poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 59

Był to nie kto inny, jak Mike.
Popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem i nawet nie pomógł mi wstać, tak po prostu  odwrócił się do mnie plecami, rozmawiając z jakąś dziewczyną.
Podniosłam się z chodnika i otrzepałam. Chciałam wszystko wyjaśnić ale nie chciałam też przeszkadzać mu w rozmowie.
Było mi przykro i to bardzo. Kto by tak się nie czuł?
Jednego dnia myślisz, że możesz wszystko. Jesteś szczęśliwa bo wiesz, że coś idzie po twojej myśli, jednak następuje taki dzień, kiedy wszystko się wali.
Powolnym krokiem przeszłam obok nich i czułam czyiś wzrok na sobie.
Jedna samotna łza spłynęła nie proszenie po moim rozgrzanym poliku.
Czasem mam wrażenie, jak by cały świat był przeciwko mnie.
Szybko starłam słoną łzę, tak by nikt nie mógł dostrzec mojej słabości.
Ludzie mówią, że człowiek silny psychicznie, potrafi znieść wszystkie przykrości, ale tak nie jest!
Człowiek tylko je tłumi w sobie, a pewnego dnia one wszystkie skumulują się w sobie i wybuchną narażając każdego do koła na ból i cierpienie.
Nie chce, by i przeze mnie  ludzie cierpieli.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer do Rosi.
Jako przyjaciółki nie okazujemy tego od jakiegoś czasu. Naprawdę, oddalamy się od siebie. Nawet nie wiem kiedy  rozmawiałyśmy na spokojnie. Ona ma chłopaka, a ja swoje problemy. Każda z nas się zmienia i co raz mniej potrzebujemy siebie.
Odebrała po kilku sygnałach.
(R-Rosi; L-Leayna)
R-No hej! Myślałam, że umarłaś!- usłyszałam głos szatynki.
L- No, hej, hej. Masz może czas?
R-Zależy kiedy.
L-Może tak, za 15 min. pod Monmouth?
R-No dobra, to do zobaczenia, pa.
Usłyszałam zakończenie rozmowy.
Wolnym krokiem szłam w stronę umówionego miejsca.
Nie śpieszyłam się zbytnio.
Gdy jednak dotarłam na miejsce, poczekałam kilka minut, aż ujrzałam Rosi.
Przywitałyśmy się i razem weszłyśmy do kawiarni.
Opowiedziałam jej wszystko to co przez ostatni okres czasu wydarzyło się u mnie. 
-No to naprawdę kiepsko, ale jak ktoś może wypisywać takie rzeczy?- oburzyła się Ros.
-Jednak znajdą się takie osoby, które za wszelką cenę będą chcieć mnie zniszczyć i dostaną za to jeszcze pieniądze.
-Brzmi normalnie jak jakieś zlecenie przez wroga.- zaśmiała się przyjaciółka.
-My tu o mnie, a  co u Ciebie?-podparłam ręce na stoliku.
-Razem z Nicholasem i moimi rodzicami, jedziemy do Polski za tydzień.
-No, a jak zareagowali rodzice na wieść, że ich mała córeczka już nie jest wcale taka mała?- zaśmiałam się, śmiesznie poruszając brwiami.
-Nie mieli innego wyboru jak to zaakceptować. Postawiłam ich przed faktem dokonanym.
-Ale tata nic nie mówił?- zdziwiłam się.
-Znaczy po marudził z początku, ale mama przekonała go i już następnego dnia tata i Nicholas oglądali razem mecz.- zaśmiała się.
Faktycznie, musiało to wyglądać śmiesznie.

                                                                    ***
Po tym, jak spotkałam się z brunetką, uznałam, że warto by było zadzwonić do Mike.
Przyłożyłam komórkę do ucha, ale po kilku sygnałach usłyszałam automatyczną sekretarkę.
Zrezygnowana doszłam do domu.
Otworzyłam drzwi, ściągnęłam buty i weszłam do salonu gdzie siedzieli wszyscy razem ze swoimi partnerami, jedynie Niall przytulający paczkę z chipsami.
-Hej.- powiedziałam na szybko, po czym zniknęłam za drzwiami kuchni.
Nalałam sobie soku jabłkowego do szklanki i razem z nim chciałam udać się do całego grona.
Jednak uniemożliwił mi to Harry.
-Możemy porozmawiać?- powiedział, jak nie on.
Jego głos był widocznie zmieszany i trochę poddenerwowany.
-No jasne.- usiadłam na przeciw niego przy stole.
-Ja... ja chciałem Ci to powiedzieć już dawno, ale ...
-Ale?- przerwałam mu.
-Ale ciągle zwlekałem z tym, aż to wszystko przybrało za szybki obrót. Dobra, tak. Jestem z Vic.
-Harry...- popatrzył na mnie. -Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
-Bałem się, że będziesz zła...
-Harry! Czy ty siebie słyszysz?!
Pokręcił głową, nic nie mówiąc.
-Harry, ja się nie chce kłócić. Chce mieć dalej brata i żeby to się nie zmieniało, ale ty to psujesz.
-Ley....
-Harry, naprawdę przemyśl to. Bo to TY psujesz wszystko, a nie ja!- syknęłam w jego stronę.
-Leayna, jest jeszcze coś.- ponownie spuścił głowę.
-Tak?
-Bo my... my jutro wylatujemy.
-Gdzie?
-Mamy trasę. Do końca wakacji nie będzie nas w Londynie.- powiedział, a w mojej głowie kłębiło się od pytań.
-O której wyjeżdżacie?- spytałam cicho.
-Jutro o drugiej nad ranem.
-Czemu mówisz mi to dopiero teraz?!- wstałam od stołu.
-Nie wiem....
-Chciałeś naprawić relacje?! Ale oczywiście ty wszystko musisz spieprzyć! Nie chce takiego brata, który okłamuje, ukrywa prawdę i jeszcze zwala, że to moja wina, że nasze relacje nie wyglądają najlepiej!
-Leayna!- ryknął na mnie, również wstając od stołu.
-Próbowałem być miły! Starałem się, ale ty jak zwykle odwdzięczałaś się jedynie wiązanką przekleństw!
-Wszyscy jesteście siebie warci!- krzyknęłam, wybiegając z pomieszczenia prosto z domu na ulicę.
Słyszałam, że Harry biegł za mną.
Starałam się go zgubić, jednak był za szybki. Przyśpieszyłam i zgubiłam go wtedy, gdy kilka razy skręciłam w różne zaułki.
Czasem naprawdę żałuję, że zgodziłam się przyjechać tu do UK.
Zostawiłam wszystko, co było dla mnie ważne. Wszystko w Polsce. To tam dorastałam, to tam poznawałam pierwszych przyjaciół, to tam uczyłam się czytać, pisać, chodzić i mówić. Byłam tak głupia...
Zostawiłam wszystko dla tych ludzi, którzy zwą się moją rodziną.
Mama nawet nie dzwoni do mnie, by spytać co u mnie, albo jak się czuję.
Przecież widzę, że ma to gdzieś!
Nagle z przemyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
Nie byłam wstanie odczytać kto dzwonił, z powodu łez w moich oczach.
-Halo?- starałam się, by mój głos był naturalny i nie było można odczuć, że chwilę temu płakałam.
-Leayna, co chciałaś? Dzwoniłaś.- był to Mike. Jego głos był obojętny i taki suchy.
-Przepraszam.- po policzku spłynęło kilka łez. -Już nic.
-Czy ty płaczesz?
-Nie, zdaje Ci się, cześć.- rozłączyłam się.
Oparłam się o mokry mur, zjeżdżając po nim. Głowę schowałam między kolanami.
Rozbeczałam się jak małe dziecko. Znów czuję się jak nikt niepotrzebny. Czuję się jak w domu dziecka.
Ponownie usłyszałam przychodzące połączenie z mojej komórki.
Odebrałam, ale nic się nie odezwałam.
-Halo, Leayna?- był to Mike, znów.
Nic nie odpowiedziałam.
-Słyszysz, gdzie jesteś?- jego głos był stanowczy.
-Ten zaułek niedaleko parku.- powiedziałam cicho.
-Zaraz tam będę, nie ruszaj się z tam tond.- powiedział, po czym się rozłączył.
Tak jak mówił, po kilku minutach stał na przeciw mnie. Nie patrzyłam na niego.
_____________________________________________________________________________
Hej!
Obiecałam, więc dodaje :D
Obstawiam, że pewnie jest wieeele błędów, ale nie jestem wstanie ich teraz sprawdzić, bo dodaje Wam do przeczytania i ocenienia w szybkim tempie. Jak wspominałam już, jestem na feriach po za domem, więc nie jestem w stanie siedzieć przed laptopem i pisać kolejnych rozdziałów :p
Ale postaram się by następny rozdział pojawił się już w niedzielę jak zawsze ;*
Ps. Pozdrawiam z zaśnieżonych gór :D!

4 komentarze:

  1. Super rozdział !!!!! :-)
    I zazdroszczę ci ferii, u mnie się już skończyły :-( Dlaczego te ferie są takie krótkie ??
    A wracając do rozdziału to naprawde wyszedł świetnie.
    Szalonych ferii ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. konikzkrainywymiotów8 lutego 2015 23:35

    Po prostu rozdział wyszedł świetnie, po prostu bez komentarza!!!.
    Dużo weny i fajnego spędzonego czasu w górach :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudy z Icarly8 lutego 2015 23:41

    Rozdział perfect
    I fajnie że komenty prawie wszystkie po 23.30 jaki fajny zbieg okoliczności :-)
    Fajnych i zwariowanych ferii oraz oczywiście dużo oscypków (jeśli oczywiście je lubisz) do jedzenia nad pięknym krajobrazem gór !!! :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prawdę fajny zbieg okoliczności :-D
      I zgadzam się rozdział perfect ;-)
      Pojebanie zwariowanych i fajnych ferii :P

      Usuń