niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 73


Marzenia, to stan w którym jest każdy z nas. Gdyby nie one nie mielibyśmy po co żyć. Dzięki nim zdobywamy sukcesy i robimy kroki w stronę lepszej przyszłości.

Najszybciej jak się tylko dało zapłaciłam za swoje zakupy, po czym razem  z Mikem wyszłam ze sklepu kierując się w stronę wyjścia. Gdybym tylko mogła, napisałabym do ojczyma, że wrócę później jednak brak komórki zmusza mnie do wzruszenia ramionami. Oczywiście mogłabym poszukać go po centrum handlowym, ale wszyscy dobrze wiemy, że tego nie zrobię. Byłam ciekawa czym niby jest ta niespodzianka. Mike wziął ode mnie wszystkie torby i równym tempem poruszaliśmy się w stronę jak się później okazało sali gimnastycznej.
-Po co tu przyszliśmy?- spytałam, gdy otwierałam drzwi by wejść do środka.
-Chodź, a się dowiesz.- uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja czułam się zdezorientowana, ale szłam  tym razem za nim. Odłożył moje  torby do jego szafki w męskiej szatni, w której mimo wakacji i jedynych treningów raz w tygodniu śmierdziało potem zmieszanym z męskimi dezodorantami.  Chwycił mnie za rękę po czym lekko pociągnął za sobą. Weszliśmy na pustą salę i w tym samym momencie kiedy chciałam ponownie zapytać po jaką cholerę tu przyszliśmy on odwrócił się do mnie.
-Zanim wyjechałaś z bratem na wakacje, pamiętasz jak graliśmy z chłopakami w siatkówkę?- przytaknęłam, czekając aż przejdzie do sedna sprawy.
-Okazało się później, że tak naprawdę trener cały czas nas obserwował w tym ciebie i gdy wróciliśmy następnego dnia powiedział mi, że gdy tylko będą nabory  do drużyny dziewczyn w siatkówce ty też tam masz być.
-Ale ja nie...
-Nie! Jesteś idealna i nawet lepsza od tych wszystkich dziewczyn.

***
-Zrozum jedno, gdy przebijasz piłkę całe skupienie musi być w głowie i idealnym położeniu rąk jak i nóg.
Widać było jak bardzo chciał mi pomóc i przejął się tym, że prawdopodobnie będziemy mieć razem treningi co jeszcze bardziej go zmobilizowało do tego by mi "pomóc". Ja wiedziałam, że jego słowa na nic się zdają, jednak ciekawie obserwowało się go pod czas gdy był skupiony.
-No dobra, czyli gdybym skoczyła na lewą nogę mogę mieć większe problemy?
-Tak, skoro ta noga jest po kontuzji lepiej nie narażać się.Mimo to pamiętaj jedno, prawdziwy gracz nie zwraca na to uwagi. Do końca jest oddany temu co robi by pod czas meczu jego drużyna mogła wygrać.- podszedł do mnie niebezpiecznie blisko, przez co czułam jak góruje nade mną swym wzrostem.
-Dobra, zagrajmy w pojedynkę.
-W pojedynkę?- zaśmiałam się, a pomysł spodobał mi się i to bardzo. Kiwnął głową i zabrał z moich rąk piłkę ustawiając się po drugiej stronie siatki.
Odbił podając do mnie, a ja szybko zareagowałam przebijając ją na drugą stronę. Grał zawzięcie i widać było jak zależało mu na tym by zdobyć chodź jednego punkta.
Wybacz, ale nie poddam się tak łatwo. Pod czas całej gry nuciłam piosenkę Davida Guetty- What I Did For Love.
Po kolejnych 15 minutach udało mi się w końcu zdobyć dla siebie punkt i tym samym zakończyć tą gonitwę.
-Dobra jesteś.- podszedł do mnie i sapnął zmęczony, po czym usiadł razem ze mną na ziemi, a ja wylądowałam na jego nogach śmiejąc się.
Dziewczyna siedząca na kolanach chłopaka zdjęcie-Zawsze. Uczeń przewyższył mistrza.- odwróciłam się do niego przodem i cmoknęłam ustami w powietrzu.
-Oj nie mała. Mi nigdy nie dorównasz.- zaśmiał się opierając swoją głowę o moje ramię.
-No już nie bo cię wyprzedziłam.- zaśmiałam się, a on zepchnął mnie z siebie. Śmiałam się  z niego pod czas gdy on udawał obrażonego.
-Gdzie idziesz? Kto zaniesie moje zakupy?- udawałam oburzenie pod czas gdy on zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-Skoro jesteś lepsza ode mnie to dasz sobie radę.- machnął ręką i wyszedł. Poczekałam może z 5 minut, ale on nie wracał dlatego podniosłam się z podłogi i ruszyłam w ślad za nim. Gdy dotarłam do szatni nikogo w niej nie było. Co najlepsze, moje torby zostały w jego szafce, a ja nie znam kodu.
-Co za pacan. -mruknęłam i obiecałam sobie, że już nigdy nie dam się mu namówić na wspólne spędzenie czasu.
Rozejrzałam się po całej szatni i wywnioskowałam, że naprawdę poszedł do domu.
Nagle znienacka poczułam silne ramiona obejmujące mnie w pasie i podnoszące. Poczułam te charakterystyczne perfumy, które mogły należeć do jednej osoby- Mike'a.
-Pacan hmmm?- udawał złego, mimo iż niezbyt mu to wychodziło.
-Oj tak.- zaśmiałam się, a on postawił mnie na ziemi, nie wypuszczając z objęć. Jego dłonie powędrowały na moje żebra i okolice, po czym zaczął mnie łaskotać, a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Prze.. Prze... przestań!- krzyczałam, śmiejąc się równocześnie. Upadłam na kafelki, a on na mnie usiadł. Próbowałam go strącić ze mnie, jednak na marne. Popatrzył w moje oczy, a jego palce zatrzymały się. Szybko wzięłam do płuc dużą ilość powietrza, po czym zakaszlnęłam. Mike dalej siedział na mnie, a jego dłonie trzymały moją talię.
-Eeej Wide?- pomachałam mu dłonią przed twarzą, a on zamrugał.
-O tak jasne.- szybko zszedł ze mnie podając mi rękę bym mogła wstać.
-Jesteś taka leciutka.- powiedział gdy podszedł do swojej szafki. Pokręciłam głową w zupełności się z nim nie zgadzając.
-Czy ty w ogóle coś jesz?- wyciągnął moje zakupy i popatrzył na mnie pytająco, a ja nie wiedziałam jak mam mu odpowiedzieć.
-No jasne. Przecież nie jestem jak te wszystkie dziewczyny co głodzą się by być chude itp.- odwróciłam wzrok, patrząc na swoje buty.
-Mam nadzieję.- objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten gest, a żołądek zacisnął się robiąc fikołka.
Wyszliśmy z budynku napotykając przelotnie znajomych z drużyny Mikea.
-Czemu nie spędzasz czasu ze swoją dziewczyną?- zapytałam szybciej niż zdążyłam pomyśleć. On popatrzył na mnie pytająco.
-Jaką dziewczyną?- zatrzymał się, oczekując ode mnie głębszych wyjaśnień.
-No tą z którą raz widziałam cię na mieście, a potem słyszałam jej śmiech w telefonie jak rozmawiałeś ze mną gdy byłam w Niemczech.- chwilowo myślał nad czymś, ale po chwili jego wyraz twarzy rozpromienił się.
-Oj Ley, to nie żadna moja dziewczyna. To jest moja kuzynka.- zaśmiał się, a mi było głupio. Lekko zaczerwieniłam się i starałam się to ukryć wbijając wzrok ponownie w swoje buty.
-Naprawdę?- byłam zdziwiona. Przez cały ten czas wydawało mi się, że on ma dziewczynę. Ale ja byłam głupia i naiwna. Ludzie są często jak sterowane manekiny. Idą ślepo tam gdzie wskaże im drogę inny człowiek, a życie pokazuje nam często jak wiele straciliśmy popełniając jeden błąd.

***
Wróciłam do domu około godziny 18. Podczas gdy starałam się narobić jak najmniej hałasu by uniknąć konfrontacji z mamą, ona zdążyła podejść już do mnie.
-Gdzie byłaś?- założyła ręce na piersi, a jej wzrok był morderczy. Wiem, że stara się być dobrą matką, ale niestety do mnie nigdy nie uda się jej dotrzeć w 100%.  Mam swoje zasady i nikt oraz nic nie będzie mi mówić jak mam postępować. Może i będę w dalszej przyszłości żałować tych czynów jednak ja żyję jedynie teraźniejszością.
-Z przyjacielem.- przecisnęłam się obok niej, a ona podążyła za mną.
-Jakim?- szła za mną krok w krok i nie dawała za wygraną.
-Nie znasz. -powiedziałam beznamiętnie i weszłam do kuchnie gdzie nalałam sobie soku.
-Poczekaj.- zatrzymała mnie ruchem dłoni, blokując mi przejście. Popatrzyłam na nią bez wszelakich uczuć. Niestety ale czasem mam wrażenie, że tak naprawdę nie jestem jej dzieckiem. Jesteśmy w zupełności przeciwieństwami i trudno mi jest dogadać się z własną matką.
-Co chcesz?- warknęłam. Wskazała w stronę stołu za którym sama usiadła. Poszła za jej czynnościami i usiadłam na przeciw niej.
-Zapytam jeszcze raz, dlaczego jesteś dla mnie taka nie miła?- w jej głosie dosłyszałam coś w rodzaju desperacji.
-Nie czuję się twoim dzieckiem. Tak po prostu czuję złość do Ciebie. Jeśli wydaje Ci się, że uda się to zmienić to nie licz na cud ponieważ może i w papierach jesteś zapisana jako moja matka, to w prawdziwym życiu nie mogę tego stwierdzić.- wstałam z krzesła i zostawiłam ją samą w szoku. Poszłam prosto do swojego pokoju, w którym przebywam od powrotu. Nie śpieszy mi się do spędzania czasu jak normalna rodzina. Jeśli mam być szczera coś w tym wszystkim nie gra. Niby jesteśmy rodziną ale nie ma między nami tego powiązania. Czasem wydaje mi się, że to moja wina. Może gdybym nie przyjeżdżała do Wielkiej Brytanii oni byli by ze sobą jak prawdziwa rodzina?
Tego nie wiem i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Pozostaje mi patrzeć na to wszystko i żyć dalej jak gdyby nic. Cisza w pokoju była tak irytująca i wcale mi nie pomagała, a wręcz przeciwnie. Otworzyłam okno balkonowe i przełożyłam nogi na zimne kafelki. Wieczorne powietrze było tak świeże i przyjemne, że szkoda by było wracać do środka. Usiadłam na podłodze, opierając plecy o ścianę domu.
To wszystko jest za bardzo poplątane, całe to życie. Nie widzę żadnego sensu w tym, ani żadnej przyszłości. Weszłam do pokoju, podchodząc do biurka i wyciągając małe ostrze. Razem z nim w ręku wróciłam na balkon. Chwilę obracałam żyletkę w ręce, przyglądając się jej ze wszystkich stron.
Gdybym tylko wiedziała co dalej. Okazuje się, że jestem zagubioną nastolatką wśród wielu ludzi. Podciągnęłam rękach bluzy i leciutko przejechałam ostrym przedmiotem po ręce. Ten ból daje mi świadomość, że jestem go warta. Mam do siebie wiele do zarzucenia. Ja po prostu nie odnajduję się w tym świecie.
-Leayna?- w drzwiach balkonu pojawił się Robin, spanikowałam i starałam się ukryć rękę z dala od niego.
-Wyjdź! Już!!! Wyjdź!- krzyczałam jak opętana. Po policzku spłynęło mi kilka łez, a jego mina była zszokowana i w jednej chwili pobladł. Wycofał się do pokoju ale nadal patrzył na mnie.
-Powiedziałam wyjdź!- darłam się bez ustanku . Wstałam na równe nogi, a na kafelki spadały pojedyncze krople krwi. Mojej krwi.
On jedynie stał zszokowany nie poruszając się, a po moich policzkach lały się łzy bezradności.
-Dziewczyno co ty najlepszego zrobiłaś.- wyszeptał, próbując do mnie podejść.
___________________________________________________________________________
Hej mordki! ;D
Zaskoczyliście mnie pozytywnie w jeden dzień udało wam się napisać aż 4 komentarze. Może i nie jest to wielki wyczyn ale uwierzcie, że daje wiele dla takich osób jak ja, którzy piszą. To bardzo motywuje :D Jak wam spodobał się rozdział z serii Story Leayny :)? Nie jest on jakiś łał to fakt, ale co powiecie na to by w następnym zdarzyło się coś niemożliwego ? :) Do tego czasu dzielnie chodźcie do szkoły (dobrzy żart ) bo już w następnym tygodniu zaczynamy mordki wakacje!
Jakieś plany? Może ktoś z województwa Śląskiego?

2 komentarze: