poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział 92 cz.II

Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka nawet na 30 minut. Dręczyły mnie myśli, które nie dawały mi zasnąć. Bałem się, że mogę stracić najważniejszą osobę w moim życiu.
-Stary, coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze.- do kuchni wszedł Niall, a zanim reszta.
-Tak, stało się... Nie wiem jak to powiedzieć.- mruknąłem, patrząc na każdego z nich po kolei.
-Chyba kogoś nie zabiłeś.- zażartował Zayn i usiadł obok mnie przy stole. –Co się stało Harry?
-Leayna … ona.. ona…  ma raka.- na samą myśl traciłem wiarę, że kiedykolwiek w naszym życiu zapanuje spokój.
-Co?! Żartujesz sobie Styles, prawda?- Liam patrzył na mnie wyczekując aż wstanę i zacznę się śmiać, mówiąc, że to tylko głupi żart. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.
-Niestety, nie.- mruknąłem.
-Co teraz?- odezwał się Louis, który z wrażenia aż usiadł.
-Nie wiem. Boję się, jak zareaguje Ley na tą wiadomość.- mój głos się załamał.
-Będzie dobrze.- Zayn poklepał mnie po ramieniu.
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Bałem się o przyszłość Leayny. Przecież jest taka młoda, ma dopiero 17 lat, a cały świat stoi przed nią otworem.
~~Leayna~~
Czułam się dobrze, a słońce przebijające się przez okno dodawało mi energii. Byłam zła, że muszę tu siedzieć. Z samego rana usłyszałam pukanie w drzwi, po czym lekko się uchyliły i zobaczyłam w nich lekarza.
-Dzień dobry Leayno.- uśmiechnął się promiennie, po czym usiadł na krzesełku obok mojego łóżka.
-Dobry. Kiedy będę mogła wyjść stąd? Czuję się bardzo dobrze.- odwzajemniłam uśmiech.
-Niestety nie prędko.
-Czy coś się stało?- zmarszczyłam czoło, patrząc na niego wyczekująco.
-Przychodzę do ciebie z dwiema wiadomościami. Jedna jest dobra, a druga zła.
-W takim razie … niech pan zacznie od tej złej.- mruknęłam, bojąc się, co mogłabym usłyszeć.
-Leayna, posłuchaj. To co zaraz usłyszysz wcale nie jest wyrokiem. Masz szanse na wyleczenie i to spore..
-Niech pan w końcu powie co mi jest.
-Masz raka.- po tych słowach nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Oczy zalały mi się łzami.
-Leayna, wykryliśmy go dość wcześnie. Masz szanse wyleczenia…- przerwałam.
-Co teraz ze mną będzie?- po policzku spłynęła mi jedna, samotna łza.
-Zaczniemy jak najszybciej leczenie. Twój brat już wyraził zgodę.
-Czyli kiedy?
-Od jutra. Dziś dostaniesz już leki, a jutro spróbujemy chemioterapii.
-Wszystko jedno.- mruknęłam, odwracając się w stronę wielkiego okna.
-Leayna, naprawdę masz szanse.
-Chcę pobyć sama.- wyszeptałam, zanosząc się płaczem.
Lekarz posłuchał mnie i wyszedł z Sali. Po tym zaczęłam płakać jak dziecko, bez opamiętania.
Nie wiem ile czasu minęło, ale zakładam że dość dużo. Nie sądziłam, że kiedykolwiek stanę przed takim wyzwaniem. Dlaczego ja muszę tak mocno cierpieć?  Jeden ma szczęśliwe, pozbawione problemów życie, a drugi wręcz obładowany jest nimi.
-Mała, co się stało?- usłyszałam za sobą ochrypnięty głos Mikea. Szybko otarłam łzy z oczu i policzków. Odwróciłam się do niego przodem.
-Nic.- uśmiechnęłam się sztucznie.
-Myślisz, że uwierzę?
-Zostawisz mnie, jak się dowiesz…- odwróciłam od niego wzrok, patrząc na swoje palce.
-Nigdy kochanie.- poczułam jego ciepłą dłoń na swym policzku.
-Mam raka.- powiedział beznamiętnie.
-Oh mała…- po tych słowach przytulił mnie do siebie. Znów zaczęłam płakać, a on głaskał mnie po plecach. Wiedział, że jakiekolwiek słowa są zbędne.
-Skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że cię zostawię?- wyszeptał do mojego ucha.
-Kto chciałby mieć chorą, umierającą dziewczynę?- na te słowa przytulił mnie mocniej, jeżeli było to w ogóle możliwe.
-Przestań. Nigdy cię nie zostawię. Jesteś dla mnie najważniejsza.- pocałował mnie w czubek głowy, na co mimowolnie uśmiechnęłam się do niego.
***
Minął tydzień, po którym nie mam ochoty ani siły na nic. Po tej cholernej chemioterapii czuję się okropnie. Tak jakbym straciła jakiekolwiek uczucia. Codziennie odwiedzając mnie chłopaki, a nawet ich dziewczyny. To miłe z ich strony, tylko ja czekam aż w drzwiach pojawi się Mike, który po tym jak dowiedział się, nie odwiedził mnie ani razu. Lekarz powiedział mi, że jutro będę mogła wrócić do domu, jednak nie ma mowy o szkole. Ponoć to zbyt niebezpieczne.
-Jak się czujesz mała?- do Sali wszedł Harry. Uśmiechnęłam się na jego widok, ponieważ wiem, że nie ważne co by się stało on zawsze będzie obok mnie.
-Bywało lepiej, ale nie mogę narzekać.- uśmiechnęłam się.
-To dobrze księżniczko. Jestem z ciebie naprawdę dumny. Musisz być silna, jeśli nie dla siebie to dla mnie. Świat bez ciebie nie będzie miał dla mnie żadnego sensu.
-Pamiętam Hazza, mówisz mi to codziennie. Trudno zapomnieć.- uśmiechnęłam się, obejmując go gdy usiadł obok mnie na łóżku.
-Wyzdrowiejesz, wieżę w to.- mruknął, jak by sam do siebie.
-Nie zostawię cię.- popatrzyłam mu w oczy, w których widziałam ból i smutek. To wszystko przeze mnie. Miałam nie sprawiać mu przykrości, miałam być jego radością i dumą. Znów stałam się ciężarem, balastem którego nie można się pozbyć. Jego wzrok wyraża bezradność. Czuję się z tą świadomością bardzo źle, jednak obiecałam mu żyć. Być jego promieniem, który podnosi go  w trudnych chwilach. Dotrzymam obietnicy i pewnego dnia przytulę go jak jeszcze nigdy dotąd, mówiąc ,,Udało się.” . Nikt nie mówił, że będzie łatwo ale, że będzie warto.
-Zostałaś mi tylko ty… To ty podnosisz mnie na duchy i powodujesz, że potrafię doszukać się sensu swego istnienie. Ty i Victoria jesteście jedynymi osobami na których zależy mi tak bardzo.
-Właśnie, gdzie jest Victoria?- oderwałam się od loczka, patrząc na niego pytająco.
-Przychodzi tu codziennie razem ze mną, ale nie ma odwagi aby tu wejść ze względu iż wie, że jej nie lubisz. Obawia się, że mogłabyś się podenerwować, a wtedy twój stan zdrowia mógłby się pogorszyć.
-Czemu nic mi nie mówiłeś? Zawołaj ją tu.- zdziwiło mnie to. Czułam się źle, że ktoś stara się być dla mnie miły, a ja tego nie doceniam.
Po chwili drzwi lekko się uchyliły, a w nich dostrzegłam Vici uśmiechniętą.
-Hej.- powiedziała, niepewnie wchodząc do środka.
-Cześć.
-Jak się czujesz? –usiadła na miejscu które przed chwilą było zajęte przez Harrego.
-Jak może się czuć dziewczyna z rakiem? Raczej nie świetnie.- prychnęłam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Byłam chyba po prostu na siebie zła, że akurat mnie to wszystko spotyka.
-Tak, racja. Wybacz za pytanie.- mruknęła zmieszana.
-Wiesz co jest najgorsze? Że jutra może już dla mnie nie być.
-Nie mów tak, przecież lekarze rokują dobrze.
-Ważne, co ja czuję. Teraz może i jest dobrze, ale za kilka dni zacznie się męczarnia. Dla Harrego będę jedynie zbędnym balastem.- po policzku spłynęła niechciana łza, która pokazywała moją słabość.
-No ej, nie tylko ty walczysz. Jesteśmy razem z tobą w jednej drużynie.- uśmiechnęła się pokrzepiająco. Mimo tak Błahych słów, podniosły mnie one na duchu.
***
Minął kolejny tydzień, a z nim 3 chemioterapie po których jedynie spałam. Nie miałam ochoty na nic. Byłam zła na lekarzy za to, że skłamali. Miałam już dawno wyjść, a mimo to dalej tu jestem. Czuję się jeszcze gorzej. Czy aby na pewno to mi pomorze ?
-Gdzie jest Mike?- po policzkach lały mi się łzy. Nie widziałam go od 2 tygodni, a ja go potrzebuję. Gdy obudziłam się po kolejnych badaniach nie mogłam wytrzymać z bólu jak i bezradności, że tracę osobę na której tak bardzo mi zależało. Lekarz gdy tylko zobaczył w jakim stanie jestem, zadzwonił po brata. Niestety przyjechał dopiero  po 3 godzinach ze względu na sprawy związane z wydaniem nowej płyty.
-Nie mogę się do niego dodzwonić, mała nie płacz.- Harry był bezradny, jednak ja tak bardzo chciałam go zobaczyć.
-Czemu nie przychodzi?!- nie wiedziałam co ze sobą zrobić, było mi tak przykro z tego powodu.
-Nie wiem aniołku. Proszę, nie płacz. Szkoda łez na niego mała. Gdy widzę twoje łzy czuję jak by nie widzialny nóż wbijał się w moje serce.
Popatrzyłam na niego pytająco, na co on zbliżył się w moją stronę i przetarł mokre policzki.

-Będę dzwonił aż do skutku. Zaciągnę go nawet jeśli będę musiał użyć siły. Zobaczysz go.- uśmiechnął się, a ja mocno przytuliłam się do jego rozgrzanego torsu.

________________________________________________________________________
Hej
Pisałam posta wcześniej co sądzę o tym wszystkim. Mam nadzieję, że chociaż część z was postanowiła przeczytać. Tym razem pozostawiam wam kolejny rozdział do waszej oceny. Niech przynajmniej kilka komentarzy pojawi się pod tym rozdziałem. To tak nie wiele, ale dla mnie mega motywacja do pisania i przede wszystkim ciekawszych rozdziałów. Więc nie czekaj tylko zacznij pisać opinię itp. Wierzę, że dacie radę! :D

1 komentarz:

  1. Zapowiada się nieźle. Pisz dalej!

    Ps. Myślałaś nad wydaniem książki?

    OdpowiedzUsuń