niedziela, 27 września 2015

Rozdział 81


 Stałam twarzą do okna, by jak najszybciej się uspokoić. Nie wierzyłam w to, że mama zrobiła z tego błahostkę. Jeśli chciała zataić przed Harrym to co powiedziała, niestety ale jej to nie wyszło.
-Wiesz o tym, że z nami możesz porozmawiać o wszystkim, prawda?- obok mnie na parapecie zasiadł Hazza. Przytaknęłam ruchem głowy, nie zmuszając się do głębszej rozmowy.
-Więc o co chodziło wcześniej?- dopytywał, co wcale mnie nie zdziwiło. Zmarszczył brwi doczekując się odpowiedzi.
-Po co o tym mówić...-zbyłam go ruchem ręki. On natomiast chwycił mnie za ramię odwracając twarzą do siebie. Jego wzrok wskazywał na to, że nie chce słyszeć sprzeciwów.
-Jesteś moją młodszą siostrą i jeśli coś się dzieje, chce pomóc oraz bronić Cię przed wszystkim czym tylko się da, byś czuła się bezpiecznie.
Poczułam się dziwnie, jak by lepiej. Nieznane mi dotąd uczucie wypełniło mnie od środka, powodując nieśmiały uśmiech na twarzy.
-N..Nie wiem czym było to spowodowane, może straciła nad sobą kontrolę, ale mówiła takie rzeczy o których chciałabym zapomnieć. Podobno wziąłeś mnie z litości, a prawda jest taka, że ani ty ani mama nie byliście za tym  by mnie przygarnąć. Jednak reputacja wam na to nie pozwoliła. Zmęczyłeś się "niańczeniem" mnie, bo jestem trudnym dzieckiem  i gdyby była możliwość oddania, to bez wahania byś mnie oddał lub wysłał do Polski.-mój  słowotok nie miał końca. Ciągle nasuwały mi się nowe fakty i argumenty, które to potwierdzały. Spuściłam wzrok, odwracając się w stronę  wnętrza pokoju. Kilka łez pojawiło się w kącikach oczu gdy nie dostałam żadnej odpowiedzi od brata. Opadłam zrezygnowana na łóżko zła na samą siebie. Nerwowo bawiłam się palcami, wyginając je i mocno ściskając. Nie słyszałam gdy brunet się przemieścił i zajął miejsce obok mnie. Nie miałam chęci patrzyć na niego. Nie teraz.
-Nigdy tak nawet nie pomyślałem.- wychrypiał mocno mnie obejmując. Wtuliłam się w niego bez większych oporów. Dalej czułam ogromny żal do całej rodziny. Czułam się inna, jak bym nie należała do nich.
Oni potrafią znaleźć ze sobą wspólny język, a ja zazwyczaj uciekam od rozmowy. Nie potrafią mnie zrozumieć lub nawet spróbować wysłuchać. Różnimy się i to w wielu rzeczach.
Lekko odsunął mnie od swojego ciała i wstał.
-Może i czasem nie jesteśmy zgodni wobec siebie, to zawsze będziesz moją siostrą.- mimo słów, które przed sekundą wyszły z jego ust to i tak widziałam jak mocno zaciska pięści, aż jego knykcie pobielały. Skinął do mnie głową i wyszedł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi, do których po chwili podeszłam zaciekawiona.Uchyliłam drewnianą powłokę nasłuchując z dołu dochodzące podniesione głosy.
-Po co to zrobiłaś?- donośny głos Hazzy przeszył ściany budynku. Nie usłyszałam odpowiedzi, cisza.
-Odpowiedz! Tak naprawdę ty rujnujesz tą rodzinę. Ja mógłbym się starać wiele razy, ale na co te starania jeśli dla kogoś są one obojętne?!
-Harry...- usłyszałam zduszony głos rodzicielki.
-Chcesz aby to tata był opiekunem prawnym Leayny?! Chcesz tego?!
-Ja... ja nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Przepraszam, ale ja nie widzę patrząc na nią mojego dziecka tak jak w tobie czy Gemmie.- poczułam ucisk w żołądku na te słowa.
-Żartujesz sobie prawda?!
-Ona jest inna niż wy. Jej charakter jest przeciwny do waszych. Boję się, że pewnego dnia będzie taka jak ojciec. Obawiam się ją pokochać, ponieważ mam poczucie, że znów stracę moją małą Ley.- rozpaczliwy ton matki słyszałam niestety doskonale.
Moje uczucia były mieszane do tego wszystkiego.

***
-Jedziemy do wesołego miasteczka!- krzyknęłam równocześnie z Niallem, siedząc w busie podekscytowani. Zayn pokręcił załamany naszym zachowaniem głową, myśląc pewnie ,, Co za debile. Z kim ja żyję?" Siedział przed nami razem z Perri i Liamem. Obok nas było jeszcze jedno wolne miejsce, którego Horan zawzięcie bronił przed tym by nikt go nie zajął.
Już nie myślałam tak dogłębnie o wczorajszej nerwowej atmosferze. Chciałam dobrze spędzić ten czas wraz z całą rodziną. Gemma niestety nie dała rady jechać, ponieważ miała coś do załatwienia na uczelni. Siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się aby zobaczyć diabelski młyn czy różnego rodzaju kolejki, które przyprawiają o dreszczyk ekscytacji.
Po kolejnych 5 minutach żmudnego wpatrywania się za okno, zrezygnowana opadłam na siedzenie opierając głowę o ramię Niall'a.
-Jedziemy za miasto, do najlepszego wesołego miasteczka.- Wyszeptał mi na ucho blondynek.
-Jak długo jeszcze pojedziemy?- podniosłam się, opierając na jego ręce i marszcząc brwi czekając znudzona na odpowiedź.
-Może godzinka lub mniej.- uśmiechnął się dodając do wypowiedzi jakiegoś rodzaju pozytywny wątek. Wypuściłam ze świstem powietrze i ponownie oparłam się o ramię chłopaka zamykając oczy, ponieważ było jeszcze wcześnie. To wszystko wyjaśniało dlaczego wstaliśmy i wyjechaliśmy o tej porze. Było około godziny 6 rano, nie mam pojęcia kiedy zasnęłam.
Obudziło mnie lekkie poruszanie moim ciałem. Szybko się ocknęłam, rozglądając na boki, a obok siebie dostrzegłam Nialla. Było mi dziwnie wygodnie, co nie było spowodowane fotelem,a czyimś ciałem. Szybko okręciłam się do tyło spoglądając prosto w zielone oczy loczka szczerzącego się do mnie. Prychnęłam, teatralnie przewracając oczami i ponownie kładąc się wygodnie na jego torsie.
-Za ile będziemy?- spytałam spoglądając w stronę okna.
-Do 5 minut.- odpowiedział mi prowadzący Louis, na co ponownie podniosłam się i wypatrując przez okno wyznaczony cel.
Gdy wyszliśmy już z vana, miałam wrażenie jak by te wszystkie piszczące nastolatki czekały na chłopaków domagając się autografów i zdjęć z nimi. Myliłam się, zbiegowisko dotyczyło kogo innego. Jako jedyny Niall zainteresowany przepchał się między zebranymi. Po chwili wyszedł razem z Demi Lovato trzymając ją za rękę. Tego z pewnością bym się nie spodziewała. Popatrzyłam zaskoczona po chłopakach, którzy uśmiechali się, a nawet pogwizdywali. Prychnęłam z nich, podchodząc do pary.
-Jejku jak fajnie Cię widzieć.- uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny, która od razu objęła mnie w uścisku.
-Brakowało mi twej twarzyczki.- zaśmiała się dając mi kuksańca w nos.
Popatrzyłam na nią "groźnie" na co uniosła ręce w geście obronnym.  W trójkę podeszliśmy do reszty i wtedy zauważyłam jak Harry obejmuje Victorie. Kiedy ona tu przyszła? Zdziwienie z pewnością wymalowało się na mojej twarzy.
-Hej Ley.- uśmiechnęła się w moją stronę, na co skinęłam głową zmuszając się do odwzajemnienia uśmiechu.
Było super i z pewnością dawno nie bawiłam się tak dobrze. Byłam chyba na wszystkich możliwych atrakcjach co spowodowało, że Harry miał mnie dość za każdym razem gdy przychodziłam do niego mówiąc, na co chcę iść jako kolejną rzecz.

~~Mike~~
Nie miałem odwagi przyjść do niej tego samego dnia gdy dowiedziałem się o jej rezygnacji. Kolejnego dnia gdy zdecydowałem się podjąć wyzwanie i pod wieczór wybrałem się pod jej dom, okazało się, że nikogo nie ma. Tak długo zbierałem się w sobie i myślałem nad tym co powiem i jak mogłaby się potoczyć nasza rozmowa- wszystko na marne.
Usiadłem na schodku czekając na nią, bo przecież kiedyś musiała wrócić. W tym samym czasie małe kropelki wody zaczęły spadać z nieba rozpryskując się na tym na co natrafiły. Może to kara za to kim byłem i jestem? Sam nie wiem po co tu przyszedłem... Nie mam zamiaru się zmieniać, tak jest mi dobrze. Bawiłem się bezczynnie palcami u rąk czekając na dziewczynę.
Po około godzinie uznałem, że zachowuję się jak idiota, a to przyjście tu było żałosne z mojej strony. Dobrze, że jej nie zastałem w domu bo pewnie teraz bym żałował tego co powiedziałem.
Wstałem z zimnej i twardej powierzchni idąc w stronę ulicy wracając powoli do domu. Byłem już za rogiem gdy przed jej domem zatrzymał się van, a kilka sekund później usłyszałem jej głośny śmiech. Odwróciłem się widząc ją uśmiechniętą na plecach Liama. Coś kazało mi zostać, dlatego nie ruszałem się z dotychczasowej pozycji czekając na najbardziej dogodny moment.
Gdy wszyscy pozbierali się z pojazdu i weszli do domu, a ja miałem zrezygnowany wrócić do domu usłyszałem ponownie tego dnia jej głos.
Zbiegała po schodach rozweselona i już po chwili ruszyła w moim kierunku. Stałem w cieniu lampy dlatego wątpię by mnie dostrzegła. Przełknąłem gulę stojącą w gardle i wypuściłem ze świstem powietrze z płuc wyłaniając się z ciemność.
Szatynka odskoczyła z cichym piskiem do tyłu zahaczając o nierówną kostkę i gdybym nie złapał ją w talii w ostatniej chwili to pewnie teraz leżała by na chodniku.
-Przepraszam.- powiedziałem dziwnie cicho, więc od razu odchrząknąłem i podniosłem Ley. Popatrzyła na mnie, a jej uśmiech zniknął z twarz zastępując go cierpieniem. Coś spowodowało, że poczułem ściśnięcie w brzuchu na myśl, że to ja jestem powodem jej smutku.
-Dzięki, a teraz wybacz ale nie mam czasu.- mruknęła cicho, spuszczając głowę jak to miała w zwyczaju. Pamiętam jak zawsze uwielbiałem w niej tą nikłą nieśmiałość walczącą na zmianę z odwagą. Chwyciłem ją za nadgarstek z powrotem  przyciągając do siebie.
-Co robisz?!- krzyknęła próbując się wyrwać. Nie mogłem jej pozwolić na to kolejny raz. Popatrzyłem na jej nadgarstek i myślałem, że mój wzrok sobie ze mnie żartuje, ale niestety tak nie było. Mimo słabego światła lampy ulicznej mogłem dostrzec blizny świeże, jak i te dopiero co zagojone. To wyglądało okropnie. Rana na ranie, aż się wzdrygnąłem. Popatrzyłem na nią myśląc, że mi to wyjaśni, jednak ona jedynie patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem. Chciałem ją najpierw uspokoić.
-Ley...-zacząłem, ale przerwała mi szybko.
-Mike, lepiej będzie dla Ciebie jak zapomnisz o tym co widziałeś, zarówno jak i mnie, ponownie bo już kiedyś to zrobiłeś, dlatego nie będziesz miał problemu.- powiedziała szeptem. Nie patrzyła na mnie, co mnie wcale nie zdziwiło.
-Nie, nie tym razem dlatego tu przyszedłem.- po słowach, które wyszły zanim pomyślałem zrozumiałem, że muszę pomóc jak tylko mogę Ley i na nowo odbudować jej zaufanie wobec mnie.
-Leayna przyszedłem z tobą porozmawiać. Nie chcę Cię stracić.
-Już straciłeś. Zostaw mnie w spokoju i idź do tej swojej Cornelie od której to wszystko się zaczęło.- warknęła i odeszła, a ja jej na to pozwoliłem. Przyglądając się jak jej sylwetka powoli znikała z mojego punktu widzenia.
_____________________________________________________________________
Hej
Bardzo mnie zaniepokoiliście. Nie wiem czy zapomnieliście o blogu czy jak, ale nawet jeden komentarz to dla was za wiele. Mam świadomość, że ostatnie rozdziały nie wyglądają wspaniale, ale nie jest chyba aż tak źle? Oczywiście, jeśli sądzisz inaczej to komentarz tej napisz a się poprawię ;)
14 września było równe 3 lata, a ja przez nadmiar nauki  nie byłam wstanie nic dodać za co przepraszam bo i rozdział przedłużył się :p
Kończy się opowiadanie, ale to od was zależy jak szybko go zakończę. Głosujcie w ankiecie po prawej stronie na górze jakie ma być zakończenie : szczęśliwe czy smutne?
Do zobaczenia ziomeczki ;) "widzimy się" za tydzień.

2 komentarze:

  1. Rozdzial wspanialy jak zawsze ,ale ja tez wlasnie go czytam odrabiajac lekcje przepraszam za nie komentowanie rozdzialow

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałbym zwrócić uwagę na to że robisz wiele błędów ortograficznych i nie polecam łąpać się za angielski jak nie umiesz polskiego ! Og. to dobrze że masz zainteresowanie ale pisanie rzeczy typu " chyba zakończę bloga bo nie komentujecie " to wymuszanie. Pozdrawiam Paweł ;)

    OdpowiedzUsuń