niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 87



Miałem nadzieję, że wszystko wraca do normy i mogę w końcu odetchnąć oraz zająć się starymi obowiązkami. Myliłem się....


To nie była droga do domu. Nawet po wypadku nie zapomnę jej, dlatego czułam się lekko zdezorientowana kiedy Harry skręcał w kolejną z nieznanych mi przecznic.
-Mieliśmy jechać do domu.-oburzyłam się, spoglądając na niego.
-Śmiesznie marszczysz ten mały nosek.- zachichotał, dając mi lekkiego kuksańca w nos. Mruknęłam z niezadowolenia opadając zrezygnowana na siedzenie i patrząc po za okno. Ludzie na ulicach przeciskali się między sobą w zaskakująco szybkim tępię. Każdy gdzieś się śpieszył... To dziwne, że często nie mamy nawet kilku minut aby pomyśleć nad prawdziwym sensem naszego życia. Wszystko dzieje się tak szybko, że zapominamy tak naprawdę o prawdziwym wyniku naszej pracy. Wymagamy co raz więcej, nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół nas.
Z zamyśleń wyrwał mnie Hazza lekko szturchając w ramię. Popatrzyłam na niego pytająco, na co on wskazał 2 piętrowy budynek przed nami. Miał brązowo białą elewację, z mnóstwem okien.
-Co my tutaj robimy?- mruknęłam zła, że muszę zadawać więcej pytań.
-Ley... gdy ci to powiem, możesz być na mnie zła ale pamiętaj, że robię to dla twojego dobra. Obiecałem ci pomóc, ale razem z chłopakami nie będziemy w stanie. Dlatego pani Violett wytłumaczy ci pewne kwestie dotyczące życia i odpowie na twoje wszelkie pytania.
-Czyli przywiozłeś mnie do psychologa?!- mimo świadomości, że robi to dla mojego dobra byłam zła za to, że przez to czuję się jak by było ze mną coś nie tak. On jedynie kiwnął nie pewnie głową. Dobrze wiedziałam, ze nie ważne jak bardzo bym się z nim sprzeczała, to i tak będę musiała tam pójść.
-Leayna, proszę... Daj sobie pomóc.- jego głos załamywał się Nic nie mówiąc wyszłam z auta, kierując się w stronę wejścia. Chłopak dobiegł do mnie idąc krok w krok obok.
***
Nie minęło 15 minut od rozpoczęcia rozmowy, a ja znów zakończyłam ją w ten sam sposób co zawsze. Wydaje się im jak bym miała problemy psychiczne i każde ich słowo może spowodować, że załamię się na nowo.
-Leayna wracaj!- usłyszałam za sobą uniesiony głos Harrego. Nie odwróciłam się, dalej biegnąc przed siebie. Ból w nodze nasilał się ale nie mogłam się zatrzymać, nie teraz...

~~~Harry~~
Wszystko co robię z początku wydaje się dobrym pomysłem, jednak potem okazuję się najgorszym z możliwych. Nie mogłem przewidzieć, że Ley znów zachowa się jak kiedyś. Ona nadal była nieodpowiedzialnym smarkaczem, który nie zdaje sobie sprawy z otaczającego go świata. Jaki sens miało by biegnięcie za nią? Ona właśnie tego chce, żebym pobiegł za nią. Jednak ja jedynie wsiadłem do samochodu i zatrzasnąłem za sobą drzwi z całej siły, odpalając silnik. Jeżeli chce wracać na własną rękę na drugi kraniec miasta do domu, to nie będę jej zabraniał. Może przez ten czas zrozumie, że staram się jej pomóc. Już sam nie wiem co było by dobrym rozwiązaniem, żeby tak często nie zamykała się przed nami. Przecież wszystko idzie w jakiś sposób rozwiązać i samo okaleczanie nic nie da.
Wróciłem do domu w złym humorze.
W tym samym momencie ze schodów schodzili chłopaki, popatrzyli na mnie badawczą nic jednak nie mówiąc, za co byłem im wdzięczny.
-Naprawiliśmy jej pokój na tyle ile było to możliwe.- westchnął Louis.
-Jednak szkody materialne też są spore. Rozwalony laptop, tablet, lampa, lustro...-zaczął wymieniać Zayn. Nie miałem ochoty na słuchanie tego wszystkiego. Zignorowałem całą czwórkę kierując się do swojego pokoju w którym jak się po chwili okazało siedziała spokojnie Victoria.
Przez ten cały incydent z Leaynom, zaniedbałem mój związek z Vic. Było mi z tego powodu naprawdę głupio, ponieważ brunetka nie chciała pojawiać się w tym domu tylko dlatego, żeby Ley nie musiała ponownie wszczynać kłótni.
-Witaj skarbie.- podszedłem do niej, obejmując w pasie. Dopiero teraz kiedy mam czas, uświadamiam sobie jak bardzo stęskniłem się za nią. Była dla mnie czymś więcej niż tylko kolejną kobietą w moim życiu. Ona była moją podporą, gdy było naprawdę źle jako jedyna umiała mnie pocieszyć i spowodować, że zapominałem o wszystkim wokół.
-Coś się stało?- chwyciła moją twarz swymi zgrabnymi dłońmi, przyglądając mi się badawczo jak by szukała odpowiedzi. Usiedliśmy na kanapie trwając w ciszy.
-Nie wiem co mam sądzić o Ley. Wiem, że powinienem spróbować ją zrozumieć, ponieważ to co robi kiedyś minie. Jednak jej zachowanie przypomina co raz częściej rozwydrzonego dzieciaka.
-Spokojnie Hazza, nie jesteś z tymi problemami sam. Masz nas, mnie i chłopaków, a razem tworzymy silną drużynę. Nie ma dla nas rzeczy nie możliwych.-uśmiechnęła się, wstając w pozycji bojowej.

~~Leayna~~
Samochód Harrego minął mnie, nie zatrzymując się. Z perspektywy czasu sądzę, że kilkanaście minut spędzonych w towarzystwie psychologa nie były najgorsze, tylko emocje który chwilę przed wejściem do gabinetu mną zawładnęły nie pozwoliły mi na odpowiednie skupienie się na tym, co mówi do mnie kobieta.
Usiadłam na pobliskiej ławeczce, zastanawiając się co dalej. Przecież takie życie nie ma sensu. Usłyszałam dziś wiele słów od loczka, jednak wydawały mi się one jedynie kłamstwem i nie było w nich ani za grosz prawdy. Chęć powrotu do Polski nasila się z każdym dniem, a myśl o zobaczeniu babci prowadzi do tego, że zaczynam za nią tęsknić. Ona wiedziała by co zrobić. Czuję się zagubiona w tym całym ogromnym życiu. Rodzicielka zostawiła mnie w chwili gdy potrzebowałam jej najbardziej. Brat, który na siłę stara się mnie zmienić oraz presja wywierana przez społeczeństwo. Przecież fani znienawidzili mnie, ponieważ chłopaki zrezygnowali z wielu koncertów by być razem ze mną. Czuję się jak bym miała wybierać pomiędzy dobrem, a złem i tylko ode mnie zależało jak będzie wyglądać przyszłość najbliższych. Po krótkiej chwili namysłu stwierdziłam, że wrócę do budynku i na spokojnie dokończę rozmowę z panią psycholog.
Weszłam nie pewnie na korytarz gdzie stała  poznana już kobieta. Zdziwiła się na mój widok, ale mimo to uśmiechnęła się w moją stronę. Od razu przeklęłam ją w myślach za bycie tak bardzo fałszywą osobą.
-Leayna co się stało?- podeszła do mnie, przerywając wcześniejszą rozmowę z recepcjonistką.
-Chciałabym dokończyć rozmowę.- wypowiedziałam zrezygnowana.
-W takim chodźmy do gabinetu.- weszłam kolejny raz w tym dniu do tego pomieszczenia, które było utrzymane w nienagannej czystości. Wskazała na fotele stojące przy stoliku na kawę.
-Może zaczniemy od nowa?- z każdym jej uśmiechem przekonywałam się do niej bardziej.
Kiwnęłam głową, przystając na jej słowa.
-Nazywam się Violet Criston. - podała mi rękę, którą uścisnęłam.
-Leayna Styles.- mruknęłam.
-Opowiesz mi o tym jak doszło do tego wypadku?- jeszcze nikt do tej pory nie spytał mnie o to wydarzenie. Jej słowa lekko mnie zaskoczyły. Nie wiedziałam czy chcę o tym rozmawiać z osobą, której nie znam. Jednak nie miałam już nic do stracenia. Zaufałam zbyt wielu ludziom.

~~Harry~~
Chciałem się cieszyć z chwili w której mogę trzymać w swoich ramionach Victorie. Jednak fakt, że w tym momencie Leayna chodzi sama po mieście nie dawał mi spokoju. Jeżeli coś się jej stanie to będę mógł obwiniać jedynie siebie, ponieważ zostawiłem ją po drugiej stronie miasta bez komórki i pieniędzy. Słońce zaczynało zachodzić, a jej dalej nie było.
-Która jest godzina?- spytałem, wyrywając się z myśli.
-Dokładnie 21.- przecież gdyby była inna pora roku, już dawno było by ciemno. Na szczęście lato dawało dłuższe dni.
-Może pojedziemy jej poszukać?- odezwała się ponownie brunetka, odwracając w moją stronę twarz. Kiwnąłem jedynie głową, zgadzając się z nią. Wstaliśmy ociężale z kanapy i w tym samym  czasie usłyszeliśmy trzask frontowych drzwi. Szybko ruszyłem po schodach na parter. Na podłodze siedziała zapłakana Ley i próbowała zdjąć buta z prawej stopy. Podszedłem do niej, na co ona jedynie zlustrowała mnie wzrokiem, ponownie wracając po ściągania buta.
Dlaczego po prostu go nie zdejmie? Zirytowałem się, sądząc, że robi mi na złość. Chwyciłem obuwie do dłoni i pociągnąłem, na co dziewczyna krzyknęła rozpaczliwie. Szybko odskoczyłem od niej, nie wiedząc co się dzieje. Do pomieszczenia wbiegli inni, równie zaskoczeni jak ja.
-Leayna co się dzieje?- obok niej przykucnął Niall, na co ona wskazała drżącą dłonią na prawą nogę. Była mocno spuchnięta i sina, czego dotąd nie zauważyłem. Chłopaki pomogli jej wstać, a Zayn wziął ją na ręce kierując do salonu.
-Harry gdzie są jej leki do cholery?!- odezwał się Louis szukając pudełek z lekarstwami po szafkach w kuchni. Patrzyłem na to wszystko oszołomiony.Poczułem jak ktoś mną potrząsa ale z początku nie zwróciłem na to uwagi. Jednak gdy poczułem pieczenie na policzku, otrząsnąłem się.
-Harry gdzie są jej lepi?- odezwał się Zayn, próbując zachować spokój. Szybko wybiegłem z domu nie wiedząc co dalej. Podbiegłem do samochodu, otwierając go w celu znalezienia reklamówki z lekami. Minęło ok. 5 minut gdy udało mi się je odnaleźć pod tylnymi siedzeniami. Wróciłem do salonu w rekordowym tempie i podałem całą reklamówkę Liamowi, który wiedział co  z nimi zrobić. Ley dalej trzymała się za stopę zagryzając z bólu wargę z której już dawno zdążyła popłynąć krew. Payne podał jej odpowiednie leki i posmarował jej nogę maścią.
-Co teraz?- odezwał się nerwowy Niall.
-Poczekamy 10 minut, jeśli do tego czasu nic się nie zmieni, to jedziemy do szpitala.- zarządził Liam. Jak zwykle to on zachował się  najbardziej odpowiedzialnie. Usiadłem na pobliskim fotelu, przecierając twarz dłońmi. Inni też usiedli nerwowo dookoła stołu. Victoria zrobiła zimny okład na czole Ley, ponieważ była rozpalona. Po kolejnych kilku minutach dziewczyna położyła się bezsilnie na kanapie, zasypiając. Zayn zaniósł ją na górę do jej pokoju.
-Czy ktoś mi może wytłumaczyć co właśnie się stało?- odezwał się zszokowany Louis.
-Harry, dałeś jej rano leki jak ci kazałem?- odezwał się Zayn.
-Oczywiście, że jej nie dał.- warknął Niall.
-Chłopaki ja...- chciałem się tłumaczyć, jednak szybko mi przerwano.
-Nie Hazza. Rozumiemy, że jest ci ciężko, ale musisz odnaleźć się w nowej sytuacji, inaczej będzie tylko gorzej. Gdzie ona była, myślałem, że wróciła z tobą?- odezwał się Louis.
-Została po drugiej stronie miasta bo nie chciała iść do psychologa. Wkurzyłem się na nią, ponieważ sądziła, że da sobie radę sama ze swoimi problemami.
-To nie powód, żeby ją zostawiać samą.- warknął Niall.
Mieli rację. Zawaliłem znów, a jeszcze kilka godzin wcześniej obiecałem jej już nigdy jej nie zawieść.
__________________________________________________________________
Hej ;D
 Dzisiejszy rozdział był bardziej pisany myślami 2 głównych bohaterów, ponieważ taki był tego zamiar. Nie wiele się działo, a raczej na to liczyliście prawda? Obiecuję wam, że w następnym akcja będzie o wiele ciekawsza i dłuższa :D
Czyta was ogrom, a komentuje jedna osoba?! Wysilicie się chodź raz :) nie oczekuję od waz żadnych komentarzy opiniujących. Wystarczy, że napiszecie, że jesteście i czytacie. Tym razem rozdział kolejny tj. Rozdział 89 postanowiłam opublikować w niedziele 14 lutego, a dlaczego? Powodów jest wiele, ale tego dowiecie się za tydzień,a do tego czasu skomentujcie i miłego tygodnia :D

2 komentarze:

  1. Jestem i czytam Xd
    Nie bede sie rozpisywać chcialam się tylko zasypać o zgodę na reklamowanie twojego bloga .Mam kilka koleżanek,które tez2 pisza i mam TROCHE wyświetleń.
    Mam nadzieje że odpowiesz .
    Bay

    OdpowiedzUsuń