środa, 14 maja 2014

Rozdział 41

<KLIK>
~~Gemma~~
Naszą rozmowę z Harrym przerwał jego telefon.
Nie interesowało mnie kto do niego dzwoni, ale gdy usłyszałam jak mój brat wypowiada ,,Leayna'' aż mnie wcięło.
Tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi.

Rozłączył się...

Jego twarz stała się blada.
-Harry?
-Ona dzwoniła, ale ktoś jej przerwał. Ja siedzę w domu, a ona jest nie wiadomo gdzie i co się z nią dzieje!!- szybko wstał i to co było w zasięgu jego ręki teraz znajdowało się teraz na podłodze.

- Co tu się dzieje?- do kuchni wbiegli chłopaki.
- Emm, zostawcie nas na chwilę samych. - powiedziałam, bo dobrze wiedziałam, że gdyby tu zostali to zaczęło się wypytywanie, a Harry już dość ma podniesione ciśnienie.
-Hazza, spokojnie. Usiądź, musimy dojść do porozumienia.Jeśli będziemy się tak zachowywać, to Ley tu nie wróci, a przez to może coś się jeszcze jej stać.

Posłuchał mnie i usiadł na przeciw mnie.
Teraz gdy nie ma mamy, musimy załatwić to sami. Jesteśmy rodzeństwem i musimy się trzymać razem i pomagać sobie, a Ley potrzebuje właśnie tej pomocy.
Mama i Robin musieli wracać do Ameryki ponieważ urlop im się już skończył  i czekała na nich praca.
Mamy ich informować o wszystkim co wiemy. Rozumiem ją, przecież straciła dziecko na dobre 11 lat, a gdy je odzyskała, znów mogła by je stracić. To musi być i było dla niej trudne. Ta niewiedza, bezradność w takiej sytuacji.

-Co robimy? - spytałam, nie mając już żadnych pomysłów.
-Nie wiem. Może było trzeba Ley zostawić tam gdzie była  w Polsce, a nie tu ją ściągać. Nie musiała by tak cierpieć.
-Harry... wszyscy chcieli by tu przyjechała, a ona sama chciała poznać swoich rodziców. Nikt nie przewidział  tego, co mogło by się wydarzyć.

~~Leayna~~
Obudziłam się, prawdopodobnie było rano lub wieczór. Człowiek w takich chwilach traci rachubę czasu.
-No maleńka, nie ładnie tak przysypiać.- dopiero teraz zauważyłam, że ktoś stoi nade mną.
-Teraz grzecznie zadzwonisz do swojego braciszka i każesz mu dać nam pieniądze....

***
-H...Harry?- powiedziałam przez ból w rękach.
-Ley?!
-Tak.
-Streszczaj się.- usłyszałam przy uchu.
-Wszystko ze mną dobrze.
-Gdzie jesteś?
-Emmm, m...masz... wziąć...
-Głupia suka!- usłyszałam głos nad sobą, a potem ból w plecach. Zjechałam po zimnej ścianie i nie miałam siły by wstać.
-Ley?!
-Zamknij się! Jeśli chcesz by twoja siostra przeżyła to masz nam dać 2 miliony. Masz tydzień.

Zakończył rozmowę, schował komórkę do kieszeni w spodniach i odwrócił się do mnie.
Podszedł i kilka razy przywalił pięścią w policzki. Piekły.
Następnie pokopał mnie w nogi i poszedł na górę, a ja zwijałam się tam z bólu.
Nie było by może aż tak najgorzej, gdyby nie to, że przywalił mi w nogę, a raczej miejsce na nodze, które było kiedyś zwichnięte.

~~Harry~~
-Gemma, no i co ja mam zrobić?- powiedziałem już na prawdę  bezradny.
-Harry spokojnie. Dasz mu tą kwotę?
-A mam jakiś wybór?
- Nie wiem. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć i co by było najlepsze i żeby żadnego błędu nie popełnić.
-Wiem!
-No dawaj.
-Możemy wziąć numer Ley i poprosić Paul'a by namierzył jej komórkę.
-No to co tu jeszcze siedzimy. Jedziemy do niego.
***
-Harry, ale nie ma tego numeru aktywnego. Może ma wyłączoną czy coś.
-No to jesteśmy w kropce.- powiedziałem, a maleńka nadzieja prysła z słowami Paul'a.
-Ej, a ten numer co z niego dzwonił jakiś koleś?- powiedziała Gemma.
- Niestety, ale i on nie jest osiągalny.

Minął tydzień, a zanim bolesne chwile. Normalnie koszmar jakiś, teraz to nawet ruszać się nie mogę.
Ja chcę już do mojego łóżeczka, porządnie odpocząć i nie czuć tego bólu.
Niech mnie już nie torturuje, tylko od razu zabije.
Nie! Znów ten charakterystyczny chód i zbliża się dość szybko.

***
Te rany które widnieją na moich rękach, teraz stały się poważniejsze, większe i bardziej bolesne, jeśli tak w ogóle może być.
Kolejny tydzień bez zmian, przynajmniej mi tak się wydawało.
Co dzień pojawiały się nowe siniaki i rany. Pomimo tego, że mnie to bolało, ja stałam się obojętna, jedna rana więcej czy mniej, co za różnic.
Krwi już tyle wylało się ze mnie, że i na to stałam się już obojętna. Jedyne co się przez to ze mną dzieje, to jest mi słabo i gdy się ruszam, kręci mi  się w głowie.
Nie spodziewam się by, Harry po mnie przyszedł i wziął mnie z tond.
No przecież beze mnie będzie im lepiej.
Było trzeba się nie zgadzać na wyjazd do Londynu i zostać  w Polsce.

Już nie mam siły, a ten znów tu idzie.
Może tym razem mnie zabije. Nie chce czuć już bólu.
-No witam ślicznotko twój braciszek nie dotrzymał słowa. Chyba nie zbyt interesuje go co z tobą. W takim razie...- wyciągnął dobrze mi znany nóż i zaczął robić głębsze rany jakie już miałam.
Nie miałam nawet siły na to by wrzeszczeć.

Wyszedł, a ja na tyle ile mogłam, podniosłam się i wtedy przeraziłam się. Wokół mnie było pełno krwi, a ja sama byłam w niej, a na dodatek te rany krwawią z zdwojoną siłą.
***
-Teraz won mi z oczu i tak gdzieś po drodze pewnie zdechniesz. Nie ma szans byś w tym stanie przeżyła, a na dodatek wysiłek. No nic życzę powodzenia.- zaśmiał się i zaczął mnie ciągnąć do wyjścia, a potem popchał na ziemię i zamknął wielkie drzwi.

Starałam ponownie wstać, ale nie udało  mi się to.
Dopiero za którymś razem wstałam i powoli próbowałam zorientować się gdzie jestem.
Na marne.
No nic, pójdę przed siebie to może coś znajdę, jakąś drogę czy coś.

***
Idę dobre kilka godzin, a ja co raz bardziej słabnę z sił.
Ale nie poddaję się! Jak walczyć, to do końca.
***
Już nie mogę, czemu cały świat się kręci?
Do tego jeszcze głowa mnie boli.
Popatrzyłam w prawo i dostrzegłam niedaleko mnie auto które jechało w moim kierunku.
Dopiero teraz zauważyłam, że stoję przed drogą między lasem.
Świat zakręcił się tak, ze nie nadążyłam i upadłam zamykając powieki. Nie chciałam, ale były za bardzo ciężkie.

~~Gemma~~
Dowiedzieliśmy się, gdzie przebywa aktualnie Ley więc bez wzlekania pojechaliśmy tam.
Gdy byliśmy może 10 minut od miejsca, zauważyliśmy jakąś postać. Była to dziewczyna.
Popatrzyła na nas i upadła.
Gdy byliśmy na przeciw niej. Zauważyliśmy, że jest to Ley. Szybko wyskoczyliśmy z auta i podbiegliśmy do jej ciała. Harry sprawdził puls.
-Jest, ale mało wyczuwalny.
-No to już bierzemy ją do szpitala. Szybko!- brat wziął ją na ręce, a potem położył na tylnich siedzeniach.
Nie wieże, co oni jej zrobili.

***

-Proszę z tond wyjść.- wypowiedział w starszym wieku lekarz.
Co chwilę do sali w której była Ley wbiegali lekarze, pielęgniarki. Często z krwią, jakimiś przyrządami, sprzętami.
-Co tam się dzieje?- spytałam cicho.
Byli tu już wszyscy. No prawie wszyscy. Brakowało mamy i Robin'a.
___________________________________________________________________
Hej i chyba rozdział mi nie zbyt wyszedł ;/ mam nawet fajne pomysły, ale nie umiem je wszystkie razem złożyć.
No nic. Czytasz to komentujesz, chce wiedzieć ile Was czyta :D .
A się porobiło znów.
<KLIK>-----> Ask
<KLIK>----->drugi blog
W tym tygodniu nie będzie rozdziału.
pobijecie 10 komentów? :3
Ps.sorka z błędy, ale nie mam czasu na poprawianie ich.







3 komentarze:

  1. fajny dawaj dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. cudo mam pytanie czy kto woe jakw realu nazywaja sie ci 3 chlopacy
    http://gotta-be-you-one-direction-op.blogspot.com/2013/05/24.html
    z góry dziękuje za odpowiedz

    OdpowiedzUsuń