sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 86


Przez cały czas byłem zdenerwowany jak nigdy wcześniej.
-Hej.- wszedłem niepewnie do pokoju Ley. Nie wyglądała tak dobrze jak sobie wyobrażałem. Oczy podkrążone, a skóra tak blada, że wręcz można ją  było porównać do białej ściany.
Odwróciła się powoli twarzą w moją stronę. Poklepała miejsce obok siebie na łóżku nie mówiąc nic. Mimo wszystko byłem zaskoczony jej spokojną postawą wobec mnie. Wyobrażałem  sobie, że zacznie mnie wyzywać i każe wyjść. Zrobiłem jak chciała, a cisza ogarnęła pomieszczenie. Przyglądaliśmy się sobie nic nie mówiąc.
-Hej.- zabrzmiał jej zachrypnięty głos po kolejnych minutach. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
-Jak się czujesz?- przejechałem wzrokiem po odkrytych miejscach ciała, które nie zakrywały ubrania oraz kołdra. Bandaże na nadgarstkach, opatrzone rany i mocno widoczne siniaki mówiły same za siebie.
-Gdy dostaję leki nie czuję takiego bólu fizycznego...- mruknęła, odwracając wzrok w stronę okna. Wiedziałem, że stara się opanować przed falą płaczu. Przybliżyłem się do niej chcąc ją objąć, jednak gestem ręki odepchnęła mnie.
Nie chciała mojego dotyku, uczucia i pomocy. Jednak ja się nigdy nie poddam, ponieważ zgodziła się porozmawiać ze mną i dała mi po cichu ostatnią szansę.
-Ley, zrozumiałem to co zrobiłem i ty to wiesz. Jednak nigdy sobie nie wybaczę, że dopuściłem się  do tak nie wyobrażalnej krzywdy na  tobie.
Dziewczyna jedynie pokręciła głową.
-Przestań, to i tak nic nie zmieni. Żyjmy teraźniejszością, a o tym co było zapomnijmy, okay?- uśmiechnęła się, a przynajmniej starała się uśmiechnąć. Nie wiedziałem jak mam zareagować, jedynie na co było mnie w tej chwili stać to przyglądanie się jej oczom, które straciły dawny blask.
-Dostałem szansę, jak nowe życie, które mam wykorzystać do wyczerpania. Dlatego będę starał się już nigdy cię nie zaniedbać. Jesteś inna niż wszyscy. Jesteś dla mnie po prostu ważną osobą i uświadomiłem sobie, że utrata ciebie to jak by utrata połowy siebie.- nie myślałem nad wypowiadanymi słowami, które wylatywały z moich ust jak powietrze, nie mogłem nad nimi zapanować. Były moim wyrażeniem uczuć. Szatynka przez cały czas przyglądała się z uwagą mojej twarzy, przez co poczułem się speszony w jej towarzystwie. Spuściłem głowę, bawiąc się palcami u rąk.
Poczułem lekkie dotyk, który był ciepły i miękki.
-Nie zostawiaj mnie już nigdy...- wyszeptałem, patrząc na nią i przybliżając się do jej kruchego ciała. Lekko przesunęła się w głąb łóżka, co spowodowało, że zasmuciło mnie to.
-Mike, to nie to samo co kiedyś. To co nas teraz łączy nie można nawet nazwać przyjaźnią.- jej słowa mocno mnie zabolały, ale taka była prawda.
Zraniłem ją, celując ostrze w najczulszy punkt jej umysłu.
-Pewnego dnia zmienisz zdanie i wszystko powróci na właściwy tor.

~~Leayna~~
Słowa, które tego dnia wypowiedział do mnie Mike były przepełnione wieloma emocjami. Nie wiedziałam co mam myśleć ani jak poprawnie zareagować. Potrzebowałam czasu na zrozumienie pewnych spraw i poukładanie ich. Słowa z którymi pozostawił mnie chłopak były jak uderzenie, które pozostawia po sobie długie skutki. Ciągle miewam zawahania czy aby na pewno chcę pozostać z resztą. Czuję się tu inna, wrogiem, potworem który jedynie niszczy uczucia, plany i obraca całe życie do góry nogami. Nawet Harry ma mnie dość. Mój własny brat odwrócił się ode mnie wraz z resztą rodziny. Czy to normalne, że martwią się o ciebie ludzie z poza rodziny? Od wczorajszego zdarzenia gdy zostałam zaniesiona do swojego pokoju nikt z domowników mnie nie odwiedził co było jednoznaczne z tym, że zajmują się mną z obowiązku. Nagle cisnące się przez cały ten czas łzy do oczu przedarły się jak woda przez tamę, nie mogąc ich zatamować. Zrzuciłam z siebie kołdrę i podniosłam się z łóżka. Byłam zła, nie... to mało powiedziane byłam wściekła za to, jaka jestem! Chwyciłam laptopa leżącego na biurku i tak po prostu rzuciłam nim o ścianę krzycząc. Patrzyłam przez chwilę jak zniszczony przedmiot opada na podłogę.Kolejne rzeczy trafiały o podłogę z głośnym trzaskiem, a ja nie mogąc opanować histerii, będąc jak w transie.
Usłyszałam jak ktoś próbuje otworzyć drzwi, ale na szczęście były zamknięte. Zakpiłam z nich chwytając w dłonie lampkę nocną, która uderzyła w podłogę naprzeciw mnie  z charakterystycznym trzaskiem. Słyszałam krzyki za ścianą  i mocne uderzenia w drzwi. Rozejrzałam się po pokoju, który został zniszczony w przeciągu 5 minut. Upadłam na kolana przed szkłem i trzęsącymi dłońmi próbowałam zebrać ostre odłamki. Z każdą chwilą zanosiłam się płaczem na nowo, zagłuszając chłopaków, którzy grozi , że jeśli  nie otworzę drzwi to wyważą je. Tak też się stało po kilku sekundach.

~~Harry~~
Pośpiesznie robiłem obiad dla reszty, ponieważ byłem umówiony na wizytę u lekarza razem z Ley. Chłopaki oglądali rozłożeni na kanapach telewizję w salonie, gdy nagle usłyszałem trzask czegoś tłuczonego. Uznałem, że to czwórka imbecyli znów coś zniszczyła, dlatego jedynie przewróciłem oczami  wracając do wcześniejszego zajęcia. Jednak dźwięk tłuczonych miarowo rzeczy zaniepokoił mnie jak i chłopaków, którzy pobiegli na górę i jedynie Liam postanowił zahaczyć o kuchnię mówiąc, że coś jest nie tak. Drzwi były zamknięte, co jeszcze bardziej mnie niepokoiło.
-Leayna otwieraj te drzwi do cholery!- po korytarzu kilka razy rozniósł się nieznoszący sprzeciwu głos Zayna. Po jakimś czasie wszystko ucichło, przez co kazałem chłopakom pośpieszyć się z wyciąganiem drzwi z zawiasów i rozmontowywaniu klamki. Bałem się, że Leayna ponownie postanowiła sobie coś zrobić i nie mogłem czekać stojąc w jednym miejscu. Nie wybaczył bym sobie tego, jak to wszystko skończyłoby się w takim momencie.  Nagle usłyszałem jak drewniana powłoka opada na podłogę z hukiem. Przebiłem się pomiędzy chłopakami, będąc w pokoju jako pierwszy, patrząc na doszczętnie zniszczony pokój, a na jego środku klęczącą z bezradności szatynkę. Podbiegłem do niej zauważając krew na jej rękach. Chciałem odciągnąć ją od szkła, jednak wyrywała mi się.
-Zostaw mnie!!!- krzyczała jak jeszcze nigdy. -Powiedziałam! Zostaw mnie! Nie chcę Cię znać!
Poczułem jak ktoś odciąga mnie do tyłu i z powodu szoku jakiego doznałem nie protestowałem.
Stanąłem naprzeciw Zayna na korytarzu.
-Mówiłem, że wcześniej czy później dojdzie do tego.- wypuścił powietrze ze świstem ciągnąc za końcówki włosów. Pokręciłem głową w niedowierzaniu.
-Ale Zayn, łatwo się mówi, gorzej jednak wykonuje.
-Co to niby za problem porozmawiać z nią jak brat z siostrą?!- był ewidentnie na mnie zły, co spowodowało, że i ja byłem na niego. Aby się uspokoić zaciskałem co kilka sekund pięści, aż do momentu kiedy moje knykcie zaczynały być białe.
-Nigdy tego nie robiłem! Bałem się, że znów coś powiem co spowoduje, że nie będzie chciała mnie już znać! Jednak spieprzyłem to na całej linii, wiem, nie musisz mi tego przypominać!- podniosłem ton na własnego przyjaciela...
-Ty zawsze wszystko zniszczysz!!- tego było za wiele. Przyparłem go do ściany, ale wtedy ktoś mocno chwycił mnie za nadgarstek uniemożliwiając dalsze ruchy.
-Skończcie się kłócić. Co z wami?!- odezwał się rozdrażniony Louis. Dopiero wtedy zauważyłam jak Ley przytulona do ciała Liama została niesiona przez niego do jego pokoju. Krzyczała, przy okazji mocząc koszulkę bruneta. Nie mogę tak tego zostawić. Teraz już wiem, że sama nie poradzi sobie z tyloma problemami. Ona jest za młoda aby tyle przechodzić...
-Chodźcie na dół,a Niall z Liamem zajmą się nią.- polecił Louis, pchając nas do przodu.
-Jak z dziećmi.- mruknął jeszcze pod nosem, na co fuknąłem obrażony.
Usiedliśmy w trojkę na kanapie wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
-Dlaczego się tak zachowała?- w końcu po jakimś czasie odezwał się Zayn.
-Nie wiem. Chciałem się dowiedzieć ale była zbyt roztrzęsiona.-sapnął Louis przejeżdżając dłońmi po twarzy.
-Myślicie, że może to mieć związek z Mikem?- popatrzyłem na kumpli pytająco, na co oni wzruszyli ramionami.
-Nie wiadomo.- mruknął Zayn.

~~Liam~~
Niall starał się uspokoić dziewczynę, podczas gdy ja przemywałem jej rany. Wiedziałem, że każdy z nas musi być ostrożny w przez te kilka dni względem Ley. Ona jest dla nas jak siostra i każdego z nas martwi jej stan. Czuję się bezradny widząc, że nie możemy jej pomóc na tyle ile tego wymaga.
-Ej, mała. Pogadasz z nami?- odezwałem się w końcu. Uśmiechając się przy tym promiennie, dzięki czemu zwróciłem jej uwagę na sobie i uspokoiła się. Powyciągałem do końca pojedyncze odłamki szkła i obwiązałem obydwie ręce bandażami. Resztę  z powrotem odłożyłem do apteczki i wszyscy w trójkę usiedliśmy na łóżku. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał Niall.
-Dlaczego tak się uniosłaś?- chyba każdy z domowników oczekiwał odpowiedzi na to pytanie, dlatego też czekałem z niecierpliwością co odpowie.
Leayna jedynie pokręciła głową, że nie chce o tym rozmawiać. Ale jak mieliśmy jej pomóc jeśli nie chciała naszej pomocy?
-Słuchaj, każdy z nas martwi się o ciebie i należą się nam wyjaśnienia.- wskazałem na siebie i blondyna.
-Niech będzie... Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie jestem nikomu potrzebna i robię jedynie za  balast w tym domu. Mama zostawiła mnie z problemami przy Harrym, a on? On też myśli jak się mnie pozbyć przy każdej nadarzającej się okazji. Poniosło mnie, przepraszam.- opuściła wzrok na pościel. Czułem się okropnie ze świadomością, że przez nas szatynka czuje się niechciana. Przytuliłem ją do swojego ciała i wiedziałem, że nie możemy tak tego zostawić. Musimy jej pomóc!

~~Leayna~~
Żałowałam tego co zrobiłam. Było mi głupio tłumaczyć się z mojego zachowania, ale niestety takie były tego konsekwencje. Nie chciałam tego dnia już widzieć Harrego, ale niestety zostałam na niego skazana. Kilka godzin wcześniej, w pokoju na górze obiecałam Niallowi i Liamowi, że o wszystkich problemach będę z nimi rozmawiać i postaram się nawiązać stare relacje z Hazzą. Jednak czy tak się da? Niestety, pytanie musi pozostać bez odpowiedzi.

-Wiesz, że to było nieodpowiedzialne z twojej strony uciekając w środku nocy ze szpitala?- powiedział stanowczo lekarz. Harry przez cały czas jedynie słuchał prowadzonego dialogu pomiędzy mną, a ordynatorem.
-Może i było to nierozsądne, ale nie żałuję tej decyzji.- uśmiechnęłam się z pełną wyższością.
-No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci szybkiego powrotu do zdrowia. Jednak będziemy widywać się dość często na kontrolach i rehabilitacjach.- wymusił uśmiech, który należał do jednych z najbardziej fałszywych.
-Do widzenia, albo i nie.- mruknęłam pod nosem, wstając z niewygodnego krzesła. Nie mogłam dłużej tu wysiedzieć. Harry jedynie zgromił mnie wzrokiem.
-Panie Styles? Chciałbym jeszcze z panem porozmawiać. Leayno poczekaj na brata na korytarzu.
Kiwnęłam głową i zatrzasnęłam za sobą drzwi od gabinetu. Nie zamierzałam nigdy w swoim życiu być miła wobec tego aroganckiego człowieka, który z przymusu musi mnie leczyć!
***
-No to co? Idziemy coś zjeść?- odezwał się Harry gdy siedzieliśmy już w jego aucie. Wzruszyłam obojętnie ramionami, co on wziął za twierdzącą odpowiedź kierując się do restauracji szybkiej obsługi. Po okołu 5 minutach byliśmy już na miejscu,a ja nie chciałam wysiadać na co chłopak jedynie przewrócił teatralnie oczami.
-Idziesz ze mną czy wolisz zjeść w drodze do domu?- zmienił się. Nie był już tak oschły jak dotychczas i uśmiechał się częściej. Nie wiem co  w niego wstąpiło ale podobało mi się to.
-Idę z tobą.- mruknęłam dorównując mu kroku. Weszliśmy do środka gdzie było pełno ludzi, co spowodowało, że cofnęłam się o krok do tyłu zderzając się plecami o tors loczka. On jedynie zachichotał lekko popychając mnie do przodu.
-Co byś chciała?- stanęliśmy przed ladą, na co wzruszyłam ramionami będąc obojętna na to co zjem.
Odwróciłam się na pięcie siadając przy wolnym stoliku obok okna, widząc z tej perspektywy London Eye oraz Big Ben. Po chwili miejsce na przeciw mnie zajął Hazza stawiając przede mną jeden z fast foodów jakie zamówił. Popatrzyłam jedynie na to i odsunęłam od siebie. Chłopak popatrzył na mnie marszcząc brwi.
-Nie jestem głodna.- mruknęłam.
-Ley, rozmawialiśmy już nie raz o twoim nieprawidłowym jedzeniu posiłków. Wiesz o tym, że masz sporą niedowagę?
Byłam świadoma swojej wagi, ale nie chciałam niczego zmieniać, a na pewno nie zamierzałam zgrubnąć.
-Leayna, proszę cię zrób tą jedną rzecz.- jego głos załamał się pod koniec. Przełknęłam gulę stojącą w gardle biorąc do ręki hamburgera. Harry uśmiechnął się na ten widok i sam spokojnie wziął się za jedzenie. Nie trwało to długo, ponieważ przed naszym stolikiem pojawiły się 3 fanki. Fuknęłam pod nosem na ten widok i jedynie wymusiłam na twarzy uśmiech, udając, że cieszę się z ich przybycia.
-Harry moglibyśmy zrobić sobie z tobą zdjęcie?- poprosiła niepewnie niska blondynka.
-Jasne!- chłopak rozpromienił się i zrobił sobie zdjęcie z każdą z nich oraz dał im swój autograf.
Tak minęło 15 minut, podczas którego w zupełności zignorowałam ich czwórkę zajmując się jedzeniem, patrząc na widok za oknem.
-Leayna?- z zamyślenia wyrwał mnie Hazza, lekko szturchając w ramię. Popatrzyłam na niego pytająco, a on wskazał abyśmy się zbierali do wyjścia. Kiwnęłam głową i już po chwili siedzieliśmy w samochodzie.
-Ley, porozmawiamy?- nie odpalił silnika, a ja jedynie czekałam zacznie się ten moment szczerej rozmowy. Kiwnęłam lekko głową, zgadzając się.
-Czy ty naprawdę sądzisz, że my również zostawimy cię tak jak mama? Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza i zostałaś tak naprawdę tylko ty. Już nigdy więcej nie pozwolę cię tak skrzywdzić nikomu. Już nigdy więcej nawet tak nie pomyślisz jak teraz. Przejdę razem z tobą przez to wszystko, pamiętaj. Nie poddam się, nie teraz kiedy potrzebujesz nas najbardziej.- popatrzyłam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczył mnie. Kilka łez wypłynęło z poza powiek mocząc moje rozgrzane policzki. Chłopak nic więcej nie mówiąc przytulił mnie do siebie na tyle ile pozwalały nam pasy bezpieczeństwa.

______________________________________________________________________
Hej mordeczki :D
Wybaczcie, że tyle musieliście czekać. Rozdział miał być w środę i co prawda był już napisany, to coś mi w nim nie pasowało i przez kolejne 2 dni dopisywałam i zmieniałam dość sporo w nim, także oddaje w waszą ocenę gotowy już rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i czekam na wasze komentarze.
Ps. Rozdziały będą pojawiać się co 2 tygodnie, mam nadzieję, że mimo tej zmiany dalej będziecie wytrwale czekać. Także kolejny rozdział 7 lutego, a do tego czasu komentujcie :)

1 komentarz:

  1. Chyba 7 lutego...ale nie ważne.Ogólnie mówiąc małe ale piękne.Wspaniałe tak bardzo sie ciesze że napisałaś jej psychike tak realistycznie .Nawet nwm jak to określić.Inaczej...cieszę sie ze Ley po jednym dniu nie uśmiechała sie do wszystkich i wybaczala każdemu.
    Moge dac ci pomysl oczywiscie nie musisz z niego korzystać.Ale ja bym to napisala.
    Ze Ley postanowił a zrobic jeden dzien z usmiechem na twarzy .Wstaje jak by nie ona.Usmiechnieta ,wita sie i je duze sniadanie.
    Tak wiem bez sensu .Dobra nie wazne.Rozdzial boski.
    Bay

    OdpowiedzUsuń