środa, 11 lutego 2015

Rozdział 60

-Mike..- zaczęłam.
-Leayna, chodź.- wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją chwyciłam.
Wstałam z zimnej ziemi i razem z nim szłam w stronę oświetlonej słońcem ulicy.
Nie zadawał mi pytań, co było mi na rękę. Szłam tam, gdzie on mnie prowadził. Nie muszę nawet wracać do domu, skoro i tak  będzie już jutro pusty.
Po około 10/15 minutach, znaleźliśmy się pod halą gdzie wczoraj  szatyn grał mecz.
-Czemu tu przyszliśmy?- zapytałam, patrząc na niego.
-Niespodzianka.- popatrzył w moje oczy i uśmiechnął się.
Weszliśmy przez masywne drzwi prosto na sale. Wziął mnie na trybuny, gdzie usiedliśmy na samej górze, ja oczywiście po turecku twarzami do siebie.
-Powiedz, co się stało?- odwrócił się w moją stronę.
-Pokłóciłam się z Harrym. Przynajmniej wiem, że to wszystko, to moja wina.- po policzku na samo wspomnienie spłynęła mi jedna łza, którą szybko on starł.
-Okłamywał mnie i gdyby nie gazety, nie wiem kiedy bym się dowiedziała. Nikt się nie interesuje tym co ze mną. Wszyscy mają to gdzieś. Myślałam, że rodzina interesuje się swoimi członkami, że są przy nas. Byłam w błędzie i to wielkim. Mój tata okazał się dupkiem, z mamą i siostrą nie utrzymuje dobrych kontaktów, a z bratem nie potrafię się dogadać.- spuściłam głowę.
On nic nie mówiąc, przytulił mnie do siebie.
Właśnie tego potrzebowałam.
-Przepraszam.- powiedziałam cicho.
Odsunęłam się i kontynuowałam dalej.
-To co napisali o nas, to nieprawda. Ja nie robię tego specjalnie, oni tyko chcą mnie zniszczyć. Jeśli spytasz dlaczego to odpowiem Ci, że nie wiem.
-Dobrze, wieże Ci.- zaśmiał się, chwycił mnie za rękę i szybko wstał, ciągnąc za sobą.
Na boisku było kilka piłek. Wziął jedną do ręki i kazał mi się ustawić na linii ataku. On zrobił to samo, tylko po drugiej stronie, Gwizdnął gwizdkiem, a na boisko zaczęła się zbierać gróbka chłopaków. Patrzyłam na to wszystko z szeroko otwartymi oczami.
Poustawiali się po obu stronach boiska.
-No Ley, mówiłaś , że umiesz grać.- zaśmiał się przyjacielsko Mike i zaczął mnie przedstawiać.
Wątpię, że zapamiętam tyle imion, ale miło pograć.
-Grajmy!- krzyknął inny i piła poszła w ruch.
Naprawdę zrobił mi tym wielką niespodziankę. Nie spodziewałam się tego.
Z rozmyśleń wyrwała mnie piłka, która leciała prosto na mnie.
Wystawiłam, chyba Alexowi z tego co pamiętam, a ten przebił ją z ogromną siłą na drugą stronę.
Niestety przeciwnicy nie dali rady odebrać jej i wylądowała na parkiecie, dając nam kolejny punkt.
-Moja!-krzyknęłam razem z Dracem na co od razu się wycofałam, on kopiując mój ruch i tak oto tym druga drużyna zyskała na punkcie. Popatrzyliśmy po sobie z brunetem i zaśmialiśmy się.
-Oby tak dalej.- zaśmiałam się do chłopaków.
Nasza gra nie miała końca, a humor naprawdę mi się poprawił. Nie potrafiłam się nie uśmiechać.
Kilka razy wylądowałam na brzuchu czy kolanach, ale właśnie to dawało mi satysfakcję.
-Serwowa!-krzyknął Olivier z stopnia sędziowskiego i wskazując na naszą drużynę.
Akurat kiedy możemy wygrać, ja muszę serwować!
-Dawaj Ley!- cała drużyna przybrała pozycje bojowe, a ja stanęłam za linią boiska i nagle piłka poszła w ruch, przechodząc na drugą stronę siatki.
Nie spodziewali się tego, więc wiadomo kolejny punkt dla nas!
Wygraliśmy, a chłopaki wzięli mnie na ręce podskakując ze mną. Śmiałam się z tego, równocześnie bojąc się o własne życie.
-Dobra, dobra chłopaki! Puście mi ją!- zaśmiał się w ich stronę Mike, a oni z niechęcią oddali mu mnie prosto na jego ręce, a on nie wypuścił mnie z objęć, tylko szedł w stronę wyjścia.
-Puść mnie wariacie!- zaśmiałam się, klepiąc go w klatkę piersiową.
Droczył się ze mną chwilę, ale uwolnił mnie z objęć, a ja pobiegłam do spoconych chłopaków siedzących na trybunach. Przytuliłam każdego na pożegnanie i wróciłam do Mike.
Dopiero teraz za uwarzyłam, słońce które już powoli zachodziło za widnokręgiem. Oświetlało jeszcze nasze twarze. Szatyn objął mnie lewym ramieniem, a ja przytuliłam się do niego.
-Dziękuję.- wyszeptałam w jego klatkę piersiową.
Popatrzyłam na niego,a on tylko się do mnie uśmiechnął.
Wyciągnęłam z kieszeni swoich spodni komórkę i popatrzyłam na ekran telefonu, który wskazał mi 20.20 .
Było by trzeba wracać do domu i tej szarej rzeczywistości, chodź tak naprawdę nie chce.
-Chodź.- pociągnął mnie za sobą, tym samym wyrywając mnie z myśli.
-No do domu.
-Wiesz co, przypomniałam sobie. Muszę coś jeszcze załatwić.-odsunęłam się od niego jakiś metr.
-No ale...- przerwał mu dzwonek telefonu, który informował o tym, że ktoś próbował się do niego dodzwonić.
On jednak odrzucił połączenie i schował komórkę z powrotem do kieszeni spodni.
Ta osoba jednak nie dawała za wygraną i kiedy Mike znów chciał odrzucić połączenie, powiedziałam, żeby odebrał.
-Tak, zaraz będę. -Tak ja Ciebie też pa.- powiedział i się rozłączył.
-Przepraszam Cię Ley, mam spotkanie.
-O dziewczyna.- zaśmiałam się.
-Tak. Pa.- pocałował mnie w policzek i odszedł zostawiając mnie sam na sam z tyloma myślami.
Powłóczyłam swoje nogi z niechęcią do domu.
Otworzyłam drzwi i leniwymi krokami, przekroczyłam prób domu.
Ściągnęłam buty i od razu udałam się do siebie, myśląc, że przynajmniej tam nie będzie nikogo.
Weszłam do swojego "bunkru" nie rozglądając się po pomieszczeniu. Podeszłam do biurka i usiadłam za nim.
-Leayna.- usłyszałam głos za sobą.
W kilka sekund byłam odwrócona przodem do niego.
Był to Harry, a mi naprawdę nie chciało się z nim rozmawiać.
-Chodź tu, musimy porozmawiać.
-Harry, ale ja nie chce.
-Czemu?
-Bo ZNÓW powiem coś, co pogrąży nasze kontakty w czarną dziurę.
-To co powiedziałem dziś rano... nie to miałem na myśli! Przepraszam, ale nie chcesz naprawić naszych relacji?
-No pewnie, że chciałam.
-Ale jak to chciałam?- popatrzył na mnie pytająco.
-To, że niepotrzebnie tu przyjeżdżałam, że Was poznawałam, chciałam tu zamieszkać, chciałam mieć normalną rodzinę.- spuściłam głowę.
Słyszałam jak wstaje z łóżka i się przemieszcza, podchodząc do mnie.
Przykucnął przy mnie i chwycił mój podbródek, zmuszając abym popatrzyła na niego.
-Dobrze zrobiłaś przyjeżdżając tu. To ja nie potrafię zrozumieć Ciebie, a raczej nie chce. Myślałem, że wystarczy jak przyjedziesz, a wszystkie inne problemy same się rozwiążą.Błagałem mamę, żebyś została w Londynie. Ona wiele razy chciała Cię zabrać ze sobą. Każdy z nas popełnia błędy, ale ja chyba robię ich znacznie więcej niż jest to dozwolone. Naprawdę przepraszam Cię.

Ja nic nie mówiąc przytuliłam go do siebie.
-Ja też przepraszam, że byłam taka jaka byłam. Nie powinnam. Tylko proszę, nie okłamujmy już siebie.
-Tak, zgadzam się. Obiecuje.- wyciągnął najmniejszy palec u ręki, na co ja się zaśmiałam ale też zrobiłam to co on.
-Pojedziesz z nami jutro w trasę?- zapytał z iskierkami nadziei w jego oczach.
Kiwnęłam głową na ,,Tak".
-No to pakuj się i do spania bo o 00.00 pobudka.
-To ja wole w ogóle nie iść spać.- zaśmiałam się.
-Też tak robię, to przyjdź potem do salonu będziemy oglądać jakieś filmy.
Powiedział i zamknął za sobą drzwi wychodząc z pokoju. Zostałam sama, więc nie czekając ani chwili dłużej otworzyłam szafę i wyjęłam z niej jedną walizkę podróżną.
Wpakowałam do  niej kilka par dresów, podkoszulek, bluz itd.

~~Harry~~
Gdy Leayna wyszła z domu po tym jak jej to wszystko powiedziałem, od razu za nią pobiegłem mimo, że chłopaki wołali za mną, żebym został.
Jednak nie dogoniłem jej. Była dość szybka i przebiegła. Zgubiłem ją z pola widzenia, a wtedy już nie zdołałem jej odnaleźć. Zostało mi czekanie na nią.
Nie chciałem słuchać niczyich pocieszeń, bo wiedziałem, że popełniłem wielki błąd nic nie mówiąc Ley. Chciałem ponownie wszystko naprawić, ponieważ za kilkanaście godzin mieliśmy wylecieć na inny kontynent, a ja chciałem, żeby szatynka poleciała razem z nami.
Jednak z kilkoma następnymi godzinami, gdy nie wracała do domu, poczułem dziwne ściśnięcie w żołądku.
Była to obawa, że przed wylotem nie zdążę porozmawiać z Ley, a  w tym momencie było to najważniejsze.  Czekałem i czekałem, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się,a ja miałem nadzieję, że to moja młodsza siostra. Jakie było moje rozczarowanie gdy w framudze stanęła Vic.
-Kotku nie martw się, na pewno przyjdzie.- podeszła do mnie i przytuliła.
-Obyś miała rację.
-Chodź.- chwyciła mnie za rękę - Zrobiłam obiad.
-Nie, zjem potem. Chce z nią porozmawiać.
-Ale...
-Victoria, dość.- powiedziałem stanowczo, patrząc prosto w jej oczy.
-No dobra, będę czekać.- powiedziała zrezygnowana i wyszła.
Wiedziałem, że sprawiam jej tym ból. Chciałbym z nią pobyć tą chwilę, ale potrzebuję przemyśleć co powiem jak wejdzie, jak zacznę tą rozmowę, co będę mówił dalej.
Po może półtorej godzinie, drzwi ponownie się otworzyły i weszła. Była zmęczona i nie zwróciła uwagi, że tu jestem. Nie zauważyła mnie.
Czułem po tej  rozmowie, że jednak coś pominąłem, o czymś zapomniałem. Jednak nie mogłem sobie przypomnieć co to mogło być.
Czułem się w końcu szczęśliwy i wolny od tajemnic.
Myślę, że nasze relacje są już o wiele lepsze, jednak będziemy musieli więcej rozmawiać.


~~Leayna~~

Po jakiś 1,5 godzinie byłam spakowana.
Była równa 22.00, wstałam z podłogi i podążyłam do łazienki, gdzie przebrałam się i przemyłam twarz zimną wodą. Popatrzyłam w swoje odbicie. Trochę zmęczona , ale nic poza tym.
Powolnym krokiem zeszłam na dół, gdzie siedział Harry, Liam i Zayn.
Weszłam do kuchni i zabrałam do ręki nie otwartą  1l. butelkę  Pepsi, a do drugiej ręki 4 szklanki.
Wszystko położyłam na stole w salonie.
Chłopaki od razu chwycili się do picia, a ja usiadłam na sofie przy rogu obok Hazzy.
-Harry nalej mi też.- powiedziałam kiedy loczek nalewał sobie pepsi do szklanki.

Chwile potem podał mi gazowaną ciecz i oglądaliśmy jakiś film.
Nie znałam tytułu, ale był nudny.
Po jakiś 30 minutach moje powieki stały się ciężkie, wiec nie trzymałam ich dalej uniesionych. Przymknęłam je, opierając głowę, o ramię loczka.

Ciemny las. Hucząca sowa i szumiące liście na gałęziach, a w ich centrum JA. Rozglądam się nerwowo wokół siebie, ale nikogo nie dostrzegam.
Nagle usłyszałam płacz. Histeryczny płacz kobiety. Lecz nikogo nie było. Zaczęłam iść przed siebie. Jednak krajobraz się nie zmieniał. Nadal drzewa i towarzyszący mi blask księżyca, przedzierający się przez gałęzie. Nie zatrzymywałam się, ani nie patrzyłam za siebie. Za bardzo się bałam, że ktoś za mną stoi.
Owszem, przez cały czas czułam jakby ktoś mnie obserwował lecz za każdym razem nie było nikogo.
-Idź przed siebie....- usłyszałam szept.
Nie wiem skąd. Nie wiem kto, ale usłyszałam i posłuchałam go.
Przez chwilę nie słyszałam nic prócz ściółki leśnej trzeszczącej pod moim ciężarem i swojego przyśpieszonego oddechu. Wszelkie inne głosy ucichły, aż ja przystanęłam.
-Nieeee!- przerażający krzyk kobiety, rozniósł się po lesie.
Ruszyłam do biegu jak szalona. Przedzierałam się przez krzaki, nie patrząc gdzie tak naprawdę biegnę. Poczułam, że nie jestem sama i coś lub ktoś zaczął mnie gonić. Byłam przerażona!
Powoli traciłam siły, jednak nie zwalniałam.
Niestety zahaczyłam o jakiś korzeń wystający z ziemi i runęłam jak długa. Leżałam na jezdni.
Usłyszałam głośny ryk klaksonu samochodowego,  a gdy odwróciłam głowę w tym kierunku, oślepiło mnie światło lamp samochodowych....

-Ley,Ley... obudź się.- poczułam szturchanie i momentalnie popatrzyłam kto przerwał mi mój sen.
Była to Victoria. Rozejrzałam się gdzie jestem. Byłam w vanie chłopaków.
-Chodź, już jesteśmy.- uśmiechnęła się do mnie, a ja poszłam za nią.

________________________________________________________________________________
Hej :D
Dziękuję wam ;) tak, lubię oscypki ahaha :D
Kochani jesteście świetni :D mamy sobie kolejny rozdział :D liczę, że skomentujecie pozytywnie.
Jednak jeśli macie jakieś uwagi do mnie, do tego jak piszę lub do samego opowiadania, to też piszczcie ;)
Niestety u mnie  ferie powoli dobiegają końca :c ale mam nadzieję, że przynajmniej tu nic nie ulegnie zmianie na blogu i wy się nie skończycie :D dalej będę prowadzić bloga, a wy dalej będziecie komentować :D W rozdziale jest wieeele powtórzeń, jednak za bardzo jestem wyczerpana ciągłym jeżdżeniem  aby je poprawić, mam nadzieję, że one nie przeszkodziły wam w czytaniu ;)

3 komentarze = kolejny rozdział




4 komentarze:

  1. Ja też lubię oscypki :-)
    Rozdział świetny jak zawsze i rozumiem twój ból u mnie też ferie się już kończą. Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudy z Icarly16 lutego 2015 23:41

    Rewelacja naprawdę :-) cóż jeśli chodzi o ferie to cię rozumiem. Do następnego posta :-)
    I mam nadzieję, że oscypki smakowały (jeżeli oczywiście jadłaś).

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie zresztą jak zawsze :-)

    NATALIA

    OdpowiedzUsuń
  4. oliwia z mexico ;-)18 lutego 2015 13:22

    Cóż co tu by powiedzieć? . Powiem po prostu krótko!, rozdział świetnie ci wyszedł, naprawdę :-)

    OdpowiedzUsuń