sobota, 26 marca 2016

Rozdział 91 ,,udawanie szło mi dość dobrze"


Bałam się o swoje życie. Co się stanie ze mną gdy wyjadę po za Wielką Brytanię? Czy Harry będzie mnie szukał, a może tylko czekał na dogodną chwilę aby się mnie pozbyć?
Mimo to wysłałam do niego smsa z komórki dziewczyny, a raczej fanki chłopaków, która mnie rozpoznała. Uśmiechałam się do niej, robiąc dobrą minę do złej gry. Jeżeli nie zdąży przeczytać wiadomości na czas, nie wiem co się ze mną stanie. Gdy ojciec spostrzegł, że nie ma mnie obok niego, wściekł się. Znalazł mnie w momencie, kiedy oddawałam komórkę dziewczynie.
-Leayna, co ty tu robisz?!- warknął, chwytając  mocno za ramię, powodując u mnie ból. Chciałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Odwróciłam się jeszcze do szatynki i zrobiłam przepraszającą minę, po czym znikłam w tłumie.
-Po co to robisz?- warknęłam. Z każdą chwilą byłam bardziej nerwowa, ponieważ nigdzie nie mogłam dostrzec Harrego. Traciłam nadzieję, że mnie uratuje od tego człowieka.
-Jesteś moją córką, a teraz kiedy urosłaś przydasz mi się bardziej. Naprawdę jestem wdzięczny im za to, że cię znaleźli, przynajmniej nie musiałem bawić się w poszukiwania.- parsknął śmiechem, ciągnąc do odprawy.
Bałam się, ponieważ słowa które wypowiedział brzmiały tajemniczo, zbyt tajemniczo. Co jeżeli chce mi zrobić krzywdę? Chciałam krzyczeć, płakać wszystko co zwróciło by uwagę ludzi, którzy mogliby mi pomóc. Jednak naładowany pistolet w każdej chwili mógł by mnie zabić. Dlatego bałam się zrobić cokolwiek.
-Rusz się.- warknął, a ja stałam w miejscu. Chwycił mnie mocno za nadgarstek i pociągnął ponownie w stronę odprawy. Napis nad wejściem wskazywał, że lecimy do Moskwy, a nie do jego domu w Berlinie.
-Leayna!- usłyszałam w oddali głos brata. Jednak przyjechał, chciałam krzyczeć oraz pobiec do niego, jednak szybko uniemożliwił mi to starszy ode mnie mężczyzna.
-Za każdy błąd, czeka cię kara.- warknął, a ja przełknęłam gulę w gardle.
-Harry!!- zwinnie odwróciłam się w stronę hali. Wtedy poczułam szarpnięcie za włosy, na co pisnęłam, a z oczu popłynęły słone łzy.
Ojciec podał bilety przy bramce i gdy udało się nam bez żadnego problemu przejść przez kontrolę, usłyszałam podniesione głosy za plecami.
-Tam jest moja siostra, Ley!- głośny krzyk Harrego, sprawił, że ruszyłam w bieg pod nieuwagę mężczyzny. Ochrona szamotała się z loczkiem, a ten kiedy mnie zobaczył, lekko się uspokoił.
-To ona.- wskazał na mnie.
-Znasz tego mężczyznę?- zapytał jeden z ochroniarzy, podchodząc do mnie.
-Tak, to mój brat.- powiedziałam, chcąc iść do niego.
-Ona się go boi, dlatego zabieram ją do siebie, aby nie zrobił jej już żadnej krzywdy. Niech panowie zabiorą tego mężczyznę z dala od mojej córki. Nie widzi pan, że jest przerażona?- wtrącił się ojciec, wtrącając do rozmowy, zasłaniąjąc swym ciałem.
-Wcale nie! On mnie porwał, ja chcę do swojego brata.- rozpłakałam się, nie mogąc wytrzymać tego wszystkiego.
-Niech pan się odsunie, chciałbym porozmawiać z dziewczyną.- ochroniarz zwrócił się do ojca, a ten się odsunął.
-Nazywasz się Leayna, tak?
Przytaknęłam na jego pytanie.
-Rozstrzygnijmy to szybko. Czy ten mężczyzna-wskazał na ojca - naprawdę cię porwał?
-Tak.- mruknęłam, spuszczając głowę. -Mogę do brata?- spytałam cicho, na co ochroniarz się zgodził.
-Natomiast pan pójdzie z nami.- zwrócił się do "ojca".
Szybko pobiegłam do Harrego, wieszając się na jego szyi.
-Tak bardzo się o ciebie bałem.- objął mnie, podnosząc do góry, przez co oplotłam go nogami w talii.
-Myślałam, że już mnie nie znajdziesz.- zapłakałam w jego szyję.
-Dobra mała, idziemy stąd.- mruknął, idąc ze mną na rękach w stronę wyjścia. Nawet fanki nie prosiły o autografy i zdjęcia, jedynie szeptały coś między sobą.
Po chwili staliśmy już obok auta loczka, szybko weszłam do środka pojazdu.
-Na szczęście zdążyliśmy.-odezwał się głos obok mnie, który jak się po chili okazało należał do Nialla. Przytuliłam go, a następnie Liama. Nie czekając dłużej, Hazza odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę do domu.
Weszłam do domu nic nie mówiąc. Chciałam być teraz sama, nie musząc wysłuchiwać  niepotrzebnych słów kogokolwiek. Skierowałam się w stronę pokoju, jednak gdy byłam na drugim schodku, zatrzymał mnie Harry.
-Musimy porozmawiać.- mruknął beznamiętnie. Lekko przytaknęłam, ponieważ każdy mój sprzeciw mógłby pogorszyć nasze relacje, a to ostatnia z rzeczy, które chciałam by się wydarzyły.
Weszliśmy do jego pokoju, usadawiając się wygodnie na kanapie.
-Ley, teraz jest wiele rzeczy, które nie pozwalają  ci normalnie funkcjonować, jednak ostatnimi czasy zauważyłem, że sama do tego dążysz.
-Co?! To nie prawda!- krzyknęłam oburzona. Myślałam jak głupia, że jednak chce ze mną porozmawiać jak normalny brat. Myliłam się…. On znów chce mi wytykać moje błędy.
-Wiem, że to co miało miejsce godzinę temu nie jest z twojej winy, a raczej mojej bo kazałem ci jechać i pozwoliłem na to.- mruknął, przecierając dłońmi po twarzy.
-Nie obwiniaj się.- przytuliłam go, ponieważ zrobiło mi się go żal.
-Leayna, jest mi naprawdę ciężko to wszystko przetrwać, a ty wcale nie chcesz mi w tym pomóc.
-Przepraszam…- do tej pory nie zwracałam uwagi na loczka i to co może czuć. Zrobiło mi się przykro, bo to ja doprowadzałam go do takiego stanu.
-Mała, czuję się bezradny i czuję, że tracę siły. Zrezygnowałem z pracy, biorąc kilkumiesięczne wolne specjalnie dla ciebie. Nie śpię po nocach, zastanawiając się co dalej. Zostaliśmy sami i musimy się nawzajem wspierać. Inaczej żadne z nas nie da rady tak dłużej ciągnąc.-niestety, ale miał rację. Nie umiałam się sprzeciwić jego słowom, ponieważ były ona prawdą. Jedna, samotna łza spłynęła po rozgrzanym policzku.
-Byłam taka samolubna…- stwierdziłam, wypowiadając te słowa raczej do siebie niż do niego.
-Naprawimy to?- spytał z nutką Nadzie w głosie.
Przytaknęłam ruchem głowy, na co on uśmiechnął się, przyciągając mnie ponownie do swojego ciała.
-Leayna, kiedy pójdziesz do szkoły? Masz mnóstwo zagrożeń, jednak nauczyciele zgodzili się ci pomóc. Ja również, załatwię ci korepetycje jeżeli będą one potrzebne.
-Naprawdę?- nie mogłam uwierzyć, że Harry naprawdę się mną przejmuje.
-Tylko czekałam kiedy to powiesz, że mogę iść.- zaśmiałam się, na co on również.
-Cieszę się, że w końcu się uśmiechasz. To najlepsze co mnie spotkało w życiu. Bycie twoi bratem jest wyzwaniem, ale pamiętaj że nie ważne co by się działo możesz do mnie przyjść. Kocham cię nad wszystko.
-Nawet Victorie?- pokazałam mu język, śmiejąc się nawet nie wiem z czego.
-Nawet bardziej niż ją.- wyszczerzył się.
***
Obudziłam się z krzykiem, oblana potem. Śniło mi się, że tacie udało się mnie porwać i robiłam za jego niewolnicę.
Zaczęłam płakać, bo gdyby nie Harry, tak mogło ze mną się stać. Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a przez nie wbiegł do pokoju nie kto inny jak Hazza.
-Mała co się stało?!- jego ton głosu był podenerwowany.
-Nie, to tylko zły sen.- mruknęłam przejeżdżając dłońmi po twarzy. Loczek usiadł obok mnie.
-Już wszystko dobrze?- spytał  troską. Przytaknęłam ruchem głowy, przecierając łzy.
Harry przytulił mnie do swojego rozgrzanego ciała, kołysząc nami na boki w geście uspokojenia.
-Tylko ty mi zostałeś.- załkałam.
-Ciii, to tylko sen.- pocałował mnie w czubek głowy. –Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
Przesiedzieliśmy tak dłuższy czas, aż nie uspokoiłam się w zupełności i nie stałam się senna. Harry położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Gdy wstawał, chwyciłam go za nadgarstek.
-Zostaniesz ze mną?- popatrzyłam na niego  z miną zbitego pieska.
On jedynie wypuścił powietrze z płuc, ponownie kładąc się na łóżku i przykrywając szczelnie kołdrą.

~~Mike~~
Od imprezy nie miałem z nią kontaktów. Podobno policja ją złapała gdy szła sama przez park. Żałowałem, że nie odprowadziłem jej pod sam dom.  Jednak alkohol płynący w moich żyłach nie pozwolił mi trzeźwo myśleć.
Martwiłem się o nią, ponieważ nikt nic nie wiedział co się z nią dzieje. Ponąć jakieś artykuły z rzekomym porwaniem krążą po Internecie, ale gdy tylko to usłyszałem parsknąłem na to śmiechem. Co za bzdura!
Stałem z Peterem i Maxem, omawiając plany na ten sezon, gdy za plecami rozniósł się szum rozmów i wcale nie cichł. Ciekaw odwróciłem się w stronę hałasu, a wtedy mnie zamurowało. Przede mną  stała uśmiechnięta Leayna. 
-Czemu mnie nie uprzedziłaś?- odwzajemniłem uśmiech, przytulając ją do swojego torsu.
-Mi ciebie też miło widzieć.- zaśmiała się.
Czułem na sobie wzrok innych. Popatrzyłem na chłopaków porozumiewawczo, na co oni niechętnie przytaknęli. Podeszli niepewnie do szatynki, jak małe dzieci gdy zrobią coś źle.
-Leayna my chcielibyśmy cię przeprosić, to co robiliśmy było okropne względem ciebie.
-Rozumiem, coś jeszcze?- mruknęła, odsuwając się od naszej trójki.
-Wybaczysz nam?- spytał Peter, na co ona prawie niezauważalnie przytaknęła. Chłopaki od razu się na nią rzucili, chwytając w żelaznym uścisku. Widziałem, że każdy uśmiech przychodził jej z trudem i sam nie wiem czy są one prawdziwe, czy raczej udaje by wzbudzić w nas fałszywy spokój.
-Będziesz dziś na treningu?- zapytał Max, na co ona popatrzyła  na niego jak na głupiego.
-Nie.- mruknęła oschle i odwracając się na pięcie odeszła od nas. Popatrzyliśmy po sobie, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.

~~Leayna~~~
Sądziłam, że powrót do szkoły poprawi moje samopoczucie, ale po przekroczeniu progu budynku wszystkiego wspomnienia wróciły. Popatrzyłam na swoje nadgarstki, przypominając sobie każde słowo jakie wypowiedziano w moją osobę, każdy czyn który niszczył moją godność, każdy śmiech, każdy wzrok, każdy szantaż.
Wszystko wróciło w zatrważająco mocnym uderzeniem. Miałam chęć uciec, ale było za późno, ponieważ grupka przyjaciół dość sprawnie mnie zauważyła.
-Ley!- wykrzyknęła Rosi i rzuciła się na mnie. Mimo wszystko uśmiechnęłam się na ten gest. Po niej zawtórowali inni.
-Już myślałem, że nigdy nie pojawisz się w szkole.- zaśmiał się Steven, dając kuksańca w ramię.

***
Byłe chwile w których udawanie szło mi dość dobrze, ale po chwili już nie umiałam ciągnąć tego kłamstwa i wolałam odejść, by pobyć sama. Przez tak długi czas nikt się mną nie interesował w sposób opiekuńczy, że to uczucie stało się dla mnie obce. Wolę posiedzieć i pomyśleć w samotności.
Tak samo było z Mikem i jego kolegami z drużyny. Bolał mnie fakt, że dla własne dobra muszę unikać treningów przez jakiś czas. Chciało mi się krzyczeć. Miałam tyle zakazów, a każdy mój ruch był sprawdzany, czy aby na pewno jestem bezpieczna.
Nie odeszłam na dużą odległość gdy dostałam smsa. Odblokowałam ekran by sprawdzić, kto postanowił do mnie napisać.

,,Witaj córciu, jak się czujesz? Mama xx"

Komórka wypadła mi z rąk, ponieważ byłam zbyt zszokowana tym co przeczytałam, a świat jak by na chwilę zwolnił. W głowie mi pulsowało i gdybym nie chwyciła się pobliskiego parapetu, upadłabym na podłogę. Poczułam dłonie na swojej talii, które podtrzymywały mnie w pozycji stojącej.

________________________________________________________________________
Hej kochani!
Wybaczcie mi za tak długą nieobecność. Niestety idące święta, egzaminy, zadane zadania/kartkówki/sprawdziany. Powodowały, że nie miałam czasu dla siebie. Do tego musiałam pisać kilka razy ten rozdział, ponieważ mój "kochany" word usuwał moje prace. Osobiście, nie podoba mi się ten rozdział. Moim zdaniem brakuje w nim czegoś, ale oddaje wam go w obieg :D. Mam nadzieję, że skomentujecie, ponieważ dobrze wiecie jakie to dla mnie ważne. Jeden komentarz nie jest pocieszający, chodź bardzo za niego dziękuję bo znaczy dla mnie wiele.
Kolejny rozdział dopiero za miesiąc, ponieważ nie będę mieć teraz czasu. Także do 24 kwietnia kochani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz