niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 90


Człowiek nigdy nie jest w stanie dowieść  całej prawdy...

Było mi przykro, a alkohol w moim ciele, zwiększał to uczucie. Na samo wspomnienie słów, jakie wypowiedział do mnie Harry, utwierdziło  mnie to w przekonaniu, że potrafię jedynie ranić. Każdy przebywający w domu słyszał naszą kłótnię, a mimo to nie przyszedł aby wstawić się za mną. Czułam się okropnie, ponieważ wiedziałam, że zawiodłam ostatnie najbliższe mi osoby, a przez moje zachowanie mogłam ich stracić. Widziałam w oczach brata, jak bardzo jest mną rozczarowany. Bezradność. W tym momencie tak mogę określić mój stan. Najgorsze jest to, że nikt nie będzie chciał mi zaufać na nowo. Rzuciłam się na łóżku, zakrywając całe swoje ciało miękką kołdrą. Sądziłam, że ona z tłumi mój szloch. Otuliłam rękoma  poduszkę, która wsiąkała każdą moją słoną łzę. Straciłam wszystkie dotychczasowe chęci do życia. Mimo wszystko, nie żałuję imprezy. Odreagowałam na niej cały miesiąc, jak nie dłużej...
Pomimo , że wiedziałam jak bardzo stoję na nierównej powierzchni, nie miałam zamiaru kończyć z tytoniem czy alkoholem.  Jedna moja nieuwaga, nie przekreśli moich nawyków do używek, które mimo, że zabijają są świetne.

~~Liam~~
Zawiodłem się...
Podczas gdy my zamartwialiśmy się, czy aby na pewno Leayna jest bezpieczna, onaw tym czasie bawiła się w najlepsze. Słyszeliśmy całą rozmowę, która toczyła się na korytarzu. Każdy z nas stara się pomóc Harremu jak tylko umie, jednak Ley za każdym razem znajdzie nowy punkt aby uderzyć z nowymi problemami. Tak nie wiele brakowało, a musielibyśmy jeździć po komisariatach, jak nie sądach. Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że współczuję Hazzie.
Gdy wszystko ucichło, usłyszałem płacz dziewczyny, a następnie trzask drzwiami na piętrze. Harry wszedł do kuchni, siadając na krześle przy stole.
-Harry...- zaczął Zayn.
-Daj spokój. Wiem, że jest źle, ale nie wiem co mogę zrobić aby było lepiej.- przerwał mu Styles.
-Spokojnie Hazza, i tym razem damy sobie radę. Czy ona naprawdę była pijana?- mina Nialla wypowiadającego te słowa, była nie do opisania. Widziałem, że jest zawiedziony tak samo jak reszta.
-I do tego śmierdziało od niej tytoniem. Dowodem na to jest to. -loczek podniósł rękę, kładąc prawie puste pudełko z papierosami.
Popatrzyliśmy po sobie, nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie wiem co zrobić. Czuję się bezradny.- westchnął Harry.
-Dajmy jej kilka dni, może przemyśli, że zrobiła źle? Ja osobiście jestem na nią wściekły za to co robi i wcale nie widać końca jej wybryków.- w końcu wtrąciłem się do rozmowy.
-Przez nią straciłem kontakty z resztą rodziny. Czasem nie wiem czy szukanie jej było dobrym pomysłem...

***
Była 6 nad ranem, kiedy ktoś postanowił do mnie zadzwonić. Byłem zdziwiony, ale zarówno zmęczony, ponieważ nie zmrużyłem oka przez całą noc. Szukałem odpowiedniego rozwiązania na problemy, jednak nic konkretnego nie udało mi się wymyślić. Do 4 nad ranem słyszałem cichy płacz siostry, po czym nastąpiła cisza. Mimo tego jak bardzo źle się czuła, nie miałem zamiaru jej ulegać, ponieważ byłem na nią wściekły.
Leniwie podniosłem się do pozycji siedzącej na swym łóżku, przytrzymując swoją komórkę przy uchu.
-Tak słucham?- mruknąłem, przecierając oczy ze zmęczenia.
-Witaj synu...- usłyszałem głos, którego nigdy nie będę wstanie zapomnieć. Przełknąłem gulę stojącą w moim gardle, momentalnie się rozbudzając.
-Czego chcesz?!-warknąłem.
-Obiecałem się odezwać. Doszły mnie słuchy, że Ley była w szpitalu. Czy wszystko z nią dobrze?
-Nie udawaj, że cię to interesuje. Masz nową rodzinę. Przypominam ci, że to ty chciałeś oddać Leayne do adopcji. Jakim prawem masz jeszcze czelność do mnie dzwonić po tym wszystkim?- sekundy dzieliły mnie od tego aby nie wybuchnąć ze złości.
-Harry, synu... martwię się, zawsze  będziecie dla mnie najważniejsi, jednak musiałem się sobie jakoś ułożyć życie. Mieszkanie pod jednym dachem z waszą matką było jak najgorszy koszmar.
-Jak śmiesz tak jeszcze mówić! Lepiej powiedz czego chcesz?
-Jestem w Londynie. Przyjechałem was zobaczyć, będę za nie całą godzinę.- po tych słowach rozłączył się, nie dając mi nic powiedzieć.
Cała ta sytuacja z przed chwili rozbudziła mnie do tego stopnia, że wstałem z łóżka idąc prosto do łazienki aby się odświeżyć.
Gdy wykonałem poranną toaletę, szedłem na parter aby zaparzyć sobie kawę.

***
- Nie oddam ci jej! Ja jestem jej opiekunem prawnym, a nie ty!- podniosłem się z kanapy wściekły na ojca, który miał czelność przyjść do naszego domu.
-Harry, ja chcę spędzić z nią tylko kilka godzin, nic więcej. Jestem jej ojcem, nie zabraniaj mi tego.-popatrzył na mnie, chcąc wzbudzić we mnie współczucie i udało się mu.
-Niech będzie, ale jeżeli Ley nie będzie chciała to wychodzisz z domu i nigdy więcej nie chcę cię widzieć na własne oczy, zrozumiano?- warknąłem.
-Zmieniłeś się, wiesz?- wzruszyłem ramionami na jego słowa, idąc do pokoju szatynki.
Zapukałem w drzwi, powoli je otwierając. Nie zauważyłem Leayny w pokoju, jednak od razu mój wzrok powędrował na wypukłość na łóżku. Podszedłem do niej i odkryłem powoli kołdrę. Nie spała, twarz miała schowaną w poduszce i po cichu płakała. Przykucnąłem przy niej.
-Leayna... - zero reakcji z jej strony.
-Leayna...- spróbowałem po raz drugi, tym razem odwracając ją w swoją stronę.
-Co chcesz?- wyszeptała zachrypnięta.
-Przyjechał tata, chce spędzić z tobą kilka godzin, co ty na to?- na te słowa dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami.
-Zbieraj się.- odsunąłem się od łóżka, aby mogła wstać.
-Ale ja nie chcę... zostawcie mnie w spokoju...- mruknęła, powoli podchodząc do szafy aby wyciągnąć z niej ubrania.
-Wyjście  z domu dobrze ci zrobi.
Po tych słowach wyszedłem z jej pokoju, aby mogła w spokoju się przygotować.

~~Leayna~~
Nie miałam ochoty na nic. Straciłam wszystkie możliwe chęci na życie. Jedynie czego chciałam to położyć się w łóżku i przykryć kołdrą, aby stać się nie widzialną dla całego świata.
Gotowa zeszłam do salonu w którym czekał na mnie ojciec wraz z Harrym.
-Gotowa?- spytał tata, podnosząc się z kanapy. Kiwnęłam głową na znak potwierdzenia.
-A więc chodźmy.-odezwał się ojciec, uśmiechając się promiennie. Ja jednak nie uwierzyłam w jego uśmiech, który dla mnie był fałszywy.
Szłam za tatą w stronę samochodu.
Gdy już wsiadałam, zatrzymał mnie jeszcze Hazza.
-Zachowuj się jak przystało i słuchaj się ojca. Nie chcę słyszeć, że coś poszło nie tak, jasne?- jego ton głosu brzmiał, jak by nie znosił sprzeciwiania się, dlatego też przytaknęłam.
-A ty masz z nią być o 19 w domu i ani minuty dłużej, jasne?- zwrócił się do mężczyzny, który ponoć był naszym ojcem.

~~Harry~~
Była prawie 20, a ich dalej nie było. Dzwoniłem do Leayny wiele razy, ale za każdym razem odzywała się poczta głosowa.
-Spokojnie, przecież wasz tata jest odpowiedzialnym człowiekiem.- odezwał się Louis.
-Nie rozumiesz? On chciał odzyskać prawa do Leayny, Jest wpływowym człowiekiem, nie wiesz do czego on jest zdolny.- z każdą chwilą byłem co raz bardziej nerwowy.
Wiedziałem, że oddawanie jej w jego ręce będzie złym pomysłem. Jeżeli coś się jej stanie, zapłaci mi za to. Nigdy mu tego nie daruję.
Nagle telefon zawibrował w kieszeni moich spodni. Odblokowałem ekran sprawdzając smsy.
,,Jestem na lotnisku. Przyjedź, on chce mnie wywieźć!"
Numer był mi nie znany, jednak od razu powiązałem wszystkie fakty ze sobą. Przetarłem oczy, myśląc, że to jedynie zmęczenie płata mi figle. Jednak gdy czytałem to po raz drugi nie miałem wątpliowości, że sms należał do Leayny.
-Wszystko dobrze Hazz?- spytał Liam.
Pokazałem mu komórkę, a on przeczytał na głos sms.
-Nie możemy czekać. Ja i Zayn pojedziemy z tobą, a Louis i Zayn zostaną na wypadek gdyby okazało się, że to jedynie fałszywy alarm.- odezwał się Liam, na co reszta przytaknęła i każdy ruszył w wyznaczone miejsce. W przeciągu kilku sekund wszyscy w trójkę siedzieliśmy w aucie. Jeżeli to prawda, to w tym momencie liczyła się każda sekunda.

~~Leayna~~
Przez cały dzień ojciec uśmiechał się i żartował ze mną. Pokazywałam mu Londyn, ponieważ twierdził, że nigdy nie miał okazji go zwiedzać. Cieszyłam się z każdej chwili z nim.
Jednak to co dobre nigdy nie trwa wiecznie.
-Może przyjedziesz do nas na ferie zimowe lub święta. Może nawet uda ci się przekonać brata, że wcale nie jestem aż tak zły.- zaśmiał się, na co wzruszyłam ramionami, ponieważ nie wiedziałam co powiedzieć.
Droga strasznie się dłużyła, na dodatek nie kojarzyłam okolicy co spowodowało mój niepokój.
-Gdzie ty mnie wieziesz, przecież dom jest w drugą stronę?- popatrzyłam na niego zdezorientowana, na co on jedynie się zaśmiał przyśpieszając prędkość. Czułam niepokój.
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na parkingu lotniska.
-Masz być cicho, a jeżeli spróbujesz chodź uciekać lub prosić o pomoc, to pamiętaj, że nie skończy się to dobrze dla ciebie. - warknął, a ja poczułam się okropnie. On chce mnie wywieźć! Nie mogę na to pozwolić. Patrzyłam na niego zszokowana, nagle wyciągnął ze schowka naładowany pistolet i włożył go za pasek.
-Użyję go, jeżeli będziesz nieposłuszna.- zaśmiał się.
Przełknęłam gulę, która utworzyła się w moim gardle.
_____________________________________________________________________
Hej
Trochę pomieszałam ale trudno :D mam nadzieję, że się wam podoba i skomentujecie.

1 komentarz:

  1. Noo i tak ma byc Xd tylko niech harry i ley wiecej czasu spedzaja i bedzie kiciu miciu

    OdpowiedzUsuń