poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 84


Minęły 3 dni od powrotu do świata żywych, jednak przez ten okres czasu wcale ani na chwilę nie poczułam się lepiej. Wręcz przeciwnie, zżerają mnie wyrzuty sumienia, jak i sam ból. Nawet leki nie są w stanie uśmierzyć tego co czuję. Godzinami leżę bez celu na szpitalnym łóżku, wpatrując się w obraz za oknem.
-Hej mała.- usłyszałam wchodzącego do sali Mikea, ale nie zareagowałam. Nie chciałam, a może po prostu nie miałam odwagi?
Poczułam jak siada obok na krześle.
-Jak się czujesz? Ludzie w szkole martwią się o ciebie i ciągle pytają kiedy do nich wrócisz.- najchętniej to nigdy. Nie mam ochoty na rozmowy z nikim. Lubię wegetować w samotności. Po przebudzeniu byłam zła na siebie za to jaki błąd popełniłam. Teraz jednak wraca wszystko i toczę walkę ze samą sobą.
-Ej, mała. Porozmawiaj ze mną. Słyszałem, że nie chcesz nawet z Harrym rozmawiać. Wiesz, że tak nie można i bez naszej pomocy nie uda ci się samodzielnie przez to wszystko przebrnąć? Dałaś mi szansę i tym razem nie zmarnuję jej. Pamiętaj jedno, zawsze będę przy tobie nawet wtedy gdybym był najgorszym wrogiem.- słowa które wypowiadał Mike wcale nie koiły problemów, wręcz przeciwnie. Czułam, że za raz nie wytrzymam i całą swoją złość wyleję na niego.
-Mike, idź już.- powiedziałam cichutko. Poczułam ciepły dotyk na swojej skórze, którego nie chciałam się pozbyć, jednak musiałam. Odciągnęłam rękę, przyciągając ją do swojego ciała.
-Co się dzieje?- zakłopotanie w głosie chłopaka było dobrze słyszalne. Pokręciłam głową, na znak, że nie chcę o tym mówić.
On jedynie wypuścił powietrze ze świstem i wstał z krzesła, kierując się do wyjścia.

~~Harry~~
Tak bardzo chciałbym zobaczyć, porozmawiać z Ley ale brak czasu uniemożliwia mi to. Każdego dnia szukam chwili, aby chodź na chwilę spotkać się z Leayną.
-Ej, stary. Jest próba, jeśli i tym razem ją zawalisz to możesz jedynie pomarzyć o wolnym weekendzie.- odezwał się zły Niall.
Cała ta sytuacja z brunetką nie pozwala mi spać, jeść i normalnie funkcjonować. Gdyby życie było tak proste jak w filmach...
-Wybaczcie, ale ja nie potrafię. Zrozumcie też mnie, to wszystko mnie przerasta. Mama wyjechała nie przejmując się swoją córką, nie odwiedziłem jej od kilku dni, a lekarz z którym jestem cały czas w kontakcie mówi mi, że stan Ley pogorszył się. W takim razie powiedźcie mi jak ja mam normalnie żyć, chodź wiem, że wy wymagacie tego ode mnie, ale ja tak nie umiem!- byłem cholernie zły na siebie, na nich i cały świat za to, że nikt nie stara się mnie wspierać i pomagać, a zawsze to ja obrywam najwięcej.
-Harry, weź kilka dni wolnego.- obok mnie usiadł Zayn i poklepał po ramieniu.  Przytaknąłem ruchem głowy i bez namysłu udałem się do szefostwa.
***
-Ona nie chce odwiedzin.-odburknęła mi średniego wieku pielęgniarka Była niska, o obszernej posturze ciała. Jej twarz zdradzała jak bardzo jest ona zmęczona i przepracowana. Szare pasma włosów gdzie nie gdzie wydostawały się z poza koka.
-Ale jestem jej bratem do cholery! Niech mnie pani puści!- kłócę się już od dobrych 10 minut z uparcie z tą zawziętą kobietą , która nie chce mnie wpuścić do Ley.
-Proszę się uspokoić bo wezmę ochronę.- warknęła, po czym poszła do jakiegoś pokoju na chwilę, po czym ponownie wróciła.
-Niech mnie pani zrozumie. Chcę zobaczyć się z siostrą. Martwię się o nią, a ona potrzebuje mnie w tym trudnym okresie dla niej.
-Niech panu będzie, ale jeśli przez to coś się wydarzy, to będzie jedynie pańska wina.- ostrzegła mnie surowym tonem, zsuwając się z drogi.
-Co by się mogło zdarzyć?- na prawdę chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. Pielęgniarka jedynie wzruszyła ramionami powracając do wcześniej przerwanego zajęcia przy dokumentacji.
Podszedłem do dobrze już mi znanych drzwi. Cicho zapukałem, po czym lekko je uchyliłem dostrzegając skuloną osóbkę na wielkim łóżku.
-Hej mała.- wszedłem do środka niepewnie. Ona nawet nie popatrzyła na mnie, ciągle jej wzrok tkwił gdzieś po za oknem. Usiadłem na krześle i przypatrywałem się jej w ciszy.
***
-Życie nie ma sensu i wcale nie mamy konieczności ciągnięcia go na siłę. Nie chcesz żyć- umierasz, chcesz-żyjesz dalej w fałszywym świecie pełnym zakłamania i nienawiści.- to były jej pierwsze zdania po okołu dwóch godzinach przebywania w swoim towarzystwie. Przez cały ten czas tylko ja prowadziłem monolog. Jednak to co powiedziała zaniepokoiło mnie. Lekarz w prawdzie mówił, że przez jakiś czas może mieć zaburzenia jednak nikt nie przypuszczał, że wróci do wcześniejszego stanu jak przed próbą samobójczą.
-Jesteśmy przy tobie i każdy martwi się o ciebie.- wprawdzie nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć aby poczuła się lepiej i zapomniała o tym co było przeszłością.
-Każdy z was jest tylko na chwilę. Czemu nie będziecie jak mama i wycofacie się od razu, niż ciągnąć to bez sensu do pewnego momentu?- walczyła, broniła się przeciw nam wszystkim. Dopiero teraz zauważyłem, że nie jest już to ta sama Ley co dwa lata temu. Ona wyrosła, zrozumiała wiele spraw, ale ma problemy z zaakceptowaniem ich, a ja nie wiem jak jej pomóc.
-To nie wygląda tak jak tobie się wydaje. Jesteśmy i zawsze będziemy, tylko ty sądzisz, że każdy jest przeciw tobie. Musisz też zrozumieć, że inni również mają problemy i nie mogą interesować się tylko tobą przez cały czas.
-Skończ! Nie chcę waszej uwagi tylko szacunku! Ty nic nie wiesz!- fuknęła i odwróciła się do mnie plecami.
-To wytłumacz mi to!- byłem na nią tak cholernie zły, a pomyśleć, że jeszcze 5 minut temu chciałem pokazać jaki błąd popełnia.
-Wszyscy cię akceptują, nikt nie odważy się do ciebie podejść i powiedzieć co o tobie sądzi. Masz wokół siebie wielu wspaniałych ludzi, którzy nie zostawią cię dla innych. Spełniasz marzenia bez większych problemów, nie musisz każdego dnia bać się,że ktoś podejdzie do ciebie i upokorzy przed innymi. Mi tego brakuje, nie posiadam tych wszystkich rzeczy chodź bardzo bym chciała.- jedna samotna łza wypłynęła na jej policzek. Starłem ją będąc w szoku. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, jak podnieść ją na duchu.
-Ja.. ja przepraszam. Zawiodłem cię.- spuściłem wzrok na podłogę.
Nie dotrzymałem obietnicy.

*****

~~Mike~~
Minęło już 2 tygodnie od felernego zdarzenia. Leayna dalej przebywa w szpitalu i jedynie Harry ma do niej wstęp. Podobno jest w bardzo złym stanie i załamała się całkowicie. Nie wiem co tak naprawdę się dzieje, bo nikt nie chce mi powiedzieć i czuję się z tym bardzo źle. Wiem, że to moja wina ale nie mogę już nic zrobić. Jest już za późno. Trener dowiedział się o wszystkim i najwidoczniej był mocno tym wstrząśnięty, ponieważ odwołał nam w tym dniu trening, mówiąc że musi wszystko przemyśleć. Nie skreślił jej z listy zawodniczek i dalej widnieje na tablicy. Każdy w szkole tylko czeka aby przeprosić Ley, chodź dobrze wiem, że szybko to nie nastąpi.
Dziś gala sportowców w której znalazły się i nasze obie drużyny siatkarskie. Miałem odebrać statuetkę jako kapitan i gdyby tylko była z nami Leayna, szła by razem ze mną.
Nic mnie nie cieszyło, a świat bez niej stał się smutny.
-Ej, Mike słuchasz mnie?- przed oczami zamachał mi Jessy. Jedna z osób pełniąca kontrolę nad całą galą aby wszystko poszło jak należy.
-Tak, jasne.- mruknąłem, przenosząc swoją uwagę na niego.
-Nie wiem co chodzi ci teraz po głowie, ale masz wypaść jak najlepiej i nie obchodzą mnie twoje sprawy prywatne.- w jednej chwili z miłego faceta, stał się osobą nieznoszącą sprzeciwów.
Przytaknąłem ruchem głowy i gotowy udałem się na swoje miejsce na ogromnej sali.

~~Leayna~~
Każdy dzień jest bezsensowną rutyną. Rano leki, jedzenie, badania, rozmowa z psychologiem i tak w kółko. Czuję się z tym źle, a jednocześnie zirytowana do granic możliwości. Mam już tego dość. Robią ze mnie osobę chorą psychicznie, a ja nią nie jestem! Drzwi się otworzyły, a w nich zobaczyłam Harrego. Nie był już tym uśmiechniętym, pełnym energii chłopakiem co niegdyś. Podkrążone oczy, blada cera i brak blasku w jego oczach zdradzały jak bardzo jest tym wszystkim wykończony.
-Harry... proszę weź mnie stąd.- nie mogąc dalej wytrzymać, musiałam dać upust swoim emocją. Zaczęłam płakać, jak małe dziecko i miałam gdzieś co może pomyśleć sobie o tym Hazza.
-Ej mała, jeszcze kilka dni,a potem obiecuję wrócimy do domu.- przyciągnął moje wychudzone ciało do swojego. Prawda była taka, że każde jedzenie jakie dostawałam lądowało w koszu. Nie jem nic, nie mając nawet na to ochoty.
-Kłamiesz! To samo mówisz każdego dnia! Chcę zobaczyć innych, a wy mi na to nie pozwalacie. Dlaczego?- wiedziałam, dowiedziałam się przypadkiem od jednej z pielęgniarek. Lekarze twierdzą, że jestem zagrożeniem dla społeczeństwa i nie mogą tak po prostu wypuścić mnie do ludzi. Wczoraj ściągnięto mi gips z ręki, dzięki czemu czuję się o kilka gramów lekkciej.
-Mała... to dla twojego dobra.- powiedział to tak cicho, że ledwo usłyszałam. Odsunęłam się od niego szybko stając na własne nogi mimo bólu który mi doskwierał.
-Robisz wielki błąd zgadzając się na to wszystko! Czuję się gorzej pod względem fizycznym jak i psychicznym. Nie jestem chora psychicznie, żebyście trzymali mnie tu wbrew mojej woli!- krzyczałam, nie mogąc znieść tego co mi się przytrafiło. Harry również stanął, mając nade mną przewagę dzięki wzrostowi i sile.
-Mała, oni chcą ci pomóc. Pozwól im na to.- pokręciłam głową osuwając się jak najdalej niego.
Nagle mój telefon pod poduszką zawibrował zdradzając tym samym, że go posiadam.
-Skłamałaś.- warknął, podchodząc szybko do łóżka zabierając przedmiot z pod poduszki. Nie mogłam mieć telefonu, dalej nie mając pojęcia dlaczego. Przez cały czas był on w moim plecaku, którego nikt nie przeszukał pod czas gdy byłam nieprzytomna, a gdy spytano mnie  o niego odpowiedziałam, że był zniszczony dlatego wyrzuciłam go do kosza.
Poczułam jak po policzkach sączą się słone łzy. Nie chcę być jak zwierze zamknięte w klatce.

***
Po wyjściu Harrego odczekałam kilka godzin, do momentu aż będzie ciemno. Nie zwracałam uwagi na ewentualne konsekwencje, liczyło się jedynie wydostanie z tego miejsca. Gdy za oknem było już ciemno, a na korytarzu zrobiło się cicho pod wpływem impulsu podbiegłam do drzwi i cichutko je otwarłam nasłuchując ewentualnych, zbliżających się kroków. Rozejrzałam się dookoła i nie zważając na ból biegłam jak najszybciej, kierując się do drzwi wyjściowych. Kilku lekarzy z pielęgniarkami rozpoznało mnie jednak zareagowali za późno aby mogli mnie dogonić.
_____________________________________________________________________
Hej
Smutno mi, że nikt nie napisał komentarza ;/ aż tak żałosne są moje rozdziały? Dla was to tylko chwila, a dla mnie ogromna motywacja lub przeciwnie. Proszę, poświęćcie tą chwilę na napisanie komentarza. Wiem, że namieszałam w tej historii ale potrzebowała ona lekkiego zawirowania ;)
Ps. Życzę wam szczęśliwego nowego roku, aby przyniósł on wam wiele radości i wspaniałych, niezapomnianych wrażeń.

2 komentarze:

  1. Mega fajny rozdział. Z niecierpliwością czekam na następny. Tobie również życzę szczęśliwego nowego roku w którym będziesz miała duuużo weny na pisanie dla nas rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam że nie komentowalam.Nie bede klamala po prostu mi sie nie chcialo.Ten rozdzial jest o wiele lepszy od poprzedniego bo niestety 83 rozdzial nie spodobal mi sie .Co do tego rozdzialy byl naprawde super .Az sama poczulam jak ona musiala sie czuc.Piszesz wspaniale kochana.Czekam na nastepny ;-) :-*

    OdpowiedzUsuń