś.- wyciągnął dłoń w moją stronę, którą ja niepewnie chwyciłam.

~~Harry~~
Spodziewałem się, że może jednak Leayna zgodzi się pojechać z nami. Myliłem się, ona nie chce brać udziału w naszym życiu. Mimo, że my musimy w jej, nawet wtedy gdy nie chcemy.
Mijała już trzecia godzina w studiu, a końca nie było widać.
Nagle do pomieszczenia wjechał Louis na segwayu.
-Tomlinson, odłóż to na miejsce.- Liam starał się udawać poważny ton, który nie zbyt mu wychodził. Lou jak gdyby wcale go nie słyszał, jeździł dalej w kółko na środku pokoju.
-Szedłem sobie spokojnie z ubikacji do studia, gdy zobaczyłem go samotnie stojącego przy wejściu do gabinetu ochroniarzy. Stwierdziłem, że nic złego nie zrobił i należy mu się przejażdżka z taką gwiazdą.- zachichotał chłopak.
Razem z Zaynem popatrzyliśmy po sobie znacząco i wybiegliśmy jak z procy do wyjścia w poszukiwaniu kolejnych segwayów.
Już po chwili w piątkę jeździliśmy jak idioci w kółku wydając z siebie nienaturalne dźwięki.
Po około 15 minutach do pokoju zapukali umięśnieni mężczyźni ubrani w czarne mundury. Gdy zobaczyli nas jeżdżących na środku pomieszczenia popatrzyli na nas jak na niedorozwojów.
-Dobra, koniec zabawy. Schodzić mi z tego.- warknął jeden z nich. Niechętnie zeszliśmy z nich, siadając ponownie na kanapach. Jednak ta przerwa nie mogła trwać wiecznie, ponieważ już po chwili Paul zawołał nas na kolejne próby przed koncertem.  Ja jednak  szybko wytłumaczyłem się, że muszę iść do łazienki, w co każdy uwierzył. Szybko pobiegłem do toalety, ale nie z zamiarem załatwienia potrzeb fizjologicznych. Wyciągnąłem telefon  z kieszeni i wybrałem  numer do Leayny, ponieważ zostawiliśmy ją samą na kilka godzin w wielkim domu. Staram sobie to wszystko wyjaśnić, ale nie umiem. Czasem mam poczucie, że Ley nie chce naszej pomocy, twierdząc, że to co robi jest najlepsze. Wiele nastolatków w tym wieku tak myśli, nie słuchając starszych i bardziej doświadczonych.
Pierwszy sygnał…
Drugi sygnał…
Trzeci sygnał…
Brak odpowiedzi. Lekko mnie to zdenerwowało, ponieważ zazwyczaj odbierała. Chociaż by z tego względu, że komórkę nosi zawsze przy sobie.
-Harry, wszystko okay?- usłyszałem pukanie w drzwi przez Zayna.
-Taaa. Już idę.- mruknąłem, spuszczając wodę dla upozorowania.

                                                               ~~Leayna~~
-Ta noc należy do nas!!!- krzyknął Nicholas, na co inni mu zawtórowali.  Rosi i Nicholas, Nicola i Josh, Bryan i Steven z dwoma dziewczynami z klasy oraz ja z Mikeam . Wszyscy szliśmy w stronę wejścia, skąd słychać było głośne basy muzyki. Chciałam aby to co wydarzy się dziś, było jedynie na moją korzyść.
-Z jakiej okazji to zrobiliście?- zaśmiałam się do przyjaciół.
-W końcu jesteśmy wszyscy razem! Musieliśmy znaleźć jakąś wymówkę do dobrej zabawy.
Zostałam pociągnięta do środka, gdzie wszystko działo się w zaskakująco szybkim tępię. Usiedliśmy na jednych z kanap, a chłopaki poszli po picie dla nas. Jednak gdy wrócili okazało się, że to wcale nie takie niewinny napój. Mimo, iż był to drink najwidoczniej nikt się zbytnio nie przejął, tak jakby spodziewali się tego.  Po kolejnych kilku kolejkach, wszyscy byli wstawieni.
-Czy mogę panią prosić do tańca?- mruknął wyszczerzony Mike, na co przytaknęłam śmiejąc się. Razem poszliśmy na improwizowany parkiet. Po prostu największe  miejsce na środku  magazynu.
Wide tak szybko zmieniał kroki, że z każdym razem gdy się myliłam jedynie byłam w stanie śmiać się.
Gdy mijała już któraś piosenka z kolei, ktoś lekko szarpnął mnie za ramię, na co odwróciłam głowę w stronę tej osoby, którą okazała się być Rosi.
-Idziemy na papierosa, idziesz z nami?- mruknęła dziewczyna, lekko chwiejąc się na nogach. Przytaknęłam, odrywając się od chłopaka, który był moim partnerem na dzisiejszy wieczór, jak i byłym przyjacielem oraz osobą, którą powinnam nienawidzić.
-Leayna, myślałem, że skończyłaś z tym. –warknął, zatrzymując mnie.
-Jeśli nie chcesz iść, to zostań i baw się dalej. To zajmie tylko 5 minut i wracam. –cmoknęłam w powietrzu, zostawiając go samego pośród tańczących.
Mnóstwo pijanych nastolatków bawiących się w rytm muzyki, pokazywało jak bardzo ta impreza należała do udanych.
-Podoba ci się?- mruknął mi na ucho Mike, obejmując od tyłu. Już dawno przestałam myśleć trzeźwo, dlatego odwróciłam się na krześle i jedynie na co było mnie w tej chwili stać, to... objęłam go rękami wokół szyi i pocałowałam z pasją. Był zadowolony, dlatego podobało mi się to jeszcze bardziej.
Wtedy usłyszeliśmy syreny policyjne. Muzyka ucichła, a ludzie jak mrówki zaczęli w panice opuszczać magazyn.  Nie wiedziałam co się działo, patrzyłam jedynie na to wszystko zdezorientowana.
-Chodź.- warknął Mike, chwytając mnie mocno za rękę, ciągnąc za sobą.

~~Harry~~
Wróciliśmy naprawdę późno i jedynie o czym marzyłem to sen. Jednak nie było mi to dane. Po sprawdzeniu całego domu mogłem stwierdzić, że Leayny w nim nie było. W jednej chwili złość i frustracja zastąpiła  zmęczenie.
-Zadzwoń do niej.- mruknął Liam.
-Robiłem to już kilka razy.- warknąłem, waląc pięścią w blat kuchenny.
-Harry, spokojnie. Wszyscy dobrze wiemy jaka jest Ley, chce żebyśmy zwrócili na nią swą uwagę. Pewnie teraz siedzi u któregoś z jej przyjaciół i drwi z nas.- widziałem po słowach które wypowiedział Louis, że i on jest już tym zmęczony. Są momenty kiedy chciałbym tą dziewczynę wykopać po za nasz dom, ale nie mogę. W końcu to moja siostra, którą mimo to kocham.
-Może masz rację Lou, ale jeśli ona potrzebuje teraz naszej pomocy?- łudziłem się, że może faktycznie nasze starania nie idą na marne.
-Zastanów się Hazza, ile razy tak myślałeś, a za każdym razem się myliłeś.- Niall miał rację. Wszyscy ją mieli, tylko nie ja…
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, który każdego z nas zaskoczył, ponieważ było po 23 w nocy!
Jednak, mimo to postanowiłem otworzyć, sądząc, że to Lay zapomniała kluczy i nie miała jak wejść.
Jednak gdy otwarłem drzwi, oniemiałem.  Przede mną stała Ley trzymana przez dwóch policjantów.
-Dobry wieczór.- odezwał się jeden z nich. Był młody i dość muskularny.
-Leayna, gdzie ty byłaś?!- byłem zdenerwowany, a moje nerwy sięgały momentu kulminacyjnego.
-Wraz z innymi znajomymi zrobili imprezę na starych magazynach, gdzie wstęp jest zabroniony i to o tej porze. Czy pan wie, że jesteśmy zmuszeni  do powiadomienia odpowiednich służb?- na te słowa popatrzyłem na policjanta przerażony, że problemy z moją siostrą nigdy nie dobiegną  końca.
-Proszę panów, po co od razu to zgłaszać? To już nigdy więcej się nie powtórzy, tym bardziej , że zrobiła to po raz pierwszy.
-Skoro pan tak twierdzi… Tylko ty.- zwrócił się jeden z nich do Leayny. –Jeżeli jeszcze raz będziesz spisana, to uwierz nie skończy się to dla ciebie tak dobrze. Pamiętaj o kartotece.- na te słowa zdziwiłem się jeszcze bardziej. Oni wiedzą coś, o czym ja nie mam pojęcia.
-W takim razie proszę bardziej ją pilnować i miłej nocy życzę.- skinął głową, po czym obydwoje wyszli z domu.
Odwróciłem się do dziewczyny zły.
-Co to miało być?!Mam dość twojego zachowania! Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor, a nie zwracasz uwagi na konsekwencje! Ile jeszcze mam tego znosić?! Mam cię już serdecznie dość! Jeżeli się nie zmienisz i nie zaczniesz myśleć porządnie, nie chcę cię widzieć w tym domu!
-Harry, ja…- widziałem w jej oczach łzy. Nie chciałem tego wszystkiego powiedzieć, ale złość miała nade mną górę.
-Zamknij się i posłuchaj mnie, chodź raz! To co robisz jest ponad moje siły i nie umiem tego wszystkiego zrozumieć! Wali od ciebie alkoholem na kilometr! Czy ty paliłaś?!- darłem się na nią i nie obchodziło mnie to, że wszyscy mogli to słyszeć.
Podszedłem do niej bliżej, zaciągając się tym nieprzyjemnym zapachem procentów zmieszanych z tytoniem.
-Masz szlaban na jakiekolwiek wychodzenie, do tego zapomnij o oglądaniu telewizji i oddaj mi telefon.
-Nigdy!- tym razem to ona podniosła na mnie głos.

-Jeszcze będziesz się ze mną kłócić ?! Oddawaj go, albo sam sobie go wezmę.- warknąłem, na co ona trzęsącą się ręką wyciągnęła niezdarnie z kieszeni komórkę, a przy tym na ziem wypadła paczka papierosów. Popatrzyłem na nią gniewnie, na co ona przerażona pobiegła na górę, wypuszczając z dłoni telefon.
________________________________________________________________________
Część i czołem!
Co się dzieje? Było tak dobrze, a tak nagle spadła liczba wyświetleń. Piszę aż tak źle? Jeżeli coś wam się nie podoba, to oczywiście piszcie, bo biorę każdy z nich pod uwagę :) i każda krytyka powoduje, że staram się bardziej,a tym bardziej jeżeli w ogóle postanowicie napisać cokolwiek.
Następny rozdział pojawi się za 2 tygodnie, czyli tj.6 marca.

2 komentarze:

  1. Jak zawsze tylko ja komentuje ahh...
    Tak bardzo bym chciała żeby nastepny rozdział był taki jak ja sobie go wyobrazilam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to dawaj dawaj pomysł:D z chęcią wezmę to pod uwagę ;)

      Usuń