niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 94


Wierzyłam, że jeszcze może być dobrze. Nie wiem jak to określić, ale to z pewnością była nadzieja, której tak bardzo mi brakowało przez ostatnie dni.
-Idziemy na festiwal?- przerwałam tą jakże miłą chwilę, która mogła by trwać wiecznie.
-Chcę pobyć tylko z tobą i nikim więcej. Co ty na to, żebyśmy spędzili trochę czasu sam na sam?- uśmiechnął się, łapiąc mnie za dłonie, pocierając kciukiem moje kłykcie i patrząc prosto w oczy.
-Dobrze wiesz, że wybiorę twoją opcję, ale i tak trzeba tam iść i powiedzieć im, że zmieniliśmy zdanie.- już zaczęłam go ciągnąć w stronę z której słychać było muzykę.
-Nie ma takiej potrzeby. Napiszę do nich sms, co ty na to?- chwycił mnie w pasie, ponownie przyciągając do siebie.
-Tak dobry pomysł.- zaśmiałam się na samą myśl, że od razu o tym nie pomyślałam.
-W takim razie poczekaj chwilę.- oderwał się ode mnie, po czym wyciągnął telefon i zaczął dość sprawnie klikać po ekranie komórki. Nie minęły 2 minuty, a on objął mnie jedną ręką.
-Dobra, napisałem. Teraz spokojnie możemy iść gdzie tylko chcemy.
Przytaknęłam ruchem głowy. Tak bardzo za nim tęskniłam. Też tak macie, że nie ważne co on by zrobił, to i tak wybaczycie bo za mocno kochacie? Czasem nienawidzę tych cholernych uczuć.
-A więc... gdzie idziemy mała?- popatrzył na mnie, łapiąc za dłoń.
-Chodźmy do mnie, chce się tobą nacieszyć.- mruknęłam, po części była to prawda. Jednak wszystko ma swoje drugie oblicze, a moim był fakt, że po prostu źle się czułam. Obawiałam się, więc chciałam odpocząć rozkoszując się nim.
-Na pewno wszystko okej?- popatrzył na mnie opiekuńczo.
-Tak.
-Jeżeli coś by się działo to mów. Martwię się o ciebie.
-Nie trzeba i tak za kilka miesięcy zostaną po mnie tylko wspomnienia.- mruknęłam, odwracając wzrok, nie mogąc na niego patrzeć.
-Ley, kochanie nie mów tak. Nie pozwolę na to. Będziesz żyła rozumiesz?- popatrzył na mnie, doszukując się wsparcia, którego nie byłam w stanie mu ofiarować.
-Czemu się okłamujesz? Już raz mnie zostawiłeś z tego powodu, dlaczego nie zrobisz tego po raz drugi? Nie uwierzę, że tak po prostu ci zależy.
-Zależy. Kocham Cię jak cholera i mógł bym to wykrzyczeć całemu światu. Po prostu było mi trudno z faktem, że muszę się pogodzić iż moja dziewczyna może mnie zostawić. Czułem się okropnie, ale zrozumiałem, że nie odzywając się do ciebie, wyrządzam ci tylko krzywdę. Jesteś moim wschodem, każdego dnia gdzieś rano pokazuje się słońce. Ty jesteś nim dla mnie. Pokazujesz mi, że może być lepiej, sprawiasz uśmiech na mojej twarzy. Nie mogę dopuścić, by w moim życiu zabrakło właśnie ciebie.- gdy wypowiedział te słowa, aż sama nie wiedziałam co powiedzieć. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Łzy szczęścia...
Nigdy bym nie pomyślała, że Mike będzie o mnie tak myślał. Nie mogłam powstrzymać emocji, kilka łez wypłynęło na rozgrzane policzki.Rzuciłam się mu na szyję z szczęścia, które mnie ogarnęło.
-Kocham cię.- wyszeptał mi do ucha. Na te słowa uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Ja ciebie też.
-Powiedz to.
-Kocham cię całym moim serduszkiem.- zaśmiałam się i pocałowałam go spragniona jego bliskości.

***
 Leżałam na torsie chłopaka i oglądałam film. Pierwszy raz udało mi się wyprosić Mikea aby obejrzał ze mną romansidło. Gdy była już końcówka, popłakałam się. Główny aktor zakochał się w dziewczynie, szarej myszce. Bał się jej to powiedzieć, ponieważ obawiał się, że dziewczyna go wyśmieje. Jednak gdy to zrobił okazało się, że ona czuła to samo. Niestety minęły kolejne dwa miesiące, a dziewczynę potrąca samochód którym kierował zazdrosny były chłopak dziewczyny. Niestety ona umiera na miejscu.  Zajebisty obrót spraw c'nie? Wyczujcie sarkazm.
-Ej, mała nie płacz.- chłopak pogłaskał mnie po plecach, uśmiechając się pogodnie.
Zbliżył się do mnie, a po chwili złączył nas w namiętnym pocałunku. Nasze języki walczyły o dominację. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, które nam przerwało.
Do pokoju wszedł Harry.
-,Wybaczcie, że przeszkadzam ale Ley musisz wziąć leki. - popatrzył na mnie smutno, wyciągając mały kubeczek zapełniony różnymi kolorami tabletek.
Chwyciłam je bez gadania i szybko połknęłam. Nie lubiłam ich zażywać, ponieważ po nich zawsze czułam się ospała i otumaniona.
-Grzeczna dziewczynka.- zaśmiał się Harry, mierzwiąc mi włosy. Popatrzyłam na niego gniewnie, na co on podniósł ręce w geście obronnym.
-Coś jeszcze chcesz Hazza?- popatrzyłam na niego, kiedy zaczął się wycofywać z pokoju. Jedynie pokręcił głową z uśmiechem i wyszedł, zostawiając nas samych. Ponownie położyłam głowę na torsie chłopaka. Wiedziałam, że za chwilę leki zaczną działać, a to nie jest wcale miłe uczucie.
-Księżniczko, co jutro robisz?- Mike przerwał ciszę, bawiąc się moimi włosami.
-Jadę do szpitala na badania.- mruknęłam, tak bardzo nienawidzę tam przebywać. To jest jedno z najbardziej znienawidzonych przeze mnie miejsc,a mimo to ciągną mnie tam na siłę. Ale po co, skoro każdy dobrze wie, że wcześniej czy później i tak umrę? Nie lepiej oszczędzić mi tego stresu i pozwolić na to bym cieszyła się życiem, do puki mam na to siłę.
-Mogę jechać z tobą?
-Zanudzisz się, uwierz te badania są bardzo nużące.- mruknęłam.
-Ale ja chcę być przy tobie. Nadrobić czas kiedy mnie nie było,a ty mnie potrzebowałaś.- popatrzyłam na niego, a on złączył nasze usta w szybkim pocałunku.

***
-Ale ja chcę być jak normalna nastolatka! Chodzić do szkoły, uczyć się, spotykać ze znajomymi, wagarować, cieszyć się życiem, a nie siedzieć w domu!- byłam mocno zdenerwowana. Pomimo tego, że badania wyszły nie najgorzej, to i tak lekarz jest przeciwny temu abym chodziła do szkoły. Ja tylko chcę być chodź trochę normalna. Za chwilę choroba odbierze mi wszystko, a ja mam na to patrzeć zamknięta w czterech ścianach i czekać na finał?! O nie! Leayna Styles została nauczona, że trzeba walczyć o swoje do końca i tak zrobię dzisiejszego dnia! Wygram tą kłótnię chodź by nie wiem co!
-Leayna, dziecko drogie... zrozum, że to jest zbyt niebezpieczne. Głupie przeziębienie może spowodować katastrofalne skutki dla twojego organizmu. Staram się ciebie wyleczyć, a ty jedynie wszystko komplikujesz.- po części było mi żal doktora. Wiedziałam, że stara się jak może abym wygrała walkę z rakiem.
-Proszę pana, ja chcę żyć normalnie jak tylko się da. Nie chcę swojej choroby przesiedzieć w domu i patrzeć w lustro, każdego dnia widzieć jak tracę wszystko.- opadłam bezsilna na krzesło.
-Idźmy na kompromis, ja zgodzę się na to abyś chodziła do szkoły i starała się żyć jak normalna nastolatka, ale co kilka dni będziesz się u mnie pojawiać na kontroli, jasne?- gdy usłyszałam co właśnie zostało do mnie powiedziane, ucieszyłam się. Podbiegłam do lekarza i mocno go przytuliłam.
-Oczywiście, że tak! Dziękuję!- zaśmiałam się radośnie.
-Dawno nie widziałem twojego uśmiechu na twarzy.- również i doktor się zaśmiał.
Pożegnałam się z mężczyzną i wyszłam z gabinetu, mijając się z Harrym. On również musi zostać poinformowany o wszystkim.
- I jak?- Mike od razu wstał z krzesła w poczekalni.
-Lekarz pozwolił mi chodzić do szkoły.- uśmiechnęłam się uradowana. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę aż tak zadowolona z możliwości powrotu do szkoły.
-Na treningi też będziesz chodzić?- brunet zaczął dopytywać, również zadowolony.
-Chyba tak.- uśmiechnęłam się do niego, a on wziął moją rękę w swoją i splótł je razem.
Cieszyłam się, że i tym razem udało mi się postawić na swoim oraz odzyskałam swoją miłość. Mogłabym żyć szczęśliwie gdyby nie choroba, która zawsze musi pokrzyżować mi plany.
-Treningi są jak zawsze?- chciałam się upewnić.
-Tak, mała.
-Chodźcie dzieciaczki.- zaśmiał się Harry widząc nas obściskujących się. -Nawet ja z Vic tak publicznie nie okazujemy sobie czułości.
-Bo jesteś idiotą Styles.- mruknęłam, pokazując mu język.
-Czyżby? A czy ten idiota przypadkiem nie ma rzeszy fanek na całym świecie? Tyle kobiet chcących ze mną porozmawiać, które marzą o mnie i śnią abym został ich mężem. Ten oto idiota ma miliony dziewczyn lecących właśnie na niego.- pokazał kciukami na siebie, szczerząc się przy tym.
Parsknęłam śmiechem patrząc na jego poczynania. Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę wyjścia.
Pierwszy raz od dawna wierzyłam, że może być lepiej, że jest szansa na lepszy przebieg wydarzeń.
Odwieźliśmy Mike do domu, jadąc do siebie.
-Dawno nie widziałam Victorii, kiedy znów do nas przyjdzie?- popatrzyłam zaciekawiona na bruneta.
-Nie wiem, wyjeżdża w trasę.- posmutniał. Mogłam nie zaczynać tematu...
-Nic nie szkodzi, przecież wy też wiele razy wyjeżdżaliście i Vic czekała na ciebie.- uśmiechnęłam się do chłopaka, chodź i tak wiedziałam, że nie zauważył tego. Za bardzo był skupiony na drodze przed nami.
-Może i tak, nie wiem. Ostatnio nie mamy czasu na spotkania, ciągle się mijamy. Nie wiem czy taki związek na dłuższą metę będzie miał sens.- wypuścił powietrze ze świstem. Zmarszczyłam brwi. Czy on właśnie powiedział mi, że chce zerwać z Vic? On chyba sobie żartuje ze mnie, prawda?!
-Popełnisz największy błąd, jeżeli to zrobisz. Wiesz o tym?- popatrzyłam na brata wyczekująco.
-Ley, to moja sprawa, nie masz nic do gadania rozumiesz?- warknął.
On naprawdę jest zmiennym człowiekiem. W jednej chwili z miłego chłopaka, umie zmienić się w złego bad boya.
-No ale Harry, kochasz ją?- mruknęłam. Chciałam konkretnych wyjaśnień i argumentów.
-Leayna proszę cię, przymknij twarzyczkę.- mruknął. Byłam na niego zła. Co się z nim dzieje? To nie jest mój starszy brat, którego pamiętam. Teraz to Harry Styles, arogancki, z zmniejszoną ilością uczuć. Po jego słowach nie miałam zamiaru się już do niego odzywać. Gdy tylko zaparkowaliśmy pod domem, szybko do niego weszłam. Musiałam się przygotować do szkoły. Spakowałam książki do torby i przygotowałam ubrania na jutro. Wzięłam szybki prysznic. Dzień w szpitalu był naprawdę długi. Przez głupie badania, które pochłonęły sporo czasu, niestety z reszty dnia nie zostało mi zbyt wiele. Położyłam się wygodnie w swoim łóżku i wtem usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa.

Mike: Dobranoc skarbie xx

Ley: Dobranoc xx

Mike: Będziesz jutro na treningu?

Ley: A czemu pytasz?

Mike: Bo nie wiem czy się śpieszyć, czy może jednak nie ma potrzeby xx

Ley: Będę, tylko muszę wymyślić dobre kłamstwo dla Harrego :)

Mike: Skarbie, nie chcę żeby coś ci się stało. Może lepiej posłuchaj Harrego i lekarza.

Ley: Znów zaczynasz? Rozmawialiśmy już o tym, idę i koniec tematu.

Mike: No dobrze... w takim razie do zobaczenia jutro księżniczko Xx

Ley: Pa kocie xx

Mimowolnie uśmiechnęłam się do wyświetlacza. Cieszę się, że każdy się o mnie martwi ale gdybym nie była chora czy nadal by mi wszystkiego zabraniali? Tak, tak to inna sytuacja. Gówno prawda! Nic się u mnie nie zmieniło! Nic! Chcę czasami zapomnieć o tym, że jestem chora i za chwile może mnie tu nie być, a oni co? Oni sprawiają, że o niczym innym nie myślę jak o raku, który niszczy moje życie i moje ciało.
Byłam zmęczona, tak między nami te badania męczą i to bardzo. Dlatego też kilka minut później zapadłam w sen.

Obudziłam się rano, rześka i wypoczęta. Słońce przebijało się przez nie zasłonięte okna. Czułam, że dzisiejszy dzień może być naprawdę udany. Z uśmiechem na twarzy podążyłam do łazienki, po drodze zabierając przygotowane wczoraj ubrania. Zrobiłam poranną toaletę i po około 40 minutach byłam gotowa aby pokazać się publicznie. Zbiegłam zadowolona do kuchni, gdzie przy blacie krzątał się Hazza gotując.
-Hej.- mruknęłam, przypominając sobie wczorajszą rozmowę w aucie.
-Hej mała.- uśmiechnął się, odwracając w moją stronę.-Nie obrażaj się na mnie.- podszedł do stołu, kładąc na nim talerz z naleśnikami.
-Masz, jedz.- uśmiechnął się, na co usiadłam na krześle i cicho podziękowałam.
Gdy udało mi się zjeść daną mi porcję, Hazza podał mi kilka tabletek, różnego koloru. Skrzywiłam się na ich widok. Od dziecka miałam problemy z połykaniem. Sama nie wiem, ale dwa dni temu wieczorem połknęłam wszystkie bez zbytnich namawiań.
-Muszę?- zrobiłam oczka jak kot ze Shreka.
-Mała, nie wkurzaj mnie już z samego rana. Dobrze wiesz jaka jest odpowiedź.
-Dobra.- fuknęłam i wzięłam tabletki do buzi, zapijając wodą.
-No i co? Aż takie to było straszne?- zaśmiał się opierając o blat kuchenny, zakładając przy tym ręce na klatkę piersiową.
-Owszem było, a jak bym się udusiła?- popatrzyłam na niego poważnym wyrazem twarzy.
-Nie rozśmieszaj mnie mała. Jakoś dalej żyjesz.- wskazał na mnie ręką. Ja jednak machnęłam na niego lekceważąco, tym samym dając mu do zrozumienia że zakończyłam z nim tą bezcelową dyskusję. Pobiegłam na górę po torbę i telefon, po czym zbiegłam na parter, kierując się w stronę wyjścia.
-Wychodzę!- krzyknęłam na tyle głośno, by Hazza był w stanie mnie usłyszeć. Szybko zamknęłam drzwi, aby nie usłyszeć pytania o której wrócę.
Droga do szkoły nie zajęła mi wiele, także po około 15 minutach znalazłam się pod budynkiem.
Wzrok wielu spoczął na mojej osobie. Widziałam jak ludzie szeptają coś między sobą, raz po raz wskazując na mnie. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Czy miałam coś na twarzy? A może włosy mi gdzieś odstają?  Weszłam do budynku od razu wpadając na grupkę przyjaciół.
-Leayna, miło cię widzieć.- zapiszczała Rosi.
-Hej wam.- uśmiechnęłam się.
-Może zdradzisz nam gdzie to zniknęliście z Mikem przedwczoraj co?- Michael poruszał śmiesznie brwiami.
-Poszliśmy do mnie.- powiedziałam najnormalniej w świecie.
-Uuu i co tam robiliście?- Michael dociekał, przez cały czas poruszając dwuznacznie brwiami.
-Nie, Mic nie robiliśmy  TEGO.- zaśmiałam się, szturchając go lekko ręką w ramię.
-Oh no trudno, innym razem złotko ci się uda.- zaśmiał się Steven. Przewróciłam oczami na ich słowa.

Lekcje minęły naprawdę nudno i jak na mój gust zbyt wolno. Nie wiem po co wyraziłam tak ogromną chęć dalszej edukacji. Gdy marnowałam swój cenny czas na lekcjach, w tym samym czasie mogłam siedzieć w łóżku i oglądać filmy lub najnormalniej w świecie pospać. Ale oczywiście nie, bo moja logika postanowiła wybrać inaczej! Oh ironio, dlaczego. Gdy przyszedł czas na długą przerwę, każdy zaczął się kierować w stronę stołówki co i ja również zrobiłam. Nie widziałam się dzisiaj z Mikem ani razu na przerwach między lekcjami. Ale nie przejmowałam się zbytnio tym faktem, postanowiłam to zignorować i cieszyć się grupką przyjaciół, która nie opuszczała mnie ani na krok.
Gdy czekałam w kolejce aby móc wziąć porcję jedzenia,poczułam jak ktoś lekko chwycił mnie za nadgarstek. To był Peter. Popatrzyłam na niego pytająco.
-Mike kazał cię zawołać.
-Zaraz przyjdę, nie wzięłam jeszcze jedzenia.- wskazałam na ciągnącą się przede mną kolejkę.
-Ale Wide wziął ci już lunch.- zaśmiał się, chodź było to bardziej w przyjaznym geście niż wyśmiania mnie. Popatrzyłam w stronę stolika liderów gdzie siedział Mike i machał do mnie, wskazując na tackę i wolne miejsce. Wzruszyłam ramionami i razem z przyjacielem mojego chłopaka podeszliśmy do stolika. Każdy rozmawiał o czymś zawzięcie. Ten stolik był jednym z najdłuższych, dlatego też przyjaciele Mike jak i moi byli w stanie zjeść razem posiłek.
-Jesteś kochany.- szepnęłam do bruneta, wskazując na tackę z pełnym talerzem.
-Wiem kochanie.- uśmiechnął się i pocałował mnie. Objął mnie ramieniem, tym samym pokazując każdemu, że należę tylko do niego. Nie powiem, ale spodobało mi się to.

__________________________________________________________________________
Hej kochani.
Na wstępie was przepraszam, za moją nieobecność, ale chyba sami rozumiecie, że są wakacje i nie ma zbytnio czasu na siedzenie w domu gdy za oknem świeci słońce. Dodatkowo martwiłam się, czy przyjmą mnie do liceum itd. Ale już jestem. Postaram się poświęcić czas na kolejny rozdział, ponieważ mam już na niego plan. Dzisiejszy jest bardziej formalnie, rozmowy, przemyślenia i takie w sumie nudnawe sprawy. Jednak od następnego rozdziału polecimy z akcją, ponieważ już kończymy opowiadanie. Już zaledwie kilka rozdziałów i koniec opowiadania! Chciałabym również to opowiadanie przenieść na Wattpada, ponieważ tam jest sporo osób, które może by przeczytały. Dodatkowo lekko zmodyfikuje rozdziały, skoryguję błędy itp. :) piszcie czy fajny pomysł oraz czy podobał się wam rozdział.
Ps. Udanych wakacji!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz