sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 76


Popatrzyłam w stronę trybun na których siedzieli rozwrzeszczani i dopingujący przyjaciele. Uśmiechnęłam się i pomachałam do nich, pokazując na o wiele za dużą koszulkę. Po chwili okazało się, że nie tylko szukają dziewczyn do drużyny, ale i chłopaków, tak samo jak poszukują cheerleaderek. Stanęłam na równej linii z innymi dziewczynami, a ich wzrok powędrował  w moją stronę był przepełniony zazdrością.
-No no, trzecioklasistka załatwiła sobie poparcie.Brawo młoda.- jedna z dziewczyn należących już do drużyny mrugnęła do mnie i uśmiechnęła się promiennie. Może nie będzie tak źle?
-No dobra, nie chcę słyszeć głupich dogadywań. Uprzedzam, że dzisiejszy trening stwierdzi, czy nadajecie się do zespołu. Jeśli któreś z was nie czuje się na siłach, to proszę zrezygnować w tym momencie.- trener stanął przed nami, a za nim ustawiły się dwie drużyny chłopaków i dziewczyn. Mike uśmiechnął się do mnie, co ja odwzajemniłam.
Cały trening nie był dla mnie jakoś specjalnie trudny, jednak dla wielu okazał się wielkim testem sprawnościowym i wytrzymałościowym. Przez cały ten czas leciały nazwiska, które sygnalizowały o tym czy ktoś odpadł. Cała grupa nowicjuszy była mieszana i było nas naprawdę sporo. Do każdej z drużyn potrzebowano po trzy osoby, co oznaczało, że nie podołam temu.
-Chcę zobaczyć jak dajecie sobie radę na boisku.- Wszystkich było nas po 6, więc idealnie mogliśmy zagrać dziewczyny na chłopaków. Najgłośniej zachowującymi się osobami na sali była grupka kibicujących mi osób. Parsknęłam śmiechem gdy trener podszedł do nich, grożąc, że jeżeli się nie uspokoją to będzie zmuszony wyrzucić ich stąd.
Podczas meczu dziewczyny dawały z siebie naprawdę wiele, czasem czułam się naprawdę zbędna, ale były momenty gdzie to właśnie ja ratowałam honor.
-Dobra dość!- w pewnym momencie trener zażądał koniec meczu i wszyscy stanęliśmy w jednej linii.
-Jestem z was wszystkich bardzo dumny, ale z kilku osób szczególnie.-zaczął wywoływać nazwiska, ale nigdzie w śród nich nie było mojego.
-Styles, chcę zobaczyć twój blok. Mark stań pod siatką i wystaw  jej piłkę.- rozkazał trener, a wysoki i umięśniony szatyn stanął w wyznaczonym miejscu. Po chwili piłka poszła w ruch. Liczyła się tylko ona i ja. Nikt więcej. Przebiłam piłkę z taką determinacją jak nigdy. Naprawdę zależało mi na dostaniu się do drużyny. Usłyszałam głośne oklaski trenera, który szedł w moją stronę uśmiechnięty.
-Leayna, udało Ci się.- podał mi koszulkę drużyny i pogratulował.

***
Gdy wszyscy mi pogratulowali i rozeszli się do domów, usiadłam na górze trybun. Trudno  jest mi uwierzyć, że dałam radę i dostałam się. Dalej siedziałam w za dużej bluzce Mike'a, trzymając własną koszulkę w dłoniach. Nagle poczułam oplatające się wokół mnie mocne ramiona. Od razu poznałam po zapachu perfum.
-Ładnie Ci w moim rzeczach.- wymruczał Mike, a ja zaśmiałam się na jego słowa. Wtuliłam się w jego tors, a on objął mnie tak mocno, jak gdyby chciał mnie ochronić przed całym światem.
-Co Ci się stało w rękę?- zapytał nie odrywając się ode mnie. Pokręciłam głową, starając się coś wymyślić.
-Wywaliłam się wczoraj schodząc po schodach, to nic takiego.- uśmiechnęłam się, patrząc w jego perfekcyjne oczy. Na szczęście uwierzył.
-Musisz bardziej uważać.- uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.-Chodź.-chwycił mnie za zdrową rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Nie chciało mi się przebierać, dlatego wzięłam jedynie szybko swoje rzeczy i spakowałam do torby, po czym ruszyliśmy do domu. Na polu było już ciemno, wyciągnęłam telefon z jego sportowych spodenek chcąc zobaczyć która godzina. Ekran pokazał 18:05 nadal nie oddając mu komórki zaczęłam grać w jakąś grę. On zaśmiał się i pokręcił głową w niedowierzaniu nie komentując tego. Podczas gdy grałam omal nie upadłam na chodnik potykając się o własne nogi z dwa razy. Za trzecim Mike przewrócił oczami i objął mnie ramieniem, tym samym hamując moje zderzenie z ziemią.
-Idziemy na kolację do McDonalds?- zapytał gdy naprzeciwko nas znajdował się fastfood. Popatrzyłam na niego z dezorientowanym wzrokiem, jednak on nie czekał na moją odpowiedź. Chwycił mnie za rękę i przeprowadził przez ulicę. Opierałam się, nie chcąc jeść tutaj jednak on stwierdził, że trochę tłuszczyku mi nie zaszkodzi.
-Mike, poczekaj.- zatrzymałam go, patrząc w jego czekoladowe oczy -Nie wzięłam ze sobą portfela.-mruknęłam, myśląc, że to załatwi sprawę, ale przecież nadzieja matką głupich.
-To nie problem słońce.- uśmiechnął się promiennie, prowadząc  mnie do menu.
-To co byś chciała?- zapytał, dalej trzymając moją dłoń złączoną z jego.
-W takim razie weź mi szejka bananowego, a ja pójdę zająć już miejsce.- on jedynie kiwnął głową, wypuszczając mnie. Dopiero teraz zorientowałam się, że nadal mam jego komórkę w dłoni, jednak nie miałam zamiaru mu jej oddawać. Podczas gdy szłam do jedynego wolnego miejsca przy oknie, czułam się dziwnie obserwowana. Rozejrzałam się dookoła, dostrzegając dziewczynę nie wiele starszą ode mnie, może nawet w moim wieku jak bezwstydnie  mi się przyglądała. Spuściłam głowę i zajęłam miejsce , czekając na Mike. Wrócił 10 minut później z naszym zamówieniem.

-Wziąłem Ci też frytki i  cheeseburgera.- powiedział to tak normalnie. Popatrzyłam na niego zła, miałam już na końcu języka by skomentować to jak wyglądam. Jednak powstrzymałam się i wzięłam się za pałaszowanie frytek. Zrobiłam zdjęcie komórką chłopaka i wstawiłam na Instagram.
Nie minęło zaledwie 15 minut, gdy obok naszego stołu stanęła szatynka. Popatrzyłam pytająco w jej stronę. Obawiałam się jednego, że to kolejna fanka One Direction.
-Hej Mike.- w tym momencie upuściłam frytka na tackę i patrzyłam zszokowana na przyjaciela.
-Hej Cornelia, przysiądziesz się?- zapytał tak jak by mnie tu nie było. Może nie chciałam jej towarzystwa? Może chciałam w spokoju zjeść swoje jedzenie?
-No jasne.- uśmiechnęła się szczęśliwa, a Mike przesunął się robiąc dla niej miejsce.
-Cześć, jestem Cornelia.- dziewczyna podała mi rękę, którą ścisnęłam niechętnie.
-Leayna.- patrzyłam na chłopaka intensywnie by wyjaśnił mi o co w tym wszystkim chodzi.
Jednak on zajął się rozmawianiem z dziewczyną. Wypuściłam powietrze z płuc i ponownie zajęłam się przegryzaniem frytek.
-A w ogóle to skąd się znacie?- spytałam w końcu, irytując się co raz bardziej, że mnie ignorują.
-Cornelia jest cheerleaderką, a każdy zawodnik czy to kosza, piłki nożnej albo siatkówki, ma swoją  cheerleaderkę która dopinguje osobno jeszcze jego. Tyczy się to oczywiście tylko chłopaków, a Cornelia jest moją osobistą cheerleadereczką.- powiedział zachwycony i wrócił do dalszej rozmowy z dziewczyną. Dojadłam frytki i wypiłam szejka. Wstałam szybko z siedzenia, zbierając swoje rzeczy. Było po 19 i dobrze wiedziałam, że w domu nie będę mieć spokoju.
-Gdzie ty idziesz? Nie zjadłaś wszystkiego.- wskazał na zapakowane jedzenie, odrywając się od rozmowy.
-Daj go swojej koleżance. Nie chcę wam przeszkadzać, cześć.- warknęłam wychodząc. Gdy stałam na polu poczułam szarpnięcie za rękę i odwróciłam się. Na przeciw mnie stał Mike, kręcąc głową z zmarszczonymi brwiami.
-O co chodzi?- pyta zdezorientowany.
-Myślisz, że jestem głupia?! Specjalnie wziąłeś mnie tutaj, żebym przytyła jeszcze bardziej i stała się brzydka! Ty w tym czasie flirtowałeś z jakąś dziewczyną!- wszystkie nerwy puściły. Wiem, że to nic takiego i nie powinnam aż tak na niego naskoczyć. Ale mam dość wszystkiego. Wszędzie tylko same problemy, już nawet nie cieszy mnie fakt, że dostałam się do drużyny.
-Jesteś zazdrosna.- powiedział cicho, śmiejąc się i kręcąc głową. Wyrwałam się z jego uścisku.
-Nie kretynie, tylko zrozum, że czułam się zbędna jak tak rozmawialiście między sobą. Wolałam iść do domu.- spuściłam wzrok odwracając się i idąc w stronę domu. Nie zatrzymał mnie, czułam się dziwnie rozdarta. Na polu było zdecydowanie za zimno, żeby iść w samej  koszulce, bez jakiejkolwiek bluzy. Zmarzłam przyśpieszając kroku i już po chwili znalazłam się w cieplutkim domu. Wiadomo, że co dobre nie trwa długo.
-Gdzie byłaś?!- usłyszałam podniesiony głos matki tuż za mną. Gwałtownie się odwróciłam twarzą do niej.
-Nie twoja zasrana sprawa!- krzyknęłam. Byłam zła, zła na cały świat za to kim jestem i kim się stałam. To ludzie powodują, że się zmieniamy, a my tak po prostu dajemy się tak łatwo manipulować sobą.
-Czy ty nie możesz zachowywać się jak inne matki i zamiast na mnie naskakiwać to spytać czy nic mi nie jest?! Czy ja Cie w ogóle obchodzę?!- ostatnie słowo krzyknęłam zrozpaczona. Wszystko, wszystko mi się wali. Nie widzę siebie w przyszłości bo wiem, że nie uda mi się przetrwać. Przez łzy w oczach rozmazywał mi się obraz, ale widziałam załamaną mamę jak stała przede mną i też płakała. Nie odpowiedziała na moje pytanie.... Nie odpowiedziała na pieprzone pytanie! Przeszłam obok niej i pobiegłam do siebie zatrzaskując za sobą drzwi. Wtedy wiedziałam, że kolejne próby wytrzymania będą naprawdę trudne. Nic nie jest nigdy tak idealne jak byśmy tego chcieli, ale jeśli odrobinę szczęścia by mi podarowano w prezencie, był by to mój idealny dzień. Opadłam na kolana przy łóżku z pod którego wyciągnęłam tak dobrze mi znany przedmiot. Bez niego dni są inne, nie są takie same, a blizny które pozostawia przypominają mi o tym jak było źle i nic nie uległo zmianie. Odwiązałam bandaż z ręki, a moim oczom ukazały się zakrzepnięte rany. Kilka słonych łez spadło na nie powodując reakcję, przez co poczułam lekkie szczypanie. Wzięłam w palce żyletkę i przejechałam nią kilka razy po ręce. Syknęłam gdy przycisnęłam ostrze za mocno do skóry. Zrobiłam kilka ran również wysoko na udach, tak by pod spodenkami nie były one widoczne.

~~Harry~~
Miałem wolny wieczór, więc nic nie jest mi w stanie  przeszkodzić. Zadzwoniłem, a przynajmniej próbowałem dodzwonić się do Leayny, jednak ona nie odbierała. Miała prawo się na mnie wkurzyć, jednak chcę wszystko naprawić. Wykręciłem numer do mamy, która po dwóch sygnałach odebrała.
-Witaj Hazzuś.- skrzywiłem się, ponieważ fakt w jaki zdrabnia moje imię jest irytujący.
-Hej mamo, możesz mi powiedzieć dlaczego Ley nie odbiera telefonu?
-Wybacz kochanie, ale byłam zmuszona zabrać jej telefon.- powiedziała ledwie słyszalnie.
-Co? Czemu?- zdziwiłem się, ja nigdy nie musiałem posuwać się aż do tego.
-Zachowała się karygodnie.- warknęła, jednak szybko się opamiętała.
-Mamo ale gdyby się jej coś stało? Jak ma zadzwonić skoro nie ma komórki? Specjalnie jej ją kupiłem, by mogła w razie potrzeby do mnie zadzwonić.- chciałem jej pomóc. Nigdy jednak nie widziałem by mama wymierza mnie lub Gemmie prawdziwe kary takie jak na przykład  ta.
-To nie takie proste.- wypuściła powietrze z płuc.
-Jak chcesz. Daj mi Ley do telefonu.- powiedziałem stanowczo, ponieważ uważałem, że mama po prostu przesadza jak zwykle.
-Wybacz Harry ale ona jeszcze nie wróciła do domu.
-Ale jak to?! Przecież jest już 20!- wiedziałem, że jej zachowanie wraca do punktu wyjścia. Znów jest rozkapryszoną gówniarą jak na początku. Usłyszałem w słuchawce trzask drzwi.
-Muszę kończyć. Pa słońce.- nie dała mi dojść do słowa, ponieważ od razu się rozłączyła. Wiedziałem, że coś było nie tak. Nawet gdybym chciał nie mogę wrócić i sprawdzić co się dzieje. Pozostaje mi jedynie bezczynne siedzenie.  Jeżeli Leayna wróciła do zachowania z początku, to wiem, że coś jest nie tak i to bardzo. Pozostaje mi jedynie siedzieć bezczynnie i czekać na przebieg sytuacji.
-Ej stary, ciągle siedzisz taki struty, co się dzieje?- obok mnie przysiadł się Niall, a po drugiej stronie Zayn.
-Chodzi o Ley.- wypuściłem powietrze, po czym przejechałem dłońmi po twarzy dla opamiętania.
-Coś jej jest?- zaniepokoił się Louis, który właśnie wszedł do salonu podgryzając marchewkę.
-Nie, wszystko jest dobrze tylko jej zachowanie...-nie wiedziałem jak mam go do końca opisać.-Jest niepokojące.- dokończyłem, patrząc po chłopakach.
-Co zrobiła?- Liam zaciekawił się w końcu naszą rozmową.
-Wydaje mi się, że wróciły jej nawyki. Chyba zachowuje się jak wcześniej.- oczywiście, że nie byłem tego pewien. W jakimś stopniu łudziłem się, że jest to tylko głupi żart.

~~Leayna~~
Starłam zaschnięte łzy z twarzy i popatrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Wiem, że muszę walczyć ale nie wiem czy dam radę. Myślałam, że będzie dobrze gdy porozmawiamy ze sobą szczerze, jednak okazuje się, że kłamstw jest jeszcze więcej. Przez cały ten czas mama wcale mnie nie kochała, udawała chodź sama nie wiem po co? Myślałam, że tam w Paryżu wszystko się zmieni i od tamtego czasu będziemy dogadywać się znacznie lepiej. Myliłam się... to był tylko początek.
-Leayna.- usłyszałam cichy głos rodzicielki i lekkie postukiwanie w drzwi.
-Co chcesz? Na dole też masz łazienkę.- warknęłam. Chyba na zawsze zostanie to w mej pamięci, nawet jeśli nic nie mówiła to wiem, że miała to na myśli. Te słowa gdy wróciłam... one tak cholernie bolą.
-Dzwonił Harry.- odwróciłam się w stronę drewnianych drzwi i wpatrywałam się w nie tępo.-Mam coś dla Ciebie, wyjdź.- powiedziała tak, jak gdyby żałowała swych słów. Jednak mnie nie tak łatwo da się nabrać. Popatrzyłam na zabandażowane miejsca i otworzyłam drzwi. Matka wysunęła w moją stronę rękę w której trzymała moją komórkę.
-Tak po prostu mi ją oddajesz?- to nie było normalnie, nie u niej. Przecież z taka zawziętością chciała mnie ukarać, a były to tylko papierosy. Oczywiście wzięłam od niej swój telefon i przeszłam obok niej jak gdyby nic.

***
Stanęłam przy swojej szafce z której wyciągnęłam strój na trening oraz komórkę Mike'a. Zapomniałam mu ją wczoraj oddać. Nie chciałam się z nim dziś widzieć, mimo, że musiałam i nie miałam innego wyjścia. Nie miałam ochoty, ani siły na dzisiejsze ćwiczenia. Wszystko mnie bolało, chodź nie miałam pojęcia czego było to powodem. Idąc do szatni, przed wejściem do niej spotkałam Cornelie z Mikeiem. Gdy chłopak mnie zobaczył podbiegł do mnie, odwracając przodem do siebie.
-Masz, sorry, że nie oddałam Ci wcześniej.- powiedziałam beznamiętnie, wciskając w jego prawą dłoń telefon i odwróciłam się na pięcie, a przynajmniej chciałam, ponieważ zostałam zatrzymała przez mocną dłoń przyjaciela.
-Przepraszam.
-Mam to gdzieś. Daj mi spokój.- zepchnęłam jego rękę z mojego ramienia i odwróciłam się na pięcie wchodząc do szatni.
Od razu przywitały mnie ciepło dziewczyny z drużyny, jednak cheerlderki patrzyły na mnie z pogardą.
-Hej. Pierwszy raz widzę, żeby Mike tak uganiał się za kimś.- zaśmiała się Jessica pokazując na mnie dwuznacznie , a ja razem z nią, ponieważ chodziło jej o mnie.
-Taki ktoś z Widem? Proszę was, dziewczyny popatrzcie tylko na nią, co ona może mu dać?- obok mnie pojawiła się tleniona blondyna w skąpym stroju. No oczywiście, że przyjaciółka Cornelii. Przewróciłam oczami i weszłam razem z resztą drużyny na boisko.
_____________________________________________________________________________
Hej mordeczki :D
Jestem tak pozytywnie szczęśliwa, że jednak żyjecie i komentujecie to co piszę :). Cieszy mnie fakt, że tak fantastycznie odebraliście całą sytuację i liczycie na więcej i więcej. Jest no naprawdę motywujące :) Dziękuję Wam jeszcze raz z całego serc :3 i mam nadzieję, że to nie było takie jednorazowe, ale liczba komentarzy będzie wzrastać i wzrastać *-*

8 komentarzy: