niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 46

 Hej. Tak, tak... zawsze notka ode mnie była na dole... ale wiecie, macie racje. Poprzedni rozdział jest do dupy. Pisałam go będąc zmęczona... ;/ i faktycznie nadaje się do usunięcia... ale pozostawię go już. Ale ten wcale nie jest lepszy wiem to ;/ ...
Reszta na dole.
___________________________________________________________________________
-Hej wszystkim.- zawołałam.
Przestali grać i wszyscy odwrócili się w moją stronę.
-Ley?- powiedział z nie dowierzaniem Piotrek.
-Tak, we własnej osobie.- zaśmiałam się.
To uczucie, wiedząc, że jednak jesteś dla kogoś ważna na tym świecie...
Przywitałam się z nimi grupowym misiaczkiem. To właśnie ONI podnosili mnie na duchu gdy było źle.
Inni powiedzą, że to przez nich jestem teraz kim jestem, że pale... zmieniłam się- na gorsze.
Tylko, że oni nie wiedzą jak wygląda moje życie w prawdziwym świetle.
Mam czasem takie chwile, kiedy chciałam bym powiedzieć albo raczej wykrzyczeć całemu światu, by w końcu zrozumieli, że to co piszą o mnie w gazetach... to jedno wielkie kłamstwo.
Inni powiedzą, ,,ale ty to masz życie''.  Z chęcią zamieniłam bym się z nimi. 
By zrozumieć co to znaczy prawdziwa rodzinna miłość.
Ja zawsze zostawałam w niej okłamywana... 
-Ley, czemu nic nie powiedziałaś, że przyjerzdżasz?- zapytał Robert.
-Twój przyjaciel... o którym zapomniałaś.- wyszeptał mi głosik w mojej głowie.
Tak... ma racje.
-Ja.. zapomniałam.- powiedziałam kierując swoje oczy na podłogę.
Co miałam powiedzieć? Że moja prawdziwa rodzina chciała tylko pokazać się w świetle reporterów jako Ci 'dobrzy'...?!
-No dobra...w sumie  trener i tak już poszedł. Trzeba uczcić przybycie Ley!- wywrzeszczał na cały głos Paweł.
Zaśmiałam się.
Przebrali się, a idąc przypominałam sobie te dobre lata z nimi.
Śmiali się przez całą drogę, przez co i na mojej twarzy zawidniał uśmiech.
Wiem dlaczego ten kierunek i gdzie idziemy.

***
Siedzieliśmy w starej, opuszczonej kamienicy... tu nikt o wielu lat nie interesowal się tym obiektem dlatego to miejsce a nie inne.
Była to jedna z największych sal w tym budynku. Stare meble... okurzone, zniszczone.
Wyobraziłam sobie to pomieszczenie jako ładny salon. 
Pamiętam jako mała dziewczynka, gdy towarzyszyłam jednej z opiekunek sierocińca podczas zakupów, to zawsze idąc drogą mijaliśmy jeden z najładniejszych budynków.
Mieszkali tu najbardziej zamożniejsi ludzie...
Często w sali baletowej odbywały się różnego rodzaju bale.
Opiekunka ta właśnie została zaproszona na jeden z bali. Była t jedyna osoba w sierocińcu, której zaufałam do końca.
Zabrała mnie ze sobą. Mój uśmiech na twarzy widniał od samego rana. Byłam tak szczęśliwa....
Wyglądałam przepięknie...
Poszłam z panią Kasią.
Wszystko wyglądało tam na drogie i zadbane. Bałam się czegokolwiek dotknąć.
Gdy wróciłyśmy z balu, opiekunka poczuła się gorzej.
Wszyscy myśleli, że to tylko zwykła grypa. Jednak byli badzo daleki od prawdy... był to rak, który został dopiero stwierdzony po śmierci mojej jedynej osoby, której zaufałam.
Jako mała dziewczynka nie rozumiejąc paru spraw, zamknęłam się w sobie. Po tym zdarzeniu nie ufam tak jak panią Kasie.
Zaufałam znów tak mocno... ale tym razem, ludzie okazali się fałszywi.
Nigdy do końca nie zagrzałam miejsca.
Nie zmieniło się nic, nadal tak jest.

Zaciągnęłam się dymem nikotyny. 
Tego mi brakowało od bardzo długiego  czasu. Potrzebowałam ich.
Słońce powoli zachodziło, a z powybijanych okien, po których jedynie pozostały ramy okienne ostatnie promienie docierały prosto w moją twarz.
Wstałam z starej, zaniedbanej i pełnej od kurzu sofy.
Podeszłam do ''okna'' i wpatrywałam się w zachód słońca.
Ze względy, że byliśmy na najwyższym piętrze... całe miasto jak i zachód słońca wyglądało piękniej.
-Czemu tak się przyglądasz?- wyszeptał mi męski głos do ucha. 
Odwróciłam się i zobaczyła uśmiechniętego Roberta.
Nie powstrzymałam się i przytuliłam go z całej siły. On owinął swoimi ramionami mnie szczelniej.
-Tęskniłam...- wyszeptałam w jego tors.
-Ja też.
Chciało mi się płakać widząc swojego przyjaciele po tylu miesiącach rozłąki.
Mam poczucie winy... jak mogłam w ogóle zapomnieć o swoim przyjacielu?!
-Ej zakochańce...- zawołał w naszą stronę Michał.
Odwróciliśmy się do niego z mordem w oczach, jednak uśmiech nas zdradził.
-Ley... chcesz też?- zapytał Michał.
-Co to?- popatrzyłam na białą zawartość rozsypaną na stole i podzieloną na części.
Mi się to śni, prawda?! Powiedźcie, że tak!
-Wy sobie jaja robicie?! 
-Spokojnie.- ręka Roberta gładziła mnie po plecach w geście uspokojenia mnie.
-Nie!Gdzie są moi znajomi, którzy nie ćpali, których znałam?
-Dawno temu odeszli, razem z twoim odejściem...
-Czy ty... też?- spytałam niepewnie Roberta.
-Tak...
-Gdzie moi znajomi i mój przyjaciel, których znałam i szanowałam. Byliście dla mnie ważni w życiu!- wywrzeszczałam.
-Nie udawaj takiej niewinnej. Zostawiłaś Nas! Nie pisałaś.. nic. Nawet z Robertem od kilku miesięcy nic. Dzwonił do Ciebie nie raz... a ty olewałaś go!- wywrzeszczał Paweł.
-Jak to?! Dzwoniłeś?- byłam zdziwiona.
Nie zostawałam żadnych sms ani powiadomień o próbie połączenia się ze mną.
-Tak!- był nerwowy.
-Wiedziałam! Po prostu  wiedziałam!- zaczełam chodzić w kółko...
To na pewno  był Harry. Aż taki?
Tyle osób potrafię skrzywdzić, jednym gestem.
Jednym ruchem dłoni rozsypane narkotyki na stole leżały teraz porozwalane po pokoju.
-Nie będzie się zabijać!
-Coś ty zrobiła!? Mądra jesteś?! Głupia idiotka! Suka i nic więcej. Dobrze opisują w gazetach i w internecie. Lepi się do każdego.- zaśmiał się Piotrek,a za nim reszta. Nawet Robert, chodź za wszelką cenę próbował to ukryć.
Miałam łzy w oczach, a nie pozwalałam im na ucieczkę.
Wybiegłam z pomieszczenia.
Biegłam po schodach. 
Chciałam być jak najdalej wszystkich bliskich mi ludzi.
Jak najdalej.
Łzy niestety znalazły ujście, ale nie przejmowałam się tym.
Teraz to najmniejszy problem.
Biegłam jak najszybciej, by tylko znaleźć się już w domu.
Wbiegłam, zatrzaskując za sobą drzwi.
Na szczęście babcia była na zakupach, więc nie będzie mnie wypytywać ,,co się stało'' i tak dalej.
Chciałam mieć teraz spokój. Nie chce nikogo krzywdzić i żeby mnie nie krzywdzono.
Poszłam do łazienki, zamykając ją za sobą.
Zjechałam po drzwiach i głowę schowałam między nogami.
Wstałam z kafelek i podeszłam do szafeczki w której trzymałam kosmetyczkę.
Wyciągnęłam ją i otworzyłam.
Małe, metalowa blaszka rzuciła mi się w oczy.
-Ley, nie! Nie próbuj!-głosik wrzeszczał, ale ja jak w trancie wzięłam ją do ręki.
Przyjrzałam się jej i przyłożyłam do skóry.
Jedna kreska i małe strużki krwi popłynęły z rany.
Przemyłam szybko wodą.
Następna kreska. 
Poczułam jak problemy odlatują. Miałam ich serdecznie dość... 
Było ich za dużo.
Zrobiłam kilka następnych kresek, po czym przemyłam je wodą.
Ulżyło mi.
Otworzyłam drzwi od łazienki i prawie bym wpadła na babcie.
Jej mina była zła.
-Dlaczego to zrobiłaś?- spytała z niedowierzaniem wyczuwalnym w głosie.
-Ja... o czym ty mówisz?- spytałam.
Wzięła mój nadgarstek w swoją rękę.
Wzrok wlepiłam w jeden z obrazów wiszących na ścianie...
Przedstawiał parę, przytulająca się na tle zachodzącego słońca. Ona, była niższa o głowę od chłopaka.

-Pytam się, dlaczego?
-Baciu.. ja.- nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Słońce chodź. Porozmawiamy.

***
Siedziałyśmy na strychu. Był on niezagospodarowany. Obok nas były książki, lampa i wiele poduszek oraz koców. Babcia lubi przesiadywać w takich miejscach, a ja... tak samo.
-Zadzwoniłaś?- spytałam, a ona wiedziała o co chodzi.
-Nie. Chodź powinnam.
-Wiem, ale... proszę nie. Gdyby dowiedzieli się gdzie jestem, przyjechali by po mnie.
-Co ze szkołą, z zakończeniem roku?- zapytała i wlaśnie tego bałam się najbardziej.
-Ja nie chcę wracać do Londynu. Tu.. może być- uśmiechnęłam się - może przepisałaś by mnie do mojej starej szkoły?
-Pomyślimy...

~~Harry, kilka godzin wcześniej~~
Pobiegłem za nią, ale za nim wybiegłem po za budynek. Nie było już jej.
Wsiadłem do auta wściekły.
Mój telefon dzwoni od paru minut bez przerwy. W końcu podirytowany, odbieram...
-Harry! Gdzie ty jesteś?!-wrzeszczał Niall.
-Co się drzesz.. spokojnie.
-Harry masz tu zaraz być, bo za kilka minut rozpoczyna się wywiad.

O nie! Rozłączyłem się i wcisnąłem pedał gazu. Na szczęście nie jest to daleko...
Zdyszany wbiegłem do odpowiedniego pomieszczenia, a stylistki porwały mnie.

Głupie pytania na temat mojej młodszej siostry.
Zbywałem ich jak tylko umiałem. Nie chciałem by coś nie tak poszło i przez to cały świat dowiedziec by się miał, czegoś co nie powinnien.

***
-Dobra chłopaki. Ja z Niall'em jadę na zakupy.-oznajmiłem.
-Ok- odpowiedzieli hurkiem.

Było ciężko, ze względu, że nasz blondynek to wielki głodomor i gdy nie patrzyłem, starał się do koszyka wepchać jak najwięcej.

***
-Jesteśmy!-  równocześnie ich oznajmiliśmy.
-Harry...- powiedział zdenerwowany Liam.
-Co się stało?
Podał mi karteczkę, była od Ley. Przeczytałem, a zakupy, które trzymałem po prostu teraz leżały na podłodze.
To niemożliwe! To tylko głupi sen! Prawda?!
Pobiegłem do jej pokoju.
Nie było jej...
W tej sytuacji czułem się bezradny.
-Harry, damy radę.- próbował mnie pocieszyć Zayn.
-Nie, nie damy. Wy macie rodziny, którym nic się nie dzieje. Zawsze ja!- wpadłem w szał.
Nie znowu, tylko nie znowu. Szukanie jej....
-Co mam zrobić?- powiedziałem cicho, nie odwracając się do nich.
-Wiem! Zajdź do Rosi, na pewno musi coś wiedzieć.
______________________________________________________________________

 Do tego bloga nie byłam jakoś  nastawiona zbytnio pozytywnie. Koleżanka jednak namówiła mnie... ;/
Pojawiły się obraźliwe hejty, że niby ja to tam kopiuje wszystko z jakiegoś innego bloga o którym ja nie miałam zielonego pojęcia. Jakaś laska chciała dobrze i poleciła mój blog na właśnie tamtym. Myślano, że to ja. Chciałam usunąć blog. Wiecie, na samym starcie takie gówno... ;/
Ale pisałam dalej... oczywiście rozdziały nie były jakieś super... teraz są coraz gorsze, więc za niedługo THE END. ;/  Myślałam, że dłużej będę prowadzić ten blog, ale jeśli mam takie gówno pisać to nie ma sensu ...
Wcześniej napisałam, że przez wakacje nie dodam i dopiero jak będzie 7 kom. no wiem pojeb*ło mnie :D ale dodaje teraz... chodź trochę chce się zrewanżować i zaglądajcie, jednak będę dodawać rozdziały. Zwami nie idzie się rozstać, jesteście jak magnez :*
Skomentujcie, chce znać wasze zdanie i przepraszam za błędy... poprawie je jak tylko dam rade.
Do następnego :*

2 komentarze:

  1. Uwielbiam twojego bloga. Nie wyobrażam sobie tego smutku gdy usuniesz bloga. Gdy mam doła wchodzę na twojego bloga i go czytam od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech gdy dodasz rozdział. Może ten komentarz cię nie przekona do tego byś nie usuwała bloga ale mam nadzieje że jest choć trochę nadziei że będzie dalej istniał. Trochę się rozpisałam ale wiedzy że cię wspieram od samego początku. Sylwia :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Historia jest świetna. Jedyne czefo brakuje w rozdziałach to opisu. Dawaj dziewczyno więcej opisu. W tym rozdziale widać, że dałąś i lepeiej się go czytało- mogłam sobie wyobrazić w głowie tą historie, zilustrować. Jedynie to usuń player bo rozdziały są smutne, na początku wstawiasz link do muzyki a tu wesołą Flo Rida na dzień dobry która trzeba wyłaczać.

    OdpowiedzUsuń