sobota, 30 maja 2015

Rozdział 70 cz.II ,,Dlaczego akurat tutaj?"


Najgorsze w życiu jest czas kiedy trzeba się pożegnać. Gdy rozstajesz się z najbliższą Ci osobą, wtedy oddałbyś wiele by wrócić do tych chwil spędzonych razem. Każde wspomnienie wraca w najgorszych momentach, gdy jesteś sam. Wtedy nie wstajesz i nie idziesz do przodu, wtedy się wracasz...

-No wreszcie.- usłyszałam głos Louisa za sobą, który uśmiechał się, a ja jedynie przewróciłam teatralnie oczami.
-Możemy iść?- odezwał się Liam, który do tej pory stał z dala od nas. Wszyscy przytaknęli i ruszyliśmy do już stojących przed wejściem busów.
Harry oczywiście usiadł obok mnie, uśmiechnięty od ucha do ucha. Popatrzyłam na niego pytająco.
-W końcu jest okay.- zapiszczał jak dziewczynka, po czym mnie przytulił. Gemma popatrzyła na niego i pokazała, żeby się stuknął w głowę, na co parsknęłam śmiechem, a on pokazał jej język. Zrobiłam face plam, na co oni wybuchli śmiechem.
-Zapamiętać, nie przebywać w pobliżu was gdy jesteście obok siebie.- powiedziałam na jednym wdechu, a oni zastanowili się nad moimi słowami, po czym mimo woli przytaknęli.
Przez resztę czasu Harry opowiadał o naszym kocie, którego przed wyjazdem zostawił sąsiadowi, który chyba nas nie lubi.
-No dobra dzieciaki. Wysiadać.- odezwał się Robin i po kolei stanęliśmy przed lotniskiem.
No to czas się pożegnać.
Mój umysł w jednej chwili dał mi znać, że to ta chwila... Z walizkami w dłoniach weszliśmy do wielkiej hali, podchodząc do wszystkich. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Ciszę przerwał Liam, który podszedł do swojej mamy i ją przytulił. Za nim podążyli inni.
-No to Ley, było naprawdę fajnie cieszę się, że w końcu mogłam Cię poznać.- odezwała się Waliyha i mnie przytuliła.
-Już tęsknię.- zaśmiałam się w jej ramię. Gdy odsunęłyśmy się od siebie, zauważyłyśmy obok siebie swoich braci.
-Ley, wiesz, że wrócę dopiero w grudniu, ale proszę bądź grzeczna i nie rozwal domu.- zaśmiał się Harry, pstrykając mnie w nos.
Pożegnałam resztę, patrząc na to jak odchodzą. Niestety Gemma, mama, ojczym i ja musimy jeszcze czekać na swój lot.

***
-Gdzie idziesz?!- krzyknęła do mnie zła już mama.
-Od kiedy się tym przejmujesz?! Idę i wrócę kiedy będę chciała.- warknęłam trzaskając drzwiami idąc zła do domu Rosi.
Zapukałam i otworzyła mi jej mama.
-Hej ciociu.- przywitałam się, a ona wpuściła mnie do środka.
-Rosi nie ma, właśnie wyszła.
-A gdzie?- może uda mi się ją dogonić, jeśli teraz wyjdę z jej domu.
-Nie mam pojęcia. Mam do ciebie wielką prośbę.- powiedziała jak by była naprawdę czymś zmartwiona.
-Słucham.- usiadłam obok niej w salonie.
-Rosi, ona się zmieniła. Wydaje mi się, że ten chłopak ma na nią zły wpływ. Ostatnio poczułam od niej papierosy. Co jeśli ona pali?- ręce przybranej mamy zaczęły się trząść i była bliska płaczu. Natomiast ja głośno przełknęłam ślinę i zaczynałam się denerwować.
-Dobrze.. to .. to ja .. ja jej poszukam.- wychrypiałam wybiegając z domu. Biegłam ile sił w nogach by może dogonić przyjaciółkę jeśli oczywiście szła w kierunku w którym myślałam.
Gdy dobiegłam do parku nie było tam żadnej znajomej twarzy. Rozejrzałam się  wokół siebie dysząc z powodu wysiłku. Przejechałam ręką po włosach, po czym trzęsącymi się dłońmi wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Josha. Po chwili usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Co jest?
-Gdzie jesteście?- wydyszałam.
-W tym opuszczonym domu na obrzeżach Londynu na strychu,  a co? Po co ci to wiedzieć skoro jesteś na wakacjach? Wszystko okay...- przerwałam mu rozłączając się i wdając się w kolejny bieg.
Jak ona mogła zacząć palić?! Jak oni mogli jej pozwolić na to?!  I to niby ona mi robiła wykłady na ten temat jak powinnam przestać, a  sama nie jest lepsza! Ja przynajmniej umiem to ukrywać, nie to co ona. Niech ja ją złapię to nie wiem co osobiście zrobię, bo nie ręczę za siebie. Po może 15 minutach, zauważyłam ją idącą za rękę z Nicholasem. Podbiegłam do nich, odwracając ją do siebie. Zdezorientowanie było widoczne na jej twarzy.
-Leayna?!- krzyknęła.
-Jak mogłaś?! Tyle razy trułaś mi dupę jak to palenie jest złe, a teraz co!?- wrzeszczałam i miałam gdzieś czy ktoś będzie na nas patrzył.
-Ley, uspokój się.- Nick położył dłoń na moim ramieniu, którą szybko odsunęłam.
-A  ty się zamknij! To wszystko przez Ciebie!- moje nerwy już dawno puściły i nie mam nad nimi kontroli.
-Czy możemy porozmawiać na spokojnie?- wyszeptała Ros. Popatrzyłam na nią  i dobrze wiedziałam jak ma poczucie winy. Ja  również się już uspokoiłam, ale nie opanowałam.
-Już okay.- Nicholas przytulił mnie, a ja bez żadnych sprzeciwów wtuliłam się.
-Hej.- powiedziałam w jego klatkę piersiową.
Gdy odsunęłam się od razu usłyszałam rozhisteryzowaną Ros.
-Przepraszam. Ja ... ja tylko raz spróbowałam i tak jakoś mi się to spodobało, to nie ich wina.
Przetarłam dłonią twarz i skinęłam na znak, że rozumiem.
-Dobra dziewczyny, chodźcie.-Nick objął nas ramionami idąc po środku. Uśmiechnęłam się ruszając do reszty ekipy. Pewnie gdyby nie oni, błądziłabym przez dłuższą chwilę szukając odpowiedniego miejsca gdzie przebywają.
-Dlaczego akurat tutaj?- spytałam gdy już wchodziliśmy po schodach na górę.
-Nie wiem. Wiesz policja teraz węszy wszędzie. Pamiętasz jak tu byliśmy kiedyś, prawda?- skinęłam do niego głową, przypominając sobie, jak uciekaliśmy przed reporterami i faktycznie był to ten sam budynek! Nic się nie zmieniło. Weszliśmy na strych, a mi zatkało dech w piersi.
-Niespodzianka!- krzyknął uśmiechnięty do mojego ucha. Jedno wielkie ŁAŁ! Ten strych nie wyglądał jak wcześniej. Teraz to było coś.
-Ley?- usłyszałam obok siebie Stevena i w tej samej chwili odwróciłam się do nich.
-Nie miałaś być jeszcze na wakacjach?- odezwał się zdziwiony głos Bryan'a. Uśmiechnęłam się, wzdrygając ramionami.
-Siadaj.- poklepał obok siebie miejsce na kanapie Josh. Wskoczyłam na kanapę, a obok mnie usiadł jeszcze Steven.
-Jak Ci się podoba?
-Jest naprawdę świetnie. Nie spodziewałam się, kiedy wy to?- rozejrzałam się dookoła.
-Jak byłaś na wakacjach. Przecież nie będziemy siedzieć całe życie w tym jebanym parku.- parsknął Stev, a ja mu przytaknęłam.
-Papieroska?- promienny uśmiech pojawił się na twarzy Josha, więc bez wahania poczęstowałam się tak jak reszta. Już po chwili całe pomieszczenie wypełniła smuga dymu.
Tego właśnie mi było trzeba, chwili rozluźnienia, gdzie wszystkie problemy odlatują w jednej chwili, a na jej miejsce przychodzi błogość. Usłyszałam nadchodzące połączenie w mojej komórce. Odskoczyłam od reszty, idąc na korytarz by odebrać. Oczywiście była to mama.
-Co chcesz?- nie chce z nią rozmawiać. Nie po tym jak dała mi do świadomości, że całe dnie mam siedzieć w domu przy niej. To była jak jakaś schiza. Rozumiem, że chce nadrobić stracony czas, ale to jest psychiczne!
-Nie tym tonem. Masz być zaraz w domu, masz mi chyba coś do powiedzenia.
-A fakaj się.- po tych słowach rozłączyłam się i miałam gdzieś fakt, że może byłam za ostra, wulgarna i chamska. Tak jak i to, że walczyłam o to by się pogodzić. Nie wiem, ale czuję nagły napływ złości znikąd.
_______________________________________________________________________
Hej mordeczki. W następnym rozdziale będzie się dziać. Już nie mogę się doczekać kiedy będę mogła go napisać w całości i wstawić go tutaj :3 Naprawdę wiele osób może zaskoczyć jak potoczą się dalsze losy Leayny Styles, ale do tego czasu komentujcie. Mój drugi blog też czeka na wasze skomentowanie ;)  Jakoś nie miałam pomysłu jak by rozegrać tą scenę więc wynik tego jest taki. Jest to taka cisza przed burzą. Do następnego weekendu mordki :D

3 komentarze: