niedziela, 18 września 2016

Rozdział 96


Każdy dzień przynosi nowe doświadczenia przez które powinniśmy stawać się silniejsi, odporniejsi na inne sytuacje. Jednak to wcale nie jest prawdą. Sądziłem, że gorzej być nie może, a nasze problemy już dawno roztrzaskały się na mniejsze i drobniejsze odłamki.
-Może pan wejść.- odezwała się starsza pielęgniarka.- Jednak...- zatrzymała mnie ruchem ręki.- Bądź ostrożny w słowach, jej stan jest krytyczny dalej szukamy dawcy szpiku. Nie ukazuj słabości, ponieważ zniechęci się i będzie chciała odejść.- po słowach kobiety nie byłem pewny czy aby na pewno chcę zobaczyć Leayne. Nie wiedziałem jakiego widoku powinienem się spodziewać. Tak cholernie się o nią bałem. Zadzwoniłem wcześniej do najbliższych, aby poinformować o stanie mojej małej siostrzyczki. Gdy wziąłem ją do siebie, sądziłem, że będzie mieć lepiej, że będzie szczęśliwa, a tym czasem spotykały ją same przykrości. Nie chciałem NIGDY dla niej źle! Była moim oczkiem w głowie! O nikogo nie martwiłem się tak bardzo jak o nią samą.
Wziąłem głęboki wdech, po czym popchnąłem drzwi przede mną, które od razu ustąpiły pod naporem nacisku.
Widziałem... Widziałem dziewczynę, która bezwiednie wpatrywała się w jeden punkt przed sobą. Zabolało mnie serce na ten widok. To niewiarygodne co choroba potrafi zrobić z człowiekiem.
Podszedłem do jej łóżka powoli, wpatrując się w nią dokładnie. Ani razu nawet na mnie nie zerknęła.
Znalezione obrazy dla zapytania harry styles smutny gif-Leayna, hej. Jak się czujesz?- starałem się brzmieć pogodnie, jednak drżenie mojego głosu było słyszalne. 
Nie popatrzyła na mnie. Poczułem się źle, bo nie mogłem nic zrobić! Nie mogę być cholernym dawcą dla mojej własnej siostry! Pozostaje nam poszukać wśród najbliższych, jednak zanim każdy zjawi się tutaj w Londynie minie dłuższa chwila.
-Jak mam się czuć? Harry ... ja umieram. Nie sądziłam, że tak zakończę to życie.- przez cały czas jej wzrok był nieobecny.
-Nie mów tak! Będziesz żyć, znajdę dawcę, nawet jeśli miałbym pojechać na odległy kraniec świata. Zrobię to! Przeżyjesz, nie pozwolę ci odejść, rozumiesz?-  zaczęło mnie przerastać, nie mogłem uwierzyć, że tak to wszystko może się zakończyć. Co ze mnie za brat?! Jestem do niczego! Po co wtrącałem się w jej życie?! Mogłem dać jej żyć z myślą, że jej rodzina oddała ją do sierocińca i tak po prostu nie kochała. Chciałem tylko dobrze, prawda?
-Harry proszę, nie oszukuj się. Mam do ciebie tylko jedną prośbę... w moim pokoju za regałem z książkami znajduje się biała koperta, chcę żebyście to przeczytali, ale... dopiero po mojej śmierci, jasne? 
-Ale...
-Bez żadnego ale, obiecaj że zrobisz to dopiero wtedy gdy mnie już nie będzie, dobrze?- położyła swą zimną rękę na mojej.
Miałem łzy w oczach. Co miałem jej powiedzieć?! Przecież ona przeżyje!!
-Obiecuję, ale Ley kochanie ty przeżyjesz, rozumiesz? 
Przytaknęła lekko głową. Jeśli ona nie będzie walczyć, ja będę za nas oboje aż do końca! Nie poddam się!

~~Mike~~
To moja wina i nie chcę słyszeć słów typu ,,Nie obwiniaj się, to wcale nie przez ciebie. Ona jest chora więc wcześniej czy później doszłoby do tego." O nie, nie doszło by! Mam wyrzuty sumienia, że pozwoliłem jej być na tym treningu. Co ze mnie za chłopak? Powinienem być dla niej podporą, powinienem się nią opiekować i martwić jak nikt inny. Zawiodłem, znów! Miałem tysiąc myśli, a najbardziej z tego wszystkiego bałem się przyszłości. Wyobrażaliście sobie kiedyś życie, gdyby wasza najukochańsza połówka odeszła? Nie chcieliśmy tego, teraz kiedy wydawało się nam,że będzie dobrze, oczywiście nikt nie miał racji. Jednak tak okrutnego scenariusza się nie spodziewałem. Leayna tyle razy chciała odpuścić, od tak poddać się, odebrać sobie życie i kiedy zrozumiała jak bardzo było to nieodpowiedzialne , do jej życia zapukała nieproszona choroba.
-Potrzebujemy dawcy.- z zamyślenia wyrwał mnie ochrypnięty głos Harrego, który stał nade mną i przyglądał się mi z z zaciekawieniem.
-W końcu wiadomo coś więcej o jej stanie?- podniosłem się z niewygodnego krzesła, patrząc na chłopaka z nadzieją
-Bez dawcy Leayna nie przeżyje nawet 2 tygodni.-  wypowiedział to z taką obojętnością, że sam nie wiedziałem  co o tym myśleć.
-Zbadam się. Zrobię to. Jeśli mogę ją uratować, podejmę się tego.- nie chciałem zostać jakimś tam bohaterem. Kierowałem się jedynie determinacją, aby pomóc mojemu promyczkowi.

~~Harry~~
Okazało się, że Mike nie może być dawcą. Musieliśmy szukać dalej. Traciłem nadzieję na to, że uda się nam na czas znaleźć dawcę. Ostatnią deską ratunku była mama wraz z Gemmą. Widziałem jak Leayna marnieje z każdą chwilą, a ja nie mogę tego zatrzymać. Wszyscy byliśmy pogrążeni w zadumie. Ja, jej chłopak, cały zespół One Direction wraz z fanami. Wspólnie modliliśmy się o jej zdrowie. Może i nie była tego świadoma, to wiem, że cieszyła się ze świadomości iż nie została z tym wszystkim sama. Mimo cierpienia starała się uśmiechać. Dawała pozory zadowolonej, tylko dlatego aby nas nie martwić. Pokochałem ją ponad wszystko. Jest i będzie na zawsze moim oczkiem w głowie.
-Harry... kiedy ostatnio widziałeś się z Victorią?- Ley odezwała się do mnie po 15 minutach ogłuszającej ciszy. Zerknąłem na nią lekko zdezorientowany. Mimo to postanowiłem się na chwilę skupić aby odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
-Wydaje mi się, że jakieś 2 tygodnie temu, a dlaczego pytasz?- byłem ciekaw dalszej wypowiedzi szatynki.
-No to nie siedź tu cały czas ze mną. Idź do niej, zróbcie sobie romantyczny wieczór tylko we dwoje...- młoda rozmarzyła się, na co zaśmiałem się o pół tonu za głośno.
-No co?! Hazuś nie pozwalam  ci tu siedzieć. Wynocha mi stąd, ale już!- uśmiechnęła się promiennie wskazując przy tym drzwi. Usłyszałem jej melodyjny śmiech, który wręcz uradował moje serce. Cieszyłem się z każdego jej uśmiechu.
-No dobrze. Zrobię jak zechcesz. Vici z pewnością się ucieszy na wieść o romantycznej kolacji.
-Dlatego nie siedź tu tyle ze mną. Ja też zresztą chcę pobyć przez chwilę sam na sam tylko z Mikem.

~~Leayna~~

-Dobrze, to zawołam go gdy będę wychodził. Trzymaj się mała. Miłego wieczoru.- pocałował mnie w czoło i będąc już przy drzwiach uśmiechnął się i pomachał.
Nie minęła minuta, a drzwi ponownie się otwarły. Tylko, że tym razem zobaczyłam w nich mojego chłopaka. Brakowało mi go , jego uśmiechu, tego jak na mnie patrzy, jego dotyku i czułości jaką mnie darzy. Tęskniłam za nim całym, a nikt oraz nic nie było w stanie zapełnić tej pustki jaką była tęsknota za ukochanym.
-Witaj słońce, jak się czujesz?- podszedł do mnie i pocałował czule w czoło. Byłam spragniona jego dotyku, dlatego gdy tylko odsunął swą głowę, ja złączyłam nasze wargi w namiętnym pocałunku. Okazywał on wszystkie nasze emocje, które tkwiły w nas od dłuższego czasu. Gdy odsunęliśmy się od siebie, nasze spojrzenia złączyły się,  a w jego oczach dostrzegłam iskierki radości.
-Kocham Cię ponad wszystko na świecie.- wyszeptał mi do ucha, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Potrzebowałam go tak bardzo jak człowiek poszukujący wody na pustyni. On był moją oazą.
-Tęskniłam...- mruknęłam w jego tors gdy tylko przytulił mnie do siebie.
-Ja też księżniczko.- mimowolnie uśmiechnęłam się na jego słowa.
-Będę walczyć, przecież tyle przetrwaliśmy razem. Tym razem głupia choroba nas nie rozdzieli.
-Na zawsze razem?- odezwał się wyciągając dłoń w moją stronę.
-Na zawsze.- szepnęłam, chwytając go za rękę. Po czym ponownie złączyliśmy razem swoje usta. Każdy jego dotyk, czułość skierowana w moją osobę dodaje mi odwagi. Nie pragnę bliskości nikogo tak bardzo jak Mikea. Wiem, że jeśli nawet nie przezwyciężę śmierci, to udało mi się spotkać w swym życiu prawdziwą miłość.
-Dlaczego płaczesz, kochanie?- popatrzył na mnie z troską, ścierając kciukiem słoną łzę z policzka. Nawet nie wiem kiedy wypłynęła zza powieki.
-To ze szczęścia. Ze świadomości, iż mam ciebie, swoją miłość życia. Obiecaj mi jedno... jeżeli nie przeżyje, to znajdź sobie kogoś z kim będziesz szczęśliwy. Nie zadręczaj się tym, że mnie już z tobą nie ma. Ja zawsze będę. Tylko tam na górze.- uśmiechnęłam się słabo na tą myśl, iż mój czas dobiega końca. Tyle spraw pozostało mi do rozwiązania. Marzenia, których nie udało mi się zrealizować. Nie sądziłam, że tak szybko wszystko się zakończy. Nie chcę odchodzić, nie teraz kiedy jest dobrze i widziałam światełko nadziei oraz ostateczny kres problemów jakie do tej pory spotkały mnie oraz moich bliskich. Wiedziałam, jak bardzo cierpią patrząc na moją powolną śmierć. Widziałam każdy ich smutek oszukiwany uśmiechem, każdą łzę majaczącą przy powiekach, która i tak po chwili została szybko ścierana.
-Kochanie! Córeczko...- drzwi sali szpitalnej otworzyły się z impetem, a w nich stanęła zapłakana mama wraz z Robinem i Gemmą. Tak dawno ich nie widziałam, ale jeśli mam być szczera nie chciałam ich już zobaczyć w moim życiu. Może i Anne mnie urodziła, ale nie okazywała miłości jak każda matka swemu dziecku powinna.  Popatrzyłam zdezorientowana na Mikea, który tak samo jak ja nie wiedział co zrobić.
-Mamo, co ty tutaj robisz?- powiedziałam cicho, przyglądając się dokładnie każdemu ruchowi wykonywanemu przez kobietę.
-Harry nas poinformował o twoim stanie. Chcieliśmy przyjechać wcześniej, ale nie było biletów lotniczych.
Byłam zła, ponieważ przez cały ten okres wydarzeń mieli nas dość. Tak jakby zapomnieli o nas, o naszym istnieniu, a teraz? Tak po prostu przyjeżdżają?! Do tej jakże paradoksalnej historii, brakuje jedynie zmartwionego ojca, który nagle też postanowiłby aby tu przyjechać. Moją jedyną rodziną jest Harry wraz z chłopakami. Złość z każdą chwilą wzbierała we mnie co raz to bardziej. Bałam się wypowiedzieć jakiekolwiek słowo w obawie przed niekontrolowanym  wybuchem złości.
-Jak się czujesz córciu?- mama podeszła do mnie, łapiąc za dłoń w opiekuńczym geście.
-Jak może się czuć umierającą 17-latka?- spytałam z ironią. Nie miałam ochoty na tą rozmowę. Nie wiedziałam ile im zajmie wyjście z tej sali, ale chciałam aby nastąpiło to jak najszybciej.
-Boli cię?- spytał Robin, podchodząc do łóżka.
-Chwilowo nie. Dostałam morfinę.- mruknęłam, odwracając wzrok w przeciwną stronę.
___________________________________________________________________________
Kochani w końcu jestem.
Bardzo was przepraszam za tak długą i nieprzewidzianą przerwę. Teraz jednak wracam pełną parą. Rozdziały pojawiają się co 2 tygodnie. Mam nadzieję, że chodź trochę zaciekawił was ten rozdział i pozostaniecie ze mną na dłużej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz